Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Samotność we dwoje - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
25 października 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Samotność we dwoje - ebook

Maja i Adam zawsze byli dla otoczenia parą idealną. Żadnych kłótni ani problemów finansowych, wszyscy zazdrościli im takiego życia i takiej miłości. Po latach, gdy w brzuchu nie trzepoczą już motyle, wspólne życie okazuje się nie tak proste. Kiedy Maja spędza kolejne dni w delegacji, Adam szuka pocieszenia w ramionach innej.

 

Czy podczas wspólnego urlopu z dala od codziennych problemów, coś jeszcze może się zmienić? Dlaczego związek, który jeszcze niedawno był spełnieniem marzeń, z biegiem czasu zmienia się w życie obok siebie? Czy warto w nieskończoność walczyć o miłość?

 

Samotność we dwoje to opowieść o oddalaniu się od siebie. Emocje Mai i Adama buzują, a przyszłość przynosi kolejne niespodzianki. Czy potrafią się jeszcze odnaleźć?

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-766-3
Rozmiar pliku: 677 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Dużo się dzieje

Zbliżają się moje czterdzieste urodziny. To dobry czas na podsumowania. Nawet jeśli wnioski miałyby się okazać niewesołe.

Jestem takim sobie, przeciętnym facetem, niezbyt przystojnym ani ambitnym, i nawet nieszczególnie utalentowanym. Spokój był i jest moją religią. Cenię wygodę i lubię mieć pieniądze. Niekoniecznie wielkie pieniądze – raczej takie, żeby wystarczyło na wygodne życie i skromne przyjemności.

Zawodowych ambicji nie mam. Nigdy nie miałem. Po studiach zatrudniłem się w firmie serwisowej, gdzie zajmowałem się obsługą biura. I tak trwałem przez wiele lat. Owszem, podśmiewali się ze mnie, że jestem sekretarką. Mówiłem wtedy, że nie sekretarką, a sekretarzem i że podtrzymuję przedwojenne tradycje.

Przy okazji, choć w tajemnicy, nauczyłem się naprawiać pralki i lodówki. Nie wiem po co ani dlaczego. Za to zrobiłem to metodycznie. Nakupowałem podręczników i gruntownie je przestudiowałem. Teorię łatwo mi było podeprzeć praktyką. Buszowałem od niechcenia po warsztacie – tu coś podejrzałem, tam o coś zapytałem – i jakoś tak mimochodem stałem się ekspertem od zepsutych sprzętów AGD. Nie zamierzałem ich naprawiać, bo nie znoszę babrać się w smarach i kilkuletnim kurzu. Wystarcza mi myśl, że umiem i mógłbym.

W ogóle jestem metodyczny i lubię, gdy wszystko jest poukładane: praca, dom, żona. Trudno przejść przez życie bez zawirowań, ale w sumie chyba osiągnąłem pełnię. Zarabiam o wiele lepiej, niż chciałem. Jestem kierownikiem ze sporym zespołem ludzi. Poukładałem sprawy tak, że toczą się bez mojego większego wysiłku. Jestem doceniany, prezes patrzy na mnie łaskawym okiem. Mam dom z ogrodem, w domu – spokój, inteligentną żonę. Życie jest dobre. Nie zawsze takie było.

Mam też nową pasję – szusowanie po ośnieżonych trasach. I kłopot, który uwielbiam. Kochankę, która, jak narkotyk, dodaje mojemu uporządkowanemu życiu pikantnego smaku szaleństwa – niby wiem, że jest złem, ale nie zamierzam się z niego leczyć.

Wracając do nart, a właściwie – nart! – wykrzyknik jest niezbędny, tak mi się ten sport podoba. Dopiero zaczynam, ale czuję, że to jest to. Zaprzyjaźniłem się z facetem, który od lat każdą wolną chwilę spędza na nartach. Przekonał mnie, żebym i ja spróbował. Wiedział szelma, co robi. Wciągnął mnie i teraz jest to już nasza wspólna pasja.

Tak… Mógłbym powiedzieć, że dobrze się dzieje. Wszystko toczy się tak, jak należy. Czy jednak? Chyba mam drobne wątpliwości. Być może dlatego nabrałem ochoty, by opisać wydarzenia, które mnie tu doprowadziły, w to miejsce mojego życia. Dla mnie to były burzliwe zdarzenia. A słowo pisane pomaga znaleźć odpowiedzi.

Dziś rano na wystawie księgarni zobaczyłem pięknie oprawiony gruby zeszyt.

Doskonale – pomyślałem wtedy, bo lubię eleganckie, piękne rzeczy. Uznałem, że jest to brulion wart zapełnienia.

Cóż… Zaczynam.Rozdział 2

Marianna

Jest luty dwa tysiące piątego roku. Tkwię w biurze serwisu AGD-RTV i po ośmiu godzinach niezbyt męczącej pracy wracam do pustego domu. Moja żona, Marianna, dla mnie i znajomych Majka, robi zawrotną karierę w korporacji. Zajmuje się handlem. Dla kontrastu – ona jest dynamiczna, wiecznie zabiegana, zajęta swoimi sprawami. Wraca wieczorem i na ogół pada ze zmęczenia. Często wyjeżdża w delegacje, na jakieś kursy czy konferencje. Bywa, że i weekendy spędza poza domem. I ciągle awansuje. Co chwilę wskakuje na bardziej odpowiedzialne i lepiej płatne stanowisko.

Jest piękna i bardzo mnie pociąga, no i świetnie gotuje. Raczej powinienem napisać: potrafi gotować. Rzadko to robi, nie ma na to czasu. Kocham moją żonę i jej ciągła nieobecność zaczyna mi doskwierać. Ostatnio nawet już ze sobą nie rozmawiamy. Nie mamy kiedy. Wymieniamy szybkie komunikaty w przelocie między kuchnią a łazienką albo krótkie uwagi przed telewizorem. To dobrze nie wróży.Rozdział 3

Wolę spokój

Bardzo źle znoszę niespodzianki mojej żony. Jej energia i entuzjazm czasem wręcz wytrącają mnie z równowagi. Burzą mój bezcenny spokój.

Tego dnia Marianna wpadła do domu i, nieomal potykając się o mnie, zawołała:

– Adaś, jesteś?

– Nie, nie ma mnie. – Mój sarkazm brał się z faktu, że zawsze byłem w domu, gdy wracała z pracy. Poza tym natychmiast zwietrzyłem jakąś „bombę”.

– To dobrze. Mam niespodziankę. – Była rozpromieniona, podekscytowana i nie zwracała na mnie uwagi.

– Mam nadzieję, że mnie nie porazi. – Bardzo chciałem nie być szyderczy, pewnie dlatego zabrzmiało to bojaźliwie.

– Na odczepnego kupiłam los w naszej firmowej loterii. Charytatywny cel, więc kupiłam ich kilka. Nawet nie wiedziałam, jakie są nagrody, w ogóle się tym nie interesowałam. Kupiłam losy i zapomniałam. I wygrałam! Adam, wygraliśmy! Dwa tygodnie w Chorwacji!!!

– Majeczko, jest luty, nie ma upału! Skąd u ciebie udar? – Lęk, trwoga, drwina, nadzieja, że jednak nie? Nie mogłem się zdecydować.

– Adam, naprawdę!

Zaczynałem wierzyć. Ja to mam szczęście! Ktoś może skakałby z radości – a ja mam problem. Nie cierpię wyjeżdżać. Nienawidzę wyjeżdżać! Wolałbym przesiedzieć urlop w domu.

– Opowiedz. – Starałem się ukryć rezygnację.

Marianna była rozpromieniona. Słuchając, po raz kolejny zdałem sobie sprawę, jak bardzo uwielbiam moją żonę. A nawet jej narwane pomysły. Po prostu – kocham ją. Dla niej mogę się tłuc na koniec Europy.

Okazało się, że to nie żart. Chorwacja, dwa tygodnie na początku września. Hotel do wyboru spośród kilkudziesięciu, kilkuset różnych, rozrzuconych po całym chorwackim wybrzeżu. Zaraz po sezonie, gdy będzie mniej ludzi, a jeszcze ciepło. Wizja lazurowego Adriatyku nawet mnie wydała się kusząca, szczególnie na tle lutowej szarugi. Po kolacji, którą podałem bez pomocy Majki i którą ona ledwie zauważyła, usiedliśmy do internetu i zaczęliśmy przeglądać ofertę hoteli.

Czego tam nie było! Molochy i kameralne pensjonaty na dziesięć pokoi. Latarnie morskie na cztery osoby z domową kuchnią żony latarnika. Po dwóch godzinach rozbolała mnie głowa. Nawet moja szybko podejmująca decyzje żona poczuła się ogłupiała. Nic nie wybraliśmy. W sumie znaleźliśmy kilkanaście tysięcy ofert, obejrzeliśmy około trzydziestu i mieliśmy dosyć.

– Musimy zdecydować, czego szukamy. Określić jakiś klucz, inaczej będziemy wybierać przez najbliższe dwa lata.

– Masz rację, Adasiu. Tylko czego my szukamy?

Majka oparła swój brzoskwiniowy policzek na wypielęgnowanej dłoni. Paznokcie też miała brzoskwiniowe. Chciałem ją przytulić; jej policzek, paznokcie, ją całą.

– Ciszy i spokoju? – Tak jak się spodziewałem, nie tego szukaliśmy. – Ale w każdym razie nie kurortu i jego głównej ulicy, przy której znajduje się sześć dyskotek i codziennie przewala się tłum ludzi, prawda?

– Jasne. Adam, a może poszukajmy czegoś, co jest w takim miejscu cichym i spokojnym, tak jak ty chcesz, ale niedaleko od jakiegoś kurortu? Będziemy mogli dawkować ciszę i hałas, spokój i rejwach. Co ty na to?

– Świetny pomysł, tylko wyszukiwarka pracuje w systemie wyboru: Kwatery prywatne, Hotele, Wellness, Last minute, Wille, Jachty morskie, Agroturystyka… – zauważyłem.

– Tak, chyba musimy dokonać selekcji. – Majka też dostrzegła trudność.

– Co powiesz na dwa tygodnie na morskim jachcie?

– Rewelacja. Tylko, mężu mój, po pierwsze wygrana nie obejmuje tej opcji, a po drugie te pobyty zaczynają się od trzech tysięcy euro. Za tydzień od osoby.

– A kończą na prawie czterdziestu tysiącach. Poza tym na pewno dostałbym choroby morskiej. Czyli jachty wykluczamy.

– Raczej tak. Co powiesz o Wellness?

Długą chwilę spędziliśmy w milczeniu na studiowaniu oferty. Baseny, masaże, jacuzzi wirowały przed oczami. Mocna rzecz. Ceny jeszcze mocniejsze.

– Chyba nie zdecydujemy się aż tyle dopłacić, co? – Sprowadziłem nas na ziemię.

– No, chyba nie… – Majce błyszczały oczy, ale znałem jej rozsądek i byłem przekonany, że tej opcji raczej nie wybierze. Choć, jak sroczka, chętnie będzie się jej przyglądać.

– Dobra, żonko, idźmy do przodu. Last minute nas nie interesuje, bo my chcemy wybrać teraz na wrzesień, a nie we wrześniu na wrzesień. Odpuśćmy sobie też od razu Agroturystykę i Wille. Pierwsza nie wchodzi w grę, a cała willa nie jest nam potrzebna. Byłby to za duży zbytek, nie sądzisz?

– Sądzę, chociaż luksus jest pociągający…

– Konto po luksusie natomiast mniej – skwitowałem sucho.

– Ty racjonalisto – mruknęła. – Zostały nam Hotele i Kwatery prywatne. Proponuję odpuścić sobie hotele. Za duże ryzyko, że trafimy na jakiegoś molocha, sympatycznie opisane ponure gmaszysko, mieszczące w sobie tysiąc pięćset pokoi. Pozostają kwatery prywatne. Co ty na to?

Zgodziliśmy się. Wybraliśmy kwatery prywatne, kazaliśmy przeglądarce posegregować ich dostępność we wrześniu na całym wybrzeżu Adriatyku. Wyświetliło się sześć tysięcy ofert. Ograniczyliśmy się do Dalmacji Środkowej i mieliśmy już tylko półtora tysiąca ofert. Wyłączyliśmy jeszcze wyspy i wyszło nam tych ofert osiemset.

– Wiesz co, żono moja? Osiołkowi w żłoby dano. Będę tak zmęczony wybieraniem, że nigdzie nie będzie mi się chciało jechać. Już mi się nie chce!

– Nie bądź maruda.

– Ale ja jestem maruda!

– Właśnie widzę.

– Na dziś mam dość.

– Nie bądź taki, wybierzmy coś!

– Nic dzisiaj nie będę wybierał. Jestem zmęczony. Zaskakujesz mnie wiadomością o wyjeździe i spędzamy prawie cztery godziny przed komputerem, wybierając coś, z czego nie chcę skorzystać. Jestem zmęczony i zaczynam być zły. Chyba wolałbym dostać od żony kolację na stół. Być może taka zwyczajna rzecz byłaby dla mnie ważniejsza niż wakacje na koszt firmy.

– Jesteś nie w porządku.

– Nigdy nie twierdziłem, że jestem w porządku. Teraz twierdzę, że właśnie idę spać.

Tak, byłem zły i kłótnia wisiała w powietrzu. Czasami się kłóciliśmy. Bywało, że moja żona cierpiała na nadmiar energii. To właściwie nie byłoby takie złe, gdyby nie fakt, że niekoniecznie chciała ów nadmiar spożytkować zgodnie z moimi potrzebami. Miała własny, stanowczy pogląd na życie i tego się trzymała. Dla niej liczyła się dynamika, tempo i intensywność wrażeń – tu pojechać, tam zobaczyć, tego doświadczyć. A ja wolałem po cichu siedzieć w domu i rozkoszować się spokojem. Temat urlopu co roku był przyczyną sporów. Ja najchętniej nigdzie bym nie wyjeżdżał, Majka pojechałaby w pięć miejsc naraz. A teraz zaczęło do mnie docierać, że nie ma mowy o spokojnym rozkoszowaniu się ciszą własnego domowego ogniska w najbliższe wakacje. Sprawa była przesądzona – to już wiedziałem. Pojedziemy do tej cholernej Chorwacji i już. Nawet moja standardowa deska ratunkowa – chociaż czasem to już była brzytwa ratunkowa – nie pomoże. Nie wykpię się tym, że za drogo, bo ktoś za nas zapłaci. Po prostu pojedziemy do tej Chorwacji. Do tej cholernej Chorwacji.

Ależ byłem zły! W pierwszej chwili ucieszyłem się z wygranej, bo zawsze miło jest coś wygrać. Potem Majka podkręciła mnie na oglądanie ofert w internecie i zanim do końca uświadomiłem sobie, co to znaczy, już uczestniczyłem czynnie w turystycznej dyskusji. Teraz ochłonąłem i miałem przed oczami okropnie długą podróż, potem obskurny hotel z trzeszczącym i zapadającym się łóżkiem. Pomimo zmęczenia, nie posunąłem się w wyobraźni do wizji karaluchów czmychających po zapaleniu światła – i tak miałem dosyć.

Takie wieczory bywały przykre. Spaliśmy w jednym łóżku, ale oddzielnie. Ostatnio coraz częściej. Na ogół to ja złościłem się na Majkę. Miała zbyt wiele pomysłów, chciała zbyt wiele rzeczy naraz. Wszystkiego chciała. A mnie bolało to, że w tym „wszystkim” zapominała o mnie. Zapominała po prostu uwzględnić mnie w swoich planach. Jak typowy wojownik: zdobyła, usidliła, odhaczyła. Przestała się mną zajmować i – co najbardziej bolało – przestała liczyć się z moim zdaniem.

Zaraz, zaraz, czy to nie faceci powinni być zdobywcami? Ale ja nie chcę być zdobywcą! Chcę być sobą, Adamem, i nie mieć z tego powodu żadnych wyrzutów sumienia. Nie odczuwam potrzeby dopasowania do stereotypów, że facet to macho, a zwiewna i eteryczna kobietka jest strażniczką domowego ogniska. Niech nie będzie strażniczką, ale niech w ogóle będzie. Bo mojej żony mentalnie w domu nie było.

To właśnie stało się powodem mojej narastającej frustracji.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: