Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ukryty głos - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
19 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ukryty głos - ebook

Kiedy cel jest naprawdę ważny, zawsze w końcu znajdzie się sposób,

by przemówić i sprawić, by usłyszano twój głos

Przejmujące literackie wołanie o akceptację i miłość

Shabab uwielbia obserwować księżyc, który w milczeniu krąży po niebie. Są do siebie podobni, bo chłopiec, mimo że ma już cztery lata, jeszcze nie wypowiedział ani jednego słowa. Otoczenie śmieje się tego dziwnego zachowania, uważa Shababa za opóźnionego w rozwoju, ten więc zamyka się w swoim świecie.

Niewypowiedzianych słów chłopca zdaje się słuchać jedynie Mariam, jego matka, która rozumie, że syn potrzebuje czasu, by zacząć mówić. Wie, co to znaczy czuć się inną, codzienne życie zmusiło ją bowiem do porzucenia kariery zawodowej i zajęcia się rodziną. Mariam czuje, że milczenie synka jest w rzeczywistości obroną przed obojętnością ze strony ojca, wołaniem o miłość… Właśnie dzięki niej Shabab odkrywa drogę do ludzkich serc.

„Niezwykle zaangażowana społecznie i buntownicza autorka przerywa zmowę milczenia w obliczu niesprawiedliwości”. The Independent

„Ukryty głos to literacka sensacja. Niewypowiedziane słowa dziecka stają się krzykiem przeciw bezduszności i obojętności”. Panorama

„Nawet cenzura nie jest w stanie stłumić pełnego dramatyzmu głosu tej odważnej kobiety”. The Guardian

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8110-123-3
Rozmiar pliku: 1 000 B

FRAGMENT KSIĄŻKI

1.

– Powiedz nam, Shahabie, to na pewno jesteś ty?

– Tak.

– Jaki byłeś mały! A kim jest ten pan, który cię tak mocno obejmuje?

Utkwiłem wzrok w fotografii. Kto to jest? Kim tak naprawdę jest ten człowiek? Poczułem, jak serce podchodzi mi do gardła, i zasycha mi w ustach. Rozejrzałem się dookoła, szukając drogi ucieczki. Dom zapełniał się ludźmi. Połowa z zaproszonych gości była już na miejscu. Gdzie moja matka znalazła te wszystkie osoby? Czy to naprawdę taki ważny moment, kiedy wkraczamy w dorosłość? Nie wydawało mi się, żebym aż tak bardzo się zmienił. Koledzy rozmawiali ze sobą, śmiejąc się i kręcąc po całym domu. Byłem gościem i zupełnie nie wiedziałem, jak się zachować. Kiedy kilku przyjaciół weszło do domu, dołączając do grupy obecnych, skorzystałem z okazji i wbiegłem szybko po schodach na górę. Zatrzasnąłem drzwi i oparłem się o nie plecami. Oddychałem z trudem, chociaż nie byłem wcale tak bardzo zmęczony.

Gdzieś w głowie zabrzmiał znajomy głos:

– Co się z tobą, do diabła, dzieje?

– Nie wiem – odpowiedziałem niechcący głośno.

Głosy kolegów rozbrzmiewały w moich uszach. Nie było tu spokoju, którego szukałem. Otworzyłem drzwi na taras i powoli wyszedłem na zewnątrz, próbując zniknąć na dobre. Lodowaty wiatr smagał mnie po rozgrzanym czole. Odetchnąłem głęboko. Spoglądając w stronę zakazanych schodów, które prowadziły na dach, poczułem skurcz w plecach, zwykły ból, który przychodził zawsze wtedy, gdy patrzyłem na te stopnie, a którego przyczyny nie znałem. W mojej skołatanej głowie coś się działo. Wspiąłem się po schodach. Ile czasu minęło od chwili, kiedy ostatni raz to zrobiłem? Jeden dzień czy sto lat? Wspomnienia mieszały się ze sobą i wracały do mnie z niesamowitą prędkością. Kiedy usiadłem na niewielkim podeście na środku dachu, stałem się znowu pięcioletnim dzieckiem, naiwnym i przestraszonym.

Od czasu, kiedy odkryłem, że jestem nierozgarnięty, stałem się wyjątkowo wrażliwy na dźwięk tego słowa. Kiedy nazywali mnie głuptasem, wpadałem w szał, krzyczałem, rozbijałem jakieś przedmioty lub rzucałem się na kogoś, słowem, rozrabiałem nieprzyzwoicie. Ale od momentu, kiedy zaakceptowałem rzeczywistość, mój stan uległ zmianie: słysząc ten przykry epitet, już się nie wściekałem, wprost przeciwnie – czułem się, jakby nagle coś zatykało mi gardło, jakby ktoś trzymał moje serce w żelaznym uścisku, jakby słońce przestało świecić, a cały świat stał się czarno-biały, i natychmiast szukałem jakiegoś kąta, gdzie mógłbym się schować. Podciągając kolana pod brodę i pochylając nisko głowę, pragnąłem stać się jeszcze mniejszy, żeby mnie nikt nie mógł zobaczyć. Nie interesowała mnie zabawa, nie pamiętałem nawet, co to znaczy się uśmiechać. Nic nie było w stanie sprawić, żebym poczuł się szczęśliwy. Taki stan trwał długo, czasem nawet dwa dni. Zdajecie sobie sprawę, ile to czasu – dwa dni – dla czteroletniego dziecka? Może jak jeden, dwa miesiące dla dorosłego.

Już lepiej było, kiedy reagowałem przemocą, nawet jeśli mnie karano, krzyczano na mnie i bito mnie, a ja płakałem. Bo wtedy wszystko mijało szybko; nie trwało dłużej niż jakieś dwie godziny.

Na początku wyobrażałem sobie, że bycie opóźnionym to jest coś fajnego i lubiłem, kiedy inni mnie tak nazywali, bo wypowiadali to słowo z radością.

Pierwszym, który odkrył, że jestem nierozgarnięty, i nadał mi to przezwisko, był mój kuzyn Khosrow. Kiedy tylko mnie widział, mówił:

– Jaki śliczny, grzeczny głuptas! Chodź no tutaj, chodź. Stań na głowie i pomajtaj nogami w powietrzu, to dam ci cukierka. Świetnie, mój mały!

Robiłem wszystko, o co mnie prosił, a on śmiał się z satysfakcją i dawał mi coś w nagrodę, zachęcając do dalszych występów. Moje zachowanie bardzo podobało się również jego siostrze Fereshteh. Przytulając mnie, mówiła: „Mój malutki głuptasek”. A ja tak bardzo lubiłem jej zapach! Ona też była zadowolona z mojego zachowania: śmiała się i kupowała mi czekoladę i lody, które bardzo lubiłem, ale największą przyjemność sprawiało mi to, że ona była zadowolona. Kiedy nazywali mnie nierozgarniętym, śmiali się, a ja myślałem, że to bardzo ładne słowo. Nie wiedziałem przecież, że ludzie mogą się śmiać także z innych powodów niż radość. No cóż, co mogłem poradzić, że byłem tępy?

Do czasu, gdy odkryłem gorzką prawdę, dni mijały o wiele spokojniej i pogodniej. Niebo było jaśniejsze. Mogłem kręcić się godzinami po ogródku przed domem i tracić czas na obserwowanie ziemi, liści i brązowych robaków, które wychodziły na powierzchnię po deszczu, mogłem co chwila odkrywać coś zupełnie nowego. Drzewko w ogrodzie było moim oddanym przyjacielem – zakwitało za każdym razem, kiedy wracaliśmy z noworocznych wakacji. Wiedziałem, że kwitnie z radości, bo zdarzało się to tylko raz w roku, właśnie gdy wracaliśmy do domu. Po kilku dniach kwiaty opadały, a drzewo zmieniało wygląd, aby wkrótce podarować nam smaczne, czerwone czereśnie. Wszyscy uważali to za zupełnie normalne – rodzi owoce – ale ja dobrze wiedziałem, że robi to, żeby się ze mną przywitać, bo kochałem je najbardziej na świecie.

Czasami bawiłem się z promieniami słońca, które wkradały się przez zasłony. Byłem oczarowany wirującym wokół nich pyłem.

Nocą gwiazdy świeciły dziwnym blaskiem, a księżyc… księżyc to było coś po prostu niesamowitego. Nie podlegał żadnym regułom ani nakazom. Zachowywał się jak uparte dzieci. Jego zadaniem było oświetlanie nocnego nieba, ale jeśli nie miał na to ochoty, to nawet nie raczył się pokazać. Mało tego, wysuwał się ukradkiem na środek nieba w momencie, kiedy najmniej można się go było spodziewać. Niekiedy rankiem widziałem go obok słońca. Bladł wtedy, żeby nikt nie mógł go dostrzec, i uśmiechał się szelmowsko. Czasami wyglądał zza chmury, żeby nas śledzić, ale kiedy zachowywał się przyzwoicie, nikt nie był w stanie mu się oprzeć. W swoim eleganckim ubraniu, z czystą buzią i ułożonymi gładko włosami pojawiał się błyszczący i uprzejmy z nadejściem wieczora, wprawiając wszystkich w zachwyt. I wszyscy śpiewali na cześć księżyca hymny pochwalne, zapominając o jego diabelskich sztuczkach. W każdym razie nie miał sobie równych jako towarzysz zabaw. Zawsze gotowy mnie gonić, biegać wkoło hoz, fontanny znajdującej się na środku dziedzińca, i zatrzymywać się dokładnie w tym samym momencie, kiedy ja przystawałem, nie myląc się nigdy i nie wyprzedzając mnie ani o centymetr. Wtedy myślałem, że jesteśmy połączeni ze sobą niewidzialną nicią, że jest moim przyjacielem, bo chodzi jedynie za mną. Kładłem się na takht, ogrodowej ławeczce, i obserwowałem go. Ludzie przychodzili i odchodzili, ale on za nikim nie podążał. Stanowił ze mną jedną całość, więcej, był po prostu mną. Nikt nie był w stanie zmusić go nawet siłą do jakiegokolwiek działania. Byłem księżycem, a Arash słońcem, które wschodziło i zachodziło punktualnie, nie robiąc nigdy niczego niestosownego.

W tamtych czasach, kiedy jeszcze nie zdawałem sobie sprawy z tego, że jestem nierozgarnięty, żyłem w zgodzie ze światem. Potem już nigdy nie osiągnąłem takiego wewnętrznego poziomu spokoju i radości.

Dzień, w którym zrozumiałem wreszcie, że bycie opóźnionym w rozwoju nie jest wcale takie fajne, był okropny. Szedłem właśnie do domu mojego wujka, znajdującego się kilka przecznic od naszego. Khosrow bawił się na ulicy ze swoimi przyjaciółmi. On nie był taki jak nasz Arash, który ciągle czytał. Był urwisem. Wujek powtarzał mu:

– Weź przykład z Arasha, jest od ciebie o rok młodszy, a chodzicie do tej samej klasy. I on jest prymusem. A dojdzie do tego, że będziesz musiał powtarzać każdą klasę. Wiesz, jak się to skończy? On zostanie lekarzem, a ty będziesz zarabiał na życie jako taksówkarz. Zapamiętaj sobie moje słowa!

Fataneh Khanum, mama Khosrowa, martwiła się, słysząc przykre uwagi męża, i próbowała bronić syna.

– Wszyscy się mylą co do niego! Mój synek może sobie włożyć do kieszeni dziesięciu takich jak Arash. – Spojrzałem na kieszenie Khosrowa: były takie małe, że nawet jeden by się tam nie zmieścił.

– A poza tym Arash wcale nie jest młodszy o rok, tylko o kilka miesięcy. To oni posłali dziecko do szkoły o rok wcześniej, mój syn jest w porządku. Jeśli będziesz rozpowiadał, że jest w klasie razem z Arashem, bez wyjaśnienia, że to on poszedł wcześniej do szkoły, ludzie pomyślą, że mój synek nie przeszedł do następnej klasy.

– Sama zobaczysz, moja droga, że prędzej czy później go nie przepuszczą!

– Co za pech, że ma takiego ojca jak ty, nie dziwota, że nic z niego nie będzie. Inni trzymają dzieci pod kloszem, a ty ciągle naskakujesz na mojego kochanego aniołka!

Żona mojego wujka, Fataneh Khanum, po prostu miała taki charakter. Kiedy mojej mamy nie było w pobliżu, mówiła:

– Ta małpa myśli, że wszystkie rozumy pozjadała, bo studiowała na uniwersytecie. Teraz wszyscy ci, którzy nic nie potrafią, zapisują się na studia. Ona bardzo zadziera nosa. Następnym razem, kiedy ją spotkam, dopiero jej pokażę, gdzie raki zimują! Całe szczęście, że ten młodszy jest taki tępy i patrzy na wszystkich jak niemota, bo inaczej nie przestawałaby się chwalić swoimi dziećmi!

Mówiła to wszystko w mojej obecności, wiadomo, byłem nierozgarnięty. Myślała, że skoro nie powiedziałem nigdy ani słowa, to z pewnością nie powtórzę mamie tego, co o niej mówiła. Ale kiedy Fataneh Khanum trafiała na moją matkę, zapominała o wszystkim, zwłaszcza o obiecanej nauczce. Z fałszywym szacunkiem mówiła wtedy:

– Ty miałaś okazję studiować. Wiesz wszystko o życiu, nie to co ja.

– Co ty opowiadasz? – odpowiadała moja matka i milkła zakłopotana.

Było mi przykro, że Fataneh Khanum miała tak krótką pamięć. Gdybym był w stanie wymówić choć słowo, postarałbym się, żeby jej co nieco przypomnieć.

Tego fatalnego dnia Khosrow, zobaczywszy mnie z daleka, zawołał:

– Ej, Shahab, niedojdo, chodź no tutaj!

Ruszyłem biegiem i zatrzymałem się koło niego, a on tymczasem przyklęknął i kładąc mi dłonie na ramionach, powiedział:

– Świetnie, a teraz chcę, żebyś pokazał moim kolegom, jakim jesteś posłusznym głuptasem. Potem kupię ci wielkiego loda, dobrze? A teraz stań na głowie w tym kącie.

Było tam brudno i pełno kurzu, a ja bardzo nie lubiłem kurzu. Rozglądałem się więc dookoła, żeby znaleźć jakieś czystsze miejsce lub przedmiot, na którym mógłbym się oprzeć.

– Na co czekasz? Zawsze byłeś posłusznym głuptasem, no, ruchy, ruchy. Stań na głowie. Zrób to dla mnie… – nie przestawał nalegać.

Musiałem to dla niego zrobić. Z radością oparłem więc głowę na ziemi, a nogi na murze. Wszyscy byli bardzo zadowoleni i śmiali się głośno. Tymczasem mój kuzyn powiedział:

– A teraz turlaj się po ziemi, aż będziesz cały szary.

Na ulicy było naprawdę brudno, a zawsze, kiedy wracałem do domu w ubłoconych ubraniach, mama na mnie krzyczała.

– No dalej, ruszaj się! A wy dodajcie mu odwagi oklaskami.

Natychmiast go posłuchali, nie miałem więc wyboru. Naprawdę chcieli, żebym to zrobił. Położyłem się na ziemi, a chłopcy, uderzając rytmicznie w dłonie, wołali:

– Świetnie, głuptasie, świetnie, turlaj się, turlaj!

Im szybciej się obracałem, tym radośniej się śmiali. Wiedziałem, że moja mama natrze mi za to uszu, ale nie miało to znaczenia, bo ważniejsze było zadowolenie Khosrowa i jego kolegów.

Nagle gruby Faraj zapytał:

– A więc on zrobi wszystko, co mu każesz?

– Jasne, że tak. To mój osobisty głuptas!

Faraj rozejrzał się wokoło i zaproponował:

– No to powiedz mu, żeby się napił wody ze ścieku.

– Co ty? Gadasz głupoty, na pewno się nie napije. Może i jest głupi, ale nie będzie przecież pił wody z kanału – odezwał się Farhad.

– Ale Khosrow mówi, że robi wszystko, co on mu każe…

– Właśnie że tak! Zrobi to, co mu każę – oświadczył bezczelnie Khosrow.

– Założę się, że nie napije się tej wody. Co ty na to, Khosrow, założymy się?

– O co chcesz się założyć?

– O ten sztylet z masy perłowej. A jak się nie napije, to dasz mi swój rower.

– Co mam ci dać?! Jaki sztylet, jaki rower?! To nie ja jestem głupi, tylko on.

– Okej, no to tylko pożyczysz mi rower na tydzień. Może być?

– Nie! Na jeden dzień.

– No dobra, zakład stoi.

Khosrow podszedł do mnie i obejmując mnie ramieniem, powiedział:

– Shahab Jun, teraz chcę, żebyś udowodnił, że jesteś naprawdę posłusznym dzieckiem. Chodź tu… napij się trochę wody z jub. Potem pójdziemy kupić ci smaczną bułkę i jeszcze loda. Zgoda?

Nie, nie miałem na to ochoty… woda w kanale ściekowym była czarna, pełna robaków i strasznie śmierdziała.

Odwróciłem się do niego plecami.

– Shahab Jun, nie chcesz chyba, żebym się za ciebie wstydził przed moimi przyjaciółmi. A może mnie nie lubisz?

– No widzisz, nie napije się. Mówiłem ci, że nawet taki naiwniak jak on wie, że nie powinien pić tej wody.

– Jasne, że się napije. Kazałem mu się napić i musi to zrobić. Chodź tu, nie zachowuj się jak kapryśny smarkacz. To przecież tylko łyk…

Bałem się robaków, które pływały w tej wodzie. Odsunąłem się od niego, żeby uciec do domu, ale zanim udało mi się zrobić dwa kroki, złapał mnie za kołnierz.

– Ej, a ty dokąd? Gdzie chcesz iść? Dopóki nie napijesz się wody, nigdzie nie pójdziesz, zrozumiano?

Zacząłem płakać i zbierało mi się na wymioty. Trzymając mnie mocno za kark, przysunął moją twarz do wody.

– No dalej, chłopcy, dodajcie mu odwagi, klaskajcie! Widzicie, że chce się napić!

Ale tym razem nikt go nie posłuchał, jakby wszyscy czuli to samo obrzydzenie, co ja. Zanurzył moją głowę w wodzie. Czubek nosa ubrudził mi się śmierdzącym mułem i miałem wrażenie, że się duszę. I nagle stał się cud. Jego dłoń zwolniła uścisk i mogłem wreszcie podnieść głowę. Usłyszałem Arasha, który krzyczał:

– Puść go, idioto!

Upadłem na bok. Nie napiłem się wody, ale całą twarz miałem wymazaną błotem. Zrobiło mi się niedobrze i zwymiotowałem tam, gdzie leżałem.

– Chyba zdurniałeś, co mu chciałeś zrobić? Gdyby się napił tej wody, toby umarł. Zwariowałeś czy co?

– Nie, to twój brat jest wariatem. Ten głupi naiwniak wszystko by zrobił za loda. To on chciał napić się tej wody, żeby dostać bułkę. Powiedzcie mu, że to prawda!

– Tak było. To twój brat jest niedorozwinięty. Nie powinniście puszczać go samego na ulicę – stwierdził Faraj.

– Zamknij się. Sam jesteś niedorozwinięty.

– Wcale nie, to wy jesteście nienormalni. Gdybyś był normalny, tobyś się tak bez przerwy nie uczył.

Wściekły Arash wziął mnie za rękę i zaprowadził do domu.2.

Właśnie karmiłam Shadi, kiedy usłyszałam, że otwierają się drzwi. Nie zwróciłam na to specjalnej uwagi aż do chwili, gdy stanął przede mną Shahab. Był cały w błocie i kurzu i trzymał za rękę Arasha. Natychmiast zaczęłam na niego krzyczeć:

– Nich mnie ręka boska broni przed takim dzieckiem, dlaczego doprowadziłeś się do takiego stanu? Każdego dnia ci powtarzam, żebyś nie brudził ubrania.

Arash zduszonym ze złości głosem opowiedział o tym, co się wydarzyło na ulicy. Z każdym jego słowem czułam, jak krew uderza mi do głowy. Cała się trzęsłam. Nie dbając o to, jak jestem ubrana, z Shadi na ręce, ujęłam dłoń Shahaba i ruszyłam w stronę domu Hosseina i Fataneh. Kiedy stanęłam przed ich drzwiami, puściłam dłoń syna i ze wszystkich sił nacisnęłam dzwonek. Nie przestałam naciskać aż do chwili, kiedy drzwi się wreszcie otworzyły, i dopiero wtedy wzięłam znowu swoje dziecko za rękę. Przeszłam przez dziedziniec, otworzyłam drzwi wejściowe i stanęłam twarzą w twarz z Fataneh, która mocno zdenerwowana, wyszła mi naprzeciw. Hossein Agha, Shahin, Fereshteh i Khosrow siedzieli przed telewizorem, a przed nimi na stoliku stał dzbanek z herbatą. Fereshteh jak zwykle podbiegła do mnie, żeby wziąć na ręce Shadi, ale nie zwróciłam na nią uwagi, bo moje oczy nie widziały nikogo innego poza Khosrowem. Serce waliło mi coraz mocniej, nigdy wcześniej czegoś podobnego nie doświadczyłam.

Zaczęłam krzyczeć:

– Czego chcesz od tego dziecka? Jesteś już duży i silny, dlaczego znęcasz się nad słabszym od siebie? Nie wiesz, że mógłby się rozchorować, gdyby się napił tej wody? Dlaczego go prowokujesz?

Khosrow, udając potulnego baranka, odpowiedział:

– Ależ, ciociu, ja nic nie zrobiłem. To on jest zdolny do wszystkiego, żeby tylko dostać loda czy czekoladę. A że jest upośledzony, to inne dzieci się z niego śmieją, a ja muszę uważać, żeby go nie pobiły.

– Co takiego? Upośledzony? Że też ci nie wstyd mówić tak o własnym kuzynie! On wcale nie jest upośledzony!

Hossein Agha odezwał się spokojnie:

– Mariam Khanum, nie bierz sobie tego tak bardzo do serca. Dlaczego się tak denerwujesz? Wiadomo, że niektóre dzieci są mniej inteligentne niż inne: niektóre są tak bystre i mądre jak Arash, a inne mniej inteligentne, tak jak on.

– To wcale nie tak. On nie jest mniej inteligentny. To tylko wy tak uważacie.

Fataneh odpowiedziała z drwiną w głosie:

– O mój Boże! Mariam, dlaczego nie chcesz zaakceptować prawdy? Dziecko, które w tym wieku jeszcze nie mówi, z pewnością jest opóźnione w rozwoju.

– Nie. To, że dziecko nie mówi, nie ma żadnego związku z opóźnieniem umysłowym. Nawet pediatra potwierdził, że niektóre dzieci zaczynają mówić trochę później i to wcale nie dlatego, że są mniej inteligentne.

– Co ty pleciesz? Jeszcze nie widzieliśmy inteligentnego dziecka, które w wieku czterech lat nie umiałoby mówić. Dzięki Bogu mój Khosrow mówił już, kiedy raczkował.

Odpowiedziałam ze złością:

– No nie! Być może zaczął mówić już w twoim brzuchu, ale wcale nie jest inteligentny. Nie ma żadnego związku między inteligencją a tym, w jakim wieku zaczyna się mówić.

Fataneh zacisnęła usta, a potem wybuchła gniewem:

– Coś takiego… Hossein Agha, posłuchaj tylko, co ona mówi o moim synu z powodu tego swojego niedorozwiniętego dzieciaka!

Hossein Agha wstał i ruszył w moją stronę. Próbując zachować spokój, zwrócił się do mnie:

– Uspokój się, bratowo. Zamiast się złościć, zastanów się poważnie nad stanem zdrowia swojego dziecka.

– To dziecko jest zupełnie zdrowe. To wy powinniście zająć się poważnie waszym synem – powiedziałam, wypowiadając coraz głośniej każde kolejne słowo.

Shahin włączyła się do rozmowy:

– Mariam Khanum, dlaczego mówisz takie rzeczy? Mój brat nie powiedział niczego złego. Zrobił to tylko dla waszego dobra: lepiej będzie, jeśli zaprowadzicie dziecko do lekarza. W naszej rodzinie wszystkie dzieci są inteligentne. Nigdy wcześniej nie było takiego przypadku.

– W naszej rodzinie też wszyscy są inteligentni. Nie martwcie się o mojego syna, wszystko jest z nim w porządku.

Wyrwałam Shadi z objęć Fereshteh i zwróciłam się do Shahaba, który przyglądał mi się zaskoczony.

– Od dzisiaj, jeśli ktoś nazwie cię niedorozwiniętym, masz go spoliczkować, rozumiesz?

Nie mogłam dłużej przebywać w tym mieszkaniu. Pociągnęłam Shahaba za ramię i bez pożegnania wyszliśmy. Wróciliśmy do siebie.

Dobrze wiedziałam, że dla krewnych mojego męża, którzy uważali mnie za osobę spokojną i powściągliwą, moje zachowanie było dużym zaskoczeniem i że wieść o tej wizycie, oczywiście odpowiednio ubarwiona, szybko stanie się powodem do niesnasek.

Po powrocie do domu gotująca się we mnie złość zmieniła się w zmęczenie i głębokie przygnębienie. Nie mogłam wydusić z siebie słowa, jakbym w tej jednej chwili wyczerpała cały ich zasób. Zaprowadziłam Shahaba do łazienki, umyłam go dokładnie od stóp do głów i zmieniłam mu ubranie. Nie odrywał ode mnie wzroku, ale jego spojrzenie niewiele mi mówiło. Wiedziałam, że on też był zaskoczony moją reakcją, ale nie miałam pojęcia, co o niej myśli. Pomimo pozornego milczenia w mojej głowie trwała ciągle kłótnia.

Kiedy Naser wrócił do domu, złość zaczęła się budzić we mnie na nowo. Z wściekłością opowiedziałam, że nasz syn został ciężko obrażony, ale on tylko patrzył na mnie bez słowa jak zwykle. W końcu, przygryzając wąsa, powiedział:

– Powiedz mi, co twoim zdaniem powinienem teraz zrobić? A może to oni mają rację?

Przez chwilę przyglądałam mu się, wstrząśnięta jego słowami, a potem wybuchłam jak petarda:

– Chcesz powiedzieć, że ty też uważasz, że nasze dziecko jest opóźnione w rozwoju?

– Jeśli tak nie jest, to dlaczego jeszcze nie mówi? Przecież lekarz powiedział wyraźnie, że słuch jest w porządku i że nie ma żadnych problemów natury fizycznej. Może właśnie chodzi o jakieś problemy psychiczne.

– Nie wydawaj takich bezsensownych opinii. Moje dziecko na pewno nie jest upośledzone, jestem tego pewna. Jego oczy mówią wszystko.

– Daj spokój, Mariam, jesteś jego matką i trudno ci zaakceptować prawdę.

Arash odezwał się, popierając stanowisko ojca:

– To prawda, mamo! Jakby nie był głupi, toby nie robił bezmyślnie wszystkiego, co mu każą.

– Ale on jest jeszcze zbyt mały, żeby zrozumieć, co jest dla niego dobre, a co złe. Ty jesteś jego starszym bratem i powinieneś się nim opiekować.

– Czego chcesz ode mnie? Wstydzę się wychodzić z nim na ulicę. Wszyscy mi mówią: „Twój brat jest niedorozwinięty”. Nie chcę mieć takiego brata jak on.

– Cicho bądź! Nie powinieneś pozwolić na to, żeby ludzie tak o nim mówili, a co sam robisz? Powtarzasz te brednie!

– Arash ma rację, Mariam. Spróbuj pogodzić się z rzeczywistością.

– Nie chcę tego dłużej słuchać, zostawcie mnie w spokoju. Mój syn wcale nie jest upośledzony. I przestań już wreszcie z tą przeklętą rzeczywistością! – krzyknęłam, wybuchając głośnym płaczem.3.

Właśnie niedawno zrozumiałem, co to znaczy być nierozgarniętym. Przez długi czas nie zdawałem sobie sprawy, że byłem traktowany z pogardą. Czułem, jak powoli wzbiera we mnie gorycz i gwałtowny gniew. Tak mocno znienawidziłem to słowo, że na sam jego dźwięk krew uderzała mi do głowy i stawałem się fioletowosiny. Coś się we mnie burzyło i wybuchałem, nie zdając sobie z tego sprawy. A że zazwyczaj nie mogłem nic zrobić osobie, która mnie obrażała, więc wyładowywałem się, niszcząc jakiś przedmiot – rozbijałem go na drobne kawałki. Nie panowałem nad sobą. Musiałem, nie zważając na konsekwencje, dawać upust złości w taki czy inny sposób, musiałem eliminować to niszczące uczucie, w przeciwnym razie ryzykowałem życie.

Kiedy moja matka, oburzona i obrażona, opowiadała całe zdarzenie ojcu, zaszyłem się w kącie i uważnie słuchałem jej słów, czując, jak rośnie we mnie gwałtowna nienawiść. Oczekiwałem z niecierpliwością reakcji ojca, z nadzieją, że pójdzie mnie pomścić, że stanie w mojej obronie jeszcze bardziej zdecydowanie, niż uczyniła to moja matka, i zmiesza z błotem rodzinę wujka. Tymczasem on pozostał niewzruszony, przyznając im rację.

Cierpiałem z powodu łez mamy i z powodu słów ojca i brata. Czułem, że muszę coś zrobić. Mój wzrok padł na zachęcające do wejścia, otwarte drzwi do pokoju Arasha i wślizgnąłem się tam bezszelestnie. Wiedziałem, że nie powinienem dotykać jego rzeczy. Od kiedy sięgam pamięcią, zawsze mi tego zabraniano. Na biurku stała zapalona lampa. Wszędzie leżały porozkładane książki, zeszyty oraz mniejsze i większe kartki. Nowe pióro leżało obok dużych kartek z bloku rysunkowego, nad którymi Arash pracował od dwóch dni. Sięgnąłem po kałamarz wypełniony czarnym atramentem, który został kupiony razem z piórem, a w mojej głowie ponownie rozległy się słowa Arasha:

– Wstydzę się wychodzić z nim na ulicę. Wszyscy mi mówią: „Twój brat jest niedorozwinięty”.

Starannie rozlałem atrament na kartkach, karteczkach i książkach. Uspokoiłem się dopiero wtedy, gdy rzuciłem na podłogę pustą buteleczkę. Poczułem, jak trawiący mnie wewnątrz ogień gaśnie, spokojnie opuściłem więc pokój i wszedłem na górę.

Słysząc krzyk Arasha, ojciec i matka rzucili się w stronę jego pokoju. Wysunąłem głowę zza drzwi, aby lepiej słyszeć ich głosy. Arash, płacząc, skarżył się:

– Cała moja gazetka szkolna zniszczona. Jutro muszę ją oddać. Co teraz powiem w szkole? Tak długo nad nią pracowałem…

– Jak to się stało, że wylał się cały atrament? – zapytał mój ojciec.

– Sam się nie wylał. To na pewno wina Shahaba.

– Nie opowiadaj bzdur. Czy kiedykolwiek brał twoje rzeczy bez pytania? Teraz przyklej mu jeszcze etykietkę wandala! Może to wiatr przewrócił kałamarz?

– Mama ma rację. Nie sądzę, aby Shahab mógł zrobić coś takiego. Nigdy wcześniej się to nie zdarzyło… chociaż właściwie to wcale nie ma wiatru i okna są zamknięte.

To był mój pierwszy akt wandalizmu. Zemsta miała słodki smak. Kiedy wszystko się skończyło, mimo że byłem niespokojny, położyłem się na dużym łóżku Arasha, które niedawno dostałem po nim w spadku. Skrzypiało za każdym razem, kiedy się poruszyłem. Teraz nie miało już znaczenia, że wcale nie lubiłem tego łóżka i że wolałbym nadal spać w moim starym łóżeczku z barierkami, które otrzymała z kolei Shadi, i że tak gorąco pragnąłem, żeby kupili mi nowe, z wyciąganą szufladą, takie jak to, na którym spał Arash. Nie obraziłem się nawet i nie czułem zazdrości, kiedy Shadi – odgrywając, jak każdego wieczoru, rozpieszczoną smarkulę – zapakowała się do łóżka mamy i zasnęła w jej objęciach.

Kiedy mama przyszła do mojego pokoju, żeby przebrać mnie w piżamę i przypomnieć o umyciu zębów, udałem, że już śpię. Zdziwiona, zgasiła światło i wyszła. Nie przestraszyłem się ciemności, jakby to gorzkie doświadczenie, które stało się tego dnia moim udziałem, sprawiło, że wydoroślałem. Nie pamiętam dobrze, ale to chyba właśnie tego wieczoru odkryłem wyraźnie obecność Asiego i Babiego, którzy od zawsze ukrywali się w kącie pokoju. Opowiedziałem im wszystkie przykre zdarzenia, które zaszły w ciągu dnia, a oni pocieszali mnie, jak mogli, chwaląc za to, co zrobiłem.

– Dobrze zrobiłeś – ocenił Asi, a Babi pocałował mnie w policzek.

Śmialiśmy się przez jakiś czas pod kołdrą, a potem Asi dodał:

– A jutro odpłacimy tą samą monetą ojcu Arasha, bo on też mówi, że jesteśmy głupi.

Wymieniliśmy wszystkie rzeczy, które były dla niego ważne, żeby ustalić plan działania.

W końcu, z lekką obawą w głosie, Babi stwierdził:

– Samochód…

Tego wieczoru zasnąłem później niż zwykle.

Słysząc hałas ruszającego auta ojca, otworzyłem szeroko oczy i rzuciłem się biegiem do okna.

– A niech to… jaka szkoda, że zaspaliśmy – żałował Asi.

Ale Babi był zadowolony z takiego obrotu sprawy i odetchnął z ulgą. Przez cały dzień serce biło mi mocniej niż zwykle, taki byłem podekscytowany wymyślonym poprzedniego wieczoru planem.

Moja mama kilka razy zapytała:

– Co się z tobą dzisiaj dzieje? Dlaczego tak siedzisz jak nieprzytomny? Obudź się!

Kiedy ojciec wrócił z pracy, wyszedłem na podwórko. Nie mogłem przecież zrezygnować z zemsty. Miałem poczucie, jakby od tego zależało całe moje życie. Chłodny wiatr sprawił, że zadrżałem. Na dworze było ciemno. Zobaczyłem oświetlone blaskiem dobiegającym z okna pokoju nożyce ogrodowe mojej mamy – wielki sekator, którego do tej pory nie tylko nie mogłem, ale nawet nie miałem odwagi dotknąć. Powoli zbliżyłem się do samochodu. Usiadłem i spróbowałem wbić nożyce w koło, niestety, bezskutecznie.

– Może przednia opona jest bardziej miękka – zasugerował Asi.

Spróbowałem więc z przednią, ale nic nie dało się zrobić.

– Dość tego! Chodźmy stąd! – zawołał Babi.

– Nie. Teraz narysuj coś na karoserii – polecił mi Asi.

Przyciskając mocno ostrze sekatora do auta, nakreśliłem nieregularne linie.

Babi śpiewał dla mnie: „To jest śliczne oczko, obok niego drugie, to jest domek nad zatoczką, obok niego wieża…”.

Nagle podwórko zalał snop światła.

– Shahab, to ty? Co tam robisz? Chodź do domu, bo się przeziębisz. – Mama była zdziwiona.

Tak mnie zaskoczyła jej obecność, że wypuściłem z rąk sekator, który uderzając o ziemię, zadźwięczał złowrogo. W drzwiach, za plecami mamy, pojawiła się głowa ojca.

Jak zwykle był zdenerwowany i od razu zaczął krzyczeć:

– Co się tam dzieje? Znowu narozrabiałeś, łobuzie?

W mgnieniu oka wsunął na nogi gumowe buty i wybiegł na zewnątrz. Chwycił mnie za rękę. Zacząłem się trząść. Język stanął mi kołkiem w ustach. Mama ruszyła biegiem w naszą stronę, a ojciec podniósł z ziemi nożyce i wpatrywał się w ślady uszkodzeń na karoserii. Spojrzałem na jego twarz. Była cała sina. Wiedziałem, że był przywiązany do swojego samochodu, ale nie myślałem, że aż tak bardzo. Uniósł ramię, ale mama zasłoniła mnie i wyrwała moją dłoń z jego ręki.

– Co ty robisz? Uważaj z tymi nożyczkami, bo jeszcze mi dziecko skaleczysz. Odłóż je natychmiast – i wolną ręką chwyciła sekator.

– Widzisz! Sama widzisz! Chyba teraz mi nie powiesz, że mój syn nie jest upośledzony!

Usłyszałem głos Arasha, który nie wiadomo od jak dawna obserwował całe zajście:

– No właśnie, mamo! A wczoraj to on wylał atrament na moją gazetkę.

– Nawet jeśli to prawda, to przecież nie robi tego bez powodu. Na pewno coś mu powiedzieliście. Musieliście go czymś zdenerwować.

– Co ty opowiadasz? Przecież dopiero wróciłem do domu. Nawet go jeszcze dzisiaj nie widziałem.

– A co ja mu wczoraj takiego zrobiłem, że zniszczył mi zadanie domowe? – zapytał ze złością Arash. – Nawet się kłóciłem, żeby go bronić. Gdyby połknął to błoto, toby umarł. A on, zamiast mi podziękować, zrobił mi na złość.

Zacząłem się śmiać w duchu. Co z niego za głupiec, naprawdę tego nie rozumie! Przecież on pierwszy po powrocie do domu powiedział, że się mnie wstydzi. Dlatego przewróciłem ten nieszczęsny kałamarz…

Ojciec przesuwał ręką po porysowanej karoserii, a jego wściekłość rosła z minuty na minutę. Odwrócił się do mnie i chociaż starałem się schować za mamą, zdołał jednym ruchem chwycić mnie za ramię. Drżącym z gniewu głosem powiedział:

– Już ja ci teraz pokażę! Wybiję ci raz na zawsze z głowy takie pomysły – i swoją silną dłonią uderzył mnie dwa razy w kark. Bałem się tak bardzo, że nawet nie poczułem bólu.

– Nie bij go! Jeśli zrobił coś takiego, to na pewno miał powód, nie uważasz?

– Jaki znowu powód?! Jedyny powód jest taki, że on nie jest całkiem normalny! Teraz zamknę go w jego pokoju. I dzisiaj nie dostanie kolacji, może wtedy zrozumie, co zrobił! A ty się nie wtrącaj. Dość tego! Już i tak wystarczająco go rozpieszczasz.

Usiadłem na łóżku. Asi i Babi nie odzywali się ani słowem. Zacząłem nasłuchiwać dobiegających z dołu odgłosów. Słyszałem słowa całej czwórki. Początkowo rozmawiali o mnie i o tym, że jestem niedorozwinięty, ale potem Shadi coś powiedziała i ojciec zaczął się śmiać. Jedli właśnie kolację i Arash opowiadał ojcu o szkole. Szczęściarze, oni są naprawdę udaną rodziną. A o mnie po prostu zapomnieli. Poczułem się odsunięty na boczny tor, odrzucony, i nagle zrozumiałem, że nie jestem jednym z nich. Smutek ciążył mi na sercu.

– Oni mnie nie kochają. Nie jestem ich dzieckiem – powiedziałem do Asiego.

Babi, który źle znosił przygnębiający nastrój, wybuchnął:

– Ale przecież mama cię kocha. Kupuje ci różne rzeczy, daje ci jeść, a czasami nawet cię całuje. Dzisiaj też gdyby nie ona, to ojciec zadźgałby cię tymi nożycami.

– To prawda, masz rację. Ale inni mnie nie kochają, zwłaszcza Arash i jego ojciec. I ja też ich nie kocham. Poczekaj, a zobaczysz, że tata jeszcze mnie popamięta!

W nocy, kiedy już wszyscy spali, mama przyniosła mi trochę chleba i zapiekankę z warzyw. Usiadła obok mojego łóżka i patrząc na mnie, zmęczona i przybita, zapytała:

– Kochanie moje, co się z tobą dzieje? Nigdy wcześniej tak się nie zachowywałeś.

Schowałem głowę pod kołdrę. Jak mogła nie rozumieć, że mnie do tego zmusili?

Od tamtego wieczoru całkiem się zmieniłem. Za każdym razem, kiedy ktoś się ze mnie śmiał, myślałem, jak się zemścić, zwłaszcza jeśli chodziło o kogoś z rodziny wujka, przede wszystkim o Khosrowa. Moja mama zerwała z nimi kontakty aż do czasu, kiedy dwa czy trzy tygodnie później, pewnego piątkowego popołudnia, do naszych drzwi zapukała babcia z Fereshteh. Mama, która zajęta była właśnie podlewaniem ogródka, stanęła jak wryta. Nie wiedziała, co robić. Ciągle jeszcze była obrażona, ale nie mogła, nie chciała czy nie miała odwagi, żeby okazać im brak szacunku, zwłaszcza że chodziło o babcię.

Mój ojciec z radością wybiegł im na spotkanie i zachowując wszelkie przewidziane w takich przypadkach konwenanse, zaprosił je do środka, ale babcia odpowiedziała:

– Nie synu, usiądziemy na zewnątrz. Na dworze jest dziś tak przyjemnie.

Usiadła na takht, ławce stojącej w rogu podwórka, na której mama rozłożyła jeden z dywanów, i zsunęła czador na ramiona. Fereshteh weszła do środka i – cała zadowolona – wzięła na ręce i pocałowała Shadi, która do niej podbiegła. O Boże, jak mnie drażniło to ostentacyjne zainteresowanie, które okazywała mojej siostrze! Zaczęła rozmawiać z Arashem, nie obrzuciwszy mnie nawet przelotnym spojrzeniem.

Samotny i smutny wszedłem po schodach na górę, ale nie miałem ochoty siedzieć w swoim pokoju. Spojrzałem na drzwi wychodzące na taras, które były otwarte z powodu niespodziewanie gorącego dnia. Pokonałem przeszkody, którymi moja mama zabezpieczyła wyjście, żeby Shadi nie mogła przedostać się na taras i dotrzeć do poręczy. Z tego miejsca dobrze widziałem i słyszałem wszystkich. Położyłem się na posadzce, aby nie mogli mnie zobaczyć, i obserwowałem ich spod barierki. Moja mama przyniosła kolejno syrop, owoce i talerzyki. Potem zaczęła zbierać szklanki i wtedy babcia zwróciła się do niej:

– Usiądź z nami na chwilę, córeczko, ciągle chodzisz tam i z powrotem. Nie rób sobie tyle kłopotu!

Mama jednak wymknęła się z powrotem do mieszkania.

– Jacy oni są głupi! Przecież ona wcale się nie męczy. Po prostu nie chce z nimi siedzieć, dlatego chodzi ciągle tam i z powrotem, nie zatrzymując się ani na chwilę – zauważył Asi.

Kiedy mama podeszła, żeby zabrać dzbanek do herbaty, babcia skorzystała z okazji i oświadczyła:

– Słyszałam, że dzieci się pokłóciły, a przez to wy też obraziliście się na siebie i teraz się nie odwiedzacie.

– Ależ nie, mamo, co ty mówisz? Po prostu jestem teraz tak zapracowany, że nie mam czasu na składanie i przyjmowanie wizyt. Nie mam nawet czasu dla swoich własnych dzieci – odpowiedział ojciec.

– Mój synu, nie rozumiem, po co tyle pracujesz i tak bardzo się męczysz? Gdybyście byli bardziej oszczędni i planowali wydatki, nie musiałbyś tak dużo pracować. Boję się, niech nas Bóg ma w swojej opiece, że przydarzy ci się coś złego.

– Nie, mamo, to nie ma nic wspólnego z planowaniem wydatków. Wiesz, ile kosztuje utrzymanie trójki dzieci? Poza tym Mariam zrezygnowała z pracy po urodzeniu Shadi i musimy obejść się bez jej pensji.

– Ej, nie przesadzaj. Ile może zarabiać kobieta? Wystarczy ledwie na jej zachcianki, dojazdy do pracy, opiekunkę do dzieci i pomoc domową. Dajcie już temu spokój, bracia nie powinni żywić do siebie urazy. Jeśli Hossein coś powiedział, to zrobił to dla twojego dobra. Nie miał nic złego na myśli. Powiedział tylko, że powinniście zabrać dziecko do lekarza.

Siląc się, aby jej głos brzmiał spokojnie i grzecznie, moja matka wyjaśniła:

– Byliśmy z Shahabem u lekarza wiele razy i zawsze zapewniał nas, że wszystko jest w porządku. Niektóre dzieci zaczynają mówić później z wielu różnych powodów.

– No i co z tego? To znaczy, że ten lekarz nic nie rozumie. Zaprowadźcie go do jakiegoś prawdziwego doktora. Czy to możliwe, żeby dziecko w tym wieku nie wypowiedziało jeszcze ani słowa i nie miało żadnych problemów ze zdrowiem? Jeśli szybko zaczniecie coś robić, to może jeszcze uda się mu pomóc.

– Nie, Khanum, proszę się nie martwić, dziecko jest zupełnie zdrowe. Proszę się uspokoić, nam też leży na sercu jego dobro.

– Moja córko, niepotrzebnie chowasz głowę w piasek. Upierasz się, że twój syn nie jest opóźniony w rozwoju?

– Bo nie jest. Co więcej, jest bardzo inteligentny.

– O mój Boże, czego ja muszę wysłuchiwać! Do tej pory nigdy jeszcze nie widziałam czegoś podobnego, nie wiem jak wy!

– A ja widziałam wiele dzieci, które zaczęły mówić później, a nie mają żadnych problemów psychicznych.

– Moja córko, co ty opowiadasz? Powinnaś wreszcie przyjąć prawdę o jego stanie. Podobno są specjalne szkoły dla dzieci opóźnionych w rozwoju. Im prędzej go tam poślecie, tym lepiej będzie dla niego.

Moja mama tym razem odpowiedziała głośniej:

– Moje dziecko wcale nie jest upośledzone. – I ze złością, pozbierawszy ze stołu szklanki po herbacie, wróciła do mieszkania.

Wiedziałem, że poszła do kuchni, żeby się wypłakać. Poczułem gwałtowną nienawiść do babci i uczucie to już nigdy mnie nie opuściło. Miałem ochotę rozbić jej głowę. Rozejrzałem się po tarasie, ale nie dostrzegłem żadnego przedmiotu.

– Musimy ją ukarać – zawyrokował Asi.

Tymczasem babcia ciągnęła tonem osoby nieznoszącej sprzeciwu:

– No, sam widzisz, synu. Widzisz, w jaki sposób twoja żona nas traktuje. Co ci przyszło z tego, że wziąłeś sobie za żonę wykształconą kobietę? Nie wiadomo nawet, skąd tak naprawdę pochodzi. Co to za jedni? Do kogo ten mały jest podobny? Gdybyś ożenił się ze swoją kuzynką, przynajmniej byśmy wiedzieli, co to za ludzie, a twój wujek na pewno by ci pomógł. Nie musiałbyś ciągle harować, ale cóż… ty straciłeś dla niej głowę! Naprawdę nie mogę zrozumieć, co cię opętało, że zakochałeś się w tej kobiecie o ciemnej skórze. Na pewno rzuciła na ciebie urok, zawsze to mówiłam, ale nikt nie chciał mnie słuchać.

– Dosyć tego, mamo. Mariam w żaden sposób cię nie uraziła. Nie ma drugiej tak łagodnej kobiety, jak ona.

– Oczywiście, właśnie miałam okazję się o tym przekonać. Słyszałam, jak się do mnie zwraca!

– Przecież nic złego nie powiedziała. Mówiła tylko, że byliśmy już z Shahabem u lekarza, który potwierdził, że nic mu nie jest.

– O nie, mój drogi. Ona nas nienawidzi. I powiem ci jeszcze, że gdy Fataneh Jun zaprasza mnie z radością do siebie każdego dnia w tygodniu, to u ciebie nie mam odwagi się pokazać nawet raz na miesiąc.

Mama, która właśnie wyszła na podwórko z herbatą na tacy, słysząc te słowa, nie wytrzymała.

– To wy nie chcecie do nas przychodzić, chociaż nasz dom zawsze stoi przed wami otworem. Ale wolicie spędzać czas u nich i macie rację, bo z córką waszej siostry zawsze macie wiele tematów do rozmowy. – I żeby nie rozpłakać się w obecności babki, uciekła do domu.

Ponownie rozejrzałem się wokoło. Asi był bardzo zły, a Babiemu było okropnie przykro. Mój wzrok padł na leżącą przy drzwiach balkonowych cegłę, którą położono tam, aby ciągle się nie zamykały. Cofnąłem się po cichu, a potem wstałem i na palcach poszedłem po nią. Była ciężka. Podniosłem ją z wysiłkiem dwoma rękami i zataszczyłem w pobliże barierki. Postawiłem cegłę na posadzce, a sam położyłem się obok. Ostrożnie przesunąłem ją do krawędzi tarasu i przepchnąłem pod barierką. Cegła zachwiała się, ale trzymałem ją mocno.

Babcia mówiła teraz ściszonym głosem:

– Czy ja opowiadam jakieś niestworzone rzeczy, no sam mi powiedz, czy ja kłamię? Gdybyś wziął za żonę swoją kuzynkę, to nie przydarzyłyby ci się te wszystkie nieszczęścia, nie odsunąłbyś się tak bardzo od rodziny, nie byłbyś zmuszony zajmować się tym chorym dzieckiem i nie musiałbyś harować jak wół.

– Dość już tego, mamo! Nie miałem najmniejszego zamiaru pracować jako chłopiec na posyłki w sklepie wujka. Po jedenastu latach ciągle jeszcze nie dajesz za wygraną?

– Nic na to nie poradzę, mój synu. Kiedy widzę, jakie nieszczęście cię spotkało, mam wrażenie, że oszaleję z bólu.

– Ja wcale nie jestem nieszczęśliwy, mamo! Jestem bardzo zadowolony z mojego życia. Nie martw się o mnie.

– Biedactwo… i jeszcze na dodatek problemy z tym upośledzonym dzieckiem, przy wszystkich twoich zajęciach.

– Zrzuć jej cegłę na głowę, no już, tylko dobrze wyceluj! – rozkazał Asi.

– Jak ludzie umierają? – zapytał przerażony Babi.

– Tak jak w filmach. Czują ból, a potem zasypiają. Przynajmniej przestają gadać. Cicho bądź i nie bój się. Zobaczysz, że poczujesz ulgę!

Popchnąłem cegłę jeszcze trochę do przodu.

– Nie rób tego!

– Puść ją!

Cegła stawała się coraz cięższa i moje małe dłonie nie były już w stanie jej utrzymać. Wysunęła mi się z rąk. Babi zamknął oczy z przerażenia.

Cegła obracała się między niebem a ziemią, zmierzając w kierunku siwych, ufarbowanych henną włosów mojej babci.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: