Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Roztańczona krew - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
23 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Roztańczona krew - ebook

Kolejny kryminał znakomitego norweskiego autora, laureata najważniejszych nagród literatury kryminalnej w Skandynawii. Znany z poprzednich tomów detektyw Tommy Bergman bada sprawę zaginięcia trzynastoletniej Amandy. Trop wiedzie go poza granice kraju, do założonej przed wiekami sekty wierzącej, iż można dostąpić zbawienia okaleczając dziewczynkę urodzoną pod znakiem Barana. Niestety opinia publiczna przypisuje zbrodnię komuś innemu, a próby dalszego badania sprawy spotykają się z brakiem zrozumienia przełożonych Tommy’ego. Czy policjantowi uda się rozwikłać zagadkę i uratować życie innej młodej dziewczyny?

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8008-485-8
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Poniedziałek, 11 kwietnia 2005 r.

Mocny sierpowy trafił go prosto w brodę. Tommy Bergmann pamiętał tylko, jak leci bokiem ku logo firmy Euro-Heis na macie, mając poczucie, że ktoś wybił spod niego nogi. Odgłos uderzeń bokserskich rękawic w worki treningowe dookoła nagle ucichł.

– O kurwa, wszystko w porządku, kolego?

Usłyszał głos Benta docierający gdzieś z wysoka. Zamrugał, zatrzymując wzrok na rurze wentylacyjnej. Sufit był tu tak niski, że miał poczucie powolnego zgniatania, jak w prasie do odpadów.

– Jaki dziś dzień? – zapytał go Bent.

Na ring wskoczył jeden z trenerów.

– Gówno cię to obchodzi – odpowiedział Tommy.

W śmiechu Benta była nuta pogardy. „Jeśli jeszcze raz podniesiesz na Hege rękę, to cię zabiję. Słyszysz?” – powiedział do niego kiedyś. I nawet jeśli Tommy wcześniej w to wątpił, to teraz miał już pewność. Bez większego powodzenia spróbował się podnieść.

– Musisz uważać, chłopcze – oświadczył trener, facet po siedemdziesiątce, o którym nie mówiło się tu inaczej niż Staruch. – Boksujesz się jak jakiś pieprzony Rocky, zupełnie bez gardy. Ile razy mam ci to powtarzać?

Tommy opuścił ring, wsparty na ramionach Starucha i Benta. „Niższy ode mnie o głowę” – pomyślał o tym drugim. Ale ten wytatuowany skurczybyk jest też szybki i ma instynkt jak bulterier. To on mu zaproponował, by wrócił do boksu. Trenował z nim raz w tygodniu, jeszcze kiedy Tommy grał w szczypiorniaka w drużynie młodzików z Oppsal. Tommy’emu się spodobało, uprawiał ten sport w wojsku, potem w czasie studiów na Akademii Policyjnej i przez pierwsze kilka lat pracy na Komendzie. Ale boks wymagał trzymania formy, siedzenie na tyłku i palenie trzydziestu prince’ów dziennie nie wchodziło w grę.

– Mogę cię zawieźć na izbę przyjęć – zaproponował Bent.

Tommy został usadzony na jednym z krzeseł stojących wokół ringu. Skupił wzrok na kilku młodych chłopakach walących w worek treningowy na drugim końcu lokalu. Od zawieszonych na ścianach luster kręciło mu się w głowie jeszcze bardziej, jakby utknął w gabinecie krzywych zwierciadeł w wesołym miasteczku i tracił nadzieję, że kiedykolwiek znajdzie wyjście.

Bent ukucnął przed nim.

– Ej, tylko mi nie odpływaj – powiedział.

Tommy miał problem z przypomnieniem sobie dnia tygodnia i nie potrafił powiedzieć, która jest godzina. Kurwa, czyżby aż tak odjechał? Przymknął na chwilę oczy, pozwalając, by Bent zdjął mu rękawice. Łupało go w głowie i czuł się tak, jakby zaraz miała mu odpaść żuchwa, ale w końcu przypomniał sobie przynajmniej, że jest poniedziałek.

Odetchnął i oparł głowę o ścianę. Postukał nią ostrożnie o beton, chcąc się upewnić, że nadal jest przytwierdzona do ciała.

– Jesteś pewien, że nie trzeba go wieźć na izbę przyjęć? – spytał Bent.

Staruch tylko się żachnął.

– Jak nie zaśnie przed wieczorem albo nie zacznie rzygać, to znaczy, że będzie z nim dobrze. – Z rozmachem poklepał Tommy’ego po ramieniu.

– Weź prysznic – poradził Bent. – Zaczekam na ciebie przed szatnią. Musisz się koncentrować, stary. Boks to nie sport dla marzycieli.

Tommy dźwignął się i odsunął go sobie z drogi.

– Odwal się ode mnie – powiedział i ruszył do szatni, opierając się o ścianę.

„Pozwól mi iść do diabła, jeśli mam ochotę” – pomyślał, wpadając niemal do środka przez drzwi. Za jego plecami zniknęły odgłosy dziesiątek boksujących rękawic.

Tommy ruszył do umywalek, starając się iść w miarę równym krokiem. Ledwie dostrzegł dwóch młodych Pakistańczyków, z którymi wielokrotnie wcześniej gawędził, wychodzących spod prysznica z białymi ręcznikami wokół bioder. Wsparł się ciężko na umywalce. Świat wirował mu przed oczami, jakby miał szesnaście lat i właśnie się napił – za dużo i za szybko. Głowa ciążyła. W końcu wyprostował się z trudem, ruszył chwiejnym krokiem do oddalonych o zaledwie kilka metrów toalet i wszedł do jednej z kabin, nie zamykając za sobą drzwi.

Klęczał kilka minut z głową nad muszlą w oczekiwaniu na wymioty, ale nic takiego nie nastąpiło. Może naprawdę udało mu się uniknąć wstrząsu mózgu.

A może po prostu nie miał mózgu, który mógłby go doznać.

To wyjaśnienie wydało mu się najbardziej prawdopodobne.

– Daj mi spokój – zdołał z siebie wydusić, kiedy jeden z Pakistańczyków zapytał, czy wszystko z nim dobrze.

– Jak mam na imię? – spytał chłopak.

Tommy z trudem się do niego odwrócił.

– Ali – odrzekł. – Dam sobie radę, nie musisz się bawić w lekarza.

– Chyba ci dzwoni telefon – stwierdził Ali.

Tommy usłyszał dochodzący z szatni dobrze znany sygnał.

– Ktoś kilka razy się do ciebie dobijał.

Tommy wyciągnął rękę do Pakistańczyka.

– Pomóż mi wstać.

Zdołał doczłapać do szatni wsparty na ramieniu Alego, wyłowił komórkę z kieszeni kurtki i opadł ciężko na ławkę.

– Tommy Bergmann? – odezwał się w słuchawce obcy głos.

– Tak – odparł Tommy, mając nadzieję, że mówi na tyle głośno, by rozmówca go usłyszał.

– Tu adwokat Gundersen. Anders zmienił zdanie. Chce się z panem spotkać.

– Kiedy?

– Dziś wieczorem.

„Oczywiście, że kurwa tak” – pomyślał Tommy, ale nic nie powiedział. Od tygodni próbował umówić się na spotkanie z Andersem Raskiem, ale jego adwokatowi udawało się go utrzymać z dala od klienta. Jeśli teraz przepuści tę okazję, prawnik nigdy nie da mu drugiej szansy. A jeżeli o tym spotkaniu dowie się Fredrik Reuter albo ktoś inny z Komendy, to już po nim, będzie jak drugi Serpico^(), gotów w pogoni za prawdą spuścić swoją karierę w klozecie.

Przymknął oczy i powoli odchylił głowę w tył, opierając ją w końcu o ścianę. Odczuł to jak kolejny cios.

– Czas odwiedzin jest między siódmą a ósmą – powiedział adwokat. – Do jutra on się już może rozmyślić.2

Ktoś mu kiedyś powiedział, że półwysep Nesodden jest wielkości Manhattanu, ale ze szczytów tutejszych wzgórz okolica wcale nie przypominała Tommy’emu Bergmannowi Nowego Jorku.

Szpital Sunnaas leżał po zachodniej stronie cypla i roztaczał się z niego zazwyczaj wspaniały widok na fiord i wioski na zachód od Oslo. Tego jednak wieczora budynki instytucji rehabilitacyjnej otulały niskie, ciężkie od deszczu chmury, ograniczające widoczność do kilkudziesięciu metrów.

Tommy wiedział, że nie jest to dobry wieczór na spotkanie z Andersem Raskiem. Podróż w górę krętej, stromej leśnej drogi nie zrobiła mu dobrze, ale nie miał wyboru. Od Bożego Narodzenia trwał osamotniony w swoim przekonaniu, że Jon-Olav Farberg nadal żyje i że to on przetrzymuje trzynastoletnią Amandę Viksveen – lub że ją zabił, a zwłoki gdzieś porzucił.

Zapalił papierosa, dłoń mu drżała, gdy wkładał zapalniczkę z powrotem do kieszeni. Spróbował skupić wzrok na leżących na siedzeniu pasażera dokumentach: raport w sprawie Amandy Viksveen, z paszportowym zdjęciem dziewczynki przypiętym do pierwszej strony spinaczem, wyciąg z jednej z kart kredytowych Jona-Olava Farberga, sprawozdanie księgowe należącej do niego firmy oraz pierwsze pisemne ostrzeżenie wystawione Tommy’emu Bergmannowi przez wydział kadr Komendy w Oslo, zabraniające mu grzebania w obu sprawach: tak zaginięcia Amandy, jak i datowanego na grudzień roku poprzedniego zgonu Jona-Olava Farberga.

Adwokat Andersa Raska czekał w recepcji. Tommy go poznał, widzieli się w szpitalu psychiatrycznym Ringvoll jesienią poprzedniego roku. Prawnik z Gjøvik zdołał błyskawicznie doprowadzić do rozpatrzenia spraw Raska na nowo i nie było już wątpliwości, że jego klient nie zamordował tamtych dziewcząt. Na decyzję o ewentualnym uniewinnieniu Raska w sprawie zabójstwa strażników podczas ucieczki z Ringvoll trzeba było natomiast jeszcze poczekać.

– Jestem bardzo wdzięczny – odezwał się Tommy, podając adwokatowi rękę.

Mężczyźni spojrzeli sobie w oczy i policjant pojął, że jest winien Gundersenowi przysługę.

Miał mroczki przed oczami, idąc za nim na specjalnie dostosowany oddział, na którym przebywał Rask. Pot spływał mu po karku, długi korytarz zaś zdawał się przed nim zwężać. Gdy wsparł się na pomalowanej na biało ścianie, papiery wysunęły mu się z dłoni i upadły na podłogę. Adwokat odwrócił się, posyłając mu pytające spojrzenie.

– Wszystko dobrze? – spytał, stojąc przed zamontowanymi niedawno drzwiami z pancernej stali, z przygotowaną kartą dostępu.

– Chyba zaczyna mnie brać jakieś choróbsko – powiedział Tommy, siląc się na uśmiech.

Nie chciał, żeby Rask oglądał go w takim stanie. Okazał już przecież słabość, prosząc o tę wizytę.3

Anders Rask czekał w przypominającym salon pomieszczeniu, kończącym się szklaną ścianą z widokiem na spacerniak. Był odwrócony do nich profilem, siedział w wózku inwalidzkim ubrany w fioletowy kardigan, z kocem udrapowanym na kolanach, jakby próbował ukryć fakt, że nie może chodzić.

– Przyprowadziłem ci go, Andersie – powiedział Gundersen, podchodząc do sofy po prawej stronie wózka.

Tommy przyglądał się człowiekowi, który w swoim czasie przyznał się do zabójstwa sześciu młodych dziewcząt i kobiet, lecz potem wycofał zeznania. Jedynej osobie w Norwegii, która znała Jona-Olava Farberga dość dobrze, by rozumieć sposób jego działania.

Tommy rozmawiał dwukrotnie z byłą żoną Farberga, Vigdis. Kobieta była przekonana, że człowiek, z którym kiedyś była związana, nie jest do czegoś takiego zdolny. Żony i życiowe partnerki zawsze to powtarzały, dowiadując się, że ich mąż czy chłopak jest zabójcą. Lub – jak w przypadku Farberga – regularnym rzeźnikiem.

– Tommy pewnie chciałby zostać ze mną sam na sam – powiedział Rask i odwrócił wózek w kierunku wielkiego okna, pokazując obu mężczyznom plecy. – Chcesz tego, prawda, Tommy?

Policjant spojrzał na Gundersena, który wykrzywił twarz w grymasie. Po kilku sekundach namysłu adwokat wstał z sofy i opuścił pokój w milczeniu.

Rask siedział tyłem do Tommy’ego i wyglądał na dwór – patrzył na mgłę, deszcz i ciemność zapadającą powoli pośród wzgórz za oknem.

– Mam teraz przynajmniej ten widok, którego nigdy mi nie zapewnił Arne Furuberget z Ringvoll – odezwał się cicho. – Szkoda tylko, że nie mogę się dziś nim cieszyć razem z tobą.

Tommy zajął miejsce na sofie, tam, gdzie przed chwilą siedział Gundersen, i położył papiery obok siebie. Ich szelest sprawił, że Rask odwrócił się ku niemu na wózku.

Zdjął okulary w rogowej oprawie i złożył je powoli.

Tommy pomyślał, że mężczyzna nieźle się trzyma. Wyglądał wręcz młodziej niż on sam, mimo jedenastu lat w Ringvoll, dramatycznej ucieczki i faktu, że został postrzelony w plecy przez funkcjonariusza policji w Trondheim.

– Kristiane miałaby dziś trzydzieści dwa lata – powiedział Rask, patrząc w jakiś punkt obok Tommy’ego.

Policjant milczał. Na uratowanie Kristiane Thorstensen było szesnaście lat za późno. Ale może mógł jeszcze pomóc dożyć trzydziestych drugich urodzin komuś innemu.

Sięgnął po teczkę z dokumentacją sprawy Amandy.

– Nie będę cię okłamywał – powiedział. – Powodem, dla którego dziś do ciebie przychodzę, jest ta dziewczyna.

Wstał i podał papiery Andersowi Raskowi, po czym usiadł z powrotem na sofie.

– Wydaje mi się, że ma ją Jon-Olav Farberg.

Rask siedział z okularami w dłoni, najwyraźniej nie mając zamiaru czytać dokumentów.

Na stole leżała rozłożona gazeta. „Aftenposten”. Wiadomości ze świata. Tommy spróbował odczytać, czego dotyczy artykuł, ale w pokoju było słabe światło, a gazeta leżała do góry nogami. Zdołał pojąć tyle, że to numer sprzed kilku dni.

– Jon-Olav nie żyje – oświadczył Rask. – Zakładam, że byłeś na pogrzebie. Policjanci przecież zwykle kochają pogrzeby.

Tommy wydał z siebie krótkie, ale znaczące prychnięcie. Minęły ponad cztery miesiące, a on nie słyszał jeszcze, żeby nadeszły wyniki badań DNA szczątków z pieca w Nydalen. Miał podejrzenia, że prokurator Svein Finneland przechwycił raport z instytutu w Tuzli. Bo niemożliwe przecież, żeby trwało to tak długo. Najwygodniejsze dla wszystkich byłoby, gdyby Jon-Olav Farberg naprawdę okazał się martwy.

– Powiem ci coś, o czym nie wie nikt inny – powiedział Tommy i uderzyło go nagle, że nie sposób pogrążyć się jeszcze bardziej: zaufać w pełni komuś takiemu jak Anders Rask. – Jon-Olav Farberg był przed świętami w Lillehammer. Pojawił się nagle w gospodarstwie Suttestad, kiedy wszyscy myśleli, że nie żyje. Przyjechał furgonetką. Jak myślisz, co w niej było, Anders?

Rask wyglądał, jakby słowa Tommy’ego nie zrobiły na nim żadnego wrażenia. Nasunął okulary na nos i podniósł papiery.

– Ładna dziewczyna – powiedział. – Naprawdę ładna, nie uważasz? Jak sądzisz, jak by wyglądała bez ubrań, Tommy? Małe, jędrne piersi, takie jakie można mieć tylko w tym wieku, wrażliwe gruczoły. – Na jego ustach zagrał nieznaczny uśmieszek.

Tommy pomyślał, że sam by chętnie przestrzelił Raskowi kręgosłup, ale wiedział, że jeśli da się sprowokować, cała ta rozmowa będzie na nic.

– Może właśnie dlatego Jon-Olav porwał Amandę – ciągnął mężczyzna. – Bo była tak kusząca, jak tylko potrafią być trzynastolatki. Dziewczynki w jej wieku są takie cudowne, że byś nie uwierzył. Widziałeś kiedyś trzynastoletnie łono, Tommy? – Anders Rask nie zdołał zdusić chłopięcego chichotu. – Czemu mi nie odpowiadasz? – dopytywał. – Mówię ci, to najcudowniejszy, rozwijający się kwiat. I uwierz mi, seks z dorosłą kobietą po takim przeżyciu to już nie to samo.

– Mam nadzieję, że nie liczysz na to, że uda ci się mnie sprowokować? – spytał Tommy. – Poza tym nie wiedziałem, że byłeś kiedyś z dorosłą kobietą. W gębie jesteś mocny, ale tak naprawdę dzieciak z ciebie, nieprawdaż? Matka nie dość cię kochała, więc stąd te wszystkie problemy?

Rask spuścił wzrok. Przez chwilę można było odnieść wrażenie, że zaszkliły mu się oczy.

– Porozmawiajmy o Jonie-Olavie Farbergu – powiedział Tommy.

Były nauczyciel odpiął spinacz i uniósł paszportową fotografię do oczu.

– Wydaje mi się, że on wybrał Amandę z jakiegoś szczególnego powodu, Andersie.

Rask westchnął zrezygnowany.

– I wydaje mi się, że ty znasz ten powód.

– Dlaczego miałbym ci w czymkolwiek pomagać, Tommy? – Rask położył złośliwie nacisk na imieniu policjanta i odrzucił zdjęcie trzynastolatki. – Masz coś, czego mógłbym chcieć?

– Farberg był w Lillehammer z Amandą. Myślę, że on nadal żyje. I mam nadzieję, że ona także.

Anders Rask przymknął oczy i dłuższą chwilę siedział w tej samej pozycji, jakby zaraz miał zasnąć.

– Przyszło wam chyba do głowy, żeby skontaktować się z Interpolem i załatwić nakaz aresztowania? – spytał nagle, unosząc powieki. – Nie jesteście już tacy głupi jak wcześniej? Nie pozwolicie mu uciec tak łatwo, będziecie go tropić ze zgrają psów gończych, co?

Tommy nie odpowiedział. Przez chwilę wydawało mu się, że Rask czyta jego myśli. Walczył przecież o wystawienie międzynarodowego nakazu aresztowania Farberga, ale przegrał z kretesem.

– Jak sądzisz, gdzie on pojechał?

– A jak ty sądzisz, gdzie pojechał, jeśli rzeczywiście żyje? – Rask odpowiedział pytaniem na pytanie. – I zastanów się jeszcze raz: dlaczego, do diabła, miałbym ci pomagać?

Mężczyzna podniósł leżącą przed nim gazetę, jakby miał zamiar wrócić do czytania, ale chyba zmienił zdanie, poskładał ją i odłożył.

Tommy wstał, ale tym razem trochę zbyt raptownie. Czoło przeszył mu gwałtowny ból. Połknął parę tabletek paracetamolu, które znalazł w aucie, ale chyba leki przestawały już działać.

– Mam wrażenie, że chcesz mi pomóc, bo tak naprawdę nie lubisz Jona-Olava Farberga. Sądzę, że on cię oszukał. Uważałeś go za przyjaciela, prawda? A ilu przyjaciół miałeś właściwie w życiu? Jona-Olava i nikogo poza tym? Był przyjacielem i kolegą, może nawet przekonał cię, że zabiłeś te dziewczyny, które tak naprawdę zabił on. Bo on ma na sumieniu więcej żyć, Andersie, o wiele więcej. Zgodzisz się ze mną?

Rask potarł oczy, jakby to pytanie sprawiło mu przykrość.

– Znalazłem to – powiedział Tommy. Pochylił się i spróbował otworzyć teczkę z dokumentami, ale musiał wesprzeć się na blacie stołu. Teczka zawierała wydruk paragonu z restauracji, który znalazł w papierach Farberga, i kilka stron wyciągu z jego karty kredytowej.

Rask wsunął okulary wyżej na nos i wyciągnął rękę po teczkę.

– Siadaj – powiedział. – Sam na to spojrzę.

Zanim otworzył teczkę, zmierzył Tommy’ego wzrokiem.

– Obiad z R – przeczytał cicho.

Paragon był skserowany na stronie formatu A4: dwa antrykoty, jeden kotlet jagnięcy, trzy porcje crème brûlée, dwie butelki wody i dwie butelki czerwonego wina. Restauracja nosiła nazwę Totorino i mieściła się na ulicy Totorių w Wilnie. Na odwrocie paragonu napisano długopisem: Obiad z R. 10 czerwca 2004.

– Farberg i ten tajemniczy R musieli być cholernie głodni – stwierdził Tommy. – Chyba że towarzyszył im ktoś trzeci.

Anders Rask potarł nieogoloną brodę, ale nic nie powiedział.

– Księgowy stwierdził, że ten paragon raczej zostanie zakwestionowany przy ewentualnej kontroli skarbowej – ciągnął policjant. – Farberg nie miał za granicą żadnych kontaktów biznesowych, których nazwisko zaczynałoby się na R, nie przedłożył też biletów lotniczych na Litwę ani rachunku za hotel w tym okresie.

– A czy ten tajemniczy R to przypadkiem po prostu nie dziwka, Tommy? – spytał Rask. – Litwa słynie przecież ze swoich wybitnych kurewek. Jak miała na imię ta biedna dziewczynka z Frogner? Dina?

– Daina – odparł Tommy, ale zaraz pożałował. Wiedział, że Rask doskonale pamięta młodziutką Litwinkę, ostatnią ofiarę Jona-Olava Farberga i Elisabeth Thorstensen.

– Może to nie przypadek, że ta Daina pochodziła właśnie stamtąd, co?

Tommy skinął głową. Spróbował swobodnym gestem unieść ramię i spojrzeć na zegarek. Wskazówki tańczyły mu przez chwilę przed oczami. Podjął decyzję: następnego dnia pojedzie prosto na Gardermoen i wsiądzie w pierwszy lecący na wschód samolot.

– Załóżmy, że Farberg żyje. Jak sądzisz, gdzie przebywa? Co robi? Znałeś go kiedyś przecież całkiem nieźle.

Rask skinął głową w zamyśleniu.

– A co ma niby robić Jon-Olav? On zabija małe dziewczynki, Tommy – odpowiedział ze śmiertelną powagą.

– Uważasz, że zrobi to ponownie?

– Jeśli się nie mylisz i on naprawdę nie umarł, to chyba tylko to trzyma go przy życiu, nie sądzisz? Myśl, że znów zabije.

– A co z dziewczyną, Amandą?

Rask wzruszył ramionami.

– Pytasz, jakbym był wszechwiedzący, Tommy. Teraz? Po takim czasie? Pewnie pozbył się zwłok, ukrył je gdzieś, gdzie nigdy ich nie znajdziecie.

Tommy przymknął oczy i wsparł głowę na dłoniach. To wszystko wydało mu się nagle nieludzkim wręcz ciężarem. Jak mógł to zrobić: przyjść z własnej woli do Raska, który siedział tu teraz i go upokarzał?

– Powiedz mi coś – odezwał się. – Coś, czego jeszcze nie wiem o Farbergu. Jak się zaprzyjaźniliście?

Otworzył oczy i napotkał spojrzenie Raska. Dawny nauczyciel Kristiane Thorstensen, człowiek nazywany największym monstrum ostatnich lat, siedząc na wózku, sprawiał smutne wrażenie. Nic nie zostało z nadętego narcyzmu, z którym Tommy spotkał się w Ringvoll poprzedniej jesieni.

„Ciekawe, jak kulka w plecach potrafi zmienić człowieka” – pomyślał policjant, posyłając ciepłą myśl swojemu koledze z Trondheim.

– Dzieliliśmy z Jonem-Olavem zamiłowanie do pięknych dzieci i dobrych książek, zarówno tych historycznych, jak i bardziej frywolnej literatury.

– Co on lubił czytać?

Tommy był w domu Farberga na wyspie Malmøya więcej razy, niż był w stanie zliczyć, przetrząsnął wszystkie szuflady, szafki i półki, ale nie znalazł niczego, co mógłby uznać za interesujące.

– Bardzo mu się podobały historie o Legionie Czechosłowackim – powiedział Rask, przywołując na wargi smutny uśmiech.

Tommy zmarszczył brwi i potrząsnął ostrożnie głową.

– Czechosłowackim?

– Jon-Olav ma w domu wiele dobrych książek.

– Co chcesz przez to powiedzieć? – spytał policjant.

Rozległo się pukanie do drzwi. Anders Rask nie zareagował. Siedział, nieruchomy i niedostępny, przypominając poszarzałą rzeźbę. Na dworze zapadła już ciemność, na jego twarz padało blade światło stojącej na stole lampy.

– Przepraszam – powiedział mecenas Gundersen, wchodząc do pokoju. – Chyba czas już kończyć, panie Bergmann.

Tommy go zignorował.

– Andersie? Czy Farberg zmusił cię, żebyś wziął na siebie winę za te zabójstwa?

Rask odwrócił wzrok. Wyraz jego twarzy zmienił się na chwilę, przez moment wyglądał jak dziecko.

– Andersie?

– Sam w to wierzyłem. Przez te lata naprawdę pragnąłem być tym, który je zabił.

Tommy nie odpowiedział. W pewnym sensie nie mógł się uwolnić od myśli, że Rask naprawdę był winny wszystkich zabójstw, do których się przyznał. Jego obraz kreowany przez media wrył mu się w świadomość, mimo iż wiedział, lepiej niż ktokolwiek inny, że człowiekiem, którego policja powinna ścigać przez te wszystkie lata, był Jon-Olav Farberg.

– Jestem zmęczony – oświadczył Rask. – Zmęczony życiem.

– A czy ja ci wyglądam jak Matka Teresa? – spytał policjant.

Do pokoju weszła pielęgniarka. Posłała adwokatowi i Tommy’emu uprzejmy, lecz zdecydowany uśmiech.

Gdy wsiadł do samochodu, rozpadało się na dobre. Woda zdawała się pienić na powierzchni kałuż.

Zerknął na swój notatnik.

Legion Czechosłowacki.

------------------------------------------------------------------------

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki

------------------------------------------------------------------------
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: