Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Rzymskie odcienie miłości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
5 lipca 2017
Ebook
27,90 zł
Audiobook
39,90 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Rzymskie odcienie miłości - ebook

Bycie kobietą w starożytnym Rzymie to nie lada wyzwanie.

Rok 70 p.n.e., Rzym.

Felicja po śmierci ojca trafia na dwór zamożnego wuja i zostaje wyswatana. Choć każda dziewczyna na jej miejscu nie posiadałaby się z radości na myśl o poślubieniu przystojnego i troskliwego Serwiusza, młodziutka i nieznająca życia Felicja robi wszystko, by temu zapobiec.

Od feralnej nocy poślubnej dzieli ją tylko tydzień i choć czasu pozostało niewiele, to w głowie narzeczonej mnożą się pomysły, jak uniknąć nadchodzącego nieszczęścia w ramionach przyszłego męża.

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-701-4
Rozmiar pliku: 898 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PROLOG

Rok 81 p.n.e. Gdzieś nad Vistulą.

Ptaki nagle ucichły. W puszczy wypełnionej do tej pory rozmaitymi szmerami, pohukiwaniami i śpiewami zapadła nagła cisza. Marek Emiliusz gwałtownym gestem uniósł w górę pięść. Na ten znak oddział miał poruszać się wyjątkowo ostrożnie i pozostawać w pełnej gotowości. Do walki. Do obrony.

Aby przetrwać i powrócić do domu.

Rzymianie nie musieli długo czekać. Zakrwawiony mężczyzna niespodziewanie wyszedł zza krzaków. Potknął się na wystającym korzeniu, upadł i prawie wpadł pod kopyta koni. Marek ledwo zdążył wstrzymać swego wierzchowca, aby ów nie stratował leżącego na wąskiej ścieżce mężczyzny. Ubrany w płócienną krótką tunikę i gacie barbarzyńca otarł z oczu cieknącą z rany na głowie krew. Ciężko oddychał. Wreszcie podniósł się i spoglądając błagalnie na Emiliusza, zaczął gwałtownie gestykulować. Wskazywał na zarośla, z których wybiegł chwilę wcześniej. W tym samym momencie wraz z wiatrem do nozdrzy Marka napłynął mocny zapach dymu. Rzymianin miał tylko nadzieję, że pochodził z palenisk jakiejś osady. Pożar puszczy zajmował ostatnie miejsce w jego planach.

Cóż Parki tym razem postawiły na jego drodze? Zasadzkę, śmierć, a może jednak błogosławieństwo?

Właśnie wracał ze swojej pierwszej i ostatniej zarazem wyprawy handlowej. Ryzyko się opłaciło, choć brat odwodził go od tego pomysłu. Zamiast skorzystać z majątku rodziny, Marek chciał sam zdobyć pieniądze konieczne do objęcia urzędów. Miast zdać się na handel z Celtami, postanowił wyruszyć nad morze, skąd czerpano bursztyn. Teraz juczne konie wiozły nabyte od poławiaczy kilogramy tego kruszcu. Karawany strzegli ci sami oddani weterani, którzy wcześniej służyli pod rozkazami Marka. Najlepszej setce oferował udział w wyprawie i zyski z niej płynące. Gdy wróci do Rzymu, kupi ziemię w okolicach Pompei. Dyktator Sulla obiecał ją swemu trybunowi w podziękowaniu za wierną służbę. Marka cieszyło przebywanie poza stolicą. Stała się ostatnio nieprzyjemnym miejscem. Wszyscy, którzy cokolwiek znaczyli, obawiali się chwili, kiedy przeczytają swoje imię na liście proskrypcyjnej, co było równoznaczne z wyrokiem śmierci i utratą majątku. Rodzinie Marka dzięki jego służbie u dyktatora na szczęście nic nie groziło. Natomiast świadomość, że życie straciło wielu zacnych Rzymian, była dla Marka Emiliusza nad wyraz przykra. Zwłaszcza że z niektórymi wspólnie służył w legionach.

Nagle jeden z byłych legionistów zawołał ostrzegawczo. Zza drzew wysypali się barbarzyńcy. Dwóch konnych i dwudziestka pieszych zatrzymała się, widząc na swej drodze opancerzonych obcych. Uzbrojeni byli we włócznie, ubrani w kaftany, płócienne gacie oraz łapcie wiązane rzemykami aż do kolan. Jeden z ich dowódców dał sygnał do ataku, a barbarzyńcy z krzykiem rzucili się na Rzymian.

Głupcy!

Jego zahartowani w bojach, okryci pancerzem składającym się z żelaznych segmentów legioniści szybko ustawili się w szyk zbrojny i ruszyli na barbarzyńskich wojowników. Marek Emiliusz ze spokojem przypatrywał się brutalnej walce. Miał pewność, że jego interwencja nie będzie potrzebna. Rzymianie z zabójczą precyzją kłuli wroga włóczniami, a gdy doszło do zwarcia dwóch grup, cięli gladiusami. Choć był zajęty walką, kątem oka zauważył, że napotkany chwilę przed atakiem mężczyzna chwycił za nóź i cisnął go w stronę siedzącego na koniu barbarzyńskiego dowódcy. Broń dosięgła celu i utkwiła w prawym ramieniu mężczyzny. Otwarte usta barbarzyńcy świadczyły o krzyku bólu, który jednak rozpłynął się w zgiełku walki. Dowódca upuścił dość duży tłumoczek, który upadł w pobliskie krzewy. Wyraźnie wściekły schylił się, żeby go podnieść, ale w tym czasie jedna z włóczni przeleciała koło jego głowy. Widząc, że jego pobratymcy przegrywają, spiął konia i szybko zniknął za drzewami.

Po krótkiej walce prawie wszyscy barbarzyńcy pokonani leżeli na ziemi. Marek gestem wezwał znającego tutejszą mowę niewolnika, by przesłuchał drugiego konnego. Barbarzyńca był ranny, ale szybko odpowiadał na zadawane mu pytania. Jak się okazało, grupa stanowiła eskortę kapłana tutejszej bogini. Wracali po wypełnieniu zadania powierzonego im przez Radę Starszych. Gdy krótko potem natknęli się na Rzymian, chcieli ich pojmać, a następnie złożyć w ofierze swojej bogini – Jantarowej Pani. Zachłyśnięci sukcesem wyprawy byli pewni, że bogini im sprzyja, ochroni i zapewni zwycięstwo. Tymczasem skończyli pokonani. Nie rozumieli dlaczego, ponieważ odzyskali jej własność. Powinni cieszyć się przychylnością Jantarowej Pani, zapewnić sobie dobre plony i zdrowie. Może do klęski przyczyniło się złamanie przez kapłana słowa danego Dziwnie, rozważał woj. I bogini pomściła krzywdę swej służebnicy.

Marka nie interesowało, kim była Dziwna. Gdy skończył przesłuchiwać barbarzyńcę, jeden z weteranów przyniósł mały tłumoczek porzucony przez kapłana -dowódcę, który uciekł z pola bitwy. Emiliusz był ciekawy, dla jakiego skarbu barbarzyńca ryzykował życie.

Po odsunięciu materiału przeżył szok. Spod płótna wyjrzały duże, zapłakane, zielone oczy osadzone w szczupłej twarzyczce dziecka. Dziecię miało skrępowane ręce i nogi, a w ustach knebel. Chyba tylko dzięki przychylności bogów się nie udusiło!

– Czyje ono? – rzucił do rannego, a niewolnik przetłumaczył pytanie i odpowiedź.

– Pochodzi z osady, nikt ważny – zarzekał się dowódca wojów.

Marek nie uwierzył, ale też nie dociekał. Po odsunięciu sznurów i zwojów materiału zauważył warkocze. Kapłan przetrzymywał dziewczynkę. Marek żałował, że go nie złapano, osobiście by go ukrzyżował. Wojna to jedna rzecz. Krzywdzenie małych dziewczynek zupełnie inna.

– Poprowadzisz nas do jej rodziców – rozkazał, zamierzając po drodze oddać porwane dziecko.

Ranny tylko pokręcił głową i zaczął coś tłumaczyć. Niewolnik słuchał uważnie.

– Tylko ona przeżyła. Jej osadę spalono dzisiaj z rozkazu kapłana. Najpierw zamknęli rodziców i podpalili chatę, potem puścili z dymem resztę. Stąd ten smród – dodał.

Marek szybko objął spojrzeniem najbliższe otoczenie. Ten, który rzucił nożem w kapłana, również zniknął. Emiliusz rozejrzał się uważnie, ale nie zauważył mężczyzny wśród leżących barbarzyńców. Musiał uciec. Spojrzał ponownie na pokonanych i zaczął wydawać rozkazy wojskowym. Nakazał zabrać lekko rannych z karawaną. Miał zamiar sprzedać ich jako niewolników. Zapewni mu to dodatkowy zysk. Ciężko rannych się dobije. Otulił swoim płaszczem przerażone dziecko. Skoro nie ma rodziców, ją również zabierze.

Dolna część męskiego stroju, odpowiednik naszych spodni.

Lucjusz Korneliusz Sulla – zwycięski wódz w wojnie z Mitrydatesem, królem Pontu; po krwawej wojnie domowej został dyktatorem w 82 p.n.e. i sprawował ten urząd do 79 p.n.e.ROZDZIAŁ I

Rok 70 p. n. e., Rzym.

Serwiusz Emiliusz Meritor skończył służbę wojskową i nareszcie wracał do domu. Jako trybun wojskowy służył pod dowództwem Lucjusza Licyniusza Lukullusa podczas kolejnej, trzeciej już, wojny z Pontem. Służba trwałaby dalej, gdyby nie list ojca wzywający go do natychmiastowego powrotu. Jako senator, Quintus Emiliusz miał możliwość porozumienia się z głównodowodzącym i uzyskania zwolnienia syna z czynnej służby. Serwiusz nie bardzo wiedział, co było powodem tak gwałtownego ściągnięcia go do Rzymu. Zwłaszcza że senator był zadowolony z kariery syna w wojsku, pomimo iż ten już odsłużył wymagane dziesięć sezonów. Służąc i zwyciężając, mógł dorobić się majątku, którego jako młodszy syn nie otrzymałby od ojca. Sam Serwiusz nie miał nic przeciwko dłuższemu pozostaniu w legionach. Służba w prowincji pod doskonałym dowódcą nie była ciężka, choć za domem również tęsknił. Jednakże na rozkaz ojca natychmiast zaczął się pakować. Żeby tylko od razu mógł zaspokoić ciekawość! Niestety senator był nadzwyczaj tajemniczy w swoich listach. Pewnie za chwilę wszystkiego się dowiem, dumał, dojeżdżając do rezydencji ojca w Rzymie.

– Pan Serwiusz! – Stary odźwierny otworzył odrzwia. Niewolnicy szybko wyszli z willi, by zająć się końmi i powozem. – Jak dobrze pana znów widzieć – dodał.

Młody mężczyzna objął starego sługę.

– I ciebie, Artusie. Mija już pięć lat, odkąd ostatnio byłem w domu. Ojciec przyjmuje? – zmienił temat.

– A jakże, podejmuje swych klientów w tablinium, jak co dzień o tej porze.

– Chyba nie będzie miał nic przeciwko, bym mu przeszkodził. – Serwiusz uśmiechnął się. – W swych listach był nad wyraz stanowczy.

Ściągnął z głowy hełm z trzema długimi piórami i podał niewolnikowi czekającemu w pobliżu. Następnie przez krótki korytarz wszedł do atrium. Błękitna zasłona oddzielająca pokój reprezentacyjny od wewnętrznego dziedzińca z niewielkim basenem była odsunięta, więc szybko dostrzegł ojca spoczywającego na łożu w otoczeniu kilku mężczyzn, którzy, jak się domyślał, byli jego klientami. Ponieważ ojca pochłaniała rozmowa, zastanawiał się, czy przeszkodzić, jednak po chwili namysłu postanowił się ujawnić.

– Witaj panie – rzekł. – Dobrze cię znów widzieć. Oby bogini szczęścia Fortuna zawsze sprzyjała twemu domowi – dokończył słowa powitania.

Siwowłosy, potężnie zbudowany mężczyzna spoczywający na łożu podniósł głowę i zmarszczył gniewnie brwi, wzrokiem szukając intruza, który śmiał mu przeszkodzić. Bardzo szybko jego spojrzenie się rozpogodziło, gdy spostrzegł, kto stoi u wejścia do atrium. Zerwał się z łoża i ruszył z otwartymi ramionami w stronę syna. Serwiusz szybko kroczył w jego kierunku. Przed tablinium ojciec i syn zwarli się w powitalnym uścisku.

– Mój synu – odezwał się w końcu senator – dobrze cię widzieć. I wspaniale wiedzieć, że twa niebezpieczna kariera już się skończyła. To prawda, że słodko jest za ojczyznę umierać, ale niech inni umierają. Ja swoich synów wolę mieć żywych przy sobie, żeby na stare lata cieszyć się nimi, ich żonami i wnukami.

No tak, pomyślał Serwiusz, ledwo co wróciłem, już mowa o żonie. Ojciec nic się nie zmienił. Zaraz zacznie nawiązywać do wypełniania obowiązków względem ojczyzny. Na szczęście starszy brat osiągnął już wiek uprawniający go do kandydowania na urzędy. Ale żeby mógł zostać kwestorem, najpierw musi się ożenić i tym samym spełnić największe pragnienie ojca. Jego samego to nie dotyczyło. Nie planował w przyszłości zostać senatorem. Stan ekwicki, odrobinę w znaczeniu niższy od senatorskiego, w zupełności mu wystarczał. Kosztowną karierę polityczną może zostawić bratu. Pozostawało tylko pytanie, skoro ojciec ściągnął go z armii i nie pozwoli wrócić do wojska, co będzie robił w przyszłości?

– Obowiązkiem każdego młodzieńca jest zatroszczyć się o nowych obywateli dla ukochanej ojczyzny – wygłosił swoją ulubioną maksymę senator. – Ale na razie nie mówmy o tym. Zajmijmy się pilniejszymi kwestiami. Panowie – zwrócił się do mężczyzn czekających w pokoju reprezentacyjnym. – Właśnie z pola bitwy wrócił mój młodszy syn, który pod wodzą Lukullusa odnosił świetne zwycięstwa!

– Ojcze… – chciał sprostować, ale Quintus podniósł rękę, uciszając go.

– Na razie muszę skończyć nasze spotkanie, aby odpowiednio powitać syna w domu. Panowie nam wybaczą.

Klienci Quintusa przywitali się z synem patrona i szybko wyszli z domu. Ojciec z Serwiuszem przeszli do perystylu, dużego wewnętrznego ogrodu otoczonego kolumnadą, gdzie na stole nieopodal fontanny niewolnicy podali lekki posiłek składający się z owoców, serów oraz wina. Mężczyzna przy pomocy niewolnika ściągnął z siebie czerwony płaszcz, pancerz wykonany z łuskowych płytek osadzonych na oczkach z drucianej plecionki oraz naramienniki. Odpiął również pendent z mieczem. Na końcu rozpiął skórzany pas wraz z paskiem mówiącym o jego stopniu wojskowym. Gdy pozostał tylko w białej, sięgającej połowy ud tunice, westchnął z zadowoleniem i skierował się ku łożu.

– Gdzie Tytus? – spytał, ułożywszy się wygodnie. Wziął kawałek białego, owczego sera i włożył do ust. Przymknął w zachwycie oczy. Od dawna już nie jadł takich rarytasów. Życie obozowe bywało ciężkie.

– Poszedł wybrać nowych niewolników – odpowiedział jego ojciec, podwijając fałdy tuniki zdobionej szerokim purpurowym pasem.

– Po co wam następni? – zdziwił się Serwiusz i włożył do ust kawałek pomarańczy. – Dość macie swoich w domu i w majątkach.

– Nagła potrzeba – wymijająco stwierdził jego ojciec. – Po buncie Spartakusa trzeba było uzupełnić braki. Co prawda, w porównaniu do innych majątków, mało z naszych uciekło, ale co strata to strata.

Pokiwał tylko głową nad ludzką niewdzięcznością. Karmił, dobrze ubierał, kazał kształcić, wyzwalał najzdolniejszych. I jak mu niektórzy zapłacili? Na szczęście sam bunt dzięki Krassusowi się skończył, a niewolnicy zostali przykładnie ukarani. Oczywiście ci, którzy przeżyli ostatnie spotkanie z rzymskimi legionami. Sam obecny był przy egzekucji jednego ze swoich niewolników. Ów długo męczył się na krzyżu, nim skonał. Quintus postanowił zmienić temat.

– Trochę się u nas pozmieniało – zaczął senator ostrożnie – i te zmiany między innymi dotyczą ciebie.

– Mnie? – zdziwił się młodzieniec. – Ale to ty przecież ożeniłeś się po raz trzeci, jak mi pisał Tytus. Z matroną kilka lat starszą od niego.

– No tak – chrząknął zakłopotany Quintus. – Klodia jednak nie miała innego wyboru niż wyjść za mąż. Została bez środków do życia z trójką dzieci.

– O! O przybranym rodzeństwie nie słyszałem – zainteresował się.

– Dwóch chłopców i dziewczynka – zaczął wyjaśniać pan domu. – Marek Porcjusz ma osiemnaście lat, Tyberiusz jest rok młodszy, a Porcja urodziła się w tym samym roku, co nasza Emilia. To dobre dla dziewczęcia, by miało matkę.

– Trzeba się było z jej własną nie rozwodzić – mruknął pod nosem.

Quintus wzruszył ramionami.

– Już nie mogłem dłużej znosić tego niewieściego jazgotu. Łaska bogów, że Emilia jest podobna do mojej matki, a nie do Terencji. Klodia to zupełnie inna kobieta. Prawdziwy wzór Rzymianki – cicha, spokojna, usłużna, piękną przędzie wełnę – westchnął z ukontentowaniem.

– I tym razem wyszła bogato za mąż, więc uczyć się też umie – dodał jego syn.

Był ciekawy, czy ostatnia żona ojca to oportunistka. Kobieta, która jest w potrzebie, nie rozgląda się za najbogatszą partią. Poprzez małżeństwo weszła do jednego z najpotężniejszych rodów rzymskich.

– Och Serwiuszu, Serwiuszu. – Ojciec pogroził mu palcem. – Jak się ożenisz, to sam zobaczysz, co jest w małżeństwie ważne.

– Na razie nie zamierzam. Ledwo co odszedłem z armii. Najpierw muszę pomyśleć, czym zająć się w życiu, a dopiero potem dumać o małżonce. To sprawa do rozpatrzenia w dalekiej przyszłości.

Oparł się wygodniej na łożu i podniósł do ust wino. Już po pierwszym łyku poznał, że pochodziło z winnic wuja w Pompejach. Z rozkoszy, którą wywołało zderzenie cierpkich i słodkich nut jednocześnie, przymknął oczy. Wyborne…

– Niezupełnie – oświadczył senator. – Po to cię ściągnąłem z wojska.

– Żeby mnie ożenić – zaśmiał się. – Nie żartuj, panie!

Ojciec zmarszczył brwi. Jakby czekając na ten sygnał, niewolnik do pustego pucharu dolał wina. Senator wziął potężny łyk, nim odpowiedział.

– Problem w tym, że nie żartuję, a twoje małżeństwo jest konieczne. I zostało postanowione już rok temu.

– Przez kogo? – Przyszły pan młody zachmurzył się. – I z kim? I dlaczego ja, jako główny zainteresowany, nic o tym nie wiem?

Quintus popatrzył na niego z politowaniem.

– Jesteś pod moją władzą, synu, twoja zgoda nie była mi do niczego potrzebna. Jako twój pater familias mam prawo, a nawet obowiązek podejmować takie decyzje. Zaprzeczysz temu? – Popatrzył na syna z wyzwaniem w oczach.

– Nie, ojcze – westchnął Serwiusz. – Ale zawsze sądziłem, że przynajmniej spytasz.

Obaj synowie nie tylko szanowali, ale przede wszystkim kochali swojego ojca. A on również odnosił się z szacunkiem do ich wyborów i wspierał, jak tylko mógł. W domu nie panowała sztywna atmosfera oparta na strachu, a ojca zawsze interesowało zdanie obu młodszych Emiliuszy.

– Ponieważ sytuacja rozwinęła się tak, a nie inaczej, nie mogłem. Nad czym głęboko ubolewam.

Serwiusz poczuł się jak w pułapce. Czekał go alians polityczny mający na celu umocnienie pozycji rodziny. Zawsze sądził, że dotyczy to tylko Tytusa. Jak widać, był w błędzie.

– Co takiego się stało, że nagle pomyślałeś o mnie? Jeśli się nie mylę, to Tytus nadal pozostaje głównym dziedzicem. Ja jestem tylko młodszym synem, bez ziemi. Co prawda przywiozłem trochę złota, ale w armii Lukullusa nie sposób się bardzo wzbogacić. Zabronił plądrować i z tego powodu nie cieszy się w legionach sympatią, pomimo że świetny z niego dowódca.

– Jedną informację należy skorygować – powiedział spokojnie senator. – Masz ziemię.

Serwiusz prawie się zakrztusił przełykanym właśnie winem. Kaszląc, gestem wezwał służącego, żeby ten odebrał od niego puchar. Senator w ramach ojcowskiej miłości uderzył syna kilka razy w plecy.

– Jakim cudem? – zapytał niebotycznie zdumiony, gdy odzyskał oddech.

– Mój brat Marek zapisał ci w testamencie cały swój majątek.

To była niezwykła wiadomość. Zwłaszcza że ziemie Marka Emiliusza należały do najlepszych w Italii. Jednak Serwiusz szybko doszedł do wniosku, że nie ma co dzielić skóry na żywym jeszcze lwie.

– A ty postanowiłeś ściągnąć mnie do Rzymu? Przecież stryj może się jeszcze ożenić i mieć własnych synów, którym zostawi spadek. I skąd o tym wiesz? – dodał podejrzliwie.

– Mój brat nie da rady zmienić swojego testamentu. Zmarł nagle dwa miesiące temu – powiedział ze smutkiem Quintus.

Serwiusz przeżył szok. Stryj nie żył, a on z dnia na dzień stał się właścicielem ziemskim. Na wszystkie głębie Tartaru! Co prawda za dobrze go nie znał, bo albo on był poza Rzymem, albo stryj. Ale co rodzina to rodzina!

– Przecież był jeszcze młody. W najbliższe idy miał skończyć czterdzieści dziewięć lat. Jak to się stało? – dopytywał.

– Akurat mnie odwiedzał i wyprawiłem z tej okazji ucztę. W jednej chwili śmiał się z jakiejś zabawnej sytuacji, w drugiej już nie żył.

Quintusowi lekko zaszkliły się oczy. Serwiusz wiedział, że bracia byli ze sobą mocno związani. Dokładnie tak jak on i Tytus.

– Trucizna? – spytał od niechcenia.

– Wykluczone, gdy podejmuję gości w moim domu, wszystko jest próbowane przez niewolników przed podaniem. Poza tym medyk nie znalazł niczego podejrzanego podczas oględzin ciała Marka. Widocznie przyszedł na niego czas… Urządziliśmy mu wspaniały pogrzeb – rozrzewnił się – połączony z igrzyskami gladiatorów, za organizację których był odpowiedzialny twój brat. Trzeba korzystać z każdej okazji, by zdobyć urząd – dodał po chwili.

Typowy polityk. Zmarł mu brat, a on już kombinuje, jak tę śmierć wykorzystać dla dobra rodziny. Dobrze, że Serwiusz nie był uwzględniany w tych planach.

– Więc stryj zmarł, a uprzednio zapisał wszystko mnie. Dlaczego nie tobie lub Tytusowi?

– Tytus jest moim spadkobiercą. Marek zdawał sobie z tego sprawę. Ty nadal pozostajesz pod moją władzą, więc i tak pełne prawo własności otrzymasz dopiero po mojej śmierci, a sam majątek od tej pory wchodzi w skład moich własności. Tak to wygląda w oczach prawa. Oczywiście tak jak twój brat zarządza ziemiami niedaleko Paestum i czerpie z nich dla siebie dochód, tak ty oficjalnie będziesz zarządzał tym majątkiem. Pieniądze, które z niego uzyskasz, będą twoje.

Serwiuszowi wcale nie spieszyło się do uzyskania statusu pełnoprawnego obywatela Rzymu. Wolał, aby ojciec jak najdłużej cieszył się dobrym zdrowiem.

– To i tak więcej, niż mógłbym oczekiwać – zapewnił Quintusa.

– Nie ma sensu wpadać w takie tony, mój synu! – skarcił go ojciec. – Nie zostawiłbym cię przecież bez ziemi. Nadal jesteś uwzględniony w moim testamencie i nie zamierzam tego zmieniać. Pomimo że teraz Klodia pewnie myśli, iż oddam przeznaczony ci majątek jej synom. Niedoczekanie.

– Nie uwzględniłeś pasierbów? – spytał zaciekawiony, poprawiając się na poduszkach.

– Nie mam takiego zamiaru – warknął, popijając wino z kielicha. – Spadek zostawię mężczyznom, a nie darmozjadom! I ty, i Tytus przesłużyliście chwalebnie w armii przynajmniej dziesięć sezonów. Awansowaliście bez mojej protekcji, wróciliście w chwale. A oni – mówił coraz głośniej – nie są warci miana mężczyzn. Tłumaczę im, że powinni iść do wojska, spełnić obowiązek wobec ojczyzny, a starszy mi się w nos śmieje. Wojsko jest dla durniów, powiada, bo poza Rzymem nie ma rozrywek na odpowiednim poziomie. Poza tym twierdzi, że jest stworzony do wyższych celów. Tyberiusz za to snuje się z nosem wiecznie wetkniętym w tabliczki albo zwoje. Poezje chce pisać, a miecza się brzydzi! Mało co, a dostałbym apopleksji. Niestety, od śmierci ojca mogą robić, co chcą, a ja nie mam na nich żadnego wpływu.

Syn senatora śmiał już się całkiem otwarcie. Jako przybrani bracia trafili mu się zniewieściali idioci.

– I dalej tu mieszkają?

Senator się skonfundował.

– Tyberiusz tak, Marek z rzadka. Ale mieszkać może, byleby nie wchodził mi w drogę. No i w ten sposób z Klodią mam względny spokój.

Serwiusz śmiał się dalej.

– Nie martw się, ojcze. Z twojej opowieści wynika, że jeden jest nieszkodliwy, a drugiemu wystarcza łatwe życie, więc pewnie szybko się ożeni z jakąś posażną panną i będziemy go mieli z głowy.

Quintus groźnie zmarszczył brwi.

– Ty mu takich pomysłów nie podsuwaj. Ten zgodny ceveo już się dowiadywał, jaki Emilia dostanie posag!

Młodzieniec natychmiast spoważniał.

– Nie znam go jeszcze, panie, ale z tego co mówiłeś, jest to ostatni kandydat do ręki mojej siostry. Wara!

– Moja krew! – Quintus Emiliusz poklepał syna po barku – Moja!

– Serwiusz! – Na dźwięk głosu obaj spoczywający na łożach mężczyźni obrócili się.

Młodszy natychmiast wstał. Bracia witali się wylewnie i nie kryli wzruszenia. Ich ostatnie spotkanie miało miejsce cztery lata temu, gdy Tytus jeszcze służył w armii. Po dłuższej chwili starszy brat rzekł:

– Dzięki bogom. No to teraz zostaniesz na dobre.

– Zostanę, tylko czy ojciec mógłby mi wyjaśnić, co ma wspólnego mój spadek z pośpiesznym i planowanym od roku już ślubem?

– A nie wyjaśniłem jeszcze? – zdziwił się Quintus.

– Był zbyt zajęty pomstowaniem na niejakich Marka i Tyberiusza Porcjuszy – dodał Serwiusz, widząc zdziwienie malujące się na twarzy brata.

– Ach – rozpromienił się Tytus i usadowił się na wolnym łożu. Wziął do ręki jabłko i chrupiąc je ze smakiem, zaczął oświecać brata: – To jego ukochany temat od jakiegoś miesiąca! Męczy tym wszystkich naokoło. Ale tak, by żona nie słyszała – dodał złośliwie.

Quintus pogroził synom i pokręcił z ubolewaniem głową.

– Wyhodowałem żmiję na własnym łonie! Żadnego szacunku dla ojca i pana.

– Ojcze – zaprotestowali zgodnie jego synowie.

– Skórę wygarbować każę za takie żarty ze starego ojca, nie bacząc na to, żeście dorośli!

Obaj uśmiechnęli się. Senator nie raz groził chłostą i nigdy jeszcze tej groźby nie spełnił. Miał spore poczucie humoru, które obaj po nim odziedziczyli.

– Ale do rzeczy. Ślub bierzesz w najbliższe kalendy.

– Kiedy to już w przyszłym tygodniu!

Serwiusz był naprawdę wystraszony. Wiedział, że ożenić się musi, rozkaz ojcowski rzecz święta, ale żeby za niespełna tydzień? Myślał, że za jakieś pół roku, a jeszcze lepiej za rok. Przecież nie trzeba się tak śpieszyć. Czuł, że zaczyna się pocić. Mocno pocić.

– Wróżbici stwierdzili, że to najlepszy termin. Rozbebeszyli w tym celu dwa woły. Następna taka okazja nadarzy się dopiero za półtora roku!

– I dlaczego ja się tak spieszyłem? – jęknął. Tytus poklepał go współczująco po plecach.

– Nie martw się – stwierdził – za pięć miesięcy moja kolej. Wróżbici i ojciec orzekli.

– Ale z kim mam się żenić i dlaczego już? – Serwiusz był żądny informacji.

Quintus postanowił nie trzymać dłużej syna w niepewności. Już wkrótce młodzieniec będzie mu dziękował, że wybrał dla niego taką żonę. Piękna panna. Z charakteru podobna do Fabii, matki obydwu chłopców, jego wielkiej miłości. Jej śmierć przed piętnastoma laty pozostawiła ich wszystkich w głębokiej żałobie. Tymczasem powrócił myślami do narzeczonej syna.

– Zawarliśmy z wychowanicą Marka umowę o waszym ślubie. Właściwie do uroczystości miało dojść po twoim powrocie z wojska w przyszłym roku. Niestety, jego śmierć przyśpieszyła sprawę. Ponieważ ty dziedziczysz wszystko, ona zostaje bez przysłowiowego miedzianego asa. Marek planował ją wyposażyć i po ślubie miał cię wdrażać jako dziedzica do przyszłych obowiązków – udzielił informacji Quintus.

– Ale ona nawet nie pochodzi z Rzymu, ojcze. A dla ciebie najważniejsze są godność i honor.

Rzym stanął na głowie i fikał nóżkami. Ojciec zamierzał go ożenić z barbarzyńską branką!

– Marek ją bardzo kochał. Ponieważ jego żona nie dała mu dzieci, uznał wychowanicę za córkę w każdym sensie, poza prawnym. A ja nie miałem nic przeciwko temu. Poza tym gdybym się nie zgodził, to ona dziedziczyłaby majątek. A tak obie strony są zadowolone.

– A co ona na ten temat sądzi, ojcze? – dociekał.

– Jeszcze nic nie wie o swoim szczęściu. Marek jej nie mówił, bo uważał, że ma na to czas. Ja nie spodziewałem się twojego tak wczesnego powrotu. Myślałem, że do ślubu dojdzie dopiero w przyszłym roku i planowałem najpierw ożenić Tytusa. A skoro już jesteś, to można całą sprawę przyśpieszyć. Zwłaszcza że dziewczyna nie bardzo umie się u nas znaleźć. Klodia próbuje jej jakoś pomóc, ale… Będzie lepiej, jak zostanie panią własnego domu.

Serwiusz wskazał swój kielich. Niewolnik dolał mu wina.

– Zdecydowanie muszę się napić! – orzekł.

Ciąg dalszy w wersji pełnej

Wódz w trzeciej wojnie z Mitrydatesem, królem Pontu, wielki smakosz, wydawał legendarne uczty, sprowadził do Europy wiśnie.

Reprezentacyjny pokój w domu rzymskim.

Wódz największego w dziejach Rzymu powstania niewolników w latach 73 p.n.e. – 71 p.n.e.

Marek Licyniusz Krassus stłumił powstanie Spartakusa i w roku 70 p.n.e. został wybrany wraz z Gnejuszem Pompejuszem konsulem – najważniejszym urzędnikiem w republikańskim Rzymie. Historię Rzymu liczono od założenia miasta, poza tym, by określić datę, posługiwano się imionami konsulów, którzy w danym roku sprawowali urząd.

Ojciec rodziny, posiadał władzę życia i śmierci nad wszystkimi jej członkami. Był jedyną osobą sui iuris (z prawem do posiadania majątku, dziedziczenia, zawierania umów itp.) w domostwie. Pozostali członkowie (włączając nawet dorosłych żonatych synów) to alieni iuris. Oznaczało to, że byli zależni i nie posiadali zdolności do czynności prawnych.

W starożytnej Grecji słowem tym określano człowieka, który nie był zainteresowany sprawami państwa, a tylko swoimi prywatnymi.

Łacina klasyczna obfituje we wszelakie przekleństwa, które mają seksualny charakter. W tym wypadku chodzi o osobę pasywną w męskiej parze. U nas odpowiednikiem byłby cwel.

Pierwszy dzień miesiąca. Rzymianie znali jeszcze dwa inne dni miesiąca: nony – 5 dzień miesiąca 29-dniowego lub 7 – 31-dniowego; idy – 13 dzień miesiąca 29-dniowego lub 15 – 31-dniowego. Terminy te były związane z fazami księżyca: Kalendae – to dzień po nowiu, Nonae – wypadają według Rzymian dziewięć dni przed idami (nonus = dziewięć), Idus – dzień po pełni. Pozostałe dni określano, licząc wstecz od tych trzech dni np. 2 przed idami, przeddzień id, idy, 17 przed kalendami itd. Akcja książki rozpoczyna się 7 dni przed kalendami Iunius (obecnie czerwiec), czyli 23 maja 70 r. p.n.e.

Rzymski tydzień w okresie republiki miał osiem dni.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: