Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Porada na Europę - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
13 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Porada na Europę - ebook

Myślisz o urlopie? Wykorzystuj weekendy i każdy wolny dzień. Podpowiem ci, jak to zrobić. Barcelona, Brighton czy Liverpool? A może morawska toskania albo węgierska puszta? Wystarczy poszukać w sieci biletów albo usiąść za kółkiem. Każdy sposób jest dobry, by poznać nowe miejsca i ludzi.

Podobno przygoda zaczyna się tam, gdzie kończy się rozsądek. Myślę, że wzajemnie się one uzupełniają. Przekonaj się, że podróżowanie daje możliwość lepszego zrozumienia Polski i świata, radość z nauki historii, geografii oraz poznawania ludzi i języków obcych. Najważniejsze jest jednak coś, czego nie da się kupić ani nauczyć: radość życia. Jest bezcenna. Za inne rzeczy zapłacisz kartą.

Odwiedź ze mną: Barcelonę, Ostrawę, Berlin, Brighton, Sztokholm, Medzilaborce, Hajdúszoboszló, Rzym, Dublin, Liverpool.

Od wydawcy:

"Kuba bezbłędnie wybiera połączenia, hotele i ciekawe kierunki na każdą kieszeń. W dodatku opisuje to wszystko z wrodzonym sobie poczuciem humoru."
Krzysztof „Kasa" Kasowski, muzyk

"Jakub Porada to mój dobry kolega i podróżnik; zawsze szuka czegoś nowego za horyzontem, a pogoda nigdy nie jest mu przeszkodą."
Tomasz Zubilewicz, pogodny prezenter

"Jakub z pasją i znawstwem wprowadza nas w świat podróży, do którego klucz tworzą inteligencja, wrażliwość i ciekawość świata, a nie pieniądze. Jego rady jako praktyka uważam za bezcenne."
Jacek Rozenek, aktor i coach

Kategoria: Podróże
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7596-739-5
Rozmiar pliku: 14 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedmowa POWRÓT NA SZLAK

– Napisałem nową książkę o tanim podróżowaniu.

– Czy jest śmieszna?

– Śmieszna?

– No, tak jak poprzednie. Czy jest śmieszna?

Rozmawiam z Mariuszem w korytarzu w firmie. Mariusz jest wydawcą w TVN24, znamy się od lat, pracowaliśmy razem przy niejednym programie. Spotykamy się przy automacie z kawą, jednym z najważniejszych miejsc w budynku. Nie tylko mnie trudno jest sobie wyobrazić dzień bez kofeiny. Dlatego większość pracowników, wcześniej czy później, udaje się po kolejną filiżankę aromatycznego napoju.

Jak to zwykle bywa, czasu na pogawędkę nie ma dużo. Pracujemy w różnych redakcjach, ale spieszymy się tak samo. To pytanie każe mi jednak spojrzeć na pasję, którą z powodzeniem zarażam kolejne rzesze czytelników, z innej perspektywy. Dla każdego co innego jest ważne w podróżach. Podobnie jak w czytaniu o nich. A przecież i książki, i wyprawy są dla ludzi. Powinny zatem zawierać wszystko to, czego ludzie potrzebują – trochę wiedzy i odrobinę refleksji, a do tego szczyptę humoru, którego kolega pragnie jak kania dżdżu.

Ważne jest nie tylko, dokąd zmierzamy, ale i skąd idziemy.

Moim zdaniem najważniejsze jest jednak, żeby opowieść o tanim podróżowaniu, a tym się z powodzeniem zajmuję, zawierała ładunek inspiracji, który dostarcza energii nie tylko mnie, ale także tobie, czytelniku. A ponieważ staram się podróżować tak często jak to możliwe, opowieści zebrało się na tyle, że czas podzielić się nimi z innymi.

Ceny biletów zaczynają się już od kilku złotych, a ekspansja linii lotniczych pozwala na korzystanie z promocji czasem nawet na kilkanaście dni przed wylotem. Zresztą samolot to tylko jedna z opcji, najszybsza, ale nie zawsze najlepsza.

W poprzedniej książce Porada da radę podróżowałem głównie samolotem, w Polska da radę jeździłem z kolei samochodem i autobusem. Tym razem poszerzam arsenał. Jak wiadomo z historii wojen, najlepsze efekty na polu bitwy przynosi taktyka broni kombinowanej. Haubica lepiej się sprawdza w ataku, a działo – w obronie. W podróży trzeba używać wszelkich środków transportu. Turystyczny desant musi się powieść. I nawet jeśli historia nie pasjonuje cię tak bardzo jak mnie, myślę, że przykład jest wystarczająco czytelny, byś mógł go niezwłocznie wcielić w życie.

Wakacyjny albo zimowy urlop to rzecz święta. Większość z nas z dużym wyprzedzeniem planuje wyjazd, mając na względzie terminy, destynacje i finanse. Też tak robię, ale staram się nie osiadać na laurach. Zamiast czekać na wolne miesiącami, macie szansę na wypady niemal co tydzień w cenie wyjazdu do Krakowa, Warszawy czy Zakopanego.

Aura za oknem bywa różna, ale jak mawia Tomasz Zubilewicz z TVN Meteo Active, nie ma złej pogody, są tylko ludzie nieodpowiednio ubrani. To prawda, dlatego pogoda na podróż jest niezmiennie dobra. Wystarczy tylko wcześniej sprawdzić prognozę i zastanowić się, co ze sobą zabrać. I planować wyjazdy w każdej wolnej chwili – w trakcie weekendu albo nawet w środku tygodnia. Zależy, jak wolisz. Sam sobie ustalisz najbardziej dogodny czas. A wystarczą ci zaledwie dwa–trzy dni, żeby zmienić klimat i zasmakować innego stylu życia. Wielka zmiana za niewielkie pieniądze.

A czy lepsza jest podróż daleka czy bliska? Kiedyś zadałem to pytanie na spotkaniu autorskim z młodzieżą w Zakopanem. Jak łatwo było się przekonać, odpowiedzi padły zgodne.

– Daleka – bez wahania odparły dzieciaki.

– No dobrze, a co ciekawego znajduje się w waszej okolicy? – Po tym pytaniu zapadła chwila ciszy. Wnet jedna z uczennic podniosła rękę i powiedziała, że w jej rodzinnej miejscowości koło domu jest piękny park. Jej kolega dodał, że u niego rozciąga się jezioro i płynie rzeka. Ktoś inny dorzucił, że można wybrać się do okolicznego muzeum, a jeszcze ktoś powiedział o kawiarni ze znakomitymi ciastkami.

– Czyli na miejscu macie moc atrakcji – powiedziałem uśmiechnięty.

– No tak, pięknie jest.

– I nie trzeba daleko szukać?

– Wcale nie trzeba.

– Wystarczy pójść kawałek i już? – upewniłem się niewinnie.

– Wystarczy.

– Czyli jaka podróż jest lepsza, daleka czy bliska? – znów zadałem początkowe pytanie. Tym razem las rąk zafalował niemal od razu.

– Bliska – sala nie miała wątpliwości. Trudno mi się znów było nie uśmiechnąć na tę szybką zmianę decyzji.

– Powiem wam, jak jest naprawdę. Daleka podróż jest fajna i bliska… też. – Zaczerpnąłem powietrza i mówiłem dalej, korzystając z chwili skupienia na sali. – Każda jest dobra, bo każda nas czegoś uczy. Nie ma znaczenia, jak daleko jedziemy, ważne, żeby przywieźć coś z powrotem.

Mówiłem to do młodzieży. Jednak i dorośli powinni czerpać z tych słów naukę, choćby nawet przykłady wydały się dziecinne. Na świecie jest prawie dwieście krajów, a każdy z nich ma co najmniej kilkaset miejsc wartych zobaczenia. Choćbyśmy nie wiem jak długo żyli, nie sposób zobaczyć wszystkiego i pewnie nie warto dążyć do tego za wszelką cenę, bo każdy ma swoje obowiązki i wynikające z nich ograniczenia w swobodzie terminów i ceny. A jeśli dodać do tego miejsca, do których chcielibyśmy wrócić, wyczyn absolutnie wykracza poza możliwości śmiertelnika, zwłaszcza że wielu z nas uczy się lub pracuje i podróże może uprawiać tylko w wolnym czasie.

A jednak okazuje się, że można znaleźć kompromis między pracą czy przesiadywaniem nad podręcznikiem a podróżą w nieznane. To citybreaki, czyli wypady w wolnych chwilach za małą kasę, za to z gwarancją wielkich przeżyć. Nie ma dobrego polskiego odpowiednika tego słowa, a jeśli będziemy chcieli je spolszczać na siłę, przypomnijmy sobie, że gdy kiedyś próbowano przetłumaczyć interface, to wyszło „międzymordzie”. Czasem lepiej zostawić angielski oryginał, niż silić się na znajdowanie rodzimych odpowiedników.

Ja się nie tylko specjalizuję w citybreakach. Ja w nich jestem zakochany po uszy. Chciałbym cię tą miłością zarazić. Wystarczy przeczytać tę książkę i poczuć moc inspiracji. A jeśli wydaje ci się, że musisz czekać na jakąś specjalną okazję, przekonasz się, że jesteś w błędzie. Ruszaj już w najbliższy weekend, kupując bilet na pociąg, autobus lub w dalszej perspektywie samolot. I nie poprzestawaj na jednym planie, chwytaj okazje i twórz kolejne. Podpowiem ci jak.

Na studiach kierunkowych miałem przedmiot o nazwie „Warsztat dokumentacyjny dziennikarza”. W ramach zajęć wykładowca uczulał nas na znaczenie umiejętności gromadzenia danych celem pogłębienia znajomości tematu. Uczył, żeby zakładać teczki i zbierać wycinki przydatne podczas późniejszego pisania artykułu czy eseju. Internet dopiero raczkował, więc bazę tworzyły wycinki z prasy i kserówki z książek. Obecnie można je drukować i mailować, ale zasada pozostała niezmieniona.

W ten sam sposób przygotowuję plan podróży. Założyłem białą teczkę i wrzucam do niej bilety, opisy miejsc do zobaczenia, a po powrocie także ulotki reklamowe, a nawet rachunki fiskalne. Dzięki temu nie tylko pogłębiam wiedzę, ale także potrafię lepiej zlokalizować miejsca na mapie, co z kolei przydaje się jako baza do tworzenia przyczółków na kolejne wypady. To moja porada na zagranicę.

A w jaki sposób zapełnić kalendarz? Ja to robię tak:

1. Przypuśćmy, że pojawiają się tanie bilety do Hiszpanii. Termin dopiero za sześć miesięcy. Biorę, drukuję, wkładam do teczki i zaznaczam datę w kalendarzu.
2. Za kilka dni trafiam na kolejne bilety, tym razem autobusowe do Berlina. Termin za dwa miesiące. Kupuję, wrzucam do teczki i odnotowuję kolejny termin.
3. Wreszcie wskakują bilety na bliski weekend, w który, okazuje się, mogę wygospodarować jeden–dwa dni.

W ten sposób po kilku tygodniach terminarz się zapełnia, a mnie nie pozostaje nic innego, jak zacząć korzystać ze zdobytych biletów. A do tego czasu wiem już sporo na temat wybranych miejsc, mam także rozpracowany dojazd i nocleg, jak również rozkład zajęć na miejscu.

Proste a skuteczne. To jak ćwiczenie mięśni brzucha. Jeśli będą rzeźbione codziennie, efekty przyjdą na bank. Trzeba tylko poświęcić chwilę, aż przyzwyczajenie stanie się nawykiem. W wypadku podróży jest identycznie – z jednym zastrzeżeniem. To nie licytacja, kto zaliczył więcej krajów i jak daleko był od Polski. Podróże to stan świadomości zmuszający do myślenia o miejscach, które się odwiedziło lub zamierza się zobaczyć, i ludziach, którzy w nich tworzą historię. A oprócz historii jest jeszcze geografia, muzyka, literatura, sztuka, a nawet nauki ścisłe. To pojemny worek.

Pomyśl, ile książek możesz przeczytać w trakcie lotu czy jazdy. Ile zaległych powieści czy opowiadań czeka cierpliwie, żeby wreszcie poznać ich zakończenie. A ile płyt pragnie, byś je przesłuchał. Może najnowszy album Taylor Swift, a może najstarsze arie z oper Gioacchina Rossiniego? To jest, nawiązując do tytułu trylogii Stanisława Lema, czas nieutracony, pozwalający na twórcze przetworzenie nawet czegoś tak monotonnego jak dwuipółgodzinny lot do Londynu.

Nie zawsze jest wygodnie, ale zawsze ciekawie. I nawet jeśli przepychasz się w tłoku do bramki na lotnisku albo czekasz w deszczu na autobus do miasta, zysk wynikający z ruszenia czterech liter sprzed telewizora jest nieporównywalnie wyższy od ryzyka przemoknięcia.

Zyskujesz bowiem w zamian szansę na pogłębienie horyzontów myślowych, docenienie znaczenia słowa pisanego i… możliwość nauki języków. A do tego niczym nieskrępowaną wolność porozumiewania się w języku kraju, w którym przebywasz. To nieprawda, że uczymy się tylko do pewnego wieku, a na opanowanie gramatyki trzeba co najmniej roku. Chrzanić gramatykę, nie startujemy do pracy w protokole dyplomatycznym. Mamy mówić żywym językiem i trzeba nam konwersacji. Dlatego każdy wyjazd to okazja, by przywieźć garść nowych słówek. Nawet jeśli jesteś w Egipcie na all inclusive, weź przykład ze swojego kelnera, który mówi do ciebie po polsku, i zaskocz go zamówieniem złożonym w jego języku. Zyskasz sobie sympatię połączoną z szacunkiem większym, niż gdybyś tylko dał napiwek.

Nie bez powodu wszyscy rzucają się łapczywie na kolejne modne kursy językowe, od Michela Thomasa zaczynając, na metodzie Krebsa kończąc. Wiem, że można się porozumieć bez znajomości języka. Równie dobrze da się żyć bez przeczytania choćby jednej książki. Szkoda, po prostu szkoda potencjału, który masz w głowie. Warto go uaktywnić. Dlatego podróże stanowią swoisty dopalacz, uzależniający, ale oparty na zdrowych składnikach. To wzmacniacz zmysłów, określenie, które stosuję w następnych rozdziałach, wspomagając się muzyką w trakcie oglądania miejsc.

Od czasu wydania ostatniej książki spotkałem wiele osób, które skutecznie udało mi się zarazić pasją do taniego podróżowania. Cały czas jednak trzeba uświadamiać kolejnym niedowiarkom, że poznawanie nowych miejsc jest nie tylko przyjemne i pożyteczne, ale też w zasięgu każdego, i to w dowolnym wieku. Dlatego podobnie jak w Porada da radę i Polska da radę wracam na szlak, żeby dać świadectwo prawdzie.

Tak się bowiem składa, że podróżowanie nie jest zależne od wieku czy grubości portfela. Każdy może to robić, a ciekawe miejsca czekają już za zakrętem, jak w relacjach młodzieży z kursu w Zakopanem. A jeśli nie wierzycie, że można robić to bez wydawania masy kasy, rzućcie łaskawym okiem na moje zapiski, wtedy przekonacie się czarno na białym, że to możliwe.

Co roku siatka połączeń samolotowych się zagęszcza. Przewoźnicy, dostrzegając potencjał w Europie, uruchamiają coraz to liczniejsze loty, również busów kursuje więcej niż kilka lat temu. Jeśli rozszerzymy rozkład jazdy o pociągi i samochody, robi się całkiem niezła mozaika dająca szansę na zajmujące i częste podróże.

Tak jest, częste, bo przypominam, że zaletą tanich wypadów jest to, że można sobie na nie pozwolić co tydzień i odczuć radość płynącą z poznawania miejsc, ludzi i języków. To wszystko mamy w zasięgu ręki, a jako skutek uboczny wystąpią otwartość, pewność siebie i pogoda ducha. Jeśli jeszcze dorzucę, że w trakcie podróży macie szansę nadrobić zaległości w lekturze, okaże się, że choć powiedzenie „podróże kształcą” może się wydawać oklepane, nie straciło na aktualności. A ponieważ apetyt rośnie w miarę jedzenia, sami zobaczycie, że po powrocie do domu w niedzielę wieczorem czy w poniedziałek rano nie tylko popędzicie do obowiązków z entuzjazmem, ale i nową energią, którą dał weekendowy wypad. I tak zbliżamy się do końcowego kreda: im więcej podróżujesz, tym chętniej wracasz do codziennych obowiązków. W życiu bowiem najlepiej funkcjonuje się w systemie płodozmianu. Jeśli w poniedziałek jemy bigos, a we wtorek sushi, mamy urozmaicony jadłospis. Braknie nam czasu na nudę i rutynę. A wylot będzie przystawką albo deserem. Polska to drogi kraj. Zobaczysz, że za granicą można żyć za mniej.

A ponieważ wiem, że nie tylko samolotem podróż się liczy, dlatego tym razem staram się również pokazywać, że łatwe jest jeżdżenie pociągami i busami. Najważniejsze, żeby nie bać się planować, a potem realizować ten plan. Boisz się jechać sam, weź kolegę, rodzinę. Nie znasz języków? Przekonasz się, że ich używanie jest łatwiejsze, niż ci się zdaje. A frajdę płynącą ze złożenia zamówienia po hiszpańsku czy czesku trudno przecenić. Wszystko jest łatwiejsze, niż przypuszczasz.

Najtrudniej postawić pierwszy krok. Potem idzie z górki, zwłaszcza jeśli wrócisz na stare śmieci. Nie wszystko zobaczy się bowiem za pierwszym czy nawet kolejnym razem. Dobrym przykładem jest Londyn. Badam to miasto od 1991 roku, kiedy pierwszy raz przyjechałem do niego pracować na zmywaku. Od tamtej pory byłem tam mnóstwo razy. A jednak ciągle odkrywam w tej metropolii coś nowego, coś, co każe mi spojrzeć na nią świeżym okiem. Bo Londyn ma tyle atrakcji, że każda podróż różni się od poprzedniej. A poza tym można z niego jechać do Bradford, Brighton czy Winchester, a okoliczne lotniska potraktować jako przystanki.

I to jest właśnie najpiękniejsze, że każda podróż różni się od poprzedniej. Dlatego nie traktujcie tej książki jak klasycznego przewodnika, który odpowie na wszystkie pytania związane z danym miejscem. To przewodnik osobisty, częściowo pokazujący uroki częstego przemieszczania się, a częściowo wspomagający rozwój.

Każda podróż zaczyna się w domu.

Mnie dodatkową siłę napędową dało jeszcze to, że wkroczyłem na pokład nowego statku. Jest nim National Geographic. Wydawnictwo to marka sama w sobie, więc przepełnia mnie duma nie tylko z tego, że opisuję wojaże pod jego banderą, ale również, że oferuję wam możliwość dołączenia do tego grona poprzez uczestnictwo we wspólnej zabawie i sposobie na życie zwanym podróżowaniem. A ponieważ z mojego doświadczenia wynika, że podróże czynią człowieka szczęśliwszym, życzę również każdemu z was jak najwięcej szczęścia.

A wracając do pytania Mariusza, z którym pewnie jeszcze nie raz spotkam się przy automacie z kawą, mogę mu odpowiedzieć już teraz: tak, mam nadzieję, że książka jest też śmieszna, a przynajmniej pogodna, bo tego nigdy za wiele.

A zatem z uśmiechem ruszamy. Jeszcze tylko kilka praktycznych rad, o których w następnym rozdziale.

1 Español es fácil BARCELONA

– To miasto ma wszystko.

– Żadne miasto nie ma wszystkiego.

– A jednak… – Rozmawiam z Wojtkiem przez telefon. Kolega pracuje na co dzień w Dzień Dobry TVN, jest bardzo zalatany, ale znalazł kilka dni na wypad do Katalonii. Wybrał się tam razem z żoną i bardzo sobie ten pobyt chwali.

– Po pierwsze, to duża metropolia, która nigdy nie śpi; po drugie, panuje tam ciepły klimat, czyli można jechać o dowolnej porze roku – wylicza głosem nieznoszącym sprzeciwu – po trzecie, jest masa zabytków ze słynnymi pracami Gaudiego na czele.

– Można zatopić się w kulturze.

– Można i dosłownie. Jest morze dla spragnionych plaży i słynny stadion dla tych, którzy lubią sport.

Akurat ja mam piłkę nożną w nosie, nie jestem kibicem, ale nie mówię tego głośno, bo Camp Nou to legendarne miejsce dla wszystkich fanów futbolu.

PARAMETRY PODRÓŻY

Po co
sprawdzić, czy w Barcelonie jest taniej niż w Warszawie

Czym
Wizzairem

Za ile
78 złotych

Czas na dotarcie
2,5 godziny

Pobyt
dwa dni

Zanotuj sobie

W barze 100 Montaditos wszystkie napoje są po półtora euro.

Liczy się co innego: że można do tego miasta lecieć o każdej porze dnia i nocy. W telewizji jedno z zakazanych na antenie zdań brzmi: „Każdy znajdzie coś dla siebie”, bo trąci to newsowym disco polo. Jednak w tym wypadku pasuje ono jak ulał, zwłaszcza że nie jesteśmy na wizji. Można do tego miasta lecieć po wiedzę, po dobrą zabawę, po odpoczynek i weekendowe szaleństwo. Po wszystko naraz. To miasto to Barcelona.

Wspaniała, fascynująca, roześmiana, rozkrzyczana, ale zarazem bijąca po oczach siłą spokoju. Pełna zabytków, kościołów i majestatycznych pomników mieni się także knajpkami, dyskotekami i klubową muzyką. Reklamowana przez wybitną śpiewaczkę operową Montserrat Caballé, śpiewającą z Freddiem Mercurym w 1992 roku o swoim rodzinnym kącie, jak i modnego w Polsce Carlosa Ruiza Zafóna z jego Cieniem wiatru. Jednym słowem, pełna uroków dla turysty w każdym wieku.

– I tańsza – dodaje Wojtek, jakby czytał w myślach.

– Jak to tańsza?

– Wiele rzeczy można kupić taniej niż u nas. Oczywiście są różnice w drugą stronę, ale generalnie drogo nie jest – Wojtek ma rację, o czym przekonacie się, patrząc na ceny noclegu. Hostel Pensión Solárium pamiętam z poszukiwań, kiedy wybieraliśmy się z operatorem na krótki wypad do Hiszpanii. Można go znaleźć na www.booking.com albo www.trivago.pl już od sześćdziesięciu złotych za osobę z łazienką na korytarzu i osiemdziesięciu z łazienką w pokoju. Na zdjęciach widzę, że wystrój jest prosty jak konstrukcja cepa – zaledwie łóżko, biurko z krzesłem i lustro. Nie ma śniadań w cenie, za to jest najlepsza z możliwych lokalizacji – zaledwie kilkaset metrów do centralnego deptaka Barcelony. Nie ma zatem nad czym deliberować, bo ktoś mnie ubiegnie.

Życie jak w… Barcelonie.

– Zaszaleję – myślę sobie jeszcze w Warszawie, w końcu czasem każdemu potrzebna jest odrobina luksusu. Biorę pokój z łazienką. Na dwie doby. Gwarantuję płatność kartą, ale zapłacę gotówką na miejscu. Dlatego przed wyjazdem wpadam do kantoru, żeby kupić trochę gotówki. To nie Szwecja czy Estonia, gdzie można płacić kartą za wszystko, nawet za gazetę w kiosku. Nie szkodzi, najważniejsze, że nie będę musiał tracić czasu na dojazdy. Przy krótkich wypadach logistyka ma kolosalne znaczenie. No i ta cena – to jest dla mnie największy hit.

Z Polski można się dostać do Barcelony na dwa sposoby. Pierwszy to lecieć Ryanairem do Gerony. Zgodnie z nazwą lotniska (Girona Barcelona) właśnie do tego miasta jest najbliżej, ale dojazd do Barcelony to tylko godzina. Bilet na autobus kosztuje szesnaście euro w jedną stronę, czyli ida. Jeśli chcecie w obie, to mówicie ida y vuelta. Rozkład znajdziecie na stronie www.sagales.com, a linia ma numer 604. Pociąg jest ponoć tańszy, ale wolę jechać autostradą.

Tańszy i szybszy jest dolot na Barcelona-El Prat, bo stamtąd mamy blisko do miasta. Warto kombinować, bo przewoźnicy często wrzucają tani bilet w jedną stronę, a drogi w drugą, dlatego można kupować je odcinkowo. Pomoże w tym www.skyscanner.pl. Jeśli chcecie mieć dokładniejszą wyszukiwarkę, warto zainwestować w www.azuon.com. Ekonomicznie jest zapłacić za rok subskrypcji 19,03 euro, zamiast wnosić opłaty co kwartał. To jest nieco ponad osiemdziesiąt złotych, znam jednak wielu miłośników tanich podróży i sam się do nich zaliczam, którzy korzystają z wersji demo (trochę bardziej uciążliwa, ale nie ponosi się żadnych kosztów). Ważne, żeby sprawdzić sobie połączenia i wybrać najdogodniejsze.

Kompletny odlot.

Mnie wychodzi najlepszy układ za 78 złotych. W tej cenie jest powrót do Warszawy, ale wylot z Katowic, muszę zatem podwyższyć koszty o dojazd do stolicy Górnego Śląska.

Dokładnie o dwa złote, bo za tyle trafiam promocję na Polskiego Busa. Złotówka za bilet, złotówka opłaty manipulacyjnej. Biorę ten bilet w ciemno, ale po namyśle stwierdzam, że nie pasuje mi ani kilkugodzinny czas podróży, ani godzina wyjazdu. Wyruszenie o wpół do siódmej rano oznacza, że w Katowicach będę na dziesiątą trzydzieści. Jak mawiał Mały, mój kumpel z podwórka, kto rano wstaje, ten leje jak wół na malowane wrota, a ja nie chcę być wołem. Wystarczy mi prawie dziesięć lat zrywania się o 3.45 na Poranek w TVN24, który prowadziłem na początku, warto przypomnieć, na zmianę z Anitą Werner. Na szczęście koleje zaordynowały stałą opłatę na trasie pomiędzy Warszawą a Katowicami.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: