Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rachunki z roku 1869. Rok 4 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rachunki z roku 1869. Rok 4 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 571 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

I. WSTĘP.

Wy­rze­ka­jąc się cięż­kie­go obo­wiąz­ku zda­wa­nia rocz­ne­go ra­chun­ku z prze­bie­gu na­szych spraw do­mo­wych, za­strze­gli­śmy so­bie wy­ko­na­nie czę­ścio­we tego za­da­nia, w in­nej for­mie.

Uży­tecz­ność rzu­tu oka na świe­żo upły­nio­ne wy­pad­ki, ży­wym wę­złem łą­czą­ce się z te­raź­niej­szo­ścią, wąt­pli­wo­ści nie ule­ga. Sama wrza­wa i za­cię­tość kry­ty­ki, do­bit­nie jej do­wo­dzi. Sąd taki do­raź­ny, je­śli nie­ma może ab­so­lut­nej i osta­tecz­nej wagi póź­niej­szych wy­ro­ków w spra­wach ubie­głych i skoń­czo­nych, wy­pro­wa­dza na jaw wie­le ma­ter­ja­łu dzie­jo­we­go, któ­ry­by in­a­czej za­gi­nął na za­wsze.

Dzi­siej­sze po­ję­cie dzie­jów, je­śli nie u nas to u in­nych na­ro­dów, wy­ma­ga od dzie­jo­pi­sa, by­tem się na­wet po­słu­gi­wał, co daw­niej­szym zda­ło się nie mieć żad­nej hi­sto­rycz­nej war­to­ści. – Wszyst­ko aż do naj­drob­niej­szych fak­tów, ma głę­bo­kie zna­cze­nie dla głę­biej wglą­da­ją­ce­go umy­słu, bo wszyst­ko pły­nie z jed­ne­go źró­dła du­cha ludz­kie­go, któ­re­go two­ry są sta­nu świa­dec­twem.

Czę­sto fe­no­men oby­cza­jo­wy, ze sfe­ry po­wsze­dnie­go bytu, jak Frau­en­ho­fe­row­ska li­ni­ja świad­czy o pew­nym pier­wiast­ku skła­do­wym w spo­łe­czeń­stwie, choć dla dzie­ci jest tyl­ko za­baw­ką.

Żad­na chwi­la w ży­ciu na­sze­go na­ro­du na więk­szą uwa­gę i pil­niej­sze ba­da­nie nie za­słu­gi­wa­ła nad dzi­siej­szą. Wszyst­ko w niej zna­mio­nu­je prze­si­le­nie sta­now­cze, nowy ży­wot lub zgon pro­wa­dzić za sobą ma­ją­ce. Sto­je­my na prze­ło­mie, a dzie­je du­cha na­sze­go tym waż­niej­szym są ob­ja­wem, że on pod­le­ga wpły­wom, dzia­ła­niu nań trzech sił róż­nych, że je­den w so­bie, w tro­ja­kim się dziś przed­sta­wia nam sta­nie i fi­zjo­gnom­ji tro­istej. Eks­ter­mi­na­cyj­ny sys­tem mo­skiew­ski rów­nie jak swo­bo­da i uzna­nie au­stry­jac­kie, rów­nie jak po­zor­ne zo­bo­jęt­nie­nie i ne­ga­cja pru­ska, któ­rym w po­moc przy­cho­dzą pseu­do-za­cho­waw­cze do­mo­we siły, są dla nas cie­ka­wem a bo­le­śnem do­świad­cze­niem in ani­ma no­bi­li.

Z tego troj­ga ro­dzą się trzy sta­ny spo­łecz­ne zu­peł­nie róż­ne, ob­ser­wa­cji god­ne, – na sie­bie zno­wu od­dzia­ły­wa­ją­ce… Nic god­niej­sze­go za­sta­no­wie­nia nad to, co się od­by­wa przed oczy­ma na­sze­mi, – w ło­nie na­ro­du, – bro­nią­ce­go się wpły­wom ze­wnętrz­nym – Ten pro­cess kon­ser­wa­cyj­ny, któ­rym tak róż­ne in­te­re­sa się po­słu­gu­ją – zna­mio­nu­ją­cy chwi­lę obec­ną, ma też zna­cze­nie głę­bo­kie nie bez związ­ku z ogól­nym sta­nem du­cha w Eu­ro­pie. Zda­je się na­wet, iż tu więk­szą rolę ode­gry­wa wpływ obcy, na­śla­dow­nic­two, niż wła­sne sa­mo­ist­ne na­tchnie­nie.

Jest to mo­ment wal­ki o śmierć lub ży­cie; cho­ciaż ci co ra­dzi­by nas wi­dzieć umar­łe­mi, już nie­raz dali na po­dzwon­ne.

Nie prze­cząc wiel­kiej wagi ze­wnętrz­nych wpły­wów, któ­re na osła­bły na­ród, znę­ka­ny stu­let­nie­mi wal­ka­mi, na­der sil­nie dzia­łać mu­szą; wi­dzie­my w ło­nie spo­łe­czeń­stwa na­sze­go, we wnę­trzu na­ro­du, tam już gdzie po­zor­nie wpływ obcy nie do­się­ga, prze­si­le­nie sta­now­cze, któ­re o przy­szło­ści ma wy­ro­ko­wać.

Tu tra­dy­cje prze­szło­ści, tu cy­wi­li­za­cji po­trze­by, tu chwi­lo­we wy­ma­ga­nia wy­jąt­ko­we­go po­ło­że­nia, za­męt po­jęć wy­wo­ła­ny zwąt­pie­niem, ko­niecz­ność obro­ny, róż­ność po­glą­dów i wy­bo­ru środ­ków, two­rzą wal­kę ży­wio­łów chwi­la­mi prze­prze­ra­ża­ją­cą.

Do boju z ze­wnętrz­nym nie­przy­ja­cie­lem przy­by­wa nam, strasz­niej­szy sto­kroć, we­wnętrz­ny: z sa­me­mi sobą.

Nie­przy­ja­cie­la też nie­ma­my groź­niej­sze­go, nad nas sa­mych. Każ­de ze stron­nictw idzie swa dro­gą, swą my­ślą, swym gwał­tem, uspra­wie­dli­wia­nym siłą prze­ko­nań lub in­te­re­sów, nie chcąc naj­mniej­szej cząst­ki dą­żeń i czy­nów uro­nić na ofia­rę wspól­nej po­trze­bie, za­gro­żo­nej na­ro­do­wo­ści. – Wal­ka ży­wio­łów w nas się po­ru­sza­ją­cych, do­cho­dzi chwi­la­mi do tego stop­nia na­tę­że­nia, iż gro­zi ist­nie­niu reszt­ki na­ro­du. Ża­den z nich ustęp­stwa uczy­nić nie chce, a czę­sto z bo­le­ścią prze­ko­ny­wać się po­trze­ba, że skraj­ne obo­zy na­sze, osta­tecz­nie wo­la­ły­by może ko­niec Pol­ski, niż po­świę­ce­nie tego co zo­wią za­sa­da­mi swo­je­mi.

Nie­ma już pla­cu neu­tral­ne­go na któ­rym by­śmy się wszy­scy spo­tkać mo­gli. Przed laty kil­ku – dzie­się­ciu, kil­ku­na­stu, ten neu­tral­ny plac, wśród któ­re­go usta­wa­ła wszel­ka wal­ka, na któ­rym roz­bro­je­ni spo­ty­ka­li­śmy się wszy­scy, po­da­jąc so­bie dło­nie brat­nie – ist­niał jesz­cze, dziś mowy być o tem nie może. – Li­czę to do naj­strasz­niej­szych fe­no­me­nów te­raź­niej­szo­ści.

W tym wzglę­dzie jak w wie­lu in­nych, po­wsta­nie r. 1863, mia­ło na­stęp­stwa nie­zmier­nej do­nio­sło­ści. – Cały na­ród w nim uczest­ni­czył w ten lub inny spo­sób i kto nie wi­nien był czy­nu, wi­nien był współ­czu­cia, sła­bo­ści, mil­cze­nia, przy­zwo­le­nia; – a nic prze­cie tak nas osta­tecz­nie nie roz­la­ma­ło jak ono.

Naj­smut­niej­szą w świe­cie uwa­gę tu do­dać po­trze­ba, że tam gdzie prze­śla­do­wa­nie jest naj­cięż­sze, ono sta­no­wi jesz­cze spój­nię spo­łecz­ną, ono trzy­ma skła­do­we czę­ści na­ro­du w po­zor­nym związ­ku i ca­ło­ści, gdy, jak na­przy­kład w Au­str­ji – swo­bo­da wy­wo­łu­je osta­tecz­ne roz­przę­że­nie.

Nie jest li to psy­cho­lo­gicz­nym fe­no­me­nem naj­więk­sze­go zna­cze­nia?

Dla nas, ani ucisk, ani prze­śla­do­wa­nie, ani ne­ga­cja, ani eu­ro­pej­skie zo­bo­jęt­nie­nie dla spra­wy na­szej, nie­ma tak wiel­kiej do­nio­sło­ści, jak na­sze we­wnętrz­ne wal­ki, na­strój i eks­ter­mi­na­cja, któ­rej my się sami na so­bie do­pusz­cza­my – w chwi­li, gdy naj­prost­sza ra­chu­ba, sku­piać­by się nam na­ka­zy­wa­ła.

Jak prze­po­tęż­ne siły zu­ży­wa­ją się na tę wal­kę brat­nią, je­śli nie bez­owo­co­wą, (bo nic nie mija bez­sku­tecz­nie) – to ze wszech miar na­der groź­ną – wska­zy­wać nie mamy po­trze­by.

Zbliz­ka się wpa­tru­jąc w ten bój ży­wio­łów róż­nych, z każ­dym dniem wy­ra­zi­ściej się wy­osob­nia­ją­cych, wi­dzie­my w nim mno­gich przy­czyn skut­ki. Od­bi­ja się w tem i wal­ka, któ­ra całą w tej chwi­li Eu­ro­pę za­przą­ta – wal­ka du­cha po­stę­pu, nie­świa­do­me­go dróg, choś świa­do­me­go ce­lów swo­ich, z du­chem za­cho­waw­czym bez­względ­nie, z du­chem bo­jaź­li­wym lub sa­mo­lub­nym zwro­tu i nie­ru­cho­mo­ści. – Ta wal­ka, któ­ra we wszyst­kich sfe­rach ży­cia, po­cząw­szy od re­li­gij­nej do eko­no­micz­nej ob­ja­wia się wszę­dzie – żywo też od­zwier­cie­dla się u nas. Są przy­czy­ny dla któ­rych ona też gwał­tow­niej­szą jest niż gdzie­in­dziej.

Po­stęp a re­wo­lu­cja jesz­cze ja­sno roz­łą­czo­ne­mi nie zo­sta­ły; z oba­wy re­wo­lu­cji za­pie­ra się wie­lu po­stę­pu, któ­ry jest pra­wem nie­unik­nio­nem. Dla nas re­wo­lu­cja ma zna­cze­nie inne może niż dla dru­gich na­ro­dów; była za­wsze ob­fi­tą w kie­ski, duch jej z tra­dy­cja­mi na­sze­mi się nie go­dzi – a więc z oba­wy re­wo­lu­cji go­to­wi­śmy czę­sto choć­by do śred­nich wie­ków za­wró­cić.

Po­śred­nie sta­no­wi­sko po­stę­po­wych lu­dzi, nie­wie­rzą­cych w re­wo­lu­cję, pra­gną­cych hi­sto­rycz­ne­go roz­wo­ju na pod­sta­wach prze­szło­ści – do­tąd nie za­ję­te pra­wie i nie­wzmoc­nio­ne, li­czy u nas za mało świa­do­mych stron­ni­ków. Za­wsze do krań­co­wo­ści skłon­ni, prze­rzu­ci­li­śmy się w dwa obo­zy, z któ­rych w jed­nym ul­tra­mon­ta­nizm za­cię­ty z mo­nar­chicz­ną teo­r­ją wła­dzy Bo­żej i wy­bra­nych spo­łe­czeń­stwa prze­wodź­ców, z wia­rą w to, że ludz­kość za­wsze ma po­zo­stać bez­wied­ną mas­są, kie­ro­wa­ną przez na­masz­czo­nych i uprzy­wil­jo­wa­nych – w dru­gim pa­nu­je re­wo­lu­cja, so­cja­lizm, rzecz­po­spo­li­ta de­mo­kra­tycz­na i teo­r­je do­tąd nie­uspra­wie­dli­wio­ne.

Mó­wi­li­śmy to w Ra­chun­kach z r. 1868., iż pierw­sza z tych par­tyj u nas, a po czę­ści też i w Eu­ro­pie, sil­nie jest zor­ga­ni­zo­wa­ną, z lu­dzi wy­brań­szych zło­żo­ną, ma po­tę­gę in­tel­li­gen­cji, wpły­wów, sto­sun­ków i ka­pi­ta­łów. Po dru­giej sto­ją mas­sy nie­do­ro­słe, do­ra­bia­ją­ce się uzna­nia, w per­jo­dzie kształ­to­wa­nia, któ­ry za­wsze osła­bia, z do­brą wia­rą w po­trze­by re­form a nie­pew­no­ścią dróg i środ­ków ja­kie­mi osią­gnio­ne być mogą, a z tego po­wo­du rzu­ca­ją­ce się do czę­sto roz­pacz­li­wych.

Śred­ni obóz, je­śli go tak na­zwać moż­na – jest garst­ką, jest pew­ną siłą tyl­ko dla tego, że ma praw­dę po so­bie, i że musi mieć przy­szłość, jest silą co zwy­cię­ży, ale jak wie­lu zwy­cięz­ców oku­pi try­umf stra­ty wiel­kie­mi. My mamy wła­śnie za­szczyt li­czyć się do stra­co­nych for­pocz­tów tego obo­zu.

Nim po­wol­ną pra­cą, mo­zo­łem i po­tem do­ku­pie­my się uzna­nia, – ob­raz spo­łe­czeń­stwa na­sze­go fer­men­tu­ją­ce­go na przy­szłość, – jest smut­ny i groź­ny.

Spra­wa po­stę­pu hi­sto­rycz­ne­go, nor­mal­ne­go jest nam wspól­ną z całą Eu­ro­pą, wal­czy­my o to co ona – ale być bar­dzo może, iż, gdy praw­da zwy­cię­ży – my wła­śnie pad­nie­my ofia­rą. – Hi­stor­ja idei po­słu­gu­je się na­ro­da­mi jak jed­nost­ka­mi, któż wie czy my, fał­szy­wy obie­ra­jąc kie­ru­nek, nie bę­dzie­my jed­nost­ką ofiar­ną i tru­pem co pod­ście­le się pod sto­py zwy­cięż­cy?

Od r. 1863, ba­da­jąc spo­łecz­ność na­szą aż do roku 1869, wi­dzie­my jed­no wy­raź­nie i groź­no:

prze­wa­gę wzra­sta­ją­cą bez­względ­ne­go kon­ser­wa­ty­zmu, idą­ce­go co­raz da­lej, śmie­lej co­raz – a do­cho­dzą­ce­go w r. 1869 do uży­cia za na­rzę­dzie cy­nicz­ne­go sar­ka­zmu i dep­ta­nia tego, co­śmy do­tąd z po­boż­ną mi­ło­ścią sza­no­wać, tłu­ma­czyć, i opła­ku­jąc na­wet czcić umie­li. – Dość tu tym­cza­so­wo wspo­mnieć Tekę Stań­czy­ka. Jako pro­duk­cja umy­sło­wa nie jest to utwór na­wet mier­nej war­to­ści, Je­st­to kon­wul­syj­ne gru­bjań­stwo – ale psy­chicz­nie fakt wiel­kie­go zna­cze­nia. – Jaka tam cho­ro­ba w tem cie­le, na któ­rym wrzód taki mógł na­brać.

Teką Stań­czy­ka ukon­sty­tu­owa­ła się, uzna­ła przy­szła do świa­do­mo­ści, par­tja ul­tra­kon­ser­wa­cyj­na, nią się ob­wo­ła­li da­da­jąc so­bie du­cha, ci co z Pol­ski go­to­wi dla spo­ko­ju i wy­po­czyn­ku zro­bić ofia­rę.

Na tej dro­dze od r. 1863 do 1869 prze­ży­li­śmy, lat sto. Nie po­wiem, aże­by duch za­cho­waw­czy jak wszyst­ko co jest, nie miał słusz­nych przy­czyn bytu, a na­wet pew­nych nie niósł z sobą ko­rzy­ści. – Wzię­ty jako ży­wioł, na któ­rym nam zby­wa­ło, do pew­ne­go stop­nia uspra­wie­dli­wia się i jest na­wet uży­tecz­nym. – Ale po­ję­ty jak go poj­mu­ją ul­tra­fe­oda­ły, ul­tra­mon­ta­nie, ul­tra­le­gi­ty – mi­ści (bez dy­na­stji) i ul­tra ob­sku­ran­ci, pod­że­ga­ją­cy lud z am­bon prze­ciw­ko oświa­cie sza­tań­skiej – jest bez­wied­ną może, ale nie­za­wod­ną do za­bi­cia du­cha na­ro­do­we­go dźwi­gnią. – Nim nas po­żrą obcy – ów kon­ser­wa­tyzm, oczysz­cza ze wszyst­kie­go coby wy­god­ne po­łknię­cie utrud­niać mo­gło.

Na­próż­no, w imie tra­dy­cji ka­to­lic­kich i mo­nar­chicz­nych Pol­ski, obóz ten się gło­si je­dy­nym spad­ko­bier­cą prze­szło­ści. Lu­dzie co go skła­da­ją, nie­wie­dzą chy­ba – że spad­ko­bier­cą może być tyl­ko mło­dość i ży­cie, a nie trup i zgni­li­zna. – Sta­nę­li oni na za­sa­dzie, iż po­stę­pu nie­ma i być nie może; że na­le­ży za­wró­cić ludz­kość z awan­tur­ni­czych dróg, na któ­re się pu­ści­ła, a ka­zać jej znów we­ge­to­wać z ła­ski Bo­żej; – że duch nie o swej sile, wal­ce i pra­cy swo­bod­nie ma się do­ra­biać przy­szło­ści, ale pójść po­wi­nien pod fe­ru­łą OO. Je­zu­itów po­słusz­ny i zrzec się ro­zu­mu dla au­to­ry­te­tu. – Na­próż­no­by tu zdro­wy roz­są­dek sta­wił hi­stor­ję i rze­czy­wi­stość, prze­ciw tym mrzon­kom lu­dzi wła­dzy chci­wych – oni opar­ci o ko­ściół, (któ­ry pod­ko­pu­ją), zwo­len­ni­cy bez­wład­no­ści rzu­ca­ją w praw­dzie zda­la bom­ba­mi sar­ka­zmów, ale roz­pra­wiać nie ra­czą.

Tym cza­sem świat idzie wiel­kie­mi kro­ka­mi na­przód, mimo nich, a nic nie do­wo­dzi, że do­ra­bia­jąc się no­we­go kształ­tu, czę­sto po­twor­ne przy­bie­ra. – E pur si mu­ove.

Kwe­stja ogól­na szczę­ściem nie na­le­ży do nas, tyl­ko o tyle o ile się u nas, w na­sza miej­sco­wą prze­ra­bia.

Tej ob­ja­wy za­praw­dę są cie­ka­we.

Ze sta­rej spo­łecz­no­ści pol­skiej po­zo­sta­ie ru­iny są jesz­cze zna­ko­mi­tą kupą gru­zów. Wśród niej nie rzad­ko tra­fia się pysz­nie wy­rzeź­bio­ny po­sąg, wspa­nia­łe po­pier­sie, strza­ska­ną mar­mu­ro­wą ko­lum­nę, pły­ty por­fy­ru i okru­chy ma­la­chi­tów.

Nowa spo­łecz­naść na­sza w do­rob­ku; nie­ma ona ze­wnętrz­ne­go uro­ku, nie­ma po­wa­bu, wy­glą­da pro­za­icz­nie, po­ezja jej blusz­czem nie uko­ro­no­wa­ła, za­pra­co­wa­ne jej dło­nie piesz­czo­tli­wych nie mają kształ­tów. – Obóz to wy­rob­ni­ków przy­szło­ści, do któ­re­go by na­le­żeć trze­ba mieć od­wa­gę i hart du­szy.

Nie dziw więc, że co mię­dzy ja­sno ozna­czo­ne­mi – sta­rą a nową spo­łecz­no­ścią w pół­świe­tle, pół­cie­niu, nie na­le­żąc do żad­nej, we­ge­to­wa­ło, prze­rzu­ca się ła­twiej ku uro­ku peł­nym gru­zom i zło­mom – niż do za­smo­lo­nych pra­cow­ni­ków ju­tra….

To co nie jest ni­czem, woli być skol­li­ga­co­nem z ja­śnie wiel­moż­nym tru­pem niż po­zo­stać bez je­ne­alo­gji, i bez prze­szło­ści no­wym, choć ży­wym czło­wie­kiem….

Zwięk­sza się obóz za­cho­waw­czy, nie za­wsze w sku­tek prze­ko­nań, wer­bu­je cza­rem, sto­sun­kiem, sło­dy­czą, a przedew­szyst­kim in­te­re­sem.

W ob­ję­ciach tych ruin, pod nie­mi jesz­cze za­le­ga prze­strzeń ogrom­na, któ­rą one wła­da­ją, – są po­tę­gą ra­czej bier­ną i opor­ną niż czyn­ną – ale sku­pio­ną i sil­ną.

Gar­nie się ku nim co nie ma w so­bie sa­mo­ist­no­ści.

Nie wa­ha­my się z tem uzna­niem, któ­re po­win­no tyl­ko po­bu­dzić do czy­nu, iż dziś spo­łecz­ność za­cho­waw­cza pol­ska, jest w isto­cie sil­niej­szą od tej, któ­ra iść na­przód pra­gnie. –

Po­wo­dy ła­twe do ob­ra­cho­wa­nia.

Kie­ru­nek na­przód nie jest ozna­czo­nym ści­śle, każ­dy szu­ka dróg no­wych gdzie chce. Sam po­chód wy­ra­ża nie­pew­ność, szu­ka­my ży­wo­ta no­we­go na wszel­kich dro­gach, czę­sto na ma­now­cach. – Ci co iść nie­chcą, mają ści­śle ozna­czo­ną i pra­cę i sta­no­wi­sko: opie­rać się i stać. – Oni więc są chwi­lo­wo sil­niej­si jak ob­lę­żo­na twier­dza, w któ­rej dzie­się­ciu prze­ciw­ko stu bro­nić się może. Cala też to do­cze­sna ich po­cie­cha chwi­lo­wa, – bo przy­szłość do nich nie na­le­ży. – Sto­jąc tak pod kruch­tą wy­mrą so­bie po­wo­li.

Przy­pa­trz­my się wszak­że do cze­go dziś wie­dzie i jaki wpływ ma ten kon­ser­wa­tyzm bez­względ­ny. – Wi­dzie­my go na­przód w ko­ście­le po­łą­czo­nym z temi, któ­rzy pra­gną dla ko­ścio­ła no­wej or­ga­ni­za­cji w for­mie ab­so­lut­nej mo­nar­chji i wła­dzy w jed­nę dłoń sku­pio­nej. Tu, po­nie­waż ko­ściół we­dle nich to­le­ran­cji jest prze­ciw­nym, i oni też jej za za­sa­dę, ani rów­no­upraw­nie­nia wy­znań nie przyj­mu­ją, co wbrew in­te­re­so­wi Pol­ski stoi.

Po­wtó­re, że ko­ściół dla utrzy­ma­nia się przy wrze­ko­mej sile, nie prze­bie­ra w przy­mier­zach, my idzie­my z ko­ścio­łem bądź co bądź, przy­mie­rza więc jego, choć­by prze­ciw­ko in­te­re­som na­ro­do­wym, przy­jąć mu­si­my za swo­je. – Naj­lep­szą il­lu­stra­cja, jest cale po­stę­po­wa­nie księ­dza ar­cy­bi­sku­pa ex-pry­ma­sa, któ­ry sys­te­ma­tycz­nie nisz­czy, co ka­to­li­cyzm pol­skim czy­ni­ło, aże­by pru­skie przy­mie­rze pań­stwu pa­piez­kie­mu po­zy­skać. –

Przy­jąw­szy teo­r­je, któ­rych ko­ściół chwi­lo­wo dla obro­ny swej uży­wa, jak da­le­ko zaj­dzie­my? może na­wet do wpro­wa­dze­nia ję­zy­ka mo­skiew­skie­go do ry­tu­ału, może i do więk­szych ustępstw jesz­cze.

W in­nej sfe­rze kon­ser­wa­tyzm ten ob­da­rzył nas już całą szko­łą hi­sto­rycz­ną nową, opar­tą na oba­le­niu wszyst­kie­go tego, z cze­go prze­szłość so­bie sta­wi­ła ide­ałów po­są­gi. Ta szko­ła uspra­wie­dli­wia u nas ab­so­lu­ty­zmu za­chcian­ki w ca­łym dzie­jów prze­bie­gu, idei pol­skiej, nie­chcąc zro­zu­mieć i pod­po­rząd­ko­wu­jąc ją po­trze­bom cza­su. – Szko­ła ta bez­mó­zgim uto­pi­stą zo­wie świę­te­go Ko­ściusz­kę, zbój­ca­mi tych, co kie­dy­kol­wiek o oj­czy­zny zba­wie­niu ma­rzy­li. – Zwol­na przez nią prze­cho­dzi­my do ka­no­ni­za­cji Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, do zu­peł­ne­go oczysz­cze­nia Tar­go­wi­cy. – We­dle niej Bar i Ko­ściusz­kow­ska re­wo­lucj nas zgu­bi­ły.

Da­lej – kon­ser­wa­tyzm ten w sfe­rach ży­cia i czy­nu dzie­li spo­łecz­ność, utrzy­mu­je róż­ni­ce ka­sto­we, wy­łą­cza ży­wio­ły, któ­re w sta­rej rze­czy­po­spo­li­tej nie­mia­ły bytu upraw­nio­ne­go i –

gdy na­ród po­trze­bu­je sił wszel­kich – od­rzu­ca siły, byle nie uznać tego co nowo przy­szło do bytu. –

Chce­my być bez­stron­ni i spra­wie­dli­wi, stron­nic­two za­cho­waw­cze, ma też i daje nam pier­wiast­ki, któ­re (ja­ke­śmy po­wie­dzie­li) na ko­rzyść ob­ró­cić by się mo­gły, gdy­by w in­szej for­mie przy­cho­dzi­ły.

Cią­gły opór nie­przy­ja­cio­łom kra­ju, za­gładź­com na­ro­do­wo­ści wy­ro­bił u nas – to praw­da – mi­łość opo­zy­cji, cho­ro­bę spo­ru, pra­gnie­nie ne­ga­cji – za­prze­cze­nie na­mięt­ne au­to­ry­te­tom i po­wa­gom, jed­nem sło­wem nie­sfor­ność. Idea ładu po­rząd­ku, kar­no­ści, po­słu­szeń­stwu, (o ile ona swo­bod­ne­go roz­wo­ju du­cha ludz­kie­go nie ta­mu­je) – jest nam po­trzeb­ną. Wła­śnie obo­zo­wi po­stę­po­we­mu pod tym wzglę­dem wie­le brak­nie. Uczyć się po­win­ni­śmy.

Głów­ną bar­wę spo­łe­czeń­stwu pol­skie­mu na­da­ją dziś te dwa prą­dy prze­ciw­ne. – Fa­tal­ność chcia­ła, by­śmy tu w dziw­nym, zmu­sze­ni czę­sto być sto­sun­ku, z nie­przy­ja­cioł­mi na­sze­mi. – Mo­skwa prze­bie­ra się za po­stę­po­wą, bę­dąc ra­dy­kal­ną, co jest zu­peł­nie róż­nem; – ile­kroć wy­stę­pu­je­my na­przód, po­zor­nie zda­je­my się z nią w jed­ną iść dro­gę. – Tak samo zno­wu kon­ser­wa­ty­ści spo­ty­ka­ją się z nią czę­sto w jed­nym kie­run­ku po­sza­no­wa­nia wła­dzy, nie oglą­da­jąc na jej źró­dło. Dra­mat nasz do­mo­wy ode­gry­wa się na­tem to be or not to be – Shak­spe­aro­skim.

Czy bę­dzie­my mie­li siłę w tym sta­nie, pod tą pre­sją, wy­ro­bić się na nowy na­ród czy nie?

Że sta­rym już nie mo­że­my ist­nieć, na to zga­dza­ją się wszy­scy, – cho­ciaż kon­ser­wa­ty­ści nie przy­zna­jąc się do tego, wró­cić by ra­dzi do sta­rej Pol­ski tyl­ko z przy­wi­le­ja­mi sta­re­mi.

Dla nas od­mło­dze­nie zda­je się bytu wa­run­kiem. Nie wy­łą­cza ono pier­wiast­ków hi­sto­rycz­nych i gruz, po­są­gi, ma­la­chi­ty i por­fy­ry mogą wnijść do no­wej bu­do­wy, ale trze­ba też do niej dużo cio­su, wap­na i świe­żo wy­pa­lo­nej skrom­nej ce­gły lu­do­wej.

Za­po­mnie­li­śmy wszak­że, iż je­ste­śmy tyl­ko spra­woz­daw­ca­mi zni­ka­ją­cej te­raź­niej­szo­ści, a pro­gram przy­szło­ści do nas nie na­le­ży.

Rok ten w fe­no­me­nach ży­cia spo­łecz­ne­go nie przy­niósł nam nic zu­peł­nie no­we­go, – ale wszyst­ko po­odz­na­czał wy­bit­niej.

Nie zmie­nia się cha­rak­ter na­ro­do­wy w krót­kim cza­su prze­cią­gu, ale po kil­ku la­tach od­stę­pu, – po­rów­naw­szy punkt wyj­ścia z tym u któ­re­go sto­je­my – oce­nia się do­pie­ro po­wol­nie prze­by­tą dro­gę. Pol­ska XVIII wie­ku jesz­cze się w spo­łecz­no­ści na­szej od­bi­ja i uwy­dat­nia do dziś dnia, XVII. w. są śla­dy, XVI. znik­nął za­tar­ty. Od naj­bliż­sze­go są­sia­da, XVIII. wie­ku, w oby­cza­jach róż­nie­my się ra­czej po­wierz­chow­nie niż w rdze­niu isto­ty. Ze­wnętrz­nie stra­ci­li­śmy obo­jęt­ność re­li­gij­ną, choć du­cha re­li­gij­ne­go nie na­bra­li­śmy: lek­kość oby­cza­jów, jaką wy­mow­nie ma­lu­ją Szulc, Coxe, Vau­trin… wszyst­kie ujem­ne ce­chy cha­rak­te­ry­sty­ki na­szej, trwa­ją nie­na­ru­szo­ne.

Cnót sta­rych, któ­re się w wiej­skich za­ci­szach i w XVIII, w. kry­ły – od­zy­skać nam trud­niej. Ko­smo­po­li­tycz­na ogła­da ce­chu­je naj­wyż­sze to­wa­rzy­stwa sfe­ry; – śred­nie są no­wej for­ma­cji, po­kła­dem nie zsia­dłym jesz­cze; lud mimo wpły­wów de­mo­ra­li­zu­ją­cych, – mało się zmie­nił, a oświa­ta prze­ci­ska się doń le­ni­wo. –

Mó­wie­my o niej wie­le, czy­nie­my dla niej mało. Szu­ka się chlu­by z ty­tu­łu pro­pa­ga­to­ra lu­do­wej oświa­ty, a nie uspo­ko­je­nia su­mie­nia z czy­nu.

Po­pi­sy wy­mo­wy, po­pi­sy ofiar, po­pi­sy ro­zu­mu, za­wsze tyl­ko po­pi­sy.

Spo­łecz­ność lu­do­wa nie wcho­dzi w za­kres spra­woz­dań na­szych, jest to do­pie­ro em­br­jon cy­wi­li­zo­wa­ne­go na­ro­du; wy­łącz­niej dziś zaj­mu­je pań­ska, szla­chec­ka i kla­sy śred­nie.

Wła­ści­wie jed­na ta kla­sa in­te­li­gen­cji na­ro­do­wej, ale­śmy ja prze­cie, po­słusz­ni rze­czy­wi­sto­ści, zmu­sze­ni sor­to­wać jak ne­gret­tich i elek­tów! Same tu dzia­ły się od­ce­cho­wu­ją zby­tecz­nie. – Szla­chec­two w Pol­sce było z pew­no­ścią czem in­nem ni­że­li w kra­jach, z któ­rych może nie­któ­re jego for­my prze­szcze­pio­ne do nas zo­sta­ły. – Ale już z XVII. wie­kiem obo­wiąz­ki szlach­ci­ca za­cie­ra­ją się, – a przy­wi­le­je górę bio­rą.

Żad­na kla­sa spo­łecz­na nie może się utrzy­mać przy pew­nych przy­wi­le­jach bez obo­wiąz­ków pew­nych.

Jed­ne im­pli­ku­ją dru­gie, a gdzie klas­sa jaka uwal­nia się od obo­wiąz­ków, chcąc utrzy­mać przy zna­cze­niu i przy­wi­le­ju (choć­by tyl­ko mo­ral­ne­go prze­wódz­twa) tam nig­dy nic so­bie nie zgo­tu­je nad ru­inę. –

Szlach­ta, szcze­gól­niej od r. 1863. jest po­nie­kąd w tem po­ło­że­niu, – iż zdo­byw­szy się przy­mu­so­wo na pew­ne ofia­ry, któ­rych dziś naj­moc­niej ża­łu­je, pod­no­si te­raz do za­sa­dy sta­ra­nie o za­cho­wa­nie wła­sne i ka­ro­god­ność ofia­ry. To, nie co in­ne­go wie­je ostroż­nie z ar­ty­ku­łów"Cza­su," Prze­glą­du, z po­le­micz­nych wy­stą­pień Stań­czy­kow­skich prze­ciw­ko ob­ja­wom pa­tr­jo­ty­zmu, w obro­nie nie­prze­rwal­no­ści sob­kow­stwa.

Sob­kow­stwo ubra­ne w pra­cę or­ga­nicz­ną do­szło do apo­te­he­ozy. Nie­ste­ty! – nie­oca­li się niem szlach­ta na­zna­czo­na jak­by fa­tal­nem pięt­nem na za­tra­ce­nie, i sama je so­bie przy­spie­szy.

W wyż­szych jej sfe­rach ko­smo­po­li­tyzm, – w niż­szych wy­cho­wa­nie nie­do­sta­tecz­ne i po­wierz­chow­ne, (ma­jęt­niej­sza mło­dzież w Ga­li­cji pra­wie jest bez­przy­kład­ną w uni­wer­sy­te­tach) – na­osta­tek tak zwa­ny kie­ru­nek prak­tycz­ny, któ­ry od­strę­cza od wszel­kiej idei szla­chet­niej­szej i czy­nu, go­tu­ją szlach­cie przy­szłość naj­smut­niej­szą. Co naj­wię­cej bę­dzie ona na­ro­dem w na­ro­dzie, nim zje­dzo­na rdzą po­wol­ną, nie roz­sy­pie się po­ci­chu i nie­znacz­nie.

Stron­nic­two za­cho­waw­cze jest u nas dziś tem pra­wie czem było w Cze­chach, po zła­ma­niu ich przez zwy­cięz­ką Au­str­ję. – Szlach­ta dla oca­le­nia sie­bie od­stę­pu­je na­ro­do­wo­ści, sta­je po stro­nie siły, a opusz­cza sze­re­gi, i dla sta­no­wi­ska a przy­wi­le­ju, go­to­wa spra­wę pol­ska rzu­cić. Dziś to co­raz wi­docz­niej­sze i pod pa­no­wa­niem pru­skiem i pod rzą­dem au­str­jac­kim. Mno­żą się od­stęp­stwa upo­zo­ro­wa­ne wstrę­tem do re­wo­lu­cji, przy­wią­za­niem do wia­ry, mi­ło­ścią tego po­rząd­ku, pod któ­re­go opie­ką żyć naj­wy­god­niej i od ofiar się uwol­nić moż­na przy­zwo­icie.

Je­śli stan śred­ni, in­te­li­gen­cja, ży­wio­ły po­wo­li z ludu wy­cho­dzą­ce, nie po­tra­fią utwo­rzyć stron­nic­twa na­ro­do­we­go – za­gro­że­ni je­ste­śmy osła­bie­niem wiel­kiem, bo ci co byli pia­stu­na­mi idei, zrze­ka­ją się jej do­bro­wol­nie, dla wy­gó­dek, ty­tu­łów, or­de­rów, przez wstręt do resz­ty na­ro­du, dla in­te­re­sów ma­ter­jal­nych. – Ko­smo­po­li­tyzm już w XVIII, w., wi­docz­ny w wyż­szych sfe­rach, dziś ra­zem z opo­zy­cją prze­ciw ma­ni­fe­sta­cjom, de­mon­stra­cjom i pa­tr­jo­ty­zmo­wi gło­śne­mu co­raz śmie­lej się sze­rzy. Fran­cuż­czy­zna, niem­czy­zna przo­du­ją ję­zy­ko­wi pol­skie­mu, któ­rym się le­d­wie do sług prze­ma­wia. U Ser­ca­nek w Po­zna­niu, pol­scy du­chow­ni, pa­nien­ki pol­skie spo­wia­da­ją po fran­cu­sku… bo w tym ję­zy­ku ka­to­li­cyzm jest plus com­me il faut. – W lep­szych to­wa­rzy­stwach ję­zyk pol­ski nie­uży­wa się jako re­wo­lu­cyj­ny, po­ezja też jest wy­bu­ja­łą i re­wo­lu­cyj­ną… – wszyst­ko cze­go się trze­ba po­zbyć, trą­ci re­wo­lu­cją.

Nie są­dzi­my, aże­by pol­ska przez to zgi­nąć mia­ła, że ją daw­ni wo­dzo­wie opusz­czą, ale pod­nie­sie ona stra­tę wiel­ką, i chwi­lo­wo znaj­dzie się bez­sil­ną…

Śred­nia klas­sa do­ra­bia się i do­ro­bi, po­mi­mo po­zor­nej swej czę­sto śmiesz­no­ści po­wierz­chow­nej, bra­ku form, czę­sto jesz­cze nie­do­sta­tecz­ne­go wy­kształ­ce­nia i do­świad­cze­nia a pew­nej chwiej­no­ści kie­run­ku. Pa­no­wie od­by­wać będą po­dró­że, zwy­cię­żać na wy­ści­gach, spi­sy­wać swe je­ne­alo­gje (ne­kro­lo­gi), da­wać bale, ba­wić się i żyć – ale to sty­pa.

Mó­wi­li­śmy w roku prze­szłym o se­pa­ra­cji klass w W. Ks. Po­znań­skiem, w in­nym ro­dza­ju szu­mo­wi­ny spo­łecz­ne wy­dzie­la­ją się też i w Ga­li­cji z każ­dem dniem wi­docz­niej. – Jest pra­wo ży­wo­ta, któ­re wy­osob­nio­ny czło­nek cho­ry od cia­ła, wy­osob­nia­ją­cą się kla­są w spo­łe­czeń­stwie, ska­zu­je na śmierć. – Kto pa­ra­zy­tem żyje, nie­dłu­go cią­gnie, osła­bi to co ssał, – ale i sam zwięd­nie­je ry­chło.

Sły­sze­li­śmy i czy­ta­li mno­gie za­rzu­ty prze­ciw­ko na­szej dja­try­bie ze­szło­rocz­nej o ko­bie­tach. Znaj­do­wa­no ją za su­ro­wą, da­ją­cą się le­d­wie za­sto­so­wać do wy­jąt­ków. – Cie­szy­li­by­śmy się bar­dzo, aże­by to co nam pra­wie po­wszech­nem się zda­wa­ło, mo­gło być tyl­ko wy­jąt­kiem.

Udział ko­bie­ty w ży­ciu spo­łecz­nem jest po­tęż­ny, nasz oby­czaj wy­miar jego czy­nił więk­szym niż gdzie­in­dziej. – Dla tego z ubyt­kiem ko­biet dla spra­wy na­ro­do­wej, silę ona stra­ci­ła wiel­ką, po­nio­sła stra­tę nie­na­gro­dzo­ną. Ale dziś pa­tr­jo­tyzm est mai por­té, zdys­kre­dy­to­wa­ły go kur­jer­ki rzą­du na­ro­do­we­go. A że pa­nie zwy­kły wszyst­ko wdzie­wać jak su­kien­ki, pa­tr­jo­tyzm zrzu­co­no bo­daj ra­zem z kry­no­li­ną. Nie do­wo­dzi to, by kry­no­li­na i pa­tr­jo­tyzm po­wró­cić nie­mo­gły.

Mod­ną jest za­wsze fran­cuz­czy­zna, kon­ser­wa­tyzm, ul­tra-po­boż­ność, ko­ro­ny szla­chec­kie i po­wierz­chow­ność lo­ret pa­ryz­kich.

Nikt nie ma tak prze­waż­ne­go wpły­wu na na­ród dzi­siaj, aże­by modę mógł stwo­rzyć, –

a u pań wszyst­ko jest tyl­ko modą, aż do mo­dli­twy, na­bo­żeństw, pa­tro­nów i świę­tych.

Otóż mi­mo­wol­nie do­tknę­li­śmy tu jed­ne­go wiel­ce zna­czą­ce­go fe­no­me­nu, któ­ry wszę­dzie się ob­ja­wia, ale naj­do­bit­niej w Ga­li­cji. Oprócz du­chow­nych, któ­rych się po­tro­sze słu­cha, bo na­bo­żeń­stwo jest w mo­dzie, – nie mamy po­wag na­ro­do­wych. – Daw­niej­sze zrzu­co­no z pod­staw i po­kru­szo­no, no­wych nie wzno­szą. Ostra­cyzm z dnia na dzień spo­ty­ka naj­za­słu­żeń­szych – plwo­ci­ny i de­gra­da­cje – w imie do­bre­go tonu, kon­ser­wa­ty­zmu lub wprost fan­ta­zji.

* * *

Na­próż­no­by­śmy po­dob­no sta­ra­li się w jed­nę ująć ramę ob­raz ca­łe­go świa­ta pol­skie­go; wię­cej niż kie­dy­kol­wiek, jest to z mnó­stwa od­cie­ni zło­żo­na róż­no­barw­na tę­cza.

Są wszak­że pew­ne ogól­ne symp­to­ma­ta, któ­re za­rów­no we wszyst­kich pro­win­cjach do­strze­gać się dają. – Pol­ska już w XVII. wie­ku sły­nę­ła z ła­twe­go przej­mo­wa­nia się ide­ami wszyst­kich na­ro­dów eu­ro­pej­skich, ku któ­ry ją sto­sun­ki zbli­ża­ły. Na­śmie­wa­no się z tego, nie ba­cząc, że było prze­zna­cze­niem na­szem, eu­ro­pej­ską cy­wi­li­za­cję brać i po­sy­łać ja ku wscho­do­wi. Temu prze­zna­cze­niu jesz­cze je­ste­śmy wier­ni, gdy już idee eu­ro­pej­skie przy­sta­li­śmy pro­pa­go­wać, bo dla nas wszel­ki wpływ jest za­par­ty. Dziś tak samo jak daw­niej od­bi­ja się w ca­łej Pol­sce in­te­li­gent­nej, co wstrzą­sa umy­sła­mi w Eu­ro­pie. Wi­dzie­my u sie­bie na­śla­do­wa­nia z fran­cu­skie­go, z an­giel­skie­go, z nie­miec­kie­go, ul­tra­mon­ta­nizm fran­cu­ski, fi­lo­zo­fję nie­miec­ką, re­alizm an­giel­ski, po­prze­sa­dza­ne i upraw­nia­ne po tro­sze – nie­ma dok­try­ny, któ­ra by się nie po­wtó­rzy­ła echem u nas. Krań­co­wi,re­pu­bli­ka­nie, – so­cja­li­ści i je­zu­ityzm naj­osta­tecz­niej­szy… wy­ra­bia­ją się na wzór cu­dzo­ziem­skich.

Mniej niż kie­dy­kol­wiek sił mamy do wy­two­rze­nia cze­goś z sie­bie sa­mych, – a że na­śla­dow­nic­two za­wsze pra­wie fa­na­tycz­nem jest i śle­pem z na­tu­ry swej – do­cho­dzi więc u nas do roz­mia­rów prze­ra­ża­ją­cych. – Mało gdzie ul­tra­mon­ta­nizm taką siłą i zu­chwal­stwem po­chlu­bić się może i mało gdzie krwaw­sze so­cy­ali­stow­skie płu­żą teo­r­je.

Cała na­sza spo­łecz­ność, któ­rą­by nie­bez­pie­czeń­stwo sku­pić po­win­no, roz­dzie­la się na obo­zy w in­te­re­sie tych idei eu­ro­pej­skich. Jest to za – słu­gą z jed­nej stro­ny, iż od­czu­wa­my wszyst­ko, czem wiek żyje, ale za­ra­zem sła­bo­ścią… że to na dzi­siej­szą chwi­lę przy­pa­da.

Ce­chą chwi­li, jest wal­ka resz­tek pa­tr­jo­ty­zmu po­ję­te­go tak, jak go u nas poj­mo­wa­no od 1772 roku, z bez­względ­nem pra­gnie­niem spo­ko­ju, któ­re upa­tru­jąc przy­czy­nę wszel­kich strat na­szych w po­ku­sze­niach pa­try­oty­zmem na­tchnio­nych, szy­der­stwem Tar­now­skich i Szuj­skich, wy­mów­nym gło­sem ks. Gol­ja­na, Stań­czy­kow­skie­mi dow­ci­py pra­gnie pa­tr­jo­ty­zmo­wi za­dać cios ostat­ni.

Nie­do­szli pa­no­wie ci do wy­po­wie­dze­nia ca­łej swej my­śli; – czczą oni jesz­cze (wy­jąw­szy ka­zno­dzie­ję) wspo­mnie­nia Pol­ski, – pew­ne doby hi­sto­rycz­ne, ję­zyk i li­te­ra­tu­rę… ale dla nich Pol­ska jest nie­boszcz­ką, któ­rej grób sza­nu­ją, nie­wie­rząc, by z nie­go kie­dy po­wstać mo­gła.

Do tego obo­zu zdro­wych po­li­ty­ków, któ­rzy go­to­wi są do ustępstw wła­dzy, – po­rząd­ko­wi, wszyst­kim i wszyst­kie­mu na­le­ży u nas cała ary­sto­kra­cja, – wszyst­ko, co się do niej li­czyć pra­gnie, li­te­ra­tu­ra or­tho­dok­syj­na, du­cho­wień­stwo, lu­dzie ma­jęt­ni, na­wet są in­te­li­gen­cje, któ­rym sła­wa de Ma­istrów i Rze­wu­skich sma­ku­je. Sa­lo­ny są lo­jal­ne, or­tho­dok­syj­ne, za­cho­waw­cze, wszyst­kie. – Czul­sze wspo­mnie­nie Pol­ski, pio­sen­ka na­ro­do­wa, strój a ucho­waj Boże uczu­cie sil­niej­sze wy­klu­cza­ją, z tego gro­na.

Mu­sia­ło wiel­kich do­siądz roz­mia­rów nie­szczę­ście na­sze, mu­sia­ła być wiel­ką po­trze­bą re­ak­cji prze­ciw­ko re­wo­lu­cji jako sys­te­mo­wi, gdy lu­dzie tacy jak Zby­szew­ski, Ka­lin­ka, i t… p… sta­nę­li w sze­re­gach dziś przo­du­ją­cych uspo­ko­je­niu i kon­ser­wa­ty­zmo­wi.

W isto­cie ka­ta­klyzm 1863 roku wy­wo­łał strasz­li­we klę­ski, a nie były one pierw­sze­mi… Kon­fe­de­ra­cja Bar­ska, re­wo­lu­cja Ko­ściusz­kow­ska, rok 1830, 1846 i 1848, na­osta­tek 1863 – wy­czer­pa­ły wszyst­kie siły, wy­wo­ła­ły na nas prze­śla­do­wa­nia nie­sły­cha­ne… Winę okru­cień­stwa tego i od­ma­wia­nej nam za­wsze spra­wie­dli­wo­ści, przy­pi­sa­no na­ro­do­wi i jego pa­tr­jo­ty­zmo­wi – część na­sze­go spo­łe­czeń­stwa po­sta­no­wi­ła całą siłą oprzeć się się unie­sie­niom, pa­no­wa­niu uczu­cia, a przed­się­brać po­li­ty­kę le­gal­ną, ro­zum­ną i za­cho­waw­czą.

Po­nie­waż wszyst­ko, co bez ra­chu­by i na­mięt­nie Pol­skę sta­rą, oj­czy­znę dro­gą ko­cha, – spo­czy­wa w niż­szych i śred­nich war­stwach na­ro­du, któ­re do­tąd naj­mniej są wy­ro­bio­ne i zor­ga­ni­zo­wa­ne, gdy in­tel­li­gen­cja i moż­ni a du­cho­wień­stwo sta­nę­li prze­ciw wy­bu­chom pa­tr­jo­ty­zmu, ode­bra­li mu oczy­wi­ście naj­więk­szą sile.

Już po roku 1831, coś po­dob­ne­go się ob­ja­wi­ło, klę­ski prze­śla­do­wań Mi­ko­ła­jow­skich prze­ra­zi­ły; w r. 1861 przy po­czy­na­ją­cej się agi­ta­cji, któ­ra do nie­szczę­śli­we­go 1863 do­pro­wa­dzi­ła; znacz­niej­sza część Pol­ski była prze­ciw­ko re­wo­wo­lu­cji; ale na­ów­czas jesz­cze pa­tr­jo­tyzm był taką siłą, iż mu się nikt oprzeć, nikt apo­sta­tą prze­ciw­ko nie­mu być nie chciał.

We­dle na­szych prze­ko­nań roku 1863, dzie­ło kla­sy śred­niej i mło­dzie­ży, było nie­szczę­ściem wiel­kiem, któ­re Mo­skwa prze­wi­dzia­ła, do któ­re­go pchnę­ła, bo je okrut­nie wy­zy­skać po­sta­no­wi­ła.

Po nie­wy­sło­wio­nych środ­kach przed­się­wzię­tych w roku 1863. dla wy­tę­pie­nia ży­wio­łu pol­skie­go pod pa­no­wa­niem ro­syj­skiem, wo­bec sys­te­ma­tycz­ne­go znę­ca­nia się nad nami i od­mó­wie­nia nam praw wszel­kich, zro­dzić się mu­siał ów prąd za­cho­waw­czy, oku­pu­ją­cy resz­tę bytu ofia­rą pa­tr­jo­ty­zmu.

Nie­szczę­ściem jak za­wsze u nas, w pew­nej mie­rze re­ak­cja prze­ciw­ko uczu­ciu, roz­ma­rze­niu, go­rącz­ce i t… p… za­trzy­mać się nie umia­ła. – Du­cho­wień­stwo po­czę­ło do­wo­dzić, że oj­czy­zna ziem­ska jest po­ję­ciem sfał­szo­wa­nem, że pod­da­nie się wła­dzy jest obo­wiąz­kiem, bądź co bądź, oby­wa­tel­stwo pra­ce or­ga­nicz­ną po­su­nę­ło aż do wy­rze­cze­nia się wszel­kie­go tru­du du­cha i pra­cy umy­sło­wej; – na­osta­tek w li­te­ra­tu­rze zro­dzi­ło się szy­der­stwo ze świę­to­ści, z tego co dla nas było naj­droż­szem, – usi­łu­ją­ce za­bić śmiesz­no­ścią za­pał wszel­ki.

Garść lu­dzi okrzy­cza­nych sza­lo­ne­mi, ma­rzy­cie­la­mi, ide­olo­ga­mi lub re­wo­lu­cjo­ni­sta­mi i de­ma­go­gją – po­zo­sta­ła sama ze sztan­da­rem, ze sta­rym, krwa­wym i po­szar­pa­nym na­ro­do­wym sztan­da­rem.

Tłu­ma­czy­my so­bie ła­two na­ro­dzi­ny tego obo­zu, któ­ry szcząt­kom Pol­ski he­ro­icz­nej chce wlać re­zy­gna­cję i po­ko­rę – ale za praw­dę lę­ka­my się, aby to le­kar­stwo nie było nad cho­ro­bę strasz­niej­szem.

Przyj­mu­je­my ra­zem z temi, co chcą uspo­ko­je­nia za pew­ne, – iż ma­ni­fe­sta­cje, – agi­ta­cje, de­mon­stran­cje są wy­czer­pu­ją­ce i ra­czej szko­dli­we niż uży­tecz­ne, ale, idzie o to, co oni zo­wią agi­ta­cją i ma­ni­fe­sta­cją?

Wol­no więc jest du­cho­wień­stwu po­znań­skie­mu przez za­wie­sza­nie krzy­żów pru­skich żoł­nie­rzy – po ko­ścio­łach ma­ni­fe­sto­wać swe lo­jal­ne uspo­so­bie­nia dla sta­tus quo; a nie wol­no mo­dlić się za du­szę Ka­zi­mie­rza Wiel­kie­go?

Wol­no ks. Gol­ja­no­wi z ka­zal­ni­cy plwać na Pol­skę, a nie wol­no za­śpie­wać pie­śni, któ­ra­by w nie­bo nio­sła skar­gi na­sze?

Je­ste­śmy dziś roz­dwo­je­ni sil­niej niż kie­dy – praw­da, część na­szych go­ręt­szych prze­szła do obo­zu re­wo­lu­cji i so­cja­li­zmu, może z roz­pa­czy – ale nie­maż środ­ka po­mię­dzy roz­pacz­li­we­mi wy­bu­chy, a mar­twem pod­da­niem się śmier­ci?

Wy­szu­ka­nie tego środ­ka jest za­da­niem lu­dzi su­mie­nia… Nie trze­ba dać zga­snąć mi­ło­ści dla kra­ju i po­czu­ciu oby­wa­tel­skich obo­wiąz­ków, – na­le­ży zor­ga­ni­zo­wać roz­pierz­chłe, ale nie wy­kli­nać tych co czu­ją, bo­le­ją i los Pol­ski czu­ją.

Re­ak­cja, któ­rej do­wódz­ca­mi są wy­żsi du­chow­ni, moż­ni, a na­wet część in­tel­li­gen­cyi, nie chce tego wi­dzieć, i że ostat­nią iskrę zga­siw­szy, nikt w świe­cie na nowo roz­pa­lić jej nie po­tra­fi.

Jaką dziś jest, ja­ką­by być po­win­na, i czy ist­nie­je jaka po­li­ty­ka pol­ska zbio­ro­wa w obec­nej chwi­li? – Py­ta­nie to do roz­wią­za­nia trud­ne.

Jest li moż­li­wą po­li­ty­ka jed­na w obro­nie od tro­ja­kie­go nie­przy­ja­cie­la? bez żad­ne­go so­jusz­ni­ka…

W r. 1831. by­li­śmy jesz­cze re­pre­zen­tan­ta­mi idei, dziś i ideę swo­bo­dy, de­mo­kra­tycz­ne­go pseu­do­po­stę­pu a ra­czej re­wo­lu­cji uosa­bia dla wie­lu Ro­sja, my zaś – per­so­ni­fi­ku­je­my sie­roc­two chy­ba i nie­do­lę. Po­słu­gu­je się Pol­ską, komu ona po­trzeb­na chwi­lo­wo, sym­pa­tji dla niej rze­czy­wi­stej nie ma nikt. Ludy, sły­ną­ce z li­be­ra­li­zmu, Wło­chy na­przy­kład, re­pu­bli­kań­ska Ame­ry­ka, skła­nia­ją się wię­cej ku mło­dej Ro­sji niż ku nam. My­śmy dla śle­pych na­prze­mia­ny feu­da­ła­mi, fa­na­ty­ka­mi – a ju­tro, gdy po­trze­ba – re­wo­lu­cjo­ni­sta­mi i de­ma­go­gją, na­de­wszyst­ko my­śmy ży­wio­łem nie­spo­koj­nym i nie­okieł­zna­nym.

Usłuż­ne dzien­ni­kar­stwo płat­ne, po­tra­fi­ło nas okryć śmiesz­no­ścią i ob­ró­cić w He­lo­tów.

W ta­kiem po­ło­że­niu… ja­każ po­li­ty­ka moż­li­wa? – Chy­ba Su­per flu­mi­na Ba­bi­lo­nis. Po­li­ty­ka wszel­ka jest dzia­ła­niem na ze­wnątrz i we­wnątrz z po­mo­cą da­nych sił i środ­ków dla wzmoc­nie­nia bytu i uzy­ska­nia swo­bo­dy. Trze­ba więc sil i środ­ków na­przód… a że te są wy­czer­pa­ne, na­le­ży je na­być. – Lu­dzie po­zy­tyw­ni szu­ka­ją pod­sta­wy w ma­ter­jal­nym ob­ro­by­cie, i nie mylą… się, po­czy­tu­jąc go za wa­ru­nek do wy­do­by­cia siły, ale idą za da­le­ko, są­dząc, że z sa­mych sił ma­ter­jal­nych ipso fac­to wy­do­bę­dą się siły du­cha. Te po­trze­bu­ją tak­że być pie­lę­gno­wa­ne­mi.

Duch wiel­ki bez cia­ła nie mo­cen się jest ob­ja­wić, ale też ciel­sko naj­więk­sze nic bez­eń nie zna­czy.

Dwoj­ga więc po­trze­ba, pod­sta­wy ma­ter­jal­ne­go bytu – i rów­no­le­gle roz­wi­ja­ją­cej się po­tę­gi umy­sło­wej – oświa­ty.

Spo­łecz­ność na­sza in­stynk­to­wo po­ło­wę tego za­da­nia po­ję­ła, ale wy­po­trze­bo­wa­ła po­ło­wi­cę na praw­dę, na sa­mo­lub­ną obro­nę od wszel­kiej ofia­ry.

Dziś, kto gro­ma­dzi grosz, nie da­jąc go na nic, kto z ob­ja­wów go­ręt­sze­go du­cha szy­dzi i od­pie­ra je – na­zy­wa się mę­żem pra­cy or­ga­nicz­nej po­świę­co­nym.

Nie prze­czym by­najm­niej, że bez tych pod­pod­staw nie­ma Pol­ski, ale za­prze­cza­my, aże­by tego było do­syć. Zo­sta­ną sfran­cuz­cia­łym i zniem­czo­nym dzie­ciom ma­jąt­ki – ale im w spu­ści­znie pol­skiej idei nie da­cie – pój­dą szam­be­la­no­wać ob­cym dwo­rom, i za­prą się aż do na­zwi­ska… lub je ad hoc prze­ro­bią.

Źle za­pew­ne jest z ubó­stwem gro­sza, – ale go­rzej z nę­dzą du­cha.

Ubó­stwo – praw­da, czy­ni za­leż­nym, onie­śmie­la, od­bie­ra oręż do pra­cy i wal­ki, ale są za­cne nę­dze i świę­te łach­ma­ny.

Pol­ska pod pa­no­wa­niem, a ra­czej pod uci­skiem dra­pież­nej Ro­sji, szcze­gól­niej na­ra­żo­na na łu­pież bez kon­tro­li i gra­nic, w kra­ju, gdzie się ku­pu­je wszyst­ko, – musi się sta­rać o ma­ter­jal­ny byt w obro­nie ży­cia. – Na to się zga­dza­my zu­peł­nie. – Tu na­wet przy naj­mniej­szem upraw­nie­niu ja­kiemś sta­nu te­raź­niej­sze­go, – gdy­by pra­wo było po­sza­no­wa­ne kie­dy i rę­czy­ło za co­kol­wiek – mimo od­ję­tych swo­bód, – Pol­ska mo­gła­by się ła­two po­dźwi­gnąć ma­ter­jal­nie.

Pol­ska prze­my­sło­wa, fa­brycz­na, rę­ko­dziel­ni­cza, han­dlo­wa, ucze­pio­na do boku ol­brzy­ma, ssać może z nie­go bo­gac­two i znaj­dzie nie­zmier­ny od­byt na wy­ro­by swej pra­cy aż do Chin, Per­sji i Ame­ry­ki.

To, o co inne na­ro­dy z orę­żem w ręku sta­rać się i do­bi­jać mu­szą, ona do­sta­ła w spad­ku po klę­skach swo­ich. – Tu więc wy­po­trze­bo­wa­nie po­ło­że­nia jest i po­win­no być naj­waż­niej­szem za­da­niem. – Kraj ma wszyst­kie wa­run­ki roz­wo­ju prze­my­sło­we­go i fa­brycz­ne­go; po­wi­nien ku nie­mu zwró­cić całe swe siły.

Po­li­ty­ka zresz­tą pod­da­nych ro­syj­skie­go rzą­du – cóż może być nad zim­ne mil­cze­nie, co może być in­ne­go nad upo­ka­rza­ją­ce, wie­ku­iste, nie­zbęd­ne kłam­stwo? Gdzie nie­ma swo­bo­dy my­śli, tam fałsz za­sie­wa sam rząd i skut­ki jego zbie­ra po­tem.

Inne wca­le jest po­ło­że­nie pro­win­cji pru­skie­go za­bo­ru, Wiel­kie­go Księ­stwa, Prus Za­chod­nich, Szląz­ka i t… p. Tu, po­mi­mo wiecz­nie trwa­ją­cych praw wy­jąt­ko­wych, le­gal­ne po­ło­że­nie jest lep­szem, pra­wo bywa po­sza­no­wa­ne do pew­ne­go stop­nia, gwałt mu się nie za­da­je, chy­ba w osta­tecz­no­ści… i cza­su po­li­tycz­nych ro­bót nie­miec­kich.

Tu nie­któ­re praw­dy ogól­ne ty­czą­ce się czło­wie­ka, ludz­ko­ści, na­ro­do­wo­ści dają się obro­nić i wy­po­wie­dzieć – ale na­to­miast po­wol­ne par­cie, nie­wi­docz­ne, jest nie­sły­cha­nej siły.

Je­śli­ście kie­dy wi­dzie­li, jak ko­rzon­ki sła­bej ro­ślin­ki rzu­co­ne w pęk­nię­tą szpa­rę gła­zu, ro­snąc roz­sa­dza­ją go i kru­szą, bę­dzie­cie mieć po­ję­cie dzia­ła­nia nie­miec­kich sił na na­ro­do­wość pol­ską. Tu, po­trze­ba się bro­nić współ­za­wod­nic­twu ple­mie­nia, któ­re nas w prze­my­śle, fa­bry­kach, rol­nic­twie, rę­ko­dzie­łach, – we wsze­la­kiej pra­cy prze­ści­gnę­ło… tu… jak­by na­umyśl­nie nie­przy­ja­ciel a współ­za­wod­nik ob­da­rzo­ny jest wszyst­kie­mi przy­mio­ta­mi – któ­rych my wady od­po­wied­nie wy­pie­lę­gno­wa­li­śmy. Tu wszyst­kie cy­fry sta­ty­stycz­ne do­wo­dzą, że ży­wioł pol­ski nie­znacz­nie słab­nie, ma­ją­tek pol­ski nik­nie i roz­ta­pia się… duch wy­cho­wa­niem osła­bio­ny, wy­ga­sa.

Tu po­trze­ba obro­ny i prze­ję­cia try­bów ży­cia nie­przy­ja­cie­la, wpły­wa wiel­ce na samą treść ży­cia na­ro­do­we­go.

W Pol­sce pru­skiej moż­niej­sze domy są ko­smo­po­li­tycz­ne, bliż­sze oby­cza­jem nie­miec­kich; sta­ro­pol­ski dom rzad­ki. Ogól­ny ton to­wa­rzy­stwa od­zna­cza­ją­ce­go się wy­so­ką ogła­dą eu­ro­pej­ską, le­d­wie w so­bie coś za­cho­wał na­sze­go. – Idee za­cho­waw­cze wcie­la­jąc się w nas, chęt­nie przy­bie­ra­ją for­my fran­cu­skie.

Wie­le bez­sprzecz­nie na­by­ło to spo­łe­czeń­stwo pol­skie cnót i przy­mio­tów, wie­le wad daw­nych stra­ci­ło, ale same szcząt­ki na­ro­do­wo­ści ucho­wa­ne mają ja­kąś fi­zjo­nom­ją nie swoj­ską. – Chęt­nie uzna­je­my, że w Po­znań­skiem i Pru­sach, mimo nie­uchron­nych na­le­cia­ło­ści ob­cych, spo­łecz­ność jest na dro­dze po­stę­pu i wy­ra­bia się ku no­we­mu by­to­wi z nie­za­prze­czo­ną siłą i ener­gją.

Wca­le inne zno­wu jest po­ło­że­nie, cha­rak­ter, ob­li­cze Ga­li­cji, Kra­kow­skie­go i Szląz­ka au­str­jac­kie­go.

Tu od r. 1772 pa­no­wa­nie ab­so­lu­ty­zmu i biu­ro­kra­cji, pod­ko­pa­ło stan ma­ter­jal­ny, dziw­nie osła­bi­ło umy­sło­wy; ru­ina ma­jąt­ko­wa, brak wy­cho­wa­nia, dłu­gie po­zba­wie­nie swo­bo­dy, bez któ­rej nic się roz­wi­jać nie może nor­mal­nie, po­zo­sta­wi­ło nie­za­tar­te po so­bie śla­dy. Po­wo­ła­nie do ży­cia po­li­tycz­ne­go na­gle, tak zdez­or­ga­ni­zo­wa­ne­go, spa­ra­li­żo­wa­ne­go spo­łe­czeń­stwa – wy­wo­ła­ło za­męt dzi­siej­szy. Stan tu smut­ny, ale to prze­si­le­nie i wal­ka, płod­na w owo­ce dla przy­szło­ści.

Roz­bu­dzo­no wszyst­ko co nie umar­ło, a że się po­słu­gi­wał rząd, po­li­ty­ka miej­sco­wa i obca, ży­wio­ła­mi naj­roz­ma­it­sze­mi, że w wiecz­nych za­pa­sach czę­ści skła­do­wych szu­ka­no bez­pie­czeń­stwa pań­stwa, któ­re się ich zjed­no­cze­nia lę­ka­ło, Ga­li­cja dziś przed­sta­wia jesz­cze pole wal­ki…. roz­strój, dys­har­mon­ję dziw­ną – choć nie­prze­stra­sza­ją­cą. W krwa­wym po­cie wy­ra­bia się tu przy­szłość i siła.

Może do zbyt­ku za­nie­dba­no dla po­li­ty­ki prac or­ga­nicz­nych, może ubó­stwo zno­wu mło­dzież uczy­ni­ło obo­jęt­ną dla oświa­ty – ale z każ­dym dniem stan ten się po­pra­wia i nie­go­dzi wąt­pić, iż z wal­ki wyj­dzie kraj zwy­cięz­ko.

Stan ma­ter­jal­ny, pod­sta­wa bytu, naj­lep­szy jest po­zor­nie w W. Ks. Po­znań­skiem, naj­niesz­czę­śliw­szy pod pa­no­wa­niem ro­syj­skiem, naj­cha­otycz­niej roz­stro­jo­ny w Ga­li­cji. Tu jesz­cze go­rącz­ka gieł­do­wa pa­dła na chwi­lę wła­śnie, gdy kraj po­trze­bo­wał uży­cia ka­pi­ta­łów na przed­się­bier­stwa, stan jego mo­gą­ce pod­nieść. – Zy­ski chwi­lo­we za­śle­pi­ły. – Stra­ty są do­tkli­we…

Do po­li­ty­ki na­szej we­wnętrz­nej, na­le­ży, co naj­prost­szy ro­zum wska­zu­je – jed­no­cze­nie się ku wspól­ne­mu ży­ciu, wszyst­kich ob­ła­mów daw­nej ca­ło­ści. – Prze­szko­dy są nie­za­prze­cze­nie wiel­kie, ale nie tego ro­dza­ju, – aby wszel­ką wspól­ność i sto­sun­ki nie­moż­li­we­mi czy­ni­ły.

W wie­lu sfe­rach dzia­ła­nia, wca­le nie po­li­tycz­ne­go… na polu pra­cy umy­sło­wej, li­te­rac­kiej i t… p… spo­ty­kać się mo­że­my i po­win­ni­śmy. Tym­cza­sem z oba­wy po­sa­dze­nia na­wet o po­li­tycz­ne cele, za­ta­mo­wa­ne są wszel­kie sto­sun­ki, każ­da pro­win­cja opa­su­je się mu­rem chiń­skim i za­wa­ro­wu­je, aby jej ża­den przy­bysz nie­za­mą­cił po­ko­ju… Z oba­wy re­wo­lu­cji, tego wid­ma, któ­re dziś prze­ra­ża wszyst­kich… Po­znań­skie na­wet re­wi­zy­ty nie od­da­ło Ga­li­cji; z oba­wy ma­ni­fe­sta­cji, od­ra­dzo­no spro­wa­dze­nia ob­ra­zu Ma­tej­ki do Po­zna­nia, bo Unja by­ła­by kom­pro­mi­to­wa­ła spo­koj­nych oby­wa­te­li… sa­mym przed­mio­tem i tem, że na nią pa­trza­ła wprzó­dy Ga­li­cja. Ta pa­ra­fjańsz­czy­zna, od­dzie­la­nie się, go­spo­da­rze­nie w domu z oba­wą, aby się kto za pa­rob­ka do tego go­spo­dar­stwa nie wci­snął – cza­sa­mi są aż śmiesz­ne. Na pew­nym zjeź­dzie go­spo­dar­skim, taką prze­stro­gą an­ty­cy­po­wa­ną go­ści z in­nych czę­ści Pol­ski przy­ję­to, że się od słu­cha­nia ob­rad cof­nąć mu­sie­li.

W Ga­li­cji przy­by­ły z in­nej pro­win­cji Pol­ski, uwa­ża się za ob­ce­go, emi­grant za naj­nie­bez­piecz­niej­szy ży­wiół anar­chicz­ny.

Wo­gó­le cała emi­gra­cja 1864 r. jest pro­skry­bo­wa­ną, cho­ciaż­by wiel­ce roz­róż­nić na­le­ża­ło tych, co 1863 r. przy­go­to­wa­li i czyn­ny w nim udział mie­li, od tych co nie mo­gli po­wstrzy­mać się od uczest­ni­cze­nia w wal­ce i ofie­rze; choć obo­je zda­ło się im za­wcza­su da­rem­nem. Obóz za­cho­waw­czy li­czy oso­bliw­szem zrzą­dze­niem tra­fu – wie­lu re­wo­lu­cjo­ni­stów 1830 roku, emi­gran­tów 1831 r., któ­rzy za to, co sami z chlu­ba speł­ni­li, młod­szą, bra­cią po­tę­pia­ją.

O po­li­ty­ce ze­wnętrz­nej Pol­ski… nie ma dziś mowy. Oprócz nie­przy­ja­ciół jaw­nych lub mil­czą­cych, nie mamy w lu­dach Eu­ro­py ni­ko­go, coby nam brat­nie oka­zał współ­czu­cie… Mała garst­ka emi­gra­cji wią­że się z de­mo­kra­cją so­cjal­ną eu­ro­pej­ską i ra­chu­je może na re­wo­lu­cję ogól­ną, któ­ra by­ła­by klę­ską dla nas prę­dzej niż zba­wie­niem. Tak samo ul­tra­mon­ta­nie nasi pod­pie­ra­ni są przez współ­wy­znaw­ców swych po­zor­nie a w isto­cie wy­zy­ski­wa­ni.

Dzia­ła­nie po­li­tycz­ne, wy­ma­ga­ją­ce lu­dzi na sta­no­wi­skach spo­łecz­nych, z któ­rych­by ono było moż­li­wem; daw­niej po­wie­rzo­ne ks. Czar­to­ry­skie­mu, Jen. Za­moj­skie­mu i t… p… dziś cał­ko­wi­cie za­nie­dba­ne. Spo­łecz­ność jest roz­dzie­lo­na, roz­bi­ta i na zbio­ro­wa siłę zło­żo­ną w ręce jed­ne­go czło­wie­ka, – ze­brać się nie może.

Dzien­ni­kar­stwo obce za­pła­co­ne przez Ro­sją lub nie­świa­do­me spra­wy, wy­stę­pu­je ra­czej prze­ciw­ko nam, niż za nami, kwe­stją pol­ska na­rzu­ca . się sama po­li­ty­kom, ale zby­wa­ną jest mil­cze­niem, bo roz­wią­za­nie jej zbyt wie­le in­te­re­sów by po­ru­szyć i za­chwiać mu­sia­ło.

Po­zo­sta­je nam więc jed­no tyl­ko spo­koj­ne ocze­ki­wa­nie przy­szło­ści, Wszak­ci nie z za­ło­żo­ne­mi rę­ka­mi.

Kto cze­ka go­to­wym być musi.

Na czem za­le­ży go­to­wość na­sza?

Na zbie­ra­niu sił i pew­nej ich or­ga­ni­za­cji. Prę­dzej by­śmy zna­leź­li wszak­że pew­ną dąż­ność ku pierw­sze­mu za­da­niu, niż naj­mniej­szy ślad zbli­ża­ją­cy ku speł­nie­niu dru­gie­go.

Oba­li­li­śmy wszyst­kie po­wa­gi na­ro­do­we, – roz­pro­szy­li­śmy wszyst­kie idee wspól­ne, star­ły się te zna­mio­na, któ­re nas ku so­bie zbli­ża­ły.

Jed­na spój­nia re­li­gij­na mo­gła­by nas po­łą­czyć, gdy­by w wie­ku osty­gnię­cia z jed­nej, – z dru­giej fa­na­ty­zmu krań­co­we­go, na roz­krze­wie­nie idei re­li­gij­nej ra­cho­wać było moż­na.

I to jest naj­więk­szem złem, a naj­strasz­niej­szą klę­ską na­szą, że co dzień bar­dziej roz­pra­sza­jąc się, bo­ju­jąc sami z sobą, do­bi­ja­my się – gdy je­dy­nym ra­tun­kiem by­ło­by z ofia­rą na­wet do­tkryn i pro­gra­mów, sku­pie­nie się pod jed­nę na­ro­do­wą cho­rą­giew.

To­le­ran­cja re­li­gij­na każe nam po­dać dłoń izre­ali­tom, ma­ho­me­ta­nom, sy­zma­ty­kom w imie swo­bo­dy su­mie­nia, czyż­by in­te­res na­ro­do­wo­ści nie wy­mógł to­le­ra­cji prze­ko­nań po­li­tycz­nych, gdy idzie o kra­ju zba­wie­nie?

Mo­gło­by to być wów­czas, gdy mi­łość oj­czy­zny ate­uszów nie zna­ła, a dziś…

Ufaj­my w mi­ło­sier­dzie Boże i w pra­wo Boże, któ­re jest spra­wie­dli­wo­ścią.

Ju­tro za­kry­te…
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: