Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Ścieżka Gniewomira - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
29 września 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ścieżka Gniewomira - ebook

„Ścieżka Gniewomira to powieść o dorastaniu. Główny bohater – Oli Egilsson – z perspektywy lat opowiada o spędzonej w Norwegii młodości, dojrzewaniu i wierze. Początkowo był poganinem, modlącym się do wszechwiedzącego Odyna i gromowładnego Thora. Na tytułową ścieżkę wstąpił, aby zyskać nieśmiertelną sławę.

 

Powieść Piotra Skupnika to jednak książka niezwykła, ze względu na czas akcji, którą autor umieścił na przełomie X i XI wieku. Z perspektywy głównego bohatera czytelnik poznaje zaskakujące, często niebezpieczne przygody, jest świadkiem krwawych walk i morskich bitew oraz obserwatorem wydarzeń, jakie rozegrały się w Gnieźnie w roku 1000.

 

Po latach tytułowy wojownik, zarówno w kraju Mieszka, jak i na ziemiach niemieckich, czeskich oraz ruskich, znany jest jako Gniewomir. Nazywany jest najlepszym wojownikiem księcia Bolesława. W jaki sposób Wiking związał się z władcą Słowian? Dlaczego został sługą syna Dobrawy i jakimi umiejętnościami musiał się wykazać, żeby zyskać przydomek Zuchwały? Lektura tej książki przyniesie odpowiedzi na wszystkie pytania.

Kategoria: Powieść
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8119-008-4
Rozmiar pliku: 855 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Prolog

Jest piękny majowy poranek roku Pańskiego 1050. Siadam pod gruszą na drewnianej ławie, wyściełanej miękkimi bobrowymi skórami. Lewą ręką sięgam po niewielki puchar, stojący na dębowym stole. Unoszę go do ust i pociągam łyk ziołowego naparu z dodatkiem miodu. Napój ten ma zbawienny wpływ na moje stare kiszki.

Spoglądam na sad wypełniony drzewkami owocowymi: jabłoniami, gruszami oraz wiśniami. Słyszę radosny świergot ptaków. Na gałęziach, oprócz zielonych liści, wisi sporo owoców, dojrzewających w ciepłych promieniach słońca. Tego lata zbiory powinny być udane.

Przenoszę wzrok na rząd sześciu domostw zbudowanych z solidnego drewna. Mieszkają w nich ludzie, którym nie szczęściło się w życiu. Są to sieroty, kalecy, ślepcy, szaleńcy oraz te nierządnice, które w jakiś sposób naraziły się książęcemu prawu. Opiekuje się nimi moja córka, Marzanna.

Teraz jednak budynki są jakby wymarłe. Wokół panuje spokój i cisza. Większość domowników zgromadziła się na porannych modłach, odprawianych przez młodego księdza Anzelma. Ja również powinienem tam być, lecz dziś nie miałem ochoty. Nie przepadam za zbiorowymi modlitwami. Wolę rozmawiać ze Stwórcą na osobności.

Za domami znajduje się niewielkie poletko obsadzone leczniczymi ziołami. Wszystko wokół otoczone jest solidnym drewnianym płotem. Trzy myśliwskie psy pilnują, aby nie przekradł się przez niego złodziej. To dobre i posłuszne zwierzaki. Niejednemu kmieciowi rozdarły już portki.

Tak właśnie wygląda moja skromna posiadłość, leżąca nieopodal miasta, Gniezna. Kupiłem ją za bogactwa zgromadzone w przeszłości. Posiadłem je dzięki wieloletniej służbie u książąt i królów. Wypełniałem ich wolę mieczem, włócznią i toporem.

Odkładam na stół opróżniony puchar i sięgam po oparty o ławę miecz, schowany w twardej, skórzanej pochwie, wyściełanej sosnowym igliwiem. Chwytam rękojeść, owiniętą srebrnym drutem i wydobywam broń. Rozlega się znajomy, miły dla ucha zgrzyt. Trzymam miecz długo w wyprostowanej ręce. Moje ramię, choć stare, zachowało jeszcze sporo dawnej siły. Spoglądam na długą klingę zakończoną ostrzem, służącym do przekłuwania zbrój przeciwników. Wzmocnione krawędzie idealnie nadają się do rozłupywania tarcz oraz czaszek wrogów. Ten miecz jest wspaniałym dziełem mojego ojca. Służy mi już od ponad pięćdziesięciu lat.

Kładę nagie ostrze na kolanach, pogrążając się w rozmyślaniach. Nachodzą mnie wspomnienia z dalekiej przeszłości. To dobrze, albowiem będą mi potrzebne. Niebawem rozpocznie się moja spowiedź. Będzie ona drugą spowiedzią w moim życiu. Gdy spowiadałem się po raz pierwszy, nie wyrzekłem się rodzimych bogów. Nie wiedziałem też, po co i z czego muszę się spowiadać. Dlatego moja skrucha nie była pełna. Teraz zaś, za namową księdza Anzelma, postanowiłem uczynić to jak należy.

Ów duchowny to dziwna postać. Ma on posłuch zarówno u arcybiskupa gnieźnieńskiego, jak i biskupa krakowskiego. Nawet sam książę Kazimierz korzysta z jego usług i rad. Anzelm znany jest z tego, że głosi słowo boże ludziom i zwierzętom. Twierdzi bowiem, że choć zwierzaki nie są w stanie zrozumieć słów Pisma Świętego, to jednak tekst zawarty w tej księdze wywiera na nie dobroczynny wpływ. Kiedyś nauczył pewnego kruka kilku słów modlitwy Ojcze Nasz. Gdy pokazał ptaka ludziom, wywołał wielkie poruszenie. Niektórzy sądzili nawet, że to prawdziwy cud.

Właśnie ten niezwykły ksiądz nakłonił mnie, abym się wyspowiadał. Ostrzegł, że jeśli tego nie zrobię, to być może nie trafię do raju i nie spotkam ukochanej, która z pewnością czeka tam na mnie. Uznał, że zamiast klęczeć przy konfesjonale, powinienem spisać historię swojego życia na kartach pergaminu.

Przed rokiem opanowałem wreszcie sztukę pisania i czytania po łacinie. Nie jestem jednak biegły w tych dziedzinach. Ustaliliśmy więc, że ja będę mówił, a mój spowiednik będzie uważnie słuchał i zapisywał.

Do moich uszu dociera narastający zgiełk. Przerywam rozmyślania i odwracam głowę. Widzę młode dziewczęta i chłopców, biegnących swobodnie przez sad. Roześmiana dziewczynka Hania podbiega do stołu. Wyciąga rączkę po jeden z pszennych placków, leżących na glinianym talerzu. Zostaje jednak odciągnięta przez krępego chłopca, który łapie ją za włosy. Oboje zaczynają się szarpać i wrzeszczą głośno. Otwieram usta, aby udzielić im napomnienia, lecz powstrzymuję się. Ja też byłem kiedyś młody.

Za rozbrykaną młodzieżą pojawiają się starsi mieszkańcy domu. Wśród nich dostrzegam kulawego Jaśka, ostatniego z moich wojowników. Pozdrawiam go lekkim skinieniem. On odwzajemnia ten gest, uśmiechając się szeroko. Nie podchodzi, gdyż wie, co wkrótce nastąpi. Po tylu latach przyjaźni i wspólnej walki rozumiemy się bez słów.

W następnej chwili nadchodzi ksiądz, Anzelm. Jest to młody mężczyzna, liczący dwadzieścia pięć wiosen. Starannie przycina zarost i włosy na głowie. Jego bystre piwne oczy oraz roześmiana twarz przyciągają ludzi. Lgną do niego zarówno bogaci, jak i biedni. Dzięki temu jest on człowiekiem powszechnie lubianym. Odziewa się skromnie. Zwykle nosi brązową, poplamioną inkaustem sutannę. Na stopy zaś przywdziewa, pamiętające lepsze czasy, skórzane sandały.

Duchowny podchodzi do stołu i kładzie na nim wiklinowy kosz, flakonik z atramentem oraz pęk zaostrzonych gęsich piór. Następnie siada naprzeciw mnie na drewnianym krześle z wygodnym, miękkim oparciem. Wydobywa z kosza zwój pergaminu i rozwija go. Moczy pióro w inkauście i stwierdza:

– Możemy rozpocząć, panie.

Zamykam oczy i koncentruję się, aby przywołać wspomnienia. Trącam palcem kosmyk wciąż długich włosów, niegdyś czarnych jak skrzydła kruka, a dziś niemal zupełnie siwych. Mój umysł wraca do przeszłości. Przygody z minionych lat znów stają mi przed oczami. Odnoszę wrażenie, że wydarzyły się zaledwie wczoraj. Widzę osoby, które dawno odeszły. Słyszę ich ciche głosy, niemal szepty, dobiegające z zaświatów. Wreszcie odpowiadam:

– Dobrze, Anzelmie, rozpocznijmy więc.

Nazywam się Oli, Oli Egilsson. To niewiele znaczące imię nadano mi przy urodzeniu. Z biegiem czasu zdobyłem sobie inne. Dziś, zarówno w kraju Mieszka, jak i na ziemiach niemieckich, czeskich oraz ruskich, ludzie nazywają mnie Gniewomirem. Miano to znają również moi norwescy ziomkowie. Niegdyś zyskałem też przydomek „Zuchwały”. Nazywano mnie najlepszym wojownikiem księcia Bolesława. Bolesław, zwany przez niektórych Chrobrym, był moim ukochanym panem i dobroczyńcą. W ostatnich dniach swego życia został nawet królem. Później służyłem jego synowi Mieszkowi oraz wnukowi Kazimierzowi, który od wielu już lat miłościwie nam panuje.

Rozpocznę jednak swą opowieść od samego początku. Opowiem o młodości spędzonej w Norwegii. Byłem wówczas poganinem, modlącym się do wszechwiedzącego Odyna i gromowładnego Thora. Opowiem o ścieżce wojownika, na którą wstąpiłem, aby zyskać nieśmiertelną sławę. Wreszcie opowiem o niezwykłym roku 1000. Wtedy to cesarz Zachodu ukorzył się przed nieboszczykiem. Wtedy też rozegrała się wielka bitwa morska, podczas której poznałem gorzki smak zemsty. Wówczas podjąłem znamienną w skutkach decyzję.

Część pierwsza

Oli Egilsson

Rozdział pierwszy

Nie pamiętam, rzecz jasna, chwili swych narodzin. Śmiem twierdzić, że nie ma nikogo, kto mógłby pamiętać. Naj­prawdopodobniej urodziłem się w połowie miesiąca maja roku Pańskiego 980. Tak przynajmniej mówiła moja matka, która skrycie wyznawała Białego Chrystusa.

Ojciec niewiele mógł rzec o mych narodzinach. Nie bardzo go to obchodziło. Mniemał, że było to w roku, w którym morze wyrzuciło na brzeg martwe cielsko ogromnej ryby. Mięso zwierzęcia nie było zgniłe ani nadgryzione. Obfitość pożywienia uznano za znak przychylności bogów.

Przyszedłem na świat w niewielkiej chatce wzniesionej na skalnym klifie, obmywanym przez morskie fale. Nieopodal leżała osada o nazwie Egilsgard. Zbudował ją mój ojciec, który zwał się Egil Ralfsson. Był on wysokim i silnym mężczyzną. Podobnie jak większość Norwegów nie stronił od miecza. Chętnie też brał do ręki kowalski młot. Miał surową, bladą twarz, niebieskie oczy i jasne włosy. Brodę zwykł zaplatać w cztery warkoczyki.

Podczas jednej z wielu rodowych waśni, której przebieg nie jest mi znany, młody Egil pokłócił się z braćmi. Załadował dobytek na dwie łodzie i opuścił rodzinne strony z ludźmi, którzy dla niego walczyli. Pływał od fiordu do fiordu, aż znalazł odpowiednie miejsce, w którym założył osadę. Na początku liczyła ona ledwie kilka domostw lecz z biegiem lat osiedle rozrastało się. Ojciec przywoził obfite łupy z licznych wypraw wojennych. Dzięki owemu bogactwu wielu śmiałków przyłączyło się do niego.

Żoną Egila była Styra Kormsdottir; kobieta mściwa, kłamliwa i okrutna. Nie została obdarzona ponętną urodą. Była niska i krępa. Swym wiecznie chmurnym obliczem zniechęcała innych do siebie. Włosy miała jasne i przycięte na wysokości ramion.

Powiła ojcu dwójkę dzieci: szaloną córkę Gudrun oraz syna Jorunda. Przy drugim porodzie nieomal straciła życie. Od tamtej pory nie mogła już rodzić. Egil jednak pragnął mieć wielu potomków. Twierdził, że nie jest dobrze, kiedy mężczyzna ma tylko jednego syna. Styra starała się spełnić wymagania męża, lecz nie potrafiła im sprostać. Nie pomagały mocne zioła, przynoszone przez wiedźmę żyjącą w leśnych ostępach. Nie przynosiły skutku nawet ofiary składane bogini miłości i płodności, Frigg. Złotowłosa żona Odyna nie odpowiedziała na gorące prośby udręczonej kobiety.

Po latach bezowocnego czekania ojciec najwyraźniej stracił cierpliwość. Wyruszył na łupieżczą wyprawę do kraju Finów i przywiózł stamtąd sporo młodych branek. Jedna z nich, dziewczyna o imieniu Alla, została jego kochanką. Była córką fińskiego wodza plemiennego, który zginął od miecza, broniąc swoich ziem.

Styra nie zamierzała przyjmować rywalki pod swój dach. Zapowiedziała mężowi, że kiedyś zabije ją we śnie. Wobec niechęci żony Egil nakazał zbudować chatę na skalistym klifie. Alla została przymuszona, aby w niej zamieszkać. Wzięła ze sobą Gudrun, do której Styra nigdy nie chciała się przyznać. W tej właśnie chałupce ja przyszedłem na świat, jako syn pomniejszego norweskiego jarla i fińskiej niewolnicy.

Pierwsze wspomnienia z dzieciństwa są mgliste. Pamiętam uśmiechniętą twarz matki, która przemawiała do mnie spokojnym głosem; brała na ręce i nosiła, nucąc pieśni pochodzące z jej rodzinnych stron. Była piękną kobietą, wysoką i smukłą. Miała pogodną twarz, wąskie usta, ciemne oczy oraz gęste, kruczoczarne włosy, spływające falami z pleców i ramion. Zwykle nosiła długie suknie z barwionej na zielono wełny.

Gdy nauczyłem się chodzić, to coraz częściej wychodziłem z chatki. Pilnowała mnie przyrodnia siostra, Gudrun. Stawaliśmy wtedy na skraju skały, patrząc w dal. Obserwowałem bezkres wzburzonego morza, ciągnącego się aż po horyzont. Słuchałem grzmotu fal, rozbijających się o brzegi fiordu. Nierzadko oglądałem statki sunące w oddali. Podziwiałem ogromne maszty oraz żagle, łopoczące na wietrze. Przyglądałem się ludziom, którzy krzątali się po pokładzie. Ciekawiły mnie również rytmiczne ruchy wioseł. Często unosiłem rączkę i machałem nią, aby zwrócić uwagę żeglarzy. Ci zwykle nie reagowali, pochłonięci pracą. Niektórzy jednak odmachiwali, krzycząc przy tym głośno.

Bardzo lubiłem obserwować latające po niebie ptaki. Z uśmiechem na ustach śledziłem ich powietrzne sztuczki. Chłonąłem każdy wydawany przez nie dźwięk. Najchętniej przyglądałem się kołującym orłom, pikującym sokołom i atakującym jastrzębiom. Szanowałem też kruki, będące wysłannikami Odyna.

Nasz fiord był i z pewnością nadal jest cudownym miejscem, w którym morze głęboko wcina się w ląd. Brzegi porośnięte są gęstymi krzewami oraz wysoką trawą. Nieco dalej zaczyna się ciemny bór, pełen zwierzyny łownej i drapieżników. Idąc nim, można natknąć się na rzekę, którą, ze względu na obfitość ryb, zwaliśmy Łososiową. W głębi lasu znajduje się jezioro, wypełnione rybami słodkowodnymi i rakami, nadającymi się do spożycia.

Stojąc na skale, wdychałem pełną piersią woń sosen, świerków, dębów, jaworów, jesionów oraz innych różnorodnych drzew. Często spoglądałem na położoną nad brzegiem fiordu rozległą osadę. Otaczała ją solidna palisada, wzniesiona z potężnych, zaostrzonych pni. Dwuskrzydłową bramę zamykano na żelazną sztabę. Dostępu do sadyby strzegli czujni wartownicy, których nigdy nie brakowało. Zawsze stali przy bramie oraz na czatowniach, z których mieli doskonały widok. Domy w osadzie były długie i masywne. Zbudowano je z solidnego drewna. Ich dachy pokryto słomą oraz uszczelniono smołą lub dziegciem. Trzodę chlewną, bydło i drób trzymano osobno w oborach.

Obserwowałem krzątających się ludzi. Kobiety idące nad rzekę, aby zrobić pranie. Mężczyzn wyruszających na polowanie lub prowadzących owce i konie na pobliskie pastwiska. Starsze dzieci biegające po okolicy, pospołu z kudłatymi psami. Przyglądałem się również zwierzętom. Puszczonym samopas kurom, gęsiom oraz świniom, które ryły i rozgrzebywały ziemię w poszukiwaniu ulubionych przysmaków: żołędzi, glist i robaków.

Najchętniej słuchałem jednak odgłosów dochodzących z kuźni. Wiedziałem, że pracuje tam mój ojciec, który był nie tylko wojownikiem, lecz także świetnym kowalem. Spod jego młota wychodziły wspaniałe miecze, ostrza toporów oraz groty włóczni i strzał. Wyrabiał też solidne podkowy i radła, przeznaczone do orania ziemi. Egil potrafił przekuwać metal w doskonałą broń, którą kupowano w całym kraju. Z jego usług korzystał sam jarl Hakon, który panował wówczas w Norwegii.

Często, ja i Gudrun schodziliśmy ze skały, aby spacerować po niewielkiej plaży pokrytej twardymi kamieniami. Znajdowaliśmy się wtedy pod czujnym okiem mojej matki, która pilnowała nas z góry, stojąc na klifie. Bawiliśmy się oboje nad brzegiem morskim, czekając na starego szkutnika, Gorma. Siwobrody Gorm był niski i krępy. Miał grube nogi, mocarne ramiona oraz wesołe, brązowe oczy. Jego rzadkie włosy były białe niczym świeży śnieg. Wyłaniał się zwykle z pobliskich krzaków i szedł szybko, wspierając się na dębowym kosturze. Biegliśmy mu na spotkanie, śmiejąc się głośno. Brał nas na ręce i unosił do góry, kręcąc się przy tym jak bąk. Potem siadaliśmy wygodnie na trawie i milkliśmy. Słuchaliśmy odgłosów natury: śpiewu ptaków, szelestu drzew i krzewów oraz szumu fal. Wreszcie Gorm zaczynał mówić. Jego słowa wprowadzały nas w tajniki rodzimych wierzeń.

Opowiadał o różnorodnych bogach, elfach, skrzatach, karłach oraz zionących ogniem smokach. Mówił o wszechwiedzącym Odynie, który dla zdobycia wiedzy poświęcił jedno oko i przykuł się do jesionu życia, Yggdrasilla. U korzeni tego potężnego drzewa zasiadały trzy prządki, nieustannie tkające nici ludzkiego losu. Gromowładny Thor, dzierżąc w dłoniach swój magiczny młot wykuty przez karły, ciągle walczył z olbrzymami, żyjącymi na lodowych pustyniach Utgardu. Gdy tego nie czynił, to polował na węża oplatającego swym gigantycznym cielskiem cały Midgard. Zaś podstępny Loki tylko wyczekiwał okazji, aby zaszkodzić bogom i ludziom.

Najbardziej lubiłem opowieści o stworzeniu świata. Gorm mówił o tym, jak z połączenia ognia i lodu z ciałem olbrzyma Ymira, bogowie ukształtowali wszystkie istniejące światy. Sami dzielili się na dwie rasy: Asów i Wanów. Zamieszkiwali w Asgardzie, gdzie Odyn wzniósł swój wspaniały pałac, zwany Gladsheimem, w którym znajdowała się Walhalla. Po śmierci mogli tam trafić ludzie odważni oraz ci, którzy zginęli z mieczem w dłoni. Poległych na polu walki prowadziły do Walhalli wojownicze boginie, zwane Walkiriami. We dworzyszczu Odyna można było do woli jeść, pić i walczyć: mieczem, włócznią lub toporem oraz zażywać rozkoszy ciała z młodymi dziewojami.

Nasz świat zwaliśmy Midgardem. Tutaj rodziliśmy się, żyliśmy i umieraliśmy. Zasiedlaliśmy lądy, polowaliśmy na zwierzęta, pływaliśmy po morzach pełnych ryb oraz potworów. Pod wodnymi głębinami znajdowało się królestwo topielców, władane przez mroczną boginię, Ran. Pod ziemią mieściła się straszna kraina, zwana Helheimem. Trafiali do niej ci, którzy za życia byli tchórzami i nikczemnikami. Bytująca tam bogini Hel to straszna istota, której ciało stale gnije i rozkłada się. Jej pomocnikiem jest Niddhog, zwany Kąsającym w Mroku.

Koniec Wersji Demonstracyjnej

Dziękujemy za skorzystanie z oferty naszego wydawnictwa i życzymy miło spędzonych chwil przy kolejnych naszych publikacjach.

Wydawnictwo Psychoskok

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: