Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

The Murders in the Rue Morgue. Morderstwa przy rue Morgue - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
20 września 2013
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
8,40

The Murders in the Rue Morgue. Morderstwa przy rue Morgue - ebook

Tematem opowiadania „The Murders in the Rue Morgue. Morderstwa przy rue Morgue” są zagadkowe morderstwa popełnione na dwóch kobietach.

Edgar Allan Poe amerykański poeta, nowelista krytyk i redaktor. Jego twórczość, a zwłaszcza pełne grozy i fantastyki opowiadania, to jedno z najważniejszych zjawisk w literaturze światowej.

Seria „Czytamy Poego” zawiera opowiadania w oryginalnej, pełnej wersji angielskiej wraz z polskim tłumaczeniem.

Aby zmienić wersję językową – kliknij w numer akapitu

Kategoria: Angielski
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-63035-53-2
Rozmiar pliku: 632 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Czytamy Poego

The Murders in the Rue Morgue. Morderstwa przy rue Morgue

Seria Czytamy Poego to atrakcyjna pomoc dla uczących się języka angielskiego.

Seria zawiera opowiadania Edgara Allana Poego w oryginalnej, pełnej wersji angielskiej wraz z polskim tłumaczeniem.

Aby zmienić wersję językową – kliknij w numer akapitu.

Wydanie dwujęzyczne zostało przygotowane z myślą o czytelnikach średniozaawansowanych i zaawansowanych. Dzięki wersji polskiej z książki korzystać mogą również początkujący w nauce angielskiego.

Po więcej informacji zapraszamy na www.czytamy.pl oraz www.44.pl

The Murders in the Rue Morgue

What song the Syrens sang, or what name
Achilles assumed when he hid himself among
women, although puzzling questions are not
beyond all conjecture.

Sir Thomas Browne

The mental features discoursed of as the analytical, are, in themselves, but little susceptible of analysis. We appreciate them only in their effects. We know of them, among other things, that they are always to their possessor, when inordinately possessed, a source of the liveliest enjoyment. As the strong man exults in his physical ability, delighting in such exercises as call his muscles into action, so glories the analyst in that moral activity which disentangles. He derives pleasure from even the most trivial occupations bringing his talents into play. He is fond of enigmas, of conundrums, of hieroglyphics; exhibiting in his solutions of each a degree of acumen which appears to the ordinary apprehension preternatural. His results, brought about by the very soul and essence of method, have, in truth, the whole air of intuition.

The faculty of re-solution is possibly much invigorated by mathematical study, and especially by that highest branch of it which, unjustly, and merely on account of its retrograde operations, has been called, as if par excellence, analysis. Yet to calculate is not in itself to analyze. A chess-player, for example, does the one without effort at the other. It follows that the game of chess, in its effects upon mental character, is greatly misunderstood.

I am not now writing a treatise, but simply prefacing a somewhat peculiar narrative by observations very much at random; I will, therefore, take occasion to assert that the higher powers of the reflective intellect are more decidedly and more usefully tasked by the unostentatious game of draughts than by all the elaborate frivolity of chess. In this latter, where the pieces have different and bizarre motions, with various and variable values, what is only complex is mistaken (a not unusual error) for what is profound. The attention is here called powerfully into play. If it flags for an instant, an oversight is committed, resulting in injury or defeat. The possible moves being not only manifold but involute, the chances of such oversights are multiplied; and in nine cases out of ten it is the more concentrative rather than the more acute player who conquers. In draughts, on the contrary, where the moves are unique and have but little variation, the probabilities of inadvertence are diminished, and the mere attention being left comparatively what advantages are obtained by either party are obtained by superior acumen.

To be less abstract—let us suppose a game of draughts where the pieces are reduced to four kings, and where, of course, no oversight is to be expected. It is obvious that here the victory can be decided (the players being at all equal) only by some recherché movement, the result of some strong exertion of the intellect. Deprived of ordinary resource, the analyst throws himself into the spirit of his opponent, identifies himself therewith, and not unfrequently sees thus, at a glance, the sole methods (sometimes indeed absurdly simple ones) by which he may seduce into error or hurry into miscalculation.

Whist has long been noted for its influence upon what is termed the calculating power; and men of the highest order of intellect have been known to take an apparently unaccountable delight in it, while eschewing chess as frivolous. Beyond doubt there is nothing of a similar nature so greatly tasking the faculty of analysis. The best chess-player in Christendom may be little more than the best player of chess; but proficiency in whist implies capacity for success in all these more important undertakings where mind struggles with mind. When I say proficiency, I mean that perfection in the game which includes a comprehension of all the sources whence legitimate advantage may be derived. These are not only manifold but multiform, and lie frequently among recesses of thought altogether inaccessible to the ordinary understanding. To observe attentively is to remember distinctly; and, so far, the concentrative chess-player will do very well at whist; while the rules of Hoyle (themselves based upon the mere mechanism of the game) are sufficiently and generally comprehensible. Thus to have a retentive memory, and to proceed by “the book,” are points commonly regarded as the sum total of good playing. But it is in matters beyond the limits of mere rule that the skill of the analyst is evinced. He makes, in silence, a host of observations and inferences. So, perhaps, do his companions; and the difference in the extent of the information obtained, lies not so much in the validity of the inference as in the quality of the observation. The necessary knowledge is that of what to observe. Our player confines himself not at all; nor, because the game is the object, does he reject deductions from things external to the game. He examines the countenance of his partner, comparing it carefully with that of each of his opponents. He considers the mode of assorting the cards in each hand; often counting trump by trump, and honor by honor, through the glances bestowed by their holders upon each. He notes every variation of face as the play progresses, gathering a fund of thought from the differences in the expression of certainty, of surprise, of triumph, or chagrin. From the manner of gathering up a trick he judges whether the person taking it can make another in the suit. He recognizes what is played through feint, by the air with which it is thrown upon the table. A casual or inadvertent word; the accidental dropping or turning of a card, with the accompanying anxiety or carelessness in regard to its concealment; the counting of the tricks, with the order of their arrangement; embarrassment, hesitation, eagerness or trepidation—all afford, to his apparently intuitive perception, indications of the true state of affairs. The first two or three rounds having been played, he is in full possession of the contents of each hand, and thenceforward puts down his cards with as absolute a precision of purpose as if the rest of the party had turned outward the faces of their own.

The analytical power should not be confounded with simple ingenuity; for while the analyst is necessarily ingenious, the ingenious man is often remarkably incapable of analysis. The constructive or combining power, by which ingenuity is usually manifested, and which the phrenologists (I believe erroneously) have assigned a separate organ, supposing it a primitive faculty, has been so frequently seen in those whose intellect bordered otherwise upon idiocy, as to have attracted general observation among writers on morals. Between ingenuity and the analytic ability there exists a difference far greater, indeed, than that between the fancy and the imagination, but of a character very strictly analogous. It will be found, in fact, that the ingenious are always fanciful, and the truly imaginative never otherwise than analytic.

The narrative which follows will appear to the reader somewhat in the light of a commentary upon the propositions just advanced.

Residing in Paris during the spring and part of the summer of 18—, I there became acquainted with a Monsieur C. Auguste Dupin. This young gentleman was of an excellent—indeed of an illustrious family, but, by a variety of untoward events, had been reduced to such poverty that the energy of his character succumbed beneath it, and he ceased to bestir himself in the world, or to care for the retrieval of his fortunes. By courtesy of his creditors, there still remained in his possession a small remnant of his patrimony; and, upon the income arising from this, he managed, by means of a rigorous economy, to procure the necessaries of life, without troubling himself about its super uities. Books, indeed, were his sole luxuries, and in Paris these are easily obtained.

Our first meeting was at an obscure library in the Rue Montmartre, where the accident of our both being in search of the same very rare and very remarkable volume, brought us into closer communion. We saw each other again and again. I was deeply interested in the little family history which he detailed to me with all that candor which a Frenchman indulges whenever mere self is the theme. I was astonished, too, at the vast extent of his reading; and, above all, I felt my soul enkindled within me by the wild fervor, and the vivid freshness of his imagination. Seeking in Paris the objects I then sought, I felt that the society of such a man would be to me a treasure beyond price; and this feeling I frankly confided to him. It was at length arranged that we should live together during my stay in the city; and as my worldly circumstances were somewhat less embarrassed than his own, I was permitted to be at the expense of renting, and furnishing in a style which suited the rather fantastic gloom of our common temper, a time-eaten and grotesque mansion, long deserted through superstitions into which we did not inquire, and tottering to its fall in a retired and desolate portion of the Faubourg St. Germain.

Had the routine of our life at this place been known to the world, we should have been regarded as madmen—although, perhaps, as madmen of a harmless nature. Our seclusion was perfect. We admitted no visitors. Indeed the locality of our retirement had been carefully kept a secret from my own former associates; and it had been many years since Dupin had ceased to know or be known in Paris. We existed within ourselves alone.

It was a freak of fancy in my friend (for what else shall I call it?) to be enamored of the night for her own sake; and into this bizarrerie, as into all his others, I quietly fell; giving myself up to his wild whims with a perfect abandon. The sable divinity would not herself dwell with us always; but we could counterfeit her presence. At the first dawn of the morning we closed all the massy shutters of our old building; lighted a couple of tapers which, strongly perfumed, threw out only the ghastliest and feeblest of rays. By the aid of these we then busied our souls in dreams—reading, writing, or conversing, until warned by the clock of the advent of the true Darkness. Then we sallied forth into the streets, arm and arm, continuing the topics of the day, or roaming far and wide until a late hour, seeking, amid the wild lights and shadows of the populous city, that infinity of mental excitement which quiet observation can afford.

At such times I could not help remarking and admiring (although from his rich ideality I had been prepared to expect it) a peculiar analytic ability in Dupin. He seemed, too, to take an eager delight in its exercise—if not exactly in its display—and did not hesitate to confess the pleasure thus derived. He boasted to me, with a low chuckling laugh, that most men, in respect to himself, wore windows in their bosoms, and was wont to follow up such assertions by direct and very startling proofs of his intimate knowledge of my own. His manner at these moments was frigid and abstract; his eyes were vacant in expression; while his voice, usually a rich tenor, rose into a treble which would have sounded petulantly but for the deliberateness and entire distinctness of the enunciation. Observing him in these moods, I often dwelt meditatively upon the old philosophy of the Bi-Part Soul, and amused myself with the fancy of a double Dupin—the creative and the resolvent.

Let it not be supposed, from what I have just said, that I am detailing any mystery, or penning any romance. What I have described in the Frenchman, was merely the result of an excited, or perhaps of a diseased intelligence. But of the character of his remarks at the periods in question an example will best convey the idea.

We were strolling one night down a long dirty street, in the vicinity of the Palais Royal. Being both, apparently, occupied with thought, neither of us had spoken a syllable for fifteen minutes at least. All at once Dupin broke forth with these words:—

“He is a very little fellow, that’s true, and would do better for the Théâtre des Variétés.”

“There can be no doubt of that,” I replied unwittingly, and not at first observing (so much had I been absorbed in reflection) the extraordinary manner in which the speaker had chimed in with my meditations. In an instant afterward I recollected myself, and my astonishment was profound.

“Dupin,” said I, gravely, “this is beyond my comprehension. I do not hesitate to say that I am amazed, and can scarcely credit my senses. How was it possible you should know I was thinking of—?” Here I paused, to ascertain beyond a doubt whether he really knew of whom I thought.

Ciąg dalszy w wersji pełnejMorderstwa przy rue Morgue

Jaką pieśń nuciły syreny lub jakie imię przybrał
Achilles, kiedy ukrywał się wśród kobiet? Mimo
że pytania te tchną tajemniczością, odpowiedzi
nie pozostają przecież poza wszelkim domysłem.

Sir Thomas Browne

Właściwości umysłu zwane analitycznymi same w sobie z trudem poddają się analizie. Poznajemy je wyłącznie po efektach działania. Wiemy na przykład, że dla osoby posiadającej je w stopniu ponadprzeciętnym zawsze stanowią źródło największej przyjemności. Podobnie jak siłacz czerpie radość z tężyzny fizycznej i oddaje się ćwiczeniom pobudzającym mięśnie do działania, tak analityk delektuje się gimnastyką umysłową prowadzącą do rozwikłania zagadki. Lubuje się nawet w najbłahszych zajęciach wymagających wykorzystania tych zdolności. Przyjemność sprawiają mu hieroglify, łamigłówki, zagadki, do rozwiązania których potrzebna jest pewna doza przenikliwości, sprawiająca dla zwykłego śmiertelnika wrażenie nadnaturalnej. Wyniki, jakie analityk osiąga w sposób czysto metodyczny, mają na pozór charakter intuicyjny.

Zdolność rozwiązywania zagadek przypuszczalnie silnie pobudzają ćwiczenia matematyczne, a szczególnie tej najwyższej gałęzi, która niesprawiedliwie i tylko ze względu na działanie sięgające wstecz zwana jest par excellence analizą. Jednak kalkulacje nie są tym samym, co analiza. Na przykład szachista często korzysta z jednej, nie siląc się na drugą. Wynika stąd, że wpływ gry w szachy na nasz umysł bywa często błędnie pojmowany.

Nie zamierzam pisać tu rozprawy, lecz wstęp do trochę kuriozalnej opowieści, w którym zawarłem wiele przypadkowych spostrzeżeń. Skorzystam zatem z okazji, by stwierdzić, że większych zdolności refleksyjnych wymaga niepozorna gra w warcaby niż udziwniona, pełna komplikacji gra w szachy. W tym drugim wypadku figurom przyporządkowuje się rozmaite wymyślne ruchy oraz różne i zmienne wartości, dlatego zwyczajną złożoność myli się (jakże częsty to błąd) z głębią. Ogromną rolę odgrywa w niej koncentracja. Gdy na moment osłabnie, łatwo o przeoczenie, kończące się zwykle stratą lub nawet przegraną. Skoro warianty ruchów są nie tylko niezliczone, ale czasami również niezamierzone, prawdopodobieństwo takich przeoczeń znacznie wzrasta. I w dziewięciu na dziesięć przypadków wygrywa gracz bardziej skoncentrowany niż przenikliwy. W warcabach – wprost przeciwnie, ruchy są proste i w nikłym stopniu zróżnicowane, więc prawdopodobieństwo nieuwagi jest mniejsze, a skoro gra nie wymaga wielkiego skupienia, przewaga jednej ze stron wynika z większej przenikliwości.

Przechodząc do konkretów, wyobraźmy sobie partię warcabów, w której występują tylko cztery króle, w związku z czym nie ma mowy o jakimkolwiek przeoczeniu. Rzecz jasna, w przypadku, gdy żaden z graczy nie ma przewagi, o zwycięstwie może przesądzić wyłącznie jakiś przebiegły ruch, będący rezultatem szczególnego wysiłku umysłowego. Pozbawiony zwykłych środków analityk wczuwa się w przeciwnika, utożsamia się z nim i – nierzadko w mgnieniu oka – dostrzega jedyny sposób (czasami naprawdę zupełnie prosty) wymuszenia u niego błędu lub sprawia, że błędnie oceni on sytuację.

Wist od dawna słynie z korzystnego wpływu na umiejętność kalkulacji, a ludzie obdarzeni znaczną inteligencją znani są z tego, że czerpią z tej gry pozornie niewytłumaczalną przyjemność, jednocześnie wystrzegając się szachów ze względu na ich banalność. Niewątpliwie żadna inna rozrywka tak dalece nie opiera się na umiejętności analizy. Najlepszy szachista chrześcijańskiego świata zapewne pozostanie nikim więcej jak tylko najlepszym graczem w szachy, z kolei biegłość w wiście wróży powodzenie we wszystkich istotniejszych przedsięwzięciach, wymagających zmierzenia się umysłu z umysłem. Kiedy mówię „biegłość”, mam na myśli perfekcję obejmującą dogłębne zrozumienie wszystkich źródeł mogących wpłynąć na uzyskanie przewagi w grze. Źródła te, choć liczne i złożone – mieszczą się w zakamarkach umysłu całkowicie niedostępnych dla przeciętnego człowieka. Uważna obserwacja wiąże się z precyzyjnym zapamiętywaniem, dlatego też skoncentrowany szachista bardzo dobrze poradzi sobie w grze w wista; wszak zasady Hoyle’a (oparte wyłącznie na mechanizmie gry) są proste i ogólnie zrozumiałe. Dlatego chłonna pamięć oraz postępowanie zgodnie z ustalonymi zasadami to warunki, których suma w powszechnym przekonaniu sprzyja dobrej grze. Lecz talent analityczny przejawia się w kwestiach wykraczających poza zasady. Analityk w milczeniu czyni liczne spostrzeżenia i wyciąga z nich wnioski. Zapewne tak samo postępują jego towarzysze, natomiast różnica w zakresie zdobytych informacji polega nie tyle na poprawności wyciągniętych wniosków, ile na jakości obserwacji. Potrzebna wiedza płynie z tego, co należy obserwować. Nasz gracz w niczym się nie ogranicza ani też – mimo że przedmiotem dociekań jest sama gra – nie rezygnuje z wniosków, które dotyczą spraw drugorzędnych wobec gry. Śledzi wyraz twarzy partnera, porównując go wnikliwie z wyrazem twarzy każdego z przeciwników. Zwraca uwagę, jak gracze trzymają karty, obserwuje, w jaki sposób porozumiewają się wzrokiem, przelicza kolejne karty i atuty. Podczas rozgrywki rejestruje każdą zmianę w mimice twarzy i zapamiętuje wrażenia wywołane okazywaną przez grających pewnością siebie, zaskoczeniem, triumfem czy rozczarowaniem. Sposób zbierania lew podpowiada mu, czy dana osoba może pokusić się o następną w tym kolorze. Potrafi przejrzeć markowany ruch ze sposobu, w jaki gracz rzuca kartę na stół. Mimowolne lub lekkomyślne słowo, przypadkowe upuszczenie lub odwrócenie karty, której ujawnieniu towarzyszy zaniepokojenie czy niedbałość, liczenie lew, porządek ich ułożenia, zakłopotanie, wahanie, gorliwość, obawa – wszystkie te elementy ukazują prawdziwy stan rzeczy osobie, która postrzega je na pozór intuicyjnie. Po rozegraniu dwóch lub trzech rund gracz obdarzony umysłem analitycznym wie, jakimi atutami dysponują jego przeciwnicy i może odtąd prowadzić rozgrywkę z taką precyzją i celowością, jak gdyby pozostali w rzeczywistości pokazali mu własne karty.

Umiejętności analitycznych nie powinno się mylić ze zwykłą pomysłowością, ponieważ analityk z konieczności jest pomysłowy, a taki człowiek nierzadko bywa niezdolny do analizy. Zdolność do konstruktywnego myślenia i kojarzenia faktów – tak zazwyczaj objawia się pomysłowość, a frenolodzy (moim zdaniem błędnie) przypisują tej umiejętności odrębny organ, zakładając, że ma charakter pierwotny – jest tak często spotykana u osób, których intelekt graniczy z idiotyzmem, że zjawisko to zwróciło powszechną uwagę specjalistów. Między pomysłowością a zdolnością do analizy istnieje różnica znacznie większa niż między fantazją a wyobraźnią, ale występuje między nimi ścisła analogia. Okazuje się, że osoby pomysłowe zawsze posiadają fantazję, a z kolei te rzeczywiście obdarzone wyobraźnią nie bywają nigdy pozbawione skłonności analitycznych.

Poniższa relacja będzie dla czytelnika czymś w rodzaju komentarza do przedstawionych powyżej założeń.

Spędzając w Paryżu wiosnę i część lata roku 18..., zawarłem znajomość z panem C. Augustem Dupinem. Ten młody dżentelmen wywodził się z szacownej, a nawet wybitnej rodziny, lecz w następstwie różnych niefortunnych zdarzeń popadł w tak dotkliwą biedę, że pod jej naporem legła siła jego charakteru, a on sam – odgrodziwszy się od świata – przestał zabiegać o poprawę swojego losu. Dzięki uprzejmości wierzycieli w jego posiadaniu nadal znajdowała się niewielka część należnego mu majątku, a przy skrupulatnych oszczędnościach dochody z niego czerpane pozwalały mu na zapewnienie niezbędnego minimum egzystencji. Żadne ekstrawagancje nie wchodziły w grę. Jedyny luksus, na jaki sobie pozwalał, to książki, z których zakupem w Paryżu nie ma kłopotów.

Po raz pierwszy spotkaliśmy się w zapomnianej księgarni przy rue Montmartre, gdzie przypadkiem poszukiwaliśmy tego samego bardzo rzadkiego, niezwykłego dzieła, i zawarliśmy bliższą znajomość. Odtąd widywaliśmy się coraz częściej. Bardzo zainteresowała mnie pewna historia z życia jego rodziny, przytoczona z taką szczerością, na jaką pozwala sobie Francuz, gdy opowiada o sprawach osobistych. Zdumiało mnie także jego gruntowne oczytanie, ale przede wszystkim poczułem, iż udziela mi się jego szalony zapał i niezwykła wyobraźnia. Poszukując w Paryżu przedmiotów wówczas dla mnie istotnych, uznałem towarzystwo takiego człowieka za bezcenny skarb i otwarcie mu to wyznałem. Uzgodniliśmy więc, że podczas mojego pobytu w mieście zamieszkamy razem, a ponieważ moja sytuacja materialna przedstawiała się nieco lepiej niż jego, przystał na to, iż wezmę na siebie koszty wynajęcia i umeblowania kwatery w stylu odpowiadającym naszym dziwnie ponurym nastrojom. Zamieszkaliśmy w chylącym się ku upadkowi osobliwym domu, od dawna opuszczonym z powodu przesądów, w które nie wnikaliśmy, położonym w starej i odludnej części Faubourg St. Germain.

Gdyby ktoś dowiedział się, jaki tryb życia w nim prowadzimy, niechybnie uznałby nas za szaleńców, chociaż może niegroźnych. Nasze odosobnienie było doskonałe. Nie przyjmowaliśmy żadnych gości. Miejsce zamieszkania utrzymywaliśmy w ścisłej tajemnicy przed moimi dawnymi znajomymi, a kontakty towarzyskie Dupina urwały się wiele lat wcześniej. Wiedliśmy egzystencję naznaczoną samotnością.

W tym miejscu muszę dodać, że mój przyjaciel żywił szczególne, choć dziwaczne upodobanie (bo jak inaczej mam to nazwać?) do nocy i ciemności. Ze spokojem poddałem się tej kuriozalnej zachciance, podobnie jak innym jego niekonwencjonalnym obyczajom. Bogini ciemności nie zawsze mogła nam towarzyszyć, lecz potrafiliśmy wymuszać jej obecność. Wraz z pierwszym brzaskiem poranka szczelnie zamykaliśmy wszystkie okiennice naszego starego domostwa, rozpalaliśmy kilka pachnących świec, które dawały jedynie upiorne i marne światło. Po tych zabiegach oddawaliśmy się marzeniom, czytając, pisząc lub rozmawiając, dopóki zegar nie oznajmił nadejścia prawdziwej Ciemności. Wtedy ramię w ramię wyruszaliśmy na ulice, kontynuując tematy poruszane za dnia, albo włóczyliśmy się to tu, to tam aż do późnych godzin, pośród szalonych świateł i cieni zatłoczonego miasta, szukając niekończących się podniet dla naszych umysłów, których może dostarczyć dyskretna obserwacja.

W takich chwilach nie mogłem nie zauważyć i nie podziwiać w Dupinie (chociaż po jego wszechstronności mogłem się tego spodziewać) szczególnych zdolności analitycznych. Wydawało się również, że ich praktyczne wykorzystanie – niezupełnie tożsame z popisywaniem się – sprawia mu ogromną radość, i nie wahał się wyznać, iż czerpie z tego przyjemność. Przechwalał się z uśmiechem, że potrafi przejrzeć większość ludzi tak, jakby nosili okna na piersiach. Zapewnienia te popierał bezpośrednimi i zdumiewającymi dowodami szczegółowej wiedzy dotyczącej mojej osoby. W takich chwilach stawał się oziębły i roztargniony, jego oczy były pozbawione wyrazu, głos zaś – zazwyczaj głęboki tenor – zmieniał się w dyszkant, którego brzmienie byłoby nie do zniesienia, gdyby nie staranny dobór słów oraz doskonała dykcja. Obserwując jego zachowanie, często zastanawiałem się nad starą teorią dwoistości ducha i zabawiałem się wizją podwójnej natury Dupina: twórczego i niewypłacalnego.

Niech to, co właśnie napisałem, nie skłoni nikogo do przypuszczeń, że opowiadam tajemniczą historię albo układam romans. Nakreślone przeze mnie reakcje francuskiego przyjaciela brały się po prostu z silnie pobudzonej, a może i chorej inteligencji. Jego zachowanie w takich chwilach najlepiej zilustruje pewien przykład.

Pewnej nocy przechadzaliśmy się długim, brudnym zaułkiem w pobliżu Palais Royal. Ponieważ obaj byliśmy pogrążeni we własnych myślach, nie odzywaliśmy się co najmniej przez kwadrans. Nagle Dupin przerwał milczenie:

– Zgadza się, jest dość niski i lepiej sprawdziłby się w Théâtre des Variétés.

– Bez wątpienia masz rację – odparłem mimowolnie i dopiero po chwili zorientowałem się (tak bardzo zatopiłem się w rozmyślaniach), że jakimś dziwnym trafem przytaknął moim myślom. Chwilę później opamiętałem się z bezgranicznym zdumieniem.

– Dupin – odezwałem się poważnym tonem – nie mogę tego pojąć. Nie waham się stwierdzić, iż nie posiadam się ze zdumienia i prawie nie dowierzam własnym zmysłom. Skąd wiedziałeś, że myślę o...? – tu przerwałem, żeby się upewnić, czy rzeczywiście wie, o kogo mi chodzi.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: