Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Sprzedana - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Sprzedana - ebook

Najgłośniejsza i najbardziej szokująca autobiografia ostatnich lat, sprzedana w Polsce w blisko 75 000 egzemplarzy!

Właśnie po to tu jesteś – powiedział. – Żeby pomóc mi spłacić ten dług. Znajdę ci miejsce do pracy – na ulicy. Każdy chętnie by się tak poświęcił dla kogoś, kogo kocha.

Sophie miała dwadzieścia cztery lata, kiedy pojechała do Włoch odwiedzić chłopaka. Spędzili razem romantyczny weekend i Sophie uwierzyła, że to miłość jej życia. Ale kiedy powiedziała, że musi wracać do Anglii, uroczy i troskliwy Kas pokazał swoją prawdziwą twarz: brutalną i cyniczną. Zmusił ją, żeby została i dla niego pracowała. Na ulicy…

Pierwszej nocy miała dziesięciu klientów. Potem pracowała bez przerwy, siedem dni w tygodniu, po trzydzieści razy dziennie. Jeśli nie dość zarobiła, była okrutnie karana. Nie mogła uciec: Kas zagroził, że jeśli to zrobi, zabije jej młodszych braci. Wiedziała, że nie żartuje...

Gwałcona, bita i poniżana Sophie spędziła sześć miesięcy w piekle. Ale znalazła siłę, by wyrwać się z zaklętego kręgu strachu i przemocy. Musiało jednak minąć kolejnych pięć lat, żeby przestała oglądać się przez ramię, poczuła się bezpieczna i opowiedziała o tym, co przeżyła – żeby żadna dziewczyna nie powtórzyła jej losu współczesnej niewolnicy.

SOPHIE HAYES odbudowała swoje życie. Pracuje dla organizacji STOP THE TRAFFIK i prowadzi własną fundację The Sophie Hayes Foundation, która współpracuje z policją i pomaga kobietom zmuszanym do prostytucji.
Sprzedana, jej szokująca i brutalnie prawdziwa opowieść o tym, jak wbrew własnej woli znalazła się w przerażającym świecie handlu ludźmi, była szeroko komentowana w mediach, na szczycie listy bestsellerów „The Sunday Times” przez sześć miesięcy i zdobyła 1. miejsce wśród brytyjskich bestsellerów roku w kategorii biografie.

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-241-6704-3
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

Osiemnastka mojego brata była starannie przygotowaną imprezą – wspaniałą i dopracowaną przez matkę w najmniejszych szczegółach. Nic nie mogło pójść źle. Z całą rodziną i przyjaciółmi poszliśmy na elegancki obiad do hotelu. Ojciec wziął mikrofon i oznajmił, że matka poprosiła go, żeby wygłosił mowę na temat najstarszego syna. O moim bracie można było powiedzieć mnóstwo dobrych rzeczy, przytoczyć masę zabawnych i wzruszających anegdot. Wszyscy zamilkli, zwrócili się w stronę ojca i z uśmiechem czekali, aż zacznie. Uśmiechy szybko ustąpiły miejsca przerażeniu, kiedy oświadczył, że nie przychodzi mu do głowy nic oprócz tego, jak bardzo jest zawiedziony, że dochował się tak „bezużytecznej kupy gówna”.

Na chwilę zapadła grobowa cisza, potem w sali rozeszły się pełne dezaprobaty pomruki. Dziadek skoczył na równe nogi, wyrwał ojcu mikrofon i ze łzami w oczach zaczął wychwalać swojego wnuka Jasona i mówić, jak bardzo go wszyscy kochają.

W końcu odważyłam się spojrzeć na brata. Siedział zupełnie nieruchomo, ze wzrokiem utkwionym gdzieś ponad głowami gości, z miną wyrażającą niemal fizyczny ból. Szybko odwróciłam głowę. Było mi niedobrze i zastanawiałam się, jak można zafundować komukolwiek coś tak okropnego, nie wspominając o własnym dziecku, które przez osiemnaście lat ciągle wyłaziło ze skóry, żeby pozyskać ojcowską miłość i aprobatę.

Chyba już w tamtej chwili doskonale wiedziałam, że to koniec małżeństwa rodziców, choć trzeba było jeszcze paru gwoździ do tej trumny, zanim się rozwiedli.

Kolejne wydarzenie, które ostatecznie przekroczyło granice wytrzymałości matki, zaszło pewnej nocy, niedługo po urodzinach Jasona. Wróciłam do domu po wieczornym wyjściu i nie wiedząc, że Jason ze swoją dziewczyną Harriet pilnują dziecka sąsiadów, zamknęłam drzwi i poszłam spać. Pół godziny później obudził mnie dzwonek. Zadzwonił tylko raz, ale prawie natychmiast usłyszałam, jak ktoś z łomotem zbiega ze schodów, a po chwili rozległ się głos Harriet. Wołała mamę i krzyczała:

– On go zabije! Pomocy! Błagam! Niech ktoś pomoże!

Wyskoczyłam z łóżka i wypadłam na korytarz. Matka zdążyła dotrzeć już do schodów. Pędząc za nią na dół do holu, nie spuszczałam wzroku z Jasona – stał w progu domu z zakrwawionym nosem.

Harriet szlochała, a ojciec wymachiwał rękami i wrzeszczał. Nagle Jason zrobił krok do przodu, odepchnął ojca z drogi i ryknął:

– Ty pieprzony idioto! Nienawidzę cię. Dlaczego się nie wyniesiesz i nie zostawisz nas w spokoju? – Popędził na górę i zamknął się w swojej sypialni.

Ojciec tylko uśmiechnął się kpiąco, wzruszył ramionami i wrócił do łóżka.

Na szczęście awantura nie obudziła mojego młodszego rodzeństwa, siostry i braci. Harriet, mama i ja poszłyśmy do kuchni. Osłupiałe i wstrząśnięte przez dłuższą chwilę po prostu siedziałyśmy przy stole. W końcu mama przerwała ciszę i zapytała o coś, nad czym się zastanawiałyśmy:

– Co się właściwie stało?

Okazało się, że ojciec, wybity ze snu nieśmiałym dzwonieniem Jasona, wściekł się, otworzył drzwi na oścież i bez słowa przywalił synowi z główki.

Matka westchnęła i ze znużeniem uniosła ręce na znak, że się poddaje.

– Dość tego. Nie mogę stać z boku i pozwalać, żeby bił moje dzieci. Wiele zniosę, ale nie to.

Czułam się okropnie z powodu tego, co się stało. Nie tylko dlatego, że współczułam Jasonowi, ale też dlatego, że oberwał przeze mnie. Nie miał klucza do domu, a ja zamknęłam drzwi, choć nie upewniłam się, czy wrócił. Nawet teraz ciężko mi myśleć o tym, ile kosztowała go moja bezmyślność.

To była druga z trzech „ostatnich kropli goryczy”. Na koniec ktoś doniósł matce, że ojciec spotyka się z jakaś kobietą. Kiedy przyparła go do muru, długo na siebie wrzeszczeli, aż wreszcie ojciec – akurat w chwili gdy weszłam do salonu – krzyknął:

– Była prawie jak twój klon, tylko znacznie młodsza. – Potem wypadł z pokoju, a mama zalała się łzami.

Okazało się, że „klon mamy” nie był jedyną kobietą, z którą sypiał ojciec. Miał ich dziesiątki. Przyłączył się do grupy swingersów – ale nie takich, co urządzają orgie ze swoimi partnerami, tylko uczestniczą w seksualnych imprezach z zupełnie nieznajomymi ludźmi, opłaconymi, by spełniali wszelkie dziwaczne i perwersyjne życzenia takich facetów jak mój ojciec.

Kiedy mama odeszła od niego, odkryła, że zastawił dom pod hipotekę. Nie, żeby brakowało mu kasy – zarabiał bardzo dobrze i nie miał żadnych problemów finansowych. Zrobił to, by ulokować pieniądze na zagranicznych kontach. Tak więc po rozwodzie mama została prawie goła, ale nie przejmowała się tym, bo jedyne, na czym jej naprawdę zależało, to uwolnić się od ojca i stworzyć sobie i dzieciom nowy dom, gdzie nikt nie będzie na nią krzyczał ani wiecznie powtarzał, że jest bezużyteczna i głupia.

Miałam siedemnaście lat, kiedy rodzice się rozeszli, i od tamtej pory rzadko rozmawiałam z ojcem.

Zaledwie parę godzin po tym, jak się urodziłam, po raz pierwszy trafiłam w ramiona ojca. Widać zaczęłam płakać, bo spojrzał na mnie, oddał z powrotem matce i natychmiast stracił mną zainteresowanie. Szybko zaczęłam odwzajemniać jego obojętność i zanim wkroczyłam w wiek nastoletni, nauczyłam się akceptować fakt, że nie lubię własnego ojca. Na szczęście zawsze kochałam mamę – oprócz tego, że jest wspaniałą mamą, jest moją najlepszą przyjaciółką i mogę z nią rozmawiać niemal o wszystkim.

Nie pamiętam, żebym kiedykolwiek darzyła prawdziwą miłością mojego ojca. Co prawda nie znęcał się nad nami, ale był tyranem, który komunikował się z żoną i dziećmi wyłącznie za pomocą krzyków i przekleństw, a do tego ciągle nazywał nas darmozjadami. Stopniowo z upływem lat przywykłam do tego, że serce zaczyna walić mi jak szalone, kiedy jest zły, a tak było przez większość czasu. Ale nigdy nie przyzwyczaiłam się do jego chorych żartów i innych rzeczy, jakie robił specjalnie po to, żeby nas nastraszyć. Takie akcje zwykle doprowadzały mnie do histerii.

Cała nasza piątka była nieplanowana i niechciana przez ojca, za to bezgranicznie kochana przez mamę. Dzieciństwo spędziłam więc w cieniu słownej i emocjonalnej przemocy ze strony ojca, ale i tak Jason ucierpiał najbardziej.

Był nieśmiałym, pogodnym dzieckiem. Bardzo się starał, żeby nie zrobić czegoś źle i strasznie nie lubił zwracać na siebie uwagi z jakiegokolwiek powodu. Już na samą myśl o tym, że mógłby spóźnić się do szkoły, z nerwów trzęsły mu się ręce. Ojciec wtedy mówił, że Jason zachowuje się jak dziewczyna, i nigdy nie omieszkał okazać swojej pogardy i wściekłości. Tak naprawdę Jason był zupełnym przeciwieństwem syna, jakiego życzyłby sobie ojciec, gdyby w ogóle chciał mieć dzieci.

Aż serce ściskało, gdy patrzyło się, jak Jason robi wszystko, żeby go zadowolić. Ja dość prędko załapałam, że żadne z nas za nic nie zdoła sprostać wymaganiom ojca, ale mój biedny brat nigdy nie stracił nadziei, że któregoś dnia zdobędzie jego miłość. Tego pragnął najbardziej na świecie, ale im bardziej się starał, tym bardziej ojciec go upokarzał i lekceważył, przez co Jason stawał się coraz bardziej nerwowy i niestabilny emocjonalnie.

Był jednym z tych dzieciaków, co to zawsze wieczorem mają wszystko przygotowane do szkoły. Książki starannie pakował do plecaka, a czyste ubrania wykładał na krzesło. Rano tylko mył się, ubierał i już był gotów do wyjścia. Moje poranne rytuały trwały dłużej – przede wszystkim musiałam zadbać, żeby mundurek wyglądał nienagannie, a włosy żeby były idealnie wyczesane i związane. Kiedy ganiałam po domu w poszukiwaniu swojego plecaka albo książek, Jason stał przy drzwiach wyjściowych i co rusz spoglądał z niepokojem na stojący w holu zegar. Kończyło się to tak, że ojciec – bo to on zwykle podwoził nas do szkoły w drodze do pracy – krzyczał na niego, że zachowuje się jak „pieprzony mazgaj”, a potem mi wygarniał, że jestem niezorganizowana i głupia.

Nadal czuję smutek i wyrzuty sumienia, ilekroć pomyślę o tych wszystkich razach, kiedy przeze mnie spóźniliśmy się do szkoły, chociaż nie ociągałam się celowo. Chodziliśmy do dobrej szkoły, ale pogodziłam się z opinią ojca, że „do niczego się nie nadaję”, i bałam się, że nie spełnię jego oczekiwań. Dobry wygląd stał się niemal moją obsesją. Ale wiedziałam, jak przeraża Jasona myśl, że on jeden wejdzie do klasy, podczas gdy inni będą już siedzieć, a przeze mnie wielokrotnie musiał to robić.

Pewnego ranka, kiedy miał dziesięć, a ja dziewięć lat, i kolejny raz wyjechaliśmy z domu za późno, po tym jak już udało mi się znaleźć plecak i wskoczyłam do samochodu na miejsce obok brata, tata uśmiechnął się złośliwie.

– O rany, Jason, spóźnisz się – powiedział. – Lekcja na pewno się zacznie, zanim dotrzemy do szkoły. Będziesz musiał wejść sam. Może, jeśli wpełzniesz jak wąż, nikt cię nie zauważy. – Potem odrzucił głowę do tyłu i roześmiał się rozbawiony zarówno tą wizją, jak i wyraźnym przerażeniem syna.

– Proszę, proszę, tato, postaraj się, żebyśmy zdążyli – zaczął błagać Jason, a łzy płynęły mu ciurkiem.

Innemu ojcu pewnie zrobiłoby się żal załamanego dziecka, ale na naszego ojca ten płacz podziałał jak płachta na byka. Nagle przestał się śmiać, a kiedy nerwowo zerknęłam we wsteczne lusterko, zobaczyłam wyraz pogardy na jego twarzy.

– Chcesz być na czas?! – wrzasnął. – Dlatego mażesz się jak dziewczyna? Dobra, Jason, postaramy się zdążyć. – Wcisnął gaz do dechy. Samochód gwałtownie wyrwał do przodu, aż wbiło nas w siedzenie.

Śmiertelnie przerażona tak mocno wczepiłam się palcami w pas bezpieczeństwa, że zbielały mi kostki, a paznokcie boleśnie wbijały mi się w rękę. Przez kilka minut kolejne rozmazane ulice śmigały nam przed oczami, a Jason, z ramionami skrzyżowanymi na piersi, kiwał się w przód i w tył, cicho pochlipując.

W pewnej chwili dostrzegłam przed nami plamę koloru i zdążyłam uchwycić wyraz twarzy dwóch mężczyzn, którzy stali na poboczu z rowerami i rozmawiali. Ojciec właśnie stracił panowanie nad kierownicą i samochód jechał prosto na nich. Mężczyźni puścili rowery.

Było jasne, że nie zdążą zejść z drogi. Ojciec zaklął, Jason i ja wrzasnęliśmy. Jakimś cudem minęliśmy ich o włos, ojcu udało się odzyskać kontrolę nad autem i pojechaliśmy dalej, tyle że już wolniej. Ojciec wydzierał się na nas przez ramię:

– Widzicie? Widzicie, co narobiliście, pieprzone gnojki?! Przez was omal nie zabiłem tych facetów!

Jason dostał histerii, ja szlochałam. Cała się trzęsłam i czułam się winna. Gdybyśmy zabili tych facetów – a przez chwilę myślałam, że na pewno tak się stanie – to byłaby moja wina, bo przeze mnie wyjechaliśmy za późno. Ojciec miał rację: byłam „bezużyteczną kupą gówna”.

Kiedy dotarliśmy do szkoły, Jason prawie wypadł z samochodu, a potem pognał przez otwartą bramę z kutego żelaza skulony, przyciskając do piersi plecak, jakby obawiał się jakiegoś fizycznego ataku. Nie pobiegłam za nim. Zszokowana nie mogłam się ruszyć. Chciałam do mamy i tak długo płakałam i krzyczałam, dopóki ojciec nie zabrał mnie do domu, gdzie siedziałam w swoim pokoju i zatykałam sobie uszy, żeby nie słyszeć kłótni rodziców – bo mama jakoś znosiła wszelkie złośliwości ojca wymierzone w nią, ale gdy chodziło o jej dzieci, walczyła jak lwica.

Tamta akcja z samochodem była po prostu jedną z całej serii niemal codziennych zdarzeń w moim dzieciństwie, które uświadomiły mi, że ojciec nas nie lubi. Ktoś powiedział, że ojciec po prostu nie potrafi nikogo kochać, i myślę, że miał rację. Według mojej babci czerpał przyjemność ze sprawiania zawodu i przykrości mojej matce, ledwie zaczęli ze sobą chodzić. Nikt nie rozumiał, czemu taka ładna, lubiana i radosna dziewczyna zgodziła się poślubić takiego antypatycznego i nieokrzesanego typa. Wyszła za niego, mimo że już w drodze do kościoła wiedziała, że popełnia straszny błąd. Kiedyś mi wyznała, że chociaż kochała mojego ojca, zawróciłaby wtedy samochód i uciekła do domu, gdyby nie miała skrupułów odnośnie do tego, jak bardzo wykosztowali się jej rodzice i ile wysiłku włożyli, żeby urządzić jej niezapomniany ślub.

Pewnego ranka, parę miesięcy po ślubie, kiedy mama była w ciąży z Jasonem, ojciec załomotał do drzwi dziadków i oznajmił zdziwionej babci, że jej córka jest „totalnym śmieciem” i że zwraca ją im, bo już jej nie chce. Ostatecznie jednak zabrał ją z powrotem, zapewne kiedy dotarło do niego, że wygodniej mieć żonę, która zadba o niego i o dom, niż samemu się wszystkim zajmować. Ale ten motyw powtarzał się regularnie przez kolejne lata, aż wreszcie matka zaczęła wierzyć, że rzeczywiście jest „beznadziejna”, „cholernie wkurzająca” i „niesamowicie głupia”.

Ojciec często wrzeszczał, przeklinał i ciągle nam ubliżał, ale rzadko stosował przemoc fizyczną, więc kiedy już miałam naście lat, zaczęłam odpierać jego ataki – przynajmniej słownie. Myślę, że przez to, że potrafiłam mu się postawić, trochę mi odpuścił. Jason natomiast – który pomimo swojej permanentnej nerwowości miał, wydawałoby się, niewyczerpane pokłady optymizmu – nadal próbował nawiązać z ojcem więź i zdobyć jego aprobatę. A że to było niewykonalne, tylko cierpiał.

Kiedy miałam siedem lat, mama urodziła Emily, a dwa lata później pojawiły się na świecie bliźniaki – Mark i Jamie. Cała trójka była tak zwanymi „wypadkami przy pracy”, zresztą tak samo jak Jason i ja.

Chociaż ojciec nie pochodził z zamożnej ani szczęśliwej rodziny i nie skończył żadnych studiów, potrafił robić interesy i sporo zarabiał, dzięki czemu mieszkaliśmy w ładnym, dużym domu w bogatej dzielnicy. Nie pamiętam jednak, żeby poza tym zrobił cokolwiek dla któregoś z nas, i często zastanawiałam się, czemu mama nie odejdzie od niego.

Na szczęście w końcu się na to zdecydowała i złożyła pozew rozwodowy. Zależało jej głównie na tym, żeby zapewnić spokój dzieciom i sobie, i uwolnić się od domowego tyrana. Ojciec, dla którego pieniądze były bardzo ważne, nie mógł uwierzyć, że nic od niego nie chciała i przez jakiś czas wysyłał jej mnóstwo SMS-ów z pogróżkami. Przykładowo, groził, że połamanie jej nogi, jeśli wpadnie na pomysł, żeby domagać się od niego alimentów. Na mnie też się wściekał – jak zwykle z niewiadomych dla mnie przyczyn – i ostatnią rzeczą, jaką od niego usłyszałam, było:

– Dla mnie już nie istniejesz. Może cię piekło pochłonie. Nie wysikałbym się na ciebie, nawet gdybyś płonęła żywcem.

Po rozwodzie rodziców Jason nadal próbował zaskarbić sobie przychylność ojca, kumulując w sobie coraz większy ból i złość, aż w końcu zaczęło mu odbijać. Jeszcze do niedawna uważałam, że ojciec nie miał znaczącego wpływu na moje życie – wmówiłam sobie, że ponieważ nawet go nie lubiłam, mogę żyć ze świadomością braku miłości i troski z jego strony. Teraz jednak wiem, że przez to nie czułam się godna miłości, nie rozumiałam, co tak właściwie znaczy kochać kogoś, stałam się podejrzliwa i nieufna, zwłaszcza wobec facetów. Bałam się też, że – tak jak ojciec – nie zdołam stworzyć normalnego, stabilnego związku. Zafiksowałam się na obrazku rodem z Domku na prerii, gdzie wszystko układało się idealnie, a ludzie byli zawsze mili, i postanowiłam, że albo to, albo nic.

Dziwne więc, że w ogóle weszłam w jakąś trwałą relację. Ale owszem, byłam w dwóch poważnych związkach. Raz z facetem, którego kochałam, a drugi raz z facetem, którego myślałam, że kocham, ale tak naprawdę po prostu się przyjaźniliśmy. No i jeszcze z Kasem – on stopniowo stawał się moim „najlepszym przyjacielem”, pewnie między innymi dlatego, że wydawał się całkowitym przeciwieństwem mojego ojca. Ojciec był wulgarny, samolubny, agresywny i okrutny, Kas natomiast niesamowicie miły, troskliwy i charyzmatyczny. Ale nawet jemu nie umiałam tak od razu zaufać. Kiedy w końcu mocno się ze sobą zżyliśmy, stał się dla mnie kimś bardzo ważnym i uwierzyłam, że to jedyny człowiek, na którym mogę polegać.Rozdział 2

Przez parę lat po rozwodzie rodziców Jason nosił w sobie złość z powodu tego, co się stało. Niewiele brakowało, żeby zmarnował sobie życie. Nadal rozpaczliwie pragnął, żeby ojciec raczył się nim zainteresować, i zwrócił się przeciwko mamie, zwłaszcza kiedy poznała Steve’a – faceta, dzięki któremu odżyła i znów stała się taka jak dawniej. Później Steve został naszym ojczymem; żałowałam, że nie jest moim prawdziwym ojcem. Jason wyniósł się do jakiejś nory daleko od nas i nie pozwalał mamie, żeby mu w jakikolwiek sposób pomagała. Twierdził, że w końcu stanie na własnych nogach. Na szczęście ostatecznie przyjął pomoc od babci i powoli zaczął odzyskiwać równowagę.

Kiedy w wieku osiemnastu lat skończyłam szkołę, zaproponowano mi świetną pracę w Leeds. Ojcu zawsze bardzo zależało, żebym studiowała, ale ja wolałam zostać blisko mamy i młodszego rodzeństwa. Wzięłam tę pracę i przeprowadziłam się do Leeds. Nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo można czuć się samotnym po opuszczeniu rodzinnego domu, zwłaszcza gdy w nowym miejscu nie zna się zbyt wielu ludzi. Poza paroma osobami z pracy nie miałam tam żadnych znajomych, więc czasem doskwierała mi niewyobrażalna samotność. Tak było, dopóki w Leeds nie zjawiła się Serena.

W szkole bardzo się przyjaźniłyśmy; ludzie mówili o nas „siostry syjamskie”. Ogromnie się cieszyłam, że mam ją znowu przy sobie, i wkrótce stałyśmy się nierozłączne. Razem chodziłyśmy na zakupy, a potem piłyśmy kawę w jednej z naszych ulubionych kawiarni i przeglądałyśmy najnowsze czasopisma modowe. Moja matka zawsze nosiła się elegancko i w dzieciństwie uwielbiałam podpatrywać ją, gdy szykowała się na jakieś wyjście. Chciałam wyglądać tak jak ona i po części dlatego większość pensji wydawałam na markowe ciuchy i poświęcałam cholernie dużo uwagi swoim włosom i makijażowi. Poza tym wiecznie krytykowana przez ojca nigdy nie czułam się „dość dobra” – wystarczająco ładna, wystarczająco mądra i tak dalej. Tak więc wymyśliłam, że jeśli przynajmniej będę zadbana i porządnie ubrana, nikt mi nie zarzuci, że nie zrobiłam wszystkiego, co w mojej mocy.

W każdy weekend wyprawiałyśmy się z Sereną do barów i klubów. Tylko choroba albo jakiś kataklizm mogły sprawić, żebyśmy zrezygnowały z tradycyjnych sobotnich baletów. Z tym że ja nie byłam zainteresowana poznawaniem chłopaków, a tym bardziej żadnym związkiem. Nie ufałam facetom przekonana, że niezależnie od powierzchowności, w gruncie rzeczy są tacy sami jak mój ojciec. Po prostu lubiłam się wystroić, potańczyć, czuć, że jestem taka sama jak inni młodzi ludzie, którzy wychodzą do miasta się pobawić. Lubiłam swoje życie. Ale wszystko co dobre szybko się kończy. Serena dostała pracę za granicą i wyjechała, a ja przestałam imprezować w weekendy.

Coraz częściej strasznie bolał mnie brzuch, więc musiałam pójść do szpitala, żeby zrobili mi badania. W szpitalu odwiedził mnie kolega z pracy, John, zaprzyjaźniłam się z nim bliżej po wyjeździe Sereny.

– Kiedy już odkryją, co ci jest, i cię wyleczą, pojedziemy razem na wakacje – powiedział. – Zajmę się tobą. Pozwól mi się sobą zaopiekować, a nie pożałujesz.

Oferował mi coś, czego zawsze pragnęłam, a do tej pory dawała mi to jedynie matka; pragnęłam, żeby ktoś się o mnie troszczył, żeby mu na mnie zależało. John był trzy lata starszy ode mnie i wszystko wskazywało na to, że naprawdę chce mnie otoczyć opieką. Bardzo mocno przeżyłam rozwód rodziców i fajnie było mieć przy sobie kogoś, na kim mogę polegać. Czułam się przy nim swobodnie i bezpiecznie. Postanowiłam mu zaufać i wkrótce zamieszkaliśmy razem.

Chyba od samego początku wiedziałam, że tak naprawdę nie kocham Johna, choć starałam się to sobie wmówić, bo bardzo chciałam, by tak było. W rzeczywistości po prostu się przyjaźniliśmy, miło spędzaliśmy ze sobą czas. I na początku całkiem dobrze nam się układało, ale stopniowo zaczęło się psuć. Johna interesowała głównie praca, a poza nią najchętniej oglądałby tylko mecze w telewizji i wyskakiwał z kumplami do miasta. Więc on sobie wychodził, a ja tkwiłam sama w domu i czekałam na niego. Chciałam być szczęśliwa, ale wygląda na to, że czasami, jeśli pragniesz czegoś za mocno, tym bardziej nic z tego nie wychodzi. Nie miałam jeszcze dwudziestu lat i zaczynałam się czuć, jakby życie przeciekało mi między palcami. A potem, kiedy już myślałam, że może być tylko gorzej, wróciła Serena i wszystko zmieniło się na lepsze.

Pewnego wieczoru, kiedy bawiłyśmy się w jednym z naszych ulubionych klubów, nachyliła się do mnie i wydarła, usiłując przekrzyczeć muzykę:

– Gapi się na ciebie! – Lekko wskazała głową grupkę ciemnowłosych chłopaków, którzy śmiali się i gadali obok parkietu.

– Kto? Kto się na mnie gapi?! – odkrzyknęłam. Ale wiedziałam, o kogo jej chodzi. Zauważyłam go, ledwie zaczęłyśmy tańczyć.

Następnym razem, kiedy poszłyśmy do tego klubu, znów tam był ze swoimi znajomymi. Tańczyłyśmy, a on próbował pochwycić moje spojrzenie. Gdy tylko zerkałam w jego kierunku, czego starałam się nie robić, uśmiechał się do mnie, a ja udawałam, że go nie widzę. Przychodził co sobota. Za którymś razem, kiedy na moment ucichła muzyka, a Serena odwróciła się, żeby z kimś pogadać, uniosłam głowę i zobaczyłam, że stoi obok mnie.

– Porozmawiamy? – zapytał.

Jego akcent – tak samo jak niemal czarne oczy z długimi rzęsami – zdradzały, że nie jest Anglikiem, ale tego domyśliłam się już wcześniej. Pokręciłam głową.

– Nie. Sorry. Nie chcę z tobą rozmawiać. Z nikim nie chcę. – Znów rozległa się muzyka, więc odeszłam i zaczęłam tańczyć.

Potem, kiedy spojrzałam w stronę, gdzie zawsze stał z przyjaciółmi, nadal na mnie patrzył. Teraz jednak wyglądał na zranionego. Poczułam delikatne wyrzuty sumienia, ale zaraz pomyślałam o swoim ojcu i o tym, ile mama musiała nacierpieć się tylko dlatego, że się w nim zakochała, i czym prędzej odwróciłam wzrok, nie odwzajemniając smutnego uśmiechu.

Parę dni później byłam sama w sklepie, gdzie pracowałam, gdy usłyszałam znajome skrzypienie otwieranych drzwi. I nagle zobaczyłam przed sobą jego. Po moich policzkach rozlało się gorąco, więc szybko czymś się zajęłam, w nadziei że nie zorientował się, że go poznałam. Wymamrotałam „chwileczkę” i dałam dyla na zaplecze.

– Muszę iść do biura – syknęłam spanikowana do kolegi, który miał właśnie przerwę. – Zajmiesz się klientem?

Pewnie wyglądałam jak kretynka, a klient musiał być nieźle zdziwiony. Ale wstrząs, jakiego doznałam na jego widok, pchnął mnie do natychmiastowej ucieczki. Wiedziałam, że koleś nie znalazł się tu przypadkiem; nie miałam cienia wątpliwości, że przyszedł specjalnie po to, żeby się ze mną zobaczyć. Wpadał do sklepu jeszcze ze trzy razy, ale choć niezwykle mi to schlebiało, reagowałam zawsze tak, jak na początku.

Którejś soboty, kiedy jak zwykle bawiłyśmy się z Sereną w klubie, podszedł do mnie, gdy na chwilę ucichła muzyka.

– Jestem Kastriot – powiedział. – Znajomi mówią na mnie Kas. Może umówiłabyś się ze mną na drinka?

Spojrzałam mu prosto w twarz. Miał niesamowicie łagodne oczy. Pomyślałam, że jest zaskakująco pewny siebie, biorąc pod uwagę fakt, że wszystkie podejmowane dotychczas przez niego próby zbliżenia się do mnie zakończyły się fiaskiem.

– Nie, dzięki. Nie piję. – Odwróciłam wzrok i modliłam się, żeby czym prędzej ryknęła muzyka i przerwała tę niezręczną sytuację. Ale wyglądało na to, że Bóg i didżej sprzysięgli się przeciwko mnie.

– Okej – odparł. – To może na kawę?

– Kawy też nie piję.

– Herbatę? – nie ustępował. – Tak, wybierzemy się na herbatę. Przecież wiadomo, że w Anglii wszyscy lubią herbatę.

Zerknęłam na niego – już nie wydawał się taki pewny siebie. Nawet zrobiło mi się go trochę żal, ale mimo to odpowiedziałam zimno:

– Ja nie lubię.

– To może sok pomarańczowy? – zaproponował nieśmiało, a mnie zapiekły policzki.

Mówił bardzo dobrze po angielsku. Sądząc po akcencie, mógł pochodzić z któregoś z krajów śródziemnomorskich. Zdecydowanie nie brakowało mu urody. Oceniłam, że jest w moim wieku lub trochę starszy. Choć jego pewność siebie wyraźnie słabła, zachował klasę, co go odróżniało od większości facetów, jakich spotykałam. Oni, w analogicznej sytuacji, albo zachowaliby się nieuprzejmie, albo zaczęliby mi okazywać udawaną obojętność. A on, szczerze zdziwiony, że go zbywam, nie krył, że to go to boli.

– Niczego nie chcę z tobą pić – warknęłam ostro. – Ani się z tobą umawiać. Mam chłopaka. – Bóg i didżej w końcu się nade mną ulitowali i moje uszy znów wypełniła muzyka. Odrzucając do tyłu włosy, odwróciłam się od niego. W głębi duszy wiedziałam, że zachowuję się jak jakaś nadęta snobka, i niezbyt mi się to podobało, ale przecież musiałam się chronić.

Przez następne tygodnie widziałam go w klubie za każdym razem, gdy pojawiałyśmy się tam z Sereną. Lubiłyśmy to miejsce z wielu powodów – ale głównie dlatego, że znałyśmy innych stałych bywalców i zawsze dobrze się tam bawiłyśmy. Ponieważ nie czułam, żeby chłopak w jakikolwiek sposób mi zagrażał, nawet nie przyszło mi do głowy, żeby przestać tam chodzić. Szczerze mówiąc, trochę mnie zaintrygował. Muszę przyznać, że jego zainteresowanie mi schlebiało i chyba nawet byłam ciekawa, jak długo potrwa, zanim sobie odpuści.

John i ja nadal mieszkaliśmy razem, ale coraz bardziej się od siebie oddaliliśmy i byliśmy raczej jak współlokatorzy niż para. Kiedyś cieszyłam się, że chce się mną opiekować, a teraz coraz częściej miałam wrażenie, że traktuje mnie jak upośledzone dziecko. Ale przynajmniej czasem mogłam liczyć na jego towarzystwo, dzięki czemu nie czułam się aż tak bardzo samotna. Któregoś wieczoru, kiedy siedziałam sama w domu, zadzwoniła moja komórka. Nie znałam numeru, który się wyświetlił. Ale ledwie usłyszałam głos, wiedziałam, że to Kastriot, mój uparty adorator.

– Skąd masz mój numer? – wypaliłam.

– Nie zapytasz najpierw kto dzwoni? – odparł żartobliwym tonem.

– Wiem, kim jesteś – powiedziałam. – Facetem, który gapi się na mnie w klubie. Mówiłam ci, że nie chcę z tobą gadać. Nie jestem zainteresowana. Nie dzwoń do mnie więcej.

Rozłączyłam się lekko zaniepokojona. Nie mieliśmy żadnych wspólnych znajomych, więc w takim razie skąd wytrzasnął mój numer? Uznałam, że to dziwne, ale nie aż tak, żeby od razu wpadać w panikę.

Dzwonił do mnie jeszcze kilkakrotnie, a ja za każdym razem mówiłam mu to samo – że nie chcę z nim gadać i żeby zostawił mnie w spokoju. Pewnego wieczoru w klubie, kiedy Serena i ja tańczyłyśmy, a on stał tam gdzie zawsze, pochwycił moje spojrzenie i się ukłonił. To było niedorzeczne, ale nie mogłam powstrzymać uśmiechu. Natychmiast podszedł do mnie.

– Czemu nie chcesz ze mną porozmawiać? Muszę z tobą porozmawiać. Błagam, nie każ mi tak cierpieć. Zgódź się, żebym cię zabrał i poślubił.

Roześmiałam się.

– Przecież nawet mnie nie znasz! – Chociaż jego słowa brzmiały absurdalnie, sprawiły mi pewną przyjemność. Nawet jeśli mnie nie interesował.

Nie spodziewałam się również, że poczuję się mocno zawiedziona, gdy pewnego dnia poszłyśmy z Sereną do klubu, a Kastriota tam nie było. Pomyślałam, że chyba mi się należało za to, że tak źle go potraktowałam, podczas gdy on chciał tylko ze mną porozmawiać.

Nie przyszedł też w następną sobotę, a kiedy Serena się zakochała, przestałyśmy tak często imprezować. Jednak za każdym razem, gdy wpadałam do klubu, rozglądałam się za nim, a kiedy go nie wypatrzyłam, czułam się przybita, zupełnie jakbym straciła jakąś okazję. Przypuszczałam, że nigdy więcej go nie zobaczę.

John i ja byliśmy razem prawie przez trzy lata, choć przez większość tego czasu żyliśmy obok siebie. Żadne z nas jakoś nie chciało przyjąć do wiadomości faktu, że nasz związek już dawno się wypalił. Nadal mieszkaliśmy razem, kiedy pewnego dnia dostałam SMS wysłany z zagranicznego numeru.

„Zgadnij kto to?” – pytał nadawca, a ja od razu wiedziałam, od kogo ta wiadomość.

„Kastriot”, odpisałam.

Nie widziałam go od dwóch lat ani nawet o nim nie myślałam. A jednak po prostu wiedziałam, że to on.

Po chwili otrzymałam odpowiedź:

„Skąd ta pewność? Robiłem, co mogłem, ale nie zwracałaś na mnie uwagi”.

Tak więc napisałam, że chodził w skórzanej kurtce, czarne pasmo włosów opadało mu na lewe oko i że zawsze stał ze znajomymi obok parkietu.

„Czyli jednak zwróciłaś na mnie uwagę! Czemu byłaś zawsze taka zimna? Czemu nie chciałaś ze mną porozmawiać? Złamałaś mi serce, a mimo to zachowałem twój numer”.

„Fakt, zachowałam się okropnie”, przyznałam. „Nienawidziłam wszystkich facetów i z żadnym nie chciałam rozmawiać. Nie tylko z tobą. Przepraszam”.

Zawsze miałam wyrzuty sumienia z tego powodu, jak go traktowałam. Choć wyraźnie mu się podobałam, nie był napastliwy ani nieprzyjemny, nawet kiedy bezlitośnie go spławiałam.

„Nigdy nie trafiłam na tak nieprzystępną dziewczynę jak ty”, poinformował. „Zupełnie jakbyś znajdowała się w jakiejś bańce z wielkim napisem: Nie zbliżaj się do mnie. Wszyscy chcieli cię poznać, ale nikt nie miał odwagi do ciebie podejść. Nie masz pojęcia, ile mnie kosztowało, żeby do ciebie zagadać”.

„Przykro mi”, odpisałam. „Nie chciałam być dla ciebie niemiła. Po prostu próbowałam się chronić”.

„Zakochałem się w tobie od pierwszego wejrzenia”, wyznał.

Śmiałam się, pisząc odpowiedź:

„Co ty pleciesz? Jak można kochać kogoś, z kim nawet się nie rozmawiało?”

„Wiem, co czuję”, odparł. „W każdej dziewczynie widzę ciebie. Nie mogę przestać o tobie myśleć. Pamiętam wszystko: co leciało, kiedy pierwszy raz cię zobaczyłem, piosenki, przy których tańczyłaś, twoje ubrania, twój uśmiech…”

Nigdy wcześniej nie spotkałam faceta, który mówiłby w taki sposób o swoich uczuciach, dlatego nie potraktowałam tych miłosnych wynurzeń poważnie. Poza tym nadal byłam z Johnem. Jednak stopniowo coraz bardziej się zaprzyjaźnialiśmy z Kasem. Z początku tylko wymienialiśmy wiadomości. Potem zaczęliśmy do siebie dzwonić – raz na jakiś czas, a ostatecznie prawie codziennie. Choć mieszkał w Albanii, a potem we Włoszech, tylko z nim mogłam szczerze pogadać. Kiedy coś mnie martwiło, zawsze okazywał mi zrozumienie i wsparcie, kiedy ledwo żyłam ze zmęczenia albo miałam wszystkiego dość, potrafił mnie rozśmieszyć. Moje zaufanie do niego stale rosło i coraz częściej myślałam, że może myliłam się i nie wszyscy faceci są tacy jak mój ojciec.

Jeszcze zanim zbliżyłam się do Kasa, związek z Johnem zaczął mnie dusić. Jak na ironię, to że zawsze czuwał i planował nam każdy dzień – czyli coś, co kiedyś dawało mi poczucie bezpieczeństwa – teraz mocno uświadamiało mi, że chcę od niego uciec. Mieliśmy ze sobą coraz mniej wspólnego i im bardziej oddalałam się od Johna, tym bliższy był mi Kas. Opowiedziałam Kasowi o kłótniach ze swoim partnerem i podejrzeniach, że on mnie zdradza. Kas wysłuchał tego uważnie i stwierdził:

– To chyba nie jest facet dla ciebie. Powinnaś się z nim rozstać.

Wspierana przez Kasa, w końcu zebrałam się na odwagę.

– Przykro mi, ale nie kocham cię i nie mogę dalej tego ciągnąć – powiedziałam Johnowi.

Spędziliśmy ze sobą trzy lata i choć nasz związek już dawno umarł, rozstanie nie było łatwe. Czułam wdzięczność, że Kas towarzyszy mi w tych trudnych chwilach. Wspierał mnie jak przyjaciel, jak starszy brat. Rozumiał moje wątpliwości i obawy. Powtarzał mi do znudzenia, że dobrze zrobiłam, że odeszłam od Johna, i zawsze, gdy zaczynałam się mazać, zapewniał, że teraz, kiedy jestem wolna, moje życie stanie się piękne.

Ale rzeczywistość nie wyglądała tak różowo. Miałam dwadzieścia jeden lat i dotąd nie mieszkałam sama, z nikim się specjalnie nie kolegowałam, nie licząc wspólnych – moich i Johna – znajomych, i bałam się tego nowego życia, które musiałam zacząć sama. Od kiedy Serena się zakochała, straciłam partnerkę do imprezowania, więc bardzo się ucieszyłam, gdy Natasha, koleżanka z pracy, zaproponowała wspólny wypad do niedawno otworzonego klubu. Od tamtej pory regularnie wychodziłyśmy do miasta i nagle przyszłość przestała mi się przedstawiać w najczarniejszych barwach – życie było pełne możliwości.

Zupełnie niespodziewanie zakochałam się, zaledwie parę miesięcy po rozstaniu z Johnem.

Dosłownie poczułam się jak rażona gromem, kiedy weszłyśmy do klubu i facet zza baru spojrzał na mnie swoimi dużymi brązowymi oczami. Poprosiłam koleżankę, żeby zamówiła drinki, a sama stanęłam plecami do baru. Starałam się oddychać spokojnie i miałam nadzieję, że muzyka tłumi odgłos mojego walącego serca.

– W życiu nie widziałam takiego ciacha – powiedziałam do Natashy, kiedy podała mi kieliszek. – Muszę go poznać.

Było dość wcześnie, więc w klubie nie bawiło się jeszcze zbyt dużo ludzi. Natasha szybko omiotła wzrokiem parkiet. Uniosła brwi w udawanym zdziwieniu i wskazała chłopaka, który w tańcu przypominał zepsuty wiatrak.

– Kogo? Jego? – zapytała.

– Nie – syknęłam. – Zupełnie nie ten kierunek. Chodzi mi o barmana. Nie. Nie oglądaj się! – Za późno. Kiedy odwróciła głowę, żeby go obejrzeć, spojrzał na nią i się uśmiechnął.

Odpowiedziała mu uśmiechem, a potem przez chwilę rozglądała się wokół, udając – zupełnie nieprzekonująco – że przyglądała się wszystkim.

– Rzeczywiście, niezły – stwierdziła po zakończonej akcji. Roześmiała się na widok mojej miny i dodała: – Och, widzę, że naprawdę ci wpadł w oko.

Plan był taki, że wypijemy tu góra dwa drinki, potem przeniesiemy się do innego klubu, żeby spotkać się ze znajomymi. Ale kiedy ten superprzystojniak nachylił się nad barem i zaczął z nami rozmawiać, myślałam tylko o jednym: Nie chcę stąd wychodzić. Czemu musiałam poznać go akurat dzisiaj? Westchnęłam ciężko w duchu, gdy Natasha dotknęła mojego ramienia, a kiedy na nią spojrzałam, postukała palcem w tarczę swojego zegarka i skinęła głową w stronę schodów.

– No cóż, musimy lecieć. Więc… eee… na razie – wydukałam do barmana, czerwieniąc się na myśl, jak głupio to musiało zabrzmieć.

– Jak to: musicie lecieć? Nie możecie tak wcześnie wyjść.

– Jesteśmy umówione ze znajomymi…

Wyszłam na dwór bliska płaczu. A jeśli to mój wymarzony facet? Jak mogłam tak po prostu się zmyć? A jeśli nigdy więcej go nie zobaczę? Pewnie bym dostała ataku paniki, gdyby Natasha nie przypomniała mi, że skoro koleś pracuje w klubie, to z pewnością jest tam niemal każdego wieczoru.

Kiedy wróciłyśmy we czwartek, zobaczył nas już na schodach i zanim zdążyłyśmy podejść do baru, nalał dla nas drinki.

– Wróciłyście! – Podał nam kieliszki i przez chwilę patrzył mi prosto w oczy, a potem uśmiechnął do Natashy.

– Nie zwracajcie na mnie uwagi. – Machnęła ręką ze śmiechem. – Ja tu grzecznie zajmę się swoim drinkiem.

Serce waliło mi jak młotem, w głowie miałam totalną pustkę. Jedyne, co zdołałam wydusić z siebie, to „cześć”, ale na szczęście w tym samym momencie przywołał go ktoś z drugiego końca baru.

– Boże! Masakra! – jęknęłam do koleżanki. – Nie mam pojęcia, o czym z nim gadać. Co robić?

– Spokojnie, wszystko będzie dobrze – odparła, zdejmując ze swojego ramienia moją gorącą, spoconą dłoń. – A teraz weź głęboki oddech i się uśmiechnij.

Ku mojemu zaskoczeniu, rzeczywiście wszystko poszło jak z płatka. Po obsłużeniu klienta wrócił i niemal stykając się głowami nad barem, zaczęliśmy rozmawiać jak starzy znajomi. Mówił bardzo dobrze po angielsku, ale z wyraźnym akcentem i kiedy zapytałam go, skąd pochodził, kazał mi zgadywać.

– Z Albanii – odparłam natychmiast, a jemu prawie wypadła szklanka z ręki.

– Skąd wiesz? Nikt jeszcze nie zgadł.

Dwa dni później poszliśmy na randkę. Natychmiast zostaliśmy parą. Było tak, jakbyśmy znali się od zawsze – ja królowa lodu, która rzadko rozmawia z facetami, a nawet jeśli, to im nie ufa, i Erion – najmilszy i najprzystojniejszy facet pod słońcem. Wiem, jak to zabrzmi, ale wydawało mi się, że jest brakującym elementem układanki, którego od zawsze szukałam. Przy Johnie nigdy się tak nie czułam.

Wszystko wskazywało na to, że Erion podziela moje odczucia.

– Nigdy nie zwracam większej uwagi na ludzi w klubie, ale od pierwszej chwili, kiedy cię zobaczyłem, mogłem myśleć tylko o tobie – wyznał tamtego wieczoru. – I zamartwiałem się: A jeśli drugi raz nie przyjdzie? Jeśli już jej nie zobaczę? Bałem się, że zaprzepaściłem okazję, żeby poznać dziewczynę, która jest mi przeznaczona.

– Ja miałam podobnie – przyznałam. – Po prostu czułam, że muszę cię poznać, że jeśli się miniemy, już zawsze będzie mi czegoś brakować.

Nadal uważam, że Erion to jedyny mężczyzna, którego naprawdę kochałam, i sądzę, że jedyny, który kiedykolwiek kochał mnie. Zawsze będę żałować, że nie włożyłam więcej wysiłku w to, żeby go nie stracić.Rozdział 3

Po pierwszej randce z Erionem nie mogłam się doczekać, żeby opowiedzieć o nim Kastriotowi.

– Mam supernowinę – oznajmiłam podekscytowana, kiedy do mnie zadzwonił. – Poznałam kogoś. Nie uwierzysz, skąd pochodzi. No zgadnij.

– Nie wiem. Skąd? – Byłam zbyt rozemocjonowana, żeby zauważyć oziębłość w jego głosie.

– Z Albanii! – wykrzyknęłam.

– No i? – Dopiero teraz wydał mi się jakiś dziwny. – Czemu uznałaś, że to dla mnie fajna wiadomość, że spotykasz się z jakimś facetem i że jest z Albanii?

Pierwszy raz Kas mówił do mnie takim tonem i w pierwszej chwili normalnie mnie zatkało, a zaraz potem poczułam rozczarowanie z powodu jego chłodu i braku zainteresowania.

– Myślałam, że się ucieszysz ze względu na mnie – powiedziałam. – I że to cię zaskoczy tak samo jak mnie, że jest tej samej narodowości co ty. Jak dużo Anglików zna kogoś z Albanii, ile dziewczyn ma najlepszego przyjaciela i chłopaka właśnie stamtąd? Kastriot? Jesteś tam? Nie rozumiem, dlaczego się nie cieszysz. Zawsze potarzałeś, że mogę rozmawiać z tobą o wszystkim i przypuszczałam, że ci zależy, żebym była szczęśliwa.

Nagle przyszło mi do głowy, że może być zazdrosny. Kiedy na samym początku naszej przyjaźni wyznał mi w SMS-ie miłość, zakładałam, że się po prostu wygłupia, i ani przez moment nie brałam tego na poważnie. A jeśli się myliłam? Policzki zapiekły mnie na tę myśl.

– Zależy mi, żebyś była szczęśliwa, ale nie z innym facetem – odparł, potwierdzając moje podejrzenie. – Nie chcę, żebyś opowiadała mi o tym, jak ktoś zabiera cię na randki i śpi obok ciebie.

Ale do mnie to jakby nie docierało, pewnie dlatego, że wolałam, żeby to nie było prawdą. Nie traktowałam Kasa jak swojego faceta. Uważałam, że to tylko mój najlepszy przyjaciel i nie przyjmowałam do wiadomości, że mu na mnie zależy w jakiś inny sposób, bo to by oznaczało koniec naszej przyjaźni. Byłam jak dziecko, tak skupione na sobie i swoim małym świecie, że po prostu nie przyszło mi do głowy, że moje wspaniałe wieści mogą go zaboleć.

Rozżalona i zła, że nie zareagował tak, jak oczekiwałam, nie pisałam do niego przez kilka kolejnych dni. Kiedy w końcu do mnie zadzwonił, był znowu taki jak zwykle i to on pierwszy wspomniał o Erionie. Ulżyło mi, że przemyślał sprawę i uświadomił sobie, że nasz układ jest czysto platoniczny i po prostu łączy nas jedynie przyjaźń.

Gdybym próbowała wyobrażać sobie wcześniej faceta, w którym się zakocham, nie sądzę, żebym wymyśliła sobie kogoś tak cudownego jak Erion. Był niesamowity i teraz, patrząc wstecz, nie mogę uwierzyć, że nie do końca zdawałam sobie sprawę z tego, co mam, i zamiast robić wszystko, co w mojej mocy, żeby go uszczęśliwić, czasami zachowywałam się wobec niego podle.

Wiem, że zabrzmi to jak żałosna wymówka, jeśli powiem, że winię ojca za to, w jaki sposób czasem traktowałam Eriona, ale po części tak jest. Każde dziecko pragnie mieć – i to jego święte prawo – kochających rodziców, ale ja bardzo szybko zrozumiałam, że nie mogę zrobić nic, żeby ojciec mnie pokochał. Więc odpuściłam. Wmówiłam sobie, że pogodziłam się z faktem, że mu na mnie nie zależy, i przestałam zabiegać o jego uczucie i aprobatę. W rzeczywistości jednak nigdy nie przeszłam do porządku dziennego nad tym, że mnie zawiódł. „Zawiódł” to mało powiedziane. Głęboko zranił, a potem tym, co mówił i robił, udowadniał nam wszystkim, że jesteśmy dla niego tylko ciężarem.

Zatem, choć nie zdawałam sobie wtedy z tego sprawy, ciągle testowałam miłość Eriona do mnie, nadwerężając łączącą nas więź. Biedak musiał zastanawiać się, co ze mną nie tak i czemu ciągle odpycham go od siebie, skoro między nami jest coś wyjątkowego – i dla niego to było jasne, a dla mnie niestety trochę mniej. Zachowywałam się jak rozwydrzony bachor, stale coś mnie drażniło i regularnie rzucałam Eriona, choć te rozstania nigdy nie trwały dłużej niż jeden dzień; po takim zerwaniu przychodził do mnie, a ja płakałam, przepraszałam i mówiłam, jak bardzo go kocham. Powinnam wiedzieć, że nie można czegoś nieustannie deptać i spodziewać się, że zachowa niezmieniony kształt, nawet jeśli nie rozpadnie się na tysiąc kawałków.

Podczas któregoś z takich jednodniowych rozstań zaczęłam nową pracę i kiedy jeden z moich kolegów zapytał, czy mam chłopaka, zachowałam się jak Judasz i powiedziałam „nie”. Erion i ja wróciliśmy do siebie następnego dnia, ale głupio było mi się przyznać tamtemu koledze, że skłamałam. Tak więc za każdym razem, gdy Erion dzwonił do mnie do pracy, wysyłałam mu wiadomość: „Nie mogę teraz gadać. Zadzwonię później”. Musiał domyślać się, że ściemniam, i pewnie łamał sobie głowę nad tym, dlaczego to robię. Nie wspominając już o tym, że musiało mu być przykro. Ale nie potrafiłam nic na to poradzić: miałam silną tendencję autodestrukcyjną i nie pozwalałam sobie zaakceptować faktu, że żyję szczęśliwie Erionem, który mnie kocha. Mimo wszystko nie zawsze zachowywałam się tak okropnie i przez większość czasu było nam dobrze razem.

Choć każde z nas miało własne mieszkanie, Erion przeważnie spał u mnie. Dałam mu klucz, więc nie musiałam wstawać i mu otwierać, kiedy wracał z pracy o świcie, a mnie spało się lepiej ze świadomością, że jest przy mnie. Dbał o mnie, ale w przeciwieństwie do Johna nigdy nie okazywał mi swojego rodzaju „ojcowskiej dezaprobaty”, czego tak nie cierpiałam. Wstyd mi, że nie zawsze to doceniałam. Przykładowo, pewnego dnia miałam rano wizytę u dentysty i mama wpadła przed dziewiątą, żeby mnie tam podrzucić. Poprzednim razem zawiózł mnie Erion, ale teraz nie zdążyłby odespać nocki, więc mama zaoferowała mi swoją pomoc.

Gabinet dentysty znajdował się w nieznanej mi części miasta i choć sądziłam, że zapamiętałam drogę, w ogóle nie mogłyśmy tam trafić. Niczego nie rozpoznawałam w tej okolicy. Kiedy trzeci raz przejechałyśmy tą samą ulicą, aż niektórzy na przystanku autobusowym gapili się na nas, matka zaczęła się denerwować.

– Jak mogłaś zapomnieć drogę? – jęknęła i wcisnęła przycisk automatycznego zamykania drzwi. – To niebezpieczne rejony. Nie możemy cały czas kręcić się w kółko. Już i tak ściągnęłyśmy na siebie uwagę. Na litość boską, myśl, Sophie! Którędy jechać?

– Nie wiem, mamo. Przykro mi, nie mam pojęcia. Zadzwonię do Eriona. – Już po drugim sygnale usłyszałam w słuchawce jego zaspany głos. – Zgubiłyśmy się – wymamrotałam bliska łez. – Jeździmy ciągle tymi samymi ulicami i nie możemy znaleźć gabinetu.

– Spokojnie, Sophie – odparł już zupełnie przytomny. – Gdzie jesteście?

– Nie wiem, gdzie jesteśmy! – krzyknęłam. – Niczego nie poznaję.

– Okej, w takim razie mów, co widzisz. Z lewej, z prawej strony.

Zaczęłam opisywać duży wiktoriański budynek z czerwonej cegły z metalowymi żaluzjami w oknach, zaśmiecony kawałek trawnika, a kiedy powiedziałam o asfaltowym placu zabaw z zardzewiałą huśtawką i zdezelowaną równoważnią, Erion wydał z siebie triumfalny okrzyk.

– Wiem, gdzie to jest. Nie ruszajcie się stamtąd, będę za dziesięć minut.

I dokładnie po dziesięciu minutach zobaczyłyśmy jego samochód.

– Już w porządku. – Nachylił się do mojego otwartego okna i pocałował mnie w policzek. Uśmiechnął się do mamy. – Poprowadzę was. Jedźcie za mną.

– Dzięki, skarbie. – Mama poklepała go po dłoni. – Jesteśmy bardzo wdzięczne.

Ledwie Erion odszedł, odwróciłam się do mamy.

– Jak on wygląda? – rzuciłam gniewnie. – Nie mogę uwierzyć, że tak przyjechał! – Miał na sobie spodnie robocze i podkoszulek, jego nastroszone włosy przypominały czub kakadu i chyba byłam zawiedziona, że mama nie zobaczyła, jaki tak naprawdę jest idealny, choć oczywiście obecne usprawiedliwianie tego, jak okropnie się wtedy zachowałam, wcale nie sprawia, że czuję się lepiej.

Mama zdębiała zszokowana.

– Wstydź się – powiedziała. – Chłopak pracował do samego rana, a zaraz po twoim telefonie zerwał się z łóżka i przyjechał, żeby ci pomóc. A ty zamiast podziękować, jeszcze go krytykujesz. Jak możesz!

Erion popilotował nas do dentysty, a potem zaczekał, żebyśmy nie zgubiły się w drodze powrotnej. Dla niego to było całkiem zwyczajne, że pomaga komuś, kogo kocha i o kogo się troszczy, robił to zupełnie odruchowo, bez namysłu. Ale we mnie to wzbudzało niepokój, wręcz strach, bo zastanawiałam się, kiedy uświadomi sobie, że nie zasługuję na taką miłość.

Nadal regularnie rozmawiałam przez telefon z Kasem i ilekroć pokłóciłam się z Erionem, Kas okazywał mi swoje współczucie i doradzał, a ja czułam, że naprawdę mogę mu powiedzieć o wszystkim.

Czasami, nie wiedzieć czemu, gdy patrzyłam na śpiącego Eriona, myślałam o tym, że pragnę być sama. A kiedy Erion się budził i zaczynał mówić o tym, co moglibyśmy tego dnia razem porobić, mówiłam mu, że nie zamierzam spędzać z nim całego dnia. Patrzył wtedy na mnie ze smutkiem i niedowierzaniem.

– Czemu? Czemu mi to robisz? – pytał.

Nigdy nie umiałam mu na to odpowiedzieć.

Kiedyś po powrocie z pracy weszłam do sypialni zmienić ubranie i zobaczyłam na swojej poduszce liścik. Rano nie byłam zbyt miła dla Eriona i kiedy przeczytałam wiadomość, zaczęłam płakać.

„Najdroższa”, pisał Erion. „Za każdym razem, patrząc w Twoje oczy, widzę, że nie kochasz mnie równie mocno jak ja Ciebie, i nie mogę dłużej tego ciągnąć”.

Zgniotłam w dłoni kartkę, przysiadłam na skraju łóżka i ryczałam dalej. Parę minut później powoli rozprostowałam palce i próbowałam wygładzić papier. Wiedziałam, że dostałam odpowiedź na pytanie, które zawsze podświadomie sobie zadawałam: Jak długo można odpychać ukochanego mężczyznę, zanim odepchniesz go od siebie na zawsze?

Sięgnęłam do komody przy łóżku po chusteczkę higieniczną i wydmuchałam nos. Wytarłam oczy wierzchem dłoni i znów zerknęłam na liścik, żeby przeczytać zakończenie.

„Nie mogę być z Tobą, wiedząc, że nie kochasz mnie wystarczająco mocno. Próbowałem, ale to zbyt bolesne i nie dam rady tak żyć”.

Szlochając, wybrałam numer Eriona i ledwo usłyszałam jego głos, zaczęłam go błagać:

– Proszę, Erion, tak mi przykro. Bardzo proszę, nie rób tego. Oczywiście, że cię kocham. Nie odchodź. Proszę.

Chciał to usłyszeć i wkrótce potem znów trzymał mnie w ramionach. Niestety, choć nieźle przestraszyła mnie wizja przyszłości bez niego, nadal nie zawsze mogłam się powstrzymać, żeby go nie testować.

– Naprawdę mnie kochasz? – dopytywałam. – Wydaje mi się, że nie zwracasz na mnie uwagi. Nie patrzysz na mnie tak jak kiedyś.

– Oczywiście, że cię kocham – zapewniał. – Powtarzam ci to codziennie. Ile razy muszę to jeszcze powiedzieć, żebyś mi uwierzyła? – Ale choć był cierpliwy i nigdy nie odpowiadał mi ze złością albo niegrzecznie, w jego głosie zaczęła pobrzmiewać frustracja.

Matka nie znała Eriona przed pamiętną wyprawą do dentysty, ale gdy już go poznała, bardzo go polubiła. Któregoś dnia zadzwoniłam do niej i pożaliłam się, że nie jestem pewna co do mojego związku z Erionem.

– Co mam robić? – zapytałam. – Nie wiem, czy go kocham. Nie wiem, czego chcę.

– Nie możesz traktować go tak jak dotąd – odparła wtedy. – Jeśli nie jesteś pewna, czy chcesz z nim być, musisz mu to powiedzieć. To nie fair trzymać go przy sobie, jeśli tak naprawdę nic do niego nie czujesz.

Niestety nie umiałam żyć i cieszyć się chwilą i po prawie dwóch latach związku zdecydowałam się na ostateczny krok.

– Chcę być sama – oznajmiłam Erionowi. – Chyba nie będziemy razem szczęśliwi. Proponuję rozstanie.

Westchnął ze smutkiem w oczach.

– W porządku, Sophie. Ja też dłużej tak nie wytrzymam.

Tym razem nie skończyło się tak jak zwykle. Kiedy następnego dnia zadzwonił i zapytał, czy moglibyśmy się spotkać i pogadać, moje serce ledwo drgnęło.

– Nie chcę się z tobą widzieć – odpowiedziałam. – Jestem właśnie ze znajomymi. Mam ochotę się dziś zabawić. Przykro mi, Erion.

Koniec wersji demonstracyjnej.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: