Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Powieści dla dzieci w trzech częściach. Część 3 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Powieści dla dzieci w trzech częściach. Część 3 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 245 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

KIL­KA SŁÓW DO MŁO­DYCH CZY­TEL­NI­KÓW.

Skoń­czy­łam prze­cież za­po­wie­dzia­ną pra­cę! Oto część trze­cia Po­wie­ści Wam po­świę­co­nych!…. Trze­ba bę­dzie zło­żyć pió­ro, nie dla wy­po­czyn­ku, bo mnie pra­ca jesz­cze nie stru­dzi­ła – cho­ciaż bo­le­sne cier­pie­nia du­szy jej to­wa­rzy­szy­ły – lecz dla tego, że dużo na­kła­dów uczy­niw­szy, – mu­szę ocze­ki­wać ich skut­ku….

Bio­rąc tak małą ksią­żecz­kę do ręki, nie wie­cie, dro­dzy czy­tel­ni­cy, ile ona bied­ne­go pi­sa­rza kosz­tu­je! Wy są­dzi­cie może, iż to bła­ha rzecz skre­ślić kil­ka­na­ście ar­ku­szy, – że się to wiel­ce za­baw­nie dzie­je i bar­dzo ła­two przy­cho­dzi; my­śli­cie pew­no tak­że, że to nie­zmier­ną ko­rzyść pie­nięż­ną przy­no­si?…. Otoż to wszyst­ko myl­ne, – prze­sąd, ja­kich tyle u nas ist­nie­je! – Otóż na­przód: nie ła­twa to na­pi­sać dzie­ło, – po­pra­wić je i po­dać do dru­ku; tam zno­wu po­pra­wiać, i zno­wu od­czy­ty­wać! W dru­ku tyle nie­spo­strze­żo­nych błę­dów wy­ka­zu­je się i no­wych na­mna­ża! – Jesz­cze kie­dy przy­najm­niej wy­da­nie po­praw­ne, – to i pra­ca mil­szą się sta­je. Są­dzę że ta­kiem znaj­dzie­cie ni­niej­sze dzieł­ko? – Prze­ciw­nie zaś, bied­ny Dwór Wiej­ski, to pier­wo­rod­ne dzie­cię mego pió­ra, – w któ­rym chcia­ła­bym była wi­dzieć wszel­ką do­kład­ność, aby go upo­wszech­nić jak naj­bar­dziej, a przez to do­piąć za­mie­rzo­ne­go celu: uzbro­je­nia za­wcza­su mło­de ro­dacz­ki w do­świad­cze­nie, ja­kie­go sama na­by­łam do­pie­ro po róż­nych przy­krych ży­cia ko­le­jach; – otóż ów Dwór Wiej­ski, szka­rad­nie wy­da­ny, z ty­sią­cz­ne­mi omył­ka­mi dru­kar­skie­mi, – wie­le mię zmar­twień na­ba­wił! Wszak­że w nie­jed­nem miej­scu i cała moja myśl zmie­nio­na, i po­je­dyń­cze wy­ra­zy – czę­sto w do­syć śmiesz­ny spo­sób – po­prze­krę­ca­ne (1)!

Gdy wyj­dzie książ­ka na świat, – tu do­pie­ro nowa bie­da z Księ­ga­rza­mi! – To co pi­sarz sam wy­da­niem się trud­nią­cy musi za­pła­cić na­tych­miast i na­der dro­go dru­ka­rzo­wi, – to mu się do­pie­ro w pół­to­ra roku wró­ci, – je­że­li wró­ci! po ob­ra­chun­kach z temi Pa­na­mi, od jed­ne­go do dru­gie­go jar­mar­ku lip­skie­go od­cią­ga­nych! – Nie pła­cą re­gu­lar­nie, za­wo­dzą, a trze­ba im trze­cią część, – czę­sto po­ło­wę ceny książ­ki ustę­po­wać! – Wi­dzi­cie więc, – (1) Z po­mię­dzy mnó­stwa błę­dów dru­kar­skich, mu­szę tu o jed­nym bar­dzo waż­nym wspm­nieć dla ostrze­że­nia, to jest o uży­ciu licz­by 3 za­miast zwy­czaj­ne­go zna­ku na un­cyą; – co nie­tyl­ko myl­ne­mi po­da­nia w re­cep­tach, ale kil­ka rad mo­ich nie­bez­piecz­ne­mi zro­bi­ło.

że te mnie­ma­ne ko­rzy­ści są bar­dzo małe. Nad­to, w kra­ju na­szym, tak nie wie­le osób czy­ta, – a da­le­ko mniej jesz­cze książ­ki ku­pu­je! – Jak­by z ła­ski lub jał­muż­ny na­by­wa­ją, – choć­by i do­bre dzie­ło!

Już Wam to po­wie­dział le­piej ode­mnie Pan Mi­chał Gra­bow­ski, po­wtó­rzył Kra­szew­ski, wy­ja­śniał Orę­dow­nik i inni. Swiad­czy o tej smut­nej praw­dzie nie­od­ża­ło­wa­nej pa­mię­ci Pani Hof­f­man, ta nie­osza­co­wa­na przy­ja­cioł­ka mło­dzi pol­skiej, – któ­ra ży­cie skoń­czy­ła nic pra­wie nie ze­braw­szy z tylu sza­cow­nych i wzo­ro­wych dzieł! – Oj, u nas nie umie­ją ce­nić po­świę­ce­nia tego ro­dza­ju! – gdy we Fran­cyi, An­glii pi­sa­rze do wiel­kich ma­jąt­ków i zna­ko­mi­te­go po­sza­no­wa­nia przy­cho­dzą, – u nas ani Bóg za­płać nikt nie po­wie za naj­lep­sze chę­ci i mo­zol­ne tru­dy!Żeby przy­najm­niej ist­nia­ła po­rząd­na wy­cho­dzą­cych dzieł pol­skich re­cen­zya, – toby dla pi­sa­rzy było ja­kieś po­cie­sze­nie, za­chę­ta i na­wet na­uka; – lecz cza­sem – gdzieś tyl­ko – naj­czę­ściej nie­do­wa­rze­ni od­zy­wa­ją się kry­ty­cy, co za­miast za­chę­cać, od­strę­cza­ją od prac li­te­rac­kich. – I tak, ja sama za­le­d­wie wcho­dząc w za­wód pi­śmien­ni­czy, – już – praw­da że w bar­dzo do­brem to­wa­rzy­stwie, bo z Pa­nią Hof­f­man i P. Tren­tow­skim – za cu­dze dzie­ło, wy­szy­dzo­ną zo­sta­łam w Prze­glą­dzie pod ty­tu­łem Rok, któ­re­go wy­daw­nic­two – po­mi­mo zgła­sza­li się do nie­go – spro­sto­wać tej omył­ki nie ra­czy­ło. – Wszak­że ten­że sam Dwór Wiej­ski, je­dy­nie zna­lazł tyl­ko w Prze­glą­dzie, w nie­miec­kim ję­zy­ku wy­cho­dzą­cym (1), ob­szer­ny roz­biór, któ­re­go wy­daw­ca, do­bre moje chę­ci oce­nił, i cel mój zro­zu­miał…

–- (1) Jahr­bücher für sla­vi­sche Li­te­ra­tur, Kunst und Wis­sen­schaft, re­di­girt von Dr J. P. Jor­dan. Le­ip­zig, 1845.

Trze­ba więc i mnie pió­ro na czas odło­żyć, – mó­wię na czas, gdyż żywa chęć słu­że­nia Wam, dro­ga mło­dzi, za­wsze w mem ser­cu ist­nie­je i nie wy­ga­śnie. Je­że­li Opatrz­ność da mi ży­cie i dzieł­ko to przy­najm­niej się opła­ci, – to zno­wu przy­bę­dzie mi moż­no­ści zaj­mo­wa­nia się pi­sa­niem; jak­kol­wiek przy­kro tak jak po omac­ku do Was mó­wić, nie wie­dząc Wa­sze­go zda­nia o mo­ich Po­wie­ściah i nie ma­jąc po­cie­chy sły­szeć Wa­sze o nich roz­pra­wy! – Od­da­lo­na, nie mogę do­stą­pić tak dro­giej przy­jem­no­ści. – Skła­dam i to umar­twie­nie u stop krzy­ża Bo­że­go!….

Jesz­cze jed­nak słów­ko co do tej trze­ciej czę­ści łych Po­wie­ści do­dać mu­szę. Ma­cie w niej ob­raz ży­cia do­mo­we­go, w któ­rym sta­ra­łam się jak­by w czyn wpro­wa­dzić pra­wi­dła, – dane w Dwo­rze wiej­skim; chcia­łam oraz ohy­dzić w Wa­szych oczach wady po­cho­dzą­ce ze złe­go wy­cho­wa­nia i ze zwich­nię­tych za­sad. – Pro­szę, uwa­żaj­cie to je­dy­nie jako rys ogól­ny, – nie przy­cze­pia­jąc na­zwisk do tych osób.

– Ja tyl­ko skre­śli­łam dwa głów­ne typy, złe­go i do­bre­go. – Bra­łam, to praw­da, tu i owdzie róż­ne zda­rze­nia po­je­dyń­cze, przy­ta­cza­łam skrzy­wio­ne wy­ra­zy, któ­re nie raz w ży­ciu się o moje uszy obi­ły, i te na karb mo­ich bo­ha­te­rów da­wa­łam, bo ze źró­dła praw­dy trze­ba czer­pać opi­sy, – in­a­czej nig­dy nie będą mia­ły po­do­bień­stwa z rze­czy­wi­sto­ścią. Ale żad­nych oso­bi­sto­ści so­bie nie po­zwa­la­łam. Po­tę­pia­ni grze­chy i przy­wa­ry, ty­siąc razy snu­ją­ce się nam przed oczy­ma; bo już czas z nich się wy­le­czyć, – bo już na­der sro­gie wy­pad­ki oka­za­ły, że jesz­cze okrop­niej­sze mogą zajść na­stęp­stwa, – bo się nie go­dzi cią­gle trwać w złych i zgub­nych na­ło­gach!… bo na­wet ze smiesz­no­ści wy­le­czyć się wy­pa­da. –

Oby Wam moja pra­ca do­po­mo­gła w do­brych przed­się­wzię­ciach! Taki był cel mego pi­sma, taka by­ła­by sta­rań na­gro­da!

K. N.

Ba­den-Ba­den. – W sierp­niu 1846.I. SPÓŁ­ZA­WOD­NI­CY.

Sie­bie zwy­cię­żyć, naj­więk­sze zwy­cię­stwo.

(Daw­ne przy­sło­wie.)

Rok cały pra­cy, pil­no­ści, zgo­dy,

Go­dzien po­chwa­ły, go­dzien na­gro­dy.

JA­CHO­WICZ.

Nim przy­stą­pię do po­wie­ści któ­rą Wam opo­wie­dzieć za­my­ślam, po­zwól­cie dro­gie dzie­ci, bym so­bie i Wam przed­sta­wi­ła je­den ob­raz lat mych mło­do­cia­nych, i miło spę­dzo­nych chwil w Krze­mień­cu. – Ta mała mie­ści­na, za­grze­ba­na pra­wie w ni­skim pa­ro­wie, oto­czo­na gó­ra­mi, z któ­rych ska­ła uwień­czo­na zam­kiem Kró­lo­wej Bony, naj­pięk­niej­szy do­tąd wi­dok przed­sta­wia; to gniaz­do brud­nych ży­dów i bied­nych miesz­czan, było jed­nak świet­nym przy­byt­kiem nauk; – mia­ło porę swej sła­wy i wzię­to­ści, rów­na­ło się po­nie­kąd, w umy­sło­wym wzglę­dzie, ze sto­li­cą. – Tak, temu lat kil­ka­na­ście, Gym­na­zjum Krze­mie­niec­kie, sta­ra­niem uczo­ne­go Ta­de­usza Czac­kie­go, do rzę­du Li­ce­ów wy­nie­sio­ne; – pod na­czel­nic­twem sław­ne­go Fe­liń­skie­go było prze­peł­nio­ne mło­dzie­żą zdat­ną i pra­co­wi­tą. O, jak miło było spoj­rzeć na owych uczniów, sta­ran­nie się kształ­cą­cych w roz­ma­itych umie­jęt­no­ściach! Jak za­chę­ca­ją­cy sta­wał się przy­kład mło­dych człon­ków, pierw­szych ro­dzin w kra­ju, uczęsz­cza­ją­cych gor­li­wie na kur­sa wraz z naj­bied­niej­sze­mi! Mie­li wszy­scy rów­ne cele, rów­ne na­uki, rów­ne na­gro­dy; – byli wzglę­dem sie­bie tyl­ko spół­za­wod­ni­ka­mi w cno­cie i pil­no­ści!

Za­rzu­ca­no Krze­mień­co­wi iż się w nim nad­to ba­wio­no. Może to być praw­dą, może być że nie­któ­rzy mło­dzi lu­dzie mia­rę w tem prze­bra­li; ale ogół był pil­ny i pra­co­wi­ty, a wy­jąt­ki wie­le nie­sta­no­wią. Mię­dzy tą małą licz­bą na­wet, któ­ra mia­ła zbyt wie­le roz­tar­gnie­nia, za­ba­wy były przy­zwo­ite, w gro­nie ro­dzin­nem, pod okiem ro­dzi­ciel­skiem uży­wa­ne. Co za róż­ni­ca mię­dzy temi roz­ryw­ka­mi a brud­ną knaj­pą (1) uni­wer­sy­te­tów nie­miec­kich, mię­dzy na­szą wów­czas mło­dzie­żą a stu­den­ta­mi tam­te­go na­ro­du, sły­ną­ce­mi dzi­ko­ścią i nie­okrze­sa­niem! To­wa­rzy­stwo Krze­mie­niec­kie było wzo­rem przy­jem­no­ści, wy­kształ­ce­nia, grzecz­no­ści; – choć to po­mniej­sze za­le­ty, jed­nak nie trze­ba gar­dzić nie­mi, je­że­li nie szko­dzą mo­ral­no­ści, któ­ra po­win­na być pod­sta­wą wy­cho­wa­nia, – je­że­li tyl­ko, jak kwia­ty, kra­szą umysł głę­bo­ką na­uką upo­sa­żo­ny.

Czyż nie był praw­dzi­wie szko­łą oby­cza­jów ów Sta­ry Dwór – tak na­zwa­ny dom Sza­now­nej Sta­ro­ści­ny C… w któ­rym co nie­dzie­la zgro­ma­dza­ło się czo­ło to­wa­rzy­stwa; gdzie mło­dy, oprócz mi­łej roz­mo­wy osób wy­kształ­co­nych swo­je­go wie­ku, spo­ty­kał jesz­cze naj­sław­niej­szych owo­cze­snych mę­żów, – (1) Tak na­zy­wa­ją ro­dza­je kar­czem, gdzie stu­den­ci nie­miec­cy wie­czo­ry tra­wią przy ku­flach piwa.

pi­sa­rzy, uczo­nych. – Tam­to Fe­liń­ski czy­tał swą Bar­ba­rę, Ra­da­mi­stę i Po­ema Zie­miań­skie; tam dow­cip­ny i żar­to­bli­wy po­eta Kro­piń­ski, pe­łen atyc­kie­go wdzię­ku, oprócz Lud­gar­dy, ty­sią­cz­ne wier­sze po­wta­rzał. – Tam Jó­zef Drze­wiec­ki opo­wia­dał tyle cie­ka­we żoł­nier­skie swo­je przy­go­dy i wspo­mnie­nia; – tam Woj­ciech Miér przy­no­sił prze­kła­dy An­dro­ma­chy i Je­ro­zo­li­my wy­zwo­lo­nej; – tam uczęsz­cza­ły PP. Tar­now­skie i Mal­czew­skie, au­tor­ki sza­cow­nych prac (1); – tam Gu­staw Oli­zar, Sta­ni­sław Pla­ter, Czac­ki, Ja­nusz Iliń­ski, Rudz­ki, X. Osiń­ski i inni ucze­ni, li­te­ra­ci, pro­fe­so­ro­wie, czę­sto by­wa­li; – tam Bo­gu­sław­ski, pi­sarz tylu dra­ma­tycz­nych utwo­rów, zbie­rał na nie przed­pła­tę; – tam roz­bie­ra­no nowo wy­szłe dzie­ła Kle­men­ty­ny Tań­skiej, oraz prze­kład na ję­zyk Pol­ski Mal­wi­ny, przez Annę Na- – (1) Pierw­sza, tłu­ma­czy­ła z przy­sto­so­wa­niem do na­sze­go kra­ju dzie­ła Pani le Prin­ce de Bau­mont dla mło­dzie­ży; dru­ga, pięk­ne wier­sze skła­da­ła, dru­ko­wa­ne w ów­cze­snych pi­smach.

kwą­ską (1). Tam też nie­jed­na póź­niej­sza sła­wa roz­wi­ja­ła się pod cie­niem wyż­sze­go gen­ju­szu. Wpraw­dzie zmie­nił się smak w pi­śmie­nic­twie; dziś, czem mniej zro­zu­mia­ły ro­man­tyk, czem czar­niej­sze ma my­śli i szka­rad­niej­sze kre­śli ob­ra­zy, tem go bar­dziej chwa­lą! – – Ja zaś, któ­ra do daw­nych lu­bow­ni­ków ja­sno­ści na­le­żę, przy­znać mu­szę, iż mi sto­kroć mi­lej czy­tać ogniem dow­ci­pu pa­ła­ją­ce – a po­mi­mo tego roz­sąd­ne – wier­sze Kra­sic­kie­go, i inne po­dob­nych pi­sa­rzy, – jak mę­czyć się nad ob­ra­za­mi ja­kich­ciś nad­ludz­kich istot, nad­przy­ro­dzo­nych ma­rzeń, któ­rych ani ja ro­zu­miem, ani sam au­tor po­jąć nie po­tra­fi!…

Wra­ca­jąc do opi­su Krze­mień­ca: ko­goż nie roz­rzew­nił wi­dok dzie­ci mo­dlą­cych się w ko­ście­le, i pro­szą­cych o bło­go­sła­wień­stwo dla ro­dzi­ców?

–- (1) Dro­gą mat­ką męża mo­je­go. – Skrom­ność cór­ki nie do­zwa­la mi mie­ścić w tem gro­nie wła­snej mat­ki mo­jej, któ­ra jed­nak dla na­der ży­we­go dow­ci­pu, za­let to­wa­rzy­skich, i sma­ku w li­te­ra­tu­rze, mo­gła­by być zwa­ną du­szą owych ze­brań.

Czy­jeż oko mo­gło być su­che po mo­wach księ­dza Pro­ko­pa, ka­zno­dziei, – gdy do cno­ty, do wszyst­kie­go do­bra na­ma­wiał to wzra­sta­ją­ce po­ko­le­nie! O jak­że było wzru­sza­ją­cem to małe gro­no po­boż­nej ro­dzi­ny (1) ze świę­to­bli­wą mat­ką na cze­le. – Ona, któ­rą śmia­ło do męż­nej nie­wia­sty Sa­lo­mo­na po­rów­nać­by moż­na!…. Lecz czas po­rzu­cić ogól­ne opo­wia­da­nie i przy­stą­pić do rze­czy.

Już mi­nę­ły nie­na­wi­dzo­ne od sę­sa­tów za­pu­sty, już prze­szła Ma­jów­ka tyle dzie­ciom miła; koń­czył się rok szkol­ny, przy­je­chał z Ży­to­mie­rza Wi­zy­ta­tor któ­ry ma prze­wod­ni­czyć w roz­da­wa­niu na­gród – Uczą się dniem i nocą pil­ni ucznio­wie, by je po­zy­skać; – tru­chle­ją mat­ki le­ni­wych, marsz­czą się czo­ła oj­ców. – Wszyst­ko w ru­chu. – Ży­dzi nęcą do kar­czem, Do­brzy­ja­łow­ski (2) przy­cią­ga – (1) Gdy sza­now­na Pani O.. cięż­ko za­cho­ro­wa­ła pod­czas Za­pust, wszyst­kie za­ba­wy usta­ły; na uli­cy ba­da­li jed­ni dru­gich o jej zdro­wie, jak­by o klę­sce pu­blicz­nej, mó­wio­no o jej cier­pie­niach! – Na ten hołd po­wszech­ny, praw­dzi­wa cno­ta tyl­ko za­słu­gu­je.

(2) Do­sko­na­ły cu­kier­nik.

wy­sta­wą naj­smacz­niej­szych ła­ko­ci; – wle­ką się po nie­go­dzi­wym bru­ku ko­la­ski ro­dzi­ców przy­by­wa­ją­cych po dzie­ci; – fur­ma­ni się dro­żą, po po­pi­sie bo­wiem wszyst­ko ucie­ka, każ­dy do swej za­gro­dy spie­szy. Ale nim wy­je­dzie trze­ba zdać spra­wę pu­blicz­nie z nauk, w obec sta­rych i mło­dych, w oczach ro­dzi­co­wi licz­nie ze­bra­nych wi­dzów!… Co za chwi­la sta­now­cza! – Przy­jem­na dla pil­nych, groź­na nie­ukom!

Mię­dzy licz­ne­mi ucznia­mi pierw­sze­go roku było dwóch mło­dych chłop­ców, róż­nią­cych się sta­nem, lecz zwią­za­nych przy­jaź­nią – Mi­ko­łaj Kmi­ta, ostat­ni pra­wie po­to­mek daw­nej, sław­nej w dzie­jach ro­dzi­ny, i Jan Dur­czyń­ski, syn kuch­mi­strza słu­żą­ce­go w tym­że domu. – Uczęsz­cza­li oba do Li­ceum, a cho­ciaż uro­dze­niem byli tak od sie­bie róż­ni; choć ich, po­mi­mo tej róż­ni­cy, przy­jaźń łą­czy­ła, spół­u­bie­ga­li się jed­nak oba o pierw­szeń­stwo w szko­le. – Trzy były na­gro­dy do otrzy­ma­nia: me­dal srebr­ny (1)

–- (1) Me­dal zło­ty do­sta­wał cel­ny uczeń, koń­czą­cy na­uki dru­go­rocz­nie.

miał być dla ce­lu­ją­ce­go we wszyst­kich przed­mio­tach, Ak­ce­syt prze­zna­czo­no naj­bie­glej­sze­mu w na­uce, a trze­cią na­gro­dę, to jest list po­chwal­ny i pięk­nie opraw­ne dzie­ła Fe­liń­skie­go, mia­no od­dać wzo­ro­wo pro­wa­dzą­ce­mu się przez rok cały.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: