Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Call II. Inwazja - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
6 czerwca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

The Call II. Inwazja - ebook

JESTEŚ ZDRAJCĄ CZY BOHATEREM?

Nadchodzi prawdziwa Inwazja! Ważą się losy Nessy i całej Irlandii. Nikt nie przypuszczał, że po Wezwaniu przyjdzie im się zmierzyć z o wiele poważniejszym zagrożeniem.

Zegar się zatrzymał, by wygrać z Sídhe nie wystarczą już 24 godziny…

 

Po przeżyciu wielu niebezpieczeństw, Nessa i Anto mogą w końcu zacząć marzyć o wspólnym, szczęśliwym życiu. Spokój nie trwa jednak długo. Przerażający atak na ich szkołę daje początek polowaniu na zdrajców, którzy przeżyli Wezwanie. Wina Nessy jest oczywista, nikt nie wątpi, że spiskowała z wrogiem. Za karę dziewczyna zostaje odesłana do koszmarnej Szaroziemi. Ma tam spędzić resztę swojego życia w otoczeniu Sídhe, którzy zaplanowali już dla niej coś specjalnego.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7976-919-3
Rozmiar pliku: 2,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Hieny cmentarne

Aoife wygrzebuje się ze swojego legowiska i dotyka lodowatej podłogi. Gdzie jestem? Czy jestem… Czy już jestem tam?

Przyjmuje to niemal z ulgą.

Jednak to nie jest Szaroziemia. Jeszcze nie. Dotyka gładkich, znajomych ścian sali gimnastycznej. Powietrze wokół wypełniają westchnienia i chrapanie ostatnich trzydziestu uczniów Szkoły Przetrwania w Boyle, zapach ich rzadko mytych ciał oraz skrzypienie prowizorycznych łóżek.

Chyba ma gorączkę, ponieważ nie może wstać. Kręci się jej w głowie, czuje dreszcze, ręce drżą, a fala mdłości skręca wnętrzności.

Trochę pomaga, gdy opiera się o ścianę, pot stygnie na jej czole.

– Nie! – krzyczy jakiś chłopiec przez sen.

– Na Croma, zżerają moją twarz! – mówi inny. To Krishnan, tyczkowaty trzynastolatek, który nie mieści się na materacu. Palce jego stóp drżą i podwijają się do dołu, jakby ktoś wbijał w nie szpilki.

Włosy stają jej dęba, gdy dzieciaki zaczynają się wiercić, rzucać w łóżkach i krzyczeć coraz głośniej, jakby każdemu z nich śnił się ten sam koszmar.

– Uciekaj stąd – rozkazuje sama sobie.

Znowu czuje żółć w gardle. Zimy pot skrapla się na jej czole.

Uciekaj! Uciekaj!

Ale dzieci znowu zapadają w sen.

Od ataku Sídhe na szkołę pojawiło się wiele plotek. Mówi się, że Irlandia i Szaroziemia są najbliżej siebie od wieków. Ludzie twierdzą, że na wyciągnięcie ręki.

To dlatego wróg pojawia się o wiele częściej niż dawniej. Poza tym Aoife sądzi, że częstotliwość ataków nudności i strachu, które dotykają tylko młodych, również się zwiększa.

Ale co ja mogę wiedzieć?

Postanawia wyjść na zewnątrz w nadziei, że lodowate powietrze Roscommon jej pomoże.

Porusza się w ciemności tak sprawnie, jakby przez noc prowadził ją duch nieszczęsnej Emmy. Znalazłszy się za drzwiami, Aoife mija wypalony budynek dormitorium i wkracza w aleję utworzoną przez dwa długie rzędy przyczep kempingowych, w których obecnie mieszkają śledczy i archeolodzy. Nie wpuszczają cywili w pobliże Wróżego Fortu, który właśnie odkopują, ale pod koniec każdego dnia pracy Aoife widzi ich wystraszone miny. Czasem czuje pokusę, żeby pójść do lasu i zobaczyć to na własne oczy, lecz potem przypomina sobie, co stało się ostatnim razem, gdy tak postąpiła, po czym wybucha szlochem. Emma! Biedna Emma!

Nagle pojawia się przed nią jakaś ciemna postać, a Aoife jeszcze na tyle zależy na życiu, że wzdryga się ze strachu.

– To ja. Nabil.

– Idę się przejść – mówi, zła na niego, że ją przestraszył. – Już mnie nie powstrzymasz.

Słyszy jego westchnięcie i wie, że nie powinna tego mówić, ponieważ ze wszystkich instruktorów Nabil najlepiej opiekuje się uczniami i odegrał najważniejszą rolę podczas ataku, ocalając im życie.

– Proszę – mówi. – Weź moją latarkę. Oddasz rano.

Teraz czuje się jeszcze gorzej przez to, że mu odpyskowała, ale dziękuje cicho. On odchodzi, a ona jest wolna.

Przenikliwy wiatr sprawia, że zaczyna szczękać zębami. Jest ubrana tylko w dres i cienki płaszcz przeciwdeszczowy, którego używa jako koca. Dawniej ogrzewała się przy Emmie. Przypomina sobie, ile razy kazała jej odejść, iść sobie i nie przeszkadzać jej w spaniu, jakby sądziła, że mają przed sobą całą wieczność! Jakby nic nie mogło im się stać! Jak mogła być taka głupia?

Przed nią na wzgórzu znajduje się cmentarz. W szkołach przetrwania nie chodzi się na pogrzeby, bo poza nimi nie byłoby czasu na nic innego. Zresztą ciała uczniów, którzy nie przeżyli, są odsyłane do rodziców. W związku z tym w nielicznych grobach na terenie szkoły leżą głównie nauczyciele i instruktorzy. Ludzie bez rodzin lub tacy, których rodziny nie chcą znać.

Jest wśród nich jedno niepasujące ciało, tak strasznie zdeformowane przez Sídhe, że uznano, iż po zbadaniu przez naukowców w Dublinie najlepiej gdzieś je zapodziać.

Rodzice Emmy pogodzili się z takim wyjaśnieniem. Wiedzą, o co tak naprawdę chodzi, i mają jeszcze jedną córkę w domu, o którą muszą się martwić.

Aoife idzie pomiędzy drzewami, znowu kryje się przed wiatrem. Jej niegdyś pyzate policzki są tak zimne, że aż bolą. Nie czuje dłoni, którą trzyma latarkę. I wtedy do jej uszu dochodzi odgłos kopania. Żadne zwierzę nie potrafi wydawać takiego rytmicznego, metalicznego dźwięku. Tylko ludzie. Ludzie wgryzający się w zamarzniętą glebę cmentarza podczas najciemniejszej nocy.

Zatrzymuje się. Jak to możliwe, że ktoś tu teraz pracuje?

Kolejna myśl przyprawia ją o wściekłość. To łowcy pamiątek – wnioskuje. Wyciągają ciało Emmy z miejsca spoczynku, żeby się na nie pogapić. Mają czelność ją bezcześcić! Jak śmią?

Przedziera się przez krzewy, wydostaje z lasu i wchodzi na teren cmentarza. Ziemia jest śliska i twarda jak granit. Znalazła się po prawej stronie usypanego grobu, w którym spoczywa Emma. Nie ma tabliczki, więc nikt postronny nie wiedziałby, kto tam leży.

Zatrzymuje się przy nim, jest zaskoczona, bo okazuje się, że jest nienaruszony.

Wtem czuje dreszcz na karku. Odwraca się i instynktownie zwraca światło latarki w tę samą stronę. To stary, nakręcany model. Nikt już nie produkuje baterii. Daje blade, niebieskawe światło, ale to wystarcza, żeby mogła zauważyć chłopaka, który podnosi ręce, żeby zakryć twarz.

– Kim jesteś? – krzyczy.

– Nazywają mnie Dubhtach. – Jego głos zawstydziłby anioła, jest jednocześnie przyjazny i śpiewny. – Ze względu na ciemne włosy. Widzisz?

Aoife zaczyna się wycofywać, ale ma nogi jak z galarety. Przed nią oczywiście nie stoi chłopiec, lecz mały mężczyzna. Teraz widzi, że jego skóra lekko lśni w świetle latarki. Każda część jego ciała, od delikatnych palców po kwadratową szczękę, została perfekcyjnie wypolerowana przez boga czy diabła, który go stworzył.

Idzie za nią, porusza się równym krokiem, uśmiecha się szeroko i zapraszająco.

– Zostaw złodziejkę w spokoju – odzywa się jeszcze jeden głos, należący do kobiety. – Mamy to, po co przyszliśmy. Musimy to połknąć, zanim jeszcze bardziej się zmniejszymy. A ona… Tak, czuję to. Bardzo szybko znowu ją zobaczymy.

Aoife uderza małego mężczyznę latarką w głowę. Cios zmusza go do zrobienia kroku w tył, a ona korzysta z okazji, żeby rzucić się do ucieczki i schronić w lesie.

Gdy wraca w to miejsce godzinę później wraz z Nabilem i Taaft, znajdują cmentarz pełen dziur i porozrzucanych szczątków. Nie ma ani śladu Sídhe.

– Po co im były gnijące ciała? – pyta Taaft. – Czy te małe gnojki uprawiają magię voodoo?

– Nigdy o tym nie słyszałem – odpowiada Nabil. Kiedy mówi po angielsku, brzmi bardziej jak Francuz, niż gdy posługuje się językiem sídhe. – Ale nie podoba mi się to. To dziwne zachowanie. Muszą mieć jakiś powód.

– Wracam do łóżka – mówi Aoife. Emma jest bezpieczna, to najważniejsze.

Ale czy naprawdę? Kobieta Sídhe powiedziała, że niedługo znowu zobaczą Aoife, a ona wie, co to znaczy. To zabawne, że jeszcze kilka godzin wcześniej prawie nie bała się Wezwania, a teraz cała drży, gdy wie, że to wreszcie się zbliża. To przeczucie robi się coraz silniejsze, kiedy dowiaduje się, że kiedy jej nie było, jeden z nielicznych uczniów Czwartego Roku – Andy Scanlon – powrócił do swojego łóżka z płetwami zamiast rąk i gładką skórą w miejscu twarzy.

Musiał tam leżeć w ciemności i jego ciało stygło, gdy Aoife gramoliła się na zewnątrz.Niezbyt szczęśliwa

Nessa siedzi na początku autobusu, jedną ręką obejmuje walizkę, jakby to był jej najlepszy przyjaciel. Patrzy na Irlandię przesuwającą się za szybą.

Bluszcz i chwasty przygniatają do ziemi walące się domy, nawet drzewa wznoszą się triumfalnie ponad zrujnowanymi fabrykami i szkołami. Ich piękno przyćmiewa wszelki smutek. Zimą soczyście zielone pola wyglądają wspaniale, gdy przykrywa je migoczący szron, a odległe wzgórza są zaledwie plamkami białej farby na błękitnym niebie.

O mały włos nie byłoby mnie tutaj i nie mogłabym podziwiać krajobrazu – myśli. Nessa powinna już nie żyć. Ale żyje, żyje! Spełniła swój obowiązek. Nikt nigdy nie musiał iść do Szaroziemi po raz drugi.

Przejeżdżają przez rozsypujące się miasta, gdzie pozostali tylko starcy, a widok autobusu na chodzie jest tam tak rzadki, że milkną wszystkie rozmowy i wielu ludzi do nich macha. Czy wiedzą, że jedzie nim jedna z ostatnich ocalałych? Gdyby wiedzieli, robiliby jeszcze większe zamieszanie. Nessa uśmiecha się na samą myśl. Uśmiecha się do każdego i do wszystkiego, cieszą ją nawet dziury w asfalcie i drogi zablokowane przez bydło, a także rynek w Ardee.

Wsiadają tu inne dzieci, grupa urodzonych w styczniu dziesięciolatków jadących do Szkoły Przetrwania w Balbriggan. Postanawia na razie o nich nie myśleć, ponieważ dziewięćdziesiąt procent z nich Sídhe zamordują w ciągu kilku kolejnych lat. Nessa przeżyła. Po raz pierwszy w życiu jedzie do Dublina, żeby spotkać się z Anto, chłopakiem, którego kocha. Czternastolatkiem, który, podobnie jak ona, powrócił z wrogiej Szaroziemi, zachowując życie i sporą ilość zdrowego rozsądku.

Gdy pordzewiałe znaki drogowe odliczają kilometry do celu, czuje się coraz bardziej onieśmielona. Czy będą tam jego rodzice? Czy będą mieli coś przeciwko, jeśli go pocałuje? Czy nie będą im przeszkadzały jej cienkie, pałąkowate nogi, które zostały jej po chorobie polio, którą przeszła w dzieciństwie?

Nie będą – myśli. Chociaż mogą się sprzeciwiać, gdy będzie próbowała zabrać ich syna do Donegalu. Uśmiecha się tak, że aż bolą ją policzki, bo od wielu godzin ma taki sam wyraz twarzy.

Autobus wjeżdża na most wiszący w pobliżu Drogheda, ale wyjazd w stronę Dublina jest zablokowany przez minibusa i rządowy samochód. Zatrzymują się, a dzieciaki wyciągają szyje, żeby zobaczyć, co się stało.

Kierowca składający się w dziewięciu dziesiątych z brzucha i jednej dziesiątej z siwych wąsów zamienia kilka słów ze starszą policjantką, po czym zwraca się do pasażerów:

– Musimy tu wysiąść – krzyczy. – To nie potrwa długo. Jakieś dziesięć minut.

Na dziurawej nawierzchni stoi grupa dorosłych w trenczach, którzy wyglądają, jakby wyjęto ich z filmu.

– Ustawić ich w rzędzie! – rozkazuje mężczyzna na przedzie. – Czekajcie! Nie denerwujcie się. – Następnie przemierza dziesięć kroków i podchodzi do Nessy. Sídhe mordują nastolatków od dwudziestu pięciu lat, co oznacza, że ten wysoki człowiek może być w odpowiednim wieku, by uniknąć Wezwania. Ale nie. W jego ruchach jest coś, co sugeruje, że nigdy już nie zazna spokoju. Ten mężczyzna widział Szaroziemię. Był tam jako jeden z pierwszych, w czasach, kiedy nikt nie rozumiał, co się dzieje. Zanim pojawili się specjalnie wyszkoleni doradcy, którzy mają pomagać uporać się ze skutkami Wezwania.

– To ona, prawda? – wymawia to szeptem, jakby palił go język.

Niektórzy z pierwszych ocalałych radzili sobie z traumą za pomocą jedzenia. Niektórzy sięgnęli po narkotyki lub pogrążyli się w dziwnych obsesjach. Inni całkowicie się rozsypali. Jednak ten mężczyzna ma tak potężne mięśnie, że niemal pękają szwy jego płaszcza. Jest jednym z tych, którzy codziennie ćwiczą, może poświęcają na to cały czas od momentu Wezwania.

– Tak, to ona – mówi młoda kobieta, a Nessę aż zatyka, gdy widzi, że wśród dorosłych jest piękna i smutna Melanie. Dziewczyna z dziurą w klatce piersiowej. Jedna z kilku osób, którym udało się przeżyć katastrofę Szkoły Przetrwania w Boyle.

– Nie rozumiem – mówi Nessa. – Panie…?

– Detektywie. Detektyw Cassidy – odpowiada mężczyzna. – I to ja jestem tym, który nie rozumie. – Ma kwadratową szczękę bohatera, a jego niebieskie oczy patrzą tak, że ich żar mógłby stopić lodowiec. – Jak…? – pyta. – Jak ktoś taki jak ty przeżył w Szaroziemi?

Nessa powstrzymuje się od wzdrygnięcia.

– Tak samo jak ty, detektywie. Walczyłam z Sídhe i zwyciężyłam.

Cassidy odwraca się na pięcie. Z tłumu wyciąga najmniejszego, najsłabszego z niewyszkolonych dziesięciolatków. W zimnym powietrzu oddech przerażonego chłopca tworzy małe chmurki pary, jednak nieznajomy jedynie szepcze coś chłopcu do ucha i popycha go w stronę Nessy.

– Co… Co ci powiedział? – pyta Nessa. Nigdy w życiu nie była tak skołowana. Ciepłą kurtkę zostawiła w autobusie. Bardzo chce jej się sikać i, co gorsza, wcześniejsza euforia wynikająca ze zbliżającego się spotkania z Anto przechodzi w coś bardziej przypominającego panikę.

Ni stąd, ni zowąd dziesięciolatek kopie ją w lewą nogę, która załamuje się pod nią i dziewczyna wali się na ziemię z takim impetem, że aż brakuje jej tchu.

Mężczyzna staje nad nią.

– Vanesso Doherty – mówi, jego głos przesycony jest nienawiścią – nie mogłaś uciec przed Sídhe. Nie jesteś w stanie pokonać tego dzieciaka. Aresztuję cię pod zarzutem zdrady stanu.

Czuje kajdanki zaciskające się na jej nadgarstkach i nie rozumie, co się dzieje. Co z Anto? Musi się z nim zobaczyć!

– Naród przetrwa – kontynuuje detektyw. – Wątpię, żeby tobie się to udało.Nowy rekrut

Dworzec autobusowy cuchnie tytoniem ze szklarni i wilgocią wydzielaną przez ciała setki ludzi walczących o bilety na nieliczne jeszcze obsługiwane trasy. Jednak każdy z nich znajduje czas, żeby przerwać to, czym właśnie się zajmuje, i pogapić się na Anto. To ze względu na jego dziwną, niepasującą rękę. Oczywiście obdarzyli go nią Sídhe i nikt z gapiów nigdy nie zrozumie bólu, jakiego doznał z rąk kobiety-wróża.

Trauma nadal go nie opuszcza. Chce go stłamsić, pozbawić wszelkiej radości. Mimo to Anto uśmiecha się szeroko. Nessa na to nie pozwoli. Właśnie jedzie autobusem i jest już coraz bliżej niego, uśmiecha się tak, jak tylko ona potrafi – zbyt promiennie, zbyt radośnie, by cienie Szaroziemi mogły przetrwać. Nie może się doczekać, kiedy pokaże jej Dublin. Chce ją trzymać za rękę, czuć jej głowę na swoim ramieniu, jak tej nocy, gdy ryzykowała życiem, żeby wejść do jego sypialni. Niemal czuje ciepło jej policzka na swojej szyi.

Przechodzą go dreszcze. Do miejsca, gdzie czeka ze swoimi rodzicami, zbliżają się dwie policjantki. Proszę – myśli – żeby tylko nie chodziło o Nessę.

Rodzice przywieźli go na dworzec. Ostatnio nie myślał o niczym innym, znosił uszczypliwości swojej dziewięcioletniej siostry oraz żenujące uwagi mamy, takie jak: „Będzie spała w pokoju gościnnym. Będę cię miała na oku, żebyś trzymał ręce przy sobie!”.

Jednak mama też zauważyła zbliżające się strażniczki i to ona zacisnęła dłoń na jego ramieniu.

– Dasz sobie z tym radę, synu – mówi. I ma rację. Na Nessę gapili się przez całe życie, prawda? Anto jej nie zawiedzie, więc prostuje się, bo cały czas bolą go plecy obciążone gigantyczną ręką.

– Oho! – mówi jego tata. – Pewnie idą, żeby przyznać ci jeszcze jeden medal za tych wszystkich Sídhe, których poturbowałeś w Boyle.

– Proszę, tato. Nie chcę o tym mówić. – I przypomina sobie trzask pękających kości. Ich krzyki i ich śmiech.

Strażniczki rzucają okiem na lewą rękę chłopaka i już wiedzą. Nie muszą potwierdzać jego tożsamości, ale ta młodsza – pięćdziesięciolatka – nie potrafi się opanować i szepcze:

– Rany boskie!

Ta druga jest bardziej oficjalna:

– Naród potrzebuje pana, panie Lawlor.

– Nie chodzi wam o mnie, jak sądzę? – mówi tata, ale strażniczki go ignorują.

– Prosimy z nami.

– Nie rozumiecie – mówi Anto. Z trudem wydusza słowa przez zaciśnięte gardło. – Przyjechaliśmy tutaj, żeby odebrać moją, hm… przyjaciółkę…

– Vanessa Doherty nie przyjedzie, synu. Powiedziano nam, że dostała swoją misję.

Anto nie widział się z Nessą, odkąd pojechała do domu, żeby złożyć Świadectwo i odwiedzić swoją rodzinę. On sam nie potrafi poradzić sobie ze snami, ale żaden z doradców nie jest w stanie mu pomóc tak jak ona, po prostu siedząc obok, będąc taką… pogodną. Czy to właściwe słowo? Zachowuje się tak, jakby nic jej nie obchodziło. Oprócz niego i tylko w pozytywny sposób, uśmiecha się i mówi o swoich dziwnych zainteresowaniach związanych z zapomnianymi wierszami i piosenkami.

– Czy mówią panie, że mój syn ma również jakąś misję do wykonania? – pyta tata, wypinając pierś.

Jest nieświadomy ogromnego rozczarowania, jakie przeżywa Anto, ale mama czuje, jak przyspieszył mu oddech.

– Nie możemy o tym mówić, proszę pana. Ale on musi pójść z nami. Czeka na nas samochód.

– Samochód! – Tata jest zachwycony. Podekscytowany. – Słyszysz, synu? Wysłali po ciebie samochód!

– Nie chcę jechać – mówi Anto. Nie podoba mu się brzmienie słowa „misja”. Musi sobie znaleźć jakąś szkołę, prawdziwą szkołę, w której nie morduje się uczniów.

Powinien nauczyć się handlu i mieć teraz czas na poznanie dziewczyny, którą kocha. Tata lekko popycha go w stronę kobiet, ale on się opiera.

– Chcesz, żebyśmy mieli kłopoty, synu? – pyta starsza ze strażniczek. – I pamiętaj, twoja przyjaciółka dzisiaj nie przyjedzie. Niczego ani nikogo nie przegapisz. – Robi się bardziej stanowcza. Mogłyby go aresztować. Jego rodziców również. Naród zrobi wszystko, żeby przetrwać.

Jaki ma wybór?

Po raz pierwszy w życiu Anto jedzie samochodem. Najpierw podróżują starą autostradą M1, potem skręcają w węższe drogi, które prawie już nie nadają się do użytku, po prawej stronie mają morze.

Jedna z policjantek siedzi obok niego na tylnym siedzeniu.

– Pięknie, prawda? Gdzieś tam w oddali była kiedyś Walia.

Teraz horyzont rozmywa się we mgle. Nie chce na to patrzeć. Słyszał historie o statkach wypływających na morze, które wracały do brzegu bez ludzi na pokładzie.

Policjantka chyba myśli o tym samym.

– Gdzie znikają pasażerowie? – zastanawia się. Ale pewnie zna odpowiedź. W piekle. W Szaroziemi. Tak przynajmniej wszyscy mówią. Podróż łodzią byłaby nawet czymś gorszym niż Wezwanie, ponieważ stamtąd już się nie wraca, ani żywym, ani martwym.

– Tam ich kiedyś poślemy – mówi. – Wsadzimy ich na tratwy lub małe łódki i pozwolimy, by prąd poniósł ich we mgłę.

– Kogo? – pyta Anto.

– Przecież wiesz. – Wzrusza ramionami, jakby odpowiedź nie miała znaczenia. – Kryminalistów. Zdrajców.

Ciąg dalszy w wersji pełnej
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: