Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rubiny dla rozpustnika - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Październik 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Rubiny dla rozpustnika - ebook

Niebezpieczna przygoda, zmysłowa namiętność i humor.

 

Jej tajemnicza przeszłość jest najlepszą zemstą…

Fallon, słynna kurtyzana nazywana Markizą Tajemnic, obraca się w najlepszym londyńskim towarzystwie. Adorowana przez mężczyzn, znienawidzona przez ich żony. Jej przeszłość jest tajemnicą dla wszystkich, a ona pragnie, by tak pozostało na zawsze.

Tylko on może dać jej wymarzoną przyszłość…

Warrick Fitzhugh zrobi wszystko, co w jego mocy dla swej tajnej misji. Wie, że piękna kurtyzana może mu pomóc. Nie wie jednak, dlaczego Markiza Tajemnic zgadza się wykonać śmiertelnie niebezpieczne zadanie…

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-5470-8
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wiadomości z Cytery „Kronika Poranna”

…i w taki to sposób nasza lnianowłosa Księżna Zalotów schodzi ze sceny pod rękę ze swym Groźnym Księciem i naprawdę zostaje księżną. Podejrzewamy, że to ostatnia wzmianka na jej temat w naszej skromnej rubryce, jako że zajmujemy się sprawkami półświatka, a nie wyższych sfer.

Teraz wszystkim na usta ciśnie się pytanie: kto usidli następnego dżentelmena z socjety? Być może któryś z pozostałych dwóch Diamentów zechce nałożyć małżeńskie jarzmo jakiemuś hrabiemu, a może nawet markizowi. Damy z towarzystwa flirtują i suszą zęby na prawo i lewo ze zdwojonym zapałem, obawiając się, że szeregi kandydatów na mężów znowu się przerzedzą.

I słusznie. Ostatnio nie sposób było nie zauważyć, że oszałamiającej Markizie Tajemnic nadskakuje nie kto inny jak książę E., lord K. i nawet sam H.R.H. Czyżby cygańska królewna miała zostać następną królową Anglii?

W żadnym razie, jeśli tylko księżna W. będzie mogła w tej sprawie powiedzieć choć słowo!

Tylko kim jest ta ciemnooka, tajemnicza piękność? Jaki wiatr ją do nas przywiał? Jedno z naszych przemiłych źródeł twierdzi, że jest córką upadłego maharadży. Och, piękna Fallon, błagamy cię, uchyl choć rąbka tajemnicy. Będziemy się raczyć okruszkami plotek z twojego stołu przez długie tygodnie.1

Lordzie Kwirley – powiedziała Fallon, rzucając znaczące spojrzenie na skrzynkowy zegar stojący na inkrustowanym brązem stole. – Robi się późno. Mam ochotę się już położyć.

Kwirley odpowiedział sugestywnym uśmiechem. Fallon czuła, jak jej górna warga chce się skrzywić w grymasie niesmaku. Opanowała ten impuls, tak jak ją nauczono i wyobraziła sobie, jak lady Sinclair z aprobatą kiwa głową.

– Jestem tego samego zdania, Markizo. – Wstał i wyciągnął rękę, wcale niezrażony lodowatym spojrzeniem Fallon. Kwirley nie był chucherkiem, ale mężczyzną słusznego wzrostu, solidnej budowy, obdarzonym konwencjonalną urodą. Fallon doskonale rozumiała, dlaczego socjeta usilnie próbuje stworzyć z nich parę. Ciemnowłosy, czarnooki i smagły Kwirley doskonale uzupełniał jej cygańską urodę. Wzrostem lepiej pasowałby do wiotkiej, wysokiej Juliette. Fallon była petite, jak to elegancko określała lady Sinclair, zamiast powiedzieć po prostu, że jest niska. Zresztą, Fallon wcale to nie przeszkadzało. Drobny wzrost sprawiał, że wiele osób jej nie doceniało, co niejednokrotnie obróciło się na jej korzyść. Niestety, tego wieczoru stało się inaczej.

– Może zaprosisz mnie do swego buduaru, Fallon?

Uniosła brew.

– Przekraczasz granicę, milordzie. Nie pozwoliłam ci nazywać mnie po imieniu. Ani też nie wyraziłam ochoty, by pójść z tobą do łóżka.

– Jesteś kurtyzaną. – Kwirley z irytacją zmrużył oczy. – Sypiasz z mężczyznami za pieniądze.

Fallon dalej siedziała. Kwirley stał nad nią. Rozbolała ją szyja od zadzierania głowy, by na niego patrzeć. Co za gbur – a raczej, jak by to powiedział ten łajdak, jej ojciec – co za przeklęta łajza. Jak on śmie stać, kiedy dama siedzi? No tak, to proste. Nie uważa jej za damę. No cóż, niech będzie i tak. Wstała.

– Milordzie, jest pan niezmiernie arogancki.

Zaśmiał się. Spodziewała się tego, choć miała nadzieję, że zareaguje inaczej. Uparł się, żeby wszystko utrudniać. Podwinęła rękawy. Może to i dobrze. Powinna od czasu do czasu podszlifować formę.

– A ty jesteś niezmiernie nieśmiała – odpowiedział, podchodząc bliżej. – Nie spodziewałem się czegoś takiego. Szczerze mówiąc, sugerowano, że w łóżku jesteś prawdziwą tygrysicą. Mrau. – Zakrzywił palce jak pazury.

– Przykro mi, milordzie, ale nie ma pan szans, by to sprawdzić. Zadzwonić po lokaja, by pana odprowadził, czy sam znajdzie pan drogę do drzwi?

Kwirley opuścił ręce.

– Ty chyba czegoś nie rozumiesz, Fallon.

– Mówiłam już panu, milordzie, żeby nie zwracał się pan do mnie po imieniu.

– Jestem najbardziej pożądanym człowiekiem w całym Londynie. Robię ci przysługę, biorąc cię na kochankę.

– Czy aby na pewno? Z tego, co wiem, jedyną osobą, która pana pożąda, milordzie, jest pańska żona. I o ile się nie mylę, jest obecnie w zaawansowanej ciąży. Nie powinien pan przypadkiem siedzieć w domu, u boku lady Kwirley?

Zrobił krok w jej stronę.

– Moja żona to moja sprawa.

– Radzę więc, żeby zajął się pan swoimi sprawami, milordzie. Dobranoc.

Odwróciła się i spokojnie ruszyła ku drzwiom salonu. Wiedziała, że nie zdoła do nich dojść bez przeszkód. Wiedziała też, że może zadzwonić po Titusa. Ale to byłoby za łatwe.

Kwirley był wolniejszy, niż się spodziewała, bo dopiero przy samych potężnych, mahoniowych odrzwiach poczuła, że złapał ją za łokieć. Odwrócił ją ku sobie.

– Nie tak szybko… – zaczął.

Fallon celnym kopniakiem w brzuch przewróciła go na plecy. Po drodze wywrócił stolik z wysadzaną szlachetnymi kamieniami lampą. Zaniepokoiła się, bo była to jedna z jej ulubionych ozdób, ale szybkie spojrzenie uspokoiło ją, że bibelot jest nieuszkodzony.

Jednocześnie obserwowała, jak Kwirley zbiera się z podłogi. Uparty jak osioł.

– Wracaj do domu, milordzie. Nie chciałabym pana skrzywdzić.

– Naprawdę? – Otarł łapska o spodnie. – A ja właśnie nabrałem ochoty, by skrzywdzić ciebie. Nie wiem, co sobie wyobrażasz, ale drogo mi za to zapłacisz.

W jednej chwili znalazła się za nim i z półobrotu kopnęła go w tyłek. Stracił równowagę, a ona w tym samym momencie złapała z półki ciężki tom i rzuciła prosto w niego. Wycelowała idealnie, trafiając go grzbietem prosto w czoło.

– Au, ty dziwko! – Rzucił się na nią, a Fallon z niesmakiem pokręciła głową. W ogóle nie myślał, działał na ślepo. Odskoczyła, a on upadł na sofę i przewrócił się razem z nią. Kiedy próbował wstać, wbiła mu obcas w tył szyi i przygwoździła go do ziemi.

– Starczy ci? – spytała. – Czy chcesz jeszcze jedną rundkę?

Była zmęczona i miała już ochotę iść spać, więc dla podkreślenia swoich słów przycisnęła obcas mocniej.

– Mam dość – wymamrotał.

– Dobrze. – Nie podnosząc obcasa, sięgnęła po srebrny dzwoneczek. Na jego delikatny dźwięk natychmiast otworzyły się drzwi, w których stał Titus.

Titus miał ponad dwa metry i ważył ze sto pięćdziesiąt kilo. Jego potężną głowę okrywała gęsta, marchewkowo ruda czupryna, pod którą lśniły intensywnie błękitne oczy i powykrzywiane zęby. Dłonie miał wielkie jak szczenięta, a nogi mocne jak pnie drzew. Nie tyle chodził, ile przewalał się z boku na bok.

Na jego widok Kwirley natychmiast zmienił ton.

– Zaszła jakaś pomyłka. W żadnym razie nie chciałem pani urazić.

Fallon westchnęła.

– Titus, mogłam się domyśleć, że stoisz za drzwiami.

Olbrzym wzruszył ramionami, wielkimi jak góry.

– Nie lubię kłopotów, milady.

Fallon setki razy powtarzała mu, że nie jest żadną lady, ale uparł się, by ją tak nazywać. Dlaczego zresztą miałaby się sprzeciwiać? Wszyscy inni też ją tak nazywali.

Ostatni raz wbiła obcas w szyję Kwirleya, żeby zapamiętał lekcję i odsunęła się na bok.

– Bądź tak miły i odprowadź lorda Kwirleya.

– Wyprowadzę go – odpowiedział Titus. – Ale miły nie będę.

Kwirley rzucił jej przerażone spojrzenie, a ją aż kusiło, by bezradnie wzruszyć ramionami. Ale w ostatniej chwili zrobiło jej się go szkoda.

– Titus, mimo wszystko bądź miły. Nie rzucaj Kwirleyem dalej niż do latarni.

Wyszła z salonu, słysząc, jak Kwirley najpierw krztusi się z przerażenia, a potem błaga o litość. Titus był czułym olbrzymem dla tych, których kochał, ale potworem dla każdego, kto choćby krzywo spojrzał na drogie mu osoby. Zresztą, wcale nie było jej szkoda Kwirleya.

Jej ojciec – oby smażył się w piekle – zawsze powtarzał, że jeśli ktoś żałuje swoich dręczycieli, to znaczy, że jest mięczakiem i zasłużył na swój los.

Naturalnie, ujmował to nieco mniej elegancko.

Uniosła rąbek sukni i weszła na schody, skinieniem głowy wezwała Mary, jedną ze swoich pokojówek i westchnęła głęboko. Była wykończona.

Miała za sobą kilka bardzo męczących dni. Jedna okazja towarzyska za drugą – bale, rauty, maskarady, wieczorki, musicale. Gdyby jej powiedziano, że już nigdy w życiu nie zobaczy sali balowej, teatru ani ogródka artystycznego, wcale by jej nie było żal. Zwykle cieszył ją wir wydarzeń w sezonie towarzyskim, ale bez Juliette wszystko się zmieniło.

Juliette, Lily i Fallon przestały być Trzema Diamentami. Teraz zostały tylko obie z Lily i ogromnie tęskniły za przyjaciółką.

Poza tym, szczerze mówiąc, Fallon zazdrościła Juliette. Kto by nie zazdrościł ślubu z bogatym księciem, który świata nie widział za swą ukochaną? Fallon właściwie nie wierzyła w miłość. Jej ojciec nie kochał matki. Wykorzystywał jej urodę do niecnych celów i zarabiania na życie. A matka nie kochała ojca. Po prostu potrzebowała mężczyzny, który by nią kierował. Z kolei Fallon nie kochała rodziców. Kiedyś wydawało jej się, że się zakochała, ale późniejsze doświadczenia potwierdziły, że się myliła. Miłość nie istnieje.

Tylko… tylko, że gdy patrzyła na Juliette i jej Groźnego Księcia, zaczynała znowu mieć wątpliwości.

Powoli szła korytarzem do swego buduaru. Pantofelki cicho szurały po gęstym dywanie. Choć zdążyła się już przyzwyczaić do bogactwa, mimo wszystko zatrzymała się na moment, by chłonąć ten dywan, obrazy na ścianach, kosztowną tapicerkę na eleganckim krześle, które właśnie minęła, i piękny jedwab swej sukni. Doskonale zdawała sobie sprawę, jakie ma szczęście. W odróżnieniu od córek książęcych i hrabiowskich rodów, które często widywała w teatrze i na balach, nie dorastała w takich cieplarnianych warunkach. W dzieciństwie szczęściem było dla niej, gdy miała coś do jedzenia i buty na nogach. Dostatek nie był dla niej czymś oczywistym. Mógł zniknąć w jednej chwili, gdyby ktoś dowiedział się, kim naprawdę była. Nie bez powodu książę regent nazwał ją Markizą Tajemnic. Nikt, z wyjątkiem lady Sinclair, Juliette i Lily – nic o niej nie wiedział. Londyńska socjeta świetnie się bawiła, próbując odgadnąć jej tożsamość. Niektórzy podejrzewali, że jest córką jakiegoś maharadży. Nie mieli pojęcia, że Fallon dopiero od lady Sinclair dowiedziała się, kto to jest maharadża. Według innych plotek miała być cygańską królową albo księżniczką jakiegoś ukrytego królestwa. Fallon żałowała, że w żadnej z tych plotek nie ma ani krzty prawdy. Wszystko byłoby lepsze niż rzeczywistość.

Otworzyła drzwi i weszła do buduaru. Dziwne. Zwykle Anne rozpalała na kominku ogień i zapalała świece w kilku lichtarzach. Tym razem w pokoju było ciemno i zimno. Fallon zadygotała, podeszła do łóżka i pociągnęła za sznur, by wezwać pokojówkę. Dotknęła narzuty. Miękki jedwab był lekki i zapraszający jak chmurka. Rozmasowała sobie szyję i opadła na łóżko.

– Au!

Skoczyła na równe nogi i stłumiła okrzyk przestrachu. W łóżku był jakiś mężczyzna.

W dodatku nieproszony mężczyzna.2

Warrick Fitzhugh nie był zachwycony audiencją u królowej. Nie miał pojęcia, jakim cudem został jej osobistym zausznikiem, i miał to głęboko gdzieś, Wiedział tylko, że to kompletna wariatka i że jego zdaniem nadaje się do Bedlam. A ludzie mówią, że to król oszalał. Chyba nie widzieli królowej.

Rozsiadł się w klubowym fotelu i rozmasował sobie skronie. Przyjmowanie rozkazów nie stanowiło dla niego problemu. Od lat rozkazywał mu sekretarz Foreign Office, kuzyn królowej. Niestety, został zabity i teraz królowa postanowiła sobie porządzić.

Zresztą, Warrick sam z siebie zaczął już wcześniej badać okoliczności śmierci swego kolegi z grupy Nieoszlifowanych Diamentów. Od tygodni sprawdzał wszystkie dostępne źródła. Wprawdzie nie pracował już w Foreign Office, ale nie zamierzał puścić płazem morderstwa przyjaciela. Obawiał się, że nie dla niego żywot marnotrawnego libertyna, o który zawsze posądzał go ojciec. Będzie musiał poczekać z tym ładnych parę lat.

Siedział więc w klubie White’a i czekał na Pelhama, z którym się tu umówił. Powstrzymywał się przed wyciągnięciem zegarka i zamiast tego rozglądał się po klubie, jak zwykle pełnym przygarbionych, siwych mężczyzn, którzy sękatymi palcami przewracali szeleszczące stronice „Timesa”. Już wcześniej dostrzegł swego ojca, hrabiego Winthorpe, na jego zwykłym miejscu pod portretem Karola II z psami. Rzucił okiem w tamtą stronę i napotkał spojrzenie starszego pana. Uniósł kieliszek w geście pozdrowienia. Ojciec odpowiedział kamiennym spojrzeniem i znowu zasłonił się gazetą.

Warrick pociągał łyk – skoro już i tak kieliszek był w górze. Ciekawe, czy ojciec będzie obciążał go winą przez resztę życia. Przecież robił, co mógł, żeby powstrzymać Edwarda. Wszyscy go błagali, by nie zaciągał się do wojska.

Zniecierpliwiony, wyciągnął w końcu zegarek. Pelham nigdy się nie spóźniał, ale niedawno się ożenił. Z wielką niechęcią zgodził się rozstać z nowo poślubioną małżonką, by przyjść na to spotkanie. Ale Warrick się uparł i mocno nalegał.

W potrzebie potrafił być rzeczywiście bardzo przekonywający – czego dowód stanowił Pelham, który właśnie wszedł do jadalni. Ubrany z wyszukaną elegancją, błękitne oczy przenikliwe i twarde, wargi zaciśnięte w stanowczą kreskę. Ale coś się w nim zmieniło. Warrick zmrużył oczy. Może to jego włosy? Były jakieś takie… rozczochrane. Wstał, gdy przyjaciel go spostrzegł. Nie starał się ukryć uśmiechu.

– Z czego tak się cieszysz? – spytał książę, siadając bez zaproszenia.

– Wyglądam na ucieszonego? – Warrick usiadł, gestem prosząc kelnera, by przyniósł zamówione wcześniej porto. Wiedział, że Pelham lubił ten rocznik. – Czyżby coś się u ciebie zmieniło?

Pelham rzucił mu ostre spojrzenie i skrzywił się w duchu. Och, Warrickowi to się na pewno spodoba. Dokuczanie Pelhamowi było jedną z niewielu radości, jaką miał w życiu.

– Inny krój surduta? – udawał, że przygląda się konserwatywnie skrojonemu surdutowi. – Może nowy rodzaj węzła na krawacie? – Sięgnął, by dotknąć idealnie zawiązanego krawata. Węzeł był taki jak zwykle. – Nie, to nie to.

– Daruj sobie, Fitzhugh. Nic się nie zmieniło.

– A mnie się zdaje, że tak. – Spojrzał wymownie na włosy Pelhama. Książę odchylił się na fotelu, jakby chciał uniknąć dalszych oględzin. – To twoje włosy. Są całkiem modnie uczesane, Pelham.

– Są takie same, jak zawsze. Po co mnie tu wzywałeś, do diabła?

– A mnie się zdaje, że nie.

Kelner postawił przed Pelhamem porto i Fitzhugh odesłał go gestem.

– Są trochę zwichrzone. Tak się teraz czeszą dandysi.

Pelham uderzył dłonią w blat.

– Nie jestem żadnym cholernym dandysem. Przestań się gapić na moje włosy.

– Domyślam się, że to robota nowej księżnej Pelham. Mam rację? – spytał Fitzhugh z uśmiechem pełnym satysfakcji.

– Nie życzę sobie rozmowy na temat moich włosów. Jeśli to jedyny temat, jaki chciałbyś poruszyć, to… – Wstał, ale Warrick pociągnął go z powrotem na krzesło.

– Co w ciebie wstąpiło, do licha? – Pelham poprawił rękaw. – Zwariowałeś do reszty?

– Nie. Muszę z tobą poważnie porozmawiać.

Pelham zmrużył oczy.

– Mam nadzieję, że nie o stanie mojego krawata.

– Nie. Obawiam się, że na chwilę musimy odłożyć nasze rozmowy o modzie. Muszę cię zapytać o przyjaciółkę twojej żony, o jeden z Trzech Diamentów.

Pelham wypił nietknięte do tej pory porto, przełknął i zapytał:

– Dlaczego?

– Nie mogę powiedzieć nic poza tym, że to sprawa wagi państwowej.

– Myślałem, że już nie pracujesz dla Foreign Office.

– Od czasu do czasu korzystają z moich umiejętności.

– Rozumiem.

– Co ci wiadomo o Markizie Tajemnic? Zdaje się, że nadała sobie imię Fallon.

Pelham wzruszył ramionami.

– Niewiele. Nie jest aż tak przyjacielska jak Lily.

– Ma swoje sekrety – podrzucił Warrick.

Pelham sączył porto.

– Nie wiem, czy tak bym to ujął, ale nie wierzę w bzdury o tym, że pochodzi z królewskiego rodu albo wręcz jest cygańską królową.

– Nie, to bujda – mruknął Warrick.

– Skąd wiesz? Podejrzewam, że nawet Juliette nic nie wie o pochodzeniu Fallon. Co kurtyzana może mieć wspólnego ze sprawami wagi państwowej?

– Chętnie bym z tobą na ten temat porozmawiał, stary…

– …ale nie możesz. No dobrze. Powiem ci jedno. Nie wiem, kogo szukasz, ale jeśli szpiega albo zdrajcy, to daj sobie spokój z Fallon.

Warrick pochylił się ku niemu.

– Mów dalej.

– Jest niesamowicie lojalna wobec przyjaciół i hrabiny Sinclair. Kiedy ją ostatnio widziałem, powiedziała Juliette, że bardzo cieszy się, że cała ta sprawa z Lucyferem to już zamknięty rozdział. Mówiła, że był… – Pelham zatarł palce, szukając w pamięci słów. Warrick doceniał jego wysiłki, ale niczego innego nie spodziewał się po rygorystycznym księciu Pelham. – Mam! Mówiła, że Lucyfer jest jak cierń, który dolegał miastu od lat. Zabrzmiało to dość patriotycznie.

Warrickowi przebiegł dreszcz po plecach, aż do podstawy czaszki, a potem w dół ramion. A więc ta Fallon znała Lucyfera. To było ważne, bo mało kto wiedział o istnieniu tego człowieka, poza bywalcami londyńskich szulerni. Zaś kurtyzany klasy trzech Diamentów niezwykle rzadko bywały w przybytkach hazardu.

Pelham nie zdawał sobie sprawy, że broniąc przyjaciółki żony, potwierdził wszystkie podejrzenia Warricka, ściągając na nią kłopoty.

– Pójdę już – powiedział, wstając. – Jutro wyjeżdżamy wcześnie rano. Chcę zabrać Juliette do Bath.

– Jeszcze jedno pytanie. – Warrick również wstał. – Czy księżna, twoja żona, kiedykolwiek nazwała Fallon jakimś innym imieniem? Poza Markizą Tajemnic?

– Nigdy nie słyszałem. Mam spytać Juliette, czy Fallon ma jeszcze jakieś inne imię?

– Nie. Nic jej o tym nie wspominaj. Szczerze mówiąc, wolałbym, żebyś zachował temat naszej rozmowy dla siebie.

– Naturalnie. Powodzenia w poszukiwaniach, Fitzhugh.

– Dziękuję. Z Bogiem.

Warrick patrzył, jak Pelham wychodzi z klubu. Wyraźnie śpieszył się z powrotem do żony. Właściwie, czemu nie? Ożenił się z jedną z najpiękniejszych, najbardziej skandalizujących kobiet w Londynie. Ktoś – pewnie same zainteresowane – rozpuścił plotkę, że sam książę regent nadał im te pseudonimy. Juliette została Księżną Zalotów, na długo przedtem, zanim zyskała tytuł prawdziwej księżnej i żony Pelhama, Lily nazywano Hrabiną Uroku, a Fallon – obiekt jego zainteresowania – była Markizą Tajemnic. Pewnie wcale nie jest aż tak tajemnicza, pomyślał. Pozdrowił ojca, który jak zwykle go zignorował, i wyszedł z klubu.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: