Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ponad marzenia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Maj 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ponad marzenia - ebook

Grayson – twardy, zamknięty w sobie, ma jeden cel: zostać pilotem. Samantha – nowa współlokatorka Graysona i jego kolegów ze szkoły lotniczej, piękna, nieco szalona i bardzo nieszczęśliwa. Oboje ukrywają rozpacz i poczucie winy. Czy miłość wyrwie ich z piekła wspomnień?
Grayson: Skończyć szkołę i usiąść za sterami helikoptera. To moje marzenie. Pozwalało mi nie myśleć o chwili sprzed pięciu lat, kiedy mój świat się zatrzymał. Ale Samantha sprawiła, że znów zaczął się kręcić. Stała się moją ziemią, wokół której krążę – planetą zapierających dech krajobrazów, dzikich rzek, gorących wulkanów i oceanów tajemnic. Nie wiedziałem jeszcze jak bolesnych…
Samantha: Chcę zapomnieć. O tej jednej chwili, która kosztowała mnie utratę wszystkiego – szacunku ludzi, miejsca w college’u, szansy na studia. Uciekałam przed przeszłością, przed sobą samą. Aż spotkałam Graysona. Nie zamierzałam odkrywać jego sekretów. Miałam dość własnych. Ale nie mogłam przestać myśleć, co się kryje za murem, jakim się otoczył. Lecz może każda kolejna bariera, jaką zburzę, przybliża mnie do prawdy, na którą nie jestem gotowa.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5957-4
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

SAM

Jakie są dokładnie zasady pozostawiania tamponów w łazience faceta? W dodatku nienaturalnie schludnej łazience? Cóż, teraz należała i do mnie, więc stan dziewiczy nie potrwa długo.

Otworzyłam i zamknęłam drzwi szafki kilka razy, ale różowe pudełko rzucało się w oczy jak… no, jak jaskrawe różowe pudełko.

Może powinnam sprawić sobie inne pudełko? Czy rzeczywiście poważnie debatuję nad tym, gdzie będę trzymała tampony? Puściłam drzwiczki, żeby się zamknęły i wycofałam się powoli, jakbym celowo zostawiła tam dowód rzeczowy czy coś w tym rodzaju.

Moja kosmetyczka spoczywała po lewej stronie umywalki, ale armia płynów i odżywek, którymi musiałam ujarzmić swoje niesforne loki w południowej wilgoci, zabierała więcej miejsca niż to, co zostało mi przydzielone, włączając w to także jedną ze świeżo opróżnionych szuflad. Tak, to wszystko natychmiast zdradzało tu obecność dziewczyny.

Do diabła z tym, teraz tu mieszkam, a więc moje tampony też… od całych dwunastu godzin.

Poszłam korytarzem do pokoju, na palcach mijając drzwi mojego nowego współlokatora i weszłam w swoje, dokładnie naprzeciwko. To, że ja byłam na nogach o szóstej czterdzieści pięć rano, nie oznacza, że on też musi, a nie chciałam zaczynać znajomości od brutalnej pobudki.

– Czas wstawać! – zawołała Ember śpiewnie i wkroczyła do mojego pokoju, chowając jedną rękę za plecami.

Najlepsza przyjaciółka czy nie, wydawała się zbyt zadowolona jak na tak wczesną porę. Wyraźnie służyło jej słońce Alabamy i to wszystko, co robiła ze swoim chłopakiem, Joshem, o czym wolałam nie wiedzieć. Teraz jej chłopak był moim quasi-współlokatorem, wraz ze swoim najlepszym kumplem Jaggerem i jeszcze jednym facetem, którego imienia nie byłam w stanie zapamiętać.

Trzech chłopaków. Jedna dziewczyna. Cóż, zdarzają się niezręczne sytuacje, no i jestem ja. Ember rozejrzała się dookoła, patrząc na częściowo rozpakowane pudła.

– Rany. Czy ty w ogóle spałaś?

– Kilka godzin. – Prawie wcale. – Pobudzisz chłopaków, jeśli nie będziesz cicho.

– Proszę. Grayson wrócił do domu w nocy i cała trójka poszła pół godziny temu pobiegać. Myślisz, że czemu jestem takim rannym ptaszkiem?

Jej uśmiech powiedział mi więcej, niż miałam ochotę wiedzieć.

Grayson. Zgadza się.

– Już ich nie ma? Muszą mieć jakieś tajemne moce, bo w ogóle ich nie słyszałam. A jeśli chodzi o was dwoje, uch. Przysięgam. To obłędne. I godne pozazdroszczenia.

Roześmiała się w odpowiedzi i wręczyła mi torebkę, którą trzymała za plecami.

– Witaj w Alabamie!

– Przecież ty jesteś z Tennessee.

– Hej, jako czasowo zameldowana w stanie Alabama… czy coś, wolno mi cię tutaj powitać. A teraz weź swój prezent. – Potrząsnęła srebrną torebką na prezent.

Wzięłam ją, rzucając szkarłatne bibułki na stos pudełek, a potem wyjęłam z torebki bordową koszulkę z dekoltem w szpic i napisem „TROY” na piersi. Uśmiechnęłam się szeroko.

– Jest idealna i bardzo mi się podoba!

Od tak dawna nie czułam się szczęśliwa, że trudno mi było rozpoznać to uczucie.

– Nowy początek. Nowa szkoła. Nowa koszulka. – Ember uśmiechnęła się i uściskała mnie. – Wiem, że zajęcia zaczynają się dopiero za kilka tygodni, ale uznałam, że to dobry dzień, żeby ci ją dać.

Ja też ją uściskałam.

– Dziękuję. Naprawdę. Gdybyś mi nie podsunęła, żebym starała się o przyjęcie do Troy, i gdyby Jagger nie zgodził się, żebym tu zamieszkała, i gdyby Josh nie pomógł mi spakować tych wszystkich mebli…

– Po to tu jesteśmy. O! Prawie zapomniałem. – Wyciągnęła kartkę papieru z kieszeni spodni piżamowych. – Hasło do wi-fi. Wiem, że masz randkę na Skypie z mamą. Masz ochotę na kawę?

– Jasne, do diabła. Czy to w ogóle było pytanie?

– Nie – odparła, idąc już w dół korytarza.

W lustrze toaletki odbiło się jabłuszko, kiedy włączyłam mój laptop. Podłączyłam się do internetu.

– Piloci. Oczywiście – mruknęłam ze śmiechem i zalogowałam się na Skypie trzy minuty za wcześnie.

Była już.

Komputer zadzwonił, więc odebrałam, a kilka sekund później na ekranie pokazała się twarz mamy. Wyglądała na zmęczoną. Rozpięła bluzę i powiesiła ją na oparciu krzesła. Teraz miała na sobie tylko jasną podkoszulkę.

– Samanta. Jak się masz? – spytała ze słabym uśmiechem.

Ściany jej pokoju w Afganistanie były zupełnie puste, jeśli pominąć moje oprawione zdjęcie z uroczystości zakończenia szkoły średniej.

– W porządku. – Postawiłam laptop na toaletce. – Rozpakowuję się. A co u ciebie?

– To był długi dzień, ale trzymam się jakoś… Co ty, na litość boską, masz na sobie?

Spojrzałem w dół i znowu na nią.

– Uch… piżamę?

Miałam kilka strojów, przy których te bokserki i top bez rękawów wyglądałyby niemal pruderyjnie.

– Nie możesz chodzić w takiej piżamie teraz, kiedy mieszkasz z mężczyznami. Idź i kup sobie coś przyzwoitego do spania.

– Może włosiennicę albo pas cnoty, mamo.

Rzuciła mi to szczególne spojrzenie.

– Nie bądź taka pyskata. Sugeruję tylko, że można pokazywać trochę mniej ciała, a za to trochę więcej zdrowego rozsądku.

– Tak jest – odpowiedziałem melodyjnie.

– Samanto.

Westchnęłam.

– Pójdę dzisiaj, mamo, i coś kupię, ale twoje poglądy są bardzo przestarzałe.

– Zrób to dla mnie, dobrze? Nie jestem zachwycona faktem, że mieszkasz z chłopakami, tak jak i tym, że wyjechałaś na studia do jakiejś zapadłej dziury w Alabamie.

– Cóż, ta uczelnia mnie przyjęła, w przeciwieństwie do dwudziestu innych, do których pisałam. – Musnęłam palcami srebrne litery na mojej nowej koszulce.

– A czyja to wina? – warknęła mama.

Spojrzałam na nią ostro.

– Myślisz, że nie wiem? Robię wszystko, żeby naprawić to, co się stało. Dostałam się na prawdziwe studia, jak chciałaś, stanęłam na własnych nogach, dzisiaj zaczynam szukać pracy. Ale nie jestem w stanie cofnąć czasu i zmienić ostatniego roku. – A zrobiłabym to, gdybym mogła. Żal był w moim życiu jak stały, wywołujący mdłości refren. – Jeśli będę miała dobre oceny, może uda mi się wrócić do Kolorado w semestrze wiosennym.

Jeśli zdołam spojrzeć im wszystkim w oczy.

Zakryła twarz rękami i westchnęła.

– Przepraszam. Strasznie mi przykro, że przechodzisz przez to wszystko, a mnie przy tobie nie ma.

– Nie musisz mnie ratować, mamo. Wystarczy, że dasz mi trochę luzu.

Chociaż parę centymetrów. Chociaż raz.

– Może od początku dawałam ci za dużo luzu.

Rozległo się pukanie do drzwi.

– Wejść – odparła, natychmiast prostując się na krześle. Przekonałam się już dawno temu, że były tak naprawdę dwie kobiety, moja mama i…

– Pułkownik Fitzgerald? – W drzwiach jej pokoju ukazała się czyjaś głowa.

No właśnie, pułkownik Fitzgerald, alter ego mojej matki.

– Kapitanie, właśnie rozmawiam z córką, czy to może poczekać?

Jej głos sugerował, że tak.

– Nie, pani pułkownik, przykro mi, ale nie może.

– W takim razie już idę.

Moje ramiona opadły trochę.

Odwróciła się do mnie z tym swoim uśmiechem, który mówił „przykro mi, Sam, ale…”.

– Samanto, tak mi…

– Przykro – dokończyłam z wymuszonym uśmiechem. – Wiem, mamo. Obowiązki wzywają. Jutro o tej samej porze? Może opowiem ci, jakie mogę wybrać zajęcia?

– Będzie dobrze, kochanie. Jestem taka dumna z ciebie, że wzięłaś się w garść. Muszę iść.

– Na razie. – Pomachałam do niej i kliknęłam małe czerwone kółeczko, kończąc rozmowę. Doprowadzała mnie do szału, ale zawsze byłyśmy tylko my dwie. Przeszła piekło, wychowując mnie samotnie i jednocześnie wspinając się po szczeblach wojskowej kariery, zawsze wpatrzona w Marcelite Harris, pierwszą Afroamerykankę w stopniu generała dywizji.

Miałam niejasne wrażenie, że postanowiła ją przebić, zostając generałem broni.

Jeśli tylko ja nie będę wchodziła jej w drogę.

Moje konto mailowe zasygnalizowało aktualizacje z ostatnich dwudziestu czterech godzin, kiedy nie byłam online. Przesunęłam wzrokiem po reklamach i kilku prywatnych wiadomościach, aż zobaczyłam tytuł „Jak tam po przeprowadzce”; wiadomość została wysłana z konta [email protected]. Kliknęłam w nią z ciekawości i gwałtownie wciągnęłam powietrze.

„Nie ma znaczenia, gdzie się wyprowadzisz. Zawsze będziesz dziwką”.

Usunęłam mail i opuściłam ekran, żeby zamknąć laptop. Czułam, jak przyspieszył mi puls. Jak daleko muszę wyjechać, żeby od tego uciec? Można by pomyśleć, po ostatnich dziewiętnastu wiadomościach tego rodzaju, że powinnam przestać otwierać maile niewiadomego pochodzenia. Założyłam sobie nawet nowe konto mailowe, ale z czasem zaczęły pojawiać się także na nim.

Przestałam o tym myśleć, a przynajmniej spróbowałam. Nowy dzień. Nowy początek. Nowa szkoła. Tak, jak mówiła Ember. Czy czułaby tak samo, gdyby wiedziała, co zrobiłam? Nie powiedziałam o tym nawet mamie, zwaliłam wszystko co złe na oceny i ruszyłam dalej. Są rzeczy zbyt odrażające, żeby wyciągać je na światło dnia.

Schodząc na dół do kuchni, czułam pod stopami chłód drewnianej podłogi. Poranek był piękny i przez szybę przesuwnych drzwi wydawał się chłodny; ładnie, ale zdążyłam się już przekonać, że w południowej Alabamie w maju nie bywa chłodno. Wiedziałam, że już jest gorąco, a później będzie upalnie.

Nigdzie nie było śladu kawy ani Ember, był za to krótki liścik: „Zdaje się, że panom skończyła się kawa. Poszłam kupić, zaraz wracam. Mam nadzieję, że sobie fajnie pogadałaś z mamą”.

Jak na zawołanie moja głowa zaczęła pulsować, jakby wiedziała, że pozbawiono ją kofeiny, od której była poważnie uzależniona. Potarłam skronie i zaczęłam powoli otwierać szafki, starając się zapamiętać, co gdzie jest.

Było tu tak schludnie jak w łazience, dopóki się do niej nie wprowadziłam, wszystko równo poukładane i nieskazitelnie czyste. Nie przypominałam sobie, żeby Josh lub Jagger kiedykolwiek tak dbali o prządek. Otworzyłam drugą górną szafkę obok zlewu i zobaczyłam filiżanki, a dwie półki wyżej puszkę z kawą.

– Słodkie wybawienie – mruknęłam, stając na palcach, ale ledwie sięgnęłam do półki. Cholera. Za wysoko. Przyciągnęłam krzesło po podłogowych płytkach i ustawiłam je tyłem do szafek. Dlaczego, do diabła, trzymali kawę pod sufitem? Kogo się tu spodziewali? Kobe Bryanta?

Dobra, to nie było aż tak wysoko. Dam radę. Podciągając po jednym kolanie. naraz uklękłam na granitowym blacie i wyciągnęłam rękę do góry, ale kawa ciągle była poza moim zasięgiem. Przesunęłam ociekacz, gdzie schło kilka filiżanek, i ostrożnie stanęłam na blacie, trzymając się szafek tak mocno, że drewniane krawędzie zostawiły ślady na mojej skórze.

Zaciskając morderczo palce na szafce z jednej strony, drugą ręką sięgnęłam tak daleko, aż złapałam nią puszkę.

– Mam!

Ha! Sam widziałeś, Kobe.

– Co ty, do cholery, wyprawiasz?

Podskoczyłam, ale udało mi się złapać równowagę. Zwinna dziewczynka.

– Szukam kawy, a myślałeś, że co?

Stał obok, ociekając potem, z masywnymi, nagimi ramionami skrzyżowanymi na jeszcze masywniejszej piersi. Jasna cholera. Co ten facet robi? Skacze przez kozły, a potem zjada je na śniadanie?

Do czasu, kiedy zdołałam oderwać wzrok od tych lśniących mięśni i przenieść go na jego twarz, zaczęło mi się kręcić w głowie. Ćwiczenia oddechowe powinny pomóc.

Brodę miał kwadratową i mocno zarysowaną, tak jak całą resztę, a te usta… cóż, gdyby nie krzywił się tak, jakby zjadł właśnie coś kwaśnego, na pewno byłyby równie obłędne. Nos miał tak prosty jak plecy, ale to te jego oczy… Zwężone podejrzliwie, ciemnoszare. Ten kolor zdawał się przemawiać wprost do mojego serca. Nigdy nie widziałam oczu takiego koloru u nikogo, ani tak hipnotyzujących, ani tak poważnych.

Pomachał ręką przed swoją twarzą i potrząsnął głową. Cholera. Mówił coś, kiedy ja się na niego gapiłam.

– Rozwalę mu łeb, przysięgam. Słuchaj, nie wiem, kim jesteś, ale wiem, że nie jesteś stąd.

– Co? – Cofnęłam się w kierunku suszarki do naczyń.

– Który to? Bo obaj mają dziewczyny. Wspaniałe dziewczyny, które nie zasługują na koszmar, który im właśnie urządzasz. Więc który z nich to jest?

Żyły na jego potężnej szyi nabrzmiały.

– Nie mam pojęcia, o czym mówisz. – Był super przystojny, ale może też stuknięty?

– Jagger czy Josh? Który cię tu sprowadził?

Zmarszczyłam brwi.

– Chyba obaj, jak mi się wydaje…? – Coś tu było nie tak.

– Sypiasz z jednym i z drugim? – Jego głos odbił się od płytek i rykoszetem uderzył mnie prosto w serce.

Poderwałam głowę, jakbym dostała cios w twarz.

– Skąd, do cholery, przyszło ci to do głowy? – Przycisnęłam do piersi kawę, jakbym miała na niej wytatuowane słowo „kurwa” czy coś w tym rodzaju.

– Jesteś ledwo ubrana, w mojej kuchni, o siódmej rano.

Moja kuchnia, te oczy… to musiał być Grayson. Jasna cholera, czy Josh nie ma żadnych brzydkich znajomych? Czułam mrowienie na skórze w miejscach, na których spoczął jego wzrok, ale on nagle zacisnął powieki i wziął głęboki oddech. – Mogłabyś przynajmniej coś na siebie włożyć. Tu mieszkają ludzie.

Krew napłynęła mi do twarzy gorącą falą. Dzięki Bogu na mojej cerze niełatwo dostrzec rumieniec.

– Tak. Ludzie tacy jak ja! – Czułam ucisk w piersi.

– Co…

– Dlaczego natychmiast doszedłeś do wniosku, że z nimi sypiam? Bo jestem dziewczyną, w kuchni, w niedzielny ranek? Powiem ci coś, nie obchodzi mnie, jaki jesteś sobą zachwycony… – Potrząsnęłam palcem i puściłam szafkę, robiąc krok w tył. – Nie życzę sobie takich insynuacji!

– Hej, Grayson – zawołał Jagger, a ja odwróciłam się w chwili, kiedy wchodził do kuchni.

Pisnęłam, kiedy moja stopa trafiła na plamę wody i ześlizgnęła się z blatu, a ja przechyliłam się do przodu. Uderzyłam kolanem w granit, straciłam równowagę i runęłam w dół… na Graysona. Złapał mnie bez problemu, przyciskając do piersi jedną ręką, a drugą wsuwając pod moje kolana. Spojrzeliśmy sobie w oczy i coś się we mnie zmieniło. Nie byłam już zła, tylko…. Nie. Nie waż się.

Uniósł jedną ciemną, idealnie zarysowaną brew.

– Co? – wypaliłam powodowana instynktem samozachowawczym. – Nie zamierzam ci dziękować, jeśli na to czekasz. Zwłaszcza, że właśnie nazwałeś mnie kurwą.

– Nie używam tego słowa! – Kąciki jego ust opadły.

Tak. Miałam rację. Te usta były pełne, miękkie, i zdecydowanie za blisko moich.

Jagger się roześmiał.

– Cóż, cieszę się, że zdążyliście się już bliżej poznać.

– O czym ty mówisz? – odpalił Grayson, a jego głos rezonował w moim ciele.

– On chciałby wiedzieć, co, do cholery, robię w tym domu i z którym z was sypiam – warknęłam.

Jagger odgryzł kawałek jabłka, połknął go, a potem rzucił nam niemożliwie figlarny uśmiech.

– Sypiasz? Jasna cholera. Nie. Grayson, poznaj Sam, naszą nową współlokatorkę.

Na szczęście byłam przygotowana, bo Grayson nagle wypuścił mnie z objęć.

– Sam to facet – powiedział powoli.

– Ja z pewnością nie jestem facetem. – Pomógł mi odzyskać równowagę, przytrzymując mnie rękami za biodra, a potem niemal pobiegł za stół, jakby musiał bronić się przede mną krzesłem. Co. Do. Diabła.

– To widać – odparł, a te jego szare oczy były tak szeroko otwarte, jakby się mnie wystraszył.

– Dlaczego jesteś taki zaskoczony? – Zdmuchnęłam niesforny lok, który opadał mi na oczy. O Boże. Co zrobić, jeśli on nie będzie mnie tu chciał? Czy Jagger pozwoli mi zostać?

– Nigdy nie mówiłeś, że Sam to dziewczyna – oskarżył Jaggera.

Jagger przeżuwał kolejny kęs jabłka.

– Stary, Sam zawsze była dziewczyną. Mówiłeś, że ci to nie przeszkadza.

Grayson otworzył telefon i przesuwał coś na ekraniku.

– Nie. Przeczytam ci. „Hej, mamy kogoś do drugiego pokoju, co ty na to? To Sam, znamy się z Kolorado. Josh nie ma nic przeciw temu”.

Wzięłam zdobyczną kawę i podeszłam do ekspresu. Jeśli miałam jakoś przejść przez tę awanturę, to na pewno potrzebowałam kawy.

– Tak, jestem Sam, zdrobnienie od Samanta, to znaczy ta osoba z Kolorado.

– I jesteś dziewczyną.

Przekrzywiłam głowę i uśmiechnęłam się.

– Jak widać.

– I nie sypiasz z żadnym z nich.

– Nie.

– A ja właśnie… – Zamknął te niesamowite oczy i wziął głęboki oddech, a potem znowu je otworzył. – Samanto, bardzo przepraszam za to, co ci imputowałem…

Och, patrzcie tylko, on potrafi przepra…

– Ale byłoby wspaniale, gdybyś się trochę bardziej ubrała.

To by było na tyle w temacie przeprosin. Skinął głową, zacisnął te piękne usta i wycofał się w kierunku drzwi frontowych, mamrocząc coś o siłowni.

– Co z nim, do diabła?

Uśmiech Jaggera był tak szeroki, że wręcz komiczny.

– Nie mam pojęcia, ale jeszcze nie widziałem go tak podjaranego, a mieszkam z nim już prawie rok. Nieźle ci idzie, Sam.

– To nie jest komplement. – Wsypałam łyżeczkę cukru do mojej parującej kawy. – Naprawdę muszę kupić miód i powiedz mi, proszę, gdzie trzymacie śmietankę.

– Ember bywa tu co drugi weekend – odpowiedział, mijając mnie w drodze do lodówki, a następnie podał mi butelkę ze śmietanką o smaku amaretto.

– Dzięki Bogu za takie drobiazgi.

– Słodkie i jasnowłose – skomentował, mrużąc oko. – Takie, jak lubią moje kobietki. Och, wczoraj przyszedł do ciebie list. Zostawiłem go na stoliku w holu. Czuj się jak u siebie w domu i w ogóle witaj w Alabamie, Sam.

Poklepał mnie po plecach i zostawił z moją kawą. Podeszłam do drzwi. Rzeczywiście, list do Samanty Fitzgerald z Troy University leżał na lśniącym drewnianym blacie. Przycisnęłam kubek do piersi, żeby otworzyć list i syknęłam, bo rozcięłam sobie przy tym skórę na kciuku. Chwyciłam go ustami i odstawiłam kawę, otwierając list wolną ręką.

Poczułam, jak wypełnia mnie słodka radość. To był mój nowy początek. To była moja nadzieja.

– „Droga Pani Fitzgerald” – zaczęłam czytać. A potem przerwałam.

Nie. Nie. Nie.

Jak to? Przecież mnie przyjęli. Obiecali mi czyste konto, obiecali, że moje stopnie z ostatniego semestru nie będą miały znaczenia. Mieli mnie przyjąć jako wolnego słuchacza, a potem, jeśli poradzę sobie dobrze w pierwszym semestrze, mieli przyznać mi miejsce na roku.

– Sam? – powiedziała Ember, z dwiema filiżankami kawy w rękach. Nawet jej nie zauważyłam. – Wszystko w porządku?

Porażka bolała jak jasna cholera. Zaraz, zaraz, to był mój kciuk.

– Cholera. – Ścisnęłam skórę, otwierając rozcięcie, i niemal parsknęłam śmiechem, kiedy okazało się, że wcale nie krwawi. Taki ból powinien przynajmniej być jakoś widoczny. Coś powinno z niego wynikać.

Na przykład zmarnowane dwa i pół roku studiów.

Mój głos nie drżał, nie było w nim żadnych emocji. Był tak odrętwiały jak ja.

– „Po dokładnym zapoznaniu się z Pani wnioskiem z żalem informujemy, że nie została Pani przyjęta na Uniwersytet Troy”.

Nie ma znaczenia, jak daleko wyjedziesz. Zawsze będziesz kurwą.Rozdział 2

SAM

Sam? Wpuść mnie. – Ember po raz setny zapukała do drzwi.

– Odejdź – odparłam z głową zwieszoną między kolanami, oparta plecami o łóżko. Wdech. Wydech. To minie. Musi minąć.

– Nic z tego – zawołała przez drzwi. – Wpuść mnie.

Wpuścić ją? Dokąd? Do tego chaosu, w który zmieniłam swoje życie? Kolejna odmowa. Kolejna szansa… stracona. Boże, a jeśli to była moja ostatnia szansa? Żadna uczelnia mnie nie przyjmie, nie z tym wielkim czarnym znakiem. Każdy pieczołowicie konstruowany plan, marzenie… wszystko stracone. Znowu.

Może zresztą zasłużyłam sobie na to przez to, co zrobiłam.

Żołądek podszedł mi do gardła; poczułam, jak ślina napływa mi do ust. Zerwałam się na równe nogi, pchnęłam drzwi, minęłam Ember i popędziłam do łazienki. Rzuciłam się na kolana na miękką łazienkową matę i zwinięta wpół zwróciłam do toalety tę odrobinę kawy, którą udało mi się wypić.

Ember odsunęła kręty kosmyk włosów z mojej twarzy. Nie byłam w stanie opanować torsji, ale nie miałam już czym wymiotować. Bolało, ale ten ból był niczym w porównaniu z tym, który czułam w sercu.

– Masz – szepnęła, podając mi kubek, kiedy spuszczałam wodę.

Wypłukałam usta i wyplułam wodę, nie odrywając wzroku od kubka.

– To dlatego ostatnio schudłaś – stwierdziła, kiedy usiadłyśmy na podłodze, oparte plecami o wannę.

– Wcale nie…. – zaczęłam, ale spojrzała na mnie ostro. – Ostatnio było mi ciężko – dokończyłam.

– Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, odkąd miałyśmy po trzynaście lat, Sam. Chcę ci pomóc. – Sięgnęła po moją rękę i ścisnęła palce.

Ironia tej sytuacji była niemal zabawna. Nie zwierzyłam się nawet najlepszej przyjaciółce, a jednak ona była przy mnie i desperacko starała się mi pomóc.

Ale gdyby wiedziała? Nie, Ember nie zrozumie. Ona ma zaplanowane swoje życie co do minuty i potrafi kontrolować każdą sytuację. Ember wszystko potrafi naprawić.

A ja wszystko umiem zniszczyć, na więcej niż jeden sposób.

Dołożyłam więc kolejną cegłę do muru, który między nami wznosiłam i zmusiłam się do uśmiechu.

– Nic nie możesz zrobić, Ember, naprawdę. Sama muszę sobie pomóc.

– Co zamierzasz zrobić? Chcesz wrócić do Nashville? Możesz zostać ze mną, dopóki twoja mama nie wróci do domu.

Do diabła z moim życiem, co ja powiem mamie? Znowu zrobiło mi się niedobrze, odetchnęłam głęboko, przypominając swojemu ciału, że już wymiotowałam, więc nie, dziękuję bardzo.

Będzie prawiła kazania. Będzie mnie oceniała. Będzie rozczarowana. A gdyby naprawdę wiedziała? Powiedziałaby: „a nie mówiłam”. I miałaby rację.

Do diabła z tym.

– Nie. Zostaję – powiedziałam z większym przekonaniem, niż rzeczywiście czułam. – Zostaję tutaj.

Przekonujesz Ember czy samą siebie?

– W porządku? – Ember przechyliła głowę na bok.

– Znajdę pracę na lato i napiszę do innych uczelni.

I dostanę mnóstwo odmownych odpowiedzi.

– W porządku.

– Jest tu mnóstwo miejsc, mogę dostać pracę, a może z dobrymi referencjami z miejsca pracy będę miała większe szanse dostać się do dobrej szkoły. – Im więcej mówiłam, tym szybciej wypływały ze mnie słowa, jakby mój mózg zaczął wymiotować, bo żołądek już nie był w stanie.

– W porządku. – Ember kiwnęła głową.

– Dobrze. To już jakiś plan. Pracować. Pisać do szkół. Wziąć się w garść. Odzyskać swoje życie.

– W porządku…

– Czy możesz przestać mówić „w porządku”? – warknęłam. – Nie jest w porządku. Jest do dupy, ale to najlepsze, co mogę zrobić, i to nie jest tak, że sama sobie tego nie zafundowałam. – Zostać tutaj? Czy mi odbiło? Nie wrócisz do matki z podkulonym ogonem.

Ember westchnęła.

– Ludzie wylatu… – Jej oczy rozszerzyły się. – Cholera. To znaczy, ludzie rzucają studia cały czas. To nie koniec świata.

Przewróciłam oczami.

– Wylatują. Możesz to powiedzieć. Wyleciałam z uczelni. A dwa i pół roku mojego życia poleciało z dymem. – Odrzuciłam głowę w tył, uderzając o szklane przesuwne drzwi kabiny prysznicowej.

Zapadła cisza, bardziej krępująca i zimna niż wykafelkowana podłoga, od której coraz bardziej cierpnął mi tyłek.

– Możesz ze mną o tym porozmawiać, Sam. Trzymanie tego w sobie nie wyjdzie ci na dobre.

Ostatnia rzecz, jaka jeszcze pozwalała mi zachować resztki kultury, rozsądek, poszła w diabły.

– Nie, nie mogę. Ponieważ cię tam nie było. Wyjechałaś. Byłaś moją najlepszą przyjaciółką i wyjechałaś do Boulder za Rileyem i zostawiłaś mnie. I to było w porządku, bo cieszyłam się twoim szczęściem i chciałem zostać w Springs. Ale wtedy ty przestałaś oddzwaniać i wiem, że to nie było celowe, tylko… byłaś zajęta. Nie powiesz mi chyba, że nie czujesz dystansu.

Ember spojrzała na swoje dłonie.

– Tak mi przykro. Boulder tak mnie wciągnęło. Nie chciałam, żebyśmy się od siebie oddaliły. Tak się po prostu stało.

– Wiem. Tak się dzieje w przypadku wielu przyjaźni ze szkoły średniej, po prostu nigdy nie myślałam, że to może przytrafić się nam. A potem twój tata zginął… – Słowa uwięzły mi w gardle.

– A ty przyjęłaś mnie do siebie i poskładałaś mnie z powrotem do kupy, bez żadnych pytań.

Pokręciłam głową.

– Nie to miałam na myśli… nie. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką, prawie siostrą. Cholera, jesteś moją siostrą, przez rok mieszkałam z wami w czasie ostatniej misji mamy. Oczywiście, że byłam z tobą, gdy twój świat się rozpadł. Nie mogłam pozwolić, żebyś przechodziła przez to sama. Kiedy byłyśmy razem, umiałyśmy przejść do porządku nad tym, czego nie przeżywałyśmy wspólnie i po prostu znowu być sobą. Ale wtedy ty znowu wyjechałaś. Dostałaś się do Vanderbilt i jestem z ciebie taka dumna, ale nie było cię tam, nie widziałaś… – Wzięłam głęboki oddech. – Różne rzeczy się stały. Zrobiłam coś złego. – Ścisnęło mnie w gardle. – Coś głupiego. I to tylko moja wina.

– Chcesz o tym porozmawiać? – Ember wyciągnęła gałązkę oliwną.

– Wolałabym wziąć prysznic. – Błysnęłam fałszywym uśmiechem, odrzucając jej propozycję. – W końcu dziewczyna musi wyglądać jak najlepiej, żeby dostać pracę, prawda?

Spuściła wzrok i wstała.

– Jasne. Sprawdzę w internecie, kto szuka pracowników.

Ember, która wszystko naprawi.

– Nie, dziewczyno. Bo nigdy nie zobaczysz się z Joshem. Idź i spędź z nim trochę czasu. Zaraz się pozbieram.

– Na pewno?

– Oczywiście.

Ścisnęła moją dłoń i zostawiła mnie w łazience. Powstrzymywałam łzy, dopóki nie stanęłam naga pod gorącym prysznicem. Potem pozwoliłam im płynąć i szlochałam rozpaczliwie w strugach wody, która parzyła mi skórę.

Nie miało znaczenia, jak długo się myłam, nie byłam w stanie zmyć go z siebie ani ze swojego życia.

Zatraciłam się w tej chwili, zanurzyłam w niej, wchłaniając cały koszmar tej sytuacji, aż w końcu pogodziłam się z tym, że tak wiele straciłam. „Jedyną stałą jest zmiana”. To, co zawsze mówiła mama, dodając później zwykle: „A teraz to zaakceptuj. Jest robota do wykonania”.

Ale może praca zaczeka jednak do jutra, bo dzisiaj chciałam tylko zapomnieć.Rozdział 3

GRAYSON

Sam to dziewczyna. Samanta.

Zaraz… Nie dziewczyna – kobieta, i, do cholery, piękna, i nie koniec na tym – zauważyłem ją. Nie tak jak Paisley lub Ember, ale w sposób, który wyrwał moje ciało ze snu i kazał mu zwrócić na nią uwagę.

Wspięła się na ladę, a jej niesamowity tyłek wyzierał niemal z tych maleńkich spodenek od piżamy, taki krągły i złocisty jak miód. Może smakował też tak… och, nie, do diabła!

Drzwiczki zasunęły się za mną, kiedy wyszedłem spod prysznica. Oparłem się rękami o blat i dobrze przyjrzałem się sobie w lustrze.

– Ogarnij się. Ona jest twoją współlokatorką.

Nie okłamuj się. Ona jest kobietą. Kobietą, która cię pociąga.

Nie pierwszy raz pociągała mnie dziewczyna, która nie była Grace, ale pierwszy raz musiałem się fizycznie powstrzymywać, żeby czegoś z tym nie zrobić.

Unikaj jej. Dam radę. Cholera, dobrnąłem do obiadu, nie widząc jej, więc to nie może być aż takie trudne.

Potem spojrzałem w dół.

Bum. Jakbym wrócił do mieszkania z czterema siostrami. Kolorowe jak tęcza kosmetyki Sam zajmowały połowę mojej umywalki. Cholera. Naszej umywalki.

Dobra, może unikanie nie sprawdzi się jako strategia.

Ale nie miałem piętnastu lat, zresztą, do diabła, wtedy i tak byłem z Grace. Poza tym to nie tak, że faktycznie lubiłem tę dziewczynę, nad irytującym pociągiem seksualnym mogłem w końcu zapanować.

Będę musiał traktować ją, jakby była jedną z moich sióstr. Tak. Siostra. Mogę to zrobić. Ale żadna z moich sióstr tak nie wyglądała.

Drzwi się otworzyły.

– Och, przepraszam! – pisnęła, z rękami pełnymi butelek. Ile jeszcze miała tych kosmetyków?

Jej oczy błyszczały, takie nieprawdopodobnie zielone, nie, zaraz, orzechowe… nie, jednak zielone, kiedy przesuwała nimi po moim ciele. Sądząc z tego, jak rozchyliła przy tym usta, musiało jej się spodobać to, co widziała.

Zacisnąłem zęby, odrywając wzrok od miejsca, w którym kończył się jej krótki szlafroczek, a zaczynały uda. Mój ręcznik zaraz…

Siostra. Wyobraź sobie, że to twoja siostra.

– Chyba powinniśmy teraz zawsze pukać.

Zamrugała szybko zaczerwienionymi oczami – dlaczego nie zauważyłem tego wcześniej – i wycofała się z łazienki.

– Masz rację. Oczywiście. – Zamknęła za sobą drzwi i usłyszałem stuknięcie w miejscu, gdzie mniej więcej powinna znajdować się jej głowa.

Cholera. Miałem nadzieję, że nie przeze mnie płakała. Nasza znajomość naprawdę zaczęła się fantastycznie.

Nie muszę się golić w niedzielę, więc mogłem się ubrać i wyjść… tyle że nie wziąłem ze sobą ubrania na zmianę. Wypuściłem powietrze z płuc i liczyłem płytki na suficie, aż poczułem, że znowu mam ciało pod kontrolą. Zdaje się, że Samanta nie była jedyną osobą, która musiała się przystosować do nowej sytuacji.

W holu było na szczęście pusto, więc udało mi się dotrzeć do pokoju, nie spotykając się z nią i nie musząc tłumaczyć, dlaczego teraz to ja jestem zbyt skąpo ubrany.

Ciuchy, powerade i kanapka z szynką; rozsiadłem się przy kuchennym stole z testami na helikopter Apache 5&9, w głowie już przepytując się z ograniczeń ciśnienia paliwa.

– Wiesz, że kurs Apache’a zaczyna się dopiero w przyszłym miesiącu, prawda? – zapytał Jagger, sięgając po napój do lodówki.

– Słyszałem, że test jest pierwszego dnia, a jeśli nie zdasz, wylatujesz. – Odwróciłem następną kartę.

– Powiem jeszcze raz – dopiero za miesiąc.

– Tak, ale nie każdy ma fotograficzną pamięć, z której może korzystać. Niektórzy muszą się naprawdę solidnie napracować.

Jagger położył dłoń na klatce piersiowej.

– Ranisz mnie. Poza tym, o ile dobrze pamiętam, to ty skończyłeś kurs podstawowy z najlepszymi ocenami.

– Mnie nie rozpraszała żadna dziewczyna.

Cholera. Zamknąłem oczy i spróbowałem cofnąć czas o trzydzieści sekund. Plotłem dzisiaj, co mi ślina przyniosła na język. Problem ze szczerością polega na tym, że czasem można kogoś urazić. Pracowałem nad tym. Policzyłem do trzech i podniosłem wzrok. Czekał z uśmiechem na ustach. – Nie, żeby Paisley nie była tego warta.

Jagger się zaśmiał.

– Wolałbym, żeby wylali mnie ze szkoły lotniczej, niż żebym stracił Paisley. Zresztą, może rzeczywiście lepiej bierz się do roboty. Odrywam cię od nauki. – Ostatnie zdanie powiedział przeciągle, jak filmowy czarny charakter.

Odwróciłem kolejną kartę.

– Przyjmuję wyzwanie.

Pokonam go w powietrzu. Jagger może mnie pobić w teorii, ale ja potrafiłbym przegonić nawet pieprzonego ptaka.

Dobrze, że byłem naprawdę szybki i miałem instynkt, bo za wszelką cenę musiałem utrzymać wysoką pozycję na uczelni, co mi zresztą nie przeszkadzało. To, co przychodzi zbyt łatwo, rzadko jest coś warte.

Poza tym, gdyby armia dowiedziała się, dlaczego było mi tak ciężko… cóż, nie pozwoliliby mi nawet tknąć palcem tego helikoptera.

Przerzucałem kolejne kartki, najpierw co kilka, potem co kilkanaście minut. Drzwi otworzyły się i zamknęły kilka razy, ale ja nie odrywałem wzroku od testów, aż dom opustoszał i zadzwonił mój telefon. Zaplanowana czterogodzinna sesja wkuwania dobiegła końca.

Wyłączyłem alarm, zamknąłem testy i włożyłem je z powrotem do pudełka, które trzymałem w szafie poniżej kubków do kawy. Moje oczy powędrowały w górę do zapasowych puszek z kawą i natychmiast ścisnęło mnie w piersi z przerażenia, bo przypomniałem sobie Samantę spadającą z blatu. Szybko zamieniłem pudełko z puszką kawy, sprowadzając ją na jej poziom. Kolejne dostosowanie.

Zadzwonił mój telefon. Sprawdziłem, kto dzwoni i poczułem nieprzyjemne łaskotanie w żołądku.

– Miranda? – powiedziałem do telefonu.

– Hej, Gray. – Jej miękka, przeciągła wymowa rodem z Outer Banks nagle przeniosła mnie do Karoliny Północnej, jakby fizycznie mnie do siebie przyciągała.

– Wszystko w porządku?

– Jak najbardziej. Chciałam tylko przekazać ci wiadomość o dziecku. Mamy dziewczynkę!

– To wspaniale, Mirando. Twoja rodzina musi być zachwycona.

Grace byłaby wniebowzięta.

– Wszyscy są bardzo podekscytowani. Wstąpisz do nas, kiedy przylecisz do domu na urodziny?

Otworzyłem usta, ale nie chciałem kłamać, a nie miałem serca powiedzieć jej prawdy. Zapadła niezręczna cisza.

– Gray, my wciąż uważamy cię za członka rodziny.

Z trudem przełknąłem ślinę.

– Wiem. Ja uważam tak samo.

Wiedziałem też, że nie zasługuję na to.

– Chcemy oddać jej krew do banku krwi pępowinowej, dla komórek macierzystych.

Szorowałem powierzchnię blatu, zmywając jakąś plamę, jakbym mógł w ten sposób wymazać też ostatnie pięć lat.

– Tak, słyszałem, że to teraz popularne.

Usłyszałem sygnał połączenia oczekującego i rozluźniłem się trochę.

– Mirando, to mama. Muszę kończyć. Gratuluję narodzin córeczki, pogadamy kiedy indziej, dobrze?

– Przekażę Grace pozdrowienia od ciebie.

– Powiedz jej, że niedługo przyjadę, żeby się z nią zobaczyć.

Za dwa tygodnie.

Kliknąłem w głośnik, położyłem telefon na blacie i zacząłem wyjmować wszystko, co było mi potrzebne do przygotowania kolacji.

– Cóż, już myślałam, że mnie wystawiłeś – powiedziała mama, przeciągając ostatnie słowo.

– Spóźniłem się trzy minuty, mamo. Trudno to nazwać wystawieniem. Poza tym, czy ja cię kiedyś wystawiłem przed niedzielnym obiadem?

– Nigdy. Dlatego jesteś moim ulubionym synem.

Prawie się uśmiechnąłem.

– Jestem twoim jedynym synem.

– Cóż, to na zawsze zapewnia ci miejsce w moim sercu.

– Czy to Gray? – spytała w tle Mia.

– Tak – odparła mama.

– Hej, Mia – powiedziałem i zacząłem rozcinać kurczaka.

– Dustin Marley zaprosił mnie na bal maturalny! – pisnęła.

– Dustin ma jakieś pięć lat, tak jak ty, jeśli już o to chodzi – odpowiedziałem, zastanawiając się, czy po powrocie do domu będę musiał zakopać gdzieś ciało tego nastolatka. Osiemnastoletnie dziewczęta nie powinny chodzić na bale maturalne. Nigdy.

– Och, nieważne. Idę teraz z Parker kupić sukienkę. Tęsknię za tobą, Gray!

– Powiedz Parker, że sukienka ma być do kolan, nie krótsza. Ona ma może dwadzieścia jeden lat, ale ty nie – odparłem.

Mama wybuchnęła śmiechem.

– On ma rację. Twoja siostra ma okropny gust, Mia. Przyślij mi zdjęcie, zanim cokolwiek kupicie.

– Tak, mamo – rzuciła Mia, oddalając się od telefonu.

– Ona ma osiemnaście lat – westchnąłem, wracając do filetowania kurczaka.

– I mnie to mówisz? Twój ojciec przez lata odganiał chłopaków, sam wiesz, że ona jest jego oczkiem w głowie. Odkąd powiedziała mu o balu, czyści strzelbę. Ja mieszam teraz bułkę tartą, a ty co robisz?

– Kończę ostatni filet. Ostatnio nie były dość cienkie.

– Nie spiesz się, nikt nie lubi suchego kurczaka. Myślałam że może spróbujemy coq au vin w przyszłym tygodniu?

Zastanowiłem się, myjąc ręce.

– To trochę bardziej czasochłonne, ale myślę, że wykonalne. A może upieklibyśmy ciasteczka?

– Nie wydostaniesz ze mnie tego przepisu, Graysonie Mastersie.

– Zawsze warto spróbować.

Te ciasteczka były już legendą.

– Próbuj dalej. Może, jak przylecisz na urodziny, moglibyśmy upiec je na przyjęcie…

– Nie – rzuciłem ostro, a mama wstrzymała oddech. Cholera. – Przepraszam, mamo, ale wiesz, co o tym sądzę.

W tle zaskwierczał olej. Mama zaczęła obsmażać swoje panierowane filety. Skręciłem gaz. Nie byłem bardzo w tyle.

– Wiem, Grayson. Pomyślałam, że to już pięć lat, więc może coś się zmieniło.

– Nie – odparłem, starając się, żeby zabrzmiało to łagodnie.

Rozległy się odgłosy smażenia.

– Dobrze, w takim razie mam dla ciebie trochę plotek.

Mama przeszła do wiadomości, a w każdym razie do tego, co zaliczała do tej kategorii. W Nags Head, w Karolinie Północnej, wszystko poza sezonem było newsem, ale i tak było tego znacznie mniej niż wtedy, kiedy pojawiali się turyści. Słuchałem, skupiony, osiemset czternaście mil dalej, podczas gdy mama pracowała w kuchni dwa razy mniejszej od mojej, w której mieściło się jednak tyle samo ludzi.

– Więc co słychać na południu?

Umieściłem zrumienione filety w naczyniu do pieczenia i łyżką nałożyłem na nie sos marinara, kończąc przygotowania do kolacji i jednocześnie opowiadając o różnych obowiązkach, które zostały mi teraz powierzone. Uważałem jednak, żeby nie wspominać o niczym, co miało związek z uczelnią.

– Słyszałeś, że Miranda ma dziewczynkę? – spytała mama.

Moja ręka na chwilę znieruchomiała.

– Dzwoniła.

– Tess na pewno jest całym sercem za tym bankiem komórek macierzystych.

– Jest matką Grace, więc oczywiście to jakaś nadzieja. Ale wiem, że nie ma takich badań klinicznych, do których by się kwalifikowała.

Wyobraziłem sobie, jak mama lekko mruży oczy, wiedząc, że to ona pchnęła mnie w rejony, gdzie nie mogła już za mną podążać. Zmieniła temat.

– Więc kiedy przylecisz na dłużej niż weekend?

– Myślę, że w okolicach czwartego lipca, ale to jeszcze nic pewnego.

Nie wspominaj o moich urodzinach.

– Może weźmiesz ze sobą paru znajomych – zasugerowała, kiedy zamykałem brytfankę.

– Pomyślę o tym.

A jakże. Przez jakieś pół minuty.

– Walker! – wrzasnął Jagger, otwierając frontowe drzwi z telefonem przy uchu.

– Tu go nie ma – odparłem. – Mamo, muszę kończyć.

Gorące powietrze uderzyło mnie w twarz, kiedy wsuwałem brytfankę do pieca. Ustawiłem czas. – O tej samej porze w przyszłym tygodniu?

– Coq au vin – odparła mama, a mnie aż zabolało w piersi, kiedy wyobraziłem sobie, jak się uśmiecha.

– Jesteśmy umówieni.

– Kurwa! – Jagger rozłączył się w tej samej chwili co ja. Dobrze się złożyło; mama nie puściłaby mu tego płazem. – Rozmawiałeś z nim?

– Nie, z mamą.

Uniósł brwi.

– Hm. A ja myślałem, że wyklułeś się z kamienia czy coś.

– Bardzo śmieszne. – To nie jego wina. Pozwoliłem im zbliżyć się do siebie tylko na tyle, na ile było to konieczne, dla ich dobra, i ani trochę bardziej. – A po co ci Walker?

– Nie odbiera telefonu. – Spróbował jeszcze raz, kiwając głową z roztargnieniem w rytm sygnałów. – Nadal nic. Umiesz prowadzić z tradycyjną skrzynią biegów?

Uniosłem brew.

– A jak myślisz?

– Tak, cóż, będziesz musiał odprowadzić samochód Sam do domu. – Zajrzał nad moim ramieniem na zegar piekarnika. – Mamy dość czasu, żeby wrócić, zanim twoje wyśmienite danie zacznie się przypalać.

– Gdzie jest samochód Sam i dlaczego ona sama nie może go prowadzić?

Jagger westchnął.

– Oskary. – Tak nazywał się uczelniany bar. – I już dwie godziny temu przekroczyła dopuszczalny poziom alkoholu we krwi.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: