Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Przeklęta bariera - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Grudzień 2008
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
31,98

Przeklęta bariera - ebook

Młoda wdowa (lat 25 mniej więcej) zdąża do Paryża, by zamknąć kwestie spadkowe. Zatrzymuje się na nocleg w zajeździe, a rankiem... jest co prawda w tym samym zajeździe, ale sto lat później. Nadal jednak zdąża do Paryża, by zamknąć kwestie spadkowe. Zszokowani przeniesieniem w czasie, szybko odkrywamy, że to jednak ta sama, wyśmienita jak zawsze Chmielewska - już po kilkunastu stronach pojawia się czarny charakter (w obu "czasoprzestrzeniach") i pierwsze morderstwo. Jest też cudowny mężczyzna i wielka miłość. Czyli standard chmielewszczyzny, ale smakuje powalająco świeżo.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62136-22-3
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Obudziłam się.

Słońce świeciło mi na twarz i prosto w oczy, nic dziwnego zatem, że się obudziłam. Coś się musiało stać z zasłonami. Nie zrozumiałam tego w pierwszej chwili i popatrzyłam dookoła siebie.

Zamknęłam oczy.

Otworzyłam je ponownie, prawie pewna, że głupia halucynacja przepadnie, rozejrzałam się znów, po czym powtórzyłam tę operację kilkakrotnie, potrząsając głową.

Widok nie znikał.

Wypróbowanym sposobem sprawdziłam, czy, mimo wszystko, nie śpię nadal, mianowicie uszczypnęłam się potężnie.

Zabolało tak, że aż syknęłam. Wobec tego rzeczywiście już nie spałam i oglądałam jawę.

Nic z tego nie mogłam zrozumieć i poczułam zamęt w umyśle. Z całą pewnością poprzedniego wieczoru położyłam się spać w najlepszej komnacie oberży, w przyzwoitym łóżku z baldachimem i firankami, wszystko jak należy. Sługa z oberży i moja pokojówka wnieśli rzeczy, ustawili je, sepety i kufry...

Spojrzałam w kąt z gwałtownym niepokojem, bo skoro znikły zasłony, mogło zniknąć i moje mienie, ale nie. Kufry, owszem, stały oba, sepety również, policzyłam je, wszystkie cztery, w tym dwa częściowo rozpakowane. To było w porządku, ale reszta...?

W pierwszej chwili pomyślałam, że nocą przeniesiono mnie gdzieś w czasie snu, w chwili mojej nieświadomości, ale od razu wydało mi się to niemożliwe, bo sen mam bardzo lekki, a jednym kieliszkiem wina, wypitym przy wieczerzy, nie mogłam się przecież upić. Co się zatem stało i co to wszystko znaczy?

Nie znajdowałam się w tej samej komnacie. Pokój to był raczej czy izba, skąpo i ubogo umeblowana, ale wielkiej czystości. I znacznie mniejsza. Za to okna miała dziwnie duże, tiulowe firanki na nich i kotary, niedokładnie zasunięte, szparę tworzące ogromną i przez tę szparę właśnie świeciło słońce wprost na moją twarz.

Nie pojmując niczego, prawie bałam się poruszyć. Kto wie, jak długo leżałabym, sparaliżowana osłupieniem, gdyby nie zmusiła mnie do wysiłku intymna konieczność. Ostrożnie usiadłam i opuściłam nogi. Posadzka wysłana była dywanem, jasnym, bez żadnego wzoru, tanim zapewne, ale dość miękkim i nawet przyjemnym.

Pełna złych przeczuć, zajrzałam pod łóżko.

Oczywiście! Tak jak już jęłam podejrzewać, nocnego naczynia nie było. Nie zmieściłoby się zresztą, to osobliwe łóżko nie miało miejsca pod sobą, pantofelki pod nie weszły, ale nic poza tym. Wydobyłam je, wsunęłam na stopy, rozejrzałam się za dzwonkiem na służbę.

Boże jedyny, dzwonka też nie było! Z niezbędnych rzeczy nie było w ogóle niczego. Mój peniuar leżał na oparciu fotela, przynajmniej fotel wydał mi się normalny. Zarzuciłam na siebie szlafroczek i zdecydowałam się sama otworzyć drzwi z nadzieją, że ujrzę za nimi bodaj moją pokojówkę, a choćby jaką sługę z oberży, od której zażądam podstawowych utensyliów.

Drzwi w tym pokoju znajdowało się dwoje. Na chybił-trafił otworzyłam jedne i osłupiałam ponownie. Mimo iż było tam dość ciemno, zamajaczyły mi jakieś niezwykłe urządzenia, umywalnia owszem, wyglądała znajomo, wanna również, ale reszta...? W pomieszaniu wsparłam się dłonią o ścianę, jakąś nierówność poczułam, która pod tym lekkim naciskiem ustąpiła, coś jakby cicho pyknęło i nagle całe pomieszczenie rozjaśniło się wielkim światłem.

Zamarłam. Znałam wszak fajerwerki i błyski prochu wybuchającego, ale tu przecież nic nie wybuchło, jasność nastała bezgłośnie i w mgnieniu oka. Serce mi załomotało straszliwie, ale doznania fizjologiczne znów nie pozwoliły mi ni zemdleć, ni pozostać w bezruchu.

Kilka jeszcze ujrzałam, jak by je nazwać...? Nieruchomości...? Przymocowane do podłogi, białe i czyste. Na każdej dałoby się usiąść. Szukałam wzrokiem jakiegoś innego, stosownego naczynia, dzbanka bodaj, nic... Zawahałam się, zanieczyścić to...? Gdybym chociaż miała wodę pod ręką, opłukać wszak potrafię! Rozpacz chyba sprawiła, że przypomniały mi się nagle wszystkie lektury, o Rzymianach, o akweduktach, termach, woda, bez pompy, za odkręceniem kurka leciała, gdzież tu kurek...? No i krzesła królewskie z naczyniem pod spodem...

Nie mogłam już dłużej zwłóczyć. Trudno, pełna zgryzoty i niepewności, wykorzystałam to trochę większe i wyższe, do królewskiego krzesła może i nieco podobne, z klapą, klapa dała się unieść, choć zerwać musiałam papierową wstęgę, na której był napis. Odczytałam go. „Zdezynfekowane”. A cóż to miało znaczyć...?!

Ulgi ogromnej doznawszy przynajmniej w jednym zakresie, jęłam szukać owego kurka do wody, niechając chwilowo dociekań, gdzie się znalazłam i jakim sposobem. Umywalnia... na rozum biorąc, do niej powinna ciec woda. Urządzenie nad nią w niczym kurka nie przypominało, jakby gruby trzon łyżki do butów, bo krótka rura wygięta pod nim mówiła sama za siebie. Coraz bardziej zrozpaczona i zirytowana, oddałam się próbom i ćwiczeniom, usiłowałam to kręcić, obracać na boki... obracało się, dlaczego nie, ale wciąż bez wody... przyciskać... szarpiąc tak na wszystkie strony, przypadkiem uniosłam ów trzon ku górze. I wówczas lunął znienacka strumień wody tak gorącej, że ledwo można było wytrzymać.

Nowej ulgi doznałam niezmiernej, ale natychmiast pojawił mi się następny kłopot. Jakże bez naczynia żadnego przenieść tę wodę w upragnione miejsce? Rozglądając się pilniej i już nieco spokojniej, dostrzegałam nad umywalnią półeczkę, a na niej dwie szklanki czyste, jakby przejrzystym pęcherzem owinięte, nie bacząc na nic, chwyciłam je i, napełniając wielokrotnie i wylewając do owego królewskiego siedziska, spłukałam wreszcie swoją kompromitację. Gorąco mi było przy tym, pot mi płynął z czoła, ręce i nogi mi drżały, osłabłam, zachwiałam się i dłonią wsparłam silnie na czymś, co wystawało jakoby za plecami tego urządzenia. I tu omal przytomności nie straciłam, bo nagle runął doń potok wody, istny wodospad, o wiele silniejszy niż ten nad umywalnią.

Długiej chwili potrzebowałam, żeby myśli zebrać. Gdzież ja się znalazłam, na Boga, jakim sposobem i co się tu dzieje...?

Owa kaskada w siedzisku polała się i przestała lecieć, spłukała wszystko doskonale, niepotrzebnie męczyłam się ze szklankami i nie do tego celu zapewne były przeznaczone. Z samej ciekawości po dłuższej chwili przycisnęłam tę wystającą rzecz jeszcze raz i efekt okazał się identyczny, kaskada znów chlusnęła, choć do spłukiwania już nic nie było. Prawie mi się to zaczęło podobać.

Woda do umywalni lała się nadal. Znów z ciekawości jęłam, dla eksperymentu, szarpać ową rękojeść, do łyżki do butów podobną, ale krótko to trwało, bo zwykłe opuszczenie jej strumień wody ukróciło. Uniosłam i opuściłam tę rzecz jeszcze kilkakrotnie, puszczając i zatrzymując strumień wody dowolnie, jakimś sposobem jednakże chłodniejszy się zrobił.

Wówczas nareszcie, mimo niepojętej osobliwości całej sytuacji, umysł mój odzyskał odrobinę równowagi. Jak każda panna z dobrego domu, posiadałam wykształcenie wszechstronne i znaczenie barw było mi doskonale znane. Jakże, wszak z jednej strony owego urządzenia wyraźnie widziałam plamę czerwoną, z drugiej zaś niebieską, czerwony kolor jest ciepły, niebieski zimny, powinna to być wskazówka dla uzyskiwania temperatury wody. Spróbowałam. Zgadzało się. Na chwilę poczułam się dumna ze swojej wiedzy i bardzo mnie to podniosło na duchu.

Wróciło mi jakoś więcej zdolności myślenia. Przypomniałam sobie o kanałach paryskich, o których czytałam i które podobno dopiero co były odnawiane. Zapewne uczynili coś, co pozwala wodzie łączyć się z nimi bezpośrednio, rzecz zrozumiała i naturalna, ale jednak zdumiewa. No dobrze, woda, ale ta reszta...?

Czyżbym wczorajszego wieczoru tak już była śpiąca i sfatygowana, żem swego otoczenia nie spostrzegła...?

Zbadałam ową łazienkę gruntownie i zdołałam się umyć. Odkryłam urządzenie obce mi i niezwykłe, ale nader użyteczne i dające się uruchomić dowolnie, ciepła woda, zimna, prysznic z góry lecący bez napełniania wanny, jakiż to doskonały pomysł i jaka wygoda! Szczególnie że czepek duży i przedziwnie spoisty włosy pozwolił ochronić... Ręczniki się tam znajdowały, białe, zatem widać, że czyste, różnych rozmiarów, mydło niewielkie, ale delikatne, w szczelnym opakowaniu, użyłam go bez wahania. Może i dłużej się myłam niż miałam potrzebę, bo już się tam jakoś swojsko poczułam, a na myśl o wyjściu nowy lęk mnie ogarniał. No, trochę może złagodzony ciekawością...

Wyszłam jednak wreszcie. Rozmyślałam o sposobie wezwania służby, kiedy zapukano do drugich drzwi. Otworzyłam bez wahania, weszła pokojówka.

Musiała to być pokojówka, skoro trzymała w rękach tacę ze śniadaniem, ale, na miły Bóg, jakiż strój ta dziewczyna miała na sobie?!!! Gdzież ja się zatrzymałam, w zamtuzie...?!!!

Sukni nie miała wcale, spódniczka kolan jej nie sięgała, całe nogi na wierzchu! Mowę mi na ten widok odjęło, głosu nie mogłam z siebie wydobyć, ona grzecznie mnie powitała, z uśmiechem, choć bez ukłonu, i rzekła, że na tę porę zamawiałam śniadanie. Zręcznie ustawiła tacę na małym stoliku i wyszła.

Zamawiałam śniadanie... Kiedy? Jak?! Wczoraj zapewne... Żadnego zamawiania przypomnieć sobie nie mogłam, chyba że moja pokojówka...? Gdzież ona się w ogóle podziała, nie zdołałam o nią zapytać, mimo wszystko, co mnie już wcześniej spotkało, nie podróżowałabym przecież bez pokojówki...?

Jednakże byłam zwyczajnie głodna, okropne i dziwaczne wydarzenie, które mną wstrząsnęło, nie odebrało mi apetytu. Niespokojnie obejrzałam tacę, dość skąpo zastawioną, pieczywo owszem, rozpoznałam, rogalik, bułeczki... Mleko w dzbanuszku. W większym jakiś napój gorący, powąchałam, woń znajoma... kawa! Całe szczęście, pijałam już kawę wielokrotnie, smakowała mi. Oddzielna szklanka z sokiem pomarańczowym. Do tego jakieś małe, nie znane mi kawałki czegoś, jakby naczyńka opakowane w osobliwy sposób.

Rozpakowałam wszystko. Wąchając i smakując ostrożnie, w miseczkach jak dla lalki, znalazłam masło, serek, konfiturę, dwa rodzaje, kostki w większej miseczce okazały się cukrem. Nóż do tego dostałam, też strasznie dziwny, niczym zabawka.

Zjadłam to wszystko i musiałam przyznać, że nawet było dość smaczne, szczególnie serek i jedna konfitura, z moreli. Już pod koniec śniadania zwróciłam uwagę na dziwne dźwięki, dobiegające zza okna. Do niczego nie były podobne, zdziwiły mnie, zaniepokoiły, przestraszyły wreszcie. Zakończyłam posiłek i wyjrzałam przez okno.

Mimo wszystko, nie zemdlałam. Mniej więcej po półgodzinie zdołałam jakoś odzyskać zmysły i samej sobie powiedzieć, co widzę. Nie wierząc własnym oczom, wielokrotnie zaciskałam powieki, uchylałam je potem, ukłułam się nawet szpilką dla ponownego upewnienia się, że nie jest to sen jakiś przerażający i potwornie głupi, obcy kompletnie wszelkiej mojej wiedzy i znajomości świata. Pojawiało się przede mną coś, czego nawet nazwać nie potrafiłam, rzeczy i sceny nieprawdopodobne i absolutnie niepojęte.

Dziedziniec przed oberżą... Nie, nie można czegoś takiego od razu nawet samej sobie powiedzieć... Wyłącznie moje naganne upodobanie do czytania dzienników i gazet i prowadzenia niestosownych rozmów z różnymi osobami pozwoliły mi teraz uwierzyć własnym oczom.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: