Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Taybeh - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
5 czerwca 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Taybeh - ebook

Liczące jakieś 1300 mieszkańców Taybeh to niewielka wioska położona około trzydziestu kilometrów od Jerozolimy, nieopodal Ramallah, na terytoriach palestyńskich leżących za osławionym murem bezpieczeństwa. Jest ono ostatnią w pełni chrześcijańską społecznością w Ziemi Świętej; żywą pamiątką chrześcijańskiej Palestyny, o której zapomniały media i touroperatorzy.

Falk van Gaver spędził tam dwa lata. Wraz z Kassamem Maaddim, młodym katolikiem z Taybeh, oddają do rąk Czytelnika barwną, wyborną kronikę życia codziennego arabskich chrześcijan, których życie toczy się na ziemiach okupowanych przez Izrael, pośród muzułmańskiego społeczeństwa. Niniejsza książka nie jest przykładem literatury katastroficznej czy wojującej. To zapis życia niewielkiej wspólnoty chrześcijańskiej, mocnej i żywej, która mimo braku nadziei wciąż żywi nadzieję.

„Taybeh, starożytne miasto Efraim, ostatnia chrześcijańska wioska w Palestynie, żyje w rytmie pór roku i liturgii, pod opieką Świętego Jerzego i Najświętszej Maryi Panny z Efraim. Mieszkańcy Taybeh są dumni ze swej chrześcijańskiej tożsamości, która wywodzą od samego Chrystusa.”

Falk van Gaver jest absolwentem Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu. Dziennikarz, eseista, podróżnik. Aktualnie mieszka w Polinezji.

Kassam Maadi to absolwent Centre universitaire d’enseignement du journalisme w Strasburgu, jednej z najbardziej prestiżowych szkół dziennikarskich we Francji, i Uniwersytetu w Birzeit. Palestyński dziennikarz, współdyrektor Departamentu ds. Rozwoju Młodzieży „Caritas” w Jerozolimie.

Kategoria: Wiara i religia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8065-145-6
Rozmiar pliku: 775 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

WRZE­SIEŃ

Pa­ra­fia w Pa­le­stynie

Dni sta­ją się co­raz chłod­niej­sze. W po­sa­do­wio­nym na ska­łach i spo­glą­da­ją­cym z góry na ty­sią­ce drzew oliw­nych Tay­beh zno­wu wie­je wiatr. Tay­beh, sta­ro­żyt­ne Efra­im, ostat­nia chrze­ści­jań­ska wio­ska w Pa­le­stynie, żyje w ryt­mie pór roku i li­tur­gii, pod opie­ką Świę­te­go Je­rze­go i Naj­święt­szej Ma­ryi Pan­ny z Efra­im. Miesz­kań­cy Tay­beh są dum­ni ze swej chrze­ści­jań­skiej toż­sa­mo­ści, któ­rą wy­wo­dzą od sa­me­go Chrystusa. Rze­czywi­ście, obec­ne Tay­beh to daw­ne Efra­im, bi­blij­ne mia­sto, o któ­rym wzmian­ka po­ja­wia się w Ewan­ge­lii Ja­no­wej:

„Tego więc dnia po­sta­no­wi­li Go za­bić. Je­zus więc nie na­uczał już jaw­nie wśród Judej­czyków, ale od­szedł stam­tąd w oko­li­cę są­sia­du­ją­cą z pustynią, do mia­sta o na­zwie Efra­im. I prze­bywał tam z ucznia­mi” (J 11,53-54).

Tay­beh, ostat­nie schro­nie­nie Chrystusa tuż przed wy­da­rze­nia­mi w Je­ro­zo­li­mie, to tak­że ostat­nia w peł­ni chrze­ści­jań­ska wieś na Za­chod­nim Brze­gu Jor­da­nu – i w ca­łej Zie­mi Świę­tej. O jego chrze­ści­jań­skiej sta­ro­żyt­no­ści świad­czą rui­ny bi­zan­tyj­skiej świą­tyni zwa­nej Al-Kha­der, w któ­rej stoi wy­kute z jed­nej bryły ka­mie­nia bap­tyste­rium z IV wie­ku; od­bywa­ją się tam ekume­nicz­ne ce­le­bra­cje miej­sco­wych wspól­not re­li­gij­nych. W li­czą­cym trzy ty­sią­ce miesz­kań­ców Tay­beh znaj­du­ją się bo­wiem trzy ko­ścio­ły: pra­wo­sław­ny, mel­chic­ki i ła­ciń­ski. Od dzie­się­ciu lat oj­ciec Raed Abu­sah­lia, ka­to­lic­ki pro­boszcz Tay­beh, po­cho­dzą­cy z Za­bab­deh – mia­stecz­ka usy­tuo­wa­ne­go w pół­noc­nej czę­ści Za­chod­nie­go Brze­gu – dwoi się i troi, aby ożywiać lo­kal­ną przed­się­bior­czość, wdra­ża­jąc licz­ne pro­jek­ty, któ­re przy­no­szą po­pra­wę co­dzien­ne­go bytu miesz­kań­ców. Z jego ini­cja­tywy po­wsta­ły mię­dzy in­nymi: no­wo­cze­sna tłocz­nia oli­wy, warsz­ta­ty ce­ra­mi­ki i rę­ko­dzie­ła, a tak­że dom po­mo­cy dla osób star­szych… Pod­czas gdy nowa tłocz­nia cze­ka na paź­dzier­ni­ko­wy zbiór oli­wek, ulo­ko­wa­ne w sta­rym bu­dyn­ku warsz­ta­ty rę­ko­dziel­ni­cze to­czą się swym nor­mal­nym ryt­mem, wy­sy­ła­jąc do ko­ścio­łów ca­łe­go świa­ta słyn­ne lamp­ki po­ko­ju. Dzię­ki nim miesz­kań­cy wio­ski mają za­pew­nio­ne za­trud­nie­nie – bo czy tu, w Tay­beh, ist­nie­je coś cen­niej­sze­go niż pra­ca, dzię­ki któ­rej nie trze­ba opusz­czać kra­ju przod­ków i moż­na unik­nąć bo­le­snej emi­gra­cji?

Wie­czór w Al-Kha­der

Kil­ka dni temu ze­rwał się wiatr – wie­czo­ry wresz­cie przy­no­szą odro­bi­nę chło­du, ale dnie nadal są par­ne i wil­got­ne, przez co ostat­nie tego lata upa­ły wy­da­ją się jesz­cze bar­dziej nie­zno­śne. „Upa­ły krzyżo­we” – jak gło­si miej­sco­we po­wie­dze­nie – to czas, mię­dzy 14 a 27 wrze­śnia, wy­zna­cza­ją­cy okres mię­dzy ob­cho­da­mi świę­ta Pod­wyż­sze­nia Krzyża Świę­te­go w Ko­ścio­łach ła­ciń­skim i pra­wo­sław­nym. Ze wzgó­rza Al-Kha­der roz­ta­cza się pa­no­ra­ma Pa­le­styny: zie­mi gó­rzystej, ka­mie­ni­stej, po­krytej let­nią kurza­wą na­da­ją­cą ca­łej tej zie­mi bar­wę ochry – ho­ryzont czę­sto po­zo­sta­je tu nie­wi­docz­ny, spo­wi­ty mgłą lub tuma­na­mi pia­sku, ni­czym od­le­gła, za­mglo­na wy­spa; zie­mi su­chej, po­zba­wio­nej drzew, ob­sa­dzo­nej je­dynie ty­sią­ca­mi ni­sko­pien­nych oli­wek, któ­re nie dają cie­nia. Tyl­ko sta­ro­drzew so­sno­wy na wzgó­rzu Abou Souf świad­czy o sta­ro­żyt­nej pusz­czań­skiej prze­szło­ści gór Efra­im, daw­niej po­ro­śnię­tych roz­le­głym sta­ro­drze­wem dę­bo­wym i bo­ga­tym w olej­ki ete­rycz­ne la­sem igla­stym, ob­fi­tują­cym w zwie­rzynę i dzi­kie bar­cie. Zie­mi ja­ło­wej, spra­gnio­nej, po­zba­wio­nej wody… Zie­mi, nad któ­rą trze­ba po­chylić się z całą cier­pli­wo­ścią wie­śnia­czą, aby upra­wiać ją i do­słow­nie wy­drzeć jej skrom­ny plon, i w któ­rą sa­me­mu trze­ba wro­snąć – wal­cząc ze ska­li­stym pod­gle­biem o każ­de drze­wo oliw­ne, każ­dą win­ni­cę, każ­dy sad i ogród wa­rzyw­ny…

Na za­cho­dzie ogrom­na, roz­ża­rzo­na kula słoń­ca zni­ka za ostat­nim wzgó­rzem za­bu­do­wa­nym pre­fa­bryko­wa­nymi do­ma­mi izra­el­skich ko­lo­ni­stów – „przed­niej stra­ży” ko­lo­nii Oph­ra na te­re­nach Tay­beh. Na pół­no­cy, na szczycie Tell-As­sur, usa­do­wi­ła się izra­el­ska baza woj­sko­wa: jej an­te­ny, bud­ki straż­ni­cze, wiel­kie rdza­we si­lo­sy i wszel­kiej ma­ści ra­da­ry gó­rują nad oko­li­cą. Kula słoń­ca z wol­na prze­le­wa się za wzgó­rza. Po prze­ciw­le­głej stro­nie nie­ba, na wscho­dzie, gdzie o tej po­rze dnia naj­szyb­ciej za­pa­da ciem­ność, za okrą­głym wzgó­rzem Abou Souf, za­pa­la­ją się świa­tła ko­lo­nii Rim­mo­nim – za­bu­do­wa­nia o iden­tycz­nych, czer­wo­nych da­chach oto­czo­nych wia­nusz­ka­mi drzew. Nie­win­ny wi­dok – gdyby nie fakt, że tak­że i te zie­mie zo­sta­ły ode­bra­ne Tay­beh…

Nad wio­ską po­wie­wa­ją czar­ne fla­gi – znak nie­prze­mi­ja­ją­cej ża­ło­by. Nie są to pi­rac­kie ban­de­ry ani też sztan­da­ry sym­bo­li­zują­ce re­wol­tę czy anar­chię, lecz kre­pa, ty­po­wa dla uro­czysto­ści po­grze­bo­wych. Tak­że wszyst­kie trzy dzwon­ni­ce wzno­szą­ce się ku nie­bu są nią przy­stro­jo­ne. Na miej­sco­wym cmen­ta­rzu, po­nad la­sem krzyży – mię­dzy in­nymi: ła­ciń­skich, grec­kich i cel­tyc­kich, krzyży Świę­te­go Je­rze­go i je­ro­zo­lim­skich, krzyży za­okrą­glo­nych i kwa­dra­towch… – wiatr tar­ga ko­ro­na­mi drzew. Wszę­dzie wo­kół gro­bow­ce – ka­mien­ne po­mni­ki, mia­sto umar­łych. Po­grze­by od­cho­dzą­cych sta­ruszek i sta­rusz­ków od­bywa­ją nie­mal co ty­dzień, a msze za zmar­łych przy­wo­łują echo każ­dej śmier­ci przez dłu­gie mie­sią­ce. Na odrzwiach Al-Kha­der – po­czer­nia­łe zna­ki krzyża i śla­dy dło­ni od­bi­tych w za­schnię­tej krwi, czę­sto jed­ne na drugich. Ka­mie­nie wo­kół osma­lo­ne są sa­dzą ze świec. Tutej­si chrze­ści­ja­nie bo­wiem jako je­dyni kon­tynuują tra­dycję Ka­na­nej­czyków, He­braj­czyków, Żydów i Sa­ma­rytan, skła­da­jąc ofia­ry ze zwie­rząt. Nie­daw­no na mu­rach Al-Kha­der, obok drew­nia­nych ka­se­to­nów z bla­dymi wi­ze­run­ka­mi dzie­wic, za­wie­szo­no prze­szklo­ną ka­plicz­kę z fi­gurą Świę­te­go Je­rze­go.

Bę­dąc w po­bli­żu Al-Kha­der, sta­ro­żyt­nej świą­tyni bi­zan­tyj­skiej, czę­sto moż­na się na­tknąć na ciem­ną, przy­po­mi­na­ją­cą zja­wę po­stać. To sta­ra Na­ameh, straż­nicz­ka tych miejsc. Zdą­żyła już od­pra­wić swo­je na­bo­żeń­stwa, za­pa­lić wśród ruin świe­ce, od­mó­wić mo­dli­twy i te­raz za­pra­sza nas do sie­bie na her­ba­tę. Jako nie­do­ści­gła ba­jar­ka opo­wia­da nam le­gen­dy o Al-Kha­der. Po­stać Al-Kha­de­ra, któ­re­go imię zna­czy „zie­lo­ny” lub „da­ją­cy zie­leń”, ota­cza­na czcią w ca­łym kra­ju, za­rów­no przez chrze­ści­jan, jak i mu­zuł­ma­nów, w za­dzi­wia­ją­cy spo­sób łą­czy w so­bie – ni­czym Ja­nus o dwóch ob­li­czach – po­stać pro­ro­ka Elia­sza z po­sta­cią Świę­te­go Je­rze­go, mę­czen­ni­ka. Miej­sco­we tra­dycje dają wy­raz tego po­dwój­ne­go na­bo­żeń­stwa.

Opo­dal cmen­ta­rza znaj­du­je się ja­ski­nia z po­czer­nia­łym od sa­dzy skle­pie­niem, pod­trzymu­ją­ca pa­mięć o po­bycie w Tay­beh Elia­sza Ti­szbi­ty:

Świę­ty Eliasz przy­był do Tay­beh, chro­niąc się przed kró­lo­wą, któ­ra chcia­ła go poj­mać i pod­dać tor­turom. Za­trzymał się w ja­ski­ni le­żą­cej na wschód od wio­ski. Ta ja­ski­nia nadal ist­nie­je i nosi imię pro­ro­ka. Mój dzia­dek, któ­ry na­zywał się Da­oud, był pro­bosz­czem. Jest on tak­że dziad­kiem obec­ne­go pro­bosz­cza pra­wo­sław­ne­go, Abu­ny Da­ouda. Każ­de­go 20 lip­ca, w dzień Świę­te­go Elia­sza, cho­dził do ja­ski­ni ze swo­ją ksią­żecz­ką do na­bo­żeń­stwa, aby się tam mo­dlić. Póź­niej całą oko­li­cę wo­kół ja­ski­ni na­zwa­no „Zie­mią Świę­te­go Elia­sza” (Mar Elias).

Daw­no temu pe­wien tutej­szy chciał przy­własz­czyć so­bie ową Zie­mię Świę­te­go Elia­sza. Ad­wo­kat po­ra­dził mu, aby przed są­dem w Je­ro­zo­li­mie przy­siągł (fał­szywie) na Bi­blię, że zie­mia na­le­ży do nie­go. Uczynił tak przed są­dem, a sę­dzia roz­strzygnął na jego ko­rzyść. Kie­dy wy­cho­dził z sądu, mnich, któ­ry w tym prze­gra­nym pro­ce­sie re­pre­zen­to­wał Ko­ściół pra­wo­sław­ny, po­wie­dział: „Idź za nim, Świę­ty Elia­szu!”. Mo­dli­twa mni­cha na­tych­miast zo­sta­ła wy­słucha­na. Męż­czyzna po­szedł na targ, zro­bił za­kupy i udał się na dwo­rzec au­to­bu­so­wy, aby wró­cić do Tay­beh. Ale wsia­da­jąc do au­to­bu­su, zmarł. Na­wet nie zdą­żył za­wieźć za­kupów do domu, bo zmarł, wsia­da­jąc do au­to­bu­su. Przy­je­cha­ła po­li­cja, od­wieź­li go do szpi­ta­la, ale on już nie żył. Z do­kumen­tów do­wie­dzie­li się, kto to był, a na­za­jutrz w ga­ze­cie opubli­ko­wa­li jego na­zwi­sko. Ad­wo­kat, czyta­jąc po­ran­ną ga­ze­tę, zo­ba­czył zdję­cie swo­je­go klien­ta. Był pierw­szą oso­bą w Tay­beh, któ­ra do­wie­dzia­ła się o śmier­ci tego czło­wie­ka, i jako pierw­szy po­je­chał do Je­ro­zo­li­my po cia­ło, aby przy­wieźć je i zwró­cić ro­dzi­nie. Oto co spo­tyka każ­de­go, kto pod­no­si rękę na zie­mie waqf (to zna­czy zie­mie prze­ka­za­ne wspól­no­cie re­li­gij­nej, w tym przy­pad­ku – Ko­ścio­ło­wi). Wie­le ro­dzin lub in­dywi­du­al­nych dar­czyń­ców prze­ka­za­ło swo­je zie­mie jako waqf: na ofia­rę za swych dro­gich zmar­łych, w in­ten­cji uzdro­wie­nia cho­re­go, za po­wrót syna, któ­ry wy­je­chał, albo jesz­cze w in­nej in­ten­cji. Dla­te­go zie­mie waqf są nie­tykal­ne. Nie wol­no ich za­gar­niać, bo nie na­le­żą do ni­ko­go. Na­le­żą do Ko­ścio­ła.

Był pe­wien Be­du­in o imie­niu Abou Sa­bha. Przy­był na Zie­mię Świę­te­go Elia­sza i za­miesz­kał w jego ja­ski­ni wraz z ro­dzi­ną i stad­kiem kóz. Nocą uj­rzał przed ja­ski­nią Świę­te­go Elia­sza. We­dle re­la­cji Be­du­i­na był to „star­szy męż­czyzna, pe­łen god­no­ści i bar­dzo uprzej­my”. Świę­ty Eliasz za­pytał: „Gdzie jest moje pra­wo?” i wte­dy Be­du­in zro­zu­miał, że za­jął zie­mię Elia­sza. Po­szedł więc do pew­ne­go czło­wie­ka z Tay­beh – czło­wiek ów na­zywał się Na­ame­tal­lah Abou Kho­uriy­eh – i opo­wie­dział mu swo­ją hi­sto­rię. Na­ame­tal­lah od­po­wie­dział: „Co ja na to po­ra­dzę?”. Wte­dy Be­du­in dał mu kozę, mó­wiąc: „Weź tę kozę i złóż ją w ofie­rze w Al-Kha­der, a po­tem roz­dziel mię­so mię­dzy ubo­gie ro­dzi­ny, któ­re znasz. Nie zo­sta­nę w tej ja­ski­ni ani jed­nej nocy dłu­żej!”. I za­brał swo­ją żonę i swo­je kozy, i prze­niósł się nie­co da­lej.

Świę­ty Je­rzy, któ­re­mu nada­no ty­tuł Wiel­kie­go Mę­czen­ni­ka, w Tay­beh dzier­ży tak­że pal­mę pierw­szeń­stwa, je­śli cho­dzi o po­pular­ność – jest świę­tym pa­tro­nem tej miej­sco­wo­ści i po­świę­co­no mu tutaj aż trzy ko­ścio­ły!

Al-Kha­der (Świę­ty Je­rzy) jest pa­tro­nem Tay­beh. Czuwa nad wszyst­ki­mi jego miesz­kań­ca­mi. Chro­ni mia­stecz­ko, lu­dzi i domy. Dla­te­go niech nikt nie waży się pod­nieść ręki na ko­ściół Al-Kha­der, w prze­ciw­nym ra­zie spo­tka go kara.

Pod­czas pierw­szej in­ti­fa­dy osad­ni­cy prze­jeż­dża­li przez wio­skę, a mło­dzi rzuca­li w nich ka­mie­nia­mi. Jed­nym z osad­ni­ków był Amos z ko­lo­nii Chi­lo. W nie­dzie­lę je­chał sa­mo­cho­dem, a mło­dzi, sto­ją­cy przy wej­ściu na cmen­tarz przy­le­ga­ją­cy do Al-Kha­der, ob­rzu­ci­li go ka­mie­nia­mi. Amos wy­jął ka­ra­bin i wy­strze­lał cały ma­ga­zynek, wszyst­kie 25 kul, w kie­run­ku ko­ścio­ła Al-Kha­der, bo myślał, że ka­mie­nie rzuco­no stam­tąd. Wszyst­kie kule tra­fi­ły w ko­ściół. Amos znisz­czył in­sta­la­cję elek­trycz­ną ko­ścio­ła, roz­bił lam­py i krzyż. Na szczę­ście mło­dzi ucie­kli i nic im się nie sta­ło.

Kie­dy Amos, osad­nik, wró­cił do domu, oka­za­ło się, że jego ośmio­let­ni syn ma wy­krę­co­ne do tyłu ręce i nie może ich wy­pro­sto­wać. Za­pytał żonę, dla­cze­go ich syn ma wy­krę­co­ne ręce. Od­po­wie­dzia­ła, że nie wie, ale że do­słow­nie parę mi­nut wcze­śniej chłop­ca za­czę­ły bo­leć ręce, a po­tem te ręce same wy­krę­ci­ły się do tyłu, a ona nie mo­gła dziec­ku po­móc.

Póź­niej Amos spo­tkał pew­ne­go męż­czyznę z Tay­beh i opo­wie­dział mu swo­ją hi­sto­rię. Ten męż­czyzna po­wie­dział Amo­so­wi, że nie po­wi­nien był ostrze­li­wać ko­ścio­ła Al-Kha­der i że te­raz po­wi­nien iść ze swo­im sy­nem do tego ko­ścio­ła i po­mo­dlić się tam. Amos za­pro­wa­dził syn­ka do ko­ścio­ła i mo­dlił się, tak jak umiał. Kie­dy wy­cho­dzi­li z ko­ścio­ła, ręce jego syna na po­wrót sta­ły się nor­mal­ne. Chło­piec zo­stał uzdro­wio­ny.

Miesz­ka­ła kie­dyś w Tay­beh dziew­czyna o imie­niu Ma­ria. Jej oj­ciec na­zywał się Qustan­di Abou Saïd. Pra­co­wał we młynie zbo­żo­wym, tu, w Tay­beh. Po­tem jego żona umar­ła i za­czął pra­co­wać w in­nym młynie, we wsi Deir Di­bwan. Ma­ria też tam cho­dzi­ła, żeby po­ma­gać ojcu. W Deir Di­bwan po­zna­li róż­nych lu­dzi, w tym tak­że mło­dych męż­czyzn w wie­ku Ma­rii. Ona mia­ła 22 albo 23 lata. Była do­brą cór­ką i nig­dy nie zro­bi­ła nic złe­go. Oka­zywa­ła sza­cu­nek i nie ro­bi­ła ni­cze­go, co mo­gło­by zhań­bić jej ro­dzi­nę. Ale były w jej ro­dzi­nie za­zdro­sne ko­bie­ty, któ­ry chcia­ły ją skrzyw­dzić. Za­czę­ły opo­wia­dać o niej róż­ne złe rze­czy, że zhań­bi­ła ro­dzi­nę i tak da­lej… Był rok 1936, rok re­wo­lu­cji. Re­wo­lu­cjo­ni­ści wal­czą­cy z An­gli­ka­mi przy­bywa­li ze wszyst­kich stron: z Tay­beh, z Deir Ja­rir, z Khir­bet Abou Fa­lah, z Sil­wad, z Ra­mo­un. Jed­nym sło­wem, z ca­łe­go re­gio­nu. Wszyscy no­si­li qum­baz (tra­dycyj­ny ubiór pa­le­styń­skich wie­śnia­ków) i ke­fi­ję i kie­dy wi­dział ich sa­mo­lot, na­tych­miast roz­po­czynał bom­bar­do­wa­nie. W tam­tych cza­sach wszyscy mie­li broń. Te ko­bie­ty z ro­dzi­ny Ma­rii roz­mó­wi­ły się z dwo­ma uzbro­jo­nymi męż­czyzna­mi, któ­rzy szli za bun­tow­ni­ka­mi, i za­pła­ci­ły im, żeby za­bi­li Ma­rię. Męż­czyź­ni ukryli się na cmen­ta­rzu, za mu­rem. Ko­bie­ty po­wie­dzia­ły do Ma­rii: „Chodź z nami, idzie­my na spa­cer na cmen­tarz!”. Kie­dy mi­nę­ły to miej­sce, w któ­rym ukryli się dwaj za­bój­cy, tam­ci wy­szli z ukrycia i strze­li­li w ple­cy Ma­rii. Strzel­ba jed­ne­go za­cię­ła się, ale druga wy­pa­li­ła, a kula tra­fi­ła Ma­rię pro­sto w ser­ce. Dziew­czyna zgi­nę­ła na miej­scu. Za­bój­cy ucie­kli, a ko­bie­ty za­czę­ły krzyczeć: „Zdy­chaj! Za­sługujesz na to!”. Miesz­kań­cy Tay­beh przy­bie­gli zo­ba­czyć, co się sta­ło, ale nie­ste­ty było już za póź­no.

Bóg świad­kiem, że Ma­ria była nie­win­na. Ni­ko­mu nie zro­bi­ła nic złe­go. Już to mó­wi­łam, ale jesz­cze raz po­wtó­rzę. Była nie­win­na, nie­win­na, nie­win­na! Po­cho­wa­li ją w ja­ski­ni na te­re­nie Al-Kha­der. Po dziś dzień na­zywa­ją tę ja­ski­nię ja­ski­nią Ma­rii.

Pew­ne­go razu Aazbah, ciot­ka mo­je­go ojca, do­zna­ła cudu. Ciot­ka stra­ci­ła wzrok i była śle­pa. Ja też cho­ruję na oczy, ale Al-Kha­der uzdra­wia mnie za każ­dym ra­zem, kie­dy idę po­mo­dlić się w ko­ście­le.

Aazbah po­pro­si­ła żonę swo­je­go bra­ta, żeby za­pro­wa­dzi­ła ją do Al-Kha­der. Żona jej bra­ta od­po­wie­dzia­ła: „Ale nie mogę zo­stać z tobą na gó­rze. Kto po­mo­że ci wró­cić do domu?”. Aazbah od­po­wie­dzia­ła: „Nie martw się! Po­móż mi tyl­ko do­stać się do Al-Kha­der i wra­caj do pra­cy. Mną się nie przej­muj”. Wte­dy szwa­gier­ka za­pro­wa­dzi­ła ją do ko­ścio­ła i wró­ci­ła do domu.

Aazbah za­czę­ła się mo­dlić. Po­ło­żyła so­bie na oczach dwa ka­mie­nie i mo­dli­ła się ca­łym ser­cem. Po­tem za­snę­ła. Nie wie, ile cza­su spa­ła, ale kie­dy się obu­dzi­ła i otwo­rzyła oczy, uj­rza­ła świa­tło dnia! Ro­zej­rza­ła się wo­kół i zro­zu­mia­ła, że od­zyska­ła wzrok.

Po­dzię­ko­wa­ła Bogu i przy­się­gła, że za­wsze bę­dzie wcho­dzić do ko­ścio­ła i wy­cho­dzić z nie­go z twa­rzą zwró­co­ną ku oł­ta­rzo­wi i że nig­dy nie sta­nie do oł­ta­rza ty­łem. Sama wi­dzia­łam, jak tak wy­cho­dzi­ła. Po­tem wró­ci­ła do domu, a szwa­gier­ka spyta­ła ją: „Kto przy­pro­wa­dził cię do domu?”. Od­po­wie­dzia­ła: „Nikt! Sama wró­ci­łam, bo Al-Kha­der uzdro­wił moje oczy!”.

Miesz­kał w Tay­beh męż­czyzna, któ­ry na­zywał się Elias Abou La­is­so­un. Pew­ne­go dnia pra­co­wał w po­bli­żu Al-Kha­der. Młó­cił psze­ni­cę. Czyn­ność ta na­zywa się dra­seh. Roz­kła­da się kło­sy na zie­mi, a na­stęp­nie prze­cią­ga się po nich wiel­ką drew­nia­ną płytę na­szpi­ko­wa­ną me­ta­lo­wymi zę­ba­mi. Cho­dzi o to, aby wy­łuskać z kło­sów ziar­no. Płytę cią­gnie osioł albo koń. A na tej płycie trze­ba po­ło­żyć coś cięż­kie­go, żeby młóc­ka była skutecz­na.

Elias po­trze­bo­wał du­że­go ka­mie­nia, któ­ry mógł­by po­ło­żyć na swo­jej drew­nia­nej płycie. Pod­szedł do ścia­ny ko­ścio­ła Al-Kha­der i dźwi­gnął je­den z ka­mie­ni. A oto, co się wte­dy sta­ło – i to sam Elias opo­wia­dał o tym. Kie­dy od­wró­cił się z ka­mie­niem, żeby ob­cią­żyć nim swo­ją płytę, oka­za­ło się, że ka­mień jest bar­dzo cięż­ki. O wie­le cięż­szy niż wska­zywa­ła jego ob­ję­tość. Elias uszedł dwa kro­ki, a ka­mień stał się jesz­cze cięż­szy. Tak cięż­ki, że Elias nie mógł go utrzymać. Nie mógł zro­bić ani kro­ku wię­cej, jak­by ja­kaś siła przy­cią­ga­ła ka­mień do ścia­ny.

Elias po­sta­no­wił odło­żyć ka­mień na miej­sce i wziąć inny, lżej­szy. Kie­dy za­wró­cił w stro­nę ścia­ny, na­gle ka­mień stał się bar­dzo lek­ki! Elias zro­bił je­den krok w stro­nę ścia­ny, po­tem drugi. A ka­mień stał się jesz­cze lżej­szy! Wło­żył ka­mień na miej­sce z taką lek­ko­ścią, jak­by ka­mień sam z sie­bie wpa­so­wał się w swo­je miej­sce… Elias wy­brał inny ka­mień, tym ra­zem mniej­szy. Pod­niósł go, ale kie­dy go pod­niósł, ka­mień stał się tak cięż­ki, że Elias nie mógł go utrzymać. Kie­dy od­kła­dał go na miej­sce, ka­mień stał się lek­ki! Elias zro­zu­miał, że Al-Kha­der nie chciał, żeby za­bie­ra­no ka­mie­nie z jego ko­ścio­ła. Zo­sta­wił je więc na miej­scu.

Spo­wi­ta w czerń we­stal­ka, straż­nicz­ka świę­te­go ognia pa­mię­ci, milk­nie. Pa­trzy w dal. Za­chód czer­wie­nie­je łuną po­ża­ru, sło­necz­na lawa prze­są­cza się za wzgó­rza nad osie­dlem Oph­ra, pod­czas gdy chłod­ny po­wiew spływa na mia­stecz­ko, by ostudzić go­rą­ce gło­wy, w któ­rych roją się nie­stwo­rzo­ne ma­rze­nia.

Tay­beh pod wzglę­dem ad­mi­ni­stra­cyj­nym jest wsią, tęt­ni w nim jed­nak życie ty­po­we dla ma­łe­go mia­stecz­ka, dla­te­go w książ­ce oba te ter­mi­ny funk­cjo­nują za­mien­nie (przyp. tłum.).

Taką lamp­kę w kształ­cie go­lę­bia, sym­bo­licz­nie wy­ra­ża­ją­cą apel do świa­ta o mo­dli­twę o po­kój – szcze­gól­nie na Bli­skim Wscho­dzie – pre­ka­za­ła w 2017 roku Ca­ri­tas Pol­ska na au­kcję XXV Wiel­kiej Or­kie­stry Świą­tecz­nej Po­mo­cy (przyp. tłum.).

Abu­na – arab­ski od­po­wied­nik sło­wa „ksiądz”. Przy na­zwi­skach za­cho­wa­no – zgod­nie z orygi­na­łem – pi­sow­nię tego ty­tułu wiel­ką li­te­rą (przyp. tłum.).

In­ti­fa­da – po­wsta­nie, bunt. Sło­wem tym okre­śla­ne są po­wsta­nia miesz­kań­ców Pa­le­styny prze­ciw­ko izra­el­skiej okupa­cji (przyp. tłum.).

Ke­fi­ja – arab­skie na­krycie gło­wy; ara­fat­ka (przyp. tłum.).
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: