Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Rzecz o roku 1863. Tom 2, Część 2 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rzecz o roku 1863. Tom 2, Część 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 439 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ I.

Przy­czy­ny upad­ku państw. Wiel­kość upad­ku w sto­sun­ku pro­stym do przy­czyn. W tym sa­mym sto­sun­ku trud­no­ści od­bu­do­wa­nia. Sto­pień upad­ku pań­stwa pol­skie­go; jego po­dwój­na przy­czy­na. Ztąd wy­ni­ka­ją­ce trud­no­ści w roz­wią­za­niu za­da­nia pol­skie­go. Nie­pod­le­głość i byt na­ro­do­wy. Usi­ło­wa­nia od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści. Cel, wa­ru­nek nie­zbęd­ny i śro­dek. Byt na­ro­do­wy musi być sam dla sie­bie ce­lem. Upa­dek du­cha pu­blicz­ne­go i pod­nie­ca­nie ta­ko­we­go. Obo­jęt­ność i go­rącz­ka. Dro­ga po­śred­nia. Wy­cho­wa­nie dwóch ostat­nich po­ko­leń. Nie­pod­le­głość i obca po­moc. In­ters eu­ro­pej­ski i gra­ni­ce 1772 r Li­twa i Pro­win­cye Za­bra­ne. Unie­mo­żeb­nie­nie roz­wią­za­nia kom­pro­mi­so­wo za­da­nia pol­skie­go, pod pa­no­wa­niem ro­syj­skiem. Po­świę­ce­nie rze­czy­wi­sto­ści.

Chcąc mieć ja­sne wy­obra­że­nie o si­łach i po­ło­że­niu na­ro­du, któ­ry prze­stał być pań­stwem, chcąc pa­trzeć w jego przy­szłość bez złu­dzeń, z za­mia­rem wska­za­nia mu dróg a nie ma­now­ców, za­sło­nię­cia przed zni­ce­stwie­niem; trze­ba przedew­szyst­kiem za­sta­no­wić się nad przy­czy­na­mi upad­ku pań­stwa.

Upa­da ono w skut­ku ze­wnętrz­nych po­wo­dów lub we­wnętrz­nych, albo wresz­cie pod wpły­wem, za­ra­zem we­wnętrz­nych i ze­wnętrz­nych; tak iż są trzy po­wo­dy i trzy stop­nie upad­ku pań­stwa.

Pierw­szy po­wód, ze­wnętrz­ny, po­cho­dzić może od po­tęż­niej­sze­go są­sia­da, któ­ry siłą oba­la słab­sze pań­stwo, albo też od kil­ku są­sia­dów dzia­ła­ją­cych na jego zgu­bę, każ­dy z osob­na, lub w zmo­wie i po­ro­zu­mie­niu. – Zbieg przy­pad­ko­wy oko­licz­no­ści, sku­tek za­wsze wąt­pli­wy woj­ny, mogą stać się rów­nież po­wo­dem ze­wnętrz­nym upad­ku pań­stwa. – Za­da­niem po­li­ty­ki jest za po­mo­cą prze­zor­no­ści, zręcz­no­ści i przy­mie­rzy, za­po­bie­gać tym ze­wnętrz­nym nie­bez­pie­czeń­stwom, nie po­zwa­la­jąc wzróść groź­nie są­sia­dom, nie do­pusz­cza­jąc do ich wro­gie­go sko­ja­rze­nia się, uni­ka­jąc od­osob­nie­nia; wresz­cie za­sła­niać się przed nie­spo­dzian­ka­mi. – We­wnątrz zaś za­da­niem sztu­ki rzą­dze­nia jest, tak ukształ­to­wać i na ta­kiej utrzy­mać sto­pie pań­stwo, aby są­sia­dom i wszel­kim ze­wnętrz­nym nie­bez­pie­czeń­stwom oraz przy­pad­kom spro­stać mo­gło. – Stać się jed­nak może, że po­mi­mo naj­mą­drzej­szej i naj­prze­zor­niej­szej po­li­ty­ki, po­mi­mo naj­dziel­niej­szych we­wnątrz rzą­dów, prze­wa­dze są­sia­da lub są­sia­dów, nie zdo­ła się oprzeć pań­stwo, lub też za­sło­nić przed klę­ską mor­der­czą. Wte­dy bez jego winy, chwi­lo­wo lub na za­wsze upa­da, co jed­nak rzad­ko się zda­rza, gdyż ży­wot­ność opie­ra się śmier­ci. – Jest to pierw­szy, naj­mniej dla przy­szło­ści groź­ny sto­pień upad­ku pań­stwa.

Dru­gim po­wo­dem upad­ku pań­stwa jest jego stan we­wnętrz­ny. Przy­czy­ny ta­kie­go upad­ku są roz­licz­ne, mno­gie; mogą być po­li­tycz­ne­mi, spo­łecz­ne­mi, re­li­gij­ne­mi, etycz­ne­mi, eko­no­micz­ne­mi, woj­sko­we­mi i wszyst­kie­mi ra­zem. Są one nie­tyl­ko upad­ku przy­czy­ną, ale tak­że ozna­ką cho­ro­by, roz­kła­du, bra­ku ży­wot­no­ści. Przy­go­to­wu­ją grunt dla ze­wnętrz­nych przy­czyn a za­wsze znaj­dzie się są­siad, któ­ry z nich sko­rzy­sta i sta­nie się spad­ko­bier­cą czy eg­ze­ku­to­rem te­sta­men­tu; lub też pań­stwo roz­pa­da się. Przy­czy­ny we­wnętrz­ne ten bo­wiem mają sku­tek, iż nie­tyl­ko osła­bia­ją or­ga­nizm, ale zmniej­sza­ją sta­no­wi­sko pań­stwa względ­nie do państw są­sied­nich, któ­re w zdro­wiu się utrzy­mu­ją; tak że w wy­ści­gu omdle­wa stop­nio­wo je­den za­pa­śnik, pod­czas gdy dru­gi do mety do­bie­ga, to jest do prze­wa­gi, w koń­cu do pa­no­wa­nia. Albo też ta­kie pań­stwo roz­pa­da­jąc się na róż­ne czę­ści, prze­sta­je ist­nieć. Jest to sto­pień dru­gi upad­ku pań­stwa, o wie­le groź­niej­szy dla przy­szło­ści niż pierw­szy, bo ten upa­dek spo­wo­do­wa­ny jest wła­sną winą.

Wresz­cie trze­ci po­wód i sto­pień upad­ku łą­czy w so­bie dwa po­przed­nie, jest po­dwój­nym, ze­wnętrz­nym i we­wnętrz­nym za­ra­zem; tu dwie przy­czy­ny, ze­wnętrz­na i we­wnętrz­na do­peł­nia­ją się. Wzrost są­sia­dów i ich żą­dze zbie­ga­ją się z osła­bie­niem we­wnętrz­nem a tem sa­mem i ze­wnętrz­nem pań­stwa, z pro­stra­cyą jego or­ga­ni­zmu. Po­wsta­je ta­kie nie­bez­pie­czeń­stwo, wo­bec któ­re­go nie ma ani środ­ków ra­tun­ku, ani ra­tun­ku; ka­ta­stro­fa jest nie­unik­nio­ną. Pań­stwo upa­da z wła­snej winy i niż­szo­ści na ze­wnątrz i we­wnątrz a w skut­ku wyż­szo­ści są­sia­da lub są­sia­dów, wro­ga lub wro­gów. Jest to sto­pień trze­ci upad­ku, naj­wyż­szy.

Jak we wzro­ście tak i w upad­ku państw są za­tem stop­nie.

Sto­pień upad­ku jest w sto­sun­ku pro­stym do jego przy­czyn. Trze­ci sto­pień upad­ku jest naj­więk­szym, dla tego że skła­da­ją się na nie­go dwie przy­czy­ny, ze­wnętrz­na i we­wnętrz­na.

Od stop­nia upad­ku za­leż­ną jest zdol­ność i moż­ność po­dźwi­gnię­cia i pod­nie­sie­nia się.

Naj­waż­niej­sze­mi za­tem da­ne­mi dla przy­szło­ści na­ro­du, któ­ry prze­stał być pań­stwem, są przy­czy­ny upad­ku tego pań­stwa; im licz­niej­sze, im sto­pień więk­szy, tem słab­sze­mi są i dal­sze­mi wi­do­ki przy­szło­ści pań­stwo­wej, i od­wrot­nie.

I tak pań­stwo, któ­re upa­dło wy­łącz­nie z ze­wnętrz­nych przy­czyn, któ­re­go za­tem upa­dek jest stop­nia pierw­sze­go, lub to, któ­re upa­dło tyl­ko z we­wnętrz­nych przy­czyn i któ­re­go upa­dek jest stop­nia dru­gie­go, ła­twiej może od­zy­skać kształt pań­stwo­wy niż to, któ­re­go znik­nię­cie spo­wo­do­wa­nem zo­sta­ło dwo­ma przy­czy­na­mi, ze­wnętrz­ną i we­wnętrz­ną za­ra­zem, któ­re­go za­tem upa­dek jest stop­nia trze­cie­go, naj­wyż­sze­go.

Upa­dek pań­stwa pol­skie­go był stop­nia trze­cie­go, naj­wyż­szym, bo spo­wo­do­wa­nym zo­stał ze­wnętrz­ną i we­wnętrz­ną przy­czy­ną; na­stą­pił w skut­ku osła­bie­nia wła­snych sił, oraz wzmo­że­nia się sił są­sia­dów, w skut­ku nie­mo­cy wła­snej i prze­wa­gi ob­cych.

Ani przy­pa­dek, ani woj­na nie­szczę­śli­wa a nie­rów­na, ani też prze­gra­na bi­twa, znio­sły pań­stwo pol­skie. Nie zni­ce­stwi­ła go też sama we­wnętrz­na anar­chia, nie roz­pa­dło się. Nie­prze­rwa­ny sze­reg przy­czyn we­wnętrz­nych i ze­wnętrz­nych, spo­wo­do­wał upa­dek pań­stwa pol­skie­go, We­wnątrz na­gro­ma­dzi­ło się tyle błę­dów po­li­tycz­nych, tyle grze­chów spo­łecz­nych, tyle za­nie­dba­nia eko­no­micz­ne­go, tyle bez­rzą­du, tyle sła­bo­ści, tyle wa­dli­wych urzą­dzeń, że i sła­be­mu są­sia­do­wi Pol­ska nie by­ła­by przy koń­cu mo­gła sta­wić czo­ła.

Na ze­wnątrz trzej są­sie­dzi wzma­ga­li się tym­cza­sem w siłę i ro­sły ich żą­dze. Jed­no­cze­śnie Pol­sce za­bra­kło od­por­nej mocy, woj­sko­wych środ­ków obro­ny, a do tego stop­nia wszel­kiej prze­zor­no­ści, za­po­bie­gli­wo­ści i przy­mie­rzy, że nie­jed­no pań­stwo za­pra­gnę­ło ją pod­bić, ale trzy po­tęż­ne mo­car­stwa po­łą­czy­ły się ze sobą i zgo­dzi­ły, aby do­ko­nać jej za­bo­ru zbyt ła­twe­go w tych wa­run­kach. Był to za­tem okaz wy­jąt­ko­wy, w dzie­jach je­dy­ny, trze­cie­go stop­nia upad­ku pań­stwa, stop­nia naj­więk­sze­go.

A tak na księ­dze dzie­jów Pol­ski wy­pi­sać moż­na sło­wa – zbiór tego wszyst­kie­go, cze­go pań­stwa wy­strze­gać się win­ny, je­że­li nie chcą upaść.

Sto­pień upad­ku Pol­ski, je­że­li mie­rzyć go bę­dzie­my nie­tyl­ko przy­czy­na­mi upad­ku, ale tak­że tre­ścią i isto­tą tych przy­czyn, był naj­więk­szym, jaki się w dzie­jach na­po­ty­ka, bo spo­wo­do­wa­ny zo­stał we­wnętrz­nym roz­tro­jem i osła­bie­niem bez­przy­kład­nem; ni­czem nie­ha­mo­wa­nym wzro­stem są­sia­dów, któ­rych ten upa­dek ze­spo­lił, oraz cio­sem za­da­nym nie przez jed­no, ale przez trzy w jed­nym za­mia­rze złą­czo­ne pań­stwa. Że zaś im więk­szy jest sto­pień upad­ku pań­stwa, tem trud­niej po­wstać mu na nowo, do­cho­dzi­my do tej praw­dy, że z wszyst­kich upa­dłych państw, naj­trud­niej było po­wstać Pol­sce i od­zy­skać utra­co­ny kształt i sta­no­wi­sko pań­stwo­we. Zwa­żyw­szy zaś, że na upa­dek Pol­ski zło­ży­ły się nie jed­na, nie kil­ka, ale wszyst­kie przy­czy­ny, któ­re spo­wo­do­wać mogą zni­ce­stwie­nie pań­stwa i to w stop­niu do­tąd w dzie­jach wy­jąt­ko­wym, uznać rów­nież na­le­ży, że na­ród, któ­ry utwo­rzył był pań­stwo Pol­skie, nie był w na­le­ży­ty spo­sób ob­da­rzo­ny zmy­słem po­li­tycz­nym, to jest zbio­ro­wą zdol­no­ścią roz­wi­ja­nia, wzmac­nia­nia i za­cho­wa­nia kształ­tu pań­stwo­we­go; albo, że je­że­li go miał nie­gdyś na tyle, aby utwo­rzyć pań­stwo, a na­wet znacz­nie ta­ko­we roz­sze­rzyć, nie miał go do­syć, aby je na­le­ży­cie wzmoc­nić i za­bez­pie­czyć; lub też że zmysł po­li­tycz­ny w tym na­ro­dzie z cza­sem stę­piał.

Zba­daj­my te­raz o ile w prak­ty­ce i w dzie­jach stwier­dza­ją się po­wyż­sze praw­dy, to jest o ile oka­za­ło się, że dzie­ło od­bu­do­wa­nia pań­stwa pol­skie­go, oto­czo­nem było trud­no­ścia­mi, któ­rym spro­stać może by­ły­by mo­gły, tyl­ko wiel­kie cno­ty i zdol­no­ści po­li­tycz­ne. Do­pro­wa­dzi nas to wprost do na­sze­go przed­mio­tu, do ostat­niej sce­ny ostat­nie­go aktu tej tra­ge­dyi dzie­jo­wej, któ­ra obej­mu­je usi­ło­wa­nia od­bu­do­wa­nia Pol­ski.

Nie bę­dzie­my szcze­gó­ło­wo roz­bie­rać wszyst­kich nie­uda­nych prób, przed­się­wzię­tych w celu od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści od upad­ku, to jest roz­bio­ru Pol­ski. Dla syn­te­zy na­sze­go za­da­nia dość stwier­dzić, że te pró­by jed­ne bez­pod­staw­ne cho­ciaż szla­chet­ne, inne acz pa­try­otycz­ne – sza­lo­ne, inne zno­wu opar­te na po­li­tycz­nych da­nych i rze­czy­wi­stych ra­chu­bach, wszyst­kie speł­zły na ni­czem, prócz tych, któ­re to­wa­rzy­szy­ły woj­nom Na­po­le­ona I, i któ­re chwi­lo­wą i czę­ścio­wą zdo­by­ły nie­pod­le­głość, i że wszyst­kie bez wy­jąt­ku zło­ży­ły w dzie­jach świa­dec­two, za­rów­no wiel­ko­ści celu, jak trud­no­ści jego do­pię­cia.

Prób tych wszyst­kich, bez­owoc­nych tak co do osta­tecz­ne­go celu, jak co do na­uki jaką nio­sły, ak­tem ostat­nim były wy­pad­ki 1830 – 1831 r. Ostat­nią zaś sce­ną aktu wy­pad­ki 1863 r., nad któ­re­mi za­sta­na­wia­my się. Chce­my pod­dać kry­ty­ce i do­ko­nać roz­bio­ru sce­ny ostat­niej. Przedew­szyst­kiem jed­nak wy­pa­da nam roz­wa­żyć po­ło­że­nie kra­ju, na­ro­du i spra­wy, uspo­so­bie­nie i wy­cho­wa­nie spo­łe­czeń­stwa w pe­rio­dzie mię­dzy r. 1831 a 1863, dla­te­go, że wpły­nął on oczy­wi­ście prze­waż­nie i nie­ja­ko wy­two­rzył wy­pad­ki, któ­re­mi się zaj­mu­je­my. Mnie­ma­my że w roz­bio­rze sce­ny ostat­niej znaj­dzie­my nie­tyl­ko naj­głęb­szą, ale i naj­sku­tecz­niej­szą na­ukę, bo sumę wszyst­kich do­świad­czeń.

Wia­do­mem jest, że spo­łe­czeń­stwa ist­nieć nie mogą je­dy­nie ży­ciem ma­te­ry­al­nem, że na­wet naj­po­tęż­niej­sze na­gro­ma­dzo­ne za­so­by ma­te­ry­al­ne, nie two­rzą jesz­cze ani pań­stwa, ani na­ro­du, jak cia­ło nie sta­no­wi czło­wie­ka. Czem duch dla czło­wie­ka, tem dla spo­łe­czeń­stwa jest myśl wspól­na. Duch od­róż­nia czło­wie­ka, od zwie­rzę­cia, myśl wspól­na od­róż­nia spo­łe­czeń­stwo od gro­ma­dy zwie­rząt; ona, daje mu wyż­szy, wznio­sły cel, któ­ry sta­je się czyn­ni­kiem za­cho­waw­czym, bo stwa­rza siłę ożyw­czą, któ­ra do­pie­ro zdol­ną jest do rów­no­wa­gi do­pro­wa­dzić, rzą­dzić i kie­ro­wać ma­te­ry­al­ne­mi za­so­ba­mi. Spo­łe­czeń­stwa ży­ją­ce jako pań­stwa, róż­ne mogą mieć cele, róż­ne tem sa­mem siły ożyw­cze; zbaw­cze, je­że­li zgod­ne z ich po­wo­ła­niem, zgub­ne, je­że­li sto­ją z niem w sprzecz­no­ści. Dla spo­łe­czeń­stwa, któ­re prze­sta­ło ist­nieć w kształ­cie pań­stwo­wem, naj­wznio­ślej­szym, naj­szczyt­niej­szym ce­lem musi być od­zy­ska­nie tego kształ­tu, a silą ożyw­czą myśl i dą­że­nie do nie­pod­le­gło­ści. To nie ule­ga wąt­pli­wo­ści i przy­zna­ją to mę­dr­cy, po­wta­rza­ją głup­cy, stwier­dza­ją dzie­je. Idzie jed­nak o środ­ki, a roz­po­zna­nie ta­ko­wych i ich wy­bór, dla spo­łe­czeństw, któ­re prze­sta­ły być pań­stwa­mi, rów­na się ob­ra­niu zbaw­cze­go lub zgub­ne­go celu, przez spo­łe­czeń­stwa, ży­ją­ce jako pań­stwa.

Nie już tył­ku naj­po­tęż­niej­szym środ­kiem, ale ko­niecz­nym wa­run­kiem od­zy­ska­nia kształ­tów pań­stwo­wych jest za­cho­wa­nie bytu na­ro­do­we­go. Dla spo­łe­czeń­stwa za­tem pod­bi­te­go i pań­stwo­wo upa­dłe­go, naj­wznio­ślej­szym i naj­szczyt­niej­szym ce­lem jest od­zy­ska­nie nie­pod­le­gło­ści, ale naj­pierw­szym obo­wiąz­kiem być musi za­cho­wa­nie bytu na­ro­do­we­go. Śro­dek tu­taj bę­dąc wa­run­kiem nie­zbęd­nym, tak da­le­ce ze­spo­lo­ny jest z ce­lem, tak da­le­ce jest isto­tą celu, że kto­by chciał wy­zuć się z pierw­sze­go, dla do­pię­cia dru­gie­go po­świę­cił­by oba i dzia­łał­by wbrew po­wo­ła­niu spo­łe­czeń­stwa, nie­tyl­ko zgub­nie, ale nisz­czą­co. Gdy­by za­tem siłą ożyw­czą sta­ły się dla spo­łe­czeń­stwa, któ­re prze­sta­ło być pań­stwem, myśl i cią­że­nie do nie­pod­le­gło­ści po­chła­nia­ją­ce byt na­ro­do­wy, siła ta za­miast twór­czą, by­ła­by ni­we­czą­cą cel ze środ­kiem, bo byt na­ro­do­wy jest wa­run­kiem ko­niecz­nym.

Ztąd utrzy­ma­nie bytu na­ro­do­we­go musi się stać ce­lem dla sie­bie i stać się siłą ożyw­czą, musi za­pa­no­wać i gó­ro­wać nad wznio­sło­ścią i szczyt­no­ścią od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści; do tego po­trze­ba, aby po­czu­cie obo­wiąz­ku za­pa­no­wa­ło nad ży­cze­nia­mi, roz­są­dek zwal­czył wy­obraź­nię, a umie­jęt­ność wy­ka­za­ła myl­ność ra­chu­by dą­żą­cej do celu przez znisz­cze­nie wa­run­ku ko­niecz­ne­go. Spo­łe­czeń­stwo zaś, któ­re nie umia­ło­by po­sta­wić obo­wiąz­ku po nad żą­dzą, roz­sąd­ku po nad po­ry­wa­mi, ra­chu­by po nad mi­sty­cy­zmem, nie­tyl­ko celu by nie do­pię­ło, ale prze­zna­czo­nem by było na za­tra­tę. Je­że­li spo­łe­czeń­stwo nie może dą­żyć do celu in­a­czej, jak mar­nu­jąc i ni­we­cząc wa­ru­nek ko­niecz­ny, siła jego ożyw­cza, stać się musi de­struk­cyj­ną.

Na za­cho­wa­niu za­tem bytu na­ro­do­we­go, po­le­ga cała za­cho­waw­cza po­li­ty­ka spo­łe­czeń­stwa, któ­re upa­dło jako pań­stwo; ro­zum zaś po­li­tycz­ny na wy­bo­rze sto­sow­nych po temu spo­so­bów. Mo­że­my po­sta­wić jako pew­nik, że dą­że­nie do naj­wznio­ślej­sze­go i naj­szczyt­niej­sze­go celu od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści, musi być pod­po­rząd­ko­wa­nem za­cho­wa­niu wa­run­ku ko­niecz­ne­go, to jest bytu na­ro­do­we­go, że dzia­ła­nie wszel­kie nisz­czą­ce ten wa­ru­nek, ni­we­czy cel i jest bez­ro­zum­nem i zgub­nem, że na­resz­cie kto wy­bić się nie może, pod­nieść się prze­cież po­tra­fi, i że je­że­li przed­się­wzię­cie od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści znisz­czyć może byt na­ro­do­wy, to za­cho­wa­nie tego bytu do­pro­wa­dzić może do nie­pod­le­gło­ści. Ztąd dojść mu­si­my do prze­ko­na­nia, że dla spo­łe­czeń­stwa, któ­re prze­sta­ło być pań­stwem, siłą ożyw­czą, stać się win­ny myśl i dą­że­nie za­cho­wa­nia bytu na­ro­do­we­go, i że gdy­by one nie były wy­star­cza­ją­ce­mi dla utrzy­ma­nia go przy ży­ciu, gro­zi­ła by mu śmierć.

Upa­dek du­cha pu­blicz­ne­go w Pol­sce, aż pod ko­niec XVIII stu­le­cia był sro­mot­nym i w tym sta­nie spo­łe­czeń­stwo nie mo­gło ist­nieć, ani jako pań­stwo, ani jako na­ród. Ego­izm oso­bi­sty, a obo­jęt­ność dla rze­czy zbio­ro­wej i spra­wy wspól­nej, prze­wa­ża­ły. Na­ród upa­da­ją­cy w tem uspo­so­bie­niu, nie mógł­by był nig­dy, ani od­ro­dzić się, ani po­wstać na nowo, gdy­by się nie był prze­obra­ził, to jest gdy­by nie był od­czuł po­trze­by po­świę­ce­nia ego­izmu jed­no­stek i obu­dze­nia w so­bie przy­wią­za­nia do spra­wy pu­blicz­nej. In­stynkt wła­snej kon­ser­wa­cji obu­dził się już pod ko­niec XVIII stu­le­cia i w pew­niej czę­ści spo­łe­czeń­stwa za pa­no­wa­nia Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta duch pu­blicz­ny bar­dzo znacz­nie pod­no­sić się po­czął, cze­go śla­dy za­pi­sa­ne w dzie­jach Czte­ro­let­nie­go Sej­mu. Było to nie­ste­ty dla utrzy­ma­nia pań­stwa za póź­no – i dla­te­go prze­obra­że­nia na­ro­du ob­ja­wa­mi i jego stwier­dze­niem, sta­ły się wszyst­kie na­stęp­ne usi­ło­wa­nia od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści. Ale pod­czas gdy ujem­ny stan spo­łe­czeń­stwa przed­ro­zbio­ro­we­go pro­wa­dził nie­unik­nie­nie do śmier­ci, do­dat­nie od­dzia­ła­nie prze­ciw nie­mu, stwo­rzy­ło groź­ne rów­nież nie­bez­pie­czeń­stwo znisz­cze­nia środ­ków i wa­run­ku ko­niecz­ne­go od­ro­dze­nia.

Stan du­cha pu­blicz­ne­go w XVIII stu­le­ciu do­pro­wa­dził do upad­ku pań­stwa pol­skie­go; od­ro­dze­nie się tego du­cha na­ra­ża­ło wciąż ist­nie­nie na­ro­du, a wszel­kie jego ob­ja­wy, któ­re oka­zy­wa­ły się w usi­ło­wa­niach od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści, wtrą­ca­ły go stop­nio­wo w co­raz gor­sze po­ło­że­nie, ni­we­czy­ły środ­ki pro­wa­dzą­ce do celu i wa­run­ko­wi ko­niecz­ne­mu, by­to­wi na­ro­do­we­mu, do­tkli­we za­da­wa­ły cio­sy.

Upa­dek du­cha pu­blicz­ne­go był ha­nieb­ny, od­ro­dze­nie się ta­ko­we­go sta­ło się nie­bez­piecz­nem. Upa­dek pro­wa­dził do zgu­by, od­ro­dze­nie ni­we­czy­ło lub od­da­la­ło ra­tu­nek.

Po­wsta­je tu za­da­nie, ra­czej za­gad­ka hi­sto­ry­ozo­ficz­na. Jak na­ród, któ­re­go du­cha upa­dek pro­wa­dził do zgu­by a od­ro­dze­nie do sa­mo­bój­czych usi­ło­wań, ma so­bie po­stą­pić? Co ma wy­brać i cze­go się trzy­mać? Czy bez­piecz­niej żyć mu w upad­ku du­cha, czy ko­rzyst­niej w od­ro­dze­niu pro­wa­dzą­cem do ka­ta­strof? Ani w jed­nym wy­pad­ku, ani w dru­gim do celu doj­ść­by nie mógł. W pierw­szym za­prze­pa­ścił­by środ­ki, w dru­gim znisz­czył­by je. – Za­da­nie za­tem po­zo­sta­je nie­roz­wią­zal­nem, za­gad­ka nie­od­gad­nio­ną. – Czyż sto­imy wo­bec nie­po­do­bień­stwa? W spra­wach po­li­tycz­nych nie ist­nie­ją nie­roz­wią­zal­ne za­da­nia, do­pó­ki ich roz­wią­za­nie za­leż­nem jest od woli i ro­zu­mu ludz­kie­go. Po­wyż­szy dy­le­mat bez wyj­ścia, wy­two­rzyć mo­gło tyl­ko stę­pie­nie zmy­słu po­li­tycz­ne­go i woli. Wi­docz­nem jest wo­bec klęsk spo­wo­do­wa­nych przez upa­dek du­cha i przez jego od­ro­dze­nie, że wska­za­ną była dro­ga inna po­śred­nia, któ­rą w bra­ku wy­kształ­co­ne­go zmy­słu po­li­tycz­ne­go, wy­na­leść po­win­no do­świad­cze­nie.

Wy­bór tej dro­gi usu­wa dy­le­mat po­wyż­szy i czy­ni za­da­nie roz­wią­zal­nym. Każ­de spo­łe­czeń­stwo, na­wet to, któ­re nie jest bo­ga­to ob­da­rzo­nem zmy­słem po­li­tycz­nym, po­sia­da go prze­cież tyle, ile go do­star­cza po­czu­cie wła­snej kon­ser­wa­cyi. To po­czu­cie może osłab­nąć, ale w koń­cu po­wsta­je, jako siła przy­ro­dzo­na. Tak się sta­ło w Pol­sce. Po upad­ku du­cha pu­blicz­ne­go na­stą­pi­ło jego we­dle praw na­tu­ry od­ro­dze­nie. Był to ob­jaw zdro­wy, bo był sa­mo­ist­nem od­dzia­ła­niem prze­ciw złe­mu, prze­ciw cho­ro­bie i śmier­ci. Gdy jed­nak sztucz­nie był pod­nie­ca­nym, stra­cił swo­ją ży­wot­ną i ożyw­czą siłę; wpadł w prze­sa­dy, w osta­tecz­ność dru­gą i zdro­wie prze­mie­ni­ło się w go­rącz­kę. Za­szedł tu fe­no­men nowy. Jak pro­stra­cya po­przed­nia, tak te­raz go­rącz­ka, pro­wa­dzi­ła do zni­ce­stwie­nia or­ga­ni­zmu. Ani w apa­tyi, ani w go­rącz­ce żyć nie mogą spo­łe­czeń­stwa. Apa­tya i go­rącz­ka do­pro­wa­dza­ją or­ga­nizm do kon­sump­cyi. Ży­cie zaś, któ­re­by pod­nie­ca­ła go­rącz­ka, mu­sia­ło­by być krót­kiem. I dla­te­go pod­nie­ca­nie du­cha pu­blicz­ne­go jest zgub­nem i win­no być za­nie­cha­nem; uzdra­wia­nie du­cha pu­blicz­ne­go jest zba­wien­nem i ko­niecz­nem. Duch pu­blicz­ny, któ­ry się sam od­ra­dza, daje zdro­wie i siłę; duch pu­blicz­ny pod­nie­ca­ny sztucz­nie, stwa­rza stan cho­ro­bli­wy.

U dwóch na­ro­dów, pod­nie­ca­nie du­cha wy­two­rzy­ło jak­by tę­sk­no­tę do wła­snej za­gła­dy, u ży­dow­skie­go i u pol­skie­go; oby­dwa po­pchnę­ło do przed­się­wzięć bez­pod­staw­nych, bez­ro­zum­nych, ni­we­czą­cych wraz ze środ­ka­mi cel i do­pro­wa­dzi­ło do zbu­rze­nia Je­ro­zo­li­my i świą­ty­ni. Zbu­rze­nie to nie po­ło­ży­ło prze­cież koń­ca sa­mo­bój­czym przed­się­wzię­ciom i jak gdy­by one tkwi­ły w cha­rak­te­rze, w uspo­so­bie­niu tych dwóch na­ro­dów, sta­ły się u nich na­wyk­nie­niem.

A tak w spo­łe­czeń­stwie pol­skiem dwa róż­ne i sprzecz­ne fak­ta, uśpie­nie du­cha pu­blicz­ne­go i obu­dze­nie się jego, były ob­ja­wa­mi jed­nej i tej­sa­mej nie­mo­cy po­li­tycz­nej oraz bra­ku umie­jęt­no­ści za­że­gna­nia szkód i zgu­by wła­snej.

Wy­two­rzy­ła się w Pol­sce teo­rya, któ­ra twier­dzi, że wszyst­kie przed­się­wzię­cia bez­ro­zum­ne, sza­lo­ne na­wet, cho­ciaż sa­mo­bój­cze, po­trzeb­ne­mi były i będą, aby od­ra­dzać du­cha pu­blicz­ne­go, i że bez nich w pew­nym prze­cią­gu cza­su, zni­kło­by na­wet przy­wią­za­nie do bytu na­ro­do­we­go, a z nie­mi ten­że. Jest to teo­rya, któ­ra sta­wia w in­nej nie­co for­mie po­wyż­szy dy­le­mat, i któ­ra czy­ni pol­skie za­da­nie nie­roz­wią­zal­nem.

Gdy­by na­ród pol­ski nie mógł in­a­czej speł­nić swo­je­go po­wo­ła­nia, jak go­niąc za swo­ją zgu­bą, to z góry rzecz by­ła­by prze­są­dzo­ną i jego przy­szło­ścią by­ła­by za­gła­da. Ale sko­ro nie za­tra­cił po­czu­cia wła­snej kon­ser­wa­cyi, musi ono po­wstać i stwier­dzić się od­su­nię­ciem dy­le­ma­tu bez wyj­ścia, i uczy­nie­niem pol­skie­go za­da­nia roz­wią­zal­nem za­da­niem. Ro­zum zaś i wola od tego są, aby złym i zgub­nym na­wyk­nie­niom ko­niec po­ło­żyć.

Jak po­czu­cie wła­snej kon­ser­wa­cyi od­dzia­ła­ło prze­ciw upad­ko­wi du­cha pu­blicz­ne­go, tak samo od­dzia­łać musi prze­ciw temu jego od­ro­dze­niu, któ­re do sa­mo­bój­czych pro­wa­dzi przed­się­wzięć. To po­dwój­ne od­dzia­ła­nie roz­wią­zać do­pie­ro zdol­ne po­wyż­szy dy­le­mat i wy­na­leść po­śred­nią dro­gę.

Nie­zbęd­ny wa­ru­nek, to jest za­cho­wa­nie bytu na­ro­do­we­go, czy­ni pol­skie za­da­nie roz­wią­zal­nem. Za­cho­wa­nie bo­wiem bytu na­ro­do­we­go jest tą praw­dą, któ­ra stoi po­środ­ku dwóch fał­szów, upad­ku du­cha i wy­bu­ja­ło­ści du­cha, któ­ra chro­ni or­ga­nizm od apa­tyi i go­rącz­ki, któ­ra jest więc obo­wiąz­kiem i po­li­tycz­nym ro­zu­mem, a tem sa­mem ce­lem stać się musi.

Do­świad­cze­nie po­twier­dzi­ło tę praw­dę. Ale przed ostat­nią na­uką, któ­rą się zaj­mu­je­my, praw­dy tej nig­dy nie był stwier­dził na­ród pol­ski. Wy­obra­że­nia, w któ­rych po­przed­nie i na­sze po­ko­le­nie, wy­cho­wa­ne­mi zo­sta­ły, i w któ­rych wzro­sły, nie uwzględ­nia­ły jej wca­le a sta­ły w sprzecz­no­ści z do­świad­cze­nia­mi.

Po­mi­mo stop­nia upad­ku Pol­ski i trud­no­ści od­bu­do­wa­nia jej, ka­te­chizm po­li­tycz­ny owych dwóch po­ko­leń skła­dał się z dwóch do­gma­tów, nie­pod­le­głość i po­moc ze­wnętrz­na. Nie­tyl­ko nie mia­ły one in­ne­go celu prócz od­bu­do­wa­nia pań­stwa Pol­skie­go nie­pod­le­głe­go, ale nie poj­mo­wa­ły tak­że in­ne­go ży­cia na­ro­do­we­go, jak tyl­ko pod ową for­mą nie­pod­le­głe­go pań­stwa. Bez­po­śred­nie dą­że­nie do celu i chęć osią­gnię­cia go bez­względ­nie, po­mi­ja­ły i za­po­zna­wa­ły wa­ru­nek nie­zbęd­ny i śro­dek ko­niecz­ny. Wszyst­ko co nie pro­wa­dzi­ło wprost do nie­pod­le­gło­ści, nie było ce­nio­nem przez te dwa po­ko­le­nia, ani też dla nich do­sta­tecz­nem i za­da­wal­nia­ją­cem. Były one doj­rza­łe do tego, aby wa­ru­nek nie­zbęd­ny, byt na­ro­do­wy, na­ra­żać i po­świę­cać, nie wi­dząc w nim celu, dla nie­pod­le­gło­ści. Mnie­mać moż­na było, że czu­ją się na si­łach na­pra­wić od razu błę­dy kil­ku­na­stu po­ko­leń i zrów­no­wa­żyć wszyst­kie przy­czy­ny upad­ku Pol­ski. – Była w tem nie siła, ale sła­bość każ­dej prze­sa­dy – był brak mia­ry, a nad­miar wia­ry. I dla­te­go też nie mie­rzy­ły te po­ko­le­nia dą­że­nia do celu we­dle roz­po­rzą­dzal­nych środ­ków, co rów­na się w po­li­ty­ce za­stą­pie­niu abs­trak­cyą, rze­czy­wi­sto­ści. Naj­ro­zum­niej­si i naj­roz­sąd­niej­si opie­ra­li swo­je ra­chu­by, któ­re w Pol­sce ra­czej na­dzie­ja­mi zwać na­le­ża­ło, na ze­wnętrz­nej po­mo­cy. Ale i śro­dek ten nie był nig­dy do­brze okre­ślo­ny, był two­rem do­wol­nych spe­ku­la­cyi, któ­re nie nada­wa­ły mu kształ­tu, a któ­rych wy­ra­zem sta­wa­ły się owe, co­rocz­nie po­wta­rza­ją­ce się prze­po­wied­nie woj­ny na wio­snę. – Na­uczo­no tych dwóch po­ko­leń, że od­bu­do­wa­nie Pol­ski po­trzeb­nem jest dla bez­pie­czeń­stwa Eu­ro­py i one w to uwie­rzy­ły, tem ła­twiej, że wie­rzyć było wy­god­nie, a schle­bia­ło. Wia­ry w tę po­trze­bę eu­ro­pej­ską, jak każ­dej wia­ry nie pod­da­wa­no kry­ty­ce, nie py­ta­no dla ja­kiej Eu­ro­py i dla­cze­go od­bu­do­wa­nie Pol­ski po­trzeb­nem było. Ocze­ki­wa­no tyl­ko ta­ko­we­go, jak ocze­ki­wa­no w pierw­szym wie­ku Chrze­ściań­stwa, Kró­le­stwa Bo­że­go na zie­mi.

W skut­ku, iż poj­mo­wa­no cel abs­trak­cyj­nie, bo bez ob­li­cze­nia i uwzględ­nie­nia po­trzeb­nych środ­ków, nada­no mu bez­względ­nie kształt geo­gra­ficz­ny daw­ne­go pań­stwa pol­skie­go i w pa­try­otycz­nym ka­te­chi­zmie po­zo­sta­wio­no jako ar­ty­kuł wia­ry, gra­ni­ce 1772 r. Do­bro­wol­nie zwięk­szo­no tym spo­so­bem i tak już nie­zmier­ne trud­no­ści za­da­nia, do tego stop­nia, że je prze­mie­nio­no w nie­po­do­bień­stwo. I tu zno­wu wy­god­nem było i schle­bia­ło sta­wiać jako cel, od­bu­do­wa­nie w tych roz­mia­rach, w ja­kich na­stą­pił był upa­dek. Ob­jaw le­ni­stwa zmy­słu po­li­tycz­ne­go, któ­ry nie po­tra­fił nic mą­drzej­sze­go, nic od­po­wied­niej­sze­go po­ło­że­niu, nic zgod­niej­sze­go ze stop­niem upad­ku i nic zba­wien­niej­sze­go wy­na­leść, i któ­ry za­da­wal­niał się for­mu­łą, tam gdzie wyj­ścia szu­kać trze­ba było.

Na­ród któ­ry upadł jako pań­stwo, nie­tyl­ko z ze­wnętrz­nych, ale i we­wnętrz­nych przy­czyn, upadł, bo stra­cił wa­run­ki po­trzeb­ne do za­cho­wa­nia kształ­tu pań­stwo­we­go. Ja­kim spo­so­bem mógł­by od­zy­skać w nie­wo­li i skrę­po­wa­niu wa­run­ki te, któ­re w wol­no­ści i swo­bo­dzie roz­wo­ju za­gu­bił? Nie od­wa­gą, ani mę­stwem, ale zu­chwal­stwem i za­ro­zu­mia­ło­ścią jest chcieć w niż­szem po­ło­że­niu zdo­być to, co na wyż­szem za­cho­wać nie umia­ło się. Kto stop­nio­wo upa­dał, tyl­ko stop­nio­wo pod­no­sić się może, je­że­li trwa­le pod­nieść się chce. Zresz­tą to, co roz­pa­dło się lub roz­szar­pa­nem zo­sta­ło, w daw­nych roz­mia­rach i kształ­tach tyl­ko skle­jo­nem być może; zro­snąć się, po­wstać i ist­nieć, może je­dy­nie w no­wych roz­mia­rach i kształ­tach. Jak nikt nie mógł­by po­my­śleć o wskrze­sze­niu Pol­ski z daw­nym jej ustro­jem po­li­tycz­nym i spo­łecz­nym, tak samo nie moż­na było dą­żyć do od­bu­do­wa­nia jej w daw­nych gra­ni­cach. Są róż­ne dla na­ro­dów stop­nie nie­pod­le­gło­ści. Dla­te­go któ­ry stra­cił naj­wyż­szy, za­cho­wa­nie naj­niż­sze­go już jest trud­nem za­da­niem. – Ale od­py­cha­nie wszyst­kich in­nych prócz naj­wyż­sze­go jest sza­leń­stwem.

Na­ród pol­ski mógł i po­wi­nien był we­dle oko­licz­no­ści sza­no­wać i pie­lę­gno­wać wszel­kie stop­nie nie­pod­le­gło­ści, od pół­nie­po­dle­gło­ści do sa­mo­dziel­no­ści na­ro­do­wej, przedew­szyst­kiem nie na­ra­żać tych stop­ni sko­kiem do naj­wyż­sze­go. Tego nie po­tra­fił i tem opóź­nił swo­je od­ro­dze­nie. Nie zdo­łał zro­zu­mieć jed­no­ści na­ro­do­wej, bez jed­no­ści geo­gra­ficz­nej.

Osta­tecz­nie gra­ni­ce 1772 r. były teo­ryą, któ­rą sta­wia­no w tej sa­mej my­śli i dą­że­niu, z któ­rych po­wsta­ły bez­owoc­ne lub szko­dli­we przed­się­wzię­cia. Chcia­no tu i tam nie­po­do­bień­stwa­mi osią­gnąć nie po­dob­ne ale nie­po­dob­ne rze­czy, chcia­no wi­do­ka­mi nie­po­do­bieństw utrzy­mać jed­ność na­ro­do­wą, jak gdy­by nie wie­dzia­no, że tyl­ko po­dob­ne­mi usta­lić ją moż­na.

Teo­rya gra­nic pierw­sze­go roz­bio­ru nie­zmier­nie utrud­ni­ła, za­szko­dzi­ła i w koń­cu, przy­najm­niej na czas dłu­gi, zni­we­czy­ła za­da­nie pol­skie pod pa­no­wa­niem ro­syj­skiem. Roz­cią­gać po upad­ku re­win­dy­ka­cje do kra­jów, któ­re przed upad­kiem pań­stwa nie zdo­ła­no ani po­li­tycz­nie, ani spo­łecz­nie, ani re­li­gij­nie zu­peł­nie ze­spo­lić z rdzen­nie pol­skiem spo­łe­czeń­stwem, sta­wiać je na rów­ni w dą­że­niach i kom­bi­na­cy­ach z kra­jem rdzen­nie pol­skim, było nie­roz­trop­no­ścią gra­ni­czą­cą ze zu­chwal­stwem i unie­mo­żeb­nia­ło roz­wią­za­nie za­da­nia pol­skie­go za po­mo­cą kom­pro­mi­su z Ro­syą, to jest od­zy­ska­nie dla ży­wio­łu pol­skie­go ja­kie­go­kol­wiek usta­lo­ne­go i za­bez­pie­czo­ne­go stop­nia nie­pod­le­gło­ści w sto­sun­ku do Ro­syi, a na­ra­zić tyl­ko mia­ło i mu­sia­ło część znacz­ną spo­łe­czeń­stwa pol­skie­go na cięż­kie cio­sy. Tym spo­so­bem po­wsta­ła spra­wa Pro­win­cyj Za­bra­nych, któ­ra ze wzglę­dów et­no­gra­ficz­nych, re­li­gij­nych i na­ro­do­wych, sta­ła się była spor­ną mię­dzy Ro­syą a pol­skiem spo­łe­czeń­stwem. Z po­dob­ne­mi spra­wa­mi spor­ne­mi na­le­ży się ob­cho­dzić oględ­nie i nie sta­wiać bez­względ­nie, gdyż roz­wią­zać je zwy­kle moż­na ko­rzyst­nie tyl­ko kom­pro­mi­sem. Spra­wa była nie­za­wod­nie trud­na, zwłasz­cza co się ty­czy Li­twy, ści­śle z pol­skiem spo­łe­czeń­stwem ze­spo­lo­nej w Skut­ku spo­lo­ni­zo­wa­nia się do­bro­wol­ne­go tej dziel­ni­cy. Do­świad­cze­nie jed­nak i roz­trop­ność do­po­ma­ga­ją do zwal­cze­nia trud­no­ści; pierw­sze było w Pol­sce bez­sku­tecz­nem, dru­gą się nie od­zna­cza­ła. Dą­że­nie do po­łą­cze­nia w jed­ną ca­łość wszyst­kich ziem daw­niej rze­czy­po­spo­li­tej, za­gar­nię­tych przez Ro­syę, tak dla niej groź­nem było, że czy­ni­ło nie­moż­li­wym, praw­dzi­wy i trwa­ły mię­dzy nią a spo­łe­czeń­stwem pol­skiem kom­pro­mis i do­pro­wa­dzić mu­sia­ło, albo do wy­par­cia Ro­syi siłą z tych ziem, albo do tę­pie­nia przez Ro­syę spo­łe­czeń­stwa pol­skie­go.

Wie­lo­pol­skie­go sło­wa: "Niech Li­twa o swo­ją au­to­no­mię sta­ra się sama", były je­dy­nie roz­trop­ne­mi i na do­świad­cze­niu opar­te­mi. Oka­za­ło się, że mia­ły pod­sta­wę.

Za­chę­co­ny przy­kła­dem Wie­lo­pol­skie­go zja­wił się pod­czas wy­pad­ków w Pe­ters­bur­gu Wik­tor Sta­rzeń­ski, od­no­wił daw­ne sto­sun­ki, by­wał u W. księż­nej He­le­ny i u Ce­sa­rzo­wej. Ce­sa­rzo­wi od­dał me­mo­ry­ał o Li­twie i pierw­sze lody prze­ła­mał. Na­zy­wa­no go li­tew­skim Wie­lo­pol­skim. Nie­ste­ty nie wy­trwał na ob­ra­nej dro­dze i dał się wkoń­cu po­rwać prą­do­wi. W mar­cu 1863 r. pierw­szy po­ło­żył swój pod­pis pod ad­re­sem mar­szał­ków szlach­ty li­tew­skiej, żą­da­ją­cym przy­łą­cze­nia Li­twy do Kró­le­stwa. Krzy­wic­ki, Li­twin ro­dem, przed wy­jaz­dem do War­sza­wy w czerw­cu 1862 r. był na au­dy­en­cyi u ce­sa­rza Alek­san­dra II, któ­ry go za­le­d­wie znał. Ce­sarz prze­cież wy­wnę­trzył się przed nim z oba­wą, że ruch w Kró­le­stwie naj­gor­szy wpływ wy­wrze na Li­twę. Krzy­wic­ki, czło­wiek wraż­li­wy i po­pę­do­wy, za­wo­łał z za­pa­łem: Najj. Pa­nie wróć Li­twie Sta­tut, niech Na­stęp­ca tro­nu weź­mie ty­tuł W. Księ­cia li­tew­skie­go, osią­dzie w Wil­nie i rzą­dzi kra­jem przy po­mo­cy wier­nych oby­wa­te­li, a Li­twa spo­koj­ną bę­dzie. Ce­sarz uśmiech­nął się i po­kle­pał Krzy­wic­kie­go po ra­mie­niu. Zna­czy­ło to, że o Sta­tu­cie wol­no było wspo­mi­nać. Daw­niej mi­ni­ster Pa­nin był prze­ciw­ni­kiem znie­sie­nia Sta­tu­tu. Na po­cząt­kach pa­no­wa­nia Alek­san­dra II przy­wró­co­no na Li­twie na­ukę ję­zy­ka pol­skie­go w szko­łach. Nie łą­cząc za­tem spra­wy Kró­le­stwa z Li­twą i Za­bra­ne­mi Pro­win­cy­ami były wi­do­ki, gdy­by zwłasz­cza au­to­no­mia i in­sty­tu­cye Wie­lo­pol­skie­go były przy­wró­ci­ły spo­kój w Kró­le­stwie, pod­nie­sie­nia od­ręb­nie a sku­tecz­nie w Pe­ters­bur­gu kwe­styj Sta­tu­tu i au­to­no­mii Li­twy, za­pew­nie­nia bytu na­ro­do­we­go pol­skie­go w Pro­win­cy­ach Za­bra­nych, gdzie rów­nież do­zwo­lił ce­sarz na­uki ję­zy­ka pol­skie­go. Teo­rya gra­nic 1772 r. wy­klu­czy­ła, nie­roz­trop­nie kom­pro­mis.

Po­trzeb­nem to było dla wszel­kich spi­sków i przed­się­wzięć po­wstań­czych, bez cze­go zby­wa­ło im na do­gma­tycz­nej pod­sta­wie i uby­wa­ła im część roz­po­rzą­dzal­nych sił; ale zgub­nem się sta­ło dla roz­wo­ju i wzmoc­nie­nia bytu na­ro­do­we­go pol­skie­go, w spo­sób nor­mal­ny, dla jego od­ro­dze­nia rze­czy­wi­ste­go.

Spra­wę Li­twy i Pro­win­cyj Za­bra­nych trze­ba było wy­mi­jać i nie czy­nić z niej sko­pu­łu w sto­sun­ku do Ro­syi; po­stą­pio­no prze­ciw­nie i po­sta­wio­no ją na ostrzu stę­pio­ne­go orę­ża.

Teo­rya gra­nic 1772 r. na­resz­cie za­miast dą­żyć do upra­gnio­ne­go roz­dwo­je­nia roz­bio­ro­wych mo­carstw, łą­czy­ła je ści­śle ze sobą wo­bec za­da­nia pol­skie­go i utwier­dza­ła co­raz sil­niej fakt po­dzia­łu.

O ile w dzie­jach licz­ne są przy­kła­dy usi­ło­wań państw po­wsta­nia na nowo, o tyle mało w nich za­pi­sa­nych wy­pad­ków po­wo­dze­nia tych­że. Nig­dy zaś żad­ne upa­dłe pań­stwo nie po­wsta­ło w tym sa­mym kształ­cie i w tych sa­mych roz­mia­rach, któ­re mia­ło, kie­dy prze­sta­ło ist­nieć. Tę hi­sto­rycz­ną praw­dę za­po­zna­ło spo­łe­czeń­stwo i w swo­im po­li­tycz­nym ka­te­chi­zmie i w swo­ich usi­ło­wa­niach od­zy­ska­nia nie­pod­le­gło­ści.

Dwa ostat­nie po­ko­le­nia za­tem wy­cho­wa­ne zo­sta­ły pod wpły­wem, do­gma­tu zu­peł­nej nie­pod­le­gło­ści i od­zy­ska­nia daw­nych gra­nic, nie­po­dziel­no­ści te­ry­to­ry­al­nej, za­miast jed­no­ści na­ro­do­wej; oraz ar­ty­ku­łu wia­ry, że nie­tyl­ko jest in­te­re­sem Eu­ro­py, ale i jej obo­wiąz­kiem od­bu­do­wać daw­niej ist­nie­ją­cą Pol­skę. Ten do­gmat i ten ar­ty­kuł wia­ry na­zwa­no ide­ała­mi, mia­ły one z ide­ału to, iż do­się­gnię­te­mi być nie mo­gły, ani urze­czy­wist­nio­ne­mi – nie na­le­ża­ły za­tem do dzie­dzi­ny po­li­tycz­nej. Pod wpły­wem po­wyż­sze­go wy­cho­wa­nia po­stę­po­wać i dzia­łać mia­ły dwa po­ko­le­nia, znaj­du­ją­ce się w naj­trud­niej­szych, na­wet naj­groź­niej­szych wa­run­kach 'bytu na­ro­do­we­go, a pig­mej­czy­ki sta­wia­li so­bie do roz­wią­za­nia ol­brzy­mów za­da­nie. Z fał­szy­we­go za­ło­że­nia mu­sia­ły wy­nik­nąć błę­dy zgub­ne, dla cie­nia po­świę­co­nym mu­siał być jego przed­miot, dla abs­trak­cyj nie­pod­le­gło­ści rze­czy­wi­stość, pe­le­ga­ją­ca na wzmoc­nie­niu i za­bez­pie­cze­nia bytu na­ro­do­we­go.

* * *
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: