Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Satyry i listy Horacego. Listy. Tom 2 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Satyry i listy Horacego. Listy. Tom 2 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 300 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

LI­STY

Kra­ków

Na­kła­dem Spół­ki Wy­daw­ni­czej Pol­skiej

1903

Li­stów księ­ga pierw­sza

Po sa­ty­rach, w utwo­rach po­etyc­kich Ho­ra­ce­go mu­sia­ła zajść pew­na prze­rwa; że zaś nie był zbyt sko­rym do pod­ję­cia na nowo pió­ra, do­wo­dzą kil­ka­krot­ne ze stro­ny Me­ce­na­sa, ba na­wet Au­gu­sta za­chę­ty, by się do pra­cy za­brał. Pierw­szy z li­stów, acz­kol­wiek nie­ma chro­no­lo­gicz­nej pew­no­ści kie­dy zo­stał na­pi­sa­nym, od­po­wia­da czy­nem, na de­li­kat­ne za­pew­ne na­po­mnie­nia moż­nych swo­ich pro­tek­to­rów i przy­ja­ciół. Je­że­li weź­mie­my ca­łość, to list obec­ny jest ro­dza­jem spo­wie­dzi z re­zul­ta­tu do ja­kie­go w ży­ciu swo­jem do­szedł i z za­sad ja­kie wy­zna­je; a w żad­nem może pi­śmie eklek­tyzm jego fi­lo­zo­fii tak wy­raź­nie za­zna­czo­nym nie­zo­stał. Sta­rać się o jak naj­więk­sze wy­kształ­ce­nie, wy­no­sić się po­nad tłum; swo­bo­dą, rów­no­ścią uspo­so­bie­nia, po­gar­dą lub obo­jęt­no­ścią dla zy­sku i ma­jąt­ku, na­de­wszyst­ko zu­peł­ną nie­za­leż­no­ścią, tak od lu­dzi, jak od pa­nu­ją­cych am­bi­cyi i prą­dów, przedew­szyst­kiem zaś od ja­kiej­kol­wiek szko­ły fi­lo­zo­ficz­nej; oto głów­ne za­ry­sy jego me­to­dy, jego sztu­ki ży­cia.

Że wo­bec bra­ku zu­peł­ne­go wia­ry, na­uce i wy­kształ­ce­niu, cul­tu­rae (w. 39, 40) nie­po­mier­ne przy­pi­su­je zna­cze­nie, "to rzecz pro­sta. Mu­siał prze­cież być ja­kiś kie­ru­nek dla ludz­ko­ści, ja­kiś ha­mu­lec na­mięt­no­ści, ży­wioł du­cho­wy, wo­bec ze­wnętrz­nej i ma­te­ry­al­nej stro­ny ży­cia; gdzie­kol­wiek lu­dzie my­śle­li, o po­trze­bie ta­kie­go ży­wio­łu byli prze­ko­na­ni. Że na­uka sama z sie­bie temu nie po­do­ła i może być przy­czyn­kiem je­dy­nie do praw­dzi­wej cy­wi­li­za­cyi, że tak prze­ce­nia­na dzi­siaj "oświa­ta" nie za­stą­pi nig­dy wia­ry i mi­ło­ści, o tem hi­sto­rya na każ­dej kar­cie prze­ko­nu­je. Prze­ra­fi­no­wa­na kul­tu­ra Rzym­ska, wy­kwint ogła­dy w cza­sach od­ro­dze­nia, nie wy­łą­czał by­najm­niej dzi­ko­ści w oby­cza­jach, bar­ba­rzyń­stwa w po­li­ty­ce, a w dzie­jach obec­nych na­sze­go na­ro­du nie trze­ba nam da­le­ko szu­kać, by się prze­ko­nać jak snad­no jed­no z dru­giem w pa­rze cho­dzi. Co rze­czy­wi­ście god­nem za­sta­no­wie­nia, to pro­sto­ta, rzec moż­na, na­iw­ność, z jaką wy­rze­ka­jąc się ja­kiej­kol­wiek szko­ły i tra­dy­cyi, uzna­je i daje wia­rę naj­prost­szym za­bo­bo­nom (34 – 37). Acz­kol­wiek te wier­sze wy­ję­te są nie­mal do­słow­nie z Hi­po­li­ta Eu­ry­pi­de­sa, nie czuć wsze­la­ko w nich ani cie­nia iro­nii, a z tonu i skła­du ca­ło­ści mu­si­my przy­pu­ścić, że temu wie­rzył jak lud pro­sty. W cza­sach zu­peł­nej nie­wia­ry, gu­sła, cza­ry i za­bo­bo­ny w nie­ma­łem by­wa­ją wzię­ciu, tak da­le­ce umysł ludz­ki bez ja­kie­goś nad­przy­ro­dzo­ne­go ży­wio­łu obyć się nie może.

Słusz­nie za­uwa­żył Kies­sling (do w. 70 obecn… lis.), że może nig­dzie Ho­ra­cy nie za­zna­czył tak wy­raź­nie, jak da­le­ce się czuł ob­cym we wła­snem spo­łe­czeń­stwie i jak się pra­gnął od ta­ko­we­go wy­róż­niać, przy­pi­su­jąc to je­dy­nie jego na wskróś He­leń­skiej kul­tu­rze. Za­pew­ne, że ten wzgląd nie­ma­ło zna­czył. Jed­nak­że wcho­dzi­ło tu w grę dużo bar­dziej, na­szem zda­niem, jego na wskróś ary­sto­kra­tycz­ne uspo­so­bie­nie.

Lu­dzie, któ­rzy ze sto­sun­ków to­wa­rzy­skich i przy­jaź­ni do­pie­ro, na­by­li ary­sto­kra­tycz­nych zwy­cza­jów i prze­ko­nań, by­wa­ją bar­dziej wy­łącz­ni, niż tacy, któ­rzy na mocy ro­do­we­go sta­no­wi­ska na­tu­ral­ny mają przy­stęp do wyż­szych spo­łe­czeń­stwa szcze­blów. To wła­śnie mia­ło miej­sce u Ho­ra­ce­go, a z prze­licz­nych miejsc jego po­ezyj ła­two się prze­ko­nać, jak po­gar­dzał tłu­mem, bez wzglę­du czy to był pro­sty mo­tłoch, czy pół­mę­dr­ki pa­so­ży­ty i rze­ko­mi fi­lo­zo­fo­wie.

Za­raz w tym pierw­szym li­ście ude­rza ton wprost od sa­tyr od­mien­ny, wy­ro­zu­mia­ły i spo­koj­ny, w któ­rym wiek i do­świad­cze­nie wie­le z pier­wot­nej zła­go­dzi­ły ostro­ści. Po­wra­ca on do niej w na­stęp­nych li­stach, ale pra­wie tyl­ko tam, gdzie wcho­dzi na niwę li­te­rac­kiej pro­duk­cyi tak swo­ich jak i daw­niej­szych cza­sów. Ostat­ni wiersz li­stu może się nie­jed­ne­mu wy­dać nie­co try­wial­nym, uwa­ża­my go jed­nak jako swo­bod­ną for­mę epi­sto­lar­ne­go sty­lu, któ­ra wca­le nie razi. Zu­peł­nie tak samo, jak ostat­ni wiersz li­stu IV-go do Al­bia Ty­bul­la.LIST PIERW­SZY.

DO ME­CE­NA­SA.

Mnie, któ­ren z wier­szów Cię w pierw­szym śpie­wa­łem, a pra­gnę w ostat­nim,

Dość już oglą­da­ne­go i la­ską ob­da­ro­wa­ne­go,

Wo­łasz Me­ce­no, bym daw­nym się od­dał na nowo za­pa­som.

Wszak­że nie umysł ten sam, ani wiek. We­ja­nius zło­żyw­szy,

Oręż na próg Her­ku­le­sa, w ukry­ciu na wsi po­zo­sta­je,

Żeby się wciąż nie wy­pra­szać od ludu na krań­cu are­ny.

Mam ja ta­kie­go co w ucho mi czy­ste już nie­raz po­wta­rza:

"Ko­nia już sta­rze­ją­ce­go ro­zum­nie za­wcza­su wy­przę­gaj,

Żeby utknąw­szy na śmiech się nie, po­dał po­włó­cząc ło­pat­ką".

Za­tem na te­raz i wier­sze po­rzu­cam i resz­tę za­ba­wy;

Pięk­na i praw­dy je­dy­nie ja szu­kam, tem cały za­ję­ty;

Zbie­ram i po­rząd­ku­ję, co wkrót­ce uży­tem być może.

Że­byś przy­pad­kiem nie py­tał o wo­dza i sek­ty kie­ru­nek:

Wca­le nie przy­się­ga­jąc na mi­strza ja­kie­go prze­pi­sy,

Fala gdzie tyl­ko za­pę­dzi po­da­ję się chęt­nie w go­ści­nę,

Bądź za­krzą­tam się czyn­nie i w spra­wach spo­łecz­nych za­ta­piam,

Cno­ty praw­dzi­wej do­zor­ca, su­ro­wy ta­ko­wej to­wa­rzysz;

Bądź też zno­wu do nauk Ary­styp­pa ukrad­kiem po­wra­cam,

Rze­czy do sie­bie sto­su­jąc, nie zaś pod­da­jąc się onym.

Rów­nie jak dłu­ży się noc, gdy przy­ja­ciół­ka zdra­dzi­ła,

Albo i na­jem­ni­ko­wi dzień dłu­gim się zda­je; jak cięż­kim

Rok ma­ło­let­nim, gdy sro­giej opie­ce są mat­ki pod­le­gli;

Ta­koż i dla mnie czas bie­ży nie­wdzięcz­nie i wol­no, gdy za­miar,

Oraz na­dzie­ję dzia­ła­nia czyn­ne­go utra­cam do celu,

Któ­ren dla bied­nych zba­wien­nym i słu­ży tak samo bo­ga­tym,

Za­nie­dba­ny zaś rów­nie, tak mło­dym jak sta­rym za­szko­dzi.

Za­tem wy­pa­da bym temi się rzą­dził i bro­nił pra­wa­mi:

Okiem nie mo­żesz tak się­gnąć da­le­ko jak słyn­ny Lin­ce­usz,

Prze­toś nie wi­nien za­nie­dbać na­ma­ścić oka cho­re­go;

Ani też je­śli nie zdo­łasz do­rów­nać po­tę­dze Gly­ko­na,

I

Cia­ła swo­je­go nie bro­nić przed gu­zo­wa­tą chi­ra­grą.

Wol­no ci dą­żyć do celu pew­ne­go, jak da­lej nie mo­żesz.

Je­śli ci pierś na­bie­ra i skąp­stwem i pod­łą chci­wo­ścią,

Są za­mó­wie­nia, uro­ki, któ­re­mi uko­ić na pew­no,

Mo­żesz ten ból i w znacz­nej choć czę­ści się po­zbyć cho­ro­by.

Chwal­by pra­gnie­niem się wzdy­masz? są pew­ne zma­zy spo­so­by,

Je­śli po trzy­kroć za­klę­cia prze­czy­tasz z czy­stem su­mie­niem.

Zło­śnik i pi­jak, za­zdro­śnik, le­ni­wiec, i zgo­ła roz­pust­nik,

Nikt nie bę­dzie tak dzi­kim, by nie miał zmięk­nąć na du­szy,

Je­śli on tyl­ko po­słusz­ne oświa­cie ucho nad­sta­wi.

Grze­chów uni­kać już cno­tą, a pierw­szym stop­niem mą­dro­ści,

Głup­stwa się po­zbyć. Wszak wi­dzisz, jak to co naj­więk­szą jak są­dzisz,

Bę­dzie nie­do­lą; za szczu­pły ma­ją­tek, chy­bie­nie za­bie­gów,

Z ja­kim to gło­wy i du­szy wy­sił­kiem zwy­cię­żyć się sta­rasz:

Pę­dzisz bez tchu jako ku­piec do gra­nic In­dyi ostat­nich,

Mo­rzem, ska­ła­mi, przez ogień, by tyl­ko przed nę­dzą się chro­nić:

Żeby zaś nie dbać o wszyst­ko co błęd­nie po­dzi­wiasz i pra­gniesz,

Uczyć się, słu­chać i temu co lep­szy, uwie­rzyć od­ma­wiasz!

Ja­kiż to si­łacz po wsiach wy­stę­pu­jąc i li­chych za­gro­dach,

Gar­dził by wień­cem na wiel­kich igrzy­skach Olym­pii, któ­re­mu

Świe­ci na­dzie­ja i pew­ność zdo­by­cia wień­ca bez tru­du?

Sre­bro pod­lej­szem od zło­ta, pod­lej­szem zło­to niż cno­ta.

"O ro­da­cy, ro­da­cy! pie­nią­dze na­przód uzbie­rać,

Cno­ta po gro­szu", tak pierw­szy do ostat­nie­go na tar­gu

Gło­si Ja­nu­sa, wtó­ru­ją po­słusz­nie mu i sta­rzy mło­dzi,

Z ta­blicz­ka­mi i z tecz­ką na le­wem zwie­szo­ną ra­mie­niu.

Bądź oby­czaj­nym, ro­zum­nym, wy­mow­nym i ce­luj pra­wo­ścią,

Je­śli do czte­rech­kroć, sześć, lub sied­miu za­brak­nie ty­się­cy,

Bę­dziesz mo­tło­chem. Lecz chłop­cy ba­wią­cy się mó­wią: "ty kró­lem

Bę­dziesz, gdy do­brze uczy­nisz". Niech mu­rem spi­żo­wym to bę­dzie,

W ni­czem się nie po­czu­wać, od grze­chu żad­ne­go nie bled­nąc.

Po­wiedz no, pra­wo Ro­scy­usza czy lep­sze, czy chłop­ców pio­sen­ka,

Na­da­ją­ca kró­le­stwo ta­kie­mu co do­brze uczy­nił,

God­na praw­dzi­wych mę­żów, Ka­mil­lom i Ku­riom śpie­wa­na?

Któ­ren­że le­piej ci ra­dzi: pie­nią­dze ro­bić, pie­nią­dze,

Je­śli się da uczci­wie, gdy nie, ja­ko­kol­wiek pie­nią­dze,

By­le­by z bliz­ka oglą­dać płacz­li­we po­ema­ta Pu­pia:

Al­bo­li ten co for­tu­nie wy­nio­słej czo­łem się sta­wić,

Wol­no i dum­nie ci każe i za­wsze do tego spo­so­bi?

Je­śli­by rzym­ski lud mnię cza­sem za­py­tał dla­cze­go,

Nie jak tych sa­mych por­ty­ków i za­sad uży­wam po­dob­nych,

Ani uni­kam i szu­kam, co sam nie­na­wi­dzi lub ceni;

Wte­dy od­rzek­nę tak samo, jak nie­gdyś szczwa­ny li­siu­ra

Lwu od­po­wie­dział: dla­te­go, że śla­dy mnie prze­ra­ża­ją,

Któ­re w twym idą kie­run­ku, żad­ne­go zaś nie znać od­wrot­nym.

Be­styo, za wie­le masz głów; bo cóż i ko­góż mam śle­dzić?

Jed­ni pu­blicz­ne ro­bo­ty dzier­ża­wić pra­gną, zaś inni

Ja­błusz­ka­mi, cia­stecz­kiem na cie­płe wdów­ki po­lu­ją,

Albo czy­ha­ją na star­ców, by cho­wać ich w sztucz­nych za­gro­dach;

Li­chwą u wie­lu ta­jem­nie przy­ra­sta ma­ją­tek. Lecz cho­ciaż

Wi­dzę ich róż­nym za­mia­rem, róż­ny­mi ce­la­mi za­ję­tych,

Czy­liż choć jed­ną go­dzi­nę w tem sa­mem wy­trwać zdo­ła­ją?

"Żad­na za­to­ka na świe­cie uro­czym się Ba­jom nie rów­na!"

Je­śli rzekł bo­gacz, je­zio­ro i mo­rze za­mia­ry uczu­ją

Wła­ści­cie­la w za­pa­le, lecz je­śli prze­wrot­ne pra­gnie­nie,

Przyj­dzie do gło­wy, na­za­jutrz "prze­no­ście wy do Te­anum

Rze­mieśl­ni­cy na­rzę­dzia". W kom­na­cie ma łoże mał­żeń­skie:

Twier­dzi, że nic nie jest lep­szem, przed­niej­szem nad ży­cie bez­żen­ne;

Je­śli zaś nie­ma, przy­się­ga że do­brze jest tyl­ko żo­na­tym.

Ja­kim­że wę­złem utrzy­mam ob­li­cze zmien­ne Pro­te­ja?

Jak­że z ubo­gim? no śmiej się, prze­rzu­ca pod­da­sza i łoże,

Łaź­nie, bal­wie­rzy; na ło­dzi na­ję­tej za­rów­no się nu­dzi,

Jak i bo­gacz na wła­snej pły­ną­cy swo­bod­nie try­re­mie.

Je­śli przez złe­go bal­wie­rza z nie­rów­nie wło­sem ob­cię­tym,

W dro­gę ci wsze­dłem to drwisz; gdy z pod wy­cze­sa­nej opo­ny,

Żu­pan prze­zie­ra prze­tar­ty, lub toga leży nie­rów­no,

Śmie­jesz się.Cóż? je­śli wła­sny mój sąd nie zga­dza się z sobą,

Gar­dzi tem co po­szu­ki­wał, po­wra­ca do tego co pu­ścił;

Rzu­ca się, pie­ni w nie­zgo­dzie z przy­ję­tym ży­cia po­rząd­kiem,

Bu­rzy, to zno­wu bu­du­je, ko­li­ste na kwa­drat za­mie­nia;

Są­dzisz, że wpa­dłem w szał uro­czy­sty, nie śmie­jesz się dłu­żej,

Albo nie my­ślisz, le­ka­rza że trze­ba mi, lub opie­ku­na,

Przez pre­to­ra da­ne­go, boć sam mych spraw opie­ku­nem

Je­steś, a gnie­wa cię na­wet nie­rów­nie pa­zno­kieć ob­cię­ty

Dru­ha, co w cie­bie spo­glą­da, od cie­bie bę­dąc za­leż­nym? 150

Sło­wem: od ojca Jo­wi­sza jed­ne­go mę­drzec jest mniej­szym,

Wol­ny, bo­ga­ty i pięk­ny, w god­no­ściach, król nad kró­la­mi;

Głów­nie zaś zdrów, byle ka­tar mu cza­sem zbyt nie do­ku­czał.

* * *

Do sta­re­go Ho­me­ra moc na­pi­sa­no ko­men­ta­rzy; nie­któ­re z nich bar­dzo do­bre, wie­le mier­nych, a jesz­cze wię­cej śmier­tel­nie nud­nych, przez na­gro­ma­dze­nie cięż­kie­go ba­la­stu na­uko­we­go i mar­ne­go z eru­dy­cyą po­pi­su. W kil­ku­na­stu wstęp­nych obec­ne­go li­stu wier­szach jest tak zna­ko­mi­te stresz­cze­nie i oce­na Ho­me­ro­wej pie­śni, żeby jej próż­no po­szu­kać w li­te­ra­tu­rze ca­łe­go świa­ta, a prze­cież Ho­me­rem zaj­mo­wa­no się nie­ma­ło.

Nie­wia­do­mo co tu bar­dziej po­dzi­wiać, czy oso­bli­wą krót­kość i tre­ści­wość wy­ra­żeń; czy nie­zwy­kłą by­strość spo­strze­gaw­czą i nie­omyl­ny smak w kry­ty­ce li­te­rac­kiej. Pod­nie­sio­no wła­śnie te wy­tycz­ne i gra­nicz­ne po­ema­tu stro­ny, z któ­rych jak z kłęb­ka ła­two dojść do osta­tecz­nych koń­czyn. Wła­ści­wie mało po­chwał, ale co po­wie­dzia­no, jak do­sad­nie war­tość epo­pei pod­no­si, w któ­rej zdro­wy ro­zum zwy­cię­ża ob­szer­ne dy­alek­tycz­ne wy­wo­dy. Mógł Ho­ra­cy w przy­stę­pie złe­go hu­mo­ru, któ­re­go z resz­tą nie­raz przy – kła­dy w li­ście do Pi­zo­nów (1) znaj­du­je­my, za­rzu­cić Ho­me­ro­wi, że cza­sa­mi za­sy­pia, ale w tych krót­kich sło­wach wi­dać, jak umiał zgłę­bić po­tę­gę jego opo­wia­dań. Dziw­ne tyl­ko, że tuż koło sie­bie po­sta­wił Chry­zyp­pa i Kran­to­ra, z któ­rych pierw­szy jest naj­bar­dziej roz­wle­kłym i naj­gor­szym w Grec­kiej li­te­ra­tu­rze sty­li­stą, kie­dy dru­gi ce­lu­je wy­twor­nym sma­kiem.

Resz­ta za­wie­ra zło­te po pro­stu rady i sen­ten­cye do mło­de­go wy­sto­so­wa­ne Lol­liu­sza, mo­gą­ce być pod­pi­sa­ne przez każ­de­go chrze­ści­jań­skie­go mo­ra­li­stę i fi­lo­zo­fa, da­ją­ce wzór i ob­raz, jak sta­ry i do­świad­czo­ny przy­ja­ciel do mło­de­go czło­wie­ka od­zy­wać się wi­nien.

* * *LIST DRU­GI.

DO LOL­LIU­SZA.

Woj­ny Tro­jań­skiej śpie­wa­ka, z Lol­liu­szów naj­star­szy, gdy w Rzy­mie,

W szko­le się ćwi­czysz wy­mo­wy, od­czy­ty­wa­łem w Pra­ene­ste;

Któ­ry co pięk­ne i pod­łe, co wię­cej lub mniej uży­tecz­ne,

Pro­ściej i le­piej wy­ra­ża, niż na­wet Chry­zyp i Kran­tor.

Na czem opie­ram to zda­nie, prze­szko­dy gdy nie­ma, po­słu­chaj,

Po­wieść, w któ­rej się bój opo­wia­da z po­wo­du Pa­ry­sa

Chu­ci, jak Gre­cya z Bar­ba­rem w spo­tka­niu dłu­giem wal­czy­li,

Głu­pich na­ro­dów i kró­lów za­wie­ra po­ry­wy na­mięt­ne.

Są­dzi An­te­nor, że po­wód do woj­ny usu­nąć na­le­ży:

–- (1) Por. z resz­tą wy­bor­ne uwa­gi o Ho­me­rze w tym­że li­ście 140 – 153.

Wte­dy cóż Pa­rys? by źyć i pa­no­wać bez­piecz­nie i bło­go,

Prze­czy, by zmu­sić go moż­na. Za­tar­gi Ne­stor po­go­dzić

Spie­szy, po­mię­dzy Pe­lej­dą i mię­dzy sy­nem Atre­ja:

Pali jed­ne­go mi­łość, a gniew dru­gie­go po­spo­łem;

W czem kró­lo­wie sza­le­ją, Acha­je cię­gi po­no­szą.

Bun­tem, zdra­dą i zbrod­nią, a nie­mniej chu­cia­mi i gnie­wem,

Grze­szą w ob­rę­bie mu­rów Ilio­nu i po za mu­ra­mi.

Zaś od­wrot­nie co cno­ta i mą­drość zdo­ła do­ko­nać,

Przy­kład zba­wien­ny w oso­bie nam. Ulys­se­sa po­da­je;

Któ­ren zwy­cięz­ca Tro­ji, prze­zor­ny, miast roz­ma­itych,

Po­znał i lu­dzi zwy­cza­je; pę­dzo­ny przez mo­rze bez­brzeż­ne,

Pod­czas gdy so­bie i dru­hom go­tu­je po­wrót, prze­cier­piał

Wie­le, nie da­jąc się nig­dy po­chło­nąć fa­lom nie­do­li.

Zna­ne ci Sy­ren od­gło­sy, i Cyr­cy kie­li­chy, po któ­rych,

Je­śli­by z to­wa­rzy­sza­mi się na­pił nie­mą­drze i chci­wie,

W mocy roz­pust­nej pani bez­myśl­nie i pod­le by mu­siał,

Żyć jak nie­czy­sta so­ba­ka, lub świ­nia co w gno­ju lu­bu­je.

Licz­bą my tyl­ko je­ste­śmy, zro­dze­ni by stra­wę spo­ży­wać,

Jak Pe­ne­lo­py ga­cho­wie, zbyt­ni­ki, lub Al­cy­no­usa

Mło­dzież, co wię­cej niż słusz­na zaj­mu­je się cia­ła piesz­czo­tą;

Któ­ra za pięk­ne uwa­ża po­ło­wę dzion­ka prze­chra­pać,

Oraz przy cy­tar od­gło­sie za­po­mnieć o tro­skach obec­nych.

Żeby czło­wie­ka udu­sić w noc roz­bój­ni­cy wsta­wa­ją;

Żeby sa­me­go się zba­wić nie zdo­łasz się zbu­dzić? jed­nak­że,

Nie chcesz przy zdro­wiu, to wod­ną pu­chli­nę do bie­gu przy­na­glać

Bę­dziesz, a je­śli jak świt nie za­żą­dasz świa­tła i księ­gi,

Je­śli umy­słu do nauk i rze­czy uczci­wych nie skło­nisz,

Mi­łość i za­wiść na ja­wie cię drę­czyć będą. Bo cze­muż,

Spie­szysz usu­nąć co może ska­le­czyć oko; a je­śli

Du­szę co tra­wi, to środ­ki le­cze­nia do roku od­kła­dasz?

Speł­nił za­da­nia po­ło­wę kto za­czął; od­wa­gi się na­ucz,

Po­cznij: kto ży­cia po­pra­wę, na póź­ną od­kła­da go­dzi­nę,

Bę­dzie jak wie­śniak co cze­ka aż rze­ka wy­pły­nie, lecz ona

Pę­dzi, a spa­dać bę­dzie ru­chli­wa po wie­ki bez koń­ca.

Go­nią za gro­szem i żoną bo­ga­tą, by dzie­ci na­stęp­nie

Pło­dzić i nie­uro­dzaj­ne się lasy le­mie­szem spra­wia­ją.

Ten co mu dano na tyle co star­czy niech wię­cej nie pra­gnie.

Ziem­ski ma­ją­tek i dom i kupa zło­ta i mie­dzi,

Nie wy­pro­wa­dzi z cia­ła cho­re­mu wła­ści­cie­lo­wi

Fe­bry, ni z du­szy kło­po­tów. Po­sia­dacz po­wi­nien być zdro­wym,

Je­śli ma­jąt­kiem ze­bra­nym za­my­śla się cie­szyć uczci­wie.

Tego co chci­wy i tchórz, tak dom i ma­ją­tek ucie­szy,

Jak ma­lo­wi­dła śle­pe­go, okła­dy cho­re­go na nogi,

Albo też uszy zbo­la­łe ze­bra­ną ma­te­ryą, cy­ta­ra.

Je­śli nie­czy­ste na­czy­nie, co­kol­wiek na­le­jesz się skwa­si.

Gardź roz­ko­sza­mi; za­szko­dzą przez ból oku­pio­ne roz­ko­sze.

Ską­piec wiecz­nie po­trzeb­nym: ty w du­szy miej cel okre­ślo­ny.

Chud­nie za­zdro­śnik na wi­dok cu­dze­go szczę­ścia i mie­nia:

Więk­szej nad za­zdrość męki i Sy­cy­lij­scy ty­ra­ni,

Zna­leźć nie mo­gli. Kto gnie­wu na wo­dzy nie trzy­ma, ten bę­dzie

Chciał, by nie za­szło, co ból i wzbu­rzo­ny umysł do­ra­dzał,

Kie­dy się spie­szył na gwałt, by ze­msty za krzyw­dę do­ko­nać.

Krót­kim sza­łem jest gniew; ty po­skra­miaj krew­kość, co je­śli

Słu­chać nie bę­dzie, roz­ka­że, więc w pę­tach i wię­zach ją trzy­maj.

Mło­dy u ko­nia kark prze­ła­mu­je do­jeż­dżacz i uczy,

Kro­czyć po dro­dze przez jeźdź­ca wska­za­nej; zaś pies do my­śli­stwa,

Od­kąd go szczu­to w za­gro­dzie na skó­rę je­le­nia wy­pcha­ną,

W la­sach jak ogar się spra­wia. Do ser­ca te­raz czy­ste­go,

Przyj­muj za mło­du prze­stro­gi, naj­lep­szym się daj po­wo­do­wać.

Ja­kim na­siąk­nie za­pa­chem na­czy­nie czy­ste, na dłu­go

W so­bie za­trzy­ma. Je­że­li ocią­gać się bę­dziesz lub nad­to

Spie­szyć, za gnu­śnym nie cze­kać, go­rącz­ki go­nić nie my­ślę,

* * *

Od cza­sów Au­gu­sta du­cha wo­jen­ne­go w na­ro­dzie Rzym­skim już nie było, a praw­dzi­wej mi­ło­ści oj­czy­zny już nie w sze­ro­kich na­ro­du war­stwach, ale tyl­ko w wy­jąt­ko­wych oso­bi­sto­ściach szu­kać na­le­ży. Nie­sły­cha­ne po­wo­dze­nia orę­ża i po­li­ty­ki, po­cią­gnę­ły za sobą ja­kiś za­stój i uspo­ko­je­nie, a cen­tra­li­za­cya wła­dzy, któ­rą Ce­zar przy­go­to­wał, Au­gust ze szcze­gól­ną prze­pro­wa­dził zręcz­no­ścią, spra­wi­ły ten sam jak za­wsze lo­gicz­ny sku­tek, zo­bo­jęt­nie­nie ogó­łu na po­li­ty­kę i losy pań­stwa i spusz­cza­nia się na czuj­ność i kie­row­nic­two wła­dzy. Ce­zar był wła­ści­wie ostat­nim wo­dzem w wiel­kim sty­lu. Zda­rza­ją się po nim dziel­ni ge­ne­ra­ło­wie, ale woj­sko­wych umy­słów z ini­cy­aty­wę, szyb­ką de­cy­zyą i nie­omyl­nym rzu­tem oka już nie spo­tkać. Żeby nie tacy Ce­sa­rze jak Tra­jan, a mia­no­wi­cie Ha­dry­an, któ­rzy mi­li­tar­nym du­chem prze­ję­ci oso­bi­ście ar­mii pil­no­wa­li, zo­sta­wia­jąc po so­bie zba­wien­ne pod tym wzglę­dem tra­dy­cye, by­ło­by za­pew­ne pań­stwo za­chod­nie wcze­śniej pod na­wa­łą ger­mań­ską i wę­drów­ką na­ro­dów ru­nę­ło.

Trze­ba to wszyst­ko mieć na wzglę­dzie, by so­bie ten oso­bli­wy list wy­tłó­ma­czyć. Cho­dzi­ło tu prze­cie o nie­la­da wy­pra­wę, bo o "za­ła­twie­nie osta­tecz­ne­go z Par­ta­mi ra­chun­ku" (Kies­sling), w któ­rej mło­dziut­ki Ty­be­ry­usz miał do­wo­dzić po­moc­ni­czym od­dzia­łem. Mało zresz­tą zna­ny Ju­liusz Flo­rus, mu­siał za­pew­ne do jego na­le­żeć szta­bu, w któ­rym Ty­be­ry­usz, sam, za­pa­lo­ny kul­tu­ry Hel­leń­skiej wy­znaw­ca, zgro­ma­dził całe koło po­krew­nych umy­słów. Otóż Ho­ra­cy w li­ście swym le­d­wo że wspo­mi­na o tak waż­nej spra­wie po­li­tycz­no-woj­sko­wej, a tyl­ko się do­wia­du­je bar­dzo szcze­gó­ło­wo i skwa­pli­wie, jak się tym rze­ko­mym oj­czy­zny obroń­com w pro­duk­cyi li­te­rac­kiej po­wo­dzi, jaki ro­dzaj po­ezyi każ­den z nich upra­wia, przy­czem daje im bar­dzo zdro­we i zba­wien­ne rady. Taki list pi­sa­ny do obo­zu jest rze­czy­wi­ście szcze­gól­nem zja­wi­skiem i do­wo­dzi tak u pi­szą­ce­go, jak u ad­re­sa­tów, że ich spra­wa pu­blicz­na nie­wie­le ob­cho­dzi­ła, Ho­ra­cy był nie­ty­le ma­te­ry­al­nym, ile umy­sło­wym Epi­ku­rej­czy­kiem; ple­mie nie­bez­piecz­ne, na któ­rem oj­czy­zna źle wy­cho­dzi. Znaj­du­je się w odach bar­dzo wie­le gór­no­lot­nych i pło­mien­nych pa­try­oty­zmu wy­ra­zów; ten list tak pro­sty i nie­wy­szu­ka­ny po­zwa­la do pew­ne­go stop­nia o ich szcze­ro­ści po­wąt­pie­wać.

* * *
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: