Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Uwagi nad życiem Jana Zamoyskiego - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 333 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

DO STA­NU RY­CER­SKIE­GO

Przy tym zgwał­ce­niu pra­wa na­ro­dów, przy Rze­czy­po­spo­li­tej Pol­skiej kra­jów po­dzia­le, ja zo­sta­łem nie­wol­ni­kiem kró­la pru­skie­go. Moje cia­ło spo­koj­nie dźwi­ga nie­wol­ni­cze jarz­mo Pru­sa­ka; ale moja du­sza wol­no my­śli do­tych­czas. Już uspo­ko­iła się mi­łość oso­bi­sta; ale mi­łość stra­co­ne­go kra­ju czę­sto mi to za­py­ta­nie czy­ni: czy­liż nie ma dla resz­ty Pol­ski ra­tun­ku?

Przy­pad­kiem do­sta­ło mi się w ręce Ży­cie Jana Za­moy­skie­go Kanc­le­rza i het­ma­na W.K. To, co ten oby­wa­tel przed dwie­ście lat my­ślał, to mi od­kry­ło dla ra­to­wa­nia Rze­czy­po­spo­li­tej spo­sób; ale gdzież jest ten mąż, któ­ry go wy­ko­nać po­tra­fi? Komu go dzi­siaj w Pol­sce po­wie­rzyć?

An­drze­jo­wi Za­moy­skie­mu?Ten, za mo­ich cza­sów naj­cno­tliw­szy w Pol­sce oby­wa­tel, w da­nym pro­jek­cie do pra­wa tyl­ko za­le­cał spra­wie­dli­wość dla wszyst­kich lu­dzi, a już w nie­bacz­nym na­ro­dzie utra­cił za­ufa­nie; głu­pia nie­wia­do­mość nie umia­ła roz­róż­nić praw­dy od błę­du; przy­ja­cie­la lu­dzi na­zwa­no nie­przy­ja­cie­lem Po­la­ków.

Po­toc­kim? W tym od­wiecz­nym w dzie­jach pol­skich do­mie ka­za­ła­by mi mieć za­ufa­nie ta uwa­ga, że Po­toc­cy, cho­ciaż rów­nie dum­ni, jak ich nie­przy­ja­cie­le by­wa­li, nig­dy prze­cież swej py­sze nie po­świę­ci­li kra­ju, nig­dy dla po­gnę­bie­nia stro­ny prze­ciw­nej nie we­zwa­li cu­dzej po­mo­cy; ale na cnych Po­toc­kich stron­ni­cy dwo­rów ob­cych mio­ta­ją czar­ną oszczerz.

Kró­lo­wi mą­dre­mu? Jego rady za­raz od po­cząt­ku pa­no­wa­nia znie­ci­ły woj­nę do­mo­wą.

Ni­ko­mu z pa­nów tego dzie­ła ofia­ro­wać nie będę: te sa­mo­ist­ne du­sze, jesz­cze po tym ostat­nim do­świad­czo­nym nie­szczę­ściu, rów­nie pod­łe, jak za pa­no­wa­nia Sa­sów, tak za rzą­du Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta, cho­wa­ją mię­dzy sobą za­wzię­to­ści i kłót­nie. Ta jed­na

To było pi­sa­ne w roku 1784. (Przyp… aut.)

tyl­ko w ich nie­zgo­dzie róż­ność, że przed­tem jaw­nie, te­raz bo­jąc się prze­moż­nych opie­ku­nów skry­cie gry­zą się. Pa­no­wie swo­jej oso­bi­sto­ści i du­mie po­świę­cić resz­tę Po­la­ków go­to­wi.

Sta­no­wi ry­cer­skie­mu te uwa­gi ofia­ru­ją. Nie­chaj szlach­ta sama o so­bie my­śli. Już ją nie­raz zdra­dzo­no. Wol­ność po­wie­rzy­cie­la nie cier­pi. A je­że­li wol­no­ści oca­lić nie moż­na, niech pa­mię­ta, że prócz wol­no­ści jesz­cze zo­sta­je jej się je­ste­stwo po­li­tycz­ne, imię, ca­łość kra­ju i sła­wa na­ro­du, za­słu­gi, urzę­dy do za­cho­wa­nia.

Wiel­ki na­ro­dzie! Do­po­ką­dże w tej nie­czu­lo­ści trwać bę­dziesz! Czy­liż tak gi­nąć my­ślisz, aby się nic wię­cej po to­bie nie zo­sta­ło, tyl­ko nie­sła­wa! Nie ma przy­kła­du, żeby osia­dłych na naj­ob­fit­szej zie­mi, uda­ro­wa­nych przez na­tu­rę szcze­gól­ny­mi przy­mio­ty kil­ka­na­ście mi­lio­nów lu­dzi, bez spo­so­bu ra­tun­ku, owszem, bez my­śle­nia o so­bie, z ozię­bło­ścią nie­wo­li cze­ka­ło. Upa­da­ły od daw­no­ści mo­car­stwa naj­więk­sze, ale ich sła­wa jest nie­śmier­tel­ną, a przy ich upad­ku mę­stwo na wie­ki uwiel­bia po­tom­ność.

Gdy w kil­ka ty­się­cy lat póź­niej czy­tam, że Kar­ta­giń­czy­ko­wie, dłu­gi­mi obro­ny woj­na­mi znisz­cze­ni, w ostat­nim swe­go ko­na­nia schył­ku, ani bro­ni, ani woj­ska, ani żyw­no­ści, ani przy­ja­ciół nie ma­jąc, prze­cież nie cze­ka­ją z ozię­bło­ścią nie­wo­li, ale czym prę­dzej wszy­scy łą­czą się; dają wol­ność nie­wol­ni­kom; pa­ła­ce, ko­ścio­ły, ryn­ki pu­blicz­ne za­mie­nia­ją się w kuź­nie; jed­ni z domu i z ko­ścio­łów sprzę­ty i po­są­gi, w nie­do­stat­ku że­la­za sre­bro i zło­to przy­no­szą, dru­dzy po kil­ka­set tar­czów, mie­czów, dzi­ryd, a ty­sią­ca­mi strzał na dzień je­den ro­bią; ko­bie­ty uci­na­ją so­bie wło­sy i z nich krę­cą po­trzeb­ne do obro­ny mia­sta po­wro­zy. Taką mi­łość oj­czy­zny w Kar­ta­gi­ny dzie­jach czy­ta­jąc, ża­łu­ję ludu tego. Cier­pię ra­zem z męż­ny­mi Kar­ta­giń­czy­ka­mi; nie­na­wi­dzę gwał­tow­ni­ków, zdraj­ców Rzy­mia­nów.

W dzie­jach ro­dza­ju ludz­kie­go jesz­cze tyl­ko nie do­sta­je dzie­jów i upad­ku wiel­kie­go a nik­czem­ne­go ludu, któ­ry bez ra­to­wa­nia się gi­nął. Czy­liż to ohyd­ne miej­sce Po­la­cy za­stą­pią?

So­bie­skich, Chod­kie­wi­czów, Za­moy­skich, Bo­le­sła­wów sy­no­wie! Czy­liż może być po­do­bień­stwo, aby­ście wy nie­sław­nie zgi­nę­li?

W He­ils­ber­gu, dnia 20 maja roku 1785EDU­KA­CJA

„Za­wsze ta­kie rze­czy­po­spo­li­te będą, ja­kie ich mło­dzie­ży cho­wa­nie” – tak Jan Za­moy­ski w di­plo­ma, swo­jej Aka­de­mii nada­nym, za­czy­na i mówi da­lej: „Nad­to prze­ko­na­ny je­stem, że tyl­ko edu­ka­cja pu­blicz­na zgod­nych i do­brych robi oby­wa­te­lów. Prze­to chęt­nie po­świę­cam cząst­kę ma­jąt­ku na usta­no­wie­nie w Za­mo­ściu Aka­de­mii, w któ­rej by pol­ska mło­dzież bra­ła zdro­we oby­cza­jów po­cząt­ki i ćwi­czy­ła się w na­ukach dą­żą­cych do jed­ne­go z usta­wa­mi Rze­czy­po­spo­li­tej za­mia­ru. Na ten ko­niec ta­kie czy­nię nauk roz­ło­że­nie: w pierw­szej kla­sie po­cząt­ki na­uki mo­ral­nej i od pol­skie­go ję­zy­ka za­czy­na­jąc, po­cząt­ki gra­ma­ty­ki ła­ciń­skiej i grec­kiej da­wa­ne będą; w dru­giej – mo­ral­na na­uka, syn­ta­xis i pro­zo­dia rze­czo­nych ję­zy­ków; w trze­ciej – same tyl­ko pierw­sze po­cząt­ki re­to­ry­ki, tło­ma­cze­nie i roz­bie­ra­nie osno­wy do­bie­ra­nych w ję­zy­kach pol­skich, grec­kich i ła­ciń­skich pi­sa­rzów, spha­era, aryt­me­ty­ka, geo­me­tria z do­świad­cze­niem w polu i lo­gi­ka; w czwar­tej – hi­sto­ria na­tu­ral­na, fi­zy­ka i na­uka le­kar­ska; w pią­tej – hi­sto­ria po­wszech­na i wy­mo­wa; na­uczy­ciel wy­mo­wy za­wsze ma­te­rie ścią­ga­ją­ce się do Rze­czy­po­spo­li­tej da­wać swo­im uczniom po­wi­nien, a w dzie­jo­pi­śmie przy­czy­ny głów­niej­szych w rzą­dach od­mian do­cho­dzić i one przy­rów­ny­wać do kra­ju sta­rać się bę­dzie. W szó­stej kla­sie na­uczy­cie­le mo­ral­nej na­uki uczyć będą obo­wiąz­ków czło­wie­ka i po­win­no­ści oby­wa­te­la; w siód­mej – tło­ma­czo­ne będą pra­wa w po­wszech­no­ści; w ósmej – pra­wa oj­czy­ste, sta­tu­ta, kon­sty­tu­cje, kan­ce­la­rii praw­no­mien­no­ści, Są­dów ga­tun­ki i są­dow­nic­two, czy­li po­stę­po­wa­nie są­dze­nia”.

Ta ode mnie krót­ko na­mie­nio­na edu­ka­cji pu­blicz­nej usta­wa wten­czas, kie­dy jesz­cze nie sta­nę­ło te­raź­niej­sze­go żoł­nier­stwa sys­te­ma, była bar­dzo roz­sąd­ną. Dziś w Rze­czy­po­spo­li­tej złą, w mo­nar­chiach by­ła­by jesz­cze do­brą. Choć sła­bych i nie bit­nych, prze­cież oświe­co­nych i cno­tli­wych by­ła­by lu­dzi wy­da­ła.

Tak cho­wa­ni w Pol­sce oby­wa­te­le przy­najm­niej po tej ostat­niej krzyw­dzie Rze­czy­po­spo­li­tej by­li­by moc­no uczu­li, że w tym ra­zie nie masz in­sze­go spo­so­bu, tyl­ko jak naj­prę­dzej chwy­tać się tego, co to­wa­rzystw ludz­kich zgo­dę sta­no­wi; że le­piej jest po­więk­szyć wol­ność in­nych spół­miesz­kań­ców dla po­więk­sze­nia mocy ca­łe­go kra­ju*, ni­że­li lę­kać się noc i dzień tej okrop­nej go­dzi­ny, w któ­rej moc­niej­szy oświad­czy wszyst­kim, że są nie­wol­ni­ka­mi jego. Już dziś Pol­ska by­ła­by mia­ła pra­wa. Jej mia­sta ży­wi­ły­by do niej przy­wią­za­nych oby­wa­te­lów. Ta­kie po­cząt­ki by­ły­by w każ­de­go Po­la­ka umy­śle moc­no pięt­no­wa­ły tę praw­dę, że ten oby­wa­tel jest nie­go­dzi­wy, któ­ry w nie­szczę­ściu Oj­czy­zny pra­co­wać dla niej zrze­ka się i słu­żyć jej nie­przy­ja­cio­łom wy­cho­dzi, ten zło­czyń­cą naj­więk­szym, któ­ry dla do­peł­nie­nia ze­msty i dla do­pię­cia swo­jej py­chy cu­dzo­ziem­skie woj­ska do kra­ju wpro­wa­dza.

Ale tej edu­ka­cji przez Jana Za­moy­skie­go uło­że­nie wy­ko­na­ne nie było. Jak pręd­ko bi­skup chełm­ski teo­lo­gię do nie­go przy­łą­czył, na­tych­miast ta już ob­ja­wio­nych prawd umie­jęt­ność, pa­nu­jąc sa­mo­wład­nie i in­nym, ukry­tej w na­tu­rze praw­dy do­pie­ro szu­ka­ją­cym na­ukom, pra­wa na­ka­zu­jąc, za­mie­ni­ła szko­łę oświe­co­nych i zgod­nych oby­wa­te­lów w szko­łę nie­wia­do­mych, kłó­tli­wych, na du­szy i na cie­le sła­bych lu­dzi. Tym były do­tych­czas unwer­si­ta­les. Po­peł­nio­na w ich sta­no­wie­niu wada jest jed­nym z tych błę­dów, któ­re ludz­ki ro­zum moc­no za­wsty­dzać i ko­rzyć po­win­ny. Chcąc szu­kać świa­tła ob­ra­li­śmy spo­so­by, któ­re nam wy­stą­pić na krok z ciem­no­ty nie do­zwa­la­ły.

Śle­pe­mu, któ­ry wo­ko­ło sie­bie ki­jem ma­cać nie ma wol­no­ści – albo za­wsze stać, albo na jed­nym miej­scu krę­cić się, albo idąc da­lej w naj­pierw­szym dole le­gnąć przy­cho­dzi. My, nie­wi­do­mi bę­dąc, z tymi, co naj­zdrow­sze oczy mie­li, to jest z bo­go­mę­dr­ca­mi za­rów­no bie­gnąć chcie­li­śmy.

Dla któ­rej ta książ­ka była pi­sa­na, a do któ­rych wy­obra­żeń i ja sto­so­wać się mu­sia­łem, chcąc, aby mnie zro­zu­mia­no. (Przyp… aut.)

W aka­de­miach teo­lo­gia nad wszyst­kim gó­ro­wa­ła. Ona sama nad­gro­dy bra­ła. Stąd uro­dzi­ła się in­nych nauk po­gar­da: pierw­szy błąd.

Wszyst­kie na­uki so­bie rów­ne być po­win­ny. Żad­na dru­giej pod­le­gać nie może. W rze­czach nie­do­sko­na­łych nie­wo­la za­bez­pie­cza nie­wia­do­mość, wol­ność praw­dę od­kry­wa.

Teo­lo­gia – umie­jęt­ność już za­koń­czo­na, już wszyst­kie za­sa­dy ma­ją­ca, w któ­rej do do­sko­na­ło­ści śle­pa wia­ra pro­wa­dzi, prze­pi­sy­wa­ła pra­wa, spo­sób mó­wie­nia, ro­zu­mo­wa­nia i wie­rze­nia na­ukom jesz­cze swo­ich za­sad nie zna­ją­cym, w któ­rych dłu­ga nie­wier­ność od błę­du uwal­nia. Sta­ło się, że każ­dą wąt­pli­wość, jak w re­li­gii Pi­smo Świę­te, tak w rze­czach przy­ro­dzo­nych sta­ro­żyt­no­ści po­wa­ga ła­twi­ła.

W aka­de­miach duch sys­te­ma­tycz­ny dru­gą był wadą. On zro­bił, że przez lat dwa ty­sią­ce lu­dzie nie my­śle­li.

To, co o zbłą­dze­niu naj­pew­niej ostrze­ga, co samą tyl­ko w ludz­kich wia­do­mo­ściach oczy­wi­stość sta­no­wi – do­świad­cze­nie – zwa­ne było czar­no­księ­stwem. W aka­de­miach na sło­wach sa­dzi­ły się naj­moc­niej­sze do­wo­dy. Sło­wa praw­dy od­kry­wa­ły i ich nie­omyl­ność sta­no­wi­ły.

Tym koń­cem, od wie­ku je­de­na­ste­go, po­cząt­ku aka­de­mii i szkol­ni­czej na­uki, mu­sia­no się uczyć wszyst­kie­go kłót­ni spo­so­bem, ga­da­jąc przez tyle go­dzin i ko­niecz­nie ta­ki­mi wy­ra­zy. Przez to praw­dy od mnie­ma­nia roz­łą­czo­ne nie były, co jest źró­dłem fał­szy­wych ro­zu­mów. Tego to błę­du jad Eu­ro­pej­czy­ków tak okrut­ny­mi uczy­nił, że po wie­le razy, czę­sto o słów kil­ka, wszy­scy po­ry­wa­li się do mie­cza dla jed­nej czę­ści swych bliź­nich wy­rżnię­cia.

Przez pięć lat fi­lo­zo­fią i teo­lo­gią prze­pi­sy­wać było po­trze – ba, chcąc być ba­ka­ła­rzem. Da­lej, przez dwa lata, dzień w dzień po kil­ka go­dzin wa­dzić się przy­mu­sza­no, aby zo­stać wy­zwo­leń­cem. Do­pie­ro ten, kto przez kil­ka dni, co­dzien­nie przez go­dzin dwa­na­ście, ma­jo­rem or­di­na­riam, mi­no­rem or­di­na­riam i Sor­bo­ni­cam Ihe­sim od­pra­wił, kto kil­ka ty­się­cy za­pła­cił, a jeść i pić dał do­brze, na­krył się dok­tor­skim bi­re­tem. Wresz­cie jesz­cze po tym wszyst­kim przez sześć lat mu­siał na roz­pra­wy uczęsz­czać, je­śli chciał do­sto­jeństw wszyst­kich dok­to­ra uży­wać. Opłat­ne wy­zwo­le­nia w każ­dej sztu­ce, w każ­dym rze­mio­śle są ta­len­tów prze­szko­dą. Tym bar­dziej w wol­nych na­ukach ta nie­oszczęd­ność cza­su, te for­mu­ły śmiesz­ne były ro­zu­mu opo­rem.

Ostat­ni, ale błąd w tych pu­blicz­nych szko­łach był naj­więk­szy: ich edu­ka­cja nie do jed­ne­go celu z usta­wą kra­ju dą­ży­ła.

Zwy­czaj­nie dzie­ci w ósmym lub dzie­wią­tym roku do szkół przy­jeż­dża­ły. Tam ich naj­przód przez lat osiem słów ła­ciń­skie­go ję­zy­ka uczo­no. Do­pie­ro ten, kto się chciał na­zwać uczo­nym czło­wie­kiem, mu­siał przez lat trzy­na­ście ćwi­czyć się w sa­mym ga­da­niu po ła­ci­nie o wszyst­kim. Tak czło­wiek do­ro­sły lat trzy­dzie­stu, ani do pra­co­wa­nia, ani do bro­nie­nia zdat­ny, my­śleć mało, tyl­ko ga­dać wie­le umie­ją­cy, nie był cho­wa­ny dla spo­łe­czeń­stwa tego, w któ­rym tyl­ko wspól­na pra­ca wszyst­kich two­rzy bo­gac­twa, spo­sob­na w każ­dym oby­wa­te­lu ro­bie­nia bro­nią dziel­ność za­pew­nia przed na­past­ni­kiem sie­dli­sko, a ma­ło­mów­ność, przy niej grun­tow­ne my­śle­nie, sta­no­wi jed­ność we­wnętrz­ną.

Ta daw­na edu­ka­cja spo­so­bi­ła lu­dzi do tych to­wa­rzystw, w któ­rych by in­a­czej nie pra­co­wa­no, tyl­ko usta­mi.

Tak się też sta­ło. Wiek je­de­na­sty – epo­ka usta­no­wie­nia aka­de­mii i roz­sze­rze­nia się szkol­ni­czej na­uki – jest tak­że epo­ką roz­mno­że­nia się za­ko­nów. Przed­tem w pań­stwach wschod­nich nie zna­no in­ne­go za­ko­nu, tyl­ko świę­te­go Ba­zy­le­go; w kra­jach za­chod­nich nie znaj­do­wa­ło się in­nej re­gu­ły, tyl­ko świę­te­go Be­ne­dyk­ta. Aka­de­mie, czy­li daw­ny ucze­nia spo­sób, do tych to­wa­rzystw lu­dzi spo­so­bił. Daw­na Uniu­er­si­łas Kra­ków – ska jest przy­czy­ną, że wo­je­wódz­two kra­kow­skie tak licz­ny­mi klasz­to­ra­mi za­pcha­ne zo­sta­ło.

Te po­boż­ne zgro­ma­dze­nia, z na­tu­ry po­sta­no­wie­nia swo­je­go bę­dąc du­cho­wi sys­te­ma­tycz­ne­mu przy­chyl­ne, na­ukom być uży­tecz­ne nie mo­gły*

Z tymi wa­da­mi aka­de­mie, któ­re dla wy­cho­wa­nia oby­wa­te­li pra­co­wi­tych, ro­zum­nych i bit­nych usta­no­wio­ne były, wy­da­ły lu­dzi sła­bych, upo­rnych, le­ni­wych i o so­bie wie­le ro­zu­mie­ją­cych, nie­zgod­nych, o wszyst­kim ga­da­tli­wych, a co jest oby­wa­tel, nie wie­dzą­cych.

Ta­kie uni­ver­si­ta­łes były nie­wia­do­mo­ści twier­dza­mi, z któ­rych po ca­łym po­wie­cie roz­cho­dzą­ce się błę­dy wszel­kie świa­tło tłu­mi­ły. Z nich naj­star­szą i naj­pierw­szą była Aka­de­mia Pa­ry­ska. Ta aka­de­mii mat­ka wpo­śród sto­li­cy wszyst­kich nauk do­tych­czas jest nie­ukiem. Cóż o jej cór­kach są­dzić po­trze­ba?

Ten, kto daw­nych aka­de­mii kształt od­mie­ni, uczy­ni ludz­kie­mu na­ro­do­wi wiel­ką przy­słu­gę. Niech wie po­tom­ność, że Pol­ska naj­pierw­szą, kie­dy ją nie­spra­wie­dli­wi są­sie­dzi prze­ciw­ko ludz­ko­ści szar­pa­li, po­pra­wi­ła ten błąd po­wszech­ny. Ona naj­pierw­szą daw­nych aka­de­mii układ znisz­czy­ła i w swo­im kra­ju naj­lep­szą z ca­łej Eu­ro­py pu­blicz­ną edu­ka­cją usta­no­wi­ła. Ta za­pew­nię wyda oby­wa­te­li ro­zum­nych, ale nie wy­cho­wa lu­dzi pra­co­wi­tych i bit­nych.

Każ­dej edu­ka­cji sta­no­wi­ciel to po­znać naj­pierw po­wi­nien, czym jest czło­wiek z na­tu­ry? Czym ma stać się przez wy­cho­wa­nie? Do­pie­ro po­tem pra­wi­dła edu­ka­cji uło­ży; tak do­sko­na­ły rze­mieśl­nik wprzód ma­te­rią po­zna­je, a gdy, co z niej ma uro­bić, po­sta­no­wi, do­pie­ro wten­czas do swo­jej pra­cy na­rzę­dzia obie­ra.

Czło­wiek ro­dząc się nic nie zna i nic nie my­śli.

Tyl­ko jest czu­ły: co­kol­wiek bo­leść spra­wu­je, tego się strze­że; co jego na­tu­rze do­ga­dza, czy­li ży­cie zmac­nia, tego on szu­ka.

* W wie­ku je­de­na­stym i dwu­na­stym be­ne­dyk­ty­nów klasz­to­ry naj­bar­dziej u nas za­gę­ści­ły się, a ba­zy­lia­nie na za­chód się prze­nie­śli; w wie­ku trzy­na­stym po­wsta­li do­mi­ni­ka­nie, fran­cisz­ka­nie, ber­nar­dy­ni, kar­me­li­ci trze­wicz­ko­wi, au­gu­stia­nie, któ­rych usta­wa wy­da­ła sześć­dzie­siąt re­form; w wie­ku pięt­na­stym mi­ni­mo­wie, w szes­na­stym ka­pu­cy­ni, kar­me­li­ci bosi, re­for­ma­ci, etc, etc, etc. (Przyp… aut.)

Nie ma żad­nej wia­do­mo­ści wro­dzo­nej; przez zmy­sły każ­de czu­cie od­bie­ra.

Ma pa­mięć.

Ma wię­cej lub mniej wła­dzy do po­rów­ny­wa­nia swo­ich uczuć i swo­ich wy­obra­żeń. Przez to po­rów­na­nie uczu­cia stwa­rza wy­obra­że­nie, przez po­rów­na­nie wy­obra­żeń ukła­da my­śli.

Cia­ło tyl­ko my­śli wy­ko­ny­wa.

Oto przy­ro­dzo­ne wła­sno­ści zdro­we­go czło­wie­ka. Więc czło­wiek do edu­ka­cji ma dwie rze­czy: du­szę i cia­ło.

Więc lu­dzie z na­tu­ry ani są zły­mi, ani do­bry­mi. Ja­kie zmy­sły ich ode­bra­ły uczu­cia, tak oni my­ślą. Jak my­ślą, tak czy­nią. Edu­ka­cja my­śleć na­ucza, edu­ka­cja zły­mi lub do­bry­mi uczy­nić ich może.

Z tych wła­sno­ści jesz­cze się to uka­zu­je, że czło­wiek ma je­den nie­odmien­ny przy­miot: bo jaźń cier­pie­nia, czy­li chęć ży­cia, albo, jak po­spo­li­cie na­zy­wa­my, być szczę­śli­wym ko­niecz­nie chcieć musi.

Edu­ka­cja tej chę­ci w czło­wie­ku znisz­czyć nie po­tra­fi. Ale jej cel od­mie­nia. Edu­ka­cja wszyst­kich nie­szczęść i szczęść ludz­kich imio­na wy­rze­kła. Ona tak nas prze­ro­bić umie, że istot­ne czło­wie­ka nie­szczę­ście obie­ra­my za na­szą szczę­śli­wość.

Ale cóż tą praw­dzi­wą czło­wie­ka szczę­śli­wo­ścią na­zwie­my? Złóż­my prze­są­dy, za­myśl­my się nad sobą – wszy­scy jed­no po­wie­my: mieć ży­cia pierw­sze po­trze­by, zdro­wie i spo­koj­ność.

Tyl­ko te trzy rze­czy sta­no­wią rze­czy­wi­stą czło­wie­ka szczę­śli­wość. Wszyst­kie inne szczę­ścia są mnie­ma­ne i wy­myśl­ne. Prze­to nas spo­koj­ny­mi nie czy­nią. Czło­wiek chcąc być szczę­śli­wym stał się nie­szczę­śli­wym. Szu­kał opo­dal od sie­bie tej szczę­śli­wo­ści, któ­ra tyl­ko w nim się znaj­du­je. Utwa­rza­jąc nowe szczę­ście swo­ją nie­szczę­śli­wość po­więk­szył. Bo im wię­cej po­znał, tym wię­cej po­trze­bo­wał. Im wię­cej po­trze­bo­wał, tym wię­cej pra­gnął, tym wię­cej po­mno­ży­ły się na­mięt­no­ści jego i on tym wię­cej nie­spo­koj­nym być za­czął. Stąd uro­dzi­ło się mnó­stwo nauk, nie­zli­czo­na licz­ba sztuk i rze­miosł, wie­lość praw, trud­ność nad­to zło­żo­nych rzą­dów, po­trze­ba de­spo­ty­zmu.

Praw­dzi­wa czło­wie­ka szczę­śli­wość do­brej edu­ka­cji naj­pierw­szym być ce­lem po­win­na. Nie mó­wię, iż trze­ba za­nie­dbać inne szczę­śli­wo­ści zmy­ślo­ne, gdyż te już tak sta­ły się nam po­trzeb­ne, że bez nich by­li­by­śmy nie­szczę­śli­wy­mi praw­dzi­wie. Ale chciał­bym, aby edu­ka­cja dla nich lu­dzi obo­jęt­niej­szy­mi czy­ni­ła.

Po­nie­waż wspo­mnia­na szczę­śli­wość czło­wie­ka-oby­wa­te­la jest nie­roz­dziel­ną od szczę­śli­wo­ści ca­łe­go to­wa­rzy­stwa, po­nie­waż szczę­śli­wość to­wa­rzy­stwa wy­ni­ka z uży­tecz­no­ści wszyst­kich miesz­kań­ców jego, prze­to koń­cem edu­ka­cji kra­jo­wej być po­win­na uży­tecz­ność oby­wa­te­la. Obie­raj­my do tego koń­ca spo­so­by.

Róż­ne kra­jo­we rzą­dy do osią­gnię­cia szczę­śli­wo­ści róż­ne spo­so­by po­zwa­la­ją, bo nie jed­na­kiej w oby­wa­te­lach uży­tecz­no­ści po­trze­bu­ją. Dla­te­go w każ­dym pań­stwie edu­ka­cja do rzą­du sto­sow­ną być musi ko­niecz­nie.

Za­my­ślij­my się, jaką ma być edu­ka­cja w rze­czach­po­spo­li­tych, aby czło­wiek był uży­tecz­nym i szczę­śli­wym.

Wszyst­ko na tym świe­cie jest z sobą zwią­za­ne. Każ­dej rze­czy ist­ność te­raź­niej­sza sto­so­wać się musi do stwo­rzeń przy­tom­nych. Czło­wiek sam na so­bie prze­stać nie może. We­wnętrz­na szczę­śli­wość jego od jed­nych mniej, od dru­gich stwo­rzeń za­wi­sła ko­niecz­nie.

Ten róż­ny sto­su­nek czło­wie­ka z rze­cza­mi czy­ni po­dział wia­do­mo­ści jego.

Co do utrzy­ma­nia ży­cia na­le­ży wła­ści­wie, to jest rze­czy nie­uchron­nej po­trze­by, znać po­wi­nien naj­pier­wej. Co do szczę­śli­wo­ści dąży nie­wła­ści­wie, to jest rze­czy wy­go­dy, bę­dzie do­cho­dzić póź­niej. Co zwią­zek ma z nim naj­dal­szy, to jest wia­do­mo­ści mniej, czy­li wię­cej dla dusz wiel­kich ni­że­li dla ciał za­si­le­nia po­trzeb­ne, po­win­ny być w pu­blicz­nej edu­ka­cji wca­le opusz­czo­ne albo do­pie­ro na koń­cu da­wa­ne. Nad tymi ostat­ni­mi nie każ­de­mu czas tra­wić ma być po­zwo­lo­no.

A po­nie­waż czło­wiek naj­prę­dzej szko­dzić czło­wie­ko­wi może, dla­te­go we­dług przy­ro­dzo­ne­go rze­czy po­rząd­ku edu­ka­cja oby­wa­te­la naj­pier­wej dać mu po­znać tych lu­dzi po­win­na, z któ­ry­mi żyć musi. Tę na­ukę na­zy­wam mo­ral­ną.

Na­uka mo­ral­na jest ze wszyst­kich naj­pierw­szą. Ona nie­chaj prze­kła­da dzie­cię­ciu, od po­wzię­cia ro­zu­mu, związ­ki, któ­re czło­wiek jako oby­wa­tel ma sam z sobą, z spół­o­by­wa­te­la­mi dru­gi­mi, z to­wa­rzy­stwem ca­łym i z Bo­giem. Nie­chaj ta na­uka naj­wię­cej a jak naj­ja­śniej po­wta­rza mło­de­mu, że czło­wiek so­bie wszyst­ko, a kto inny nic mu nie wi­nien, że ustą­pie­nie czę­ści tego dru­gie­mu, co so­bie wi­nien, stwa­rza do­pie­ro obo­wiąz­ki wza­jem­ne­go udzia­łu, że sam sta­rać się po­wi­nien o do­bre mie­nie swo­je, że pierw­szym obo­wiąz­kiem czło­wie­ka jest pra­co­wać, że tyl­ko przez pra­cę sta­je się oby­wa­te­lem uży­tecz­nym, że w każ­dym sta­nie próż­no­wa­nie czy­ni czło­wie­ka szko­dli­wym i so­bie sa­me­mu, i in­nym.

Dru­gim obo­wiąz­kiem czło­wie­ka-oby­wa­te­la jest pra­co­wać we­dług praw kra­ju. Niech każ­dy od mło­do­ści z do­świad­cze­niem uczy się, że jest rów­ny oby­wa­te­lo­wi dru­gie­mu. Prze­to, że ni­ko­mu z oby­wa­te­lów szko­dzić nie ma wła­dzy. A cho­ciaż do po­więk­sze­nia szczę­śli­wo­ści są­sia­da nie obo­wią­zu­je to­wa­rzy­stwo, jed­na­ko­woż, gdy oby­wa­tel przez udzie­le­nie swo­jej wła­sno­ści, gdy przez swo­ją pra­cę – na­wet szko­dą wła­sną – los in­nych po­lep­szy, zo­sta­nie oby­wa­te­lem cno­tli­wym: cze­ka go na­gro­da i sła­wa. Im więk­szą licz­bę lu­dzi uczy­nek jego uszczę­śli­wi, tym cno­tliw­szym on bę­dzie. Po­więk­szyć do­bro spół­o­by­wa­te­lów wszyst­kich jest cno­tą naj­więk­szą.

Niech dal­sze pra­wi­dła tej­że mo­ral­nej na­uki tłu­ma­czą, że spo­łecz­ność jest jed­ną mo­ral­ną ist­no­ścią, któ­rej człon­ka­mi są oby­wa­te­le. Prze­to praw­dzi­we i wła­sne do­bro każ­de­go nie róż­ni się od do­bra to­wa­rzy­stwa ca­łe­go. Prze­to w każ­dej spo­łecz­no­ści wszy­scy oby­wa­te­le mię­dzy sobą tak zwią­za­ni, iż je­den nie może szko­dzić dru­gie­mu, aby tym sa­mym nie krzyw­dził to­wa­rzy­stwa ca­łe­go i nie szko­dził sa­me­mu so­bie. Ten to ostat­ni zwią­zek po­wi­nien by stać się grun­tem mo­ral­nej na­uki. Na­sza do­tych­czas mo­ral­ność była czczą i nie­sku­tecz­ną. Bo tych związ­ków nie tłu­ma­czy. Uka­zu­je czło­wie­ko­wi szczę­śli­wość, któ­rej on nie zna, a nie od­kry­wa mu źró­deł tych nie­szczęść, któ­re on cier­pi. Pra­wi­dła we­wnętrz­nej eko­no­mii kra­ju by­ły­by pra­wi­dła­mi wi­docz­niej­szy­mi wza­jem­nych obo­wiąz­ków i mo­ral­no­ści oby­wa­tel­skiej.

Po naj­oczy­wist­szym wy­tłu­ma­cze­niu związ­ków oby­wa­te­la z oby­wa­te­lem, sta­nu jed­ne­go z sta­na­mi in­ny­mi, oby­wa­te­la z to­wa­rzy­stwem i to­wa­rzy­stwa z oby­wa­te­lem, do­pie­ro nie­chaj mo­ral­na na­uka ten oczy­wi­sty z tego związ­ku wnio­sek poda za krót­kie a po­wszech­ne wszyst­kich czyn­no­ści pra­wi­dło: co to­bie nie­mi­ło, tego nie czyń dru­gie­mu. Tak oświe­co­ny czło­wiek za­raz uczu­je tę oczy­wi­stą tego wnio­sku przy­czy­nę: bo to samo sta­nie się to­bie sa­me­mu.

A po­nie­waż zo­stać oby­wa­te­lem jest wy­zuć się, czy­li od­dać swo­ją wolę i swo­ją moc oso­bi­stą to­wa­rzy­stwu ca­łe­mu, więc nikt do nie­wo­li, ale każ­dy ro­dzi się do po­słu­szeń­stwa. Czło­wiek wten­czas wol­ność utra­cą, gdy być po­słusz­nym prze­sta­je. Naj­istot­niej­szym przy­mio­tem wol­ne­go oby­wa­te­la jest po­słu­szeń­stwo: on nie­szczę­śli­wym rzad­ko, a złym nig­dy być nie może, tyl­ko gdy pra­wu po­słusz­nym nie bę­dzie.

Z tego, com po­wie­dział, do­my­śla się każ­dy, jak wiel­kim ar­ty­ku­łem w edu­ka­cji oby­wa­te­la ro­zu­miem być po­słu­szeń­stwo.

Lecz gdy nas do­świad­cze­nie uczy, że w do­brym rzą­dzie skry­tość tyl­ko nie­po­słu­szeń­stwu, czy­li zło­ści oby­wa­te­la sprzy­ja, po­nie­waż ta­jem­ność po­win­no­ściom oby­wa­te­la cza­sem, cno­cie jego rzad­ko ale wy­stęp­kom jest za­wsze przy­chyl­na, więc skry­tość tak­że bar­dzo waż­nym ar­ty­ku­łem w edu­ka­cji być są­dzę. Niech mo­ral­na na­uka skry­tość mię­dzy grze­chy głów­ne po­ło­ży. Ta oso­ba, któ­ra to­wa­rzy­stwu swo­ją moc i swo­ją wolę od­da­ła, nie po­win­na mieć nic ta­jem­ne­go ani dla spół­o­by­wa­te­lów, ani dla to­wa­rzy­stwa. Sam tyl­ko se­kret kra­jo­wy cho­wać po­trze­ba. Szcze­rość jest re­pu­bli­kan­ta ozdo­bą. Strzeż­my się w edu­ka­cji po­wia­dać, że kryć się ze wszyst­ki­mi, na­wet z do­bry­mi uczyn­ka­mi na­le­ży, że, im ta­jem­niej­sze, tym są więk­sze za­słu­gi. Owszem, brzy­dząc dzie­cię­ciu skry­tość, prze­ko­ny­waj­my mło­dy umysł, że ta­jem­ność cno­tę kazi. Cze­muż, na­ro­dzie ludz­ki, kryć się usi­łu­jesz z do­brych czy­nów przy­kła­dy?
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: