Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rozrywacz - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
15 lutego 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Rozrywacz - ebook

Kontynuacja Poszukiwaczki i Podróżniczki.

Quin niemal od urodzenia była pionkiem w rękach ojca.
Została wyszkolona, aby zabijać ludzi i manipulować nimi i w ten sposób zapewnić władzę swojej rodzinie. A teraz, kiedy już uwolniła się od tamtego życia, odkryła, że znów znalazła się w pułapce i jest ofiarą intrygi knutej przez stulecia.
Elementy tej intrygi układano od wielu pokoleń i teraz w końcu znalazły się na swoich miejscach. Umysł Shinobu zdeformowano, Młoda Sędzia sprzymierzyła się z Johnem, a Obserwatorzy zostali obudzeni i zgromadzeni razem. Nic nie może powstrzymać mocy czasu.
Quin nie będzie jednak bierną uczestniczką wydarzeń. Jest Poszukiwaczką. W tym mrocznym świecie staje po stronie światła. Stawi czoło żądnym zemsty wrogom z przeszłości i albo ocali siebie i tych, których kocha, albo zginie, walcząc.

Arwen Elys Dayton jest autorką trzytomowego cyklu powieściowego o Poszukiwaczach (Poszukiwaczka, Podróżniczka i Rozrywacz), a także opublikowanej w internecie noweli The Young Dread (Młoda Sędzia). Nakładem Uroborosa w 2014 r. ukazała się również jej powieść Przebudzenie.

Kategoria: Fantasy
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-5423-3
Rozmiar pliku: 2,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Mrok bezprzestrzeni pochłaniał światło. Mdły blask mógł tu dotrzeć, tylko zanim zamknęła się nad nim ciemność tłumiąca światło, jakby te ukryte wymiary wypełniała czarna woda.

Dex poruszał się w tej wodzie niczym ryba, miarowo przemierzał mrok, nie zatrzymując się, ale też nie przyśpieszając. I podobnie jak ryba połyskiwał słabą srebrzystą poświatą, jakby pokrywały go lśniące łuski. Ta poświata emanowała z kamiennego medalionu na szyi Dexa – nikła jak pierwszy, ledwie widoczny blask jutrzenki. Jednak Dex nauczył się chwytać wzrokiem wszelkie dostępne światło i wykorzystywać je, dzięki czemu światło rzeźbionego kamiennego krążka było dla niego wystarczająco jasne, by mógł dostrzegać otoczenie.

Zaskoczyło go, że medalion, od wieków nieruchomy, teraz zadrżał na jego piersi. Przyczyna tej wibracji mogła być tylko jedna – zew innego medalionu, na który ten Dexa odpowiedział własnym drżeniem. Dex delikatnie ścisnął w dłoni medalion i zmienił kierunek swej nieskończonej wędrówki poprzez bezprzestrzeń, aby się przekonać, kto nadchodzi.

Dex prowadził za wodze konia i teraz lekkim szarpnięciem pociągnął go za sobą. Natknął się na to zwierzę zaledwie przed kilkoma chwilami, jak się zdawało. Koń nie sprawiał wrażenia ani czuwającego, ani śpiącego. Bezprzestrzeń trzymała go w swojej władzy, jednak w inny sposób, niż czyniła to z istotami ludzkimi. Koń pozostawał w stanie jakby półżycia, cierpliwy i posłuszny.

Po pewnym czasie medalion przestał drżeć, ale wtedy Dex już się zorientował, w jakim kierunku powinien pójść. Dostrzegł w oddali błysk światła tak jaskrawego, że go oślepiło. Spoglądał na owalne przejście prowadzące z powrotem do świata.

„Świat. Nadal tam jest, pod palącym blaskiem słońca. Nigdy nie przestanie istnieć”.

Gdy Dex dotarł do tego przejścia, odkrył, który ze starych rodów go wezwał – chociaż światło zniknęło o wiele wcześniej, zanim Dex znalazł się w jego pobliżu. Ale to nie miało znaczenia. Podążył dalej w ślad za jego poświatą.

Przemierzał teraz miejsce, w którym zazwyczaj stali w kręgu chłopcy, milczący strażnicy w ciemności. Widywał ich wielokrotnie, czuł woń śmierci spowijającą ich niczym mgła. Ale teraz ich nie było.

Tylko jedna samotna postać pozostała w pobliżu składu broni, którego do niedawna strzegli ci chłopcy. Dex okrążył rząd rozrywaczy i mimo woli się wzdrygnął.

Tą samotną postacią była dziewczyna. Oczywiście Dex widywał już wcześniej dziewczyny tkwiące w bezprzestrzeni, poznał wszystko w tym miejscu poza światem. Ale ta dziewczyna była nowa. Koń zarżał cicho, sennie, jakby poczuł zapach kogoś, kogo zna. Jego aksamitnie miękkie ucho drgnęło.

Dex nie mógł dostrzec w półmroku rysów twarzy dziewczyny. Po długim, trwożnym zastanowieniu postanowił użyć więcej światła. W kieszeni swojej szaty namacał palcami zimny cylindryczny kształt flary. Od jak dawna tkwiła tam bezczynnie? Dla niego były to dni, ale dla flary minął długi, niezmierzony okres.

Kciukiem trzykrotnie pociągnął spust flary. W mroku rozkwitł biały płomień. W pierwszej chwili wydał się Dexowi jaśniejszy niż zapamiętany blask słońca. Dex odwrócił głowę i odczekał, aż jego wzrok przywyknie do światła. Dopiero wtedy przyjrzał się dziewczynie.

Znał ją. Na jej widok odniósł wrażenie, jakby spojrzał w swoją przeszłość. Albo w swoje serce.

Ale nie. Ta dziewczyna nie była tamtą. Nie mogła nią być.

Jej blade policzki barwił rumieniec jakiejś silnej emocji, a na twarzy widniał wyraz niepokoju – nawet gniewu. Usta miała rozchylone, jakby znieruchomiały w połowie wypowiadanego słowa. Ręce zdawały się sięgać ku jakiemuś jej towarzyszowi, którego już tu nie było.

Nie trzymała w dłoni medalionu, a więc kamienny krążek, który wezwał Dexa, należał do kogoś innego – do osoby, która zostawiła ją tutaj i uciekła z powrotem do świata przez jaskrawe, oślepiające przejście, które potem się zamknęło.

Dex dotknął umysłu dziewczyny swoim, trącił myśli spoczywające w jej głowie jak kamienie. Te kamienie poruszyły się bardzo powoli.

„Quin” – powiedział mu w końcu jej umysł.

Zalała go fala rozczarowania. Quin. Miał nadzieję… Z trudem odepchnął od siebie tę myśl. To była inna dziewczyna, a jej imię nic mu nie mówiło. Znaczące było tylko jej ubranie – współczesne, ze szwami świadczącymi o tym, że zostało uszyte maszynowo w zakładach odzieżowych.

Z kieszeni jej spodni coś sterczało. Dex ostrożnie wyjął pogniecione opakowanie, na którym widniał rysunek przedstawiający jagody i ziarna zboża. Jedzenie. Napis na etykiecie był po chińsku i angielsku. Dex nie radził sobie zbyt dobrze z chińskim, ale nie miał kłopotów ze współczesnym angielskim.

Kilkakrotnie odczytał termin ważności.

„No i wszystko jasne”.

– A więc to tak – powiedział.

Własny głos go zdziwił po tak długim milczeniu. Te słowa zabrzmiały jak dźwięk syreny mgłowej i dziwnie wykrzywiły mu usta. Ile czasu upłynęło, odkąd ostatni raz się odezwał? Sto lat? Tysiąc? Dziesięć tysięcy? Z pewnością nie aż tyle.

Powiedział coś jeszcze, jakby na próbę:

– Pora ruszać.

Pochylił się ostrożnie i podparł biodro Quin, a potem objął ją ręką i podniósł. Była całkiem zamarznięta, więc zarzucił ją sobie na ramię jak kłodę drewna. Jej sztywne ciało potrąciło metalowy hełm, ale nie zsunął się i nadal tkwił mocno na głowie Dexa tak jak od początku… tego wszystkiego.

Dex sięgnął ręką do medalionu na szyi.

Będzie musiał znowu przywyknąć do słonecznego blasku.

Ta myśl była przerażająca.Rozdział 1. Quin

Quin unosiła się na czarnym oceanie, nieświadoma niczego. Potem powoli, stopniowo zaczęła odzyskiwać świadomość samej siebie. Skądś napływało światło, niebieskawe i nikłe. Leżała na jakiejś twardej, nierównej, zimnej powierzchni.

Ktoś tu był. Poczuła na ustach ciepły dotyk, tak lekki i ulotny, że zastanowiła się, czy go sobie nie uroiła. Otaczał ją jakiś hałas przypominający odgłos odległego ulewnego deszczu – ale o wiele za szybki; tak szybki jak powiew wiatru na jej twarzy.

Przypomniała sobie. Ona i Shinobu weszli Tam, ale zagubiła się, a on błagał ją o pomoc. Musi teraz przedrzeć się z powrotem do niego. Natychmiast!

Wciągnęła pełne płuca powietrza i zerwała się na nogi.

– Zabierz mnie stąd, Shinobu! – zawołała. – Wytnij anomalię!

Jej głos brzmiał ospale i chrypliwie – i już nie była Tam. Chwilę wcześniej widziała przed sobą w świetle latarni ciemną sylwetkę Shinobu, a za nim głęboką czerń. Odkryli, że Średni Sędzia przez setki lat zwracał jednych Poszukiwaczy przeciw drugim, a sam pozostawał pozornie „niewinny” w oczach innych Sędziów, gdyż nakłaniał Poszukiwaczy, by zabijali się nawzajem, zamiast czynić to własnoręcznie. Quin i Shinobu udali się Tam, żeby odszukać przedmioty, których używał Średni do siania niezgody. Ale gdzie była teraz?

W jakimś nowym, nieznanym miejscu. W grocie o chropowatych ścianach oświetlonych niebieskawym blaskiem wpływającym przez otwór umieszczony wysoko na jednej z nich. Światło było zmienne, jakby pochodziło z nieba, po którym szybko przepływają chmury. I wciąż słyszała ten hałas, odległy, a zarazem bliski – dźwięk rwącej wody.

Dostrzegła sylwetkę Shinobu. Był tutaj z nią, wciśnięty w kąt pomieszczenia, zdezorientowany tak samo jak ona.

Quin ruszyła ku niemu, zataczając się, i zdała sobie sprawę, że jej ciało nie funkcjonuje należycie. Ściany groty zdawały się chwiać i napierać na nią, ale wiedziała, że to mięśnie odmawiają jej posłuszeństwa. Przypomniała sobie, jak przed kilkoma miesiącami Stary i Średni Sędzia zbliżali się do niej w szkockiej posiadłości. Poruszali się niepewnie, niezsynchronizowani z otaczającym ich światem, ponieważ przez lata pozostawali zagubieni w ukrytych wymiarach. Była teraz w takim samym stanie, miotana strumieniem czasu.

– Shinobu! Jak długo przebywaliśmy Tam?

Położyła dłonie na ciemnej postaci w kącie groty. Postać odwróciła się do niej. Zbyt szybko. Wszystko działo się za szybko.

Pochylała się nad nią nieznajoma twarz młodego mężczyzny. Miał potargane włosy, a jego oczy w mdłym świetle groty były ciemne. Nosił na głowie fokal; miał dziki wyraz twarzy. To wcale nie był Shinobu i wyciągał ręce do Quin.

– Dobrze, że się ocknęłaś – powiedział tak szybko, że ledwie go zrozumiała.

Uświadomiła sobie, że zagubiła się Tam, chociaż miała pilnować Shinobu. Czy natknęli się na tego mężczyznę? Czy odebrał Shinobu fokal, a ją niepostrzeżenie wyniósł? Rzuciła się do tyłu, usiłując dostosować się do świata. Namacała dłonią nóż u boku.

– Shinobu! Shinobu! – zawołała w nadziei, że może on jest gdzieś w pobliżu.

Nieznajomy młody mężczyzna podszedł do niej, poruszając się o wiele szybciej, niż ona była w stanie.

– Wszystko w porządku – rzekł.

Wcale nie było w porządku. Co on im zrobił? Ile czasu minęło? Quin poczuła, że chwycił ją za łokieć. Wyrwała mu się i wyciągnęła zza paska nóż – powoli, zbyt powoli. Ściany groty zawirowały wokół niej, gdy się cofnęła.

– Shinobu, jesteś tutaj? Odpowiedz!

Pomieszczenie było niewielkie, przypominało bardziej rozszerzający się tunel wykuty w skale niż pieczarę. Quin ruszyła niezdarnie w kierunku jedynej drogi ucieczki.

– Stój, stój! – krzyknął nieznajomy; w jego głosie brzmiał zarówno gniew, jak i niepokój.

Po zaledwie kilku krokach tunel zwęził się gwałtownie, ale dalej znów się rozszerzał. Quin, poruszając się wolno jak we śnie, przecisnęła się przez najwęższy odcinek i znalazła się w następnej skalnej komorze. Usłyszała, że nieznajomy przepycha się przez zwężenie; był większy od niej i podążanie za nią przychodziło mu z trudem.

Hałas się nasilił – grzmot wody spadającej na kamienie tak gwałtownie, że brzmiało to jak dźwięk nagrania na taśmie przewijanej szybko do przodu. Było tu ciemniej. Quin przebyła po omacku kilka metrów w mroczniejącym tunelu. Powietrze wokół niej się zmieniło, stało się wilgotne, a hałas coraz głośniej grzmiał w jej uszach.

– Nie zdołam pójść za tobą! – krzyknął nieznajomy. – Proszę, zatrzymaj się!

W jego głosie brzmiała jakaś okropna desperacja.

– Shinobu, jesteś tutaj? – powtórzyła Quin; jej głos nadal był ospały i głuchy.

Tunel znowu się zwęził. Quin miała teraz pod stopami ciemną wodę, a powietrze wypełniła wodna mgiełka. Minęła ostry zakręt. Nagle zalało ją światło wczesnego świtu i zdała sobie sprawę, że spogląda w dół ściany urwiska. Tunel skończył się na zewnątrz i noga Quin w wykroku zawisła kilkanaście centymetrów poza brzegiem skalnej półki. Krople wody w powietrzu lśniły oślepiająco blaskami tęczy. Quin stała za ścianą wodospadu na skraju stromego urwiska, a kaskady wody przelewały się z hukiem przez poszarpany skalny wierzchołek nad nią, wzbijały się w niebo, a potem spadały w dół.

Quin z mdlącym dreszczem poczuła, że włącza się z powrotem w strumień czasu. Przez moment panowała nad sobą, a potem gwałtownie zakręciło się jej w głowie i straciła równowagę. Ta wysokość… ta wysokość… Upuściła nóż i chwyciła się ścian wąskiego wylotu tunelu, w którym stała. Czuła pod palcami solidną skałę, ale wskutek tego, że jej stopa wisiała poza skrajem przepaści, miała wrażenie, że spada. Kolana ugięły się pod nią. Trzymała się kurczowo wątłych chwytów najmocniej, jak mogła, i błagała siebie rozpaczliwie, żeby ich nie puścić.

Poczuła na ramionach dłonie, które odciągnęły ją od skraju urwiska.

– Trzymam cię – powiedział nieznajomy; jego głos nie brzmiał już zbyt szybko, tylko normalnie. – Nic ci nie jest.

Jej towarzysz podparł ją. Oboje, potykając się, zawrócili w stronę, z której nadeszli. Kiedy dotarli do przewężenia tunelu, Quin prześliznęła się przez szczelinę, a mężczyzna z trudem przecisnął się za nią.

Osunęła się na ziemię w miejscu, w którym niedawno się ocknęła, oparła głowę o ścianę i objęła rękami kolana.

– Och, Boże – wymamrotała i wcisnęła się plecami w skalną ścianę, starając się odpędzić wspomnienie tego, jak jej noga wisiała poza skrajem przepaści.

Zebranie myśli zabrało jej trochę czasu. Skoncentrowała się na miarowych oddechach, aż wreszcie zapanowała nad sobą. Otworzyła oczy, skupiła wzrok na wnętrzu groty i zobaczyła, że ten tajemniczy młody mężczyzna kuca parę kroków od niej i przygląda się jej z troską.

– Doszłaś do siebie – powiedział. – Miałem nadzieję, że ockniesz się bez problemów, ale to nie poszło tak gładko.

Quin znowu zamknęła oczy. Namacała nóż leżący na ziemi przy jej nodze. Widocznie nieznajomy przyniósł go z powrotem. Dlaczego to zrobił? Chwyciła rękojeść i to dało jej poczucie siły. Dostała ten nóż od Shinobu.

Otworzyła oczy i zorientowała się, że światło w grocie robi się coraz jaśniejsze, ukazując jej nowe szczegóły. Jej towarzysz był młody, ale starszy od niej; miał około dwudziestu pięciu lat. Nosił ubiór przypominający mnisi habit, uszyty z szorstkiego brązowego materiału. Faliste włosy też miał brązowe, podobnie jak oczy. Byłby przystojny, gdyby nie te oczy – wielkie, o spojrzeniu zmąconym jakąś władającą nim mocą. To nadawało jego twarzy groźny wyraz.

– Czy powinienem poczuć się urażony tym, że wolałaś rzucić się w przepaść i zginąć niż siedzieć w jednym pomieszczeniu ze mną? – spytał żartobliwie, chociaż nie wyglądał na rozbawionego ani odprężonego.

– Czy wydobyłeś mnie z tamtego miejsca pomiędzy? – odpowiedziała pytaniem, z każdą chwilą odzyskując panowanie nad sobą.

– Tkwiłaś samotnie w bezprzestrzeni.

Nigdy dotąd nie słyszała tego określenia, ale pojęła natychmiast, że to kolejna nazwa ukrytych wymiarów.

– Był ze mną Shinobu.

– Nie było go tam. Znam bezprzestrzeń lepiej niż grzbiet własnej dłoni. On odszedł, zanim cię znalazłem.

Głos nieznajomego zadrżał, ale Quin nie potrafiła się zorientować, czy ze strachu, czy z gniewu. Coś z tym mężczyzną było nie w porządku.

Najwyraźniej był Poszukiwaczem, a ona zamierzała dowiedzieć się, co takiego zrobił. Czy był pionkiem w planie Średniego Sędziego, by zwrócić wszystkich Poszukiwaczy jednych przeciw drugim?

– Czy zabrałeś mu fokal? – spytała, spoglądając w dzikie oczy mężczyzny. – Czy zostawiłeś Shinobu Tam, bezradnego?

– Jeśli tam był, wyszedł, zanim cię znalazłem. A ty… – Nieznajomy urwał; wydawał się zirytowany i urażony jej pytaniem. – To mój fokal. Zawsze należał do mnie. I ja cię uratowałem.

Quin przebiegła w myśli swoje ostatnie, mgliste, powolne chwile z Shinobu. On wpadł w tarapaty. Chciał, żeby zdjęła mu z głowy fokal, ale ona wtedy nie była już w stanie się poruszyć.

W milczeniu przyjrzała się swojemu porywczemu tajemniczemu towarzyszowi i uświadomiła sobie, że jest całkiem możliwe, że oszołomiony Shinobu oddalił się, zostawiając ją samą. Przecież to ona miała go strzec, dopilnować, żeby myśli pochodzące z fokala nie zawładnęły jego myślami. Jeżeli ten nieznajomy mówi prawdę, to znaczy, że ona się zagubiła, a potem straciła też gdzieś Shinobu.

– A zatem gdzie jesteśmy? – spytała, starając się, by w jej głosie nie zabrzmiała oskarżycielska nuta.

Może ten mężczyzna rzeczywiście ją uratował.

– Jesteśmy w świecie – odpowiedział zdumionym tonem, jakby nie całkiem wierzył w ten świat; jakby odwiedzał go po raz pierwszy.

– A gdzie… – zaczęła.

– Chcesz poznać nazwę miejsca, jakieś szczegóły? – przerwał jej, kręcąc głową. – Ja nie potrafię myśleć w taki sposób. Daj mi trochę czasu!

Głos okropnie mu drżał. Quin widziała, że wielkim wysiłkiem starał się opanować, ale sprawiał wrażenie, że przy najmniejszej prowokacji gotów jest wybuchnąć agresją. Zmierzyła nieznajomego przelotnym spojrzeniem, oceniając go jako ewentualnego przeciwnika. Był potężnie zbudowany, przypuszczalnie dwakroć cięższy od niej, a zarazem zwinny. Quin dorastała pośród wojowników i potrafiła rozpoznać groźnego przeciwnika.

– Nie zamierzam wyrządzić ci krzywdy – powiedział, jakby czytał w jej myślach. – Możesz ściskać w ręku ten nóż. Nie mam nic przeciwko temu. Czuwałem przy tobie przez kilka godzin, zanim się ocknęłaś. Gdybym chciał cię skrzywdzić, zrobiłbym to już wcześniej. Nie lubię walczyć.

Te słowa brzmiały szczerze. Pomimo jego śmiercionośnego wyglądu Quin była skłonna obdarzyć go pewną dozą zaufania. Niezrównoważone zachowanie nie musi koniecznie oznaczać złego charakteru.

– Kim jesteś? Z jakiego klanu? – zapytała go. – Gdzie się wyszkoliłeś na Poszukiwacza?

– Nie umiem tak szybko zorientować się w szczegółach.

– Ale twoje imię…?

– Zobaczyłem twoje ubranie i jedzenie i zrozumiałem, że już pora – powiedział gniewnie. Widocznie zbyt mocno go naciskała. Przyglądała się, jak się opanował, ale jego głos drżał, gdy dodał: – Twoje ubranie i jedzenie są współczesne. Tak współczesne, jak tego potrzebowałem. – Wskazał na batonik w opakowaniu leżący na ziemi. Quin przypomniała sobie mgliście, że w którymś momencie wepchnęła go do kieszeni. Wciąż klęcząc, przysunął się ostrożnie do niej. – Czy obraziłabyś się, gdybym wziął twoją rękę?

– Co takiego? – rzuciła.

Czy on chciał wziąć ją za rękę, czy może był na tyle szalony, żeby prosić ją o pozwolenie oderwania jej ręki? Mocniej chwyciła rękojeść noża.

Mężczyzna parsknął śmiechem zaskoczony.

– Czy mogę ująć cię za rękę? – wyjaśnił. – Nie chodziło mi o to, że chcę ją odciąć. Proszę o to tylko dlatego, że nie przywykłem do tak jaskrawego światła. Ja… nie mam przy sobie żadnej broni, chociaż w grocie jest kilka. I kilka dziwów.

Co miał na myśli? Zdawało się, że niebo usłyszało jej pytanie, gdyż światło zmieniło się gwałtownie. Chmury na zewnątrz się rozstąpiły i przez wysokie naturalne okno w skalnej ścianie wlał się żółty blask, w którym Quin zobaczyła wreszcie wyraźnie swoje otoczenie. Wnętrze, w którym oboje siedzieli, było na tyle obszerne, że upchałoby się w nim sześć czy siedem osób. Nie było stąd żadnej innej drogi wyjścia oprócz wylotu tunelu w stromej ścianie urwiska. I Quin widziała teraz kilka morferów rozrzuconych niedbale na ziemi, a także kilka innych rzeczy – dziwnych intrygujących przedmiotów, których nie rozpoznała, zrobionych z kamienia i szkła, wyglądających na starożytne; przedmiotów, jakie mogłaby nosić przy sobie Młoda Sędzia, o których powinien był nauczyć Quin jej ojciec w trakcie szkolenia na Poszukiwaczkę. „Dziwy”, jak nazwał je nieznajomy.

Ten młody mężczyzna wciąż przysuwał się do niej, unikając słonecznego promienia, jakby był dla niego śmiertelnie groźny. W jaśniejszym świetle Quin zobaczyła wyraźniej fokal nieznajomego i usłyszała jego elektryczne skwierczenie. To prawda, to nie był kask Shinobu. Był całkiem inny, większy, może bardziej toporny i miał w części skroniowej wtopioną literę D – przez jakieś dziecko, jak przypuszczała, sądząc z niezdarnego kształtu tej litery.

– Powiedziałem ci, że to mój fokal – rzekł mężczyzna, zauważywszy jej spojrzenie. – Ten jest najstarszy.

Ujął jej dłoń w swoją wielką, a Quin pozwoliła mu na to, gdyż zastanawiała się nad tym, co przed chwilą powiedział. Jego fokal jest najstarszy? A zatem do którego rodu należy ten mężczyzna? I w jaki sposób zdobył te artefakty leżące na podłodze?

– Potrzebuję twojej pomocnej dłoni – oświadczył, spoglądając na blask słońca na ścianie groty w odległości zaledwie metra od swojego ramienia.

– Boisz się, że to światło cię spali?

– Trochę tak – przyznał. Wziął głęboki wdech, a potem wypuścił powietrze, ściskając jej dłoń w swoich. – Czy możesz ściągnąć mi z głowy kask? Nie ma wątpliwości, że trzeba go zdjąć. A potem będziemy mogli stąd wyjść.

Myśl o opuszczeniu groty wyraźnie go przerażała, ale pobudziła Quin do działania. Dziewczyna nie miała athamenu, więc musiała zdać się na swojego nieprzewidywalnego towarzysza, jeśli chciała wydostać się stąd – dokądkolwiek – i rozpocząć poszukiwanie Shinobu.

Uwolniła dłoń z uścisku mężczyzny i delikatnie zdjęła mu fokal, podczas gdy on spoglądał na nią znękanym wzrokiem, przygotowując się na nieuchronny ból. W chwili gdy nie miał już na głowie fokala, osunął się bezwładnie i z głębokim jękiem przycisnął czoło do skalnego podłoża. Quin odłożyła kask na bok i usłyszała brzęczenie, gdy strumienie energii fokala oddzielały się od mężczyzny niczym rój konających pszczół.

Quin zdołała pochwycić tylko kilka słów, które wyrwały się z zaciśniętych zębów nieznajomego:

– On powinien skoncentrować się na… Nigdy nie chciałem, żeby się oderwał… powinien był zadziałać lepiej.

Mówił tak, jakby miał za sobą długą i trudną historię używania fokala, i Quin zastanawiała się, czy ten przyrząd wpłynął na niego w taki sam sposób jak na Shinobu.

– Przestań! Chodź tutaj – powiedziała do mężczyzny.

Zobaczyła, że rozciął sobie skroń o nierówne skalne podłoże. Uniosła mu głowę, a kiedy poczuł dotyk Quin, uchwycił się jej kurczowo, tak jak tonący chwyta się kawałka drewna.

– Nienawidzę go nosić i nienawidzę go zdejmować – wyznał z głową na jej kolanach. – A światło słońca sprawia mi ból.

Pogładziła go kojąco po policzku. Przestawiła swój wzrok na widzenie uzdrowicielki, jak nauczył ją w Hongkongu Mistrz Tan. Kiedy jej spojrzenie straciło ostrość, ujrzała tuż pod poziomem zwykłego widzenia przepływające wokół ciała mężczyzny linie energii, jasne miedzianobrązowe strumienie. U zwykłej osoby te strumienie przepływały powoli, tworząc regularny wzór, a Quin jako uzdrowicielka nauczyła się nimi manipulować. Jednak teraz u swojego towarzysza zobaczyła coś całkiem innego. Z jego prawej skroni tryskał gwałtownie pęk jaskrawych linii energii, spływał szybko w dół do lewego biodra i łączył się znowu z pojedynczym strumieniem wpływającym w ciało. Ten mężczyzna był niczym wodospad – z gwałtownymi erupcjami energii wpływającymi w niego wciąż kaskadami i wypływającymi z niego, ze skroni do biodra. Przyczyna jego przerażenia i wymijających odpowiedzi była teraz o wiele mniej zagadkowa; niewątpliwie niełatwo było żyć z takim wzorem energii.

Quin rozważała, czy potrafi go uleczyć. Ale po kilku chwilach przyglądania się szalonemu przepływowi tych jaskrawych strumieni przestała się nad tym zastanawiać. Nigdy dotąd nie widziała takiego wzoru energii i wątpiła, czy dysponuje umiejętnościami potrzebnymi, by nad nim zapanować. Będzie musiała doraźnie koić tego mężczyznę, dopóki nie wyprowadzi jej z tej groty.

W końcu się uspokoił, a wtedy Quin pozwoliła, by jej wzrok odzyskał zwykłe widzenie. Zobaczyła, że ten człowiek jest naznaczony przez dziwne linie energii. Włosy nad prawą skronią miał odbarwione, niemal przezroczyste, jakby były martwe. Ciekawiło ją, czy odnalazłaby podobną bliznę na jego lewym biodrze.

Nadal przyciskał klatkę piersiową do jej nóg.

– Dziękuję, że wróciłaś do mnie – wyszeptał.

– To ty mnie znalazłeś – odrzekła łagodnie. – I być może pomożesz mi odszukać Shinobu.

– Ciii.

Puścił ją i położył się na ziemi, wpatrując się w sklepienie groty. Wyglądał na wyczerpanego, ale przynajmniej już nie zrozpaczonego. Miał subtelne rysy twarzy, a gdy Quin mu się przyglądała, wydał się jej mgliście znajomy. Z jakiegoś powodu, którego nie potrafiła określić, sprawiał wrażenie szlachetnego. Może przyczyną były jego spływające luźno potargane włosy, przypominające loki średniowiecznego rycerza z którejś ze starodawnych powieści jej matki.

– Teraz oboje jesteśmy żywi, Quillo – szepnął tonem odmiennym niż dotychczas. Nazywał ją innym imieniem; imieniem osoby, którą widocznie kiedyś kochał. – Ledwie mogę w to uwierzyć.

Starając się przybrać podobnie łagodny ton, odezwała się do niego:

– Gdzie jest twój athamen?

– Nie mam żadnego athamenu i nie potrzebuję takiego topornego narzędzia.

Nigdy dotąd nie słyszała, by jakikolwiek Poszukiwacz mówił o athamenie tak, jakby to było coś podrzędnego.

– Więc jak się tu dostaliśmy? – spytała.

– W zwykły sposób – odrzekł szeptem i położył dłoń na sercu.

Coś w tym geście sugerowało, że jest zupełnie obłąkany. A jednak zarazem była w tym wskazówka, którą Quin pragnęła zrozumieć. Czy sprowadził ją z tamtego miejsca pomiędzy bez użycia athamenu? Quin odłączyła się od Shinobu w momencie, gdy byli w trakcie odkrywania zatajonych od dawna sekretów Poszukiwaczy. Czyżby natknęła się na kogoś, kto potrafi udzielić jej kilku odpowiedzi?

– Co to za zwykły sposób? – zapytała ostrożnie, w nadziei, że tym oględnym pytaniem zdoła przezwyciężyć jego opór.

Odwrócił się do niej gwałtownie.

– Wiesz, że chcę ci o nim powiedzieć. Gdybym dotarł do ciebie na czas, chętnie umarłbym zamiast ciebie. – Mówił tak czule, jakby od dawna dobrze znali się nawzajem. – Quillo, wolałbym o wiele bardziej, żebyście ty i Adelaida żyły, niż żebym ja pozostał przy życiu.

– Ja… ja nie jestem Quillą – odrzekła łagodnie, czując ukłucie bólu z powodu tego przelotnego wglądu w historię jego życia. Nagle przypomniała sobie lekki, ciepły dotyk, który poczuła na ustach, kiedy się ocknęła. – Czy przedtem mnie pocałowałeś?

– Jesteś do niej taka podobna – powiedział jakby w transie. – A co, jeśli jesteś nią?

Dotknęła jego ramienia.

– Jestem Quin.

Wydawał się zdziwiony, ale niezrażony.

– Ale pomożesz mi?

– Ja muszę…

– Przestań mówić mi o Shinobu! – wykrzyknął porywczo. Jednym gwałtownym ruchem uniósł się do pozycji siedzącej i spojrzał gniewnie na Quin. – Kimkolwiek on jest, odnajdę go, jeśli właśnie tego chcesz. Tylko najpierw proszę cię o odrobinę pomocy!

Quin powstrzymała się przed jakąkolwiek odpowiedzią. Potrzebowała tego mężczyzny, żeby wyprowadził ją z groty, a potem odszukał Shinobu i powstrzymał go przed zrobieniem czegoś szalonego. Ale kiedy spojrzała ponownie na te „dziwy” ze szkła i kamienia i na osobliwy fokal jej towarzysza, uświadomiła sobie, że już podjęła decyzję. Ona i Shinobu będą chcieli dowiedzieć się czegoś od tego szalonego młodego mężczyzny, jeśli tylko zdołają dotrzeć pod powierzchnię jego obłędu.

– Kim jesteś? – spytała go ostrożnie.

Poczuła na sobie jego wzrok niczym fizyczną siłę, ciężki i wprawiający w zakłopotanie. Mężczyzna sprawiał wrażenie, jakby z trudem usiłował zachować przyjazne nastawienie do niej.

– Jestem Dex – rzekł wreszcie, zdoławszy się opanować. – Możemy już iść, jeśli chcesz. Wiem, że w przeciwieństwie do mnie większość ludzi nie lubi takich ciasnych, ciemnych miejsc.

– Jak stąd wyjdziemy?

Schylił się do ziemi i zebrał z niej te „dziwy”.

– Weź je jako dowód mojego zaangażowania. Obiecuję, że jeśli mi pomożesz, ja pomogę tobie.

Wzięła od niego przedmioty i spytała:

– Czy to dawne narzędzia Poszukiwaczy?

Jej spokój oddziaływał na niego kojąco.

– Są co najmniej tak stare – odpowiedział. – Musiano używać ich w wielkiej otwartej przestrzeni i właśnie dlatego potrzebuję ciebie. Nauczę cię spraw, których wcześniej ci odmówiłem.

Dex bardzo powoli, jakby w obawie przed byciem zranionym, wsunął lewą rękę w słoneczny promień wpadający przez otwór w ścianie groty. Kiedy blask słońca padł na jego skórę, Quin dostrzegła maleńki przyrząd z kamienia i szkła zawieszony na pętelce na jego środkowym palcu i leżący na dłoni.

– Co to takiego?

– Schwytanie ich wszystkich nie będzie łatwe, Quillo. Ale trzeba ich schwytać. – Popatrzył na nią wielkimi brązowymi oczami i Quin pomyślała przelotnie, że ta Quilla, kimkolwiek była, z pewnością lubiła ciepło spojrzenia tego mężczyzny, bez względu na to, jak bardzo był szalony. – Robią mnóstwo zamieszania i pora położyć temu kres.

Nie zamierzała pytać Dexa, o czym mówił. Przypuszczała, że już i tak doprowadziła go do kresu wytrzymałości. Powiedział, że stąd wyjdą, więc postanowiła trzymać język za zębami, dopóki Dex nie pokaże jej, w jaki sposób to zrobią.

Ale kiedy cofnął lewą rękę ze słonecznego promienia i objął nią jej szyję, cofnęła się.

– Nie…

– Nie zamierzam cię pocałować – zapewnił ją łagodnie i w kąciku jego ust zaigrał cień uśmiechu.

Czuła na karku ciepły dotyk tego dziwnego kamiennego przedmiotu, który trzymał w dłoni i przyciskał do jej skóry.

Nagły prąd przepłynął w górę jej kręgosłupa aż do głowy. Quin zwiotczała w objęciach Dexa i niemal natychmiast straciła przytomność.Rozdział 2. Shinobu

Shinobu stanął na kruszejącej skalnej półce i nerwowo gryząc paznokieć, przyglądał się chaosowi, który spowodował. Dwudziestu Obserwatorów – dwudziestu! – leżało na popękanej podłodze fortu Dun Tarm. Ta zrujnowana forteca wchodziła klinem w jezioro Loch Tarm. Połowa budowli już dawno rozpadła się w gruzy i zanurzyła się w wodzie. Z reszty fortecy pozostały głównie ściany bez dachu oraz posadzka z mozaiki starych kamiennych płyt, dziurawa i nierówna, porośnięta mchem i pokryta kałużami deszczówki. W szczelinach między płytami rosły nawet karłowate sękate dęby z jaskrawozielonymi wiosennymi liśćmi.

Shinobu stał odwrócony plecami do zimnej wody i wznoszących się za jeziorem granitowych szczytów. Dzień był piękny i łagodny, a słońce wyglądające spoza spiętrzonych chmur muskało plecy chłopca ciepłem późnej wiosny. Jednak Shinobu nie zwracał na to wszystko uwagi. Przyglądał się Obserwatorom, którzy leżeli bezładnie w niewygodnych pozach, tak jak ich zostawił po wyniesieniu do świata. Byli tak nieruchomi, jakby wyrzeźbiono ich z porzuconych głazów fortecy Dun Tarm, jednak powoli, stopniowo przybierali bardziej naturalne pozycje, gdy włączali się ponownie w strumień czasu. Kiedy ten proces się zakończy, ockną się i staną się groźni.

„To szalony pomysł”.

„Nie. Właśnie w ten sposób zapewnię Quin bezpieczeństwo. Ujarzmię tych chłopców i posłużę się nimi”.

Jego umysł spierał się sam ze sobą, co obecnie działo się niemal stale.

Shinobu wsunął rękę do kieszeni peleryny i wyjął medalion. Był to kamienny dysk o średnicy mniej więcej dziesięciu centymetrów i grubości niecałych trzech centymetrów w centrum. Chłopiec, przyglądając mu się teraz w jaskrawym świetle słońca, dostrzegł więcej szczegółów. Na przedniej stronie medalionu znajdował się symbol Sędziów: trzy splecione okręgi. Dotychczas sądził, że tylna strona jest gładka, ale w istocie była pokiereszowana i porysowana – albo może nie były to rysy, lecz wyryte linie tworzące koncentryczne koła. I czy medalion wibrował? Wcześniej Shinobu skupił się na wydobyciu z miejsca pomiędzy wszystkich Obserwatorów, ale miał wrażenie, że kiedy przebywał w mroku Tam, być może poczuł drganie dysku w kieszeni.

Medalion wydawał się pełen nieznanych właściwości. Shinobu wiedział o nim tylko tyle, że to talizman, dzięki któremu zyska kontrolę nad tymi chłopcami. Poprzedni medalion należał do Średniego Sędziego, a Shinobu już zobaczył niedawno, że Obserwatorzy respektują ten przedmiot jako symbol władzy nad nimi. Posiadając go, Shinobu stał się ich mistrzem, tak jak wcześniej był nim Średni Sędzia. Jednak gdy teraz Shinobu spoglądał na wszystkich tych dwudziestu chłopców, ogarnęły go wątpliwości. Niedawno razem z Quin walczył z czterema z nich i oboje ledwie uszli z życiem z tego starcia.

„Dlaczego miałbym ich potrzebować? Są niebezpieczni”.

„Quin pragnie poznać i zrozumieć historię Poszukiwaczy. Jeżeli ci chłopcy nie staną w tym przedsięwzięciu po naszej stronie, zwrócą się przeciwko nam”.

– Ale nie mam przy sobie Quin, żeby mnie pilnowała – wyszeptał i natychmiast mocno zacisnął usta, jakby to mogło zapobiec temu, by chłopcy usłyszeli jego słowa.

„Zostawiłeś ją Tam, żeby zapewnić jej bezpieczeństwo”.

„Porzuciłem ją. Porzuciłem”.

Dłoń jednego z chłopców drgnęła. Stopa innego poruszyła się na kamiennej podłodze, a głowa trzeciego obróciła się gwałtownie w bok. Oni już się niemal ocknęli.

Wszyscy byli ubrani w czarne, szorstkie z wyglądu peleryny, jakby Średni Sędzia wyszukał ich w wioskach średniowiecznej Europy. Jednak w rzeczywistości musiał wynajdywać ich wszędzie, gdyż należeli do różnych ras. Roztaczali w powietrzu woń śmierci pochodzącą, jak odkrył Shinobu, ze skrawków gnijącego zwierzęcego mięsa, które nosili przy sobie w kieszeniach.

„Oni są okropni”.

Spróbował przeczesać dłonią włosy, ale uniemożliwił mu to metalowy fokal. Od jak dawna miał go na głowie? Powinien pilnować upływu czasu.

Dlaczego słońce tak mocno grzeje? Gdy on i Quin byli ostatnio tutaj, w Szkocji, panowało zimno. Kiedy to było?

„Jak długo Quin pozostaje sama w ciemności?”.

„W każdym momencie przebywania Tam jest bezpieczniejsza niż tutaj”.

„Czyżby?”.

Najbliższy chłopiec jęknął i pomacał ręką, szukając swojego noża. Inny coś wymamrotał. A potem całkiem nagle cała dwudziestka chłopców poruszyła się, dwadzieścia par oczu otworzyło się i utkwiło spojrzenia w Shinobu.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: