Taybeh - ebook
Taybeh - ebook
Liczące jakieś 1300 mieszkańców Taybeh to niewielka wioska położona około trzydziestu kilometrów od Jerozolimy, nieopodal Ramallah, na terytoriach palestyńskich leżących za osławionym murem bezpieczeństwa. Jest ono ostatnią w pełni chrześcijańską społecznością w Ziemi Świętej; żywą pamiątką chrześcijańskiej Palestyny, o której zapomniały media i touroperatorzy.
Falk van Gaver spędził tam dwa lata. Wraz z Kassamem Maaddim, młodym katolikiem z Taybeh, oddają do rąk Czytelnika barwną, wyborną kronikę życia codziennego arabskich chrześcijan, których życie toczy się na ziemiach okupowanych przez Izrael, pośród muzułmańskiego społeczeństwa. Niniejsza książka nie jest przykładem literatury katastroficznej czy wojującej. To zapis życia niewielkiej wspólnoty chrześcijańskiej, mocnej i żywej, która mimo braku nadziei wciąż żywi nadzieję.
„Taybeh, starożytne miasto Efraim, ostatnia chrześcijańska wioska w Palestynie, żyje w rytmie pór roku i liturgii, pod opieką Świętego Jerzego i Najświętszej Maryi Panny z Efraim. Mieszkańcy Taybeh są dumni ze swej chrześcijańskiej tożsamości, która wywodzą od samego Chrystusa.”
Falk van Gaver jest absolwentem Instytutu Nauk Politycznych w Paryżu. Dziennikarz, eseista, podróżnik. Aktualnie mieszka w Polinezji.
Kassam Maadi to absolwent Centre universitaire d’enseignement du journalisme w Strasburgu, jednej z najbardziej prestiżowych szkół dziennikarskich we Francji, i Uniwersytetu w Birzeit. Palestyński dziennikarz, współdyrektor Departamentu ds. Rozwoju Młodzieży „Caritas” w Jerozolimie.
Kategoria: | Wiara i religia |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8065-145-6 |
Rozmiar pliku: | 775 KB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Parafia w Palestynie
Dni stają się coraz chłodniejsze. W posadowionym na skałach i spoglądającym z góry na tysiące drzew oliwnych Taybeh znowu wieje wiatr. Taybeh, starożytne Efraim, ostatnia chrześcijańska wioska w Palestynie, żyje w rytmie pór roku i liturgii, pod opieką Świętego Jerzego i Najświętszej Maryi Panny z Efraim. Mieszkańcy Taybeh są dumni ze swej chrześcijańskiej tożsamości, którą wywodzą od samego Chrystusa. Rzeczywiście, obecne Taybeh to dawne Efraim, biblijne miasto, o którym wzmianka pojawia się w Ewangelii Janowej:
„Tego więc dnia postanowili Go zabić. Jezus więc nie nauczał już jawnie wśród Judejczyków, ale odszedł stamtąd w okolicę sąsiadującą z pustynią, do miasta o nazwie Efraim. I przebywał tam z uczniami” (J 11,53-54).
Taybeh, ostatnie schronienie Chrystusa tuż przed wydarzeniami w Jerozolimie, to także ostatnia w pełni chrześcijańska wieś na Zachodnim Brzegu Jordanu – i w całej Ziemi Świętej. O jego chrześcijańskiej starożytności świadczą ruiny bizantyjskiej świątyni zwanej Al-Khader, w której stoi wykute z jednej bryły kamienia baptysterium z IV wieku; odbywają się tam ekumeniczne celebracje miejscowych wspólnot religijnych. W liczącym trzy tysiące mieszkańców Taybeh znajdują się bowiem trzy kościoły: prawosławny, melchicki i łaciński. Od dziesięciu lat ojciec Raed Abusahlia, katolicki proboszcz Taybeh, pochodzący z Zababdeh – miasteczka usytuowanego w północnej części Zachodniego Brzegu – dwoi się i troi, aby ożywiać lokalną przedsiębiorczość, wdrażając liczne projekty, które przynoszą poprawę codziennego bytu mieszkańców. Z jego inicjatywy powstały między innymi: nowoczesna tłocznia oliwy, warsztaty ceramiki i rękodzieła, a także dom pomocy dla osób starszych… Podczas gdy nowa tłocznia czeka na październikowy zbiór oliwek, ulokowane w starym budynku warsztaty rękodzielnicze toczą się swym normalnym rytmem, wysyłając do kościołów całego świata słynne lampki pokoju. Dzięki nim mieszkańcy wioski mają zapewnione zatrudnienie – bo czy tu, w Taybeh, istnieje coś cenniejszego niż praca, dzięki której nie trzeba opuszczać kraju przodków i można uniknąć bolesnej emigracji?
Wieczór w Al-Khader
Kilka dni temu zerwał się wiatr – wieczory wreszcie przynoszą odrobinę chłodu, ale dnie nadal są parne i wilgotne, przez co ostatnie tego lata upały wydają się jeszcze bardziej nieznośne. „Upały krzyżowe” – jak głosi miejscowe powiedzenie – to czas, między 14 a 27 września, wyznaczający okres między obchodami święta Podwyższenia Krzyża Świętego w Kościołach łacińskim i prawosławnym. Ze wzgórza Al-Khader roztacza się panorama Palestyny: ziemi górzystej, kamienistej, pokrytej letnią kurzawą nadającą całej tej ziemi barwę ochry – horyzont często pozostaje tu niewidoczny, spowity mgłą lub tumanami piasku, niczym odległa, zamglona wyspa; ziemi suchej, pozbawionej drzew, obsadzonej jedynie tysiącami niskopiennych oliwek, które nie dają cienia. Tylko starodrzew sosnowy na wzgórzu Abou Souf świadczy o starożytnej puszczańskiej przeszłości gór Efraim, dawniej porośniętych rozległym starodrzewem dębowym i bogatym w olejki eteryczne lasem iglastym, obfitującym w zwierzynę i dzikie barcie. Ziemi jałowej, spragnionej, pozbawionej wody… Ziemi, nad którą trzeba pochylić się z całą cierpliwością wieśniaczą, aby uprawiać ją i dosłownie wydrzeć jej skromny plon, i w którą samemu trzeba wrosnąć – walcząc ze skalistym podglebiem o każde drzewo oliwne, każdą winnicę, każdy sad i ogród warzywny…
Na zachodzie ogromna, rozżarzona kula słońca znika za ostatnim wzgórzem zabudowanym prefabrykowanymi domami izraelskich kolonistów – „przedniej straży” kolonii Ophra na terenach Taybeh. Na północy, na szczycie Tell-Assur, usadowiła się izraelska baza wojskowa: jej anteny, budki strażnicze, wielkie rdzawe silosy i wszelkiej maści radary górują nad okolicą. Kula słońca z wolna przelewa się za wzgórza. Po przeciwległej stronie nieba, na wschodzie, gdzie o tej porze dnia najszybciej zapada ciemność, za okrągłym wzgórzem Abou Souf, zapalają się światła kolonii Rimmonim – zabudowania o identycznych, czerwonych dachach otoczonych wianuszkami drzew. Niewinny widok – gdyby nie fakt, że także i te ziemie zostały odebrane Taybeh…
Nad wioską powiewają czarne flagi – znak nieprzemijającej żałoby. Nie są to pirackie bandery ani też sztandary symbolizujące rewoltę czy anarchię, lecz krepa, typowa dla uroczystości pogrzebowych. Także wszystkie trzy dzwonnice wznoszące się ku niebu są nią przystrojone. Na miejscowym cmentarzu, ponad lasem krzyży – między innymi: łacińskich, greckich i celtyckich, krzyży Świętego Jerzego i jerozolimskich, krzyży zaokrąglonych i kwadratowch… – wiatr targa koronami drzew. Wszędzie wokół grobowce – kamienne pomniki, miasto umarłych. Pogrzeby odchodzących staruszek i staruszków odbywają niemal co tydzień, a msze za zmarłych przywołują echo każdej śmierci przez długie miesiące. Na odrzwiach Al-Khader – poczerniałe znaki krzyża i ślady dłoni odbitych w zaschniętej krwi, często jedne na drugich. Kamienie wokół osmalone są sadzą ze świec. Tutejsi chrześcijanie bowiem jako jedyni kontynuują tradycję Kananejczyków, Hebrajczyków, Żydów i Samarytan, składając ofiary ze zwierząt. Niedawno na murach Al-Khader, obok drewnianych kasetonów z bladymi wizerunkami dziewic, zawieszono przeszkloną kapliczkę z figurą Świętego Jerzego.
Będąc w pobliżu Al-Khader, starożytnej świątyni bizantyjskiej, często można się natknąć na ciemną, przypominającą zjawę postać. To stara Naameh, strażniczka tych miejsc. Zdążyła już odprawić swoje nabożeństwa, zapalić wśród ruin świece, odmówić modlitwy i teraz zaprasza nas do siebie na herbatę. Jako niedościgła bajarka opowiada nam legendy o Al-Khader. Postać Al-Khadera, którego imię znaczy „zielony” lub „dający zieleń”, otaczana czcią w całym kraju, zarówno przez chrześcijan, jak i muzułmanów, w zadziwiający sposób łączy w sobie – niczym Janus o dwóch obliczach – postać proroka Eliasza z postacią Świętego Jerzego, męczennika. Miejscowe tradycje dają wyraz tego podwójnego nabożeństwa.
Opodal cmentarza znajduje się jaskinia z poczerniałym od sadzy sklepieniem, podtrzymująca pamięć o pobycie w Taybeh Eliasza Tiszbity:
Święty Eliasz przybył do Taybeh, chroniąc się przed królową, która chciała go pojmać i poddać torturom. Zatrzymał się w jaskini leżącej na wschód od wioski. Ta jaskinia nadal istnieje i nosi imię proroka. Mój dziadek, który nazywał się Daoud, był proboszczem. Jest on także dziadkiem obecnego proboszcza prawosławnego, Abuny Daouda. Każdego 20 lipca, w dzień Świętego Eliasza, chodził do jaskini ze swoją książeczką do nabożeństwa, aby się tam modlić. Później całą okolicę wokół jaskini nazwano „Ziemią Świętego Eliasza” (Mar Elias).
Dawno temu pewien tutejszy chciał przywłaszczyć sobie ową Ziemię Świętego Eliasza. Adwokat poradził mu, aby przed sądem w Jerozolimie przysiągł (fałszywie) na Biblię, że ziemia należy do niego. Uczynił tak przed sądem, a sędzia rozstrzygnął na jego korzyść. Kiedy wychodził z sądu, mnich, który w tym przegranym procesie reprezentował Kościół prawosławny, powiedział: „Idź za nim, Święty Eliaszu!”. Modlitwa mnicha natychmiast została wysłuchana. Mężczyzna poszedł na targ, zrobił zakupy i udał się na dworzec autobusowy, aby wrócić do Taybeh. Ale wsiadając do autobusu, zmarł. Nawet nie zdążył zawieźć zakupów do domu, bo zmarł, wsiadając do autobusu. Przyjechała policja, odwieźli go do szpitala, ale on już nie żył. Z dokumentów dowiedzieli się, kto to był, a nazajutrz w gazecie opublikowali jego nazwisko. Adwokat, czytając poranną gazetę, zobaczył zdjęcie swojego klienta. Był pierwszą osobą w Taybeh, która dowiedziała się o śmierci tego człowieka, i jako pierwszy pojechał do Jerozolimy po ciało, aby przywieźć je i zwrócić rodzinie. Oto co spotyka każdego, kto podnosi rękę na ziemie waqf (to znaczy ziemie przekazane wspólnocie religijnej, w tym przypadku – Kościołowi). Wiele rodzin lub indywidualnych darczyńców przekazało swoje ziemie jako waqf: na ofiarę za swych drogich zmarłych, w intencji uzdrowienia chorego, za powrót syna, który wyjechał, albo jeszcze w innej intencji. Dlatego ziemie waqf są nietykalne. Nie wolno ich zagarniać, bo nie należą do nikogo. Należą do Kościoła.
Był pewien Beduin o imieniu Abou Sabha. Przybył na Ziemię Świętego Eliasza i zamieszkał w jego jaskini wraz z rodziną i stadkiem kóz. Nocą ujrzał przed jaskinią Świętego Eliasza. Wedle relacji Beduina był to „starszy mężczyzna, pełen godności i bardzo uprzejmy”. Święty Eliasz zapytał: „Gdzie jest moje prawo?” i wtedy Beduin zrozumiał, że zajął ziemię Eliasza. Poszedł więc do pewnego człowieka z Taybeh – człowiek ów nazywał się Naametallah Abou Khouriyeh – i opowiedział mu swoją historię. Naametallah odpowiedział: „Co ja na to poradzę?”. Wtedy Beduin dał mu kozę, mówiąc: „Weź tę kozę i złóż ją w ofierze w Al-Khader, a potem rozdziel mięso między ubogie rodziny, które znasz. Nie zostanę w tej jaskini ani jednej nocy dłużej!”. I zabrał swoją żonę i swoje kozy, i przeniósł się nieco dalej.
Święty Jerzy, któremu nadano tytuł Wielkiego Męczennika, w Taybeh dzierży także palmę pierwszeństwa, jeśli chodzi o popularność – jest świętym patronem tej miejscowości i poświęcono mu tutaj aż trzy kościoły!
Al-Khader (Święty Jerzy) jest patronem Taybeh. Czuwa nad wszystkimi jego mieszkańcami. Chroni miasteczko, ludzi i domy. Dlatego niech nikt nie waży się podnieść ręki na kościół Al-Khader, w przeciwnym razie spotka go kara.
Podczas pierwszej intifady osadnicy przejeżdżali przez wioskę, a młodzi rzucali w nich kamieniami. Jednym z osadników był Amos z kolonii Chilo. W niedzielę jechał samochodem, a młodzi, stojący przy wejściu na cmentarz przylegający do Al-Khader, obrzucili go kamieniami. Amos wyjął karabin i wystrzelał cały magazynek, wszystkie 25 kul, w kierunku kościoła Al-Khader, bo myślał, że kamienie rzucono stamtąd. Wszystkie kule trafiły w kościół. Amos zniszczył instalację elektryczną kościoła, rozbił lampy i krzyż. Na szczęście młodzi uciekli i nic im się nie stało.
Kiedy Amos, osadnik, wrócił do domu, okazało się, że jego ośmioletni syn ma wykręcone do tyłu ręce i nie może ich wyprostować. Zapytał żonę, dlaczego ich syn ma wykręcone ręce. Odpowiedziała, że nie wie, ale że dosłownie parę minut wcześniej chłopca zaczęły boleć ręce, a potem te ręce same wykręciły się do tyłu, a ona nie mogła dziecku pomóc.
Później Amos spotkał pewnego mężczyznę z Taybeh i opowiedział mu swoją historię. Ten mężczyzna powiedział Amosowi, że nie powinien był ostrzeliwać kościoła Al-Khader i że teraz powinien iść ze swoim synem do tego kościoła i pomodlić się tam. Amos zaprowadził synka do kościoła i modlił się, tak jak umiał. Kiedy wychodzili z kościoła, ręce jego syna na powrót stały się normalne. Chłopiec został uzdrowiony.
Mieszkała kiedyś w Taybeh dziewczyna o imieniu Maria. Jej ojciec nazywał się Qustandi Abou Saïd. Pracował we młynie zbożowym, tu, w Taybeh. Potem jego żona umarła i zaczął pracować w innym młynie, we wsi Deir Dibwan. Maria też tam chodziła, żeby pomagać ojcu. W Deir Dibwan poznali różnych ludzi, w tym także młodych mężczyzn w wieku Marii. Ona miała 22 albo 23 lata. Była dobrą córką i nigdy nie zrobiła nic złego. Okazywała szacunek i nie robiła niczego, co mogłoby zhańbić jej rodzinę. Ale były w jej rodzinie zazdrosne kobiety, który chciały ją skrzywdzić. Zaczęły opowiadać o niej różne złe rzeczy, że zhańbiła rodzinę i tak dalej… Był rok 1936, rok rewolucji. Rewolucjoniści walczący z Anglikami przybywali ze wszystkich stron: z Taybeh, z Deir Jarir, z Khirbet Abou Falah, z Silwad, z Ramoun. Jednym słowem, z całego regionu. Wszyscy nosili qumbaz (tradycyjny ubiór palestyńskich wieśniaków) i kefiję i kiedy widział ich samolot, natychmiast rozpoczynał bombardowanie. W tamtych czasach wszyscy mieli broń. Te kobiety z rodziny Marii rozmówiły się z dwoma uzbrojonymi mężczyznami, którzy szli za buntownikami, i zapłaciły im, żeby zabili Marię. Mężczyźni ukryli się na cmentarzu, za murem. Kobiety powiedziały do Marii: „Chodź z nami, idziemy na spacer na cmentarz!”. Kiedy minęły to miejsce, w którym ukryli się dwaj zabójcy, tamci wyszli z ukrycia i strzelili w plecy Marii. Strzelba jednego zacięła się, ale druga wypaliła, a kula trafiła Marię prosto w serce. Dziewczyna zginęła na miejscu. Zabójcy uciekli, a kobiety zaczęły krzyczeć: „Zdychaj! Zasługujesz na to!”. Mieszkańcy Taybeh przybiegli zobaczyć, co się stało, ale niestety było już za późno.
Bóg świadkiem, że Maria była niewinna. Nikomu nie zrobiła nic złego. Już to mówiłam, ale jeszcze raz powtórzę. Była niewinna, niewinna, niewinna! Pochowali ją w jaskini na terenie Al-Khader. Po dziś dzień nazywają tę jaskinię jaskinią Marii.
Pewnego razu Aazbah, ciotka mojego ojca, doznała cudu. Ciotka straciła wzrok i była ślepa. Ja też choruję na oczy, ale Al-Khader uzdrawia mnie za każdym razem, kiedy idę pomodlić się w kościele.
Aazbah poprosiła żonę swojego brata, żeby zaprowadziła ją do Al-Khader. Żona jej brata odpowiedziała: „Ale nie mogę zostać z tobą na górze. Kto pomoże ci wrócić do domu?”. Aazbah odpowiedziała: „Nie martw się! Pomóż mi tylko dostać się do Al-Khader i wracaj do pracy. Mną się nie przejmuj”. Wtedy szwagierka zaprowadziła ją do kościoła i wróciła do domu.
Aazbah zaczęła się modlić. Położyła sobie na oczach dwa kamienie i modliła się całym sercem. Potem zasnęła. Nie wie, ile czasu spała, ale kiedy się obudziła i otworzyła oczy, ujrzała światło dnia! Rozejrzała się wokół i zrozumiała, że odzyskała wzrok.
Podziękowała Bogu i przysięgła, że zawsze będzie wchodzić do kościoła i wychodzić z niego z twarzą zwróconą ku ołtarzowi i że nigdy nie stanie do ołtarza tyłem. Sama widziałam, jak tak wychodziła. Potem wróciła do domu, a szwagierka spytała ją: „Kto przyprowadził cię do domu?”. Odpowiedziała: „Nikt! Sama wróciłam, bo Al-Khader uzdrowił moje oczy!”.
Mieszkał w Taybeh mężczyzna, który nazywał się Elias Abou Laissoun. Pewnego dnia pracował w pobliżu Al-Khader. Młócił pszenicę. Czynność ta nazywa się draseh. Rozkłada się kłosy na ziemi, a następnie przeciąga się po nich wielką drewnianą płytę naszpikowaną metalowymi zębami. Chodzi o to, aby wyłuskać z kłosów ziarno. Płytę ciągnie osioł albo koń. A na tej płycie trzeba położyć coś ciężkiego, żeby młócka była skuteczna.
Elias potrzebował dużego kamienia, który mógłby położyć na swojej drewnianej płycie. Podszedł do ściany kościoła Al-Khader i dźwignął jeden z kamieni. A oto, co się wtedy stało – i to sam Elias opowiadał o tym. Kiedy odwrócił się z kamieniem, żeby obciążyć nim swoją płytę, okazało się, że kamień jest bardzo ciężki. O wiele cięższy niż wskazywała jego objętość. Elias uszedł dwa kroki, a kamień stał się jeszcze cięższy. Tak ciężki, że Elias nie mógł go utrzymać. Nie mógł zrobić ani kroku więcej, jakby jakaś siła przyciągała kamień do ściany.
Elias postanowił odłożyć kamień na miejsce i wziąć inny, lżejszy. Kiedy zawrócił w stronę ściany, nagle kamień stał się bardzo lekki! Elias zrobił jeden krok w stronę ściany, potem drugi. A kamień stał się jeszcze lżejszy! Włożył kamień na miejsce z taką lekkością, jakby kamień sam z siebie wpasował się w swoje miejsce… Elias wybrał inny kamień, tym razem mniejszy. Podniósł go, ale kiedy go podniósł, kamień stał się tak ciężki, że Elias nie mógł go utrzymać. Kiedy odkładał go na miejsce, kamień stał się lekki! Elias zrozumiał, że Al-Khader nie chciał, żeby zabierano kamienie z jego kościoła. Zostawił je więc na miejscu.
Spowita w czerń westalka, strażniczka świętego ognia pamięci, milknie. Patrzy w dal. Zachód czerwienieje łuną pożaru, słoneczna lawa przesącza się za wzgórza nad osiedlem Ophra, podczas gdy chłodny powiew spływa na miasteczko, by ostudzić gorące głowy, w których roją się niestworzone marzenia.
Taybeh pod względem administracyjnym jest wsią, tętni w nim jednak życie typowe dla małego miasteczka, dlatego w książce oba te terminy funkcjonują zamiennie (przyp. tłum.).
Taką lampkę w kształcie golębia, symbolicznie wyrażającą apel do świata o modlitwę o pokój – szczególnie na Bliskim Wschodzie – prekazała w 2017 roku Caritas Polska na aukcję XXV Wielkiej Orkiestry Świątecznej Pomocy (przyp. tłum.).
Abuna – arabski odpowiednik słowa „ksiądz”. Przy nazwiskach zachowano – zgodnie z oryginałem – pisownię tego tytułu wielką literą (przyp. tłum.).
Intifada – powstanie, bunt. Słowem tym określane są powstania mieszkańców Palestyny przeciwko izraelskiej okupacji (przyp. tłum.).
Kefija – arabskie nakrycie głowy; arafatka (przyp. tłum.).