Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skandale angielskich dworów - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
17 maja 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Skandale angielskich dworów - ebook

Prywatne życie arystokracji.

Arystokracja brytyjska zawsze budziła powszechne zainteresowanie.

Bajeczne fortuny, wystawne życie, przynależność do jednej z najwspanialszych elit Europy i międzynarodowe koligacje. Brytyjscy książęta, hrabiowie i lordowie pomagali budować imperium, byli jednym z motorów napędowych rewolucji przemysłowej. Arystokraci robili fortuny i wymyślali genialne wynalazki. Ale za drzwiami wielkich rezydencji i pałaców na Wyspach było także życie, które miało nigdy nie ujrzeć światła dziennego. Pełne skandali, ekscentryzmu i seksualnych afer.

Hrabia Castlehaven w noc poślubną ze swoją żoną zaprosił także służbę.

Hrabiemu Beauchampowi nie pomogła siódemka dzieci, jego skłonność do męskiej części służby stała się przedmiotem wielu plotek. Mimo to nadal organizował przyjęcia dla panów w Madresfield…

Rozwód Richarda Worsleya i Seymour Dorothy Fleming był jednym z pierwszych rozwodów brytyjskich celebrytów opisywanych przez prasę. By ratować kochanka, żona publicznie wyznaje, że jej mąż jest dewiantem voyeurem – sprawia mu przyjemność obserwowanie, jak inni uprawią seks.

Przyszły Edward VII zalicza dwa tysiące kochanek, w paryskim burdelu ma własny apartament

− z rodowym herbem i wielką żeliwną wanną, w której kąpie się z kurtyzanami w szampanie. Nosi też torbę golfową wykonaną ze skóry penisa słonia… i nie przestaje uwodzić, także jako król.

Synowie Edwarda VIII: Dawid, Albert i najmłodszy, biseksualny Jerzy rozpętali największe afery dworu i arystokracji międzywojennej Anglii.

Książę Filip uwielbiał chodzić na sesje alkoholowe do Klubu Czwartkowego a potem na rozbierane prywatki.

Książę Karol na pytanie Diany o romans z Kamilą Parker Bowles, odpowie krótko: „Nie chcę być pierwszym w historii księciem Walii, który nie ma kochanki”.

A co na sumieniu ma książę Harry? Przez lata jako zatwardziały singiel potrafił korzystać z życia.

Ale w końcu, jak mawia królowa Elżbieta II: nie są ważne fakty; ważne, by nie dać się złapać.

Marek Rybarczyk – publicysta, dziennikarz, pisarz. Znawca współczesnej historii Wielkiej Brytanii, fan brytyjskiej kultury, wieloletni dziennikarz radia BBC, korespondent "Gazety Wyborczej" w Londynie, autor "Polityki", były publicysta "Newsweeka", komentator Polsatu i TVN24. Autor bestsellerowych książek: "Tajemnice Windsorów" (2013), "Elżbieta II. O czym nie mówi królowa?" (2016) "Wszystkie szaleństwa Anglików" (2017).

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8123-716-1
Rozmiar pliku: 3,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Wielka Brytania przypomina historyczny skansen. Zamiast chałup, jak to w skansenie, roi się tam jednak od pałaców. Przycupnęli w nich i ukryli się przed światem arystokraci. Zafrapowała mnie możliwość zajrzenia im za drzwi. Działo się tam przez ostatnie trzy stulecia bardzo wiele. Bogactwo i potęga rodzą bowiem w Anglii szczególne szaleństwo.

Z tą książką zaczęło się − jak to z książkami bywa − od przypadku. Wymykając się z pracy w BBC w Bush House na lunch, próbowałem zwiedzać centrum Londynu. Raz po raz mijałem osobliwe sklepy − nie modne butiki, których pełno w Europie. Gapiłem się na sklepy-dziwadła, jakby przeniesione w czasie z lat trzydziestych ubiegłego stulecia albo wręcz z XIX wieku, wyglądające tak, jakby miał z nich wyjść Charles Dickens.

Sklep z parasolkami Jamesa Smitha przy New Oxford Street, gdzie dobra duża parasolka kosztuje tyle, co mały laptop, ale robi wrażenie ręcznie wykonanego zabytku; skrojone na miarę garnitury z pracowni przy Savile Row (w cenie używanego samochodu), wreszcie koszule (na Jermyn Street), buty i kapelusze (przy St. James) i broń myśliwska (sklep Purdey ze sztucerami już od 25 tys. funtów). Może i drogo, ale za to kupując w markowych sklepach, można mieć pewność nabycia czegoś w rodzaju uniformu arystokraty. To ważny, ale dopiero pierwszy krok.

Mam nadzieję, że nazywasz się dziwnie? Najlepiej, jeśli masz nazwisko o dwóch członach albo przynajmniej takie, by wymowa w żaden sposób nie pasowała do pisowni (np. Featherstonehaugh, czyli Fanshaw). Zapomniałem o drobiazgu. Oczywiście twoje nazwisko zostało wymienione w księdze dobrze urodzonych, słynnej Burke’s Peerage? Jeśli tak jest, możesz zacząć śnić, że kiedyś umieścisz na wizytówce literki „KG”. Wówczas wszystkie drzwi w królestwie staną dla ciebie otworem. „KG” to skrót od słów „Knight of Garter”, oznaczających Rycerza Orderu Podwiązki. To najstarszy i najznamienitszy zakon brytyjski (powstał w 1348 r., kiedy król Edward III podniósł pewnej damie zgubioną podwiązkę), do którego przyjmuje rycerzy sama królowa Elżbieta II.

Dziwaczne? I to jak! Wielka Brytania jest pełna takich opowieści i sytuacji jakby żywcem wyjętych z Alicji w Krainie Czarów. Któregoś dnia w Londynie, gdzie mieszkałem ponad dziesięć lat, zobaczyłem na ulicy w Covent Garden pewnie sunący pojazd z fioletową lampką z przodu, tuż nad szybą. Lekko wkurzony postawą kierowcy wyszedłem trochę prowokacyjnie na środek ulicy. Pojazd musiał zahamować. Nie mogłem już mieć wątpliwości − jechała nim osoba z rodziny królewskiej! Fiolet lampki nam − w kraju katolickim − kojarzący się z kościelnymi sakramentami, w Anglii jest kolorem najwyższych eszelonów arystokracji. Niby koniec XX wieku, niby środek nowoczesnej brytyjskiej metropolii, a ja miałem wrażenie, że teleportowałem się do jakiejś zamierzchłej epoki.

Fiolet tej lampy, moje zaskoczenie − może to głupie, ale pamiętam je do dziś. Zafascynował mnie kolejny przejaw snobizmu brytyjskiej klasy wyższej. Rości sobie ona najwyraźniej prawo do osobnych przepisów ruchu drogowego. Anachronizm podobny do stu innych, pozornie bezsensownych i niezrozumiałych, które trwają mimo zmieniających się epok.

Mamy oto w Anglii ostatnią prawdziwą monarchię świata zachodniego, w której królowa pozornie się nie liczy, ale jednak co tydzień doradza premierowi podczas prywatnej audiencji, może zablokować debatę w parlamencie o monarchii i trwa na tronie mimo 92 lat, odrzucając abdykację. Mamy rozgrywkę o tron, niczym z kart dramatu Szekspira, w której prawowity następca książę Karol jest wciąż tak nielubiany, że okres jego panowania może być ograniczony w czasie, a dworem może wkrótce wstrząsnąć ponura intryga z udziałem sympatycznej księżnej Kate (o tym dalej w książce). Mamy huczne śluby brytyjskich książąt i następców tronu oraz narodziny ich dzieci, wydarzenia, które stają się często najważniejszą transmisją medialnej wioski (tak jak przyjście na świat trzeciego dziecka Kate w kwietniu 2018 r.). Nie zabraknie więc w tej książce tajemnic rozpadu małżeństwa księcia Karola i Diany, ekscesów, dramatów i kulis romansów synów Karola – Williama i Harry’ego, który właśnie żeni się z Amerykanką Meghan Markle (idąc trochę w ślady swojego diuka Windsoru, późniejszego króla Edwarda VIII, który zakochał się w rozwódce zza oceanu, Wallis Simpson). Ale najważniejsi royalsi, Windsorowie, to przecież tylko maciupki wierzchołek góry lodowej ulepionej z utytułowanych brytyjskich snobów. Wielka Brytania to wciąż kraj (chyba ostatni w Europie), gdzie arystokracja wciąż się liczy. Nie tak bardzo, ale jednak. Mamy Izbę Lordów, w której nadal zasiada niemal stu arystokratów. Mamy wciąż około ośmiuset arystokratów noszących dziedziczne tytuły. Mamy wreszcie kilkaset wspaniałych zamków i pałaców w Anglii, Walii i Szkocji. Jak mówi jedno z powiedzonek w Anglii i Walii, wystarczy obrócić się trzy razy i rzucić przed siebie kamieniem, by trafić w rezydencję arystokraty.

Sir Edward Coke, siedemnastowieczny prawnik, pierwszy raz puścił w świat inny bon mot: „An Englishman’s home is his castle”, czyli „Dom Anglika jest jego twierdzą”. W wypadku arystokracji to bardzo prawdziwe stwierdzenie.

Arystokraci uwielbiają się zaszyć za murami swoich zamków, rezydencji i pałaców. Niezależnie od tego, czy będą tam karmić przy stole zwierzęta, uprawiać zbiorowy seks ze służbą, czy dokonywać wiekopomnych wynalazków. To, co robią w domu, jest wyłącznie ich sprawą. Prywatność, dystans od ludzi pospolitych, a nawet całkowita samotność – oto wybór wielu dobrze urodzonych.

Potrafią się skupić na jednym i konsekwentnie dążyć do celu. Może dlatego wielu z nich zostawało wspaniałymi naukowcami, wynalazcami, odkrywcami i podróżnikami. Inni byli pisarzami i poetami (choćby Byron). Jeszcze inni poprzestawali na mało oryginalnych sposobach na nudę. No bo co robić, kiedy na konto w banku co miesiąc wpływa fortuna po ojcu baronie? Jak sobie poradzić z nieznośną lekkością bytu? Czym wypełnić letnie i zimowe wieczory?

Można pić, palić cygara, grać w karty, robić zakłady, a przede wszystkim uganiać się za młodymi dziewczynami (lub chłopcami). Tak też czynili arystokraci, ci mniej znani i ci najwięksi, jak syn królowej Wiktorii Edward VII. Nawet najwięksi − arystokraci premierzy, tacy jak Melbourne, Palmerston i Grey, zasłynęli z licznych romansów i zdołali spłodzić po kilkoro nieślubnych dzieci. Było wśród dobrze urodzonych bardzo wielu gejów, których tolerowano mimo surowego, wręcz barbarzyńskiego prawa. Jilly Cooper, autorka znanej książki o klasach brytyjskich, żartuje nawet, że geje arystokraci byli najlepszym materiałem na mężów: wywiązywali się z obowiązków prokreacyjnych, dyskretnie prowadzili romanse z mężczyznami, ale nie zapominali dbać o swoje żony, projektować z nimi domów i ogrodów.

Arystokraci na Wyspach, jak chyba żadna klasa społeczna na świecie, uwielbiali też zabawiać się w świrusów i oryginałów. Jedni, jak lord Berner w Faringdon House, malowali gołębie w swoich posiadłościach, drudzy zapraszali na podwieczorek konie, inni sadzali przy gościach za stołem psy w białych śliniakach, a jeszcze inni, jak baron Bristolu Victor, zachęcali gości do spaceru w parku, a potem strzelali do nich dla zgrywu z pałacowych okien.

Edward King, wicehrabia Kingsborough, roztrwonił rodzinną fortunę, by udowodnić, że plemiona Izraela osiedliły się w Meksyku. Sherman Stonor, szósty baron Camoys, zasłynął sporem z domem towarowym Harrods, żądając przeprosin, kiedy okazało się, że nie może w nim nabyć od ręki młodego słonika, którego obiecał synowi.

Życie osobiste arystokratów fascynowało mnie od dawna. Trochę ze snobizmu, do którego chętnie się przyznam, ale przede wszystkim z poczucia absurdu, które wywołują erotyczne, obyczajowe i finansowe ekscesy tej niezwykłej klasy. W niemal każdym zamku, który zwiedziliśmy z rodziną podczas długiego pobytu w Anglii, słuchaliśmy opowieści o dziwactwach i dramatach właścicieli, spoglądających na nas surowo z portretów.

Arystokracja angielska była wyjątkową − chyba najbogatszą klasą wyższą Zachodu. Jej tytuły pochodziły z nadania przez królów (tak jak dziś nadaje je gestem miecza sędziwa królowa Elżbieta II). Odbywało się to niemal wyłącznie już po najeździe normańskim (z 1066 r.). Ponoć tylko dwie rodziny – Ardenowie i Berkeleyowie − mogą wywodzić swoje tytuły z poprzedniej epoki.

Arystokraci stawali się książętami, hrabiami i baronami za zasługi wojenne albo fawory poczynione królowi. Czasem wręcz bezczelnie kupowali swoje tytuły jak towar, często płacąc gigantyczne pieniądze.

Do brytyjskiej arystokracji przyjmowano też bękartów na otarcie łez. Królowie uznawali nieślubne dzieci swoich kochanek za własne i nadawali im tytuły. Takiej przygodzie zawdzięcza swój tytuł potężny arystokrata, obecny książę Bucc­leuch, jeden z największych posiadaczy ziemskich Europy (jego matką była chora na syfilis kurtyzana). Serce dla nieślubnych latorośli miał także Karol II, pierwszy władca brytyjski używający prezerwatyw (jak widać, niezbyt regularnie). Dochował się siedemnaściorga dzieci z nieprawego łoża (większość zalegalizował i nadał im tytuły).

Arystokracja brytyjska stała się wszechpotężną, bezwstydnie bogatą i wpływową kastą, która w XVII i XVIII wieku nadzorowała proces rozrastania się kolonii brytyjskich, budowy imperium zajmującego jedną piątą globu. Jej odwadze, pomysłom i kapitałowi zapewne w sporej mierze zawdzięczamy też angielską rewolucję przemysłową, która zmieniła nie do poznania cały ówczesny i współczesny świat.

Brytyjska arystokracja jednak była też elitą brutalną, wyzyskującą, mordującą swoich służących, dzierżawców i pracowników. Była klasą czerpiącą zyski z plantacji zatrudniających setki tysięcy niewolników. Zaprawa połowy cegieł budynków w centrum Londynu jest nasączona krwią mieszkańców Afryki. Chociaż trzeba przyznać, że Wielka Brytania była na tyle odważna, by kierując się głosem sumienia, zakazać handlu niewolnikami (w latach trzydziestych XIX wieku).

W XVIII i XIX wieku nie było żadnej przesady w stwierdzeniu, że to arystokracja − bogata i wpływowa − rządzi krajem. Jakby przekazywała sobie z pokolenia na pokolenie nie tylko meble i srebrną zastawę, ale też stanowiska w administracji i rządzie. Pod koniec panowania Wiktorii jej wpływy zaczynały słabnąć, ale jeszcze w 1876 roku dwie trzecie Wysp Brytyjskich należały do zaledwie 7500 osób, potomków największych rodzin arystokratycznych. Wkrótce dzięki pomysłom polityków nowych partii dołączyły do nich setki lordów z tytułami kupionymi od rządu. Byli wśród nich oszuści i skazańcy. Nadchodziła nowa epoka demokracji, co wcale nie oznaczało lepszej jakości rządów.

Potępianie arystokracji w czambuł byłoby bardzo głupie. Parafrazując słynne pytanie z filmu Monty Pythona Żywot Briana: „Co zawdzięczamy Rzymianom?”, gdy zastanowimy się, co zawdzięczamy arystokracji, trzeba przyznać, że zaskakująco wiele.

Można długo wyliczać wynalazki, pojęcia i obyczaje wymyślone przez arystokratów. A więc lord kanapka, czyli sandwich, herbata earl grey, wyścigi w Derby, football, rugby i krykiet. A mówiąc poważniej, wielu z nich zawdzięczamy zachowanie zabytkowych budynków, obyczajów i tradycji. Także dzięki mało sympatycznym bogaczom i snobom z klas wyższych współczesna Wielka Brytania jest do dziś tak unikatowa i inna. To przecież arystokraci wymyślili wiele postaci kultury współczesnej, a rozpropagowana przez wyspiarzy idea klubu, elity i tajemnicy unosi się nad współczesną kulturą jak czary Harry’ego Pottera.

Wiek XX dał brytyjskim arystokratom mocno w kość. Mimo to udało im się utrzymać na powierzchni w dziwnym świecie demokracji i równości. Coraz mniej zyskowne inwestycje w ziemię zastąpili turystyką, nauczyli się wchodzić w intratny biznes, wielu przełamało tabu i zaczęło pracować w finansach. Bo w przeciwieństwie do polskiej szlachta brytyjska nigdy nie była kastą zamkniętą i skostniałą − by wejść w jej szeregi, wystarczyło kupić ziemię i bardzo długo się starać; w końcu drzwi do arystokratycznego nieba nagle się uchylały na tyle, by wpuścić szczęśliwca. Potrzeba było przychylności losu i dużo uporu.

Chłopski syn William Cook zgromadził na łożu śmierci gigantyczną fortunę (1868). Przeznaczono ją na edukację następnego pokolenia rodziny w elitarnej szkole Eton, budowę zamku w Portugalii i zabiegi o rękę dam klasy wyższej (nawet jeśli pierwsze arystokratyczne wybranki oferowane młodzieńcom robiły wrażenie osób nie do końca konwencjonalnych). Z czasem synowie Cooka weszli w zaklęte arystokratyczne rewiry.

Kiedy w latach dziewięćdziesiątych XX wieku poczciwy premier John Major zapewniał, że społeczeństwo brytyjskie jest już całkiem bezklasowe, z pluszowych siedzeń w Izbie Lordów słychać było rechot setek lordów, którzy zasiadali tam tylko z tego powodu, że ich przodkowie byli arystokratami (Major miał w swoim rządzie wielu bardzo utytułowanych arystokratów).

Dzisiaj dobrze urodzeni mają się zupełnie dobrze. Tak jak zawsze, wszyscy są ze sobą blisko spokrewnieni. Grają w polo, strzelają, ścigają lisa na koniach i hodują psy gończe. Tak jak kiedyś ubierają się i meblują domy, by zaimponować nam, parweniuszom. Dawne kluby, w których arystokraci przegrywali niegdyś fortuny − takie jak Brooks’s, White’s i Pratt’s − nadal nieźle działają. Świetnie prosperuje też Eton, szkoła, do której uczęszczała połowa spośród dwudziestu czterech spokrewnionych ze sobą rodzinnie książąt brytyjskich (nie licząc książąt z nadania królowej w jej rodzinie, bo to oddzielna kategoria).

Dobrze urodzeni jeżdżą na kolejne imprezy swojego season, wykorzystując długi okres aksamitnej ciepłej pogody − od brytyjskiej, zwykle łagodnej, wiosny do jesieni. Prezentują smokingi i gigantyczne kobiece kapelusze na torze wyścigowym w Ascot. Mają też służbę i niezliczonych pomocników.

Dobre towarzystwo porozumiewa się snobistycznym angielskim. Mówią spectacles, a nie glasses, lavatory, a nigdy toilet (tak zrobiła, wywołując skandal, mama księżnej Kate). Dawno też wpadli na ten sam pomysł, którym podzieliła się kiedyś z doradcą królowa Elżbieta II: „Wolimy pozostać w cieniu, by dłużej przetrwać”. Arystokraci, jeszcze kilkadziesiąt lat temu afiszujący się ze swoim bogactwem i stylem życia, dziś czujnie rezygnują ze statusu celebrytów. „Jak ich bażanty − nauczyli się chodzić z głowami blisko ziemi, by nikt ich nie odstrzelił”, pisze politolog Anthony Sampson w raporcie Who Runs This Place?

Arystokraci, trzeba to przyznać, potrafią wspomagać się wzajemnie, a nie cieszyć się z czyjegoś nieszczęścia. Kiedy w 2016 roku John Crichton-Stuart, siódmy markiz Bute, popadł w kłopoty finansowe i chciał zlicytować Dumfries House w Szkocji (perłę w koronie 30 tys. akrów ziemi), w ostatniej chwili uratował go następca tronu książę Karol. Aukcja została odwołana, w momencie gdy do Londynu jechało już kilka ciężarówek wypełnionych rodzinnymi skarbami. Kierowców zawrócono w połowie drogi.

Przetrwaniu klasy wyższej, która nigdzie w Europie nie jest tak potężna jak w Anglii, pomogła brytyjska specyfika. Królowa, która do dziś ma tu dostęp do ucha premiera. Do dziś zarówno monarchini, jak i jej syn książę Karol mogą zgłosić weto wobec obrad parlamentu w sprawie jakiejkolwiek ustawy godzącej w interesy Korony. „Wspaniała rewolucja” odbyła się bez gilotyn na ulicach jak w Paryżu (w 1641 r. Anglicy ścięli tylko bez entuzjazmu króla Karola I). Brytyjczycy wierzyli w postęp stopniowy, a nie w gwałtowne historyczne skoki.

Bardzo wielu pewnych swego arystokratów, zamiast trzymać się zasady noblesse oblige − szlachectwo zobowiązuje − i postępować z honorem, dawało zwyciężyć w swojej duszy demonom zwykłej chciwości. Pamiętam, jak podczas wizyty w Northumberland przyjmujący nas gospodarze w B&B narzekali na lorda − ich dzierżawa ciągle rosła. Mieszkali nowocześnie, w środku kraju pełnego autostrad i wielkich supermarketów, a pozostawali zależni od feudalnego właściciela. Wielka Brytania to wciąż kraj, w którym są prywatne całe wioski, rzeki, jeziora, lasy i drogi. To nie ewenement – to norma. Wiele z nich należy do arystokratów szukających każdej metody na pomnożenie swoich zysków. Potrafią oni odcinać kupony choćby od zmurszałych feudalnych praw i przywilejów.

Z jednej strony więc zobaczycie w tej książce arystokrację jako godną potępienia klasę próżniaczą, z drugiej − jako klasę napędzającą historię, klasę tworzącą i zachowującą kulturę dla potomności (nie darmo byli największymi kolekcjonerami Europy).

Być może bez tej pewnej siebie, bogatej arystokracji historia Europy i świata potoczyłaby się trochę inaczej. Chcąc nie chcąc, panowie w perukach stali się panami światowego imperium. To ono wymyśliło jedną czwartą otaczających nas dziś przedmiotów.

Patrząc na nieco pociesznych arystokratów, zaglądając za drzwi ich bawialni i jadalni, warto pamiętać, że była to, nawet w wieku XX, klasa ważna i zagadkowa. Brytyjskie służby specjalne II wojny światowej użyły jej nawet w charakterze narzędzi do dezinformacji wroga: wybrani arystokraci uczyli się historii spreparowanych na użytek niemieckich agentów i rozpowiadali je szeptem na przyjęciach w Londynie. Operacją kierowała London Controlling Section. Niewiarygodne, lecz prawdziwe!

„Arystokraci mogą robić, co chcą, choćby jeść zielony groszek nożem”, kpi Jilly Cooper w słynnej satyrycznej powieści Class. Nie wstydzą się przejawów skrajnych ekscentryzmów i odchyleń. Za to możemy ich kochać, szczególnie w Polsce, która wygląda i zachowuje się tak, jakby cała uczyła się z jednego nudnego elementarza. Inaczej w Anglii. Cooper kontynuuje: „Kiedy mówią o kimś, że wyszedł na świat (coming out – przyp. aut.), mogą mieć na myśli występ na pierwszym balu albo przepustkę z psychiatryka”. Co z tego? I tak uważają się za lepszych.

Na koniec kilka uwag:

Książka ta nie jest historyczną rozprawą. Ma być barwną opowieścią o historiach ludzi z tej niezwykłej klasy.

Idąc śladem wielu brytyjskich publikacji, nie mam zamiaru obarczać czytelnika niezliczonymi przypisami − psują one przyjemność czytania i mogą służyć ledwie garstce specjalistów. Nie będę też nudzić, faszerując każdą stronę tuzinami dat i faktów, tylko po to, by wszystko wyglądało poważniej. Gdyby ktoś chciał przeczytać w całości jedną z pozycji, z których korzystałem, zapraszam do wyczerpującej bibliografii.

O dziejach arystokracji wiemy bardzo wiele. To umożliwia zajrzenie do komnat ich pałaców. Od początku XVIII wieku w Londynie i okolicach drukowano dwa miliony egzemplarzy gazet. Znowu rzecz niewiarygodna, ale prawdziwa. Bohaterami popularnych historii w tych gazetach byli utytułowani arystokraci i ich kochanki. Zupełnie jak w XX i XXI wieku. Zgodnie ze słynnym francuskim bon mot: Im bardziej wszystko się zmienia, tym bardziej pozostaje takie samo.

Autor
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: