Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Trzeci stopień - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
15 lutego 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Trzeci stopień - ebook

Inspektor policji kryminalnej Magnus Kalo dostaje nową sprawę. W śródmieściu Sztokholmu znalezione zostają zwłoki okaleczonego mężczyzny. Trop prowadzi daleko w przeszłość, do ESMA – ośrodka tortur junty wojskowej w Argentynie  – ale również na północne, willowe przedmieścia Sztokholmu.

Wkrótce Magnus i jego żona, terapeutka Linn, odkrywają z przerażeniem, że w sprawę wciągnięta zostaje ich rodzina. Na wolności jest bezwzględny morderca, który toczy z nimi złowieszczą grę. Czy Magnus powinien zagłębiać się w sprawy przeszłości?  Kto zwycięży w rozgrywce na śmierć i życie?

Liselotte Roll, dziennikarka-freelancerka, wcześniej pracowała jako reporterka w dziale wiadomości w codziennej prasie oraz pisała scenariusze dla Szwedzkiego Radia. Z wykształcenia archeolog i w czasie, gdy pracowała w Argentynie przy wykopaliskach preinkaskiej osady, zapadły jej w pamięć opowieści o juncie wojskowej. Opowieści, które znalazły ujście w powieści kryminalnej Trzeci stopień.

Kategoria: Kryminał
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-430-8
Rozmiar pliku: 1,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Śniło ci się kiedyś, że umierasz?

Nie, nie śniło ci się. Pomyślałeś: zaraz umrę – wciągnąłeś powietrze i się obudziłeś.

Nie przeżyłeś samej chwili śmierci i tego, co było potem. Sekundę wcześniej zdyszany otworzyłeś oczy i poczułeś z ulgą, że twoje serce wciąż bije.

Nikomu nie przyśniła się własna śmierć i nikt nie był w stanie o tym opowiedzieć.

Dlaczego tak jest? Dlaczego sen o śmierci nie może ciągnąć się dalej? Wyobraźnia nie ma przecież żadnych granic. Ale może nie powinieneś tego wiedzieć, dopóki nie nadejdzie ten dzień, kiedy naprawdę umrzesz. Wtedy się dowiesz, choć nie będziesz mógł o tym opowiedzieć.

A dla niektórych ten dzień przychodzi wcześniej, niż się spodziewają.PROLOG

Leżąc na plecach na kuchennym stole, Erik Berggren ocknął się po ostatnim pijaństwie w swoim życiu. Zdezorientowany, zamrugał w ciemnym pomieszczeniu. Mrok był tak nieprzenikniony, że nie byłby w stanie widzieć nawet własnej ręki, to znaczy, o ile w ogóle mógłby ją oswobodzić. Oba nadgarstki miał mocno przywiązane nad głową. Krzyknął dziko i spróbował się rozejrzeć. Bez względu na to, jak bardzo się starał, nic nie mógł dojrzeć… Ale słyszał. Bardzo blisko niego ktoś oddychał. Obserwował go. Przyglądał mu się badawczo.

Wciąż był zamroczony dżinem i dopiero po chwili udało mu się coś z siebie wydobyć. Jego głos zabrzmiał skrzekliwie:

– Co ty wyprawiasz? Kim jesteś?

Żadnej odpowiedzi, tylko cisza.

Ktoś obcesowo zakleił mu usta. Ostra woń plastiku wdarła się w jego nozdrza i dopadła go panika, szybko, jak pędzący bez maszynisty pociąg towarowy.

Niezdarnie szarpał ramionami, żeby się oswobodzić, ale więzy zaciskały się tylko jeszcze mocniej na napuchniętym od alkoholu ciele. Szamotał się. Oddech coraz bardziej przyśpieszał, a nabiegłe krwią oczy po raz pierwszy od wielu lat wypełniły się słonymi, piekącymi łzami. Ciemność wydawała się jak czerń snu, w której rzeczywisty był jedynie przeszywający ból. Było absolutnie cicho, choć równocześnie w powietrzu wibrowało jakieś nieokreślone zagrożenie, jakby wszystko mogło się zdarzyć.

Jego wielkim ciałem wstrząsnęły dreszcze. Chciał krzyczeć, sprawić, by ten ktoś przestał, ale nie był w stanie. Z jego ust nie wydobył się żaden dźwięk, i to nie tylko za sprawą taśmy klejącej. Był sparaliżowany strachem. Poruszały się zaledwie kropelki potu spływające powoli spod linii siwych włosów. Zupełnie jakby całe pomieszczenie czekało na to, co się stanie.

Erik pragnął, żeby ten przeszywający ból zniknął. Nic innego nie miało już znaczenia. Nic. Słuchał swojego oddechu, który brzmiał teraz jak zduszony świst przez nos, jak jakaś dziwna melodia. I w pewnym sensie wydawało mu się niemal, że w tej ciszy i ciemności ten dźwięk go uspokaja.

Lecz potem usłyszał coś jeszcze. Ciche trzaskanie i… wentylator? Zamarł. Dźwięk się nasilał, powoli przeszedł w wycie, jakby szykował się do wściekłego wrzasku, ale stało się tylko tyle, że coś zaczęło się gotować. Pęcherze pękały jak małe natarczywe petardy gdzieś w nieprzeniknionej czerni. Minęła chwila, nim pojął, co to było, a wtedy jego serce ścisnęło się w twardą jak kamień grudę.

W ostatniej rozpaczliwej próbie, by się oswobodzić, wyprężył w łuk ciało leżące na blacie. Ból, który go przeszył, był jak eksplozja. Stawy napięły się do granic możliwości. Kaleczył sobie skórę, a mimo to węzły nylonowej liny nie ustąpiły nawet o milimetr. Z udręczonym jękiem jego ciężkie ciało opadło z powrotem na blat. Poddał się. Czas już nie istniał, był tylko ból.

Czekał.

I wtedy to się stało.

Woda.

Uczucie, że jego skóra się gotuje, było tak wstrząsające, że całe ciało zaczęło drżeć. Taśma tłumiła krzyki, a dźwięki, jakie z siebie wydobywał, brzmiały niczym płacz.

Erik zamknął oczy i zapadł się w siebie. Wbrew swojej woli zniknął, odpłynął, wirował jak zbłąkany liść niesiony jesiennym wiatrem. Marzł, ale to otępienie przynosiło ulgę. Napłynęły wspomnienia, odbijały się od ścian niczym świetliki w gęstej ciemności.

Znów był na podwórzu, tak jak wielokrotnie w swoich snach. Stał na wysypanym żwirem placu i spoglądał w stronę czerwonego domku. Czarny kot ocierał się łagodnie o jego nogi. Mgła zgęstniała w szarą zasłonę, a jesienne powietrze było zimne i wilgotne. Ponad dachem powoli wędrowały po niebie żółte jak siarka plamy światła. Słońce wkrótce zajdzie. O tej porze roku zachodziło wcześnie, czasem nawet zanim zdążył wrócić ze szkoły.

Erik się pochylił i pogłaskał kota po grzbiecie. To był śliczny mały kotek o okrągłym pyszczku i spokojnych oczach. Nie taki jak on: kanciasty, z rozbieganym spojrzeniem.

Gdyby sam był kotem, to pewnie dzikim i zarobaczonym, myślał, chowając palce w futerko zwierzątka. Przesunął ręką po jego mięciutkiej sierści. Była delikatna jak bawełna.

Kot zamruczał, zadowolony, i przymknął oczy. Erik miał właśnie wtulić w niego twarz, kiedy coś usłyszał. Ktoś płakał, cicho, żałośnie. Na chwilę zamarł, a potem powoli, niepewnie ruszył w stronę dźwięku.

Żwir chrzęścił pod butami, gdy szedł w stronę stodoły, ale nie zwracał na to uwagi, był w stanie myśleć tylko o tym płaczu i niepokoju dręczącym go niczym oszalały szczur. Co tam było w środku?

Erik wziął głęboki oddech i położył dłoń na klamce. Przez chwilę stał zupełnie bez ruchu, a potem ostrożnie uchylił drzwi stodoły. Domyślał się, co zobaczy, a mimo to nie mógł się powstrzymać.

Dziecko chaosu samo szuka chaosu. Nie czuje, że żyje, kiedy wszystko jest normalnie, nie, jeśli przywykło do tego, że codzienność jest piekłem. A tak właśnie było w jego przypadku – każdy dzień był nowym piekłem.

W stodole panował półmrok, lecz światło wpadające przez szczeliny między deskami pozwalało rozróżniać kształty. Zamrugał kilka razy, nim dotarło do niego, co widzi.

Dziewczynka siedziała na krześle, zasmarkana i z twarzą mokrą od łez. Tak strasznie pragnął stąd uciec, ale nawet gdy niezdarnie cofnął się o kilka kroków, nie był w stanie oderwać wzroku od jej przerażonego spojrzenia.

A potem spadł cios. Głowę przeszyła błyskawica i nogi ugięły się pod nim, jakby były z papieru. Runął do przodu na brudną podłogę, kalecząc sobie ręce. Wiedział, że nie uda mu się uciec. Kątem oka dostrzegł znajomą postać i to przeraziło go najbardziej.

– Zostaniesz tu!

Głos był twardy i ostry, przecinał ciemność. Było już za późno.

Erik nigdy nie zrozumiał, dlaczego stał się taki, jaki się stał. Pojął to teraz, przywiązany do stołu, i pomyślał, że szkoda, że tak wyszło.

Zamrugał. Sen o stodole zniknął i pod jego zamknięte powieki wdarło się ostre światło. Czuł pulsujący ból w głowie i miał wrażenie, że zaraz zwymiotuje.

Kto postawił wczoraj na schodach reklamówkę z alkoholem? Dwie butelki dżinu Gordon’s London Dry. Nie mógł uwierzyć własnym oczom… Kto mógł zrobić coś takiego? Nie miał pojęcia.

Gdzieś w jego głowie odezwał się słabo sygnał alarmowy, wiedział, że nie powinien otwierać oczu, że będzie lepiej, jeśli pozostaną zamknięte. Ale był tak zamroczony, że nie pamiętał dlaczego, więc z trudem uniósł powieki i zobaczył wnętrze domku na działce. Gdzieś za nim zapaliło się światło, widział zarysy mebli. Nigdy nie był szczęśliwy, lecz teraz, gdy jego życie zawisło na włosku, ogarnęło go silne pragnienie, by przeżyć.

Oczy piekły od łez, gdy postać zbliżała się do niego w mrugającym świetle. Inna postać, inne czasy, ale ta sama scena. To już koniec, zaraz będzie po wszystkim. Patrzył na plamę wilgoci na suficie, gdy coś przebiło jego serce. A potem nie było już nic.Czwartek, 16 października

1

Magnus i Linn położyli się po północy. Długo milczeli i wiercili się w łóżku. Przez otwarte okno wpadało chłodne nocne powietrze i docierało do nich w orzeźwiających podmuchach. Magnus przekręcił się na bok. Wyczuwał napięcie leżącej obok niego Linn. Nie poruszała się, choć wiedział, że nie spała, słyszał to po jej krótkim oddechu i poznawał po napiętym ciele.

Wyciągnął rękę i ją dotknął. Jej nocna koszula była ciepła i miękka jak jedwab. Ostrożnie położył dłoń na jej biodrze, potem zaczął ją pieścić, a jego ręka powoli wędrowała coraz dalej. Linn mruknęła coś zmęczonym głosem. Zapach jej włosów niesamowicie go podniecał. Zaczął całować ją w usta, po policzku, po szyi, i już po chwili leżeli pod kołdrą zwróceni do siebie. W każdej chwili mogły przerwać im dzieci, gdyby wbiegły do pokoju, a jednak nie potrafili się powstrzymać. Choć tyle przeszli w ostatnich latach, namiętność nie wygasła.

Wkrótce leżeli już wyczerpani obok siebie. Linn pocałowała go w policzek. Kilkudniowy zarost drapał ją w usta. Wąska smuga światła księżyca wpadła przez szczelinę w żaluzji, oświetlając jego piękną twarz i wielkie zielone oczy, które potrafiły tak stanowczo patrzeć, oraz zmierzwione ciemne włosy, w których zaczęły się pojawiać cieniutkie pasemka siwizny. Nie pozostał żaden ślad po tym, że kiedyś był chudym, niskim chłopakiem w grubych okularach. Posiadał wszystkie atrybuty mężczyzny. Matka Linn nazwała go kiedyś prawdziwym facetem i pewnie tak właśnie większość ludzi go odbierała. Linn widziała w nim jedynie człowieka, którego kocha. Męskość czy kobiecość nigdy jej specjalnie nie interesowały.

– Śpij już. Na pewno zaraz nas obudzą – szepnął cicho.

– Hmm… – Powieki Linn zdążyły już opaść. Drobniutkie zmarszczki w kącikach oczu sprawiały, że nawet kiedy spała, wydawała się szczęśliwa.

Magnus nastawił budzik. Jutro znów musi iść do pracy. Westchnął ciężko. Za każdym razem, gdy spędzał kilka dni w domu, potem ciężko mu było zebrać się do roboty. W pewnym sensie odbierał to jako gwałt na samym sobie. Uczucie, które najczęściej pojawiało się gdzieś w okolicy brzucha, przechodziło w lekki ucisk w klatce piersiowej. Gdzie się podziała jego motywacja? Kiedyś był przecież dumny z tego, że jest policjantem, i cieszył się, że pomaga ludziom. Teraz czuł się tak, jakby pływał w gównie i starał się przy tym za bardzo nie ubrudzić.

Jego uczucia zmieniły się w kleistą masę. Rozczarowanie i złość na ludzki egoizm mieszały się ze smutkiem z powodu wszystkich skrzywdzonych. Jak zwyczajny chłopak z przedmieścia się w to wszystko wplątał? Jakże naiwne musiały być jego marzenia. Z czasem nauczył się tylko tego, że nic nie zmienia się na lepsze. Zła nie da się dorwać. To tak jak z przycinaniem jabłoni – w kolejnym sezonie nowych pędów jest jeszcze więcej. Niezrównoważeni rodzice wychowywali dzieci z problemami, i tak to się ciągnęło w nieskończoność… Przestępcy, którzy nie mogli się tłumaczyć trudnym dzieciństwem, byli jeszcze gorsi, ci dopiero byli porąbani. Ale gdyby nie był policjantem, to kim? Nie miał pojęcia.

Otulił się szczelniej kołdrą i, zrezygnowany, odwrócił się do Linn. Kosmyk jasnych włosów opadł jej na policzek i Magnus delikatnie go odsunął. Jak to dobrze, że była. Że spotkał właściwą kobietę. Była inteligentniejsza od niego, lecz to mu nie przeszkadzało. Podniecał go jej dziki temperament i świeże spojrzenie na większość rzeczy, a on dawał jej spokój. To był taki niepisany układ między nimi, układ, który się sprawdzał.

2

– Moa i Elin złapały anginę – Magnus przepraszająco rozłożył ręce.

Spóźnił się dwadzieścia minut i jego partner, Roger Ekman, spojrzał na niego ze skwaszoną miną, gdy wchodzili do zakładu medycyny sądowej.

Ciemne włosy Magnusa sterczały na wszystkie strony, oczy były podkrążone. Z jakiegoś powodu odnosił wrażenie, że Rogera to cieszy.

– Tutaj też się za bardzo nie rozerwiesz – stwierdził Roger.

– A co? Jest gorzej niż zwykle?

– Tak. Pewnie już słyszałeś, że zwłoki znaleziono w domku na działce, tyle że jest coś w tym, w jaki sposób leżał i w ogóle… Torturowany, przywiązany do stołu w kuchni.

– Ach tak. – Mina Magnusa wciąż pozostawała ponura.

Roger spojrzał na swoje ubrudzone tenisówki.

– Ale przynajmniej tu jesteś… Czy znowu zamierzasz wziąć wolne?

– Nie, na resztę tygodnia Linn zostaje w domu.

Nagle Magnus poczuł się nieskończenie zmęczony aluzjami skwaszonego Rogera. Pracowali razem od prawie dwunastu lat i różnie im się w tym czasie układało. W najlepszych chwilach Roger potrafił być dobrym przyjacielem, choć często wydawał się też upierdliwym sukinsynem, którego Magnus najchętniej unikałby na korytarzach. Ale tak to już z nim było. Kiedy tylko ktoś za bardzo się do niego zbliżał, Magnus stawał się sztywny i niepewny. Oczywiście nie dotyczyło to Linn.

Roger odchrząknął.

– No to może cię trochę wprowadzę. Ofiara nazywa się Erik Berggren. Tuż po czterdziestce, rencista, alkoholik, lekko opóźniony w rozwoju. Wygląda na to, że mieszkał w domku na działce, która należała do jego starej matki.

Magnus pokiwał głową.

– Co na to sąsiedzi?

– Ponoć kilka razy próbowali się go stamtąd pozbyć, lecz wygląda na to, że w sumie nikomu nie przeszkadzał.

– Ludziom nigdy nic nie pasuje. No cóż, teraz przynajmniej nie muszą się już tym martwić. – Magnus uśmiechnął się krzywo i otworzył drzwi do sali obdukcyjnej.

* * *

Światło w pomieszczeniu było zimne, lecz lekarz sądowy Eva Zimmer promieniała ciepłem niczym słońce, gdy podniosła wzrok znad leżącego przed nią ciała. W szerokim uśmiechu odsłoniła uroczo krzywe zęby.

– Przepiękny dzień, co? Jakie słońce! – Odgryzła duży kęs bułeczki cynamonowej. – Poczęstujecie się? Kupiłam więcej.

Ani Magnus, ani Roger nie mieli w tej chwili szczególnej ochoty na słodkości.

– Jak sobie chcecie, ale to nie są te suche z Konsumu. Kupiłam je w cukierni.

Inspektorzy się uśmiechnęli.

Lekarka odwróciła się do stołu i dramatycznym gestem ściągnęła płachtę ze zwłok.

Magnusowi na chwilę ścisnął się żołądek. Na stole leżał nagi mężczyzna. Jego skórę pokrywały wypełnione płynem pęcherze, a w niektórych miejscach całe jej płaty odpadły, odsłaniając czerwone mięso.

– Obrzydliwe, co? – Eva z troską pokręciła głową.

– Ten, kto go zabił, przed śmiercią oblewał go wrzątkiem. Ma po prostu poparzenia.

Magnus zmusił się, by skupić uwagę na zwłokach, które były blade jak woskowa figura.

– Tylko tam na dole – wtrącił z niesmakiem.

– A to co? – Roger wskazał na ranę kłutą na piersi ofiary.

– Cóż, pewnie to go zabiło – podsunął Magnus.

– Chodzi mi raczej o kształt. Jest dość niezwykły.

Eva odrzuciła do tyłu głowę.

– Jeszcze nie zdążyłam tego sprawdzić, ale zgadza się, kształt jest nietypowy. Skontaktuję się z wami, kiedy będę wiedziała coś więcej… i gdy ustalę, od jak dawna nie żyje, choć na oko powiedziałabym, że od jakiegoś tygodnia.

Roger pochylił się nad raną i przyjrzał się jej uważnie. W oczach za okularami w szerokich oprawkach widać było zaciekawienie.

* * *

Resztę przedpołudnia Magnus poświęcił na rutynowe czynności, takie jak próba zdobycia kluczy Erika Berggrena, jego paszportu i dowodu osobistego. W normalnych okolicznościach prześledziłby też operacje na karcie kredytowej ofiary oraz połączenia na komórce, ale Erik Berggren żadnej z tych rzeczy nie posiadał. Wydawał się być człowiekiem, który żył kompletnie poza społeczeństwem.

Magnus dopiero co znów usiadł za biurkiem, gdy poczuł intensywniejsze niż dotąd mrowienie w nogach. Powinien umówić się z lekarzem i to sprawdzić. Ale choć dokuczało mu to od kilku miesięcy, wciąż nie miał ochoty umawiać się na wizytę.

Zerknął na leżącą na biurku komórkę. Trzy nowe wiadomości. Wszystkie były od Linn i z każdą kolejną nagraną wiadomością w jej głosie słychać było coraz większe napięcie. Magnus chciał pojechać do domu i jej pomóc, lecz Roger na pewno by się wściekł, gdyby choć o tym wspomniał, zacisnął więc tylko zęby.

Magnus świetnie zdawał sobie sprawę, że w pracy balansuje na krawędzi. Zawsze się spóźniał, wcześnie wychodził, a poza tym robił sobie długie przerwy tylko po to, by choć na trochę wyrwać się z biura. Nie to że był złym policjantem, był tylko strasznie zmęczony i miał wszystkiego dość. To cud, że jemu i Linn udało się kochać dziś w nocy, pomyślał. Prawdziwy cud.

3

W porze lunchu słońce zaczęło się wychylać zza ciężkich chmur. Magnus minął dwie przepełnione restauracje, nim zdecydował się na hinduską na Kungsholmen. Kolorowe lampki na ścianach natychmiast wprawiły go w niemal świąteczny nastrój. W lokalu unosiła się intensywna woń przypraw, a gwar stłumionych rozmów zdawał się tak gęsty, że można by go kroić nożem. Był zadowolony, choć wiedział, że potem rozboli go brzuch. Reagował tak na chili, ale za bardzo je lubił, by się tym przejmować.

Choć zawsze dużo jadł, ciągle był głodny. To pewnie miało coś wspólnego z przemianą materii. Przez większą część podstawówki był najniższy i najszczuplejszy w klasie. Wołali na niego Kościotrup. Ale napoje czekoladowe i objadanie się pieczywem w końcu przyniosło efekty i choć higienistka twierdziła, że zawsze będzie niski, jako nastolatek wystrzelił w górę i urósł na dwa metry. Teraz tylko chude łydki przypominały o tym, jaką kiedyś miał budowę ciała.

Drżąc z głodu, wcisnął się do przepełnionego lokalu i usiadł przy małym stoliku w głębi.

Właśnie postawiono przed nim parujący talerz z kurczakiem tikka masala, kiedy zadzwonił Roger.

– Dostaliśmy ekspertyzę. Zaraz zaczyna się spotkanie.

– Ale… właśnie podali mi jedzenie.

– No to jedz szybko, reszta już tu jest.

Magnus z rezygnacją potarł twarz.

– Dobra, zaraz będę.

Szybko przełknął trzy kęsy, a potem wstał i zapłacił.

4

Magnus, Roger i stosunkowo świeżo upieczona inspektor policji kryminalnej Sofie Eriksson siedzieli ściśnięci z parującymi kubkami kawy w rękach, gdy do pokoju wszedł komisarz Arne Norman. Miał zadowoloną minę. Dopiero co wrócił z Wysp Kanaryjskich i jego białe włosy lśniły na tle niemal czekoladowej opalenizny.

– Witajcie wszyscy. Sala konferencyjna miała dwie rezerwacje. Będzie nam tutaj trochę ciasno, ale sobie poradzimy – oświadczył z uśmiechem.

Sofie zerknęła na niego z aprobatą i Magnus mimowolnie pomyślał, że jest trochę zbyt nadgorliwa w pracy. A ponieważ Arne uwielbiał wazeliniarzy, na pewno będzie jego ulubienicą.

– Spróbuję podsumować sytuację – zaczął Arne. – Jeśli pojawią się pytania, zajmiemy się nimi później, strasznie się rozkojarzam, kiedy ktoś mi przerywa. Na początek chciałbym pochwalić tych, którzy do tej pory zajmowali się tą sprawą. W pierwszej dobie po znalezieniu zwłok wykonali kawał dobrej roboty, więc teraz, kiedy to przejmujemy, mamy się na czym oprzeć. Niestety, jest nas tylko czworo, reszta pracuje nad morderstwem tego byłego neonazisty, którego w zeszłym tygodniu znaleziono w Nacka. Postaram się jak najszybciej sprowadzić jakiegoś śledczego, może mi się uda.

Arne sięgnął po mazak i zaczął pisać na dużej suchościeralnej tablicy wiszącej na ścianie.

– A zatem ofiara nazywa się Erik Berggren. Trochę ponad dobę temu znaleziono go w domku na działce jego matki w Eriksdalslunden. Znalazł go Lennart Wingedahl, emerytowany informatyk. Jest właścicielem sąsiedniej działki i z tego, co wiemy, nie łączyło ich nic prócz tego, że byli sąsiadami.

Magnus uniósł brew.

– Jak został znaleziony?

– Wingedahl twierdzi, że drzwi domku Erika od kilku dni stukały na wietrze i w końcu postanowił tam pójść i sprawdzić, co się dzieje.

– Kiedy to było?

– Wczoraj rano. Poszedł na działkę, żeby pozrywać jabłka przed przymrozkami. Tak czy inaczej, postanowił zajrzeć do środka, a wtedy zobaczył związaną ofiarę na kuchennym stole. W każdym razie tak wczoraj zeznał. Przyjdzie dziś po południu i wtedy oczywiście jeszcze raz go przesłuchamy.

Arne spojrzał wyczekująco na Rogera, aż w końcu ten mruknął niechętnie:

– Jasne, zajmę się tym.

– Świetnie. Wingedahl twierdzi, że wszedł tylko kilka kroków w głąb domku, więc na miejscu zbrodni wciąż możemy coś znaleźć. Odgrodziliśmy działkę i część drogi dojazdowej, oczywiście byli tam też technicy.

Magnus upił łyk kawy i starał się wyglądać na bardziej zainteresowanego niż w rzeczywistości. Nie było nic niezwykłego w tym, że ktoś zabił pijaka, i choć nie chciał się do tego przyznać, miał w tych sprawach własny ranking. Najgorzej było oczywiście, kiedy coś złego spotykało dziecko. Jednak zabici alkoholicy w średnim wieku rzadko sprawiali, że łzy cisnęły mu się do oczu.

Arne ciągnął:

– Zwłoki leżały tam przez jakiś tydzień. Sekcja wskazuje, że najprawdopodobniej zginął wskutek rany kłutej, ale przedtem był torturowany. Oblewano go wrzątkiem w okolicach genitaliów, w wyniku czego doznał poważnych poparzeń. Nie wiemy, czy w chwili śmierci był nieprzytomny.

– No dobra. Coś jeszcze? – Roger pochylił się do przodu.

– Tak, przebadali płyn gnilny w jego oczach. Erik miał niesamowicie wysokie stężenie alkoholu we krwi, choć część z tego to pewnie efekt działania bakterii… Po śmierci wytwarzają przecież sporo alkoholu.

Na twarzy Magnusa malowało się obrzydzenie.

– A dlaczego grzebali akurat w oczach? Przecież w innych miejscach też musiał być ten płyn gnilny.

– Najwyraźniej tam było najczyściej. W każdym razie możemy założyć, że w chwili śmierci Erik był pijany w sztok, a jego sąsiad, Lennart Wingedahl, twierdzi, że to nie należało do rzadkości.

Arne omiótł spojrzeniem grupkę. Z rozczarowaniem stwierdził, że Magnus apatycznie skubie brzeg swojego notesu, a Roger spogląda tęsknie w stronę drzwi.

Westchnął.

– No tak. Poza tym Eva Zimmer sprawdziła ranę w klatce piersiowej. Nie ma jeszcze pewności, ale narzędziem zbrodni nie był nóż ani śrubokręt. Skontaktuje się z nami, jak będzie wiedziała coś więcej. Na tę chwilę niewiele wiemy. Trwają analizy techniczne. Proponuję, żebyśmy dalej przesłuchiwali sąsiadów.

Po chwili zwrócił się do grupki śledczych:

– Sofie, mogłabyś wyszukać podobne sprawy w naszych rejestrach i dalej sprawdzać, z kim się zadawał Erik Berggren?

Sofie pokiwała głową.

– Roger, tak jak mówiłem, przesłuchasz Wingedahla. A skoro już przy tym jesteśmy, możesz się potem zająć innymi właścicielami działek?

– To będzie trwało wieki… Domków jest jakieś sto czterdzieści – zaprotestował Roger.

– A masz coś lepszego do roboty?

Roger gwałtownie odsunął krzesło i wstał.

– Nie.

– No właśnie.

Arne zapanował nad twarzą. Nie lubił, gdy inni widzieli, jak się denerwował podczas takich drobnych spięć.

– Magnus, mógłbyś powiadomić matkę ofiary? Nazywa się Gunvor Berggren i mieszka w domu spokojnej starości Vårdbo w Åkersberga. – I zaraz dodał niepewnie: – Przy okazji zobacz, czy uda ci się wyciągnąć z niej jakieś informacje.

5

Choć świeciło słońce, powietrze było przenikliwie zimne. Zupełnie jakby zima czekała na właściwy moment, by chwycić w stalowe szpony płomiennie czerwoną jesień i wycisnąć z niej życie. Magnus pomyślał, że trudno powiedzieć, jak sobie poradzi z tym szarobiałym odrętwieniem, w jakie zapada przyroda. Może jak zwykle dostanie zimowej depresji i tak będzie aż do wiosny.

Wyjął mapę ze schowka i z zatroskaną miną sprawdził adres. Dom spokojnej starości mieścił się przy centrum handlowym w Åkersberga, znalezienie go nie będzie więc żadnym problemem. To raczej charakter jego zadania wprawiał go w paskudny nastrój.

Potrząsnął głową, jakby chciał odsunąć od siebie myśli o tym, jak Gunvor zareaguje na wiadomość o śmierci syna. Potem sięgnął po komórkę i zadzwonił do domu.

– Cześć, kochanie – głos Linn brzmiał słabo.

– Co słychać?

– Monica zrobi nam zakupy.

– Dlaczego?

– No cóż, na przykład dlatego, że dzieci są chore i nie mogę ich ciągać ze sobą do sklepu z gorączką. – W głosie Linn pojawił się ostrzejszy ton. – Ledwie daję radę. To chyba dobrze, że zaproponowała pomoc?

Wyrzuty sumienia zapiekły jak ukąszenie gza, ale ponieważ i tak nie mógł nic zrobić, przede wszystkim czuł irytację. Nie podobało mu się, że muszą im pomagać sąsiedzi. Zawsze sobie przecież radzili sami.

Na pomoc dziadków nie mogli liczyć. Matka Magnusa mieszkała w domu opieki, ojciec od dawna nie żył. Na początku było im ciężko bez żadnej pomocy, jednak tak bardzo się do tego przyzwyczaili, że teraz nawet trudności wydawały się rutyną.

Linn nie miała kontaktu ze swoimi rodzicami. Po prostu w którymś momencie zaczęła tak źle znosić spotkania z nimi, że wywierało to wpływ na dzieci. To wtedy postanowiła zerwać kontakt. Nie było to dla niej łatwe, choć przedtem było jeszcze gorzej. Magnus nie wiedział dokładnie, kiedy uznał, że ma serdecznie dość trudnych teściów. Może wówczas, gdy teść po pijanemu wsiadł za kierownicę i zawiózł dzieci do zoo? A może kiedy musieli zabrać go na izbę przyjęć, bo pomieszał alkohol z tabletkami nasennymi? W każdym razie to już nie miało znaczenia – teściowie byli dla niego skończonym rozdziałem.

– Halo?! Magnus, jesteś tam? – zawołała Linn.

– Tak, tak, przepraszam. Trochę się zamyśliłem. Miło, że Monica zaproponowała ci pomoc.

– Tak, też tak myślę.

– Jestem w Åkersberga i muszę coś załatwić. Ale potem postaram się jak najszybciej wrócić do domu.

– W porządku. – Głos Linn po drugiej stronie wydawał się odległy.

– Poradzicie sobie teraz?

– Tak… choć to chyba najpaskudniejsza choroba, jaką dzieci dotąd złapały. Na szczęście Moa zasnęła chwilę temu. Co u ciebie?

– Jak zwykle.

– Czyli syf. Może wieczorem napijemy się wina i obejrzymy jakiś film? – Linn trochę się ożywiła.

– Byłoby miło. W drodze do domu mogę zrobić zakupy.

Magnus się rozłączył. Zaczęło padać, droga zrobiła się śliska i lśniąca. Pogłośnił wiadomości w radiu.

* * *

Jakaś ciężarówka uporczywie trąbiła. Przed sobą widział centrum handlowe w Åkersberga, które wyglądało jak gigantyczny brązowy garaż. Magnus ostro skręcił, przejechał przez tory kolejowe i ruszył wzdłuż kanału. Przez mżawkę widać było ceglastoczerwony budynek po drugiej stronie. Pod każdym względem wyglądał jak dom starców: wielki, obskurny i brzydki. Za chwilę Magnus poinformuje matkę o śmierci syna. Jakoś nigdy nie mógł znaleźć właściwego sformułowania. To było ciężkie przejście i z pewnością paskudne doświadczenie – również dla niego.

Dochodziła czwarta, gdy zaparkował pod wejściem do domu opieki i wysiadł z samochodu. Domofon zatrzeszczał, a po chwili rozległ się dźwięczny męski głos:

– Halo?

– Dzień dobry. Jestem Magnus Kalo z policji kryminalnej hrabstwa, wydział śledczy.

Usłyszał krótkie piszczenie i drzwi otworzyły się automatycznie. Szpitalne otoczenie i woń linoleum przypomniały mu o przemijalności, a to jeszcze bardziej popsuło mu humor.

W recepcji pojawiła się młoda kobieta o rozjaśnionych włosach i lekko zarumienionych policzkach. Miała krótką fryzurę i bordową marynarkę w stylu tych, jakich nie widział od lat osiemdziesiątych. Wyciągnęła do niego rękę.

– Dzień dobry, jestem Lise Evertzon. Odpowiadam tu za personel. Słyszałam, że jest pan z policji?

– Tak, mam smutną wiadomość dla Gunvor Berggren. Niestety zmarł jej syn.

Twarz Lise zarumieniła się jeszcze bardziej, szybko jednak zapanowała nad sobą.

– Jakie to smutne.

– Tak.

– Gunvor mieszka na drugim piętrze. Ogląda telewizję u siebie w pokoju. Powinien pan wiedzieć, że ma demencję, więc nie wiadomo, czy zrozumie… – Lise przerwała na chwilę, jakby zbierała się w sobie, by zadać jakieś trudne pytanie. – Czy to naprawdę konieczne, by jej o tym mówić? Nie zostało jej wiele czasu.

Magnus skrzywił się, jakby było mu przykro.

– Niestety, musimy poinformować rodzinę.

Twarz Lise spochmurniała.

– Szkoda – rzuciła krótko.

– Niestety.

– Mieszka w pokoju czternaście. Gdy pan już skończy, proszę do mnie przyjść i mnie o tym powiadomić. Może potem ktoś będzie musiał jej pomóc.

– Oczywiście, tak zrobię. – Magnus wchodził już do windy. Chciał mieć to wszystko jak najszybciej z głowy.

Pokój Gunvor mieścił się na drugim piętrze, na końcu korytarza. Magnus zapukał dyskretnie, a gdy nie doczekał się żadnej reakcji, uchylił drzwi.

– Halo, Gunvor? – powiedział ostrożnie.

Żadnej odpowiedzi. Otworzył drzwi i wszedł. Uderzyła w niego kwaśna woń starych zakurzonych mebli i moczu, wymieszana z tym sterylnym, słodkawym zapachem szpitala, którego szczerze nienawidził. Spróbował wstrzymać oddech. Żaluzje były opuszczone i z wyjątkiem migoczącej niebieskiej poświaty telewizora, w którym wyświetlano akurat reklamę jakiegoś kremu, w pokoju było ciemno. Zza fotela zwróconego oparciem w jego stronę wystawały nogi w elastycznych przeciwżylakowych rajstopach.

Przez chwilę zdawało mu się, że Gunvor Berggren nie żyje, ale wtedy usłyszał jej ciche rzężenie. Postąpił o kilka kroków naprzód.

– Dzień dobry, Gunvor. Jestem Magnus Kalo z policji krymi…

Urwał i stanął jak wryty. W pierwszej chwili nie rozumiał, co widzi.

Kobieta, która gapiła się na niego obojętnie, miała twarz zachlapaną krwią, a dolna część jej ciała wyglądała jak chaotyczna masa czerwonego mięsa. Spoglądała na niego, zdezorientowana. Jej oczy nie wyrażały bólu, lśniły tylko. Było w nich jakieś pytanie.

Magnus poczuł, że przewraca mu się wszystko w żołądku. Chwycił w ramiona zniedołężniałe ciało Gunvor Berggren i zaczął krzyczeć. Jego głos brzmiał ochryple i żałośnie. Po chwili nadeszła pomoc.Piątek, 17 października

6

– MAMO!

Moa głośno wrzeszczała z łóżka. Przestanie dopiero wówczas, gdy dostanie śniadanie. W takiej sytuacji reszta rodziny traciła zwykle nadzieję na to, że jeszcze pośpi.

Linn mozolnie przetoczyła się na drugą stronę łóżka i mocno potrząsnęła Magnusem.

– Idź – mruknęła. – Ja wstawałam dziś w nocy cztery razy.

– Wstawałem przecież wczoraj – odparł Magnus.

Linn się odwróciła i naciągnęła kołdrę na głowę.

– MAAAAMOOO!

Magnus zwlókł się z łóżka. Zmieniali się po nocach, ale koniec końców prawie zawsze to Linn musiała wstać. Gdy Moa i Elin wrzeszczały, nie chciały, żeby to on do nich przychodził. A kiedy próbował, najczęściej kończyło się tym, że krzyczały jak szalone, dopóki nie zjawiła się Linn.

Gdy Magnus wszedł, Moa siedziała na łóżku. Spojrzała na niego ze złością.

– Chcę, żeby przyszła mama, TYLKO MAMA!

Magnus zmarszczył czoło i westchnął. Mrowienie w nogach nie dało mu spać przez pół nocy i czuł się potwornie zmęczony. Wrażenie, że pod jego skórą przechadzają się tysiące mrówek, doprowadzało go do szału, ale nie wspomniał jeszcze o tym Linn. Wiedział, co będzie, jeśli to zrobi. Linn natychmiast pogna do komputera i wynajdzie mnóstwo tajemniczych chorób zgodnych z jego objawami, a potem będzie potwornie marudzić, póki Magnus nie umówi się do lekarza. Nie, lepiej to przemilczeć. Właściwie to go to nawet nie niepokoiło. Miał dopiero trzydzieści pięć lat i był w dobrej formie. Cokolwiek to jest, pewnie samo przejdzie.

– Mama śpi, potrzebuje snu – spróbował wytłumaczyć i właśnie spodziewał się kolejnego pełnego złości wrzasku, lecz drzwi się otworzyły i weszła na palcach Elin w zielonej piżamie.

– Nie chcę spać – oświadczyła z niewzruszoną miną.

Magnus popatrzył z rezygnacją na swoje córki, które już rzuciły się na siebie i tarzały na łóżku.

– Wstajemy, jest już rano – powiedział.

7

Pachniało trochę nieświeżo, gdy Magnus dwie godziny później wszedł do pokoju Rogera. Biurko kolegi było jak zwykle zawalone papierami, puszkami po coli i niedojedzonymi rogalikami. Magnus się pocił. Niewyspanie i wczorajsza wizyta w domu opieki dały mu się mocno we znaki i teraz czuł się tak, jakby cały pokój się kołysał. Opadł na krzesło i potarł twarz. Przed jego oczami wciąż pojawiał się obraz zakrwawionej Gunvor. Było coś w jej oczach, coś… zdziwionego.

Roger pochylił się nad biurkiem.

– Wszystko w porządku?

– Tak, jestem tylko trochę zmęczony.

– To musiało być strasznie nieprzyjemne…

Magnus krótko kiwnął głową. Opowiedział już o wizycie w domu opieki i uważał, że nie musi robić tego po raz kolejny.

Roger natychmiast zostawił ten temat. Wiedział, że nie ma sensu naciskać na kolegę. Czasem mu się wydawało, że Magnus jest jak ktoś z innych czasów, ze świata, gdzie trzeba było wypić co najmniej dwie wódki Koskenkorva i długo posiedzieć w saunie, żeby być w stanie rozmawiać o swoich uczuciach.

– Rozmawiałem z pracownikiem oddziału pomocy doraźnej w szpitalu Danderyd – powiedział. – Położyli starszą panią na oddziale intensywnej terapii. Jak na te okoliczności czuje się dobrze, choć chyba nie rozumie, co ją spotkało. Może to jedyna zaleta demencji?

Magnus uśmiechnął się krzywo.

– Lekarze mówią, że była pod wpływem jakichś środków, kiedy ją przyjmowali – ciągnął Roger.

– Jakich? – Magnus ze zdumieniem uniósł brwi.

– Ktoś jej podał dużą dawkę leków przeciwbólowych, pewnie po to, żeby nie krzyczała, kiedy ją torturowano.

– Jak to wygląda? – spytał słabym głosem Magnus.

Czterdziestopięcioletni Roger nagle wydawał się o wiele starszy. Zniżył głos.

– Poparzono jej wrzątkiem okolice genitaliów, mniej więcej tak jak synowi. Ma poparzenia trzeciego stopnia. Garnek wciąż stał na włączonej kuchence.

Magnus smutno pokiwał głową. Wszystko to już wiedział.

– Zniedołężniała starsza pani. To… – umilkł i zacisnął zęby. – Jak myślisz, dlaczego ten ktoś pozwolił jej przeżyć?

Roger wzruszył ramionami.

– Pewnie sprawcy coś przerwało… Może ty? Przesłuchałem na miejscu personel, ale wygląda na to, że nikt nic nie widział. Z wyjątkiem jednej pielęgniarki, która widziała kobietę wychodzącą z Vårdbo chwilę po tym, jak się zjawiłeś.

– Jak wyglądała ta kobieta? – zmysły Magnusa się wyostrzyły.

Obraz Gunvor patrzącej na niego wielkimi oczami wyrył mu się w pamięci. To było podłe. Ostatnią rzeczą, jakiej doświadcza stary człowiek, nie powinno być takie obłąkańcze zło. Nagle ogarnęła go chęć, żeby strzelić komuś w pysk. Komukolwiek.

– Chusta na głowie, ciemne ubranie. Ten opis nic nam nie daje.

– W zeznaniu podano dokładną godzinę?

– Owszem, wyszła mniej więcej dziesięć minut po tym, jak się zjawiłeś.

– Cóż, to się może zgadzać. – Magnus spojrzał z namysłem na Rogera. – Możemy już porozmawiać z Gunvor?

– Nie, wygląda na to, że kompletnie pokręciło jej się w głowie. Wciąż tylko powtarza, że w pokoju była wielka, obrzydliwa mucha. – Roger uniósł ramiona, przez co jego niskie, krępe ciało wydawało się jeszcze bardziej przysadziste. – Pojedziemy tam z Sofie i jeszcze raz przesłuchamy personel domu opieki. Porozmawiam zwłaszcza z tą pielęgniarką, która widziała kobietę wychodzącą z budynku.

– Mhm… A jak poszło z tym sąsiadem z działek? Z tym Wingedahlem, emerytem? – spytał Magnus.

– Niestety, nic więcej nie udało mi się z niego wyciągnąć. – Roger sięgnął po leżącą na krześle skórzaną kurtkę. – Idę teraz coś zjeść. Możemy się spotkać kwadrans po czwartej?

– Jasne – odparł z roztargnieniem Magnus.

8

Moa i Elin oglądały kreskówkę w telewizji, więc Linn skorzystała z okazji, żeby wziąć kąpiel. Woda spływała po jej blond włosach, nadając im mysi kolor. Kilka dni spędzonych z chorymi dziećmi dało jej się we znaki i w strumieniu gorącej wody poczuła się tak, jakby w jej głowie rozpraszała się mgła. Zazwyczaj była wojowniczką, lecz teraz czuła się wyjątkowo oklapnięta. Usiadła w wannie. Zafascynowała ją ta nowa sprawa, o której opowiadał Magnus, i nie potrafiła się powstrzymać, by nie wypytać go o najdrobniejsze szczegóły. W sposobie postępowania sprawcy było coś dziwnie chłodnego. Niewiele osób byłoby stać na tak długie zadawanie komuś bólu jak w tym przypadku, o którym opowiadał Magnus. Dlaczego sprawca nie użył po prostu noża albo czegoś w tym rodzaju? Czemu akurat wrzątek?

Sięgnęła po mydło. Może dlatego, że pracowała jako terapeutka, skrzywienie zawodowe skłaniało ją, by grzebać się w najgorszych ludzkich zwyrodnieniach, nawet wówczas, gdy wywierało to na nią negatywny wpływ.

Zanurzyła się w gorącej wodzie, która zdążyła już napłynąć do wanny, i rozkojarzona zaczęła golić nogi, cały czas myśląc o mordercy.

Byłeś zły? Wystraszony? A może podniecony? Co zrobiłeś później? Stałeś i przyglądałeś się Erikowi Berggrenowi? I dlaczego napadłeś na jego starą, bezbronną matkę? Czy ją też chciałeś zabić?

Linn podsunęła maszynkę do golenia pod kran i jasne włosy spłynęły do odpływu, jakby chciały w nim jak najszybciej zniknąć. Potem odłożyła maszynkę na brzeg wanny.

Morderstwo w domku na działkach wymagało niesamowitego panowania nad sobą i bardzo specyficznej osobowości. To nie było niechlujne morderstwo popełnione przez jakiegoś nerwowego sadystę. Chodziło o coś o wiele bardziej wyrafinowanego.

Przeszywający wrzask przerwał jej rozmyślania. Moa i Elin kłóciły się głośno w dużym pokoju. Linn szybko wstała i wyszła z wanny. Jedną rzecz wiedziała na pewno: rodzic małego dziecka nigdy nie miałby czasu, by wymyślić szczegóły tak skomplikowanego scenariusza. Pośpiesznie sięgnęła po ręcznik.

9

Pomieszczenie urządzone było w bukowym drewnie, z ogromnym stołem konferencyjnym i beżowymi zasłonami w haftowane tulipany. Zupełnie jak z lat siedemdziesiątych. Wykładzina, która kiedyś dodawała przytulności, teraz zmieniła się w hodowlę roztoczy, która z pewnością mogłaby zabić kogoś uczulonego na kurz. Magnus kołysał się na krześle, siedząc między kolegami, i ze zniecierpliwieniem bębnił długopisem w krawędź stołu. Wszyscy przynieśli już sobie kawę. Sofie wyglądała, jakby zaraz miała wybuchnąć. Najwyraźniej czegoś się dowiedziała. Nie zwracając uwagi na jej podekscytowanie, Arne Norman stanął przed nimi i na suchościeralnej tablicy napisał dwa imiona: Erik i Gunvor. Odwrócił się do nich.

– No dobra, kto chce zacząć?

– Ja. – Sofie wyciągnęła szyję, a jej głos dosłownie wibrował z podniecenia.

Przypominała jedną z tych pilnych uczennic, które tak strasznie chcą dobrze odpowiedzieć na pytanie zadane przez nauczycielkę. Magnus i Roger wymienili rozbawione spojrzenia, co na szczęście umknęło uwadze ich koleżanki.

– Dowiedziałam się kilku rzeczy – zaczęła Sofie. – Erik Berggren i jego matka zostali przecież poparzeni, więc wyszukałam podobne sprawy w rejestrze… Nie znalazłam żadnego trafienia, ale wiecie, na co się natknęłam? – Sofie przerwała, z zadowoloną miną popatrzyła po pozostałych, po czym ciągnęła: – Ponad trzydzieści lat temu Gunvor Berggren zgłosiła przypadek znęcania się nad zwierzęciem. To było wtedy, kiedy mieszkała w gospodarstwie we Flaxenvik pod Åkersberga.

– No i? – Roger spojrzał na nią zdezorientowany.

Sofie triumfalnie wysunęła do przodu podbródek.

– Chodziło o ich psa. Został poparzony i zatłuczony na śmierć. – Zapadła cisza, a Sofie potarła kącik oka, próbując ukryć, jaka jest z siebie zadowolona. – Znaleziono go w stodole. Sprawcy nigdy nie ujęto, ale podejrzewano syna, to znaczy Erika Berggrena.

– Dlaczego?

– Chyba głównie dlatego, że wydawał się trochę dziwny, brak było jednak dowodów.

Arne się uśmiechnął.

– Dobra robota. To poparzenie jest oczywiście bardzo interesujące, problem polega tylko na tym, że Erik nie żyje. Natrafiłaś na jakieś inne nazwiska, które pojawiły się w śledztwie?

Sofie pokręciła głową.

– Przypuszczam, że niezbyt się przyłożyli w sprawie zabitego psa.

– To jasne, ale sprawdź, ile tylko dasz radę. Może jacyś dawni sąsiedzi będą coś pamiętać.

– Dobrze.

Arne potarł nos.

– No tak, to było niezłe. A pozostali? Znaleźliście coś?

Magnus odchylił się na krześle.

– Rozmawiałem przez telefon z siostrzenicą Gunvor, Anniką Wirén. Możliwe, że będzie mogła powiedzieć nam coś więcej o Gunvor i Eriku, lecz w tej chwili jest w Skanii na jakiejś konferencji. Wraca dopiero za kilka dni. Pracuje w firmie oferującej tkaniny techniczne. Spotkam się z nią, gdy tylko wróci.

– Zapytaj ją też o psa. Wie, co się stało?

– Nie, powiadomię ją, kiedy się spotkamy. Powiedziałem tylko, że rodzina jest zamieszana w śledztwo, i szybko dopytałem o kilka rzeczy. Pewnie pomyślała, że to trochę dziwne, że chcę z nią porozmawiać, lecz nie komentowała.

Arne pokiwał głową.

– Czego udało ci się dowiedzieć?

Gunvor i jej mąż, Gösta, wprowadzili się ponoć do tego gospodarstwa, o którym wspominała Sofie, na początku lat pięćdziesiątych. Syn Erik urodził im się dość późno i cierpiał na jakieś lekkie upośledzenie umysłowe. Annika Wirén twierdziła, że zachowywał się mniej więcej jak dziesięciolatek, lecz jego stan niekiedy lekko się zmieniał.

Roger spojrzał zdziwiony na Magnusa.

– Zmieniał się?

– Tak. Erik czasem wydawał się trochę doroślejszy, a czasem trochę bardziej dziecinny. Wydaje mi się, że coś takiego jest możliwe. W każdym razie Gunvor pracowała jako kasjerka, wypłacała zarobki w tartaku w Åkersberga, Erik też przez jakiś czas tam pracował.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: