Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Prawie was utraciłam - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Prawie was utraciłam - ebook

Wszyscy mówili, że Violet i Finn byli sobie przeznaczeni. Spotkali się co prawda tylko dzięki zrządzeniu losu, ale tak się w życiu zdarza. Po trzech latach małżeństwa mają cudownego synka i kiedy wyjeżdżają na wakacje na Florydę, Violet nie może uwierzyć własnemu rodzinnemu szczęściu.

Nikt nie byłby bardziej zaskoczony niż ona sama, gdy Finn zostawia ją na plaży, zabiera synka oraz wszystkie rzeczy z pokoju hotelowego i znika. Zrozpaczona Violet nagle trafia w najgorszy z sennych koszmarów i musi zmierzyć się ze świadomością, że tak naprawdę w ogóle nie znała mężczyzny, z którym dzieliła życie.

Caitlin i Finn są przyjaciółmi od wielu lat. Jednak kiedy Finn staje w drzwiach jej domu z synkiem, za którego porwanie jest poszukiwany, i żąda, żeby ukryła ich przed władzami, szantażując, że odkryje tajemnicę, która może zniszczyć jej własną rodzinę, Caitlin musi stawić czoło czemuś, wydawałoby się, niewykonalnemu.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8031-715-4
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1 SIERPIEŃ 2016

Violet już nie pamiętała, kiedy ostatnio było jej tak dobrze. Niewiele brakowało, a poczułaby z tego powodu wyrzuty sumienia, bo przecież przez te trzy lata, od kiedy na świecie pojawił się Bear, wydarzyło się w jej życiu mnóstwo wspaniałych chwil. Macierzyństwo wiązało się z koniecznością wykonywania tak wielu czynności – zwykle dających nie lada satysfakcję, z rzadka ogłupiających, czasami nawet przerażających w intensywności odczuwania miłości do kogoś tak maleńkiego i bezbronnego, całkowicie od niej zależnego – lecz odpoczynek do nich nie należał.

Każda chwila minionych lat prowadziła jednak tutaj: nad niebieskozielony ocean południowej Florydy, lśniący teraz przed jej oczami, rozlewający się po plaży łagodnymi falami, z pelikanami nurkującymi w wodzie, z nią, siedzącą właśnie tutaj, chłonącą otaczające widoki, z książką w jednej dłoni, ze słodką piña coladą w drugiej, a w najbliższym otoczeniu niezwykła, błoga cisza od chwili, gdy Finn zabrał Beara na górę, do hotelowego pokoju na codzienną drzemkę. Uśmiechnęła się na wspomnienie synka budującego chwilę wcześniej zamki z piasku, wydającego z siebie dźwięki imitujące zderzenia, gdy przepychał swoją wywrotkę przez kopce z piasku, które chwilę wcześniej sam pieczołowicie usypał, a także na wspomnienie miny Finna, gdy wyszedł z propozycją, że to on dzisiaj weźmie Beara na drzemkę – mieszanki czułości i czegoś, czego nie umiała zdefiniować, jakby zmuszał się, żeby nie odwracać wzroku… On również to odczuł: to, jak bardzo obojgu ulżyło, gdy w końcu udało im się wyrwać na pierwsze od lat wspólne wakacje. Dzisiaj wieczorem, gdy położą Beara spać, zabiorą ze sobą na balkon dopiero co zakupioną butelkę pinot grigio. Wreszcie będzie mogła ułożyć głowę w tym doskonale wyprofilowanym miejscu na jego ramieniu, gdy zasiądą razem, by podziwiać lśnienie światła księżyca na falującej powierzchni oceanu.

Życie było takie przyjemne!

Poczuła nieodpartą chęć, żeby choć na chwilę wrócić do dnia, w którym spotkała Finna. To stało się właśnie tam, gdzie plaża się poszerza, dokładnie po drugiej stronie molo. Oboje poczuli nagły przepływ energii pomiędzy sobą, coś, co ich do siebie przyciągnęło – coś takiego zdarza się tylko raz w życiu – a potem, od chwili, kiedy rzuciła swoją walizkę na łóżko po powrocie do domu, aż ściskało ją w dołku ze smutku na myśl, że nigdy więcej go nie zobaczy. Ogarnęło ją dojmujące uczucie pustki i beznadziei, uczucie nieco niemądrej, acz szczerej tęsknoty za kimś, kogo widziała jedynie przelotnie. Marzyła o tym, by móc cofnąć czas i powiedzieć swojemu poprzedniemu wcieleniu, że niczym nie trzeba się martwić. W końcu wszystko dobrze się skończyło.

Kostki domina. To był ten sam złożony łańcuch reakcji składający się z nieznacznych ruchów, który przychodził jej na myśl, gdy komukolwiek zdarzyło się zapytać ją, jak doszło do tego, że się w końcu zeszli. Minęły długie lata ciszy w eterze pomiędzy ich pierwszym a drugim spotkaniem, bez wątpliwości pełne niewykorzystanych okazji, zmarnowanych szans, niewypowiedzianych słów, nieodebranych połączeń. Nawet jako dzieci przechodzili ciągle gdzieś tam obok siebie jak statki we mgle. Ich połączenie się w parę stanowiło historię, której opowiadania domagali się wszyscy wciąż i wciąż na nowo. Byli zapraszani na przyjęcia – „…a to jest Violet i jej mąż Finn. Nie pozwólcie im się ulotnić, dopóki nie opowiedzą wam historii o tym, jak się spotkali. To prawdziwy bestseller!” – zobowiązywano ich już na wstępie, a potem nadchodziła odpowiedź, że to musiało być przeznaczenie. Zrządzenie losu. Kismet.

Violet nie była wcale taka pewna, że ich historia jakoś szczególnie różni się od wielu innych. Spróbujcie spytać którąkolwiek parę o historię początków ich miłości, a dowiecie się, jak wiele wydarzeń poszło dokładnie tak, jak pójść miało – albo dokładnie odwrotnie: kończyło się niczym – zanim mogli się wreszcie zejść. Gdyby to a to wydarzyło się o czasie, a to i to poszło tamtego dnia źle, a to i tamto doszło do skutku dzięki: biletowi na koncert łamane przez jazdę łamane przez dwadzieścia dolarów, i gdyby telefony komórkowe wynaleziono nieco wcześniej, i przez jakąkolwiek liczbę wszystkich przeciwności losu, które akurat się objawiły – lub wręcz przeciwnie: nie zaistniały – w przeciągu najbliższych godzin, dni, tygodni, a nawet lat, i gdyby wreszcie nie zaczęły się krzyżować wciąż i wciąż ich ścieżki, i gdyby pewnego razu wszystko dobrze się nie poukładało, nigdy nie byliby razem.

Przeznaczenie – ludzie uwielbiali tak to nazywać.

Jednak Violet wyobrażała to sobie jako kostki domina.

Jakimś sposobem znaleźli się oboje w odpowiednim miejscu o odpowiednim czasie. Na jej drodze stanął Finn.

Wciąż nie mogła uwierzyć swojemu szczęściu.

Nie tylko dlatego, że Finn okazał się tym właśnie Finnem, lecz także dlatego, że dał jej ich Małego Miśka. Kogoś najdroższego na świecie. Macierzyństwo zarzuciło jej na szyję swoje pulchne, malutkie, pachnące balsamem dla dzieci rączki i nie chciało puścić pomimo faktu, że narodziny Beara pociągnęły za sobą niezbyt korzystną kulminację zdarzeń – tak naprawdę to ta właśnie historia sprawiała, że ludziom opadały szczęki z wrażenia. Wystąpił u niej krwotok poporodowy, lecz dopiero kilka godzin po radosnym powitaniu Beara w ich małym świecie. Lekarzom ledwo udało się zatamować krwawienie. O mało nie umarła.

Jakiż to był cud obudzić się następnego dnia i zobaczyć Finna bladego jak ściana, który jednak zachował stoicki spokój, choć tak bardzo to nim wstrząsnęło!

Czuję się doskonale – powiedziała do niego, naśladując sposób mówienia swojej babci, który zawsze go rozśmieszał, lecz on tylko splótł palce swoich dłoni z jej palcami i pochylił się, dotykając czołem ich złączonych rąk. Ogarnęło ją wzruszenie. Być kochaną tak, jak kochał ją Finn! Być obdarzoną tak pięknym chłopcem i mimo wszystko przeżyć ten poród! Mieć wreszcie własną rodzinę, coś, czego nie zaznała od wypadku swoich rodziców, kiedy była dzieckiem. Nigdy jeszcze nie czuła się tak spełniona.

Bear i Finn stali się teraz dla niej całym światem. Gdy tylko Bear wyrósł na dorodnego brzdąca, który stanął na własnych nóżkach, Violet rzuciła pracę. Był to odważny krok – nigdy wcześniej nie spodziewała się, że mogłaby to zrobić. Kolejne dni jej życia wypełniły przygody, polegające na poszukiwaniach wciąż nowych ekscytujących liści i kamyków, oraz ciągłe próby nakarmienia małego czymkolwiek innym niż serowe faruki czy nuggetsy z kurczaka. Biegała z kubkami niekapkami, które jakoś nigdy nie miały umytych odpowiadających sobie części, pośród małych samochodzików, które (miała wrażenie) zawsze stały tam, gdzie ona akurat chciała postawić stopę. Nadawała otaczającemu ją chaosowi pewien porządek tylko po to, żeby nie irytować Finna kompletnym bałaganem, kiedy wracał do domu po pracy. Najczęściej jednak po prostu przyglądała się z zachwytem Bearowi. Czasami, kiedy Finn wyszedł rano do pracy, siadała razem z chłopcem przy malutkim kuchennym stole, jadła mrożone wafle i oglądała program dla dzieci na kanale PBS Kids. Wtedy, spoglądając w dół na swoją piżamę i kapcie, myślała sobie, że nigdzie na świecie nie ma takiego miejsca, w którym wolałaby się teraz znaleźć.

Oprócz plaży. Choć rzadko, zdarzało się jej jednak fantazjować o odrobinie czasu w samotności na plaży, z piña coladą w ręce, gdy jedyne okrzyki dochodzące do jej uszu wydawałyby krążące nad głową mewy.

No i w końcu się tutaj znalazła, na tej swojej wymarzonej plaży, z tą wyjątkową chwilą tylko dla siebie – i dalej nie była w stanie myśleć o niczym i nikim innym oprócz Beara.

Próbowała bez powodzenia przekonać samą siebie, że przydałoby się jej jeszcze trochę więcej czasu w samotności. Zaczęła się zastanawiać, czy powinien zaniepokoić ją fakt, że zupełnie utraciła umiejętność wyłączania trybu „mama”. Problem polegał jednak na tym, że zwyczajnie to lubiła. Naprawdę potrzebowała tej małej przerwy – lecz o wiele bardziej kręciła ją nowość tych kradzionych chwil niż to, że nic się wokół niej nie działo.

Ogarnęła ją przemożna chęć powrotu na górę, aby obudzić Beara z drzemki i podać mu dużą porcję lodów (na to prawie nigdy nie pozwalała mu w domu) – usiąść obok niego na balkonie i obserwować małe samolociki ciągnące za sobą banery reklamowe, oferujące bufety ze wszystkimi owocami morza, jakie tylko nadają się do jedzenia, czy dwa bilety do parków wodnych w cenie jednego – falujące za nimi jak syrenie ogony. Finn zwrócił jej uwagę na to, że im bardziej tandetna była reklama za samolotem, tym bardziej podobała się Bearowi.

I tylko to się w życiu liczy, nieprawdaż? – oświadczyła z lekkim roztargnieniem, ciągle przeżywając zawrót głowy spowodowany ich pierwszym dniem spędzanym tutaj jako rodzina. – Dlatego właśnie mamy dzieci!

Wiem, wiem – odrzekł Finn. – Żeby patrzeć na świat ich oczami, z dziecięcą niewinnością i zachwytem.

O nie! – dorzuciła. – Raczej, żeby zostać miłośnikami tandety.

To był kiepski żart, ale rozśmieszył Finna. Wczoraj wydawał jej się nieco zbyt wyciszony – pewnie ze zmęczenia. Wypił tyle kaw na lotnisku i podczas ich późniejszego powolnego przedzierania się przez korki północnej części Miami na miejsce, do Sunny Isles, że potem przewracał się z boku na bok w łóżku przez pół nocy, i nie lada wyczynem okazało się wywołanie uśmiechu na jego twarzy.

Teraz, na widok gigantycznego banera z różowym flamingiem, powiewającego za niebezpiecznie małym w stosunku do niego czerwonym samolocikiem, warkoczącym nad jej głową, wstała i się przeciągnęła. Strząsnęła piasek ze swojego nowego superdrogiego plażowego ręcznika od Ralpha Laurena (prezent od babci na wyjazd) i wrzuciła książkę wraz z opróżnionym kielichem do zewnętrznej kieszeni plażowej torby, stanowiącej komplet z ręcznikiem. Podjęła próbę złożenia leżaka, walcząc z jego opornymi podłokietnikami, i w końcu zdecydowała się pozostawić go na plaży – przecież niebawem tu wrócą, a nawet jeśli dojdą do wniosku, że Bear ma już dość słońca na dziś, Finn na pewno nie będzie miał nic przeciwko, żeby zejść na dół i zabrać leżak. Zawsze chętnie spełniał prośby, które do niego kierowała.

Suchy, gorący piasek sypał się spod jej stóp, kiedy podążała ku bramce w ogrodzeniu, którym wydzielono teren przy hotelowym basenie. Już zaczęła sobie wyobrażać buzię Beara, umorusaną lodami czekoladowymi, i jego słodki, lepki uśmiech od ucha do ucha, wywołujący niewielkie dołeczki w policzkach.

Kiedy winda dotransportowała ją na ósme piętro, oznajmiając to głośnym „ding”, Violet zatrzymała się na chwilę przed drzwiami, nasłuchując. Panowała cisza. Uśmiechnęła się. Wciąż jeszcze spał – nie umknął jej żaden szczegół. Przeciągnęła przez czytnik w drzwiach kartę wejściową, która przynajmniej tym razem zadziałała przy pierwszej próbie, weszła cicho do pokoju i stanęła jak wryta z wytrzeszczonymi ze zdziwienia oczami.

Przez ułamek sekundy myślała, że jej karta jakimś cudem otworzyła drzwi niewłaściwego pokoju. Już miała wyartykułować w popłochu jakieś przeprosiny w stronę kogokolwiek, kto znajdował się w środku, w pokoju nie zauważyła jednak śladów niczyjej obecności. Nie było tu ani otwartych walizek, ani rozpakowanych właśnie T-shirtów, ani klapek plażowych, ani suszących się kostiumów kąpielowych, żadnych buteleczek z balsamami do opalania, kolorowych magazynów, przekąsek ani dziecięcych zabawek, których pełno znajdowało się w ich pokoju.

I wówczas – z przedpokoju, w którym się zatrzymała – dostrzegła damską torebkę leżącą na stole, i nagle zdała sobie sprawę, że ta torebka należy do niej.

Weszła głębiej do pokoju i zajrzała do łazienki po prawej. Były tam wszystkie jej kosmetyki, ułożone porządnie na marmurowym blacie przy umywalce, ale nic więcej. Brakowało bałaganu z zestawu do golenia Finna, szkieł kontaktowych i płynu do nich oraz okularów, pasty do zębów o smaku gumy do żucia Beara, sprzedawanego tylko na receptę kremu przeciw egzemie, a także dziecięcego grzebyka.

– Jest tu kto?!

Skonsternowana przeszła do pokoju ze wspólną częścią dzienną i sypialną. Tu zastała to samo. Wszystkie jej rzeczy leżały w miejscach, w których je pozostawiła, lecz zniknął wszelki ślad po mężu i po synku, zupełnie jakby nigdy ich tam nie było. Jakby przez cały ten czas stanowili wyłącznie wytwór jej wyobraźni.

Treść dostępna w pełnej wersji eBooka.

------------------------------------------------------------------------

1 Bear (ang.) – niedźwiedź; obecnie w USA panuje moda na nadawanie chłopcom imion pochodzących od zwierząt; do najpopularniejszych należą: Bear, Leo – Lew i Wolf – Wilk.PODZIĘKOWANIA

Najpierw, i przede wszystkim, chciałabym podziękować mojemu mężowi Scottowi, który wykazywał dużo cierpliwości w stosunku do mnie, kiedy pytałam go: „Czy mogłabym poprosić o dwadzieścia minut sam na sam z moim laptopem?”, a potem z zakłopotaną miną wyłaniałam się z mojego gabinetu, godzinę albo i dwie później, by zastać go przygotowującego obiad, z głodnymi dziećmi, plączącymi się koło jego nóg. Dziękuję również moim dzieciom, które przypominają mi codziennie, że życie pełne jest wielkiej magii i malutkich cudów, a dwa z nich – jakimś niesamowitym zrządzeniem losu – zamieszkały wraz ze mną pod jednym dachem i mówią do mnie „mamusiu”. Bycie żoną i matką jest dla mnie najcenniejszą nagrodą i najpełniejszą radością mojego życia.

Mojej agentce, Barbarze Poelle, która wierzyła we mnie nawet wtedy, gdy ja wątpiłam w siebie. Dla pisarza jest to niezwykle cenne, jeśli ktoś darzy go tak wielkim zaufaniem. Lista tego, za co jestem jej wdzięczna, zaczęła się lata temu i wciąż dopisuję do niej kolejne punkty. W mojej pamięci na zawsze pozostanie postacią w pelerynie superbohatera, dzierżącą mocno w dłoni bajeczny model torebki Kate Spade. Moja wdzięczność rozciąga się na cały zespół agencji literackiej Irene Goodman.

Mojej wydawczyni, Holly Ingraham, która nie tylko zrobiła wszystko, co w jej mocy, żeby doszło do publikacji tej książki, lecz także uczyniła ją lepszą – i nie wyobrażam sobie, żeby współpraca z kimkolwiek innym mogła być równie bezproblemowa. Wdzięczność, moc pochwał i wyrazy uznania kieruję również do całego zespołu St. Martin’s Press: Jennifer Enderlin, Jennie Conway, Lisy Senz, Katie Bassel, Danielle Christopher, Roberta Allena oraz całego zastępu marzycieli spoza sceny.

Za bezcenne opinie na wcześniejszych etapach powstawania tej książki dziękuję przede wszystkim wspaniałym redaktorom i korektorom oraz przyjaciołom: Amy Fogelson, Orly Konig-Lopez, Amy Price oraz Megan Rader. Podziękowania za konstruktywną krytykę moich pierwszych szkiców powieści dla Donalda Maassa, Katie Merz, Joego Stollenwerka i Lindsay Hiatt. Jackowi Heffronowi za to, że jest mentorem mojej kariery wydawniczej od samego początku; Jane Friedman – za tak wielką wiarę w moje możliwości.

Podziękowania za dzielenie się z niezmienną uprzejmością swoimi opiniami dotyczącymi różnych faktów w tej powieści kieruję do byłej asystentki agenta specjalnego FBI, Toni Chrabot, która wspaniałomyślnie odrywała się od swojej pilnej pracy w spółce Confidence LLC, by odpowiadać na pytania zadawane przez telefon przez całkowicie obcą osobę – nikomu nieznaną, nową powieściopisarkę; do znakomitej farmaceutki Jamie Mitchell oraz mojej starej przyjaciółki, która stała się cudowną pielęgniarką, Amandy McDaniel-Price. Wszystkie są niesamowicie zapracowane, mimo to cierpliwie odpowiadały na nieskończoną litanię moich pytań. Za wszelkie nieścisłości dotyczące faktów czy procedur odpowiadam wyłącznie ja; zrobiłam to wyłącznie dla dobra opowiadanej historii. (Skoro już o tym mowa, powinnam tu wspomnieć moim współmieszkańcom z Cincinnati, że ściągnęłam z miejskiego kalendarza wydarzeń pomysł na multimedialną imprezę typu „światło i dźwięk”, LumenoCity, która niestety ostatni raz odbyła się w 2013 roku, jak również kilka mniej istotnych szczegółów – mam jednak nadzieję, że nie ucierpiała na tym ani trochę ani atmosfera miasta, ani jego charakterystyczne punkty). W pewnym momencie, gdy Violet staje przed nowym dla niej wyzwaniem, macierzyństwem, przywołuje przepiękną metaforę, mówiącą o więzi powstającej pomiędzy matką a nowo narodzonym dzieckiem; ona nie pamięta, gdzie ją usłyszała, lecz ja – owszem. Dziękuję Maggie O’Farrell, autorce cudownej powieści The Hand That First Held Mine (Ona pierwsza, wyd. w Polsce w 2013 roku) za przebłysk inspiracji.

Za to, że zawsze powtarzali mi, iż mogę zostać, kimkolwiek zechcę, gdy dorosnę, za tolerowanie mojej osoby zawsze i wszędzie z książką w ręku dziękuję moim rodzicom, Michaelowi i Holly Yerega oraz mojemu bratu Evanowi. Za przyjęcie mnie z radością do swojego klanu dziękuję Marty’emu i Terry Strawserom oraz pozostałej części rodziny. Za lata siostrzanego kibicowania, kiedy na pewno miałaś ochotę porozmawiać o czymś innym (czymkolwiek innym!), dziękuję Tobie (dobrze wiesz, kogo mam na myśli). Specjalne ukłony dla Erin Nevius, Marcie Holloway i dla tej, której brakuje mi najbardziej: Jackie Skukan.

Wreszcie chciałam wyrazić swoją bezgraniczną wdzięczność dla mojej rodziny z „Writer’s Digest”: byłym i obecnym kolegom i koleżankom z pracy, którzy z takim entuzjazmem odnieśli się do moich wysiłków twórczych (specjalne podziękowania należą się Brianowi Klemsowi, Zakowi Petitowi i Philowi Sextonowi) – moim niezwykle utalentowanym współpracownikom i tym, którzy przeprowadzali ze mną jako autorką rozmowy, tym, dzięki którym ani przez chwilę nie opuszczała mnie motywacja do pracy nad powieścią – i oczywiście Czytelnikom, którzy teraz razem ze mną mogą przeżywać wszystko wraz z moim urzeczywistnionym marzeniem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: