Stambuł, Stambuł - ebook
Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
10 marca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format
EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie.
Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu
PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie
jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz
w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire
dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy
wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede
wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach
PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną
aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego,
który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla
EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu
w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale
Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Pobierz fragment w jednym z dostępnych formatów
Stambuł, Stambuł - ebook
Dziesięć dni w sercu Stambułu. Dziesięć dni w podziemnym więzieniu, w którym przebywa czterech więźniów. Kiedy nie są torturowani, snują – na podobieństwo bohaterówDekameronu – opowieści o życiu i mieście, jakie znali w przeszłości. Stopniowo ich historie wyłaniają się z podziemi, mówiąc równie wiele o opowiadających, co o samym Stambule.
Kategoria: | Literatura piękna |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65595-31-7 |
Rozmiar pliku: | 480 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Spis treści
Dzień pierwszy
Opowiada Student Demirtay
ŻELAZNE DRZWI / 11
Dzień drugi
Opowiada Doktor
BIAŁY PIES / 43
Dzień trzeci
Opowiada Fryzjer Kamo
MUR / 71
Dzień czwarty
Opowiada Dayı Küheylan
GŁODNY WILK / 97
Dzień piąty
Opowiada Student Demirtay
ŚWIATŁA NOCY / 123
Dzień szósty
Opowiada Doktor
PTAK CZASU / 151
Dzień siódmy
Opowiada Student Demirtay
ZEGAREK NA ŁAŃCUSZKU / 181
Dzień ósmy
Opowiada Doktor
STRZELISTE WIEŻOWCE / 211
Dzień dziewiąty
Opowiada Fryzjer Kamo
WIERSZ NAD WIERSZAMI / 239
Dzień dziesiąty
Opowiada Dayı Küheylan
ŻÓŁTY ŚMIECH / 273Dzień pierwszy
• Opowiada Student Demirtay
ŻELAZNE DRZWI
– To długa historia, ale streszczę wam ją – powiedziałem. – Nikt nigdy wcześniej nie widział tyle śniegu w Stambule. Kiedy dwie zakonnice o północy były w drodze ze szpitala Świętego Grzegorza w Karaköy do kościoła Świętego Antoniego, by przekazać smutną wiadomość, na dachach budynków pełno było ciał nieżywych ptaków. W kwietniu kwiaty judaszowca od lodu i psy uliczne od mroźnego wiatru zamieniały się w kruche kryształy. Czy Doktor kiedykolwiek słyszał, żeby w kwietniu spadł śnieg? To tak naprawdę długa historia, ale ją streszczę. Jedna z zakonnic idących w burzy śnieżnej była młoda, a druga stara. Kiedy zbliżały się do wieży Galata, młoda powiedziała starszej, że od momentu gdy zaczęły wchodzić pod górę, ktoś je śledzi. Starsza odparła, że jeżeli mężczyzna śledzi je podczas burzy w ciemności, to może mieć tylko jeden zamiar.
Kiedy usłyszałem z daleka dźwięk otwierających się żelaznych drzwi, przestałem opowiadać i spojrzałem na Doktora.
Nasza cela była zimna. Gdy opowiadałem historię, Fryzjer Kamo leżał na betonie zwinięty w kłębek. Nie mieliśmy żadnego posłania, dlatego grzaliśmy się nawzajem, przytulając się do siebie jak nowo narodzone szczenięta. Ponieważ od kilku dni wszystko obracało się wokół jednej rzeczy, nie odróżnialiśmy dnia od nocy. Wiedzieliśmy już, jaki ból nas czeka, gdy prowadzono nas na tortury, każdego dnia po raz kolejny czuliśmy to samo przerażenie. Podczas tych krótkich przerw, kiedy przygotowywaliśmy się do czekających nas cierpień, nie było żadnej różnicy między człowiekiem a zwierzęciem, zdrowym na umyśle a szaleńcem, aniołem a diabłem. Gdy odgłos otwieranych żelaznych drzwi niósł się po korytarzu, Fryzjer Kamo wyprostował się i powiedział:
– Przyszli po mnie.
Wstałem i podszedłem do drzwi celi. Spojrzałem na zewnątrz przez mały otwór. Kiedy próbowałem zobaczyć nadchodzących, moją twarz oświetliła lampa paląca się na korytarzu. Nikogo nie było widać. Najprawdopodobniej czekali przy wejściu. Przymknąłem oczy, bo oślepiło mnie światło. Spojrzałem na celę naprzeciwko. Zastanawiałem się, czy dziewczyna, którą tam dzisiaj wrzucili jak ranne zwierzę, żyje.
Kiedy głosy na korytarzu nikły w oddali, usiadłem z powrotem na swoim miejscu. Położyłem stopy na stopach Doktora i Fryzjera Kamo. Aby się nawzajem ogrzać, złączyliśmy je i zbliżyliśmy do siebie twarze. Czekanie również było sztuką. Nie czuliśmy potrzeby rozmowy, tylko nasłuchiwaliśmy niewyraźnych dźwięków dochodzących spoza celi.
Doktor trafił tu dwa tygodnie temu. Kiedy następnego dnia wrzucono także mnie, całego we krwi, nie tylko oczyścił moje rany, lecz także przykrył mnie swoją marynarką. Każdego dnia inna grupa przesłuchujących zabierała nas z zawiązanymi oczami z celi, do której wracaliśmy po wielu godzinach na wpół przytomni. Fryzjer Kamo czekał od trzech dni. Ani nie wzięto go na przesłuchanie, ani nikt nie wspomniał jego imienia.
Przyzwyczailiśmy się do pomieszczenia o wymiarach dwa na dwa metry, które na początku wydawało się niezwykle małe. Podłogę i ściany miało z betonu, a drzwi z żelaza. Wnętrze było puste. Siedzieliśmy na ziemi, a kiedy cierpły nam nogi, wstawaliśmy i spacerowaliśmy w kółko. Niekiedy podnosiliśmy głowy na dźwięk krzyku dochodzącego z oddali i patrzyliśmy na siebie w nikłym świetle padającym z korytarza. Czas nam upływał na śnie i rozmowach. Bardzo marzliśmy i z dnia na dzień byliśmy coraz chudsi.
Znów doszedł do nas odgłos skrzypiących drzwi. Przesłuchujący wyszli, a my zaczęliśmy nasłuchiwać, aby upewnić się, że nikogo ze sobą nie zabrali. Z zamknięciem drzwi głosy umilkły i korytarz pogrążył się w ciszy. Fryzjer Kamo przeklął, ciężko oddychając:
– Nie zabrali mnie, sukinsyny, wyszli z pustymi rękami! – Podniósł głowę i spojrzał w ciemny sufit. Po chwili zwinął się w kłębek i położył na ziemi. Doktor powiedział, żebym wrócił do swojej opowieści.
Znów zacząłem:
– Dwie zakonnice w śniegu…
Fryzjer Kamo nagle się obrócił i złapał mnie za ramię.
– Chłopcze, nie możesz zmienić tej historii i opowiedzieć czegoś porządnego? – zapytał. – Jest tu zimno jak cholera. Nie dość, że prawie zamarzamy na betonie, to ty jeszcze opowiadasz historię o burzy śnieżnej.
Nie jestem pewien, czy Kamo uważał nas za przyjaciół czy wrogów. Nie wiem, czy był zły i patrzył na nas z pogardą za to, że powiedzieliśmy mu, że od trzech dni mówi przez sen. Gdyby choć raz go związali i zabrali ze sobą, a potem powiesili za skórę, to wiedziałby, że może nam ufać. Na razie musiał jedynie znosić nasze słowa i wyczerpane ciała. Doktor powoli odłożył jego rękę z powrotem, mówiąc:
– Śpij, Kamo, śpij.
Zacząłem opowiadać od początku:
– Nie było nigdy w Stambule tak gorącego dnia. To długa historia, ale streszczę wam ją. Kiedy dwie zakonnice o północy były w drodze ze szpitala Świętego Grzegorza w Karaköy do kościoła Świętego Antoniego, by przekazać dobrą wiadomość, dachy budynków upstrzone były ćwierkającymi ptakami. W środku zimy kwiaty judaszowca zaczynały kwitnąć, a psy prawie rozpuszczały się z gorąca. Czy Doktor kiedykolwiek słyszał o upałach jak na pustyni w środku zimy? Jedna z zakonnic, które z trudem szły w tym skwarze, była młoda, a druga stara. Kiedy zbliżały się do wieży Galata, młoda powiedziała starszej, że od momentu gdy zaczęły wchodzić pod górę, ktoś je śledzi. Starsza odparła, że jeżeli mężczyzna śledzi je w ciemności na pustej ulicy, to może mieć tylko jeden zamiar: chce je zgwałcić. Wspinały się w pośpiechu. Tego gorącego dnia wszyscy wybrali się nad Bosfor, na most Galata, zostawiwszy za sobą opustoszałe ulice. Młodsza zakonnica powiedziała: „Zbliża się. Zanim dotrzemy na górę, doścignie nas”. Starsza odrzekła: „W takim razie biegnijmy”. Okutane w kilka warstw ubrań i długie spódnice przebiegły obok sklepów z szyldami, sklepów muzycznych i księgarni. Wszystkie były zamknięte. Młodsza zakonnica obejrzała się i stwierdziła, że on nadal za nimi podąża, na co starsza odpowiedziała: „Zanim nas dogoni, musimy się rozdzielić. Dzięki temu przynajmniej jedna z nas wyjdzie z tego cało”. Nie wiedząc, co je czeka, rozeszły się w dwie różne ulice. Kiedy młoda zakonnica biegła w prawą stronę, pomyślała, że nie musi już oglądać się za siebie. Przypomniała jej się przypowieść z Biblii i aby nie spotkał jej gniew Boży, jak tych, którzy obracali się, by po raz ostatni spojrzeć w stronę miasta, skupiła się na wąskich ulicach naprzeciw i uciekała, co chwilę zmieniając kierunek. Mieli rację ci, którzy powiedzieli, że to był przeklęty dzień. Media grzmiały, że upał w środku zimy zapowiada katastrofę, a szaleńcy w całym mieście robili hałas, uderzając w puste puszki. Kiedy młoda zakonnica zdała sobie sprawę, że nie słyszy za sobą odgłosu kroków, zwolniła. Zaczęła się rozglądać i zrozumiała, że się zgubiła. Na ulicy nie było absolutnie nikogo. Przywołała psa, który od dłuższego czasu plątał się jej pod nogami, i szła powoli, tuż przy ścianach mijanych budynków. To tak naprawdę długa historia, ale ją streszczam. Kiedy wreszcie trafiła do kościoła Świętego Antoniego, dowiedziała się, że starszej jeszcze tam nie ma. Opowiedziała pokrótce, co im się przytrafiło, czym zasiała panikę. Gdy kilka osób już miało wyjść na poszukiwania, zewnętrzne drzwi się otworzyły i wbiegła starsza zakonnica, cała w nieładzie. Bez tchu usiadła na taborecie i łapczywie wypiła dwie szklanki wody, które jej podano. Młoda z niecierpliwością czekała, aż tamta opowie, co jej się przytrafiło. W końcu starsza zaczęła: „Cały czas zmieniałam kierunki i ulice, ale nie udało mi się zgubić mężczyzny. Wreszcie zrozumiałam, że prędzej czy później mnie złapie”. Młodsza zapytała: „I co zrobiłaś?”. „Zatrzymałam się w zaułku. I wtedy on też się zatrzymał”. „A potem?”. „Podniosłam spódnicę”. „I?”. „Mężczyzna ściągnął spodnie”. „I co?”. „Znowu rzuciłam się do biegu”. „I co wtedy?”. „Jak to co? Kobieta z podniesioną spódnicą biegnie szybciej niż mężczyzna z opuszczonymi spodniami”.
Fryzjer Kamo zaczął chichotać w półśnie. Po raz pierwszy widzieliśmy go śmiejącego się. Jego ciało zakołysało się lekko, jakby właśnie zabawiał się z dziwacznymi stworzeniami. Powtórzyłem ostatnie zdanie.
– Kobieta z podniesioną spódnicą biegnie szybciej niż mężczyzna z opuszczonymi spodniami.
Kiedy chichot Fryzjera zamienił się w rżenie, spróbowałem go uciszyć. Nagle otworzył oczy i spojrzał na mnie. Gdyby strażnicy nas usłyszeli i przyszli do celi, albo by nas pobili, albo za karę kazaliby nam godzinami stać pod ścianą. Nikt nie chciałby w ten sposób spędzić tych kilku godzin odpoczynku od tortur.
Fryzjer Kamo podniósł się i oparł o ścianę. Odetchnął głęboko i jego twarz znów przybrała poważny wyraz. Przypominał pijaka, który poprzedniej nocy wpadł do rowu, a po przebudzeniu nie pamiętał, co mu się przydarzyło.
– Dzisiaj we śnie płonąłem – powiedział. – Na najniższym poziomie piekła wszyscy wokół mnie wzięli do rąk kawałki drewna i wrzucali je do ognia, który mnie trawił. Ale do diabła, i tak marzłem! Pozostali grzesznicy tak wrzeszczeli, że pękały mi bębenki w uszach. Ogień rósł w oczach, ale ja potrzebowałem więcej płomieni. Was tam nie było, spojrzałem we wszystkie twarze jedna po drugiej, nie widziałem ani Doktora, ani Studenta. Krzyczałem ze wszystkich sił, błagając o więcej ognia. Płonący obok bogacze, kaznodzieje, kiepscy poeci, matki niepotrafiące kochać – wszyscy na mnie patrzyli. W żaden sposób ogień nie był w stanie wypalić rany w moim sercu i zamienić jej w popiół; nie udało mu się wymazać mojej pamięci. Mimo żaru topiącego żelazo pamiętałem o przeklętej przeszłości. Powtarzali: „Zmów pokutę za swoje grzechy”. Czy to wystarcza? Czy wasza dusza uratowała się, kiedy żałowaliście za grzechy?! Wszyscy mieszkańcy piekła! Skurwysyny! Byłem zwyczajnym fryzjerem, który zarabiał na chleb, lubił czytać książki, ale nie miał dzieci. Nawet w ostatnich dniach, kiedy nasze życie rozleciało się na kawałki, moja żona mi nie złorzeczyła. Chciałem, żeby mnie przeklęła, ale ona oszczędziła mi obelg. Wszystko, o czym myślałem na trzeźwo, opowiedziałem jej po pijanemu. Pewnej nocy usiadłem naprzeciwko niej i rzekłem, że jestem beznadziejnym, godnym pożałowania człowiekiem. Myślałem, że zacznie ze mnie drwić, że będzie krzyczeć. Próbowałem wyłapać lekceważące spojrzenie, ale kiedy odwróciła głowę, zobaczyłem tylko smutek. Największą wadą kobiety jest to, że zawsze jest lepsza od ciebie. Tyczy się to także mojej matki. Wiem, patrzycie na mnie dziwnie, ale mało mnie to obchodzi.
Fryzjer Kamo pogładził się po brodzie i zwrócił twarz ku smudze światła padającej przez otwór w drzwiach celi. Przetłuszczone włosy, nieobcięte paznokcie i kwaśny zapach potu od pierwszego dnia zdradzały, że nie mył się dłużej niż przez ostatnie trzy dni, od kiedy tu przebywał. Przyzwyczaiłem się do zapachu Doktora, mój własny już dawno stał mi się obojętny, ale zapach Kamo bez przerwy dawał o sobie znać, jak przekleństwo wiszące nad jego duszą. Potrzeba mówienia, która zrodziła się z trzydniowego milczenia, ustąpiła miejsca monologowi pełnemu podekscytowania.
– Poznałem moją żonę w dniu, kiedy otworzyłem salon, nad którym wisiał szyld „Fryzjer Kamo”. Przyprowadziła na strzyżenie brata, który wkrótce miał zacząć szkołę. Spytałem chłopca o jego imię, potem sam się przedstawiłem: „Mam na imię Kamil, ale wszyscy mówią mi Kamo”. „W porządku, Ağbi Kamo1”, odparł chłopiec. Opowiedziałem mu kilka zagadek i przywołałem parę śmiesznych wspomnień z lat szkolnych. Moja żona, która przyglądała nam się z boku, powiedziała mi, że skończyła liceum i pracuje w domu jako krawcowa. Chcąc uniknąć mojego spojrzenia, patrzyła na zdjęcie wieży Leandra na ścianie, bazylię pod zdjęciem, lustro w niebieskiej ramie, brzytwy i nożyczki. Kiedy podałem jej wodę kolońską, którą polałem włosy jej brata, roztarła ją między malutkimi dłońmi, zamknęła oczy i głęboko wdychała zapach. W tym momencie wyobraziłem sobie, że pod powiekami widzi mnie, i chciałem, by do końca życia jej oczy patrzyły tylko na mnie. Gdy w sukience w kwiatki wychodziła z salonu, z zapachem cytrynowej wody kolońskiej w dłoniach, stanąłem w drzwiach i patrzyłem za nią. Nie zapytałem jej o imię. Nazywała się Mahizer, weszła do mojego życia ze swoimi drobnymi rękoma i myślałem, że już nigdy mnie nie opuści.
1 Ağbi (tur.) – dosł. „starszy brat”, forma grzecznościowa używana w stosunku do osób o kilka lat starszych (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
Dzień pierwszy
Opowiada Student Demirtay
ŻELAZNE DRZWI / 11
Dzień drugi
Opowiada Doktor
BIAŁY PIES / 43
Dzień trzeci
Opowiada Fryzjer Kamo
MUR / 71
Dzień czwarty
Opowiada Dayı Küheylan
GŁODNY WILK / 97
Dzień piąty
Opowiada Student Demirtay
ŚWIATŁA NOCY / 123
Dzień szósty
Opowiada Doktor
PTAK CZASU / 151
Dzień siódmy
Opowiada Student Demirtay
ZEGAREK NA ŁAŃCUSZKU / 181
Dzień ósmy
Opowiada Doktor
STRZELISTE WIEŻOWCE / 211
Dzień dziewiąty
Opowiada Fryzjer Kamo
WIERSZ NAD WIERSZAMI / 239
Dzień dziesiąty
Opowiada Dayı Küheylan
ŻÓŁTY ŚMIECH / 273Dzień pierwszy
• Opowiada Student Demirtay
ŻELAZNE DRZWI
– To długa historia, ale streszczę wam ją – powiedziałem. – Nikt nigdy wcześniej nie widział tyle śniegu w Stambule. Kiedy dwie zakonnice o północy były w drodze ze szpitala Świętego Grzegorza w Karaköy do kościoła Świętego Antoniego, by przekazać smutną wiadomość, na dachach budynków pełno było ciał nieżywych ptaków. W kwietniu kwiaty judaszowca od lodu i psy uliczne od mroźnego wiatru zamieniały się w kruche kryształy. Czy Doktor kiedykolwiek słyszał, żeby w kwietniu spadł śnieg? To tak naprawdę długa historia, ale ją streszczę. Jedna z zakonnic idących w burzy śnieżnej była młoda, a druga stara. Kiedy zbliżały się do wieży Galata, młoda powiedziała starszej, że od momentu gdy zaczęły wchodzić pod górę, ktoś je śledzi. Starsza odparła, że jeżeli mężczyzna śledzi je podczas burzy w ciemności, to może mieć tylko jeden zamiar.
Kiedy usłyszałem z daleka dźwięk otwierających się żelaznych drzwi, przestałem opowiadać i spojrzałem na Doktora.
Nasza cela była zimna. Gdy opowiadałem historię, Fryzjer Kamo leżał na betonie zwinięty w kłębek. Nie mieliśmy żadnego posłania, dlatego grzaliśmy się nawzajem, przytulając się do siebie jak nowo narodzone szczenięta. Ponieważ od kilku dni wszystko obracało się wokół jednej rzeczy, nie odróżnialiśmy dnia od nocy. Wiedzieliśmy już, jaki ból nas czeka, gdy prowadzono nas na tortury, każdego dnia po raz kolejny czuliśmy to samo przerażenie. Podczas tych krótkich przerw, kiedy przygotowywaliśmy się do czekających nas cierpień, nie było żadnej różnicy między człowiekiem a zwierzęciem, zdrowym na umyśle a szaleńcem, aniołem a diabłem. Gdy odgłos otwieranych żelaznych drzwi niósł się po korytarzu, Fryzjer Kamo wyprostował się i powiedział:
– Przyszli po mnie.
Wstałem i podszedłem do drzwi celi. Spojrzałem na zewnątrz przez mały otwór. Kiedy próbowałem zobaczyć nadchodzących, moją twarz oświetliła lampa paląca się na korytarzu. Nikogo nie było widać. Najprawdopodobniej czekali przy wejściu. Przymknąłem oczy, bo oślepiło mnie światło. Spojrzałem na celę naprzeciwko. Zastanawiałem się, czy dziewczyna, którą tam dzisiaj wrzucili jak ranne zwierzę, żyje.
Kiedy głosy na korytarzu nikły w oddali, usiadłem z powrotem na swoim miejscu. Położyłem stopy na stopach Doktora i Fryzjera Kamo. Aby się nawzajem ogrzać, złączyliśmy je i zbliżyliśmy do siebie twarze. Czekanie również było sztuką. Nie czuliśmy potrzeby rozmowy, tylko nasłuchiwaliśmy niewyraźnych dźwięków dochodzących spoza celi.
Doktor trafił tu dwa tygodnie temu. Kiedy następnego dnia wrzucono także mnie, całego we krwi, nie tylko oczyścił moje rany, lecz także przykrył mnie swoją marynarką. Każdego dnia inna grupa przesłuchujących zabierała nas z zawiązanymi oczami z celi, do której wracaliśmy po wielu godzinach na wpół przytomni. Fryzjer Kamo czekał od trzech dni. Ani nie wzięto go na przesłuchanie, ani nikt nie wspomniał jego imienia.
Przyzwyczailiśmy się do pomieszczenia o wymiarach dwa na dwa metry, które na początku wydawało się niezwykle małe. Podłogę i ściany miało z betonu, a drzwi z żelaza. Wnętrze było puste. Siedzieliśmy na ziemi, a kiedy cierpły nam nogi, wstawaliśmy i spacerowaliśmy w kółko. Niekiedy podnosiliśmy głowy na dźwięk krzyku dochodzącego z oddali i patrzyliśmy na siebie w nikłym świetle padającym z korytarza. Czas nam upływał na śnie i rozmowach. Bardzo marzliśmy i z dnia na dzień byliśmy coraz chudsi.
Znów doszedł do nas odgłos skrzypiących drzwi. Przesłuchujący wyszli, a my zaczęliśmy nasłuchiwać, aby upewnić się, że nikogo ze sobą nie zabrali. Z zamknięciem drzwi głosy umilkły i korytarz pogrążył się w ciszy. Fryzjer Kamo przeklął, ciężko oddychając:
– Nie zabrali mnie, sukinsyny, wyszli z pustymi rękami! – Podniósł głowę i spojrzał w ciemny sufit. Po chwili zwinął się w kłębek i położył na ziemi. Doktor powiedział, żebym wrócił do swojej opowieści.
Znów zacząłem:
– Dwie zakonnice w śniegu…
Fryzjer Kamo nagle się obrócił i złapał mnie za ramię.
– Chłopcze, nie możesz zmienić tej historii i opowiedzieć czegoś porządnego? – zapytał. – Jest tu zimno jak cholera. Nie dość, że prawie zamarzamy na betonie, to ty jeszcze opowiadasz historię o burzy śnieżnej.
Nie jestem pewien, czy Kamo uważał nas za przyjaciół czy wrogów. Nie wiem, czy był zły i patrzył na nas z pogardą za to, że powiedzieliśmy mu, że od trzech dni mówi przez sen. Gdyby choć raz go związali i zabrali ze sobą, a potem powiesili za skórę, to wiedziałby, że może nam ufać. Na razie musiał jedynie znosić nasze słowa i wyczerpane ciała. Doktor powoli odłożył jego rękę z powrotem, mówiąc:
– Śpij, Kamo, śpij.
Zacząłem opowiadać od początku:
– Nie było nigdy w Stambule tak gorącego dnia. To długa historia, ale streszczę wam ją. Kiedy dwie zakonnice o północy były w drodze ze szpitala Świętego Grzegorza w Karaköy do kościoła Świętego Antoniego, by przekazać dobrą wiadomość, dachy budynków upstrzone były ćwierkającymi ptakami. W środku zimy kwiaty judaszowca zaczynały kwitnąć, a psy prawie rozpuszczały się z gorąca. Czy Doktor kiedykolwiek słyszał o upałach jak na pustyni w środku zimy? Jedna z zakonnic, które z trudem szły w tym skwarze, była młoda, a druga stara. Kiedy zbliżały się do wieży Galata, młoda powiedziała starszej, że od momentu gdy zaczęły wchodzić pod górę, ktoś je śledzi. Starsza odparła, że jeżeli mężczyzna śledzi je w ciemności na pustej ulicy, to może mieć tylko jeden zamiar: chce je zgwałcić. Wspinały się w pośpiechu. Tego gorącego dnia wszyscy wybrali się nad Bosfor, na most Galata, zostawiwszy za sobą opustoszałe ulice. Młodsza zakonnica powiedziała: „Zbliża się. Zanim dotrzemy na górę, doścignie nas”. Starsza odrzekła: „W takim razie biegnijmy”. Okutane w kilka warstw ubrań i długie spódnice przebiegły obok sklepów z szyldami, sklepów muzycznych i księgarni. Wszystkie były zamknięte. Młodsza zakonnica obejrzała się i stwierdziła, że on nadal za nimi podąża, na co starsza odpowiedziała: „Zanim nas dogoni, musimy się rozdzielić. Dzięki temu przynajmniej jedna z nas wyjdzie z tego cało”. Nie wiedząc, co je czeka, rozeszły się w dwie różne ulice. Kiedy młoda zakonnica biegła w prawą stronę, pomyślała, że nie musi już oglądać się za siebie. Przypomniała jej się przypowieść z Biblii i aby nie spotkał jej gniew Boży, jak tych, którzy obracali się, by po raz ostatni spojrzeć w stronę miasta, skupiła się na wąskich ulicach naprzeciw i uciekała, co chwilę zmieniając kierunek. Mieli rację ci, którzy powiedzieli, że to był przeklęty dzień. Media grzmiały, że upał w środku zimy zapowiada katastrofę, a szaleńcy w całym mieście robili hałas, uderzając w puste puszki. Kiedy młoda zakonnica zdała sobie sprawę, że nie słyszy za sobą odgłosu kroków, zwolniła. Zaczęła się rozglądać i zrozumiała, że się zgubiła. Na ulicy nie było absolutnie nikogo. Przywołała psa, który od dłuższego czasu plątał się jej pod nogami, i szła powoli, tuż przy ścianach mijanych budynków. To tak naprawdę długa historia, ale ją streszczam. Kiedy wreszcie trafiła do kościoła Świętego Antoniego, dowiedziała się, że starszej jeszcze tam nie ma. Opowiedziała pokrótce, co im się przytrafiło, czym zasiała panikę. Gdy kilka osób już miało wyjść na poszukiwania, zewnętrzne drzwi się otworzyły i wbiegła starsza zakonnica, cała w nieładzie. Bez tchu usiadła na taborecie i łapczywie wypiła dwie szklanki wody, które jej podano. Młoda z niecierpliwością czekała, aż tamta opowie, co jej się przytrafiło. W końcu starsza zaczęła: „Cały czas zmieniałam kierunki i ulice, ale nie udało mi się zgubić mężczyzny. Wreszcie zrozumiałam, że prędzej czy później mnie złapie”. Młodsza zapytała: „I co zrobiłaś?”. „Zatrzymałam się w zaułku. I wtedy on też się zatrzymał”. „A potem?”. „Podniosłam spódnicę”. „I?”. „Mężczyzna ściągnął spodnie”. „I co?”. „Znowu rzuciłam się do biegu”. „I co wtedy?”. „Jak to co? Kobieta z podniesioną spódnicą biegnie szybciej niż mężczyzna z opuszczonymi spodniami”.
Fryzjer Kamo zaczął chichotać w półśnie. Po raz pierwszy widzieliśmy go śmiejącego się. Jego ciało zakołysało się lekko, jakby właśnie zabawiał się z dziwacznymi stworzeniami. Powtórzyłem ostatnie zdanie.
– Kobieta z podniesioną spódnicą biegnie szybciej niż mężczyzna z opuszczonymi spodniami.
Kiedy chichot Fryzjera zamienił się w rżenie, spróbowałem go uciszyć. Nagle otworzył oczy i spojrzał na mnie. Gdyby strażnicy nas usłyszeli i przyszli do celi, albo by nas pobili, albo za karę kazaliby nam godzinami stać pod ścianą. Nikt nie chciałby w ten sposób spędzić tych kilku godzin odpoczynku od tortur.
Fryzjer Kamo podniósł się i oparł o ścianę. Odetchnął głęboko i jego twarz znów przybrała poważny wyraz. Przypominał pijaka, który poprzedniej nocy wpadł do rowu, a po przebudzeniu nie pamiętał, co mu się przydarzyło.
– Dzisiaj we śnie płonąłem – powiedział. – Na najniższym poziomie piekła wszyscy wokół mnie wzięli do rąk kawałki drewna i wrzucali je do ognia, który mnie trawił. Ale do diabła, i tak marzłem! Pozostali grzesznicy tak wrzeszczeli, że pękały mi bębenki w uszach. Ogień rósł w oczach, ale ja potrzebowałem więcej płomieni. Was tam nie było, spojrzałem we wszystkie twarze jedna po drugiej, nie widziałem ani Doktora, ani Studenta. Krzyczałem ze wszystkich sił, błagając o więcej ognia. Płonący obok bogacze, kaznodzieje, kiepscy poeci, matki niepotrafiące kochać – wszyscy na mnie patrzyli. W żaden sposób ogień nie był w stanie wypalić rany w moim sercu i zamienić jej w popiół; nie udało mu się wymazać mojej pamięci. Mimo żaru topiącego żelazo pamiętałem o przeklętej przeszłości. Powtarzali: „Zmów pokutę za swoje grzechy”. Czy to wystarcza? Czy wasza dusza uratowała się, kiedy żałowaliście za grzechy?! Wszyscy mieszkańcy piekła! Skurwysyny! Byłem zwyczajnym fryzjerem, który zarabiał na chleb, lubił czytać książki, ale nie miał dzieci. Nawet w ostatnich dniach, kiedy nasze życie rozleciało się na kawałki, moja żona mi nie złorzeczyła. Chciałem, żeby mnie przeklęła, ale ona oszczędziła mi obelg. Wszystko, o czym myślałem na trzeźwo, opowiedziałem jej po pijanemu. Pewnej nocy usiadłem naprzeciwko niej i rzekłem, że jestem beznadziejnym, godnym pożałowania człowiekiem. Myślałem, że zacznie ze mnie drwić, że będzie krzyczeć. Próbowałem wyłapać lekceważące spojrzenie, ale kiedy odwróciła głowę, zobaczyłem tylko smutek. Największą wadą kobiety jest to, że zawsze jest lepsza od ciebie. Tyczy się to także mojej matki. Wiem, patrzycie na mnie dziwnie, ale mało mnie to obchodzi.
Fryzjer Kamo pogładził się po brodzie i zwrócił twarz ku smudze światła padającej przez otwór w drzwiach celi. Przetłuszczone włosy, nieobcięte paznokcie i kwaśny zapach potu od pierwszego dnia zdradzały, że nie mył się dłużej niż przez ostatnie trzy dni, od kiedy tu przebywał. Przyzwyczaiłem się do zapachu Doktora, mój własny już dawno stał mi się obojętny, ale zapach Kamo bez przerwy dawał o sobie znać, jak przekleństwo wiszące nad jego duszą. Potrzeba mówienia, która zrodziła się z trzydniowego milczenia, ustąpiła miejsca monologowi pełnemu podekscytowania.
– Poznałem moją żonę w dniu, kiedy otworzyłem salon, nad którym wisiał szyld „Fryzjer Kamo”. Przyprowadziła na strzyżenie brata, który wkrótce miał zacząć szkołę. Spytałem chłopca o jego imię, potem sam się przedstawiłem: „Mam na imię Kamil, ale wszyscy mówią mi Kamo”. „W porządku, Ağbi Kamo1”, odparł chłopiec. Opowiedziałem mu kilka zagadek i przywołałem parę śmiesznych wspomnień z lat szkolnych. Moja żona, która przyglądała nam się z boku, powiedziała mi, że skończyła liceum i pracuje w domu jako krawcowa. Chcąc uniknąć mojego spojrzenia, patrzyła na zdjęcie wieży Leandra na ścianie, bazylię pod zdjęciem, lustro w niebieskiej ramie, brzytwy i nożyczki. Kiedy podałem jej wodę kolońską, którą polałem włosy jej brata, roztarła ją między malutkimi dłońmi, zamknęła oczy i głęboko wdychała zapach. W tym momencie wyobraziłem sobie, że pod powiekami widzi mnie, i chciałem, by do końca życia jej oczy patrzyły tylko na mnie. Gdy w sukience w kwiatki wychodziła z salonu, z zapachem cytrynowej wody kolońskiej w dłoniach, stanąłem w drzwiach i patrzyłem za nią. Nie zapytałem jej o imię. Nazywała się Mahizer, weszła do mojego życia ze swoimi drobnymi rękoma i myślałem, że już nigdy mnie nie opuści.
1 Ağbi (tur.) – dosł. „starszy brat”, forma grzecznościowa używana w stosunku do osób o kilka lat starszych (wszystkie przypisy pochodzą od tłumaczki).
więcej..