Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Stacja Jagodno. Po nitce do szczęścia - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
2 czerwca 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
27,90
Najniższa cena z 30 dni: 19,90 zł

Stacja Jagodno. Po nitce do szczęścia - ebook

Trzecia część serii „Stacja Jagodno”

Pozwól zabrać się w kolejną podróż do Jagodna – urokliwego miejsca w Górach Świętokrzyskich, które działa kojąco na duszę kobiety… Daj się przekonać, że prawdziwa przyjaźń i miłość są w stanie pokonać wszelkie przeciwności losu.

Dlaczego żona wójta płacze wieczorami? Czy angielski kuzyn hrabianek odnajdzie się wśród polskiej rzeczywistości? Co może łączyć doktor Ewę z ojcem Łukasza? I czy są jeszcze jakieś tajemnice dworku, które nie zostały odkryte? Czy mieszkańcom Jagodna uda się dojść po nitce do szczęścia?

Historie kreślone przez Karolinę Wilczyńską rozpromienią nawet najpochmurniejsze dni i sprawią, że poczujesz się w Jagodnie jak we własnym domu.

 

Stacja Jagodno to historia o kobietach i dla kobiet – doskonała pozycja dla każdej matki, córki i babki. Gwarantuję, że każda z nas w jednej z opisanych bohaterek znajdzie cząstkę siebie.

Uncafeconlibros.blogspot.com

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-418-1
Rozmiar pliku: 1,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Marzena szła asfaltową drogą i z każdą chwilą coraz lepiej rozumiała Tamarę. Wystarczyło kilkanaście minut, żeby docenić panujący tu spokój, piękno sosnowego lasu, ciszę przerywaną tylko ptasimi trelami. Powietrze też było zupełnie inne niż w mieście. Aż chciało się głębiej odetchnąć. Co też Marzena uczyniła. I po kilku takich oddechach poczuła się jakoś inaczej. Jakby lżej, swobodniej. Poruszyła ramionami. Mięśnie karku rozluźniły się. Nawet po najlepszym masażu nie doświadczyła takiego odprężenia. Czary czy co? – pomyślała.

Nie żałowała, że wybrała dłuższą drogę. Zapytała w Jagodnie, jak dojść do Borowej. Chciała się upewnić, bo nawigacja w smartfonie bywała zawodna, ale zagadnięta kobieta wskazała jej nieco inny kierunek.

– Niech pani idzie drogą przy kaplicy. A potem dalej przez las. Tak jest krócej. I wyjdzie pani przy samym zalewie. Bo tędy – machnęła ręką w stronę budynku szkoły – to ze dwa razy tyle jest. Samochodem to można, ale piechotą lepiej przez las.

„Przez las” brzmiało kusząco, lecz Marzena obawiała się, że może coś pomylić albo wybrać złą ścieżkę. W mieście orientację miała znakomitą, jednak nie była pewna, czy w otoczeniu drzew, które na pierwszy rzut oka wyglądają tak samo, poradzi sobie równie dobrze. Poszła więc nie za głosem serca, ale zgodnie z rozsądkiem i nawigacją. Co okazało się dobrym wyborem, bo las był i tak, a dłuższy spacer stał się raczej zaletą niż problemem.

Naprawdę cool – pomyślała, uśmiechając się, bo to określenie bardziej pasowało do weekendowej imprezy w klubie niż do leśnej drogi. Naprawdę przyjemnie – poprawiła samą siebie. Pasowało dużo lepiej.

Pojechała do Borowej zupełnie spontanicznie. Nawet nie zadzwoniła do Tamary. Po prostu obudziła się rano w kiepskim humorze, bo piątkowy wieczór okazał się wielką porażką. Planowała jakieś wieczorne wyjście, ale żadna z koleżanek nie miała czasu. Wszystkie zaplanowały już początek weekendu, najczęściej w męskim lub rodzinnym towarzystwie i Marzena po wykonaniu kilkunastu telefonów zakończyła wieczór w łóżku, w towarzystwie drinków, czekolady, dużej paczki chusteczek i myśli o tym, jak bardzo jest samotna i beznadziejna. Nic więc dziwnego, że sobotni poranek przywitała w wisielczym humorze.

Perspektywa kontynuowania wczorajszych samokrytycznych rozważań zmotywowała ją do działania. Przypomniała sobie, że Tamara, jak zawsze, spędza weekend u swojej babci Róży, więc postanowiła ją odwiedzić. Oczywiście mogła przyjechać samochodem, ale nie miała pewności, że wieczorne drinki już całkiem wywietrzały z jej głowy i krwioobiegu, więc wybrała pociąg. I nie żałowała. Miała nadzieję, że Tamarze nie będzie przeszkadzała ta niezapowiedziana wizyta, zresztą zawsze mogła po prostu wrócić do domu. A wcześniej pospacerować jeszcze po okolicy. Zwłaszcza że naprawdę spodobało jej się tutaj bardziej, niż mogła przypuszczać.

Cisza w mieście jest nienaturalna i denerwująca – stwierdziła. – Człowiek czuje się wtedy, jakby coś mu umykało, coś tracił, w czymś nie uczestniczył. A tutaj cisza daje spokój, pozwala pomyśleć, odpocząć. I można ją nawet polubić.

Co zresztą chyba już zrobiła, bo dźwięk samochodowego silnika zazgrzytał w jej uszach i przez moment poczuła irytację, że ktoś ośmielił się zepsuć ten idylliczny obrazek, którego od pół godziny była częścią. Jednak tylko przez moment, bo gdy auto zatrzymało się tuż obok niej i odsuwająca się szyba powoli ukazała kierowcę, irytacja szybko ustąpiła miejsca zaciekawieniu.

– Przepraszam panią bardzo. – Śnieżnobiałe zęby mężczyzny błysnęły w miłym uśmiechu. – Czy ta droga prowadzi do wsi Borowa?

Marzena odruchowo poprawiła koszulkę i przywołała jedno ze swoich zalotnych spojrzeń.

– Mam taką nadzieję. Też tam idę, ale nigdy wcześniej tu nie byłam, więc pewności nie mam.

– Jaki niesamowity przypadek, nie sądzi pani? Obydwoje szukamy tego samego. Jeżeli pani zechce, możemy poszukać razem.

Czy to jest podryw, czy zwykła uprzejmość? – Marzena spojrzała uważniej na mężczyznę. – A może to jakiś zwyrodnialec ukrywający się za maską błękitnych oczu i blond włosów. I śnieżnobiałej koszulki polo. – Facet w takiej koszulce na leśnej drodze? I szuka Borowej?

Jako stała bywalczyni klubów zachowywała czujność wobec nowo poznanych mężczyzn. W końcu nigdy nie wiadomo, czy mają czyste intencje. Tu co prawda nie wchodziło w grę dosypanie czegoś do drinka, ale za to była nieznana okolica, dość odludna zresztą.

Nieznajomy chyba wyczuł jej wahanie, bo wysiadł z samochodu i podszedł do Marzeny.

– Ja rozumiem, że pani mnie nie zna, ale naprawdę chcę tylko pomóc. Kobieta nie powinna samotnie spacerować w dużym lesie. Chciałem… – zawahał się, jakby szukał odpowiedniego słowa – zaopiekować się panią.

Dziwny jakiś – stwierdziła Marzena.

– Mam na imię Jan i szukam wsi Borowa. Przyjechałem z Londynu. Tu mieszkają moje ciotki i ja ich poszukuję…

– Ha! Już wiem! – przerwała mu kobieta. – Pan jest kuzynem hrabianek Leszczyńskich! Tamara mi mówiła. No to wszystko jasne! Możemy jechać!

Mężczyzna wydawał się nieco zaskoczony nagłym wybuchem entuzjazmu, ale nadal zachowywał się ujmująco grzecznie.

– Czy dobrze rozumiem, że pani wie, gdzie mieszkają moje ciotki?

– Ja nie, ale moja koleżanka wie. Pojedziemy do niej, a ona już pana dalej poprowadzi. Jestem Marzena – wyciągnęła rękę, którą mężczyzna z galanterią pocałował.

– Nie wszystko rozumiem, ale chyba przystanę na pani propozycję – powiedział i otworzył drzwi samochodu.

Marzena wsiadła, poczekała aż kierowca zajmie miejsce i zagadnęła:

– Był pan już kiedyś w Polsce?

– Kilka razy, podczas wakacji.

– Dobrze pan zna język…

– Dziadek bardzo nalegał, żebym nauczył się polskiego. I dużo czytał w tym języku.

– Dziadek… – uśmiechnęła się Marzena. – To wiele wyjaśnia.

– Nie rozumiem?

– Chodzi mi o to, że mówi pan dobrze, ale tak trochę… no, zbyt literacko.

– Jak? – Jan spojrzał na kobietę z zaciekawieniem.

– Tak zbyt poprawnie, jak z książki. Normalnie mówi się trochę inaczej.

– To ja mówię nienormalnie? – roześmiał się Jan.

– Przepraszam, nie to miałam na myśli – speszyła się Marzena. – Bo widzi pan, ja często mówię, zanim pomyślę i potem tak niezręcznie wychodzi…

– Też nienormalnie?

– Na to wygląda.

– To znowu mamy coś wspólnego. Szukamy wsi Borowa i mówimy nienormalnie.

Roześmiali się.

Bardzo sympatyczny człowiek – pomyślała Marzena. – Chociaż trochę zbyt sztywny. Jakiś taki… angielski właśnie. Ile on może mieć lat? Niewiele więcej niż ja. I całuje w rękę, jakbym była jego babcią. Kto tak jeszcze robi? Przecież to jakieś szaleństwo!

Po chwili minęli tabliczkę z napisem „Borowa”. Przy pierwszych zabudowaniach Jan zaproponował:

– Może zapyta pani o drogę?

– Na razie jedźmy dalej. Tamara zawsze mówiła, że domek babci Róży jest na końcu wsi. Na pewno zaparkowała przed nim, więc rozpoznam samochód. Chyba że pojechała gdzieś z Marysią, bo one lubią poznawać okolicę.

– Obawiam się, że nie mogę nadążyć. Nie wiem już, kto jest kim. Tyle imion i pani tak szybko mówi… – Jan uśmiechnął się przepraszająco.

– Przepraszam, wiem, gaduła ze mnie. Niech pan po prostu jedzie. Do końca wsi.

– Proszę bardzo.

Marzena postanowiła jednak zadzwonić do Tamary. W końcu nie jechała sama, a na dwójkę gości koleżanka jednak powinna być przygotowana. Choćby pięć minut wcześniej. Żeby zdążyła przypudrować nos. Bo przecież co innego znajoma z pracy, a co innego mężczyzna z Londynu.

– Cześć, kochana! – zaczęła z entuzjazmem, gdy tylko usłyszała na linii głos koleżanki. – Niespodzianka! Za trzy minuty u ciebie będziemy!

– My, to znaczy kto?

– Ja i pewien mężczyzna – zerknęła na siedzącego obok Jana.

– Twoja nowa zdobycz?

– Nie moja. Bardziej wasza.

– Nasza?

– Wyjaśnię ci wszystko za chwilę. Już dojeżdżamy. Pa!

Wyobraziła sobie zdziwioną minę Tamary i roześmiała się.

– Koleżanka opowiedziała pani anegdotę?

– Żart, dowcip – poprawiła. – Anegdoty opowiadał pański dziadek.

– Tak, rozumiem – uśmiechnął się Jan. – To pierwsza lekcja normalnego języka?

– Bardzo pojętny z pana uczeń. Ale na razie chyba wystarczy tej nauki, bo widzę, że dojechaliśmy – rozpoznała samochód stojący przy drewnianym płocie i wskazała palcem na budynek za ogrodzeniem. – Oto domek babci Róży.

Zaparkowali i wysiedli. Jan otworzył furtkę, przepuścił Marzenę przodem. Nie zdążyli nawet zapukać. Drzwi otworzyły się i stanęła w nich Tamara.

– Witajcie! Zapraszam. Za chwilę będzie herbata. Gdybyście zadzwonili wcześniej, byłaby gotowa, ale jak się informuje w ostatniej chwili…

Przeszli do kuchni.

– Babciu, to moja koleżanka z pracy, o której ci mówiłam. A to… – Tamara zawiesiła głos i spojrzała pytająco.

– To Jan, kuzyn hrabianek Leszczyńskich – triumfalnie oznajmiła Marzena.

– Dzień dobry paniom. – Gość grzecznie skłonił głowę.

Marysia wracała do domku babci Róży. Z samego rana poszła do hrabianek, żeby zabrać Kronosa na dłuższy spacer. Panna Zuzanna nie mogła chodzić zbyt daleko, a pies rósł i potrzebował więcej ruchu. Ani dziewczyna, ani starsze panie nie chciały jednak, żeby sam biegał po lesie.

– Leśniczy nie byłby zadowolony – mówiła panna Julia.

– Poza tym Kronos mógłby kogoś wystraszyć – stwierdziła Marysia, która co prawda niezbyt przejmowała się zdaniem mężczyzny, do którego nigdy nie czuła sympatii, ale za to dobrze pamiętała swój własny strach przed bestiami, którymi groziła jej hrabianka przy pierwszym spotkaniu. Mogła sobie wyobrazić, co czułby ktoś, gdyby nagle spomiędzy drzew wybiegł groźnie wyglądający pies.

– I dobrze. Niech się boją – gderała jak zawsze panna Zuzanna. – Najlepiej jakby jeszcze kogoś ugryzł. Przynajmniej nikt by się już tutaj nie kręcił i nie próbował robić swoich porządków.

Marysia wiedziała, że to aluzja do zmian, które wprowadziła w ogródku przy dworku, ale zdążyła już przyzwyczaić się do sposobu bycia staruszki i wiedziała, że to tylko słowa. Nie chciała jednak, żeby pies, za którego czuła się odpowiedzialna, był narażony na niebezpieczeństwo albo stał się przyczyną jakichś niemiłych wydarzeń. Dlatego kiedy tylko przyjeżdżała do Borowej, zawsze starała się zapewnić mu długie i bezpieczne spacery.

Przez wieś przeszła szybkim krokiem, bo nadal nie lubiła chodzenia wzdłuż szpaleru domów. Nie chciała być oceniana, a tutaj ludzie interesowali się wszystkim. Inaczej niż w Kielcach, gdzie mijali się na ulicach i nikt nie zwracał uwagi na innych. W tej anonimowości był pewien rodzaj bezpieczeństwa. A tu, na wsi, za chwilę sąsiedzi będą dyskutować o tym, jak wygląda, i zastanawiać się, gdzie tak spaceruje z samego rana. Wiedziała, że nic na to nie poradzi, ale jeszcze nie potrafiła przestać się tym przejmować.

Już z daleka zobaczyła obcy samochód zaparkowany tuż za toyotą matki. Nie słyszała o żadnych gościach, więc zaciekawiona tym faktem jeszcze przyspieszyła kroku. Przez otwarte okno usłyszała gwar głosów i śmiechy. Firanka nie pozwalała na zerknięcie do wnętrza, ale rozpoznała matkę, babcię Różę i panią Zofię. W tej gamie wysokich tonów na pierwszy plan wybijał się… męski głos. Kto to może być? – zastanawiała się. – Warszawska rejestracja samochodu, mężczyzna… Nic nie przychodziło jej do głowy, pozostało więc przekonać się osobiście.

– Dzień dobry – powiedziała głośno, żeby zauważono jej wejście.

Towarzystwo przy stole umilkło i wszyscy spojrzeli w jej stronę.

– To moja córka, Marysia – Tamara wstała i podeszła do dziewczyny. – A to Marzena – wskazała głową na rudowłosą kobietę w zielonej koszulce z dużym dekoltem, która właśnie wbijała zęby w czekoladową babeczkę. Na widok dziewczyny odłożyła ciastko i rozłożyła ręce, na których brzęczało kilkanaście srebrnych bransoletek.

– Chodź tutaj, niech cię uściskam! – zawołała wesoło. – I nic mnie nie obchodzi, czy tego chcesz. W końcu jesteś mi coś winna za to kino, no wiesz, wtedy…

Marysi spodobała się ta wesoła i bezpośrednia kobieta, więc bez protestu dała się wziąć w objęcia.

– I mów mi po imieniu – usłyszała tuż przy uchu. – Bo jeszcze ktoś pomyśli, że jestem taka stara jak twoja mama.

– No wiesz! – krzyknęła Tamara z udanym oburzeniem. – Wcale nie jestem stara!

– Ja jestem – wtrąciła spokojnie babcia Róża. – I dobrze mi z tym.

Wszyscy się roześmiali. Marysia pokręciła głową z uśmiechem. Czasami trudno jej było uwierzyć, że tutaj, u babci Róży, może być tak miło i szczerze. Nadal jednak nie wiedziała, kim jest siedzący obok matki mężczyzna. Tamara zauważyła jej zaciekawione spojrzenie.

– A to, Marysiu, jest wielka dzisiejsza niespodzianka. Kuzyn hrabianek.

– Mam nadzieję, że miła niespodzianka. – Mężczyzna uniósł się z krzesła.

– Jasne! – ucieszyła się dziewczyna. – Strasznie mi miło, że pan przyjechał! Nie wierzyłam, że to możliwe. A jednak! Już widzę, jak panna Zuzanna i panna Julia ucieszą się na pana widok.

– Prawdę mówiąc, dziś od rana wszyscy cieszą się na mój widok – uśmiechnął się mężczyzna. – To mnie trochę dziwi, bo nie jestem przyzwyczajony do takich… dużych… dowodów sympatii. Podobnie jak do tego, że wszyscy się obejmują. Ale staram się dostosować. Możemy też… być na „ty”. Tak to się mówi? – Spojrzał na Marzenę, która pokiwała potwierdzająco głową. – Tak. To dobrze. I to ja pisałem do ciebie e-maile. Jestem Jan, to znaczy Janek.

– A dla mnie Jaś – dodała babcia Róża.

– A dla mnie John – parsknęła Marzena.

Jan rozłożył ręce.

– Muszę się jakoś powoli przyzwyczaić…

Marysia z trudem powstrzymywała śmiech. Mężczyzna zdawał się nieco przytłoczony mnogością nowych znajomych i ich różnorodnych charakterów.

– Domyślam się, że chcesz odwiedzić hrabianki? – zapytała.

– Owszem, właśnie dlatego przyjechałem.

– Na razie to siadaj, Marysiu – wtrąciła się pani Zofia, która właśnie stawiała na stole talerz z kolejną porcją babeczek. – Pewnie zmęczyłaś się tym spacerem. Zjedz, napij się, bo tutaj właśnie trwa narada w tej sprawie.

Dziewczyna szybko zorientowała się, co ustalono dotychczas. Marzena była tak podekscytowana całą sytuacją, że chciała doprowadzić do natychmiastowego spotkania hrabiowskiej rodziny. Natomiast Tamara miała w tej sprawie inne zdanie. Uważała, że lepiej będzie uprzedzić staruszki, żeby miały chociaż kilka dni na przygotowanie się do wizyty.

– Przecież one wiedzą, że kuzyn przyjedzie – perorowała Marzena. – To chyba już są przygotowane. A gdyby nie spotkanie ze mną, to John już pewnie byłby u nich. Bez żadnego uprzedzania. Szkoda czasu, prawda, Marysiu?

– Też mi się tak wydaje – przytaknęła dziewczyna. Podzielała emocje kobiety, tym bardziej, że czuła się sprawczynią tego wydarzenia. W końcu to przecież z nią Jan nawiązał kontakt. I bardzo chciała zobaczyć spotkanie rodziny, która odnalazła się po latach.

– Moi kochani – spokojny ton babci Róży nieco ostudził emocje. – Oczywiście nie ma sensu odwlekać niczego dłużej niż to konieczne, ale wydaje mi się, że hrabianki Leszczyńskie nie powinny być zaskakiwane. Wiecie, że potrzebują trochę czasu, żeby zaakceptować zmiany. Zgodzisz się ze mną, Marysiu?

Dziewczyna pokiwała głową.

– No właśnie. Poza tym z pewnością chciałyby w jakiś specjalny sposób przywitać gościa. Nie zapominajcie, że chociaż mają swoje lata, to nadal są kobietami – uśmiechnęła się i uniosła w górę palec wskazujący. – A kobiety lubią się dobrze zaprezentować. Zwłaszcza przed przystojnym młodzieńcem. Nawet jeżeli jest ich kuzynem.

– Co w takim razie proponujesz, babciu? – zapytała Tamara.

– Jak zawsze – złoty środek. Niech Jaś przyjedzie jutro, a dziś po południu Marysia uprzedzi pannę Julię i pannę Zuzannę.

– A ja zdążę spokojnie upiec ciasto, żeby było do rodzinnej herbatki – klasnęła w dłonie pani Zofia.

– I to chyba jest koronny argument w naszej dyskusji. A co ty o tym sądzisz, Jasiu? – Spojrzała pytająco na mężczyznę.

– Uważam, że to, co pani mówi, jest mądre.

– Wszystko, co mówi babcia Róża jest mądre – prychnęła Marysia. – To każdy wie.

– Marysiu! – zganiła córkę Tamara.

– No co?!

– Tylko bez sprzeczek. – Babcia Róża podniosła się z krzesła. – Widzę, że wszyscy są najedzeni. Pora zatem przejść do ogrodu, bo w taki piękny dzień szkoda siedzieć w czterech ścianach. Babcie będą grzały kości w słońcu, a młodzi mogą iść na spacer albo w ramach spalania kalorii, co się to niby w biodrach odkładają po babeczkach – spojrzała porozumiewawczo na Tamarę – poukładać drewno, co je przedwczoraj leśniczy porąbał.

– Leśniczy? – zdziwiła się Tamara.

– Ano leśniczy. Zachodzi tu czasami, zwłaszcza odkąd Łukasz zniknął.

– Co ja słyszę? – włączył się do rozmowy Jan. – Leśniczy? Łukasz? To żyją tutaj także mężczyźni? A ja już myślałem, że we wsi Borowa tylko panie można spotkać.

– To żadni mężczyźni – powiedziała ze złością Tamara. – Nie warto nawet o nich wspominać.

Jan spojrzał pytająco na Marzenę. Ta wzruszyła ramionami.

– Nie „we wsi Borowa”, tylko „na Borowej”. Tak się tu mówi – dodała Tamara.

Mężczyzna westchnął. Naprawdę trudno mu było zrozumieć wszystko, co się działo, ale chociaż co chwilę czemuś się dziwił, to czuł, że bardzo mu się tutaj podoba. I bez protestów przyjął rolę tragarza czterech ogrodowych krzeseł. W sumie był nawet ciekaw, co jeszcze się wydarzy.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: