Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Saloniki - ebook

Wydawnictwo:
Seria:
Data wydania:
16 sierpnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Saloniki - ebook

W Salonikach przez wiele stuleci – i najczęściej pokojowo – obok siebie żyli przedstawiciele różnych narodów, religii, języków i kultur: egipscy kupcy, hiszpańscy Żydzi, prawosławni Grecy, suficcy derwisze, Albańczycy… Jak to się stało, że dziś ślady wieloetnicznej przeszłości tej niegdyś tętniącej życiem metropolii łatwiej znaleźć w lokalnych archiwach i bibliotekach niż na ulicach miasta? Co sprawiło, że Saloniki zostały pozbawione (a może wyrzekły się) swojego wielokulturowego dziedzictwa?

Mark Mazower, znakomity brytyjski historyk, opisuje ponad pięćset lat burzliwej historii tego portowego miasta. Imponuje dbałością o szczegóły i empatią, która pozwala mu zrozumieć punkt widzenia mieszkańców Salonik i po raz kolejny udowodnić, że nie ma lepszego klucza do zrozumienia współczesności od poznania przeszłości.

Dofinansowano ze środków Ministra Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

„Uważna lektura książki Mazowera pozwala zrozumieć, dlaczego Saloniki przegrywają symboliczną walkę z Atenami – dlaczego uchodzą dziś za miasto brzydsze, mniej ważne, bardziej peryferyjne, choć do niedawna były sercem regionu. Co się stało z salonickim „multi”, które przez ostatnie pięć wieków napędzało rozwój portowego miasta? Gdzie się podziały dawne tureckie łaźnie, pomniki, domy, meczety? Gdzie ślady po pięćdziesięciu tysiącach salonickich Żydów – mówiących w ladino Sefardyjczykach i Romaniotach, z ich wymarłym już dziś językiem jewanik? Mazower, historyk z uchem reportera, wspaniale pisze o dotkliwym „braku”, ale i „bogactwie”, które wynikało z centralnego położenia miasta na szlaku starożytnej drogi Via Egnatia łączącej Konstantynopol z Rzymem, Wschód z Zachodem. Autor porównuje Saloniki do Wrocławia, Wilna, Lwowa, czy Jerozolimy – do miast, których tożsamość jest „wielopiętrowa”, które wyrastają na gruzach i które czasami chętnie mierzą się z własną historią, a czasami decydują się ją odrzucić. "Saloniki" to książka wybitna. To klucz do poznania dawnej i współczesnej Grecji.” Dionisios Sturis

„Mazower doskonale pokazuje, jak cechy wielkomiejskiej kultury popularnej – taniec, muzyka, sztuka, literatura, a przede wszystkim seks – wpłynęły na przemianę metropolii banitów i uchodźców w przytulną przystań, którą można nazwać domem. Dramatyczna, pełna nadziei, pięknie spisana historia Salonik ukazuje, w jaki sposób miasta, a z nimi ich mieszkańcy, ulegają pokusie odwrotu od przeszłości, przekształcając się w zupełnie nowe i trudne do rozpoznania miejsce.” Charles King, autor książek „O północy w Pera Palace” i „Odessa”, „Times Literary Supplement”

„Książka Marka Mazowera to niezwykle ważne arcydzieło. Ważne, bo wypełnia lukę w biografiach wielkich miast. Arcydzieło, bo robi to doskonale. Jest podzielona na smakowite literackie kąski, których kosztowanie daje czystą przyjemność. Nie oderwiesz się od lektury i zatracisz w niej bez reszty.” Louis de Bernieres, „Times of London”

„Opowieść o fascynującym mieście, będącym świadkiem burzliwych wydarzeń, spisana przez jednego z najwybitniejszych historyków swojego pokolenia. Mazower mistrzowsko wprowadza nas w barwny świat zawiłej przeszłości Salonik. „The New York Review of Books”

„Doskonała synteza kulturalnej, politycznej, ekonomicznej, intelektualnej i społecznej historii fascynującej metropolii. Niejednego czytelnika opowieść o Salonikach wzruszy do łez. Arcydzieło.” „The Boston Globe”

„Mazower odtwarza historię miejsca olśniewającego egzotyką i barwną złożonością etniczną. To niezwykła opowieść o mieście położonym na rozstaju dróg, między Europą a Azją.” „The New York Times”

„Korzystając z wielu źródeł, m.in. z pamiętnika ukraińskiego uchodźcy z 1720 roku, listów z konsulatów czy dokumentów z Muzeum Żydów Greckich, autor rekonstruuje niesamowitą historię Salonik. Po mistrzowsku ukazuje, jak wielką rolę odgrywały w przeszłości wielkie miasta. Genialna książka.” Philip Mansel, „The Spectator”

Kategoria: Historia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8049-576-0
Rozmiar pliku: 10 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wprowadzenie

Pilnujcie się, by im nie powiedzieć, że czasem różne miasta następują po sobie w tym samym miejscu i pod tą samą nazwą, rodzą się i umierają, nie znając się wzajemnie, pozbawione punktów stycznych. Czasem nie zmieniają się imiona mieszkańców, akcent ich mowy, a nawet rysy twarzy; lecz odeszli bez słowa bogowie, którzy mieszkają pod nazwami i ponad miejscami, a zamiast nich zagnieździli się tam bogowie obcy.

Italo Calvino, Niewidzialne miasta1

Gdy na przełomie lat siedemdziesiątych i osiemdziesiątych XX wieku pierwszy raz przyjechałem do Salonik – w lecie, pociągiem z Aten, z plecakiem – ruszyłem z dworca na poszukiwanie miasta tonącą w spalinach ulicą, minąłem rząd obskurnych hoteli i doszedłem do ruchliwego skrzyżowania, za którym zaczynało się centrum. Chociaż niemiłosierny upał i uliczny hałas przypominały mi zostawioną przed paroma godzinami grecką stolicę, wiedziałem, że znalazłem się w innym świecie. Zaledwie o jakąś godzinę jazdy na północ była granica z Jugosławią Tity z przejściami w Gewgelii czy Florinie, na wschodzie lesiste Rodopy stanowiły barierę w drodze do Bułgarii i leżała Tracja ze swoimi zapomnianymi muzułmańskimi miasteczkami i wioskami przed turecką granicą. Z chwilą gdy przemierzyłem ruchliwy plateia Vardari (plac Wardarski) – w czasie I wojny światowej zwany przez brytyjskich żołnierzy „Piccadilly Circus” – zignorowawszy znaki drogowe kierujące mnie do wyjazdu z miasta w stronę żelaznej kurtyny, poczułem obecność jakiejś innej Grecji, mniej zwróconej ku starożytności, silniej zaś związanej z sąsiednimi ludami, językami i kulturami.

W alejkach bazaru, gdzie torowałem sobie drogę w tłumie, mijając wózki z górami fig, orzechów, podróbek koszul z Piątej Alei i pirackich kaset, odnalazłem cień. W hali targowej Modiano z małych głośników na stoiskach dobiegało buzuki Tsitsanisa, ale zagłuszały je klarnety i bębny cygańskich chłopców, którzy grali w pełnych ludzi ouzeriach. Przy stołach w tawernie Myrovolos Smyrni (Wonna Smyrna), której sama nazwa przywoływała minione blaski i nieszczęścia hellenistycznej Anatolii, początek sjesty umilały tsipouro i mezedes. Tutaj mniej było plecakowiczów niż w turystycznych knajpkach pod Akropolem, więcej gospodyń domowych, tragarzy i przyjeżdżających w dzień powszedni do miasta rolników. Czy na targu mięsnym naprawdę widziałem popisy tańczącego niedźwiedzia? Z całą pewnością nie przegapiłem targu kwiatowego przy hammamie Louloudadika (który w przewodnikach bywa też zwany Łaźniami Targowymi, Łaźniami Kobiecymi albo hammamem Yahudi, czyli Łaźnią Żydowską), popadających w ruinę magazynów korzennych przy odos Egiptou (ulicy Egipskiej) ani wciąż czynnego, pełnego handlarzy piętnastowiecznego, zwieńczonego kopułami Bedestanu. Werwy, z jaką handlowano w tym mieście, mogły pozazdrościć nawet Ateny: takiej wierności dawnym wartościom bazaru i suku jak tutaj nie sposób było zobaczyć na południu kraju.

Ateny bez większego trudu zatarły ślady swojej osmańskiej przeszłości. Przez stulecia charakterem przypominały one w gruncie rzeczy rozrośniętą wieś, więc po zdobyciu przez Grecję niepodległości w 1830 roku państwo odnalazło w nich nie tylko bogatą kulturowo stolicę, obfitującą w drogie zachodniemu filhellenizmowi zabytki starożytności, lecz także miejsce niemal pozbawione śladów późniejszych epok. Tymczasem w Salonikach przeszłość osmańska wciąż żyła w pamięci, armia grecka wkroczyła do nich bowiem dopiero w 1912 roku, więc gwarzące cicho na podwórkach swoich domów staruszki urodziły się najpewniej jako poddane sułtana Abdülhamida. Wspaniałe mury o długości prawie trzynastu kilometrów wciąż otaczały gęsto zaludniony, tętniący życiem ośrodek, którego miejskość nigdy nie budziła wątpliwości – miasto, którego historia sięgała okresu klasycznego i które przez wieki do dzisiaj trwa nieprzerwanie.

Topografia Bałkanów

Jeszcze zanim z zatłoczonej dzielnicy na dole, nad zatoką, poszło się w stronę Górnego Miasta, małe wczesnośredniowieczne kościółki, na wpół schowane pod poziomem ulicy, wskazywały na fazę przejściową między okresem klasycznym a bizantyńskim. Szybko odkrywało się, jakie kryły skarby – ich należące do najwspanialszych na świecie wczesnochrześcijańskie mozaiki i freski śmiało mogą się równać z zabytkami Rawenny i Stambułu. Wysoko, w Górnym Mieście, wciąż funkcjonowała bizantyńska łaźnia publiczna, która przez znaczną część swojej historii pozostawała półschowana pod osypującą się ziemią, a w cienistym, zarośniętym ogrodzie w pobliżu był mały kościół Agios Nikolaos Orfanos (Świętego Mikołaja Opiekuna Sierot) z czternastowiecznymi malowidłami ściennymi ukazującymi życie Chrystusa. W Rotundzie – osobliwej, cylindrycznej budowli rzymskiej, której wielokrotne metamorfozy w kościół, w meczet, w muzeum i w centrum sztuki odzwierciedlają niekończące się przemiany miasta – przetrwały jedne z najstarszych mozaik wschodniego Śródziemnomorza. Sąsiadował z nią elegancki, smukły jak ołówek minaret, wysoki na ponad trzydzieści pięć metrów.

Jak na niejednym przybyszu, który był tu wcześniej, szczególne wrażenie wywarło na mnie leżące w obrębie starych murów Górne Miasto z jego labiryntem stromych uliczek, czasem kończących się niespodziewanie, czasem prowadzących na ocienione platanami, orzeźwiane fontannami placyki. Miało się poczucie, że przetrwał tutaj jakiś starszy świat, żyjący innym rytmem: na brukowanych stromiznach samochodem łatwo się nie jeździło i tu jeszcze nie dotarło dużo aut. Piesi drapali się pod górę bez pośpiechu, przystając raz po raz dla złapania oddechu: mimo upału ludzie szli podziwiać rozległe widoki na miasto i zatokę. Biurowce i wielopiętrowe budynki mieszkalne z czasów powojennego boomu zostały na dole. W Górnym Mieście nie widziało się wielu oznak zamożności. Przylegające do siebie skromne bielone domki, murowane albo drewniane, często składały się tylko z jednej niewielkiej izby z dobudowaną wygódką – pelargonia w donicy ożywiała parapet okienny, spłowiały kilimek ze szmacianych ścinków służył jako wycieraczka, na przeciągniętych między nimi sznurach suszyło się pranie. Leciwi mieszkańcy byli schludnie ubrani. Dopiero później uświadomiłem sobie, że prawdopodobnie większość z nich zamieszkała w tych domach w latach dwudziestych XX wieku i należała do dziesiątków tysięcy uchodźców z Azji Mniejszej, którzy osiedlili się w tym mieście w ramach wymiany ludności z Turcją. Te proste małe domy kontrastowały z podupadłymi eleganckimi willami, mającymi nadwieszone piętra i wysokie mury ogrodowe, wciąż stojącymi przy niejednej ulicy; czasy świetności najczęściej miały one za sobą i uległy dewastacji: ich dwuspadowe dachy były pozapadane, w rozwartych okiennicach odsłaniały się sypialnie, przez widowiskowo ziejące w ścianach frontowych dziury można było dostrzec migawki z miasta w dole. Gdy zobaczyłem je po raz pierwszy, większość z nich była od dziesięcioleci porzucona przez swoich muzułmańskich właścicieli, którzy wyjechali z tego miasta równocześnie z przybyciem uchodźców. Cyprysy, jodły i krzewy różane w ogrodach zarosły bluszczem albo dzikim winem, dawne żywe kolory spłowiały, zamieniając się w pastelowe odcienie żółci, ochry i beżu. Takich śladów przeszłości nie było w krajobrazie miejskim południowej Grecji – nie ma w nim bowiem dzielnic tureckich, które przeżyły wyjazd swoich mieszkańców, dzielnic z fontannami noszącymi nienaruszone inskrypcje dedykacyjne, z mauzoleum derwisza, zamkniętym dziś na cztery spusty.

Podczas kolejnych bytności w Salonikach zacząłem sobie uzmysławiać, że ślady z epoki osmańskiej stanowią klucz pozwalający dostrzec główny paradoks tego miasta. To prawda, że inaczej niż w Atenach życie miejskie istniało tu nieprzerwanie od ponad dwóch tysięcy lat. Naznaczonej radykalnymi zwrotami i zawieruchami tutejszej historii brakowało jednak ciągłości. Nieliczne zabytki osmańskie, które przetrwały w Salonikach, były tylko garścią z tego, co istniało tu kiedyś. Stare domy chyliły się ku upadkowi i w ciągu dziesięciolecia wiele z nich miało się zawalić albo pójść do rozbiórki. Ostatnio kilka budowli zostało odrestaurowanych i zwiedzający mogą podziwiać wnętrza wspaniałego piętnastowiecznego hammamu Beya, największej łaźni osmańskiej w Grecji, albo oglądać na plateia Romfei (plac Romfeisa) wytworną rezydencję, w której dziś mieści się biblioteka publiczna. Poza tymi wyjątkami osmańskie miasto jednak znikło, a jego spuścizna interesuje właściwie tylko specjalistów od ochrony zabytków i naukowców.

Zmiana jest, rzecz jasna, istotą miejskiego życia i żadne miasto, któremu się wiedzie, nie będzie muzeum swojej przeszłości. Rozbudowa doków portowych po II wojnie światowej doprowadziła do likwidacji ogrodów Beşçınar (Książęcych) – nadmorskiego parku, w którym mieszkańcy Salonik bawili się i wypoczywali od pokoleń; dziś jedyną po nim pamiątką jest nosząca jego nazwę ouzeria. Na opustoszałym zapleczu dawnego dworca kolejowego powoli niszczeją przedwojenne tramwaje i stare wagony kolejowe. Nawet niesławna podmokła Bara – największa niegdyś dzielnica czerwonych latarni w tej części Europy – żyje jedynie w czułych wspomnieniach nielicznych saloniczan starej daty i w tutejszej beletrystyce, a na jej ulicach, których nazwy, na przykład Afrodyty czy Bachusa, pozostały niezmienione, nie znajdziemy już niczego bardziej podniecającego niż agencje wynajmu samochodów, warsztaty, garaże i zakłady wulkanizacyjne.

Zlikwidowanie w mieście burdeli to jednak zupełnie co innego niż wyrugowanie widomych śladów jego pięćsetletniej historii. Zastanawiało mnie, jakie są tego skutki dla samoświadomości Salonik – zwłaszcza że to miasto chlubi się swoją przeszłością – skoro znaczne jego obszary w najlepszym razie po prostu niszczeją, a w najgorszym zostały też wykreślone z jego kronik. Czy to dokonało się przypadkowo? Czy można za to winić wielki pożar, który w 1917 roku spustoszył znaczną część śródmieścia? Czy też raczej miasto przeobraziło się gwałtownie i całkowicie za sprawą przymusowej wymiany ludności w 1923 roku, kiedy Saloniki opuściło ponad trzydzieści tysięcy muzułmańskich uchodźców, a na ich miejsce przyjechało tu blisko sto tysięcy wyznawców prawosławia? Innymi słowy, chciałem dociec, czy moje poczucie miejskiej ciągłości, która zrazu wydawała mi się w Salonikach tak atrakcyjna, było złudzeniem. Może istniała inna historia miasta, która czekała, by o jego ciągłości opowiedzieć inaczej, przedstawiając ją jako sekwencję nie tylko płynnych przeistoczeń i adaptacji, lecz także brutalnych rozbratów i nowych początków.

W dziejach tego miasta był bowiem jeszcze jeden unicestwiony komponent, który także zaczynałem poznawać. Kiedy jechałem z lotniska do centrum, nie uszły mojej uwadze okazałe dziewiętnastowieczne wille kryjące się w zdziczałej zieleni za rdzewiejącymi parkanami wśród rzędów powojennych bloków mieszkalnych wybudowanych na przedmieściach. Trzykondygnacyjną pałacową rezydencję otoczoną cienistym, porośniętym sosnami terenem, w której dziś ma główną siedzibę prefektura, postawiła w XIX wieku bogata rodzina żydowskich przemysłowców Allatinich; w tejże rezydencji przebywał na wygnaniu do Salonik internowany sułtan Abdülhamid, którego młodoturcy zdetronizowali w 1909 roku. Willa Bianca, mocno przerośnięta budowla w stylu szwajcarskim przy tej samej ulicy, należała do zamożnego rodu Diaz-Fernandezów. W drodze z lotniska mija się co najmniej kilkanaście tego rodzaju sanktuariów eklektycznego gustu, jaki miała elita w dobie fin de siècle’u – tureccy oficerowie, greccy i bułgarscy kupcy, żydowscy przemysłowcy.

Podczas gdy Turcy i Bułgarzy zajmowali w moich lekturach historycznych o Grecji poczesne miejsce, zwykle jako jej odwieczni wrogowie, Żydzi, ogólnie rzecz biorąc, byli w nich, co znamienne, niemal nieobecni, wspominani jedynie na marginesie najważniejszej, centralnej narracji o powstaniu nowożytnego państwa i jego istnieniu na arenie międzynarodowej. Tymczasem jednak nie byłoby przesady w stwierdzeniu, że w życiu Salonik odgrywali oni przez stulecia rolę dominującą. W 1912 roku Żydzi wciąż jeszcze stanowili w mieście najliczniejszą grupę etniczną, a tutejsze doki zamierały w szabat. Byli wśród nich bogaci biznesmeni, ale znacznie więcej Żydów pracowało jako tragarze i niewykwalifikowani robotnicy, zajmowało się krawiectwem, ulicznym handlem obnośnym i żebractwem, rybołówstwem, a także było zatrudnionych w przemyśle tytoniowym. Dzisiaj jedynym śladem ich obecności w życiu Salonik są pewne nazwiska – Capon, Perahia, Benmayor, Modiano – zacierające się nad witrynami sklepów oraz kamienie nagrobne z inskrypcjami w alfabecie hebrajskim, które zostały zwiezione na kościelne dziedzińce, dom starców i biura organizacji żydowskich. Istnieje też czynny cmentarz, ale powstał on po wojnie i kryje się na zachodnich obrzeżach miasta.

Tutaj – i nie tylko tutaj – żyjącą od stuleci społeczność żydowską unicestwili naziści. Kiedy austriackiemu politykowi Kurtowi Waldheimowi, który w czasie wojny stacjonował w Salonikach jako oficer Wehrmachtu, zarzucono udział w prowadzeniu deportacji, przyjechałem tu, by rozmawiać z ocalałymi z Auschwitz, z ludźmi, którzy przeżyli w partyzantce, i ze szczęśliwcami, którzy przetrwali w ukryciu albo zdołali uciec za granicę. Pewien mówiący półgłosem prawnik stanął ze mną na balkonie swojej kancelarii, skąd spoglądaliśmy na rzędy aut zaparkowanych na plateia Eleftherias (placu Wolności), na który spędzono go wraz z innymi Żydami do przymusowej pracy. Dwaj starsi mężczyźni, nie-Żydzi, spotkani przypadkowo na ulicy Markosa Botsarisa, opowiedzieli mi o dniu, w którym wyprowadzano z dzielnicy Żydów; mieli wtedy po dziesięć lat, jak powiedzieli, i razem z kolegami włamali się do pożydowskich domów, gdzie na stole stało jeszcze ciepłe jedzenie. Czterdziestoletnia kobieta, która zajmowała miejsce obok mnie w samolocie powrotnym do Londynu, wychowywała się po wojnie w dzielnicy położonej tuż nad starym cmentarzem żydowskim i wspominała, że w dzieciństwie bawiła się z rówieśnikami wśród zdewastowanych grobów, że szukali tam ukrytych skarbów i że niedługo później władze zbudowały na tym terenie kampus uniwersytecki. Każdy, jak się zdawało, miał o nich jakąś historię do opowiedzenia, mimo że wtedy jeszcze los Żydów nie budził większego zainteresowania w kręgach naukowych.

Nieco później w ateńskiej siedzibie Centralnej Rady Związku Społeczności Żydowskich Grecji trafiłem na kilka zakurzonych, opieczętowanych worków z dokumentami. Gdy zajrzałem do środka, okazało się, że zawierają masę nieuporządkowanych papierów – inwentarzy, memorandów, podań i listów. Były to wojenne archiwalia Urzędu do spraw Przejęcia Mienia Żydowskiego stworzonego na rozkaz Niemców w tym czasie, gdy w ciągu paru tygodni 1943 roku ponad czterdzieści pięć tysięcy Żydów – czyli jedną piątą ludności miasta – wywieziono do Auschwitz. Papiery te dokumentują salonickie pokłosie deportacji, pokazując walkę o majątek żydowski, o nieruchomości i mienie ruchome, w której uczestniczyło wielu notabli z okresu wojny. O wysiedleniach ogólnie, a zwłaszcza o Holokauście zacząłem wtedy nie tylko myśleć pod kątem ofiar i prześladowców, lecz przede wszystkim widzieć je jako rozdziały w życiu miast. Prawie wszyscy Żydzi zostali wymordowani, ale ich rodzinne miasto rozwijało się i prosperowało.

Oskarżenie Waldheima o udział w ostatecznym rozwiązaniu – jak się okazało, niedowiedziony – odzwierciedlało miarę, w jakiej Holokaust zdominował myślenie o II wojnie światowej. Ze sposobu mówienia i pisania o niej można było czasem wnosić, że oprócz Zagłady Żydów nie wydarzyło się w tamtych latach nic istotnego. Przykładowo, w przypadku Waldheima i jego wojennej przeszłości w Grecji znacznie bardziej zasadne były zarzuty o udział w innych zbrodniach – w masowych rozstrzeliwaniach cywilów w odwecie za partyzantkę i w egzekucji żołnierzy brytyjskich. Taka postać kulturowej obsesji jest z wielu powodów godna ubolewania. Historykowi wytrąca narzędzia poznawcze i zawęża perspektywę. Sprowadza historię do swego rodzaju voyeuryzmu i skłania do ferowania pochopnych wyroków. Ja też nieraz miewałem wrażenie, że się do tego przyczyniam – doszukując się w mieście tropów Zagłady, ignorując żywych na rzecz zmarłych.

Nieustanna koncentracja na wydarzeniach II wojny światowej groziła nade wszystko tym, że niezwykły rozdział historii żydowskiej, europejskiej i osmańskiej będzie postrzegany jedynie jako preludium do ludobójstwa, że przesłoni stulecia, kiedy społeczność żydowska cieszyła się względnym spokojem, a zarówno jej problemy, jak i perspektywy rysowały się zupełnie inaczej. W księgarni Molho, jednym z nielicznych miejsc w centrum miasta, które pamiętają minione czasy, odnalazłem pomnikową Histoire des Israélites de Salonique Josepha Nehamy, dzięki której zacząłem dostrzegać niezwykłość ich historii. Przybycie żydowskich wygnańców z Półwyspu Iberyjskiego, sława Salonik jako kwitnącego ośrodka myśli rabinicznej, zamęt wywołany w XVII wieku przez najsłynniejszego fałszywego mesjasza Sabataja Cwiego i niewzruszona wiara sabatajczyków, którzy pozostali mu wierni nawet po jego konwersji na islam, tworzyły historię fascynującą, mało znaną i bez precedensu w Europie. Cieszący się przychylnością sułtanów żydzi, jak odnotował turecki podróżnik Ewlija Czelebi, mówili o tym mieście „nasze Saloniki”, a większość jego mieszkańców „zna mowę żydowską, gdyż dzień i noc poprzestają oni z żydami i pospołu z nimi prowadzą interesy”.

Tymczasem jednak, gdy uzupełniłem wiedzę o tej greckiej metropolii lekturami książek i artykułów dotyczącymi jej przeszłości żydowskiej, próbując pogodzić swoją znajomość ojczystego miasta Świętego Dimitriosa – „miasta prawosławnego” – ze znajomością sefardyjskiej „Matki Izraela”, odniosłem wrażenie, że te dwie historie – grecka i żydowska – nie tyle się dopełniają, ile wymijają. Zauważyłem, jak rzadko wspomina się o Żydach w standardowych, greckich ujęciach tego miasta. Prawie nie ma o nich wzmianek w tomie wydanym uroczyście w 1962 roku z okazji pięćdziesiątej rocznicy wyzwolenia Salonik spod panowania tureckiego; politycy organizujący tamte obchody traktowali temat żydowski jako tabu. W omijaniu go odzwierciedlała się krytykowana bez pardonu przez Iliasa Petropoulosa „barbarzyńska ideologia neogreckiej burżuazji”, dla której to miasto „zawsze było greckie”. Zarazem jednak większość uczonych żydowskich cechowała wybiórczość nie mniejsza niż ich greckich kolegów: w ich mieście wyobrażonym nie było chrześcijan tak samo, jak w tym wyobrażonym przez Greków brakowało Żydów2.

Jeśli chodzi o muzułmanów, panujących w Salonikach w latach 1430–1912, to pozostawali oni nieobecni i u jednych, i u drugich. Swoje piętno odcisnęły stulecia europejskiej niechęci do mieszkańców imperium osmańskiego. Ich obecność po niewłaściwej stronie Dardaneli od tak dawna uchodziła za przypadek, nieszczęście czy tragedię, że później, w dziele życzeniowego myślenia historycznego, zostali oni wygnani z europejskiego piśmiennictwa o przeszłości. Ani uczeni i pisarze tureccy, ani turkolodzy zajmujący się imperium osmańskim nie robili wiele, by ten stan rzeczy zmienić. Wszystkim, jak się zdaje, wygodnie było przemilczać fakt, że w tym zakątku Europy osmańskie, islamskie miasto leżało niegdyś nad miastami Greków i Żydów.

Jest rzeczą osobliwą, że we wspomnieniach Saloniki malują się często zupełnie inaczej niż w opracowaniach naukowych czy oficjalnych i że w tych pierwszych miejscowe społeczeństwo odsłania się niemal jak w kalejdoskopie interakcji. Leon Sciaky swoją obrazową książkę Farewell to Salonica, będącą autobiografią żydowskiego chłopca dorastającego za czasów Abdülhamida, rozpoczyna przywołaniem głosu muezina o zmierzchu. Albańska rodzina ochroniła bułgarskiego sklepikarza, u którego zaopatrywała się w żywność, przed furią osmańskiej żandarmerii, a w zamożnych domach muzułmańskich zatrudniano dla dzieci chrześcijańskie mamki i greckich ogrodników, żeby dbali o drzewa owocowe. Ahmet Emin Yalman pisze, że ze studni przed jego domem rodzinnym korzystali „mieszkający w sąsiedztwie Turcy, Grecy, Bułgarzy, Żydzi, Serbowie, Wołosi i Albańczycy”. Gioconda, dziejąca się w czasie okupacji niemieckiej poruszająca nowela Nikosa Kokantzisa, opowiada o miłości greckiego nastolatka do żydowskiej dziewczyny mieszkającej w sąsiednim domu; tuż przed deportacją jej rodzice powierzają mu najdroższe im rzeczy osobiste3.

Czy naukowców po prostu zaślepiały nacjonalizm i ciasno pojmowana polityka etniczna? Być może, ale jeśli tak, to wina nie leży tylko po ich stronie. Zasadniczy problem – wspólny dla historyków oraz ich odbiorców – polega na przypisywaniu zupełnie odmiennych czy wręcz wzajemnie sprzecznych znaczeń tym samym kluczowym wydarzeniom, na postrzeganiu historii jako gry o sumie zerowej. Przy takim podejściu powodzenie, jakie odnosi jedna grupa, dokonuje się kosztem innej grupy, cierpienia i straty jednych drugim przynoszą korzyść: rok 1430 – gdy bizantyńskie miasto zdobywa sułtan Murad II – dla chrześcijan jest katastrofą, ale dla Turków triumfem. Zwycięstwo greckie prawie pięćset lat później, w 1912 roku, stanowi odwrócenie tego schematu. Żydzi, którzy osiedlili się w mieście na zaproszenie sułtanów osmańskich, swoje powodzenie utożsamiali z dobrem imperium, a to było trudne do wybaczenia dla Greków.

Tak więc prawdziwe wyzwanie nie polega jedynie na tym, by opowiedzieć o tym niezwykłym mieście jako o wspólnej koegzystencji kulturowej i religijnej – początek XXI wieku chętnie zresztą wysłucha owych dawno zapomnianych opowieści i z radością je przyjmie – lecz wymaga także ujęcia doświadczeń chrześcijan, muzułmanów i żydów w kategoriach jednej, obejmującej wszystkich narracji historycznej. Historie narodowe jednoznacznie zdefiniowały bohaterów i nikczemników, ale jak wyglądałaby historia, gdyby te role zacierały się i nie były oczywiste? Czy można stworzyć narrację o przeszłości miasta, w której da się pogodzić ciągłości jego kształtu i tkanki z radykalnymi nieciągłościami – deportacjami, przymusowymi wysiedleniami i czystkami, z ludobójstwem – które to miasto także przeżyło? Blisko sto lat temu taką próbę podjął pewien miejscowy historyk: w okresie gdy ostateczne losy Salonik jeszcze się ważyły, to miasto uderzyło go jako „muzeum idiomatów zasadniczo odmiennych kultur i religii”. Od tego czasu ich, jak to nazwał, „duch hybrydyczny” mocno ucierpiał w dwóch wojnach światowych oraz na skutek ich następstw. Uważam, że warto pokusić się o nową próbę4.

W latach trzydziestych XX wieku w pobliżu mauzoleum sufickiego świętego Musy Baby spotykano niekiedy jego wędrującego ducha. Nawet dziś właściciele domów wyobrażają sobie czasem, że pod ich piwnicami spoczywają janczarzy i znajdują się bizantyńskie nekropolie. Czyta się historie o ukrytych katakumbach rzymskich, o nieszczęśliwych miłościach i niespokojnych duchach nawiedzających popadające w ruinę nadmorskie wille. Krążą słuchy o ukrytym skarbcu żydowskim, którego strzegą duchy niepoddające się egzorcyzmom, stawiające czoła agentom Mossadu, byłym nazistom i każdemu, kto próbował odnaleźć powierzone ich pieczy kosztowności i złoto.

Salonickie duchy objawiają się jednak także inaczej, w dokumentach i archiwach, w listach arcybiskupów bizantyńskich, zapisach osmańskich urzędników i w piśmiennictwie hagiograficznym opisującym żywoty i okrutną śmierć chrześcijańskich męczenników. Wyciszenie historycznej różnorodności miasta nie wynika z braku źródeł. Szesnastowieczni rabini rozsądzali dawno zapomniane spory małżeńskie, konflikty w interesach i rozważali troski hałaśliwego, smrodliwego, zatłoczonego miasta. Dziennik ukraińskiego uchodźcy politycznego opisuje hulanki żydowskich służących, pijanych i utytłanych w błocie, rozpasanie kleru, zgiełk uliczny, tumulty i zarazy. Podróżnicy, coraz liczniej odwiedzający miasto ze względu na jego zabytki, ze względu na przepiórki i króliki żyjące na okolicznych nizinach, przyjeżdżający w interesach albo po prostu w poszukiwaniu przygód, opisywali magiczny, górujący nad Morzem Egejskim pejzaż minaretów, cyprysów i białych murów. W końcu XIX wieku – ale nie wcześniej – zaczęło przybywać gazet wychodzących w półtuzinie języków i nawet, co na ziemiach osmańskich stanowiło rzadkość, pokazały się mapy miasta. Mamy przebogate archiwalia – osmańskie, weneckie, greckie, austriackie, francuskie, angielskie, amerykańskie – raporty spisywane sumiennie przez kolejne pokolenia zagranicznych konsulów, którzy dawno już wyjechali z miasta. Sięgając do tych źródeł, zacząłem od podboju Salonik przez sułtana Murada II w 1430 roku, śledziłem w nich życie codzienne miasta za jego następców oraz ich przechodzenie od wielowyznaniowego, niebywale poliglotycznego świata osmańskiego – aż do I wojny światowej salonicki czyścibut potrafił się dogadać w sześciu czy siedmiu językach – i przejęcie przez to miasto roli etnicznie i językowo jednorodnego bastionu dwudziestowiecznego państwa narodowego, gdzie w latach pięćdziesiątych ponad dziewięćdziesiąt pięć procent mieszkańców było już, z definicji, Grekami.

Upadły dawne imperia, narody walczyły o samostanowienie, zmieniały się tożsamości i ludziom nadane zostały nowe etykiety: muzułmanie stali się Turkami, a chrześcijanie Grekami. Chociaż w Salonikach to Grecy doczekali się w końcu własnego państwa, a Bułgarzy, muzułmanie i Żydzi na różne sposoby ponieśli straty, warto pamiętać, że gdzie indziej także Grecy byli poszkodowani – w Stambule na przykład albo w Trabzonie, Aleksandrii czy w Izmirze, gdzie w czasie wysiedleń w 1922 roku zginęły ich dziesiątki tysięcy. Miasta, koniec końców, zarówno wypędzają, jak i dają schronienie, a wielu spośród Greków, którzy zadomowili się w Salonikach, wcześniej musiało gdzieś zostawić swoje dawne domy.

Podobne przeobrażenia przeszły miasta w różnych regionach naszego globu – wymieńmy choćby Lwów, Wrocław, Wilno, Tbilisi, Jerozolimę, Jafę, Lahaur. Każde z nich przeżyło traumy związane z brutalną przemocą towarzyszącą powstawaniu państw narodowych. Czy na przykład działalność izraelskiego Powiernictwa nad Własnością Opuszczoną, przekazującego nieruchomości „nieobecnych” po 1948 roku Arabów w ręce nowych właścicieli żydowskich, bardzo się różniła od działalności greckiego Urzędu do spraw Przejęcia Mienia Żydowskiego, który w Salonikach powołano pięć lat wcześniej? Obie te instytucje wzięły w karby chaotyczną grabież i chciały poddać proces przejmowania majątku jakiejś biurokratycznej procedurze. Ślady dawnych miast można także odkrywać, podążając za uchodźcami, którzy je opuścili. Wśród tych, którzy mi pomogli, przywołując wspomnienia minionych Salonik, byli: emerytka przycinająca róże w swoim wiejskim ogrodzie w Sussex, sędziwy kupiec żyjący na przedmieściu Stambułu i mieszkający w Indianapolis ocaleniec z Auschwitz5.

Przed 1950 rokiem, na którym zamykam tę książkę, saloniccy muzułmanie zostali przesiedleni do Turcji, a Żydzi wywiezieni przez Niemców i w ogromnej większości wymordowani. Po właśnie zakończonej greckiej wojnie domowej, w której zwyciężyła antykomunistyczna prawica, miasto czekał całkowicie niespodziewany i bezładny dynamiczny rozwój, a jego ludność podwoiła się i potroiła w ciągu trzydziestu czy czterdziestu lat. Tam, gdzie w żywej pamięci były cyprysy i minarety, stajnie, sowy i bociany, gęsto wyrosły bloki mieszkalne i gigantyczne billboardy. Jego transformacja trwa, do salonickiego krwiobiegu wchodzą dzisiaj maniacy komputerowi z Rosji, lekarze z Ghany, albańscy kamieniarze, ukraińskie nianie, chińscy straganiarze. Wielu z nich szybko zaczyna płynnie mówić po grecku, bo przynależność miasta do tego nowoczesnego państwa narodowego jest bezsporna, a historia jego przejścia z rąk osmańskich w greckie należy już do dawnych dziejów.3

Przybycie Sefardyjczyków

Siedemnastowieczny osmański podróżnik Ewlija Czelebi swój opis Salonik rozpoczyna, jak to miał w zwyczaju, fantastyczną przypowieścią o powstaniu tego miasta. Mianowicie, gdy prorok Salomon – „niechaj będzie błogosławiony” – pokazywał świat królowej Szeby, ona, popatrzywszy, ujrzała „w krainie Aten, na ziemiach Rzymian najwspanialsze miejsce zwane Bellvue”. Tam właśnie Salomon zbudował jej pałac, „którego ślady są widoczne do dziś”, po czym wyruszył z nią na wschód, do Stambułu, Bursy, Baalbeku i Jerozolimy, gdzie wznosili budowle, zaludniając na powrót ziemię po Potopie. Według Czelebiego salonickie mury zbudowali „filozof Filikos” oraz jego syn Selanik, któremu miasto „zawdzięcza swą nazwę”. Później, jak powiada, Żydzi uszli z Palestyny, „w ciągu jednej nocy ujarzmili grecki naród i zdobyli twierdzę”. Królowie hebrajscy walczyli z księżniczkami bizantyńskimi, w końcu przeszła ona pod panowanie sułtanów osmańskich, ale „po dziś dzień miasto jest pełne Żydów”45.

Historia Ewlii ma w sobie ziarno prawdy: w latach 1667–1668, kiedy przebywał on w Salonikach, żydzi wpisywali się w ich pejzaż tak nieodłącznie, że najwyraźniej trudno było sobie wyobrazić, by nie mieszkali tam od zawsze. I rzeczywiście, żydzi żyli tam, zanim pojawili się chrześcijanie. W epoce Bizancjum Saloniki zamieszkiwało mniej więcej kilkaset mówiących po judeo-grecku rodzin żydowskich (Romaniotów); mimo częstych i dotkliwych prześladowań prowadzili oni z powodzeniem handel śródziemnomorski, o czym świadczą choćby listy odnalezione przed laty w kairskiej genizie. Na krótko przed podbojem tureckim osiedlili się w nich także żydowscy uchodźcy uciekający przed prześladowaniami we Francji i w Niemczech. Nie wiemy, czy ktoś z nich przetrwał w mieście oblężenie z 1430 roku, lecz jeśli tak, to Mehmed Zdobywca przesiedlił ich później do Konstantynopola w ramach polityki zaludniania tego miasta prowadzonej po jego zdobyciu w 1453 roku, a w Salonikach, po raz pierwszy od bodaj tysiąca lat, w ogóle nie było żydów. Dlatego też nie figurują oni w rejestrze przeprowadzonym w 1478 roku. Kiedy świat chrześcijański ogarnęła nowa fala prześladowań antyżydowskich, imperium osmańskie postanowiło ten fakt wykorzystać46.

Ucieczka przez Morze Śródziemne

Wypędzeniem Żydów w 1290 roku Anglicy rozpoczęli politykę, która trwała nagminnie w krajach chrześcijańskich przez następnych dwieście lat. Edyktem Ferdynanda i Izabeli z 1492 roku tysiące żydów zostało wygnanych z kraju, który w ich poczuciu zapewniał im bezpieczeństwo i pomyślność. W ślady Hiszpanii poszły Sycylia i Sardynia, Nawarra, Prowansja i Neapol. Do połowy XVI wieku żydów wypędziła znaczna część zachodniej Europy. Nieliczni przetrwali w niej mimo prześladowań, wielu przeszło na chrześcijaństwo, podczas gdy inni, zwani marranami albo „nowymi chrześcijanami”, praktykowali w ukryciu żydowskie zwyczaje, kryjąc się pod maską katolicyzmu. Centrum żydowskiego świata przesunęło się wtedy na wschód – do gościnnej, bezpieczniejszej Polski i na ziemie osmańskie47.

W samej Hiszpanii nie wszyscy byli zwolennikami wypędzeń. (Niewykluczone, że właśnie dlatego o wiele liczniejsi muzułmanie w Andaluzji zostali potraktowani inaczej: najpierw zmuszono ich do konwersji, a wygnano znacznie później). „Nieodosobniony był pogląd – pisał uczony inkwizytor Jerónimo de Zurita – że monarcha popełnia błąd, pozbywając się z kraju tak przedsiębiorczych i pracowitych ludzi, którzy w jego królestwie wyróżniali się zarówno liczbowo, jak i otaczającą ich estymą oraz swym oddaniem dla pomnażania majątku”. Następna generacja inkwizytorów wyrażała obawę, że wygnani Żydzi „zabrali ze sobą potencjał i bogactwo tego królestwa, by przenieść je do naszych wrogów za sprawą wytwórczości i handlu, w których odnoszą powodzenie nie tylko w Europie, lecz także na całym świecie”48.

Wygnanie Żydów wpisywało się w bezwzględną walkę o potęgę islamu z chrześcijaństwem. Można ją niemal postrzegać jako rywalizację dwóch wielkich religii monoteistycznych o zjednoczenie imperium rzymskiego, którego były sukcesorami: po jednej stronie stali w niej bowiem hiszpańscy monarchowie katoliccy Świętego Cesarstwa Rzymskiego, po drugiej zaś sułtani osmańscy, spadkobiercy Cesarstwa Wschodniorzymskiego oraz władcy największego i najsilniejszego imperium muzułmańskiego na świecie. Walka ta sięgnęła apogeum w XVI wieku, kiedy Karol V, zasiadający na tronie cesarza rzymskiego, władca Niderlandów i Austrii, a także król Hiszpanii wraz z jej posiadłościami na Sycylii, w Neapolu, Meksyku i Peru, zmierzył się z Sulejmanem, którego potęga rozciągała się od Węgier po Jemen i od Algieru do Bagdadu. Wojska sułtana podbiły ziemie arabskie, a na północy stanęły u bram Wiednia, podczas gdy flota osmańska zwyciężała na Morzu Śródziemnym w bitwach z Ligą Świętą, zdobywając dla imperium Rodos, Cypr i Tunis, przez jedną zimę okupując Tulon, podbijając Niceę i terroryzując wybrzeże Półwyspu Apenińskiego. Gdy Habsburgowie szukali sprzymierzeńca w Persji, Anglicy i Francuzi zabiegali o zbliżenie z Portą. Była to wojna światowa wczesnej nowożytności49.

Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.Przypisy końcowe

SKRÓTY STOSOWANE W PRZYPISACH

AJDC American Jewish Joint Distribution Committee (Joint) – Amerykańsko-Żydowski Połączony Komitet Pomocy

EIE Elliniki Istoriki Etaireia

ELIA Elliniko Laografiko kai Istoriko Archeio (Ateny)

FO archiwa Foreign Office (Public Record Office)

GDM Geniki Dioikisis Makedonias

IAM Istorika Archeia Makedonias (Saloniki)

IWM Imperial War Museum

NA US National Archives (Waszyngton, DC)

PRO Public Record Office (Londyn)

UNRRA United Nations Relief and Rehabilitation Agency – Administracja Narodów Zjednoczonych do spraw Pomocy i Odbudowy

YDIP Ipiresia Diachiriseos Israilitikon Periousion (Muzeum Żydowskie Grecji)

WPROWADZENIE

1 I. Calvino, Niewidzialne miasta, przeł. A. Kreisberg, Warszawa 1975, s. 25.

2 E. Petropoulos, La -à Salonique, Athènes 1980, wstęp.

3 L. Sciaky, Farewell to Salonica, London 1946; N. Kokantzis, Gioconda, Athens 2001; A.E. Yalman, Turkey in My Time, Norman, OK 1956, s. 11.

4 P. Risal, La ville convoitée. Salonique, Paris 1914, s. x.

5 M. Fischbach, Records of Dispossession. Palestinian Refugee Property and the Arab-Israeli Conflict, New York 2003.

CZĘŚĆ I. RÓŻA SUŁTANA MURADA

1 PODBÓJ W 1430 ROKU

6 „The Mosquito”, nr 53, marzec 1941.

7 K. Mertzios, Mnimeia Makedonikis Istorias, Tesaloniki 1947, s. 410.

8 M.A. Walker, Through Macedonia to the Albanian Lakes, London 1864, s. 34; J. Murray, Handbook for Travellers in Greece, London 1854, s. 415; G. Marindin (red.), The Letters of John B.S. Morritt of Rokeby, London 1914, s. 158.

9 H.F. Tozer, Researches in the Highlands of Turkey, t. 1, London 1869, s. 149.

10 Na temat Żydów dziękczyniących Świętemu Dimitriosowi zob. cud w V wieku w: R. Cormack, Mosaic Decoration of S. Demetrios, Thessaloniki, „Annual of the British School at Athens” 1969, nr 64, s. 17–52.

11 Procopius, De bello gothico, ks. III, 14, 22–30 S. Vryonis, The Evolution of Slavic Society and the Slavic Invasions in Greece. The First Major Slavic Attack on Thessaloniki, AD 597, „Hesperia: Journal of the American School of Classical Studies at Athens”, nr 4(50), październik–grudzień 1981, s. 378–390, cyt. ze s. 385.

12 P. Lemerle, Les plus anciens recueils des miracles de Saint Démétrius, „Le Texte” 1979, nr 1, s. 134, przeł. S. Vryonis, cyt. za: tegoż, The Evolution of Slavic Society, dz. cyt., s. 381, 382.

13 Zob. R. Browning, Byzantine Thessalonike. A Unique City?, „Dialogos” 1995, nr 2, s. 91–104.

14 P. Sugar, Southeastern Europe under Ottoman Rule, 1354–1804, Seattle 1977, s. 19–22; M. Balivet, Byzantines et Ottomans. Relations, Interaction, Succession, Istanbul 1999, s. 4; H. Inalcik, The Ottoman Empire. The Classical Age, 1300–1600, London 1994 (wyd. pol.: Imperium osmańskie. Epoka klasyczna 1300–1600, przeł. J. Hunia, Kraków 2006 – przyp. tłum.).

15 H. Lowry, The Nature of the Early Ottoman State, Albany, NY 2003.

16 G.G. Arnakis, Gregory Palamas Among the Turks and Documents of His Captivity As Historical Sources, „Speculum”, nr 1(26), styczeń 1951, s. 104–118.

17 M. Balivet, Byzantines et Ottomans, dz. cyt., s. 33, 65–69.

18 Tamże, s. 39.

19 The Travels of Bertrandon de la Brocquiere, AD 1432 and 1433 T. Wright (red.), Early Travels in Palestine, London 1848, s. 346, 347; M. Letts (red.), Pero Tafur. Travels and Adventures, 1435–1439, London 1926, s. 126.

20 G. Tsaras, I teleftaia alosi tis Thessalonikis (1430), Tesaloniki 1985, s. 172; K. Mertzios, Mnimeia Makedonikis Istorias, dz. cyt., s. 45–90; G. Tsaras, I teleftaia alosi tis Thessalonikis (1430), dz. cyt., s. 50–57 , s. 96 .

21 F. Miklosich, J. Müller (red.), Acta et Diplomata Graeca Medii Aevi Sacra et Profana, t. 3, Vienna 1865/1868, s. 282, 283.

2 MECZETY I HAMMAMY

22 The Travels of Bertrandon de la Brocquiere, AD 1432 and 1433 T. Wright (red.), Early Travels in Palestine, London 1848, s. 347; G. Tsaras, I teleftaia alosi tis Thessalonikis (1430), Tesaloniki 1985, s. 62.

23 M. Kiel, Notes on Some Turkish Monuments in Thessaloniki and Their Founders, „Balkan Studies” 1970, nr 11, s. 129–131.

24 G. Tsaras, I teleftaia alosi, dz. cyt., s. 66, 67.

25 E.D. Bodnar (red.), Cyriac of Ancona. Later Travels, Cambridge, MA 2003, s. XI, 12, 13; The Travels of Bertrandon de la Brocquiere, dz. cyt., s. 349–355.

26 M. Vickers, Cyriac of Ancona at Thessaloniki, „Byzantine and Modern Greek Studies” 1976, nr 2, s. 75–82; S. Vryonis, Thessaloniki in 1430 A. Bryer, H. Lowry (red.), Continuity and Change in Late Byzantine and Early Ottoman Society, Birmingham 1986, s. 314, 315.

27 S. Vryonis, Thessaloniki in 1430, dz. cyt., s. 299, 316, 317.

28 A. Bisani, A Picturesque Tour Through Part of Europe, Asia, and Africa, London 1793, s. 36; H.F. Tozer, Researches in the Highlands of Turkey, t. 2, London 1869, s. 141.

29 H. Lowry, Portrait of a City. The Population and Topography of Ottoman Selanik in the Year 1478, „Diptycha” 1980/1981, nr 2, s. 254–292.

30 N. Beldiceanu, Recherche sur la ville Ottomane au XVE siècle, Paris 1973, s. 159, 160.

31 J. de Hammer, Histoire de l’empire Ottoman depuis son origine jusqu’à nos jours, t. 3, pierwodr. Paris 1835, wznow. Istanbul 1994, s. 112; M. Kiel, Notes on Some Turkish Monuments in Thessaloniki and Their Founders, dz. cyt., s. 125.

32 M. Kiel, Notes on Some Turkish Monuments in Thessaloniki and Their Founders, dz. cyt., s. 132–134.

33 Tamże, s. 139–141.

34 E. Ginio, „Every Soul Shall Taste Death”. Dealing with Death and the Afterlife in Eighteenth Century Salonica, „Studia Islamica” 2001, nr 93, s. 113–132.

35 Bedestan – zob. S. Curcic, E. Hadjitrifonos (red.), Secular Medieval Architecture in the Balkans, 1300–1500, Thessaloniki 1997, s. 286–288; T. Stavrides, The Sultan of Vezirs. The Life and Times of the Ottoman Grand Vezier Mahmud Pasha Angelovic (1453–1474), Leiden–Boston–Cologne 2001, s. 285–288.

36 A. Zombou-Asimi, To Bey Hammami (Loutra Paradeisos) tis Thessalonikis, „Thessaloniki” 1995, nr 1, s. 341–376; N. Moschopoulos, I Ellas kata ton Evlia Tselebi, „Epetiris Etaireias Byzantinon Spoudon” 1940, nr 16, s. 348.

37 N. Moschopoulos, I Ellas kata ton Evlia Tselebi, dz. cyt., s. 337.

38 S. Tzortzaki-Tzaridou, Ideikotera provlimata efarmogis tou Othomanikou yaioktitikou sistimatos sti Makedonia KITh., Christianiki Thessaloniki. Othomaniki periodos, 1430–1912, Tesaloniki 1994, s. 259–277, 269, 270.

39 Cyt. za: P. Atreinidou-Kotsaki, Leitourgia ton bezestenion stin agora tis Othomanikis periodou, „Makedonika” 1995/1996, nr 30, s. 169; V. Dimitriades, Topografia tis Thessalonikis kata tin tourkratia, 1430–1912, Tesaloniki 1983, s. 180–182; V. Dimitriades, Problems of Land-Owning and Population in the Area of Gazi Evrenos Bey’s Wakf, „Balkan Studies” 1981, nr 1(22), s. 43–46; V. Dimitriades, Vakifs along the Via Egnatia E. Zachariadou (red.), The Via Egnatia under Ottoman Rule, 1380–1699, Rethymnon 1997, s. 85–97; H. Pernot (red.), Voyage en Turquie et en Grèce du R.P. Robert de Dreux, Paris 1925, s. 35.

40 J.K. Vasdravellis, Istorika Archeia Makedonias, t. 1: Archeion Thessalonikis, 1695–1912, Tesaloniki 1952, s. 2–5; N. Beldiceanu, Recherche sur la ville Ottomane au XVE siècle, dz. cyt., s. 144–146.

41 H. Inalcik, The Ottoman Empire. The Classical Age, 1300–1600, New York 1973, s. 70–75 (wyd. pol.: Imperium osmańskie. Epoka klasyczna 1300–1600, przeł. J. Hunia, Kraków 2006 – przyp. tłum.).

42 Tamże; N. Todorov, The Balkan City, 1400–1900, Seattle 1983, s. 98.

43 E. Ginio, Aspects of Muslim Culture in the Ottoman Balkans D. Tziovas (red.), Greece and the Balkans. Identities, Perceptions and Cultural Encounters since the Enlightenment, Farnham 2003, s. 120.

44 Viaggio di un ambasciatore veneziano da Venezia a Constantinopoli nel 1591 L. Firpo (red.), Relazioni di Ambasciatori veneti al Senato, t. 13, Torino 1984, s. 201.

3 PRZYBYCIE SEFARDYJCZYKÓW

45 N. Moschopoulos, I Ellas kata ton Evlia Tselebi, „Epetiris Etaireias Byzantinon Spoudon” 1940, nr 16, s. 321– 363.

46 M.A. Epstein, The Ottoman Jewish Communities and their Role in the Fifteenth and Sixteenth Centuries, Freiburg 1980, s. 178–180; H. Lowry, Portrait of a City. The Population and Topography of Ottoman Selanik in the Year 1478, „Diptycha” 1980/1981, nr 2, s. 254–292.

47 Y. Yerushalmi, Exile and Expulsion in Jewish History B.R. Gampel (red.), Crisis and Creativity in the Sephardic World, 1391–1648, New York 1998, s. 3–22. Yerushalmi wspomina o wypędzeniach Żydów z Francji w końcu XII wieku.

48 Cyt. za: H. Kamen, The Mediterranean and the Expulsion of Spanish Jews in 1492, „Past & Present”, nr 119, maj 1988, s. 53, 54.

49 A. Hess, The Moriscos. An Ottoman Fifth Column in Sixteenth-Century Spain, „American Historical Review” 1968, nr 1(74), s. 1–25.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: