Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Szok wolności - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2014
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
27,00

Szok wolności - ebook

Reportaże sejmowe z roku 1989 autorstwa znakomitej dziennikarki Barbary Seidler relacjonują na gorąco pierwsze kroki polskiej demokracji u schyłku komunizmu. Sejm – instytucja podległa dotąd partii – przejmuje realną władzę i staje się areną wielkich wydarzeń politycznych…

„To był taki Sejm: powstał w efekcie porozumienia kończącego obrady Okrągłego Stołu (stąd nazwa kontraktowy), po wyborach, które odbyły się  4 czerwca 1989 roku. Gdy się zaczynał, rządziła jeszcze Rada Państwa. Potem przez Zgromadzenie Narodowe został powołany na prezydenta Wojciech Jaruzelski.
A później odbyły się wybory prezydenckie, które wygrał Lech Wałęsa. Sejm kontraktowy rozwiązał się sam przed pierwszymi wolnymi wyborami parlamentarnymi.
Pierwszą rzeczą, jaka się wówczas rzucała w oczy, był pędzący czas. I ogromna radość i swoboda – to było widać wszędzie wokół, na każdej ulicy. Ale niejako pod podszewką tej euforii czaił się zwykły strach. Nic nie było takie pewne, a pytanie: «Czy Związek Radziecki spokojnie będzie patrzył na demontaż bloku wschodniego?» wisiało w powietrzu”.

Spis treści

Wstęp
Walkower
„Czas pusty”. Z dzienników
Inauguracje. Z dzienników
Powiało swobodą
Wybór prezydenta. Z dzienników
Tygiel pod kopułą
Solidarność przejmuje władzę. Z dzienników
Dwa kolejne kroki. Z dzienników
Michnik miał rację...
Była godzina trzynasta. Z dzienników
Niesmak
Kto kogo przesłuchuje
Rząd Mazowieckiego. Z dzienników
Następne miesiące. „Razem złapany, razem powieszony”
Maraton. Z dzienników
Posłowie

Kategoria: Felietony
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7453-226-6
Rozmiar pliku: 13 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Wstęp

Po­nad czter­dzieści lat je­stem spra­woz­dawcą par­la­men­tar­nym. Właści­wie tak to się na­zy­wało kie­dyś, gdy na ryn­ku in­for­ma­cji królowała pa­pie­ro­wa pra­sa, w Pol­sce wy­cho­dziło kil­ka­naście dzien­ników i tyleż pe­rio­dyków, ra­dio miało kil­ka sta­cji, a te­le­wi­zja dwa pro­gra­my i trze­ci na­dający za gra­nicę. Taka była sy­tu­acja „na ryn­ku in­for­ma­cji”, gdy Klisz­ko – pierw­szy po Bogu, jak się o nim mówiło – po­sta­no­wił wpuścić do sej­mu dzien­nikarzy.

Przed tą de­cyzją wszel­kie in­for­ma­cje na te­mat władzy usta­wo­daw­czej prze­ka­zy­wa­ne były przez PAP. Re­dak­cja „No­wej Kul­tu­ry”, w której wówczas pra­co­wałam, zo­stała roz­wiązana; prze­niosłam się więc do kra­kow­skie­go „Życia Li­te­rac­kie­go”. Na­czel­ny tego ty­go­dni­ka, Władysław Ma­che­jek, ze­brał w re­dak­cji świet­nych re­por­terów. Je­stem z wy­kształce­nia praw­ni­kiem, ale po­nie­waż miesz­kałam w War­sza­wie, w odróżnie­niu od mo­ich kra­kow­skich ko­legów do­rzu­cił mi do re­por­terskich obo­wiązków sej­mową spra­woz­daw­czość. Zo­stałam więc akre­dy­to­wa­na w sej­mie i do­stałam nie­wielką zie­loną le­gi­ty­mację klu­bu spra­woz­dawców par­la­men­tar­nych. Była połowa lat sześćdzie­siątych.

Sejm mieścił się wówczas w jed­nym bu­dyn­ku połączo­nym z tak zwa­nym sta­rym ho­te­lem po­sel­skim. Po­ko­je były wie­lo­oso­bo­we, wa­run­ki spar­tańskie, za to w re­stau­ra­cji na pierw­szym piętrze kel­ner­ki od rana po­da­wały czystą wy­bo­rową w gru­bych fa­jan­so­wych filiżan­kach. W co­dzien­nej pra­sie nie było wie­lu in­for­ma­cji z sej­mu, naj­ważniej­sze z nich ga­ze­ty po­da­wały za PAP. Roz­rosła się tyl­ko PAP-owska eki­pa, a prze­wodzący jej wówczas Mi­sza Ka­mie­niec­ki do­stał na­wet swoją „dziuplę”, którą za­raz za­wa­lił ciężki sprzęt. Pierw­szym prze­wod­niczącym klu­bu był Zdzisław Sach­now­ski, ten sam, który pro­wa­dził klub spra­woz­dawców w ostat­nim roku II Rzecz­po­spo­li­tej. Tam­ten ist­niał dwa­dzieścia je­den lat, ten po­wstał na początku lat sześćdzie­siątych ubiegłego wie­ku. Po Sach­now­skim, który nie­ba­wem prze­szedł na eme­ry­turę, prze­wod­niczyli klu­bo­wi ko­lej­no Bro­nek Troński, Adam Wy­soc­ki i wresz­cie Ry­sia Ka­zi­mier­ska z „Życia War­sza­wy”. Zja­wiła się ona w sej­mie czte­ry lata po mnie. Była wśród nas re­por­ter­ka ra­dio­wa Sta­sia Stec i nie­odżałowa­nej pamięci Kry­sia Świętec­ka, na której te­mat krążyły dzie­siątki aneg­dot, a właści­wie praw­dzi­wych opo­wieści jędrnych jak jej co­dzien­ny język. Znacz­nie później do­szlu­so­wała do nas Ja­sia Pa­ra­dow­ska. Pamiętam, że po­wie­działa mi kie­dyś, że idzie na ope­rację tar­czy­cy, a gdy po kil­ku dniach spo­tkałam ją w sej­mo­wej szat­ni i spy­tałam, kie­dy będzie miała za­bieg, po­ka­zała mi za­ban­dażowaną szyję skrytą pod gol­fem i szepnęła, że wyszła na własne żąda­nie, bo prze­cież „musi być dzi­siaj w sej­mie”. W ostat­nim roku lat osiemdzie­siątych, wiosną, zja­wi­li się w sej­mie To­masz Lis i Kin­ga Ru­sin, Mo­ni­ka Olej­nik, która re­la­cjo­no­wała po­sie­dze­nia dla ra­dia, a przede wszyst­kim zaczęła przy­jeżdżać na swo­im wózku Ewa Mi­le­wicz. Sta­ra­liśmy się prze­py­chać ją od win­dy do win­dy po kil­ku scho­dach, które mu­siała cza­sem po­ko­nać, jej wózek no­si­li strażnicy mar­szałkow­scy. Bar­dzo szyb­ko na­uczyła się funk­cjo­no­wa­nia sej­mu, bu­dziła po­wszechną sym­pa­tię i sza­cu­nek.

Klub spra­woz­dawców par­la­men­tar­nych zniknął właści­wie „w bie­gu”. Trwał re­mont par­te­ru w sta­rym domu po­sel­skim i szef kan­ce­la­rii sej­mu po­le­cił prze­nieść nasz faks, te­le­fo­ny i jakąś mi­zerną do­ku­men­tację do no­we­go biu­ra pra­so­we­go. A po­tem przy­szedł rok 1989, w sej­mie roz­począł się nowy etap hi­sto­rii i na sej­mo­we ko­ry­ta­rze wtargnęli dzien­ni­ka­rze nie tyl­ko pol­scy, ale i za­gra­nicz­ni. W ku­lu­arach, w pa­lar­ni i na scho­dach po­ty­ka­liśmy się o ka­ble i pośpiesz­nie rzu­co­ne na mar­mu­ro­we podłogi ko­lo­ro­we kurt­ki. Na­stała Nowa Pol­ska.

Mój na­czel­ny od początku chciał mieć re­por­taż z sej­mu. Re­por­taż? To łatwo po­wie­dzieć. Prze­cież na ple­nar­nych po­sie­dze­niach było prze­raźli­wie nud­no, las rąk pod­no­sił się na ko­mendę w cza­sie głoso­wań, gorąco i burzli­wie było tyl­ko w 1968 roku i pod­czas pierw­sze­go po­sie­dze­nia po Grud­niu 70.

Na­prawdę war­to było cho­dzić na po­sie­dze­nia ko­mi­sji i raz na czte­ry lata na tak zwa­ne „przesłucha­nia” kan­dy­datów na mi­nistrów. W cza­sie IX ka­den­cji Sej­mu pod­czas dys­ku­sji, które to­czyły się na po­sie­dze­niach ko­mi­sji, nie in­ge­ro­wały klu­by par­tyj­ne i choć do PZPR należało 245 posłów, nie czuć było żela­znej dys­cy­pli­ny. Cza­sem tyl­ko któryś z posłów wzy­wa­ny był przez prze­wod­niczącego klu­bu, ale na­wet nie od­po­wia­dał na py­ta­nie: „Po co nagłaśniałeś ten pro­blem?”.

Raz tyl­ko, w 1988 roku, posłowie nie zgo­dzi­li się na pro­po­no­waną przez rząd Mes­sne­ra dy­misję ge­ne­rała Hupałowskie­go z sze­fa Naj­wyższej Izby Kon­tro­li, bo po­wie­dzie­li, że urzędni­cy tej in­sty­tu­cji kon­tro­li państwa, gdy przy­chodzą na po­sie­dze­nia ko­mi­sji, przy­noszą praw­dzi­we, choć nie­we­sołe dane, rze­tel­nie kon­tro­lują i nie ma­ni­pu­lują posłami.

W ostat­nim roku IX ka­den­cji wie­dzie­liśmy już wszy­scy, że pod­sta­wo­we spra­wy ustro­jo­we de­cy­do­wa­ne są poza sej­mem, przy Okrągłym Sto­le. Zna­liśmy też pe­wien sa­mochód, który kur­so­wał na tra­sie Okrągły Stół – po­sie­dze­nia sej­mo­wych ko­mi­sji i do­wo­ził na Wiejską pachnące jesz­cze farbą z kse­ro­grafów kart­ki z po­pra­wio­ny­mi ar­ty­kułami różnych ustaw, nad którymi właśnie dys­ku­to­wa­no.

Ostat­nie, pięćdzie­siąte po­sie­dze­nie Sej­mu IX ka­den­cji, sej­mu, który sam się roz­wiązał, odbyło się 29 i 30 maja 1989 roku. Jesz­cze pośpiesz­nie z jed­nej sali wy­cho­dzi­li posłowie połączo­nych ko­mi­sji kul­tu­ry i usta­wo­daw­czej, niosąc wy­dru­ki „o zmia­nach będących wy­ni­kiem po­ro­zu­mień za­war­tych przy Okrągłym Sto­le”, które trze­ba „wkle­pać” do usta­wy o pra­wie pra­so­wym. Kończyły się dwu­dnio­we ob­ra­dy, których te­mat tak zo­stał za­pi­sa­ny: „O re­ali­za­cji wniosków i po­stu­latów zgłoszo­nych w cza­sie kam­pa­nii wy­bor­czej”. W pierw­szym dniu spra­woz­da­nia złożyły ko­mi­sje, po ko­lei, wszyst­kie, czy­li szes­naście. A w dru­gim dniu już wszyst­ko po­le­ciało błyska­wicz­nie.

Mar­szałek Ro­man Ma­li­now­ski na­chy­lił się nad mi­kro­fo­nem i po­wie­dział: „Za kil­ka dni są wy­bo­ry do Sej­mu i Se­na­tu, proszę was, pamiętaj­my o umac­nia­niu za­sad po­ro­zu­mie­nia, od­rzućmy po­sta­wy kon­fron­ta­cyj­ne, musi wy­grać de­mo­kra­cja. Wszyst­kie­go naj­lep­sze­go w na­szym wspólnym domu”.

Kartki z dzienników sejmowych. Barbara Seidler prowadzi je od połowy lat osiemdziesiątych XX wieku, z kilkuletnią przerwą, aż do dziś

Była go­dzi­na 10.55. Trzy ude­rze­nia la­ski mar­szałkow­skiej roz­myły się w gwa­rze okrzyków: „Pożycz śru­bokręt”. To posłowie odkręcali me­ta­lo­we ta­blicz­ki ze swo­imi na­zwi­ska­mi z miejsc w po­sel­skich ławach.

Mój tekst z ostat­nie­go po­sie­dze­nia Sej­mu IX ka­den­cji uka­zał się w „Życiu Li­te­rac­kim” z datą 7 maja 1989 roku.

Wal­ko­wer

Sejm IX ka­den­cji. Jaki był? Bo prze­cież za­my­ka on jakiś okres, pośpiesz­nie za­my­ka. We­dle usta­leń Okrągłego Stołu (choć for­mal­nie to przegłoso­wał) roz­wiązał się przed upływem ka­den­cji, ustępując miej­sca następne­mu, dwu­izbo­we­mu par­la­men­to­wi. Ten następny nie będzie ob­ra­do­wał na se­sjach, ale per­ma­nent­nie, będzie mógł być zwołany w każdej chwi­li, aby przyszły pre­zy­dent nie miał szans wy­da­wać de­kretów po­nad nim. Pamiętamy i to, że w Sej­mie VIII ka­den­cji pod­czas głoso­wania nad uchwałą apro­bującą wpro­wa­dze­nie sta­nu wo­jen­ne­go, gdy wi­ce­mar­szałek Wer­blan za­py­tał: „Kto jest prze­ciw?”, pod­niosła się tyl­ko jed­na ręka, posła Ro­mu­al­da Bu­kow­skie­go, ar­ty­sty pla­sty­ka z Gdańska. Poseł Gu­staw Ho­lo­ubek wy­szedł z sali przed głoso­waniem, a gdy pro­wadzący ob­ra­dy wi­ce­mar­szałek ogłosił, że nikt się nie wstrzy­mał od głoso­wania i że sejm za­apro­bo­wał de­kret, pod kopułą roz­legły się okla­ski, co uwi­docz­nio­ne zo­stało w ste­no­gra­mie z tego stycz­nio­we­go, osiem­na­ste­go w ka­den­cji, po­sie­dze­nia.

Ale wróćmy do ka­den­cji IX. Przy­znać trze­ba, że dla sej­mo­we­go spra­woz­daw­cy ka­den­cja VIII, jak zresztą i kil­ka in­nych po­sie­dzeń z ka­den­cji po­przed­nich, była znacz­nie cie­kaw­sza, choć jej schyłek przy­pa­da na je­den z naj­ważniej­szych okresów na­szej po­wo­jen­nej hi­sto­rii. Ale ten znaczący czas to­czył się poza par­la­men­tem, nie znaj­dując w nim pra­wie żad­ne­go od­bi­cia. Wszyst­ko roz­gry­wało się poza mu­ra­mi zwieńczo­ny­mi cha­rak­te­ry­styczną kopułą; tu tyl­ko przy­cho­dziły do przegłoso­wa­nia uzgod­nio­ne usta­le­nia.

Na początku IX ka­den­cji, czy­li je­sie­nią 1985, pe­wien za­przy­jaźnio­ny pro­fe­sor za­py­tał mnie: „Jacy są ci nowi posłowie?”. Od­po­wie­działam py­ta­niem: „Dla­cze­go chce pan to wie­dzieć?”. Wyjaśnił wówczas, że pro­po­no­wa­no mu wejście w skład gru­py do­radców sej­mo­wych i chce się zo­rien­to­wać, dla kogo ewen­tu­al­nie miałby pra­co­wać i for­mułować swo­je opi­nie. Od­po­wie­działam, że nowi posłowie występują odważnie, prze­noszą na Wiejską wszyst­kie żale i bez­sen­sy, o których nasłucha­li się na ze­bra­niach przed­wy­bor­czych. Powtórzyłam na­wet to, cze­go byłam świad­kiem na pierw­szym po­sie­dze­niu ko­mi­sji ad­mi­ni­stra­cji spraw wewnętrznych i wy­mia­ru spra­wie­dli­wości: gdy po wpro­wa­dze­niu prze­wod­niczącego Józefa Ba­rec­kie­go, za­po­wia­dającego, ja­ki­mi spra­wa­mi ko­mi­sja będzie się zaj­mo­wać, wystąpił je­den z no­wych posłów, górnik i „wyrąbał wszyst­ko”, co miał na ten dzień do po­wie­dze­nia: o tym, że nie da się już z górników pra­cujących na dole więcej wy­cisnąć, bo są zmęcze­ni, o tym, że nie ro­zu­mie, dlacze­go chłopi stoją po kil­ka nocy w ko­lej­ce, by kupić trochę węgla po­trzeb­ne­go na go­spo­dar­ce, bo górni­cy wy­do­by­wają czar­ne bryły po to, żeby przede wszyst­kim tra­fiły do pol­skie­go chłopa, bo chłop żywi mia­sto. Prze­wod­niczący próbował prze­rwać po­tok słów: „Ro­zu­mie­cie, oby­wa­te­lu pośle, że to nie jest te­ma­tem dzi­siej­sze­go po­sie­dze­nia, wa­sze uwa­gi na­dają się na inną ko­misję”. Ale górnik nie dał się zbić z tro­pu: „Mnie to nie ob­cho­dzi – od­pa­ro­wał. – Przy­je­chałem do sej­mu, do tej ko­mi­sji mnie przy­dzie­li­li, to tu mówię” (po­tem za­uważyłam, że prze­nieśli go do in­nej me­ry­to­rycz­nej ko­mi­sji). Zachęcałam więc pro­fe­sora do ze­społu do­radców, pod­sunęłam też po­mysł, by wziął udział w kil­ku po­sie­dze­niach różnych ko­mi­sji i sam się prze­ko­nał, komu miałby po­ma­gać w po­dej­mo­wa­niu de­cy­zji. Pro­fe­sor za­dzwo­nił po ja­kimś cza­sie i po­wie­dział: „Miała pani rację, posłowie rze­czy­wiście ostro wy­po­wia­dają się i pod­noszą ważne kwe­stie… no, ale cóż z tego, sko­ro po­tem i tak wszy­scy pod­noszą rękę”.

x

Tyle już lat kręcę się po sa­lach i ku­lu­arach sej­mu! Z tych lat zro­biło się po­nad ćwierć wie­ku. Ob­ser­wa­cji, uwag, no­ta­tek i rozmów mam tyle w swo­im re­por­ter­skim no­te­sie, że czas usiąść i opi­sać te „ćwierć wie­ku w ku­lu­arach sej­mu”. A jest co pisać, na­prawdę!

Te­raz jed­nak trze­ba od­po­wie­dzieć na py­ta­nie, jaka była ta IX ka­den­cja. Naj­ogólniej rzecz biorąc: ni­ja­ka. Jak­by od­da­na wal­ko­we­rem, za często apro­bująca to, co za nią, obok niej i po­nad nią zo­stało po­sta­no­wio­ne… Że już głosy rozkładały się nie tak jed­no­myślnie, to praw­da. Że w niektórych głoso­wa­niach licz­by „prze­ciw” były dwu­cy­fro­we, a „wstrzy­mujących się” na­wet trzy­cy­fro­we.

Byłam świad­kiem, jak na po­sie­dze­niu ko­mi­sji po­li­ty­ki społecz­nej zdro­wia i kul­tu­ry fi­zycz­nej, po sfor­mułowa­niu ostrej opi­nii na te­mat złego za­opa­trze­nia ap­tek w środ­ki opa­trun­ko­we i leki, pod dyk­tan­do dwóch za­pro­szo­nych wi­ce­mi­nistrów, jed­ne­go z re­sor­tu zdro­wia, dru­gie­go z re­sor­tu che­mii, wy­kreślano moc­no brzmiące sfor­mułowa­nia i zastępo­wa­no je ta­ki­mi jak „nie­kie­dy”, „niektóre” itd. To było w IX ka­den­cji. W tejże ka­den­cji, gdy re­ko­men­do­wa­na była na sta­no­wi­sko mi­ni­stra zdro­wia pro­fe­sor Iza­be­la Płane­ta-Małecka, długo w nocy za­sta­na­wia­no się nad tą kan­dy­da­turą, padały różne głosy i py­ta­nia w ro­dza­ju: „Czy to była je­dy­na kan­dy­da­tura?”. Zro­bio­no przerwę, bar­dzo się prze­ciągającą. Wszyst­ko zresztą od­by­wało się w nocy. Dzien­ni­ka­rzy wy­pro­szo­no za drzwi, a gdy wróciliśmy na salę, oka­zało się, że ko­mi­sja kan­dy­da­turę za­ak­cep­to­wała i mimo kry­tycz­nych uwag inne względy za­de­cy­do­wały o po­par­ciu kan­dy­dat­ki. A ściśle mówiąc, za­po­wie­dzia­no głoso­wa­nie na zmie­nio­ny częścio­wo rząd en block.

x

Na jed­nym z po­sie­dzeń ko­mi­sji od­po­wie­dzial­ności kon­sty­tu­cyj­nej pro­fe­sor Grze­gorz Se­idler po­wie­dział, że pociągnięcie członka rządu do od­po­wie­dzial­ności kon­sty­tu­cyj­nej jest czymś zupełnie wyjątko­wym, ale po­nie­waż Sejm ma pra­wo i obo­wiązek stałej kon­tro­li rządu, więc mi­ni­stro­wie pod­le­gają od­po­wie­dzial­ności par­la­men­tar­nej. Posłowie mogą wy­ra­zić kry­tycz­ny sto­su­nek do tego lub in­ne­go aspek­tu po­li­ty­ki rządu w czte­ro­stop­nio­wy sposób; naj­pierw zgłaszają in­ter­pe­lację, za­py­ta­nie, de­zy­de­rat lub opi­nię. Gdy od­po­wiedź posłów nie sa­tys­fak­cjo­nu­je, mogą zwrócić się do Pre­zy­dium Sej­mu o roz­pa­trze­nie in­ter­pe­lacji na po­sie­dzeniu ple­nar­nym. Ko­mi­sja może też, tą samą drogą, wnio­sko­wać o uchwa­le­nie przez całą Izbę re­zo­lu­cji za­wie­rającej kry­tycz­ne sta­no­wi­sko wo­bec rządu (art. 92 re­gu­la­mi­nu sej­mu). Trze­cim stop­niem eg­ze­kwo­wa­nia od­po­wie­dzial­ności jest możliwość udzie­le­nia rządowi se­lek­tyw­ne­go ab­so­lu­to­rium (wnio­sek taki, według art. 52 re­gu­la­mi­nu, przysługu­je ko­mi­sji pla­nu go­spo­dar­cze­go, budżetu i fi­nansów). No, i jest wresz­cie czwar­ty sto­pień od­po­wie­dzial­ności par­la­men­tar­nej: sejm może odwołać ze sta­no­wi­ska ja­kie­goś mi­ni­stra, a na­wet cały rząd.

Jeżeli mamy poważnie trak­to­wać sejm i mówić o od­po­wie­dzial­ności par­la­men­tar­nej, posłowie muszą sięgnąć po swo­je pra­wa, aby nie roz­le­gały się głosy, że sejm stał się ma­szynką do mie­le­nia pro­jektów pod­rzu­ca­nych przez rząd i że rząd tak czy owak wszyst­ko, co chce, przez sejm prze­pro­wa­dzi.

Rząd po­wi­nien bać się sej­mu. Ale tak do tej pory nie było, to oczy­wi­ste dla każdego, na­wet nie­uważnego ob­ser­wa­to­ra.

Sej­mo­wi pod­rzu­ca się dru­ki w ostat­niej chwi­li. Posłowie nie mają cza­su za­po­znać się z ich treścią, nie mają cza­su skon­sul­to­wać się z wy­bor­ca­mi, do­rad­ca­mi, którym ufają. Ileż to razy na po­sie­dze­niach ko­mi­sji lub na po­sie­dze­niach ple­nar­nych pod­no­siły się głosy sprze­ci­wu na ten właśnie te­mat. Ale bez skut­ku. Jeśli miałabym po­wie­dzieć krótko, co sądzę o IX ka­den­cji, mu­siałabym tak to sfor­mułować: sejm trak­to­wa­ny był in­stru­men­tal­nie, wo­bec posłów za­cho­wy­wa­no się cza­sem na­wet aro­ganc­ko. Czy so­bie na to zasłużyli? Oto jest py­ta­nie. I na nie nie umiem odpo­wie­dzieć. Czy można, a prio­ri, tak trak­to­wać Wy­soką Izbę? Ważne, po­trzeb­ne, znaczące roz­mo­wy i roz­wiąza­nia to­czyły się poza ulicą Wiejską. Zda­rzały się przy­pad­ki co naj­mniej nie­for­tun­ne. Naj­pierw trze­ba było zdjąć pre­mie­ra i część rządu, po­tem byłego pre­mie­ra wsa­dzić do Rady Państwa. Zwoływało się więc klu­by, dys­cy­pli­nując członków par­tii i stron­nictw. Zda­rzało się i tak, że pod­czas ob­rad, w prze­rwie, gdy widać było, że głoso­wa­nie nie prze­bie­gnie gładko, ro­bio­no krótkie ze­bra­nia klubów, by zdy­scy­pli­no­wać posłów. Cza­sem prze­wod­niczący klubów mówili: „Zo­sta­wia­my to wa­sze­mu su­mie­niu, ale chy­ba wie­cie, ro­zu­mie­cie…” i bywało, że ktoś pytał: „No, to jak właści­wie jest, obo­wiązuje dys­cy­pli­na par­tyj­na czy nie, bo ja nie ro­zu­miem?”.

x

W IX ka­den­cji zda­rzył się też pod­czas po­sie­dze­nia ple­nar­ne­go w czerw­cu 1988 roku znaczący in­cy­dent. W porządku dru­gie­go dnia ob­rad wid­niał punkt „zmia­ny na sta­no­wi­skach państwo­wych”. Odeszła wówczas na własną prośbę z funk­cji wi­ce­mar­szałka Ja­dwi­ga Bie­drzyc­ka, na jej miej­sce powołano Elżbietę Ga­cek, od­szedł też z funk­cji wi­ce­mar­szałka Sej­mu i prze­wod­niczącego Rady Społecz­no-Go­spo­dar­czej Mie­czysław Ra­kow­ski, bo wcześniej zo­stał powołany przez Sejm na urząd pre­mie­ra. Na jego miej­sce powołano Ta­de­usza Porębskie­go. Następnie Mar­szałek Sej­mu prze­szedł do „zmia­ny na sta­no­wi­sku pre­ze­sa Naj­wyższej Izby Kon­tro­li” i zgłosił wnio­sek w spra­wie odwołania Ta­de­usza Hupałowskie­go, a powołania na jego miej­sce Włod­zi­mie­rza Mo­krzysz­cza­ka. Nikt w tej spra­wie nie za­brał głosu, 154 posłów głoso­wało za odwołaniem Ta­de­usza Hupałowskie­go z zaj­mo­wa­ne­go sta­no­wi­ska, 140 posłów było prze­ciw, 47 wstrzy­mało się od głoso­wania. Za powołaniem Włod­zi­mie­rza Mo­krzysz­cza­ka głoso­wało 143 posłów, prze­ciw było 130, 63 wstrzy­mało się.

Mar­szałek po­dziękował Ta­de­uszo­wi Hupałowskie­mu „za kil­ku­let­nią owocną działalność” i następnie pod­dał pod głoso­wa­nie odejście Ma­ria­na Orze­chow­skie­go ze sta­no­wi­ska mi­ni­stra spraw za­gra­nicz­nych w związku z jego przejściem do Se­kre­ta­ria­tu KC PZPR, i powołanie na to sta­no­wi­sko Ta­de­usza Ole­chow­skie­go. Po­tem zarządził dwu­dzie­sto­mi­nu­tową przerwę, po niej zaś po­wie­dział: „Po­nie­waż w przy­pad­ku zmian na sta­no­wi­skach państwo­wych wy­ma­ga­na jest bez­względna większość głosów, a wy­ni­ki głoso­wa­nia za odwołaniem Ta­de­usza Hupałowskie­go nie dały bez­względnej większości, anu­lu­je się głoso­wa­nie o powołaniu na to sta­no­wi­sko Włod­zi­mie­rza Mo­krzysz­cza­ka jako nie­zgod­ne z wy­ni­ka­mi pierw­sze­go głoso­wa­nia. Po tym oświad­cze­niu roz­legły się długo­tr­wałe okla­ski, a po nich przemówił Ta­de­usz Hupałowski, dziękując za sa­tys­fak­cjo­nujące go głoso­wa­nie i prosząc o utrzy­ma­nie w mocy pro­po­zy­cji mar­szałka. Mar­szałek zarządził więc po­now­ne głoso­wa­nie i znów nie było bez­względnej większości głosów, i znów były długo­tr­wałe okla­ski. Włod­zi­mierz Mo­krzysz­czak zdążył już w prze­rwie przyjąć gra­tu­la­cje, a następne­go dnia na Ta­de­usza Hupałowskie­go w NIK cze­kał wiel­ki bu­kiet kwiatów od pra­cow­ników urzędu.

x

Przemówie­nia posła Ry­szar­da Ben­de­ra, pro­fe­so­ra hi­sto­rii Ka­to­lic­kie­go Uni­wer­sy­te­tu Lu­bel­skie­go, ściągały za­wsze na salę posłów roz­ma­wiających w ku­lu­arach, a do loży pra­so­wej dzien­ni­ka­rzy pijących kawę w re­stau­ra­cji. Nie będę tych przemówień przy­po­mi­nać, zna­ne są z te­le­wi­zyj­nych trans­mi­sji. Ale chciałabym zwrócić uwagę czy­tel­ników na „nie­po­korną” posłankę, Małgo­rzatę Nie­pokólczycką, ad­iunk­ta In­sty­tu­tu Eko­no­mii Po­li­tycz­nej z Gdańska, działaczkę Fe­de­ra­cji Kon­su­mentów. Pra­co­wała w dwóch ko­mi­sjach: po­li­ty­ki społecz­nej i ryn­ku wewnętrzne­go. Na jed­nym z pierw­szych po­sie­dzeń tej dru­giej ko­mi­sji, na początku ka­den­cji, po­wie­działa mniej więcej tak, kładąc na sto­le przy­go­to­wa­ne przez re­sort ma­te­riały: „Pa­nie mi­ni­strze, proszę mnie nie obrażać i ta­kich byle ja­kich ma­te­riałów nie przy­syłać: posłowie muszą do­sta­wać ma­te­riał rze­tel­ny, ana­li­tycz­ny i kon­kret­ny, aby mo­gli się doń usto­sun­ko­wać. Nie po­zwolę się tak trak­to­wać i obrażać god­ności posła” (cy­tat z mo­ich no­ta­tek). Na przed­ostat­nim po­sie­dzeniu ple­nar­nym, gdy w try­bie nagłym sejm mu­siał przegłoso­wać kil­ka nie­zmier­nie ważnych ustro­jo­wych ustaw, po­wie­działa z try­bu­ny: „Okrągłemu Stołowi wol­no było zbie­rać się pra­wie przez pięć mie­sięcy? Wol­no było. A nam nie wol­no po­pra­co­wać nad usta­wa­mi ustro­jo­wy­mi w try­bie nor­mal­nym, tyl­ko nad­zwy­czaj­nym? A cóż to, obce woj­ska stoją pod na­szy­mi gra­ni­ca­mi?… Cały czas w swo­jej na­iw­ności myślałam, że Okrągły Stół zbie­ra się po to, żeby wy­ty­czyć do­ce­lo­we kie­run­ki po­ro­zu­mie­nia, to zna­czy jak ma na przykład wyglądać kształt par­la­men­tu, ale nie har­mo­no­gram, nie daty, bo to po­win­no być tu­taj usta­la­ne. W ja­kiej sy­tu­acji nas się zno­wu po­sta­wiło przed społeczeństwem? Zno­wu jako ma­szynkę do głoso­wania? Ja po pro­stu pro­te­stuję prze­ciw ta­kie­mu in­stru­men­tal­ne­mu trak­to­waniu na­sze­go ze­społu!”. Roz­legły się okla­ski, bo Nie­pokólczyc­ka bro­niła god­ności posła. Ona zresztą nie robiła tego tyl­ko pod ko­niec ka­den­cji, lecz od początku jej trwa­nia. Za­sia­dając na miej­scu nu­mer 500 w ławach dla bez­par­tyj­nych, naprze­ciw dzien­ni­kar­skiej loży, wie­le razy, przy różnych oka­zjach, pod­no­siła rękę w geście sprze­ciwu. Cza­sem to był je­dy­ny głos „prze­ciw”, cza­sem to­wa­rzy­szyły mu inne. Na końcu swe­go ostat­nie­go wystąpie­nia stwier­dziła, że bro­ni przyszłości posłów X ka­den­cji i życzy im, aby żaden okrągły czy trójkątny stół nie mu­siał ich w przyśpie­szo­nym try­bie li­kwi­do­wać.

Nie z bab­skiej so­li­dar­ności to piszę. Nie lubię pseu­do­działaczek z Ligi Ko­biet. Ale cenię wy­so­ko posłów, którzy nie po­zwa­lają po­mia­tać swoją oso­bistą i po­selską god­nością.

Mi­ni­ster Kwaśnie­wski, prze­wod­niczący Ko­mi­te­tu Społecz­no-Po­li­tycz­ne­go Rady Mi­nistrów, po­wie­dział wpraw­dzie do posłów, członków trzech ko­mi­sji nad­zwy­czaj­nych powołanych do… za­wa­hałam się nad od­po­wied­nim słowem… roz­pa­trze­nia? prze­dys­ku­to­wa­nia? za­opi­nio­wa­nia? pa­kie­tu naj­ważniej­szych ustaw, że prze­pra­sza za ta­kie na­wet nie­grzecz­ne i nie­re­gu­la­mi­no­we po­trak­to­wa­nie ich oraz całej Izby, ale po­nad for­mal­ny­mi spra­wa­mi stoją względy po­li­tycz­ne, więc po­win­ni zro­zu­mieć sy­tu­ację…

x

W IX ka­den­cji Sej­mu za­sia­da­li dwaj posłowie, których krótki życio­rys, opu­bli­ko­wa­ny w kom­pen­dium Sej­mu tej ka­den­cji, przy­go­to­wa­nym przez zespół re­dak­cji „Rze­czy­po­spo­li­tej”, za­wie­rał następujące zda­nie: „Był posłem do KRN, Sej­mu Usta­wo­daw­cze­go i Sej­mu PRL wszyst­kich ka­den­cji”. Je­den z nich to pro­fe­sor Hen­ryk Jabłoński, w la­tach 1972–85 prze­wod­niczący Rady Państwa, de­sy­gno­wa­ny do KRN przez PPS.

Dru­gim jest Józef Ozga-Mi­chal­ski, li­te­rat, wi­ce­mar­szałek Sej­mu w la­tach 1952–56 i członek Rady Państwa w la­tach 1957–1985. Do KRN de­sy­gno­wa­ny był z okręgu kie­lec­kie­go przez „Wolę Ludu” – Stron­nic­two Lu­do­we.

Obu tych posłów po­pro­siłam o roz­mo­wy na te­mat mi­nio­nych ka­den­cji. Pro­fe­sor Jabłoński właści­wie nie chciał mówić o przeszłości, wy­mi­jająco stwier­dził: „Po co roz­ma­wiać o tym, co było w daw­nych ka­den­cjach, jak teraźniej­szość jest taka cie­ka­wa. Trze­ba mówić o przyszłości”. Chętnie i długo na­to­miast gadał ze mną Ozga-Mi­chal­ski, choć roz­mo­wa ta na pew­no była dla nie­go niełatwa, bo wy­po­mniałam mu między in­ny­mi przemówie­nie na ple­nar­nym po­sie­dze­niu w 1968 po in­ter­pe­la­cji posła Je­rze­go Za­wiey­skie­go.

x

W cza­sie jed­ne­go z po­sie­dzeń Sej­mu IX ka­den­cji zasłabł na­gle na sali, za­raz po wygłosze­niu przemówie­nia, poseł Józef Kiełb, dzien­ni­karz z Ko­sza­li­na. Wy­po­wia­dał się na te­mat leśnic­twa i ochro­ny śro­do­wi­ska. We­zwa­na ka­ret­ka po­go­to­wia i po­moc, która na­deszła, nie mogła już nic dla nie­go zro­bić. Od cza­su tej nagłej śmier­ci na wewnętrznym dzie­dzińcu sej­mu w cza­sie ple­nar­nych po­sie­dzeń za­wsze stoi żółto-czer­wo­na ka­ret­ka re­ani­ma­cyj­na z lecz­ni­cy przy Emi­lii Pla­ter.

x

W cza­sie IX ka­den­cji wy­bu­do­wa­no nowy gmach ho­te­lu po­sel­skie­go. Pełny kom­fort, sau­na, ga­bi­net ko­sme­tycz­ny, fry­zjer na miej­scu itd. Część posłów, przy­wiązana do sta­re­go i po­czci­we­go domu po­sel­skie­go wkom­po­no­wa­ne­go w za­bu­do­wa­nia sej­mu, nie chciała się prze­nieść do no­we­go ho­te­lu, inni, szczególnie pa­nie, prze­no­si­li się chętnie. Na przed­ostat­nim po­sie­dze­niu ple­nar­nym wie­le posłanek miało fio­le­to­we włosy. Co by­strzej­si pa­no­wie dzi­wi­li się w ku­lu­arach: „Czy to taka moda, czy fry­zjerce ko­lor nie wy­szedł?”.

Posłowie mają do swo­jej dys­po­zy­cji salę re­stau­ra­cyjną na pierw­szym piętrze i – od nie­daw­na – bu­fet na par­te­rze. W sali re­stau­ra­cyjnej jest swoj­sko, obsługa zna­ko­mi­ta, a je­dze­nie za­wsze świeże i ape­tycz­ne. W dniach po­sie­dzeń spe­cjal­nością zakładu jest go­lon­ka, która zja­wia się na zamówie­nie nie­mal na wszyst­kich re­stau­ra­cyjnych sto­li­kach. W bu­fe­cie można za­wsze kupić świeże cia­sta, a często fla­ki.

Ku­lu­ary sej­mo­we, pa­lar­nia i re­stau­ra­cja to miej­sca to­wa­rzy­skich spo­tkań, krążących plo­tek i wy­mia­ny najświeższych dow­cipów. I naj­cie­kaw­sze punk­ty ob­ser­wa­cyj­ne dla dzien­ni­ka­rzy.

x

Kan­ce­la­ria Sej­mu wydała książeczkę pt. Niektóre dane sta­ty­stycz­ne o pra­cy Sej­mu i jego or­ganów w okre­sie od 13 paździer­ni­ka 1985 do 13 lip­ca 1988, czy­li w cza­sie I–VI se­sji. Dane nie objęły ostat­niej se­sji, która zaczęła się je­sie­nią.

Na 460 za­sia­dających w Izbie posłów 245 należy do PZPR, 106 do ZSL, 35 do SD, 74 jest bez­par­tyj­nych (w tym koło po­sel­skie PAX 9, koło po­sel­skie Pol­skie­go Związku Ka­to­lic­ko-Społecz­ne­go 5, koło posłów Chrześcijańskie­go Sto­wa­rzy­sze­nia Społecz­ne­go 7). Ko­biet jest 93, czy­li 20,1 %. Naj­licz­niej­sze gru­py sta­no­wią posłowie w wie­ku 40–49 lat i 50–59 lat. 277 posłów ma wy­kształce­nie wyższe, 56 za­sad­ni­cze za­wo­do­we i pod­sta­wo­we, resz­ta śred­nie. 5 posłów zmarło w cza­sie IX ka­den­cji, je­den zrzekł się man­da­tu.

Pre­zy­dium Sej­mu odbyło 66 po­sie­dzeń, kon­went se­niorów 61, po­sie­dzeń Izby było 36. Uchwa­lo­no 76 ustaw, 200 uchwał, wysłucha­no 33 in­for­ma­cji, zgłoszo­no 291 in­ter­pe­la­cji i 164 za­py­ta­nia.

Przed­sta­wi­cie­le rządu prze­ma­wia­li w cza­sie de­ba­ty 98 razy, a posłowie wygłosi­li 1025 przemówień. Mar­szałek Sej­mu prze­ma­wiał trzy razy, pierw­szy se­kre­tarz KC PZPR raz, raz też – z oka­zji wi­zy­ty w lip­cu 1988 – Mi­chaił Gor­ba­czow.

Posłowie pra­co­wa­li w 22 ko­mi­sjach, a 8 kwiet­nia 1988 powołany zo­stał zespół po­sel­ski do spraw Po­lo­nii Za­gra­nicz­nej.

Naj­wyższa Izba Kon­tro­li prze­ka­zała posłom różnych ko­mi­sji 245 spra­woz­dań z prze­pro­wa­dzo­nych kon­tro­li. Sejm przyjął 49 de­le­ga­cji par­la­men­tar­nych z in­nych krajów, na­sze po­sel­skie de­le­ga­cje wyjeżdżały do różnych krajów świa­ta 57 razy.

Rada Społecz­no-Go­spo­dar­cza zbie­rała się na po­sie­dze­niach 28 razy i uchwa­liła 65 opi­nii, bo ob­ra­do­wały jesz­cze mniej­sze jej ze­społy na 76 po­sie­dze­niach. W skład Rady wcho­dzi 250 członków. Prze­wod­ni­czy jej wi­ce­mar­szałek Sej­mu.

Zespół do­radców sej­mo­wych li­czy 51 członków, odbył 17 po­sie­dzeń, uchwa­lając 62 opi­nie. Ze­społem kie­ru­je pro­fe­sor Alek­san­der Łuka­sze­wicz.

O Sej­mie IX ka­den­cji mówiło się za­wsze, że to sejm ga­lo­pujący. VII se­sja, której nie objęły jesz­cze te wy­li­cze­nia przy­go­to­wa­ne przez kan­ce­la­rię, przeszła w cwał.

x

Nie wiem, może się mylę, ale wy­da­je mi się, że Sejm IX ka­den­cji jak­by oddał wal­ko­we­rem wie­le spraw. Mam świa­do­mość, że to stwier­dze­nie nie jest spra­wie­dli­we, po pierw­sze dla­te­go, że różne de­cy­zje za­pa­dały poza sej­mem, a sejm je tyl­ko ak­cep­to­wał i pa­ra­fo­wał; po dru­gie dla­te­go, iż kil­ku, może kil­kunastu posłów poważnie trak­to­wało swo­je obo­wiązki, bolało ich to, co piekło lu­dzi poza par­la­men­tem, i da­wa­li temu wy­raz, ale po­zo­sta­je we mnie wrażenie in­er­cji, pod­da­nia się, ka­pi­tu­la­cji. W bok­sie mówi się: „na­wet nie wy­szedł na ring”.

Posłowie mają sze­reg przy­wi­lejów: im­mu­ni­tet po­sel­ski, bezpłatne re­zer­wo­wa­nie miejsc na wszyst­kie środ­ki lo­ko­mo­cji, wy­god­ny ho­tel w War­sza­wie, żeby nie wspo­mi­nać o stu tysiącach złotych mie­sięcznych diet. No i różnego typu przy­wi­leje no­men­kla­tu­ro­we. Jed­ni z nich ko­rzy­stają, inni nie.

Pierwodruk ostatniego reportażu Barbary Seidler w „Życiu Literackim”

Ale są i obo­wiązki. Naj­ważniej­szy z nich to od­po­wie­dzial­ność przed wy­bor­ca­mi. Mógłby ktoś po­wie­dzieć: „Nie okłamuj­my się, przed ja­ki­mi wy­bor­ca­mi, prze­cież to posłowie mia­no­wa­ni, z klu­cza”. Ale to nie­praw­da! Bo prze­cież god­ność posła przyjęli i na pierw­szym po­sie­dze­niu składa­li ślu­bo­wa­nie.

Przej­rzałam re­per­to­rium po­sie­dzeń ko­mi­sji wy­zna­czo­ne na ostat­nie dwa mie­siące IX ka­den­cji. Te­ma­ty­ka? Jak gdy­by nic się nie stało, jak­by się nic nie zmie­niło, jak­by cho­dziło o to, żeby tyl­ko do­trwać jakoś do pierw­szych dni czerw­ca. Niesławy może i nie było w tej ka­den­cji, ale żeby się tak dać…

x

Prze­czy­tałam ostat­nio opra­co­wa­nie Zbi­gnie­wa No­sow­skie­go, oma­wiające po­li­tyczną działalność Je­rze­go Za­wiey­skie­go na pod­sta­wie dwu­na­stu tysięcy stron dzien­ni­ka, który po­zo­sta­wił po so­bie pi­sarz. Po­stać to była nie­zwykła i pa­sjo­nująca. Bli­ski przy­ja­ciel kar­dy­nała Wy­szyńskie­go (je­den z nie­wie­lu, z którymi ksiądz pry­mas był po imie­niu), poseł na Sejm 1957–1969, pre­zes Klu­bu In­te­li­gen­cji Ka­to­lic­kiej, wicepre­zes ZLP i PEN-Clu­bu, przyj­mo­wa­ny na pry­wat­nych au­dien­cjach przez dwóch po­przed­nich pa­pieży.

Wy­bo­ry, w których zo­stał posłem, odbyły się 20 stycz­nia 1957. Za­pi­sał w dzien­ni­ku: „Po mszy św. po­szedłem oddać swój głos… w myśl ape­lu Gomułki głoso­wałem bez skreśleń…”.

Pod datą 31 grud­nia 1961 na­pi­sał: „Nie usiłuję opi­sać swej pra­cy pu­blicz­nej, pełnej udręki i ciągłych kon­fliktów”.

W swo­ich no­tat­kach z Sej­mu za­pi­sał: „Wierzę, że cho­dzi w tym bałaga­nie­niu o Polskę”.

„Życie Li­te­rac­kie” 1989, nr 18 (7 maja)„Czas pu­sty”

Te­raz na Wiej­skiej na­stał „czas pu­sty”. W ko­ry­ta­rzach po­ja­wiły się ja­kieś sza­fy po­wy­no­szo­ne z po­koi, zro­lo­wa­ne dy­wa­ny pod­pie­rały ścia­ny, zdej­mo­wa­no ob­ra­zy ze ścian, ma­la­rze roz­ciągali na par­kie­tach ol­brzy­mie płach­ty fo­lii, od­by­wało się wiel­kie czysz­cze­nie.

Wio­sna była piękna tego roku. W ogro­dzie bo­ta­nicz­nym kwitły bzy, Ale­je Ujaz­dow­skie od­dy­chały zie­lo­nością, słupek ter­mo­me­tru pod­sko­czył do piętna­stu stop­ni, mia­sto było okle­jo­ne pla­ka­ta­mi z Ga­rym Co­ope­rem w roli sa­mot­ne­go sze­ry­fa z fil­mu W samo południe Fre­da Zi­ne­man­na. Po­ko­cha­liśmy ten pla­kat z fo­to­gra­fią kow­bo­ja z kol­tem, bo nad nim do­dru­ko­wa­ne były czer­wo­ne li­te­ry z tak do­brze zna­nym słowem „So­li­dar­ność”.

A w Nie­spo­dzian­ce – to była taka duża ka­wiar­nia na wschod­niej ścia­nie pla­cu Kon­sty­tu­cji, pod ar­ka­da­mi – po­wstał Stołecz­ny Ośro­dek In­for­ma­cji Wy­bor­czej. Kel­ner­ki sie­działy na mur­ku, jak jaskółki na te­le­fo­nicz­nych dru­tach, między sto­li­ka­mi zaś kłębił się tłum lu­dzi. Młodzi przy­cho­dzi­li po ulot­ki i do­py­ty­wa­li się, gdzie trze­ba je roz­rzu­cać, ktoś roz­da­wał opor­ni­ki, które jesz­cze zo­stały ze sta­nu wo­jen­ne­go, można było kupić znacz­ki z po­do­bizną pa­pieża Jana Pawła II albo ze złotym kłosem NSZZ Rol­ników In­dy­wi­du­al­nych, także z unie­sioną w górę dłonią i roz­cza­pi­rzo­ny­mi dwo­ma pal­ca­mi, srebr­ne orzełki w ko­ro­nie do wpi­na­nia w klapę, gra­na­to­we pro­stokątne pla­kiet­ki z datą 1981 i na­pi­sem Ko­mi­tet Kon­gre­su Kul­tu­ry Pol­skiej. Trze­ba było przyjść wcześnie rano, żeby ze­brać cały kom­plet i wrzu­cić ja­kieś pie­niądze do pu­szek, na których ktoś na­ma­zał fla­ma­strem na­pis „Na wy­bo­ry”. Lu­dzie chcie­li, żeby tych pla­katów z kow­bo­jem było więcej, i tych, na których Wałęsa sfo­to­gra­fo­wa­ny był z kan­dy­da­ta­mi So­li­dar­ności do obu izb par­la­men­tu. Dla­te­go pusz­ki były opróżnia­ne kil­ka razy dzien­nie.

A w po­nie­działek – 8 maja – uka­zał się pierw­szy nu­mer „Ga­ze­ty Wy­bor­czej”. Czte­ry kart­ki, pa­pier sza­rożółty, w rogu pierw­szej stro­ny zdjęcie Wałęsy i hasło: „Nie ma wol­ności bez So­li­dar­ności”, a pod nim: „Wy­pi­sy­wa­liśmy to hasło na na­szych sztan­da­rach i po­zo­sta­liśmy mu wier­ni przez długich sie­dem lat działalności pod­ziem­nej”. I od no­we­go wier­sza: „Widzę, że każdego dnia na­sze sze­re­gi rosną” – i za­ma­szy­sty pod­pis „L. Wałęsa”.

Pierwszy numer „Gazety Wyborczej” z 8 maja 1989 roku

Jest też w tym pierw­szym nu­me­rze in­for­ma­cja, że w piątek zakończyła się Kra­jo­wa Kon­fe­ren­cja de­le­gatów PZPR i obec­ni potępili (po ostrych spo­rach) okres sta­li­ni­zmu. I następne wia­do­mości: że pry­mas Józef Glemp roz­ma­wiał z Wałęsą, a tenże był w Płocku na wie­cu i po­wie­dział do ze­bra­nych: „Jeśli nie wy­gra­my, to nie na­rze­kaj­cie na Wałęsę, tyl­ko sami na sie­bie”. Pod li­te­ra­mi ZSL znaj­du­je się taka in­for­ma­cja: „Na ze­bra­niu za­sta­na­wia­no się, czy zmie­nić stron­nic­two, czy z nie­go wy­cho­dzić, ale odpo­wie­dziano so­bie, że «tyl­ko dach trze­ba zmie­nić, bo fun­da­men­ty są zdro­we»”. Jest jesz­cze w tym pierw­szym nu­me­rze pre­zen­ta­cja kan­dy­datów z czter­dzie­ste­go dzie­wiątego okręgu wy­bor­cze­go, czy­li z War­sza­wy.

Do Sej­mu kan­dy­dują z War­sza­wy: Ja­cek Am­bro­ziak, rad­ca praw­ny, Ja­nusz Byliński, rol­nik, Ry­szard Bu­gaj, eko­no­mi­sta, Je­rzy Dy­ner, kon­struk­tor z FSO, An­drzej Łapic­ki, ak­tor, An­drzej Miłkow­ski, me­cha­nik z huty War­sza­wa, Ja­cek Kuroń, pe­da­gog wy­rzu­co­ny z PZPR, spędził 9 lat w więzie­niu, Ma­ria Sie­lic­ka-Grac­ka, le­karz pe­dia­tra i Zbi­gniew Ja­nas, tech­nik-kon­struk­tor z Ur­su­sa.

Są też za­pre­zen­to­wa­ni kan­dy­da­ci do Se­na­tu: Władysław Fin­de­isen, pro­fe­sor Po­li­tech­ni­ki War­szaw­skiej, Anna Ra­dzi­wiłł, na­uczy­ciel­ka oraz Wi­told Trze­cia­kow­ski, pro­fe­sor eko­no­mii.

Jest też ad­res re­dak­cji – Iwic­ka 19, te­le­fon za­czy­nający się od dwóch cyfr 41 i krótka in­for­ma­cja, że ga­zetę re­da­gu­je ko­le­gium: He­le­na Łuczy­wo, Adam Mich­nik, Ju­liusz Ra­wicz, Er­nest Skal­ski i Krzysz­tof Śliwiński.

W opu­sto­szałym sej­mie dal­szy ciąg porządków. W no­wym ho­te­lu po­sel­skim nie ma po­trze­by ni­cze­go od­na­wiać, bo wszyst­ko jest jesz­cze świeże, „mało używa­ne”, jak wyraża się obsługa gmachów, więc cały im­pet spadł na okrąglak pod kopułą i po­miesz­cze­nia sta­re­go ho­te­lu, który zajęły już różne biu­ra. Posłowie IX ka­den­cji roz­li­czają się jesz­cze z kan­ce­la­rią z sum wy­da­nych na biu­ra po­sel­skie, zwra­cają pożycz­ki, wypożyczo­ne sprzęty.

Biuro wyborcze Solidarności w kawiarni Niespodzianka na placu Konstytucji w Warszawie, 3 maja 1989

Po War­sza­wie krążą dzie­siątki plo­tek, od­by­wają się różne spo­tka­nia, ale mówi się co­raz głośniej o eko­no­micz­nej zapaści, w dzien­ni­ku te­le­wi­zyj­nym oglądamy pu­ste skle­po­we półki, ceny po­szy­bo­wały w górę, od­by­wają się pro­te­sty, w pra­sie wy­po­wiedź jed­ne­go z pre­zesów City Bank – Tho­ma­sa The­obal­da: „Czy oni będą w sta­nie spłacić swo­je długi?”, tram­wa­jo­we szy­by za­le­pio­ne pla­ka­ta­mi „Głosuj na So­li­dar­ność”. Wia­do­mość w „Życiu War­sza­wy”: metr kwa­dra­to­wy wil­li na Sa­skiej Kępie kosz­tu­je sie­dem­set do­larów, cena porówny­wal­na z Paryżem.

Adam Strzem­bosz wy­po­wia­da się na te­mat nie­za­wisłości sądów, a w „Ga­ze­cie Wy­bor­czej” tytuł: „Ka­czo­ry” kan­dy­dują do Se­na­tu. Lech – w Gdańsku, Ja­rosław – w Elblągu. W Sta­nach Zjed­no­czo­nych na Uni­wer­sy­te­cie w Tek­sa­sie pre­zy­dent Bush woła: „Mr. Gor­ba­czow, niech się pan nie za­trzy­mu­je”.

17 maja otwar­to ko­lej­ne Tar­gi Książki. Można na nich do­stać pu­bli­ka­cje „No­vej”, „Kręgu”, „Przedświtu” – do nie­daw­na jesz­cze nie­le­gal­nych wy­daw­nictw. Dzień później przy­cho­dzi wia­do­mość z Pra­gi Cze­skiej, że Ha­vel zo­stał wy­pusz­czo­ny z więzie­nia, cen­zu­ra zdej­mu­je za­kaz roz­po­wszech­nia­nia fil­mu Bu­gaj­skie­go Przesłucha­nie. To już ostat­ni „półkow­nik” w ar­chi­wach ki­ne­ma­to­gra­fii.

W dzie­siątym nu­me­rze „Ga­ze­ty Wy­bor­czej” Ka­rol Mo­dze­lew­ski wra­ca do usta­leń Okrągłego Stołu i smut­no kon­klu­du­je: „Nie mamy gwa­ran­cji, że po­ro­zu­mie­nia nie zo­staną ze­rwa­ne”.

Ko­mi­te­ty wy­bor­cze sprze­dają ce­giełki So­li­dar­ności, a Ti­mo­thy Gar­ton Ash mówi: „Uświa­do­miłem so­bie trud­ności tech­nicz­ne, kie­dy w Ko­mi­te­cie Oby­wa­tel­skim w Rze­szo­wie zo­ba­czyłem na­pis: «Pro­si­my o pa­pier do pi­sa­nia, każda ilość pożądana»”. Bo nie było ni­cze­go. Pa­pie­ru, mle­ka w prosz­ku, mięsa, cu­kru, pie­luch i le­karstw. A Zbi­gniew Brze­ziński, który zja­wił się wte­dy w Pol­sce mówił: „Sy­tu­acja go­spo­dar­cza jest bar­dzo trud­na”. Tak jak­byśmy o tym nie wie­dzie­li. Do­brze, że cho­ciaż przy­znał: „Zachód jest pe­wien, że So­li­dar­ność ma za sobą ol­brzy­mią większość wy­borców”. Jest już też za­po­wiedź, że lada dzień ukaże się ty­go­dnik „So­li­dar­ność”. Kończy ob­ra­dy zjazd Sto­wa­rzy­sze­nia Pi­sa­rzy Pol­skich – or­ga­ni­za­cji po­wstałej na gru­zach Związku Li­te­ratów roz­wiąza­ne­go w sta­nie wo­jen­nym. Pre­ze­sem zo­sta­je Jan Józef Szcze­pański.

Janusz Onyszkiewicz w studiu wyborczym Solidarności w siedzibie TVP przy ulicy Woronicza, 9 maja 1989

Drużyna Lecha na plakatach wyborczych w siedzibie Komitetu Obywatelskiego

Drużyna Lecha. Sesja zdjęciowa kandydatów opozycji z przewodniczącym NSZZ Solidarność przed wyborami do sejmu kontraktowego, 11 maja 1989

Od góry: Jan Maria Rokita, Jan Józef Lipski, Edmund Osmańczyk

Materiały wyborcze Solidarności w siedzibie Komitetu Obywatelskiego przy ulicy Fredry w Warszawie

Warszawski Komitet Obywatelski Solidarność na placu Konstytucji, 3 maja 1989

„Głosuj na Solidarność”. Plakat wyborczy z roku 1989

Na antresoli kawiarni Niespodzianka mieścił się Warszawski Komitet Obywatelski Solidarność

Graffiti Solidarności na ogrodzeniu przy kawiarni Niespodzianka

Plakaty wyborcze Solidarności z czasu czerwcowych wyborów do sejmu kontraktowego

„W samo południe”. Plakat wyborczy Solidarności autorstwa Tomasza Sarneckiego z roku 1989

Lech Wałęsa w telewizyjnym studiu wyborczym Solidarności, Warszawa, 9 maja 1989

Wiel­ki­mi kro­ka­mi zbliżają się wy­bo­ry. Eko­no­miści w małej sal­ce swo­je­go To­wa­rzy­stwa przy No­wym Świe­cie mówią o in­dek­sa­cji, a w „Ga­ze­cie Wy­bor­czej” Ja­nusz Onysz­kie­wicz, rzecz­nik So­li­dar­ności, pro­stu­je do­nie­sie­nia Dzien­ni­ka TV, który podał in­for­mację, że kam­pa­nia wy­bor­cza So­li­dar­ności fi­nan­so­wa­na jest przez Kon­gres USA i że So­li­dar­ność używa pie­niędzy ze­bra­nych od osób pry­wat­nych. Z dwóch mi­lionów ko­lej­no przy­zna­nych przez Kon­gres USA pierw­szy mi­lion po­szedł na Fun­dację Społeczną So­li­dar­ności, i z tego or­ga­ni­zu­je się nie­za­leżna służba zdro­wia, a dru­gi mi­lion pochłonęła po­moc dla uczest­ników strajków z po­przed­nie­go roku.

Fran­cu­ski „L’Express” an­kie­tu­je Po­laków i układ uzgod­nio­ny przy Okrągłym Sto­le: 65 % dla rządzących i 35 % dla So­li­dar­ności w Sej­mie oraz wol­ne wy­bo­ry do Se­na­tu. 84 % an­kie­to­wa­nych Po­laków od­po­wie­działo, że pójdzie na wy­bo­ry. 92 % wy­klu­czyło możliwość ob­cej in­ter­wen­cji w Pol­sce, 86 % uważa, że nie będzie wpro­wa­dzo­ny stan wo­jen­ny, ale na py­ta­nie o nie­po­ko­je społecz­ne 49 % an­kie­to­wa­nych od­po­wie­działo, że mogą wy­buchnąć, 47 % uważało, że będzie spokój, resz­ta an­kie­to­wa­nych nie umiała się na ten te­mat wy­po­wie­dzieć. Fran­cu­zi za­da­li Po­lakom jesz­cze dwa py­ta­nia: 46 % twier­dziło, że sy­tu­acja po­li­tycz­na po wy­bo­rach nie po­pra­wi się, a w po­prawę sy­tu­acji eko­no­micz­nej wie­rzyło tyl­ko 28 %.

4 czerw­ca wy­bo­ry. Na Mar­szałkow­skiej ktoś roz­rzu­cił ulot­ki. Małe kart­ki, wy­rwa­ne ze szkol­nych ze­szytów, dru­ko­wa­ne li­te­ry wy­pi­sa­ne gru­bym fla­ma­strem. Wszy­scy się schy­lają, pod­noszą, cho­wają do kie­sze­ni, idą da­lej, wy­rzu­cają, żeby następni pod­nieśli i prze­czy­ta­li. A co na nich?

28 października 1989 roku Joanna Szczepkowska ogłasza w „Dzienniku Telewizyjnym”: „Proszę Państwa, 4 czerwca 1989 roku skończył się w Polsce komunizm”

Gdy ci wresz­cie szan­sa dana, idź do urny na ko­la­nach.

Po raz pierw­szy od pół wie­ku – możesz wy­bie­rać człowie­ku.

Kto na Le­cha się wy­pi­na – ten głosu­je na Sta­li­na.

Ko­mu­ni­sta krechę ma – każdy Po­lak mu ją da.

Skreślając kogo trze­ba, otrzy­masz prze­pustkę do nie­ba.

...4 czerw­ca „Rand­ka z panią S”. W ilu no­te­sach zo­stały ta­kie za­pi­ski?...

5 czerw­ca. Od rana lu­dzie gro­madzą się przed kio­ska­mi. „Ga­ze­ta Wy­bor­cza” nu­mer 20: „Gdy za­my­ka­my ten nu­mer, głoso­wa­nie jesz­cze trwa. Wstępne wy­ni­ki na­stra­jają opty­mi­stycz­nie, ale jesz­cze nic nie wie­my...”

A po­tem przy­szedł ten dzień: ogłosze­nie wy­ników wy­borów. So­li­dar­ność wy­grała wszyst­ko, co miała do wy­grania. Jesz­cześmy wszy­scy nie wie­rzy­li, nie zda­wa­li so­bie spra­wy, co to zna­czy, że naród po­szedł do urn, że zrzu­cił z sie­bie jarz­mo. Nie było szam­pa­na, za­baw na uli­cach. Było da­lej sza­ro i ciężko.

A po­tem w dzien­ni­ku te­le­wi­zyj­nym (ale to już było w paździer­ni­ku) po­ja­wiła się młod­ziut­ka ak­tor­ka Jo­an­na Szczep­kow­ska – wnucz­ka Jana Pa­ran­dow­skie­go, córka ak­to­ra An­drze­ja Szczep­kow­skie­go. Blond włosy, ja­sne oczy. Po­wie­działa jed­no zwy­czaj­ne, pro­ste zda­nie: „Proszę Państwa, 4 czerw­ca 1989 roku skończył się w Pol­sce ko­mu­nizm”. Czy nie za­uważyliśmy? Czy ktoś mu­siał to głośno po­wie­dzieć? Wszyst­kim? W dzien­ni­ku te­le­wi­zyj­nym?

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: