Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ślub z klasą - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ślub z klasą - ebook

Wyobraźcie sobie urokliwy, wiejski kościółek, suknie przypominające o trendach minionej epoki, róże szlachetnych odmian…

Prawdziwie romantyczny ślub z klasą!

Beth, Lindy i Rachel, mieszkanki niewielkiego miasteczka pod Londynem, marzą o tym, by rozpocząć życie na nowo. Pomysł? Firma zajmująca się organizacją eleganckich, a przy tym nierujnujących portfela wesel w stylu vintage.

Interes okazuje się strzałem w dziesiątkę i wkrótce przygotowania do uroczystości ślubnych wypełniają im całe dnie. Podczas poszukiwań idealnych miejsc na przyjęcia weselne, dopracowywania dekoracji czy przystrajania okazałych tortów kobiety uczestniczą w życiu miłosnym kolejnych par i nie spodziewają się, że i na nie miłość czeka tuż za rogiem… Czy w wirze rozlicznych zajęć uda im się odnaleźć własne szczęście?

„Ciepła, pokrzepiająca i pięknie napisana opowieść o niespo­dziankach, które potrafi spłatać los”. Essentials

„Rozkosznie uzależniająca! Jeżeli szukasz pełnej ciepła i dowcipnej lektury, która na chwilę pozwoli Ci oderwać się od rzeczywistości – nie mogłeś trafić lepiej”. Daily Express

Kategoria: Obyczajowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7999-623-0
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

Podziękowania

Bardzo dziękuję mojej córce Briony oraz mojej (już) synowej Heidi za to, że wyszły za mąż, dając mi wspaniały materiał do pisanej książki. Dziękuję również ich mężom – Steve’owi i Frankowi. Podziękowałabym i wnukom, ale w zasadzie niewiele pomagały, jeśli nie liczyć faktu, że były przesłodkie, nad czym specjalnie nie musiały pracować.

Podziękowania dla Lotte i Milesa oraz dla Księcia Alberta – tak wspaniałego i oryginalnego pubu, że musiał znaleźć się w książce. Będąc w Stroud, koniecznie go odwiedźcie.

Podziękowania dla Old Endowed School, która, wraz z pubem, otrzymała główną rolę. Komitet z dużym poświęceniem pracuje przy zbiórce funduszy na renowację tego fascynującego zabytkowego budynku.

Dziękuję tym wszystkim, którzy pomogli w przygotowaniach do obydwu ślubów i dzięki którym były one takie piękne, włącznie z White Room, gdzie wiedzą, jak sprawić, że przyjęcie weselne staje się niezapomnianym wydarzeniem. Dziękuję Siobain Drury, która zabrała mnie na giełdę kwiatową w Birmingham (o czwartej nad ranem), Debbie Evans, od której wiele się dowiedziałam o ślubach i weselach (i która wszystkich wspaniale uczesała), oraz druhnom mojej córki, oficjalnym i nieoficjalnym, Toni, Jo, Carrie. Dziewczyny, wszystkie macie udział w tej książce.

Dziękuję moim wspaniałym redaktorkom, Selinie Walker i Georginie Hawtrey-Woore, dzięki którym wszystko staje się lepsze, i świetnemu zespołowi ds. sprzedaży, Aslanowi Byrne’owi, Andrew Sauerwine’owi i Chrisowi Turnerowi, a także Jen Doyle, Rebecce Ikin i Vincentowi Kelleherowi, prawdziwym czarodziejom – i wcale nie mówię tego w przenośni.

Podziękowania dla najdroższej Charlotte Bush i jej zespołu, włącznie z Rose Tremlett i Millie.

Oczywiście pamiętam o Richendzie Todd, na której zawsze mogę polegać, a którą pewnie nieraz doprowadzam do rozpaczy.

I o najcierpliwszym na świecie, nieocenionym Billu Hamiltonie i jego mistrzowskiej drużynie w A.M. Heath.

Zawsze mi się wydaje, że o kimś zapomnę, ale mam nadzieję, że to nie Ty! Nie chodzi o to, że nie jestem wdzięczna, pamięć po prostu płata mi figle…Rozdział 2

Po wyjściu z pubu szły przez chwilę razem, potem Rachel skręciła w swoją alejkę. Wyciągnęła latarkę i włączyła ją. Jeszcze nie wykształciła umiejętności poruszania się w niemal całkowitych ciemnościach, którą posiedli miejscowi.

Otworzyła tylne drzwi i weszła, i po raz pierwszy nie poczuła wszechogarniającej ją zwykle w takich chwilach samotności. Może dlatego, że poznała nowych ludzi. Może ze względu na wino. A może dlatego, że teraz dom nie był już jedyną rzeczą, która miała tu dla niej znaczenie.

Ten dom, prześliczny dom w Cotswold, od tak dawna zajmował jej myśli i marzenia, a jednak kiedy w końcu jej się udało zrzucić okowy miejskiego życia, nagle wydał jej się jakiś pusty. Była przekonana, że gdy zamieszka wreszcie na stałe w tym domu, który kupiła częściowo za pieniądze ze spadku, a który teraz, po rozwodzie, jest wyłącznie jej własnością, i to bez obciążonej hipoteki, będzie szczęśliwa. I chociaż z autentyczną miłością i pasją zamieniała go w dom idealny, teraz przestał jej wystarczać.

Trochę to trwało, zanim znalazła idealny dom w idealnym miejscu. Chippingford było piękne, a jednocześnie pozbawione sztuczności, było czymś więcej niż miejscem na letni dom. Dobry dojazd do Londynu, ale prawdziwa wieś. Z lubością planowała zmiany, szukała wykonawców, materiałów, sprawdzała, czy wszystko jest zrobione tak, jak chciała. Przeprowadzka natomiast trochę ją rozczarowała.

Za to poznanie Lindy i Beth, ten wspólny, nieco dziwny wieczór i jego zakończenie w pubie, nastawiło ją bardzo pozytywnie. A toast za nowy początek przyniósł optymizm, jakiego nie czuła od dawna.

Weszła do kuchni zrobić sobie herbaty. Nalegała, żeby Beth zabrała serwis. Mieszka bliżej pubu, a był dość ciężki, więc uznały, że Beth może go mieć pierwsza. Teraz Rachel spojrzała na swoje dwa piękne talerze, oparte pionowo na półce na jej cudownym starym kredensie. Czy razem z serwisem nie będzie zbyt kolorowo? Czy fakt, że wzór jest ten sam, pozwoli zaakceptować tak dużą ilość? No i nie sprawdziła wyszczerbień. Bo jeśli są, to Beth może zatrzymać serwis na zawsze.

Zaraz po zakupie dom pomalowała na biało. Przez te dwa lata, od kiedy go ma, żaden kolor nie spodobał jej się bardziej.

Potem pomalowała na biało podłogi. Były nowe – dużo nowsze niż dom, który powstał na początku dwudziestego wieku – i podobał jej się ich czysty wygląd. Teraz, kiedy zaniosła herbatę do salonu, wydały jej się zimne.

Oczywiście w domu było zimno – w rogu stał nieużywany piec na drewno, ogrzewanie też włączała nieczęsto, ale salon wydawał się zimny nie ze względu na temperaturę. Wcześniej dawał wrażenie świeżości. Teraz gotowa była dodać trochę koloru do swojego życia.

Kiedy mama Lindy zaproponowała, że przedstawi ją swojej córce i Beth, Rachel poczuła się trochę onieśmielona. Pani Wood założyła najwyraźniej, że Rachel jest w podobnym wieku co Lindy, ale ona miała trzydzieści pięć lat – przynajmniej o dziesięć więcej niż nowo poznane dziewczyny. Choć w sumie chyba im to nie przeszkadzało i liczyła, że tak pozostanie. Często nachodziły ją wątpliwości, czy dobrze zrobiła, zostawiając swoje życie w Londynie dla tego wiejskiego domu, którego nie znała, ale za każdym razem udawało jej się przekonać samą siebie, że dokonała właściwego wyboru. Wymyła kubek, wytarła i odłożyła na miejsce, by nic nie zakłócało doskonałych linii jej wykonanej na zamówienie kuchni, kiedy wejdzie tu znów rankiem.

Idąc po schodach do sypialni, zastanawiała się, czy rzeczywiście ma zaburzenia obsesyjno-kompulsyjne, jak sugerował Graham, jej były. Wtedy czuła po prostu, że chce choć część życia mieć pod kontrolą. Teraz odnosiła wrażenie, że utrzymywanie czystości stawało się obsesją. Kiedy po umyciu zębów dokładnie czyściła umywalkę, wycierając ją do sucha starym ręcznikiem, którego specjalnie nie wyrzuciła, znów jej to przyszło do głowy.

W łóżku, pośród świeżo wyprasowanej pościeli z perkalu najwyższej jakości, wyobrażała sobie, jak wyglądają domy jej nowych koleżanek. Otrząsnęło ją lekko na myśl o panującym w nich chaosie. A jednak chętnie spędziłaby z nimi trochę czasu i z zaskoczeniem skonstatowała, że dopóki jej życie jest uporządkowane, inni mogą robić, co chcą.

Telefon zadzwonił następnego ranka, gdy akurat polerowała kuchenny blat.

Nie rozpoznała numeru, ale i tak odebrała.

– Dzień dobry! Mam nadzieję, że nie dzwonię za wcześnie. Mówi Sara Wood, mama Lindy. Córka dała mi pani wizytówkę.

Rachel wręczyła po jednej każdej z dziewczyn. Wydrukowała je, licząc, że pomogą jej rozwinąć działalność.

– Dzień dobry. Mogę pani w czymś pomóc?

– No tak – odparła Sara, najwyraźniej z ulgą przyjmując uprzejmy ton Rachel. – Lindy wspomniała, że być może dołączy pani do komitetu, który usiłuję zebrać. Byłabym bardzo szczęśliwa, mając kogoś młodego. I w dodatku nie stąd. – Przerwała na moment. – To znaczy nie chciałam być niegrzeczna, ale kiedy ktoś patrzy na coś od zawsze, trudno mu czasem wyobrazić sobie, że to mogłoby być inne.

– Podoba mi się to wyzwanie – odpowiedziała Rachel.

Oczyszczenie tych zakurzonych belek i malowanie z pewnością dałyby jej niemałą satysfakcję.

– Więc przyjdzie pani na spotkanie? Jutro wieczorem. Wpadnę po panią po drodze, nie będzie pani musiała wchodzić do pokoju pełnego obcych.

– O, dziękuję. Dobrze, przyjdę.

– Koło wpół do ósmej? Zdąży pani zjeść?

Sara chciała Rachel wszystko ułatwić.

– Wpół do ósmej mi odpowiada. – Jeśli zje o szóstej, to zdąży jeszcze pozmywać. I nie będzie musiała wpuszczać jej do środka, więc tym lepiej.

Kiedy się rozłączyła, a potem przygotowywała do wizyty w pobliskim domu spokojnej starości, gdzie czytała książki, zdała sobie sprawę, że cieszy się na to spotkanie. Fajnie będzie poznać więcej miejscowych, a także, jak powiedziała Lindy, może znajdzie pracę bliżej domu.

Sara zjawiła się punktualnie. Ma na nogach śliczne buty, pomyślała Rachel. Kiedy powiedziała to głośno, Sara uniosła nogę i podziwiała przez chwilę but.

– Tak, są ładne, prawda? Kupiłam na wyprzedaży w Cheltenham. Zawsze mi się wydaje, że w ładnych butach łatwiej mi będzie przetrwać zimę. I w porządnej kurtce. – Kaptur jej kurtki obszyty był owczą wełną. – Gotowa? Tak się cieszę, że się pani zgodziła.

– No, miło jest zrobić coś pożytecznego. Poza tym nigdy nie wiadomo, może ktoś będzie potrzebował księgowego.

– Jeśli to nie głupie pytanie… a zresztą, nawet jeśli głupie… Jak to się stało, że została pani księgową? Wygląda pani na właścicielkę galerii sztuki albo butiku z wytwornymi ciuchami.

Rachel wzruszyła ramionami.

– Zawsze lubiłam liczby. Umiem sprawić, żeby zrobiły to, co powinny, poustawiać je w różnych kolumnach. Mam to chyba po ojcu.

Ojciec też lubił porządek.

Kiedy jednak razem z Sarą weszły do sali nad pubem, uznała za mało prawdopodobne, by trzy starsze kobiety i mężczyzna potrzebowali pomocy w kwestii swoich inwestycji czy też rady, jak zminimalizować należny podatek. Zapewne całe życie świetnie sobie radzili z finansami za pomocą ołówka i notesu.

Rachel rozglądała się wokół, gdy doszły jeszcze dwie osoby, przepraszając za spóźnienie. Para po czterdziestce i raczej miastowi, sadząc po tym, co mieli na sobie.

Sara rozpoczęła spotkanie.

– No dobrze, chyba są już wszyscy. Miałam nadzieję, że będzie nas więcej, ale wiem, że niektórzy nie lubią wychodzić po zmroku. – Uśmiechnęła się do Rachel. – Zanim zaczniemy, chciałabym przedstawić Rachel. Mieszka u nas od niedawna, ale jestem pewna, że wniesie spory wkład w życie naszej społeczności.

Rachel przełknęła ślinę, niepewna, czy to było wyzwanie, czy raczej zapewnienie.

– Dobry wieczór – powiedziała.

– Dobrze, to zacznę od lewej…

I Sara przedstawiła jej wszystkich. Byli tam Ivy, Audrey i Dot oraz ci młodsi, jak się okazało, z Londynu, Justin i Amanda. Starszy mężczyzna miał na imię Robert.

Wszyscy się uśmiechali, przyjaźnie, ale z ciekawością. Odpowiedziała nieśmiałym uśmiechem.

– W porządku – ciągnęła żywo Sara. – Myślę, że kiedy już komitet na dobre się zawiąże, będziemy się spotykać nieco wcześniej. – Zamilkła i westchnęła. – Sądziłam, że wieczorem będzie mogło przyjść więcej osób, bo… no wiecie… musimy zwerbować więcej ludzi, naprawdę.

Rachel rozumiała. Sara liczyła na pracujących, właścicieli firm albo takich z doświadczeniem w komitetach i zbiórkach funduszy. Wiedziała już, dlaczego kobiecie tak bardzo na niej zależało. To nie lada dylemat: starsi ludzie wolą nie wychodzić wieczorami, ale młodsi w ciągu dnia pracują.

Przed Sarą leżały notes, długopis i jakieś kartki.

– Powinniśmy wybrać przewodniczącego.

– Myślę, że najlepiej, jak ty nim zostaniesz – odparła swobodnie Audrey, a reszta zamruczała potakująco.

– Powinniśmy jednak głosować…

– Saro, kochanie – odezwała się Ivy – nie chcemy tu siedzieć przez całą noc. Zgadzamy się. Zostań przewodniczącą.

Sara westchnęła i coś zapisała.

– Skarbnik?

Nikt się nie zgłosił. W końcu znów odezwała się Sara.

– Czy mogę zaproponować Rachel? Powiedziała mi, że jest księgową.

Dot, która siedziała obok Rachel, zachichotała.

– Oho, nie powinnaś jej tego mówić, kochanieńka. W tej sytuacji musiała zaatakować.

– I tak się stało – przyznała Sara. – Dalej, czy chcemy ustalić, jaka jest nasza misja?

– Ki diabeł? – spytała Dot, która miała w sobie coś z wywrotowca.

– To taka modna ściema – wyjaśniła Audrey. – Wiem, bo zasiadałam w radzie szkoły.

– Osobiście uważam, że takie ustalenia nie są konieczne – stwierdziła Sara. – Chcemy po prostu zebrać pieniądze na remont, by przywrócić budynek do stanu, który umożliwi jego wynajem, a więc i uzyskanie pewnego dochodu.

– Wcale nie potrzebuje remontu – mruknęła Dot. – Jest całkiem w porządku.

– Jeśli czegoś nie zrobimy, wkrótce się zawali – powiedział Justin. – Wystarczy spojrzeć.

– I nie jest bezpieczny dla dzieci – dodała jego żona, Amanda. – Ja w każdym razie wolę, żeby moje się tam nie bawiły. Jest brudny i okropnie zaniedbany. Chcieliśmy urządzić w nim urodziny, ale mieliśmy gości z Londynu i nie mogliśmy ich tam zaprosić.

Odezwały się pomruki protestu.

– A dla naszego Ottona jakoś wystarczył.

– Wiemy przynajmniej, ile potrzebujemy, żeby budynek był bezpieczny? – spytała Rachel. – I muszę dodać, że gdyby go wyremontować, na pewno byłoby więcej chętnych. No bo teraz, kto go właściwie wynajmuje?

Znów pomruki, ale żadnej odpowiedzi.

– Skauci z niego korzystają – odezwał się Robert.

– I czasami zuchy – dodała Ivy. – Rozkładają namioty i w ogóle. – Przerwała. – Ale ostatnio większość zadzwoniła do mam, że chce wracać do domu.

– Czy dach przecieka? – zapytał Justin.

Sara odchrząknęła.

– Żeby zrobić tam porządek, potrzebujemy około stu tysięcy funtów.

Rozległy się skonsternowane okrzyki. Rachel zwróciła się do Sary:

– Więc dach rzeczywiście przecieka? Gdyby sala lepiej wyglądała, nadal można by ją wynajmować i zarobić pieniądze, za które stopniowo wykonywałoby się naprawy.

Sara uderzyła w stół.

– Przepraszam, ale czy moglibyśmy nie mówić wszyscy naraz? Rachel zaproponowała właśnie coś bardzo ciekawego. Rachel, czy mogłabyś powtórzyć to dla wszystkich?

Rachel specjalnie zwróciła się do Sary, żeby nie wyjść na mądralę z Londynu, która wszystko wie lepiej niż ci, którzy mieszkają tu całe życie. Ale chyba nie uniknie tej roli.

– Po prostu wydaje mi się, że gdyby budynek wyglądał lepiej, gdyby go odnowić i gdyby nie padało, ludzie mogliby go wynajmować. Za zarobione pieniądze moglibyśmy wykonywać kolejne naprawy. – To „my” się jej wymsknęło.

Nie miała pojęcia, czy może ich obrazić tym, że uważa ich budynek za swój, ale ją samą to zaniepokoiło. Czy naprawdę utożsamiła się publicznie z walącym się domem? Potem przypomniała sobie, jak tam, na miejscu, wpatrywała się w belki, jak w wyobraźni malowała je na biało. Po prostu nie mogła się temu oprzeć i w tym cały problem.

Spuściła wzrok, nie ośmielając się sprawdzać, czy jej obawy były słuszne i czy reszta przygląda się jej podejrzliwie i nieufnie.

– Całkowicie się zgadzam – odezwał się Justin. – Trzeba go doprowadzić do jako takiego wyglądu i zacząć wynajmować.

– A jak zebrać te pieniądze? – pytał Robert.

– Mam trochę ślicznej zielonej farby, mogłabym ją ofiarować na ten cel – powiedziała Dot.

– O, właśnie, ja też, tylko że żółtą.

– Nie – przerwała stanowczo Rachel, mimo złych przeczuć co do mądrali z Londynu. – Potrzebujemy farby jednego koloru. Najlepsza byłaby biała – dodała.

Rozległy się cmokania dezaprobaty.

Widać cały brud na białym – taka była ogólna opinia.

– Mogę wam dać tyle białej farby, ile tylko chcecie – odezwał się głos od drzwi.

Rachel spojrzała w tamtym kierunku i zobaczyła niechlujnego mężczyznę, którego czarne kręcone włosy aż prosiły się o strzyżenie, a skórzana kurtka wyglądała jak pozostałość po poprzednim stuleciu. I powinien się ogolić. Na pewno nie wszedł w posiadanie tej farby uczciwie, uznała Rachel.

Sara była chyba tego samego zdania, ale i tak uśmiechnęła się przyjaźnie.

– Cieszę się, że przyszedłeś, Raff, ale może powiesz od razu, z której to ciężarówki wypadła ta farba?

Raff uśmiechnął się krzywo.

– Odkąd to stałaś się taka podejrzliwa? Przyrzekam, że nie jest kradziona.

– To by nam zaoszczędziło mnóstwa wydatków – zauważyła Rachel, która choć nadal podejrzewała Raffa o ciemne interesy, nie mogła zignorować takiej korzyści finansowej.

– Raff prowadzi niewielki punkt skupu surowców wtórnych i innych używanych rzeczy – wyjaśniła Sara.

Raff wszedł do środka.

– A to kto? – Wskazał Rachel. – Nowa twarz? I to bardzo interesująca.

– To Rachel, i owszem, mieszka u nas od niedawna.

– Jestem Raff – powiedział, patrząc jej w oczy. Poczuła się nieswojo.

– Nie zbliżaj się do młodych, Raff – odezwała się Dot. – Jego babcia była moją przyjaciółką i nawet ona nie ufała mu za grosz.

– Nie wierz we wszystko złe, co o mnie mówią – Raff zwrócił się bezpośrednio do Rachel, nadal patrząc na nią tym samym wzrokiem wprawiającym ją w zakłopotanie. – Nie zasłużyłem sobie na tak złą reputację. – Po czym puścił do niej oczko, co utwierdziło Rachel w przekonaniu, że za wszelką cenę należy go unikać.

Kiedy usiadł między Ivy i Audrey, zagruchały zalotnie. Najwyraźniej używał swojego czaru w stosunku do wszystkich kobiet, niezależnie od wieku.

Rachel zanotowała „biała farba” w swoim notesie, który przed wyjściem wsunęła do torebki. Pomyślała, że nietrudno będzie unikać Raffa, bo nie był w jej typie. Były mąż należał do bardziej metroseksualnych, zwracał uwagę na wygląd – depilacja, nawilżanie, i w ogóle zawsze był taki raczej wymuskany. Może była niesprawiedliwa, ale ten tutaj pewnie i rzadziej brał prysznic.

Spotkanie trwało, padały propozycje na zbieranie funduszy. Nawet jeśli farbę będą mieli za darmo, to wciąż jeszcze pozostaje wiele do zrobienia…

Ostatecznie uzgodniono, że zorganizują w pubie turniej drużynowy, a dochód z niego przeznaczą na remont. Po godzinie Rachel chciała już iść do domu. Zgłosiła się do zespołu, który miał być odpowiedzialny za malowanie, ale teraz zdała sobie sprawę, że oni nigdy nie przygotują się zgodnie z jej standardami, więc będzie to dla niej spory stres. Jeśli już się za coś brała, wszystko powinno być jak należy.

– No dobrze, w takim razie kończymy. I umówmy się na następny tydzień. Żeby ustalić najlepszy termin. – Sara przekrzykiwała ubierających się ludzi.

– Saro, słonko, a musimy się spotykać? Nie możemy się jakoś zdzwonić?

– Lepiej nie – odparła Sara. – To co? Środa?

W końcu spotkanie ustalono na wtorek.

– W porządku. Kto może, niech przyjdzie, ja spróbuję zmobilizować Lindy. Na dzisiaj koniec. Rachel, prześlę ci wszystkie dane, jakie zebrałam, od kilku wykonawców. Będziemy mieli jaśniejszy obraz sytuacji.

– Dobrze. Wpiszę je do komputera i przygotuję zestawienie.

– Wspaniale! Dziękuję.

Ubierając się, Rachel pomyślała o swoim białym domu i się wzdrygnęła.

– Właśnie, Saro – powiedziała pod wpływem impulsu. – To zupełnie inna sprawa, ale nie wiesz może, kto mógłby mi sprzedać trochę drewna? Bo przecież znasz tu chyba wszystkich, prawda?

Sara zerknęła na Raffa i zmarszczyła czoło.

– No pewnie. Zostaw to mnie. Zastanowię się, kto ma ładne, suche polana. – Uśmiechnęła się. – Myślę, że poszło całkiem nieźle, co?

– Mówiąc szczerze, nigdy nie byłam na spotkaniu bez prezentacji w PowerPoincie.

Sara się roześmiała.

– A cóżże to takiego, jak mawiają miejscowi?

Rachel też się zaśmiała.

– Ale takie spotkania są o wiele ciekawsze.

– Choć bywają i koszmarne – dodała Sara. – W każdym razie cieszę się, że jesteś tu z nami. To daje mi nadzieję, że pewnego dnia ten budynek znów będzie jaśniał pełną krasą. Może nie za mojego życia, ale kiedyś.

Rachel uścisnęła ramię Sary.

– Chyba zbyt pesymistycznie do tego podchodzisz, choć rzeczywiście, w tym roku raczej nam się nie uda.

– Odprowadzę cię do domu – powiedział Raff, gdy wszyscy zaczęli już opuszczać pomieszczenie.

– Nie, dziękuję. Dam sobie radę. – Rachel była stanowcza. Nie miała zamiaru wracać do domu z Raffem.

Tymczasem Sara, która usłyszała jego propozycję, pożegnała pozostałych i podeszła do nich.

– Dobrze słyszałam, że chcesz odprowadzić Rachel? To się świetnie składa, bo muszę lecieć do domu. Zostawiłam szynkę na piecu, a James, mój mąż, na pewno nie usłyszy brzęczyka i szynka wygotuje mi się na wiór.

– Ale ja naprawdę dam sobie radę – upierała się Rachel.

Sara pokręciła głową.

– Wolałabym, żebyś nie szła sama.

Raff podał jej ramię. Rachel go zignorowała. Jeśli już musi z nim wracać, trudno, ale na pewno nie musi się go trzymać. W ciszy zeszli po schodach. Gdy przechodzili obok głównego wejścia do pubu, Raff zaproponował:

– A może kufelek na rozgrzewkę?

Rachel się wzdrygnęła.

– Nie, dziękuję. Ale jeśli masz ochotę, mną się nie przejmuj. Od jakiegoś czasu sama się o siebie troszczę i potrafię dojść do domu bez pomocnika.

– Może innym razem – odparł Raff, nie reagując na jej uwagę. – Trzymajmy się blisko. Jest ciemno.

Ponieważ nie mogła fizycznie go powstrzymać, razem ruszyli ścieżką. Kiedy wyszli z parku, ścieżka się zwęziła.

– Może lepiej idźmy gęsiego – zaproponowała Rachel, gdy po raz drugi na niego wpadła. – Albo po prostu mnie tu zostaw, nic mi się nie stanie. Mógłbyś ewentualnie obserwować okolicę, czy ktoś nie wyskoczy z krzaków.

– Jesteś strasznie uparta, no nie?

– Owszem, uważam to za zaletę.

Roześmiał się.

– Lubię wyzwania.

Rachel nie wiedziała, co powiedzieć. Szła dalej, żałując, że nie potrafi go powstrzymać. Zatrzymała się przy furtce.

– No dobra, jesteśmy na miejscu. Możesz już iść.

Zdawała sobie sprawę, że nie zabrzmiało to uprzejmie, ale przecież w ogóle nie chciała, żeby ją odprowadzał.

– Okej. Do zobaczenia.

Rachel nie odwróciła się za nim. Słyszała, jak odchodzi, nucąc pod nosem. Nie znosiła nucenia. Było takie przypadkowe, nieprzewidywalne.

Weszła do środka i rozejrzała się wokół, podziwiając białą doskonałość domu. Spędzała w nim weekend po weekendzie, usuwając wieloletnią warstwę farb z gzymsu, tak by rzeźba była wyraźna. Zdała sobie sprawę, że jednak zaniedbywała męża. Owszem, tak jak mówił, ten dom na wsi był dla niej ważniejszy od ich małżeństwa. No cóż, teraz to jej właściwy dom. I spróbuje w nim żyć, cokolwiek się wydarzy.

Nieco później, zanim poszła spać, otworzyła szafkę przy łazience i przyglądała się stosom ułożonych prześcieradeł, poszewek i ochraniaczy na materac. Tę szafkę wykonano na jej specjalne zamówienie – chciała mieć miejsce na swoją małą obsesję. Kiedy była zdenerwowana, kupowała pościel. Jeszcze w Londynie fantazjowała, że pewnego dnia będzie miała szafę pełną cudownych prześcieradeł i poszewek, ułożonych w idealne stosy. To było jej bezpieczne miejsce, w które udawała się w swoich marzeniach. A teraz miała ją w prawdziwym życiu. Uśmiechnęła się.Rozdział 3

Następnego dnia Rachel pracowała na górze w swoim gabinecie, po raz ostatni sprawdzając zestawienia. Klient chciał je mieć w formie papierowej, więc właśnie miała je włożyć do koperty, kiedy jej uwagę zwrócił jakiś ruch za oknem. Wyjrzała i okazało się, że w kierunku jej domu zmierza Raff.

Bez namysłu rzuciła się na schody, żeby go powstrzymać. Nie miała najmniejszego zamiaru wpuścić go do środka.

Otworzyła drzwi, zanim zdążył zapukać.

– O, cześć! – powiedział z uśmiechem, zaskoczony. – Czekałaś na mnie?

Było coś w jego głosie, akcent, którego nie potrafiła umiejscowić. Nie bardzo pasował do niechlujnych dżinsów, skórzanych roboczych buciorów i przydługich włosów. Wytrąciło ją to nieco z równowagi.

– Przechodziłam koło okna i cię zobaczyłam – odparła z nadzieją, że nie zauważy jej lekkiej zadyszki.

– Mam dla ciebie drewno. Sara mówiła, że potrzebujesz.

– Niesamowite. Wspomniałam jej o tym dopiero wczoraj.

– A ona skontaktowała się ze mną dziś rano.

– Ciekawe, dlaczego nie od razu wczoraj.

– Pewnie nie sądziła, że mam zapas suchego. A jej stały dostawca najwidoczniej nie miał, więc ostatecznie pozostałem tylko ja. No to jestem. Z drewnem.

– Okej. – Nie wiedziała, co powiedzieć. Nie mogła go odprawić, żeby poczekał, aż psychicznie przygotuje się na jego wizytę. – Mógłbyś je zanieść od tyłu?

Raff zmarszczył brwi.

– A niby dlaczego?

– No – zaczęła Rachel, niezdolna wymyślić sensownej odpowiedzi. – Tak to się zwykle robi. Drewno wnosi się do domu tylnymi drzwiami.

Naprawdę miała nadzieję, że nie zorientuje się, że to pierwsze drewno, jakie w życiu zakupiła.

– A gdzie masz piec?

– W salonie.

– A więc od frontu. Polana lepiej trzymać w pobliżu pieca. Wtedy nie trzeba ich wiecznie przenosić.

Rachel otwarła usta, żeby zaprotestować, ale on już zawrócił do swojego land rovera, który stał z doczepioną przyczepką.

Ochrona domu była u Rachel odruchem bezwarunkowym, więc teraz szybko usiłowała wymyślić jakiś plan. Mogła poprosić, by zostawił drewno przed domem, wtedy sama wniosłaby je do środka w odpowiednim porządku, ale była pewna, że facet znajdzie kontrargument.

Patrzyła, jak ściąga z samochodu taczkę, i zdała sobie sprawę, że ma mało czasu. Pomyślała o różnych prześcieradłach i starych materiałach, którymi mogłaby zakryć podłogę, ale zaraz sobie przypomniała, że przecież robiła porządki i prześcieradła miała wyłącznie śnieżnobiałe, a na myśl o taczce przejeżdżającej przez najwyższej jakości perkal zrobiło jej się słabo.

Tymczasem Raff zrzucał już polana na taczkę. Trzask, trzask, jedno za drugim. Ile to może zająć?

Udało jej się podwinąć kawałek białego wełnianego dywanu, zanim pierwszy ładunek zaczął toczyć się po ścieżce. A potem się zatrzymał. Rachel nadal zwijała dywan, ale był zbyt szeroki, przydałby się ktoś do pomocy na drugim końcu. Pomyślała o Raffie, lecz zaraz przypomniała sobie jego buty i stwierdziła, że to byłoby jeszcze gorsze.

– Co ty wyrabiasz? – zapytał Raff.

Spojrzała na niego z podłogi, w pełni świadoma, że uważa ją za idiotkę.

– Nie chcę, żebyś pobrudził dywan.

– A niby jak mam teraz przejechać po tym wałku? Rozwiń go i nie martw się brudem, jest czysto.

Nie wiedzieć czemu, ale posłusznie rozwinęła dywan, a Raff przejechał po nim taczką. Rachel się wzdrygnęła. On stanął przy piecu i zaczął wykładać polana w niszy wokół niego. Musiała przyznać, że radził sobie całkiem nieźle. Oczywiście poprawi po nim, jak już sobie pójdzie, ale wygląda w porządku.

– To idealne miejsce na drewno – mówił tymczasem Raff. – Będzie suche i pod ręką. – Odłożył ostatnie polano. – Masz trochę miejsca w ogrodzie? Tu zmieści się jeszcze jedna porcja, ale resztę trzeba umieścić gdzie indziej.

Jak mogła zapomnieć o drewutni? Przeklinała się w duchu za bycie takim mieszczuchem – zapomniała, że przecież ma w ogrodzie kilka szop. Budowlaniec z Londynu radził je zostawić, bo mogą się przydać, a ona przyznała mu rację, postanowiła tylko przy najbliższej okazji zmienić ich wygląd na coś w rodzaju kabin plażowych, obowiązkowo białych.

– Od razu tam powinniśmy je zawieźć. Do drewutni.

Raff uniósł brwi.

– Nieźle byś nabałaganiła, co wieczór tarabaniąc tu kosze z drewnem.

Choć była zdenerwowana i rozdrażniona, a nawet nieco przestraszona, słowa „kosze z drewnem” podziałały na nią kojąco. To jedno z jej londyńskich marzeń – że mieszka na wsi, a przy trzaskającym ogniu stoją kosze z polanami drewna. W tym marzeniu bałagan jej nie przeszkadzał.

– Znajdę klucz i otworzę.

– I nastaw czajnik, bo przy tej robocie chce się pić.

Dosłownie ją zatkało. Nie chodzi o to, że była snobką, bo nie była, wielu jej znajomych miało zupełnie zwyczajną pracę, ale Raffa przecież ledwie znała. Nie był jak Kenneth, budowlaniec, z którym dobrze się poznali już w Londynie – tak dobrze, że poprosiła go, by to on wykonał remont tego domu. I świetnie rozumiał, że musiała przyłożyć do ściany końcówkę odkurzacza, gdy wiercił dziurę, żeby zbytnio nie nakurzyć. Raff natomiast to nieznajomy, którego Sara, tak się niefortunnie złożyło, poprosiła o odprowadzenie jej do domu, a który teraz przywiózł jej drewno.

Nie spieszyła się w kuchni, bo wolała nie patrzeć, jak jego buciory kolejny raz bezczeszczą dywan, jakby to był jakiś, no, zwykły dywan.

– Herbata gotowa – oznajmiła w końcu.

Raff ułożył drewno w sposób, który niemal dorównywał jej standardom. Ale tu pojawił się kolejny problem. Rachel nie była aż takim mieszczuchem, żeby nie wiedzieć, że układanie drewna nie jest częścią usługi jego przywozu. A więc zrobił to dla niej.

– To wszystko? – zapytała. Chciała, żeby już sobie poszedł.

Lekko zmarszczył brwi.

– Nie. Przecież mówiłem. Połowa przyczepki idzie do szopy. A teraz napijmy się tej herbaty.

W zasadzie nie można powiedzieć, że zaśmiecił sobą kuchnię, ale w sumie tak to było. Wyglądał jakoś nieporządnie. Może dlatego, że był taki ogromny. Nie przyjął zaoferowanego krzesła i stał pochylony nad kuchennym stołem, przesunął go nawet lekko. Bębniąc palcami w blat, rozglądał się wokół.

– Twój dom jest bardzo… biały – stwierdził.

– Owszem. I właśnie taki mi się podoba.

Trudno było nie okazać, że się broni, skoro czuła się, jakby odpierała zarzuty.

– Nie krytykuję, po prostu zauważam.

Nie potrafiła spojrzeć mu w oczy. Wiedziała, że na nią patrzy, uważając za dziwaczkę, i chciała, żeby sobie poszedł. Miała ochotę odkurzyć dywan i sprawdzić, czy zostały jakieś trwałe ślady.

– Od jak dawna mieszkasz tu na stałe? Myślałem, że to dom weekendowy.

– Już nie. Ale mieszkam krótko. I rzadko wychodzę.

Żałosne. Spróbowała się uśmiechnąć.

– A dlaczego właściwie?

– Pracuję w domu.

Tym razem uśmiech bardziej się udał.

– Masz jakieś herbatniki?

Rachel zastanowiło, czy ludzie na wsi rzeczywiście aż tak bardzo się różnią od miastowych, jak ostrzegali ją londyńscy znajomi. Otworzyła szafkę i znalazła paczkę ciasteczek pełnoziarnistych, które kupiła dla ekipy remontowej.

– O – powiedział Raff, przyglądając się herbatnikowi na talerzyku, jakby nigdy takiego nie widział. – Nie jest biały.

– Nie mieli w miejscowym sklepie – wyjaśniła spokojnie. – Ale spróbują dla mnie sprowadzić.

Uśmiech zmarszczył mu twarz, ukazując białe, lekko krzywe zęby. Zauważył, że też się z nim droczy, i to mu się spodobało.

– Starają się jak mogą.

– Są bardzo pomocni.

– Nie czujesz się tutaj samotna?

Rachel przytaknęła.

– Tak, trochę tak, na początku, ale zaczynam poznawać ludzi.

– Córkę Sary, Lindy.

– Właśnie. Nie znam jej jeszcze zbyt dobrze, ale wydaje się miła.

– Bo jest.

Dopił herbatę z kubka (biała porcelana, z wyrzeźbionym wzorkiem) i postawił go na suszarce. Rachel się skrzywiła.

– No dobra, biorę się za resztę – oznajmił.

Kiedy Raff prowadził taczkę, ona miała czas jeszcze raz ocenić straty.

Prawdę mówiąc, stos ułożony przez Raffa był schludny, a polana, choć nie białe, miały dość blady odcień, i Rachel musiała przyznać, że złamały nieco wszechobecną biel i ociepliły pokój. Resztki suchych liści i kory łatwo dały się odkurzyć z dywanu.

Kiedy zapukał w tylne drzwi, żeby poinformować ją, że skończył, miała przygotowane pieniądze.

– Cudownie! Bardzo ci dziękuję – powiedziała uradowana na myśl, że za chwilę będzie go miała z głowy. – Ile płacę?

Długo się zastanawiał, a przecież chyba zna cenę dostawy przyczepki drewna. Na pewno nie musiał przeliczać, ile przywiózł.

– To prezent do nowego domu, możemy się tak umówić?

Na te słowa z trudnością udało jej się powstrzymać wzdrygnięcie.

– O nie. Nie mogę. To nie byłoby w porządku. – Pokazała mu pieniądze. – Spójrz, mam gotówkę, więc ile?

– Powiedziałem przecież, że to prezent.

– Ale ja nie będę się z tym dobrze czuła – odparła stanowczo Rachel. – Musisz pozwolić mi zapłacić albo dowiem się od Sary, ile coś takiego kosztuje, i wtedy i tak przyniosę ci te pieniądze.

Zastanowił się przez chwilę.

– Choć byłoby mi bardzo miło, to wolę jednak, żeby to był prezent. Ale w ramach podziękowania możesz zaprosić mnie na drinka.

Myśląc, że prędzej umrze, podjęła jeszcze jedną próbę.

– Naprawdę chcę ci zapłacić.

– A ja wolę, żebyś postawiła mi drinka, i jako dostawca to ja podaję cenę.

Po czym odszedł.

Rachel posprzątała kuchnię, opierając się pokusie wysprzątania jeszcze raz całego domu, nałożyła płaszcz i postanowiła dowiedzieć się, gdzie mieszka Lindy. Musiała gdzieś wyjść, ruszyć się. Praca w domu miała wiele zalet, ale oznaczała również brak towarzystwa. Raff był towarzystwem, ale z nim czuła się raczej nieswojo. Poza tym, jeśli się dowie, ile kosztuje drewno, to może znajdzie sposób, by mu zapłacić bez konieczności dalszych spotkań.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: