Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Skazani na sukces - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Skazani na sukces - ebook

Jedna praca, jeden etat przez całe zawodowe życie to już przeszłość. Zmienisz zawód kilka, a nawet kilkanaście razy. Nie tylko zawód – także wykształcenie i środowisko. Boisz się tych zmian? To normalne. Każdy się boi. Zmiana wymaga wysiłku, a nasz mózg woli sprawdzone rozwiązania.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-61808-99-2
Rozmiar pliku: 5,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

…dawno, dawno temu w odległej Antarktyce, na lodowcu żyła kolonia dwustu sześćdziesięciu ośmiu pingwinów. Jednym z nich był Alfred – dobry pingwin, mąż i ojciec, tylko nieco bardziej spostrzegawczy od innych mieszkańców kolonii. Alfred nosił ze sobą małą walizkę pełną uwag, pomysłów i wniosków. Zdobywane przez niego informacje stawały się coraz bardziej niepokojące. Wynikało z nich, że góra lodowa topnieje i wkrótce ich dom może rozpaść się na kawałki.

Innym mieszkańcom lodowca ta perspektywa wydawała się tak nieprawdopodobna, że nie przyjmowali jej do wiadomości. Zmiana? Nie ma takiej możliwości!

Tak zaczyna się bajka napisana przez profesora Johna Kottera. Wizja zmian przeraża większość z nas. Tylko osobowości socjopatyczne odnajdują w nich przyjemność, ba, nie potrafią bez nich żyć. Pozostali mieszkańcy naszej góry lodowej nawet w sytuacjach ekstremalnych potrafią konieczną zmianę skutecznie ominąć. Byle wrócić do znanych ścieżek. Tak sabotuje nasz mózg. Bo przecież najbardziej lubimy piosenki, które już słyszeliśmy. Nie wierzycie?

Dziewięćdziesiąt procent pacjentów po zawale serca w ciągu dwóch lat wraca do starych nawyków, które niemal ich zabiły. Blisko trzy czwarte projektów wprowadzania zmian w firmach kończy się niepowodzeniem. Dlaczego?

Motywacja jest tym, co pozwala nam zaledwie zacząć, ale to nawyk daje szansę, by w zmianie wytrwać. Wyrobienie nawyku wymaga czasu, planu, systematyczności, pracy, komunikacji i przekonania… że zmiana jest dla nas dobra.

A co zrobiły pingwiny z topniejącego lodowca? Powołały specjalny zespół, który krok po kroku przeprowadził całą kolonię przez radykalną reformę zmiany trybu życia z osiadłego na wędrowny. Wędrujemy?I. ZMIANY SĄ OK!

Przez całe swoje zawodowe życie robiłam różne rzeczy. Pracowałam w niemieckim ogrodnictwie, wyrywając z doniczek zwiędłe hortensje, i we wrocławskiej piekarni przy piecu, wyjmując palący chrupki chlebek, który niemiłosiernie ciął najpierw rękawiczki, a potem ręce. Na studiach byłam dobrze się zapowiadającą aktorką, grałam u boku Ireny Kwiatkowskiej, Anny Seniuk, Gustawa Holoubka. Wyjechałam jednak i uczyłam się w Stanach, zarabiając jako ekspedientka w sklepie. Po powrocie do kraju pracowałam w radiu, dorabiałam w reklamie, żeby ostatecznie na długo związać się z telewizją. Dziennikarstwa uczyli mnie Andrzej Turski i Grzegorz Miecugow. Zarządzania – Jan Wejchert i Mariusz Walter, kiedy mogłam być częścią zespołu realizującego marzenie ich życia – uruchomienie TVN. Później ze współpracownikami tworzyłam TVN Style. Prowadzenie projektu wydawniczego pozwoliło mi doświadczyć pierwszej prawdziwej zawodowej porażki, czyli zamknięcia świetnego magazynu po roku ciężkiej pracy z powodu kryzysu.

Praca zawsze była dla mnie piekielnie ważna. Szukałam, rozwijałam się. Niektórzy patrzyli na moje osiągnięcia sceptycznie, inni z podziwem. Wojtek Man żartem pytał, kim chcę być, kiedy dorosnę. Po latach cieszę się, że rynek pracy wreszcie mnie dogonił. Posiadanie kilku zawodów stało się koniecznością, a zmiany wpisały się w naszą karierę jak wahania ciśnienia w klimat przejściowy. Wreszcie jestem u siebie!

Rewolucja goni rewolucję. Technologia przewraca codzienność do góry nogami. Trwa wyścig. Nowsze wypiera nowe. Sieć otwiera nieograniczone możliwości. Zmieniamy partnerów, telefony, pracę. Niektóre z tych zmian stały się już czymś naturalnym. Rynek wywołał w nas tak silną potrzebę posiadania nowinek, że krótko pozwala cieszyć się tym, co już mamy. Co chwilę pojawiają się przecież lepsze modele – szybsze, ładniejsze, obiecujące, że nasze życie nabierze nowego smaku i wymiaru.

Moi rodzice zmieniali pracę czterokrotnie, a nawet dwa razy zawód. To i tak dużo, biorąc pod uwagę, że pochodzą z pokolenia Baby Boomers.

RYCINA 1. SPRAWDŹ, KTÓRYM JESTEŚ POKOLENIEM

Dla nas i naszych dzieci rynek pracy przygotowuje znacznie więcej niespodzianek. Już niedługo zatrudnienie będziemy zmuszeni zmieniać jedenastokrotnie w ciągu całej kariery, co więcej – zmieniać będziemy również zawód. I to nie raz czy dwa razy, ale nawet pięć. Lista najlepiej płatnych profesji z każdym rokiem przyprawia o większy zawrót głowy, ponieważ sporo wysiłku kosztuje zrozumienie, czym przedstawiciele danego zawodu się zajmują. Koszmar dzieciństwa, czyli pytanie: Kim chcesz być, kiedy dorośniesz?, które nawet przed laty pozbawione było sensu, dziś zupełnie traci rację bytu. Powód jest banalny. Zawody, które wybiorą nasze dzieci, w większości jeszcze nie istnieją. O ile jednak rynek dóbr konsumpcyjnych ma swoją silną patronkę – reklamę, której spece skutecznie manipulują naszymi umysłami, z każdego miejsca krzycząc i przekonując, że pragnienie nowości i zmian jest dla nas dobre, o tyle rynek pracy mówi: Idzie nowe. Radź sobie sam!

Posiadanie nowych rzeczy łączy się z przyjemnością i stymuluje znajdujący się w mózgu układ nagrody. Zmiana pracy natomiast dewastuje poczucie bezpieczeństwa i wywołuje strach. Układ limbiczny, nazywany też układem szybkiego reagowania, idzie na skróty i wydaje komendę: Uciekaj! Może też wybrać drogę dłuższą i trudniejszą, czyli zacząć racjonalizować!

STRACH JEST DOBRY

Rzeczywistość przytłacza. Za dużo problemów, za mało pieniędzy, wciąż nowe obowiązki. Kto w takiej sytuacji chciałby myśleć o zmianach i tworzyć długofalowe strategie? W dodatku najmniejsza chęć zerwania z rutyną jest natychmiast torpedowana przez strach, a nawet lęk. I żeby on był tylko jeden, ale lęk mutuje i multiplikuje niczym najgorszy wirus. Jest pojęciem, które niesie mnóstwo znaczeń, występuje w nieskończenie wielu odmianach, z których każda smakuje inaczej. Inne drżenie wywołuje w nas wizja rozmowy ze znienawidzonym szefem, inne telefon z urzędu skarbowego, a jeszcze inne konieczność znalezienia nowej pracy. Zawsze warto pamiętać, że strach jest powszechny i kluczowy dla naszego przetrwania, ponieważ przygotowuje nas do poradzenia sobie ze stresem. Zmiany hormonalne, jakie wywołuje w organizmie, pozwalają przetrwać: szybciej uciekać i walczyć bardziej zaciekle. Serce wali coraz szybciej, mięśnie się napinają, oddech staje się płytki. Wszyscy to znają. Rzadko jednak mówi się o tym, jak strach wpływa na sposób myślenia, a dokładnie na stosowane wzorce. Pobudzeni skupiamy się na jego źródle i kompletnie nie zauważamy rzeczy z nim niezwiązanych, co na krótką metę pozwala poradzić sobie w sytuacji kryzysowej, jeżeli jednak strach zaprzyjaźni się z nami zbyt mocno, staje się źródłem prawdziwego cierpienia: fizycznego i psychicznego. Przeradza się w lęk.

Szacuje się, że trzynaście procent Polaków cierpi na zaburzenia lękowe, których spora część ma swoje podłoże w pracy. Nerwice, depresje, fobie. Tim Lihoreau w książce „Spokojnie to tylko fobia! Summa wszystkich strachów” pisze żartobliwie, że większość relacji zawodowych opiera się na duxofobii (od łacińskiego słowa dux – przywódca), czyli lęku przed szefem. Bez znaczenia jest to, w jak zażyłych stosunkach pozostajecie. Szef to gość, który zawsze może wstać lewą nogą, uznać, że jesteście w pracy kompletnie zbyteczni, i was zwolnić. Z umiarkowaną odmianą duxofobii można sobie poradzić, niektórzy twierdzą nawet, że jest zdrowa. W zbyt dużych dawkach zabija. Inteligencję, kreatywność i poczucie własnej wartości. Wszystko przez inny lęk, który skutecznie zatruwa życie wielu. Mam tu na myśli obawę przed byciem odrzuconym.

Holenderski psycholog Gerben van Kleef przeprowadził eksperyment, z którego wynika, że cechą odpowiadającą za nasze postrzeganie przełożonych jest ugodowość. Ugodowi – w dzieciństwie wychowywani przez krytycznych i surowych rodziców – osiągają lepsze wyniki, pracując z gniewnymi i srogimi szefami. Z kolei pracownicy, którzy w dzieciństwie byli chwaleni, doceniani i nagradzani, wybierają miejsca, gdzie kwitnie współpraca i dobre relacje z przełożonymi. Lubią po prostu być motywowani pozytywnie. Cenią zdrowe relacje.

W pracy spędzamy znaczną część życia. Polacy nierzadko kilkanaście godzin dziennie. W tym czasie skupiamy się nie tylko na tym, żeby nie podpaść szefowi, ale również na tym, żeby nas dostrzegł i docenił. Niektórzy psychologowie mówią nawet, że jest to rodzaj emocjonalnego pożądania. Oczekujemy nie tylko sprawiedliwej i fachowej oceny, ale również uczucia i akceptacji. Kto nie zna sytuacji: staram się, zostaję po godzinach, wykonuję zleconą pracę, a przełożony jest wiecznie niezadowolony, ręka w górę.

U źródeł tego lęku tkwi silne przeświadczenie, że skoro ktoś nie aprobuje naszych wysiłków, to znaczy, że z nami coś jest nie tak. Natychmiast też pojawia się kolejny lęk, bo skoro nie zyskujemy uznania w tym miejscu, prawdopodobnie nie znajdziemy go już nigdzie. Spirala nakręca się dalej. Uzależniając się od aprobaty innych, stajemy się wyjątkowo wrażliwi na ich oceny. Otwieramy furtkę sprytnym obserwatorom, którzy dostrzegają naszą słabość i zaczynają nami manipulować, traktując nas raz dobrze i pięć razy źle, co wywołuje prawdziwą huśtawkę emocji i potęguje wrażenie odrzucenia. Chwile szczęścia, czyli akceptacji, są przecież tak krótkie, a krytyka, jak każda negatywna emocja, głębiej zapadająca w naszą świadomość, zdaje się trwać wieki. Szef chwali nas przy innych – szczęście, gani – rozpacz.

I właśnie tutaj pojawia się kolejny lęk, bo nawet jeżeli w tej chwili jesteśmy na szczycie, nasz mózg już zaczyna się zamartwiać, że za moment możemy zacząć spadać. Emocjonalny rollercoaster stosowany jest przez wielu szefów. Dziel i rządź. Brnąc dalej, czynimy wysiłki, aby się przypodobać i zwrócić na siebie uwagę. W pracy zawsze przecież jest osoba, która naszym zdaniem nic nie robi, ale fantastycznie sprzedaje swoje rzekome osiągnięcia, uzyskując uwielbienie wszystkich: kolegów, a zwłaszcza szefów. A my sfrustrowani przekonaniem, że jesteśmy niedoceniani, zachowujemy się zupełnie jak niezauważane dziecko w klasie, które podskakuje na krzesełku i krzyczy: A ja? Zacisk jest silny, bo z jednej strony boimy się wyrażać swoje opinie, które mogą okazać się niepopularne, ale z drugiej strony łakniemy akceptacji i towarzystwa przyklaskującej nam widowni. Staramy się być mili za wszelką cenę, czyli odczuwamy przymus uległości. Odpowiadamy w czarujący dla słuchającego nas sposób, kiedy na wyświetlaczu telefonu pojawia się numer osoby w naszym rozumieniu ważnej, zmieniamy tembr głosu, jesteśmy sympatyczni i chętni do współpracy. Nawet jeżeli telefon wymaga porzucenia wolnego czasu z rodziną i powrotu do pracy. Odkładając słuchawkę, w myślach posyłamy wiązankę epitetów, które pozwalają odreagować uległość wobec przełożonego. Bo uległość rodzi gniew, który gdzieś musimy rozładować.

Ileż osób, które w pracy mają opinię cudownych ludzi, miłych, pomocnych, oferujących przysługi i myślących o wszystkich, po powrocie do domu zamienia się w tyranów. Frustracja wynikająca z niezaspokajania własnych potrzeb, a tylko wiecznego spełniania oczekiwań innych, rodzi złość, która gdzieś musi znaleźć swoje ujście.

Lęk przed odrzuceniem sprawia również, że stajemy się skrępowani, wręcz nieśmiali. A tacy ludzie uważają, że nic im się nie należy, że wszyscy są od nich mądrzejsi, a oni sami nie mają nic wartościowego do zaoferowania. Ich myśli pełne lęku stają się samospełniającą się przepowiednią. Myślisz – masz. Skoro uważasz, że nie jesteś w stanie poradzić sobie ze zmianą pracy, nie poradzisz sobie. Skoro uważasz, że musisz się trzymać jednej firmy, bo tylko ona gwarantuje ci bezpieczeństwo finansowe, tak się stanie. Co będzie jednak, kiedy to firma postanowi rozstać się z tobą?

Szef nie jest twoją matką, pisze Brian DesRoches, psycholog, który znalazł ścisłą korelację między rolami, które odgrywaliśmy w domu rodzinnym, a tym, jak zachowujemy się później w pracy. Mówiąc w skrócie, wystarczy przypomnieć sobie, jakimi byliśmy dziećmi i jakie wzorce zachowań wynieśliśmy z domu, by ich odbicie odnaleźć w dorosłym życiu zawodowym. Byliście wojownikami? Buntownikami? Klasowymi klaunami? Księżniczkami? Przypomnijcie sobie, jak rozwiązywaliście swoje dziecięce problemy i za co byliście karani. Jest duże prawdopodobieństwo, że mimo upływu czasu zachowujecie się podobnie. Powrót do przeszłości może przynieść wiele zaskakujących konkluzji.

Nie tylko lubimy piosenki, które już słyszeliśmy, ale też przez całe życie lubimy odgrywać role, do których przyzwyczailiśmy się od małego. Zdobywcy, złego lub dobrego dziecka, uciekiniera. Jeżeli zawsze mieliśmy skłonność do buntu, najprawdopodobniej do dziś traktujemy swoją firmę jak pole niekończącej się kontestacji. Potrafimy kwestionować każdą decyzję i toczyć boje o byle drobnostkę. Dla urodzonych liderów każdy szef będzie mięczakiem, a ofiara zawsze znajdzie swojego prześladowcę.

DesRoches pisze nawet, że niektóre zebrania przypominają stresujący świąteczny obiad. Brakuje tylko pieczonego indyka, który wjechałby na korporacyjny stół. Każdy pracownik niesie przecież bagaż swoich rodzinnych doświadczeń ze sobą. Poza spisanymi zasadami, procedurami i obowiązkami w organizacjach obowiązują te niepisane, które sprawiają, że podświadomie czujemy się jak u siebie w domu. Kilka punktów dla niedowierzających, które łatwo demaskują stosowany często układ odniesień.

ZASADY Z DOMU RODEM:

Udawaj, że jesteś zadowolony z pracy, relacji ze współpracownikami i szefem, nawet jeżeli nie jesteś.

Spraw, by twój szef czuł się świetnie, nawet jeżeli on sprawia, że ty czujesz się podle.

Zachowuj się, jakbyś dokładnie wiedział, co robisz, nawet jeżeli nie masz bladego pojęcia.

Chroń przełożonych przed złymi informacjami, nieważne, czego dotyczą.

Wykonanie zadania jest ważniejsze od twojego zdrowia, zarówno fizycznego, jak i psychicznego.

Najważniejsza jest lojalność. Nie kwestionuj zasad działania organizacji, obowiązujących w niej nakazów i zakazów, nawet jeżeli nie mają najmniejszego sensu.

A jak ci się nie podoba – odejdź.

I śmiesznie, i strasznie. Zwłaszcza kiedy przeprowadzi się analogię: dzieciństwo – dziś. Weźmy na przykład zasadę „Chroń przełożonych przed złymi informacjami, nieważne, czego dotyczą”. Przypomnijcie sobie swoje reakcje, kiedy działo się coś niepokojącego. Kto i jak przekazywał rodzicom złe informacje ze szkoły: o uwagach, słabych ocenach, nieusprawiedliwionych nieobecnościach? Stawaliście dzielnie przed ojcem i wręczaliście mu z podniesionym czołem dzienniczek z wpisaną naganą czy zamiast go o tym poinformować, podrabialiście podpis i udawaliście, że nic się nie stało? Teraz popatrzcie, jak zachowujecie się w pracy. Mówicie szefowi, że termin zamknięcia projektu jest zagrożony? Że jesteście na zwolnieniu, mimo że w rzeczywistości malujecie mieszkanie, bo nie chciał wam dać urlopu? Warto zdać sobie sprawę z nieświadomych zachowań i ról, w które wchodzimy mimo woli, bo jest ogromne prawdopodobieństwo, że problem będzie się powtarzał w każdej kolejnej pracy, skutecznie hamując rozwój naszej kariery zawodowej.

Lęk jest nieodłącznym towarzyszem życiowej podróży. Rozwój – przynajmniej w psychologii – to burzliwa historia pokonywania pojawiających się na horyzoncie trudności i lęków, a dojrzała osobowość oznacza taką, która potrafi znosić stres i radzić sobie z niepokojem. Mniejsza o to, czy uciekniemy się do barwnego języka psychoanalizy mówiącej o lęku przed nadmierną stymulacją, separacją bądź kastracją, czy też będziemy żonglować pojęciami psychologii rozwojowej. Ważne, by oddać sprawiedliwość lękowi. Może nawet warto dla odmiany spośród filozoficznych opracowań wyciągnąć jedną myśl, która z punktu widzenia psychologii wydaje się niezwykle prawdziwa: lęk jest odwrotną stroną zadziwienia, a może nawet częściej bywa na odwrót: zadziwienie jest odwrotną stroną lęku – pisze psycholog, jezuita Stanisław Morgalla. Każda pierwsza w życiu rzecz jest związana z niepokojem lub lękiem, który – pokonany – wieńczy dzieło zadziwieniem, czyli satysfakcją, otwarciem nowych horyzontów, większym zaufaniem do siebie i innych. Pierwszy samodzielny krok dziecka, pierwszy dzień w szkole, pierwszy egzamin na studiach, pierwsza osobista inicjatywa zawodowa zwykle niepokoją i budzą obawy, ale dzięki tej dawce lęku, przekształconej w ostrożność i rozwagę, pomagają w szczęśliwym rozwoju dalszego ciągu.

A lęk przed śmiercią? Kiedy jakimś cudem wychodzimy cało z wypadku samochodowego lub otrzymujemy pozytywne wyniki badań po pierwszej dramatycznej diagnozie, po przejściu fali lęku wszystko w jednej chwili wydaje się nowe: patrzymy zadziwieni na te same przedmioty i osoby, jakbyśmy je oglądali po raz pierwszy – kontynuuje brat Morgalla. Tak działają emocje.

ALTERNATYWNE ZASTOSOWANIE PORAŻKI

Mówi się, że gdyby statek czuł i myślał, nigdy nie opuściłby portu. Przerażałaby go liczba trudności, z którymi będzie musiał się zmierzyć. Sztorm, fale, wiatr, prądy morskie. Niepokój i strach w zbyt dużych dawkach działają na nasz umysł ogłupiająco. Podobnie jak porażki. Niszczą wiarę w nasze możliwości, sprawiają, że świat staje się coraz większy, a my coraz mniejsi, słabsi i głupsi. W efekcie – rozgoryczeni. Zamiast budować siłę, rodzą lęk przed kolejną porażką. Zastanawiamy się, co stanie się, kiedy dokonamy radykalnej zmiany i przegramy, zainwestujemy i stracimy, założymy własną firmę i splajtujemy. Nakręcamy spiralę lęków i negatywnych myśli. Jedne rodzą kolejne. Myślenie przekłada się na rzeczywistość. Myślisz, że możesz przegrać? Przegrasz. Co nie znaczy, że zawsze warto tworzyć plany awaryjne i elastycznie reagować na rzeczywistość, ale o tym później.

Strata stanowi nieodłączną część naszego życia – napisał John C. Maxwell, amerykański ekspert w dziedzinie przywództwa. Życie jest trudne, mimo sugestii rynku, nie można zostać przywódcą w trzy dni, milionerem w tydzień, a ultramaratończykiem w miesiąc. Prawdziwe osiągnięcia wymagają trudu, pokonywania przeszkód, siły i konsekwencji. Najwięksi gracze biznesowi nigdy nie pozwalają sobie na zamiatanie problemów pod dywan, bo wiedzą, że później czeka ich kumulacja. To tsunami, które kolejno wymiata każdy nierozwiązany problem. Sama tego doświadczyłam i wierzcie mi, trwa długo, jest trudne do udźwignięcia, a podniesienie się wymaga heroicznego wręcz wysiłku.

Człowiek, jak most, został stworzony, by unosić ciężar przez moment, zatem nie wytrzyma obciążenia masą kumulowaną przez wiele lat. Lubię tę myśl pisarza Williama A. Warda. Kiedy porażki spadają na nas jak grad, zaczynamy się bać, że za chwilę runie wszystko, co w życiu budowaliśmy. Kulki lodu stają się coraz większe i ogarnia nas panika. A one padają coraz gęściej – zaczynamy wykonywać raptowne ruchy jak zwierzę zapędzone w róg. I co dalej? John C. Maxwell wymienia jedenaście pułapek, w które dajemy się złapać w obliczu klęski.

Pułapka błędu: Boimy się, że zrobimy jeszcze coś nie tak. Porażka hamuje działania.

Pułapka zmęczenia: Jesteśmy wciąż tacy wyczerpani. Niepowodzenie odbiera nam energię.

Pułapka porównań: Ktoś inny ma do tego lepsze kwalifikacje niż ja. Zaczynamy czuć się gorsi od innych.

Pułapka złego wyczucia czasu: To nie jest dobry moment. Z powodu porażki zaczynamy się wahać.

Pułapka inspiracji: Nie mam teraz ochoty i natchnienia, by to robić. Porażka pozbawia nas motywacji.

Pułapka racjonalizacji: Może to w sumie nie jest takie ważne? Przez porażkę tracimy perspektywę.

Pułapka perfekcji: Istnieje jeden najlepszy sposób, by to zrobić. Zanim zacznę, muszę go znaleźć! Po prostu zaczynamy w siebie wątpić.

Pułapka oczekiwań: Wydawało mi się, że to będzie takie proste, a nie jest. Niepowodzenie uwydatnia trudności.

Pułapka sprawiedliwości: Nie powinienem się tym zajmować. To zadanie poniżej moich możliwości. Zaczynamy pytać, dlaczego nas to spotkało.

Pułapka opinii publicznej: Co sobie ludzie pomyślą, jak mi się znowu nie uda? Już tylko krok do kompletnego paraliżu.

Pułapka wyobrażenia o sobie: Jeżeli mi się nie uda, wyjdę na kompletnego nieudacznika. Zaczynamy o sobie myśleć źle. Amen

Przyznam, że uczę się na błędach, ale wolno. Przez wiele lat porażki przyjmowałam jak dopust boży. Szczerze mówiąc, w ogóle ich nie przyjmowałam. Buntowałam się i reagowałam gniewem. Mogłam brnąć w to dalej albo się zatrzymać i popatrzeć na swoje życie z boku.

Pierwsze chwile były trudne. Czułam się jak człowiek, który wyskoczył z pędzącego pociągu. Dosłownie. Przeżyłam. Poobijana. Na bocznicy. Kiedy minął szok, zaczęłam mozolnie składać się na nowo. Kawałek po kawałku. Opis zajął kilka zdań. W życiu trwało to trzy lata. Nowe relacje. Nowy zawód. Nowa praca. Nowy sposób myślenia o sobie. Nowy dom.

Ignacy Loyola powiedział, że człowiek uczy się tylko wtedy, kiedy jest na to gotowy. Zatem skoro już wiemy, że przyjdzie nam przegrywać wiele razy, to może moglibyśmy jakoś z tych upadków skorzystać? Maxwell swoją najgłośniejszą książkę zatytułował: „Czasem wygrywasz, a czasem się uczysz”. Bo porażki mają głęboki sens, wiele mówią o nas i mogą stać się lekcją gwarantującą rozwój. Trzeba tylko ją odrobić, zamiast zgłaszać nieprzygotowanie. Konsekwentnie odmawiając nauki, musimy spodziewać się katastrofy. Prędzej niż później. Dobra wiadomość jest taka, że bez względu na wiek, doświadczenie i osiągnięcia, jak długo żyjemy, tak długo mamy szansę się podnieść i wrócić do gry. Mamy szansę na sukces. W każdym też momencie stworzenie realnego bilansu strat i zysków ułatwi nam wyjście z impasu i pomoże rozpocząć świadome wprowadzanie zmian. Tylko od nas zależy, czy doczekamy do katastrofy, czy zaczniemy działać, wyprzedzając nieprzyjemne następstwa albo przynajmniej minimalizując straty.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: