Ucieczka z Lake Falls. Budząc dawno umarłych bogów - ebook
Ucieczka z Lake Falls. Budząc dawno umarłych bogów - ebook
Śmiertelna przepowiednia, nieśmiertelne dziedzictwo i nieuchronne przeznaczenie.
„Najpierw pojawiła się ciemność, z niej wyłonił się ból – pierwszy sygnał nadciągającej rzeczywistości. Ocknęła się z głębokiego, pełnego majaków snu. Otworzyła szeroko oczy, ale jedyne, co zobaczyła, to wirujący obraz lampy zwisającej z sufitu. Z powrotem zamknęła powieki. Nie była jeszcze gotowa”.
Tak oto poznajemy dalsze losy Victorii, która próbuje poukładać swoje życie po ucieczce z Lake Falls, oraz historię pewnego niezwykłego mężczyzny. Na własnej skórze doświadczyli prawdziwości słów pewnego mnicha, że ten, kto choć raz ujrzał, co kryje mrok, nigdy już nie spojrzy tak samo w ciemność.
Polecamy również „Co zdarzyło się w Lake Falls”.
Kategoria: | Dla młodzieży |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-65223-92-0 |
Rozmiar pliku: | 1,2 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Najpierw pojawiła się ciemność, z niej wyłonił się ból – pierwszy sygnał nadciągającej rzeczywistości. Ocknęła się z głębokiego, pełnego majaków snu. Otworzyła szeroko oczy, ale jedyne, co zobaczyła, to wirujący obraz lampy zwisającej z sufitu.
Z powrotem zamknęła powieki. Nie była jeszcze gotowa.
Po niezliczonych godzinach spędzonych w rozmazanym świecie omamów dostała kolejną szansę. Tym razem poczuła się na tyle silna, że postanowiła usiąść. Gruba, ciężka kołdra okazała się jednak barierą nie do pokonania.
Delikatnie zaczęła sprawdzać twarz oraz nadwrażliwe czoło; wydawało się, że wszystko jest w porządku. Próbowała odwrócić głowę i wtedy ją poczuła. Głęboka rana schowała się podstępnie za linią włosów, ukryła pod zlepionymi kołtunami w okolicach karku, a zakrwawione palce były dowodem, że nie zdążyła się jeszcze zasklepić.
Mogło być gorzej – pomyślała i z wysiłkiem uniosła się na poduszkach.
Myliła się. W reakcji na ten – niegwałtowny przecież – ruch żebra odpowiedziały głucho, a ramiona zadygotały pochwycone w okowy rozdzierającego bólu.
Wciąż tkwiła zawieszona pomiędzy snem a jawą, nie do końca świadoma, co się z nią stało ani gdzie się znalazła. Spróbowała ponownie i rozchyliła powieki na tyle szeroko, by ujrzeć w oddali pełgający cień świecy. W jej świetle pomieszczenie zdawało się znajome, a jednocześnie obce, z tymi powybijanymi szybami, które zastąpiono byle jak przybitymi deskami, stertą śmieci zepchniętą pod przeciwległą ścianę oraz dziurą po wyłamanych drzwiach.
Walające się bezładnie resztki zdezelowanych mebli, oprószone kurzem, rzucały wydłużone niepokojące cienie na ściany. Razem z piętrzącymi się w rogach kupami gruzu tworzyły przygnębiający obraz rozpadu i opuszczenia. Jednak cały czas miała nieodparte wrażenie, że doskonale zna ten pokój, podobnie jak widok rozpościerający się za szczelinami między nieheblowanymi deskami.
Zmęczona rozglądaniem się po opuszczonych kątach znów zanurkowała w płytkim, nieprzynoszącym wytchnienia śnie.
Gdy ponownie otworzyła oczy, świece już zgasły, przez nieszczelne zabezpieczenia przenikały blade promienie ciekawskiego słońca. Z trudem odwróciła się na bok i sięgnęła po szklankę wypełnioną płynnym zbawieniem. Woda, choć krystalicznie zimna, smakowała dziwnie, jakby…
***
Nie dokończyła. Szklanka wypełniona do połowy wysunęła się z jej zdrętwiałych palców – na szczęście zdołał ją w porę złapać. Sprawdził temperaturę, dokładnie obejrzał amatorsko zszytą ranę, a na koniec poprawił poduszki i uśmiechnął się pod nosem. Stary przepis na uspokajającą mieszankę ziół okazał się zaskakująco skuteczny.
– Sen – mruknął pod nosem – najważniejszy jest teraz sen.
Dołożył drewniane polano do kominka, pilnując, by powietrze za bardzo się nie nagrzało. Ciepło i pierwszy posiłek musiały poczekać, aż jej stan się ustabilizuje.
Z namaszczeniem, niczym kruchy skarb, wyjął z inkrustowanej skrzyni księgę i położył na stoliku tak, by zauważyła ją zaraz po przebudzeniu.
***
Gęsty osad pyłu wirował jeszcze w powietrzu, jak gdyby ktoś zaledwie przed chwilą zburzył swoją obecnością panujący tu zastygły w oczekiwaniu nieład. Na stoliku obok łóżka stała szklanka, znów napełniona wodą, oraz leżało coś nowego – książka oprawiona w ciemne okładki noszące ślady upływu lat. Wokoło panowała dojmująca pustka.
Czuła się już na tyle dobrze, że ignorując ból ramienia, wyciągnęła rękę po stary wolumin. Była zaintrygowana obecnością księgi, wydawało się jej, że już gdzieś widziała ten brzydki brązowy grzbiet, ale nie mogła sobie przypomnieć okoliczności…
– Niemożliwe – powiedziała szeptem, jakby dotknięcie spatynowanej skóry gdzieś w głębinach jej podświadomości uruchomiło ciąg skojarzeń.
Z wrażenia podniosła się na poduszkach i jeszcze raz rozejrzała po pokoju.
Musiała się napić, bo popękane wargi bolały ją równie mocno jak rana na głowie. Ostrożnie przełknęła łyk wody, która tym razem smakowała zupełnie normalnie. Dopiero teraz pozwoliła sobie dokładnie obejrzeć wnętrze pokoju. Od razu zauważyła czeluść ceglanego kominka muśniętego czerwienią dogasających szczap, poczerniałe drewniane bale wyzierające spod oderwanych tapet.
Poznała go, a serce ścisnął jej żal. Ze smutkiem patrzyła na nieodwracalne zniszczenia. Ukochany niegdyś dom, podobnie jak ona, odniósł wiele ran – choć jego w większości okazały się śmiertelne.
Ponieważ nie chciała zastanawiać się nad okolicznościami, które sprowadziły ją z powrotem do Lake Falls, sięgnęła po intrygujący wolumin. Sfatygowana skórzana oprawa otwierała się na karcie tytułowej, gdzie zamiast nazwiska lub imienia autora widniał napis Pustynni wędrowcy.
Dziwne było, że tę staroć napisano tak żywym współczesnym językiem, a już pierwsze zdanie: „Umierające słońce właśnie chowało się za horyzontem, ostrym światłem dogasającego dnia ożywiając taniec wirujących drobin piasku…” zaintrygowało ją na tyle, że zaczęła czytać, z ostrożnością przekładając pożółkłe strony.
Czas się zatrzymał, po czym z powrotem zaczął płynąć niespiesznie w sobie tylko znanym kierunku. Szelest kartek zapomnianej księgi sprawił, że przeszłość uchyliła drzwi i zajrzała do samotnego domu na wzgórzu.