Uwiedź mnie - ebook
Uwiedź mnie - ebook
Gorąca buntowniczka i przystojny brat gwiazdy rocka. Czy mają szansę na wspólną przyszłość?
Jason Stone nie chce dłużej żyć w cieniu swojego brata. Wyjeżdża do Sea Breeze, żeby odpocząć i oderwać się od nudnego życia. Na jego drodze pojawia się piękna Jess z… kijem baseballowym w ręku.
Jess jako córka striptizerki zawsze była zdana tylko na siebie. Po burzliwym związku dziewczyna postanawia skończyć szkołę i znaleźć pracę, by rozpocząć nowe życie. Wtedy poznaje Jasona…
Czy namiętność przezwycięży przeciwności losu?
Kategoria: | Erotyka |
Zabezpieczenie: |
Watermark
|
ISBN: | 978-83-8103-112-7 |
Rozmiar pliku: | 1,1 MB |
FRAGMENT KSIĄŻKI
Jess
Powinnam być mądrzejsza. Ale okazałam się idiotką. Wystarczyło, żeby Hank zatrzepotał żałośnie rzęsami i wydął wargi, a ja już do niego pędziłam jak ta głupia. Ale już dosyć. Wybaczyłam mu, że zrobił dziecko innej dziewczynie. Jednak nawet moja wyrozumiałość ma swoje granice.
To już ostatni numer, jaki wyciął mi Hank Granger. Nie będzie więcej mną pomiatać. Mama nie tak mnie wychowała. Nie mogę dłużej pozwalać, żeby nasza wspólna przeszłość wpływała na moje emocje. On nigdy nie stanie się prawdziwym mężczyzną. Chłopak, który był moją pierwszą miłością, wyrósł na podłego drania. Nigdy się nie ustatkuje, a ja miałam już dość: nie będzie więcej deptał moich uczuć!
Myślał, że jest sprytny, bo zaparkował swojego odpicowanego pick-upa na tyłach baru. Ale jeśli sądził, że go tam nie zauważę, to się grubo pomylił. Kretyn. Znalazłam go bez problemu. Mieliśmy razem wyjść dziś wieczorem. Obiecał, że zabierze mnie na kolację. Na randkę z prawdziwego zdarzenia. Ale dwie godziny temu zadzwonił i odwołał nasze spotkanie, twierdząc, że źle się czuje. Jako oddana dziewczyna postanowiłam, że ugotuję zupę i mu ją zawiozę. A tu niespodzianka: nie było go w domu. Właściwie wcale się nie zdziwiłam. Myślę, że w głębi serca wiedziałam, że kłamie.
Wyszłam spomiędzy drzew, wśród których szłam przez prawie dwa kilometry, i przemknęłam na tył lokalnego baru o nazwie Live Bay. Nie chciałam, żeby ktokolwiek zobaczył tu dzisiaj mojego pick-upa. Zresztą pieszo łatwiej się poruszać i skryć w ciemności, gdybym musiała uciekać w pośpiechu.
W dłoniach ściskałam kij baseballowy, który pożyczyłam od mojego kuzyna Rocka przed dwoma tygodniami, kiedy musiałam jechać po mamę do pracy, bo jej wóz nie chciał zapalić. O trzeciej nad ranem pod klubem ze striptizem nie jest szczególnie bezpiecznie. Mama miała pistolet, ale ja nie wiedziałam, jak się nim posługiwać. Kiedy ją poprosiłam, żeby mnie nauczyła, zaczęła się śmiać i powiedziała, że nie może tego zrobić, bo skończyłoby się na tym, że pewnej nocy w ataku furii odstrzeliłabym Hankowi jaja. Odmówiła nie dlatego, że żałowała Hanka, ale nie chciała, żebym trafiła do więzienia. Uśmiechnęłam się, czując w dłoniach ciężar kija baseballowego. Ten kawał drewna wyrządzi za chwilę poważne szkody. Miałam też w kieszeni scyzoryk. Lakier również diabli wezmą, a jeśli tylko zdążę, przebiję mu wszystkie cztery opony.
Kiedy obchodziłam naokoło wóz, na który przez cztery ostatnie lata chuchał i dmuchał, traktując go niemal jak dziecko, ogarnęło mnie poczucie mocy. Tyle razy mnie skrzywdził. A teraz to ja zamierzałam wyrządzić krzywdę jemu. Ja. Nie Rock. Ja.
Rozejrzałam się w ciemności, żeby sprawdzić, czy nikogo tu nie ma. Rozbijanie szyb narobi trochę hałasu. Nie byłam pewna, ile zdążę zdziałać, zanim ktoś mnie przyłapie. Miałam tylko nadzieję, że miejscowy zespół, Jackdown, zabawi wszystkich na tyle skutecznie, że nikt nie wyjdzie z baru w najbliższym czasie.
Z trudem powstrzymując okrzyk zwycięstwa, który cisnął mi się na usta, stanęłam mocno na nogach i zamachnęłam się kijem, mierząc w szybę drzwi od strony kierowcy. Tę zamierzałam roztrzaskać jako pierwszą. Uderzyłam napędzana całą wściekłością i bólem, trawiącymi mnie od chwili, gdy odkryłam, że chłopak, którego kochałam od dziesiątego roku życia, zdradza mnie na prawo i lewo. Twarz zasłaniała mi kominiarka. Nie byłam w stanie dłużej tłumić śmiechu wzbierającego mi w piersi, kiedy tłukłam kolejne szyby jego wychuchanego pick-upa.
Upojona radością zemsty wyjęłam z kieszeni scyzoryk i otworzyłam go. Postanowiłam ostrym czubkiem noża wydrapać w lakierze kilka słów, po czym schyliłam się, żeby wbić ostrze w przednią oponę.
– Hej! – rozległ się tubalny głos.
Zamarłam. To nie był Hank, ale jednak ktoś.
Podniosłam z ziemi kij baseballowy i wyciągnęłam nóż z opony, po czym puściłam się biegiem w stronę lasu. Nigdy mnie nie złapie, musiałam jednak zdjąć tę głupią kominiarkę, żeby lepiej widzieć. Wpadnięcie na drzewo i utrata przytomności to nie był najlepszy plan ucieczki.
Tupot stóp na chodniku ostrzegł mnie, że jestem ścigana. Cholera! Nie tego było mi trzeba. A tak dobrze się bawiłam. Hank zasłużył sobie na to. Naprawdę. Był podłym oszustem. Nie chciałam z tego powodu trafić do więzienia. No i mama by się wkurzyła.
– Hej! – Znowu usłyszałam ten tubalny głos. Czego on się spodziewał? Że stanę i pozwolę mu się złapać? Niedoczekanie!
W oddali rozległy się jeszcze inne głosy. Super. Ściągnął całe tłumy. Zeszłam ze ścieżki, którą biegłam, i skręciłam głębiej w las. Ale to schronienie za chwilę miało mieć swój kres. Jeszcze kilka metrów i dotrę do bocznej drogi. Nie mogłam wsiąść do swojego pick-upa, bo zostawiłam go przed domem, w którym mieszkałam z mamą. Chciałam, żeby wszyscy myśleli, że cały czas tam właśnie jestem. Będę musiała dalej drałować na piechotę i zrobić wszystko, żeby nikt mnie nie dogonił. A niech to!
Nie słyszałam odgłosu niczyich kroków, więc albo ich zgubiłam, albo byli utalentowani w dziedzinie podkradania się. Dotarłam na skraj lasu i zatrzymałam się na poboczu drogi. Była pusta.
Obejrzałam się za siebie, ale nikogo nie zobaczyłam. Hank pewnie się domyśli, kogo szukać, ale nie będzie miał dowodu. Uśmiechnęłam się i odetchnęłam głęboko. Między nami wszystko skończone. Wreszcie. Po tym, co zrobiłam, Hank nigdy mi nie wybaczy, więc nie będzie mnie korciło, żeby do niego wrócić. Znienawidzi mnie teraz równie mocno, jak ja jego.
– JESS! – Rozpoznałam wrzask Hanka. Odwróciłam się gwałtownie. Nie zobaczyłam go, usłyszałam jednak, że biegnie za mną przez las. Cholera. Cholera. Cholera. Ścigał mnie. Jak to możliwe, że zorientował się tak szybko? W panice rozglądałam się wokół, główkując, dokąd mogłabym pobiec, żeby się ukryć. Nie było nic, tylko droga ciągnąca się przez wiele kilometrów. Żadnych domów – nic.
Zza zakrętu wyłoniły się przednie światła jakiegoś samochodu, a ja zrobiłam jedyne, co mi przyszło do głowy: wybiegłam na środek drogi i zaczęłam dziko wymachiwać rękami, nadal trzymając kij Rocka.
Samochód zaczął zwalniać i wyłączył długie światła. Dzięki Bogu.
Zaraz… czy to porsche? Co u diabła?
Jason
Widziałem tylko dziewczynę w opiętym czarnym stroju i z burzą długich jasnych włosów. Stała na środku drogi i… trzymała w ręku kij baseballowy. Takie rzeczy zdarzały się tylko w Alabamie. Udało mi się zatrzymać, zanim ją rozjechałem, i patrzyłem, jak podbiega do drzwi od strony pasażera i puka w szybę. Jej błędny, przepełniony paniką wzrok mógłby mi się wydać niepokojący, gdyby nie miała takich przejrzystych jasnoniebieskich oczu, ocienionych gęstymi czarnymi rzęsami. Wcisnąłem guzik odblokowujący drzwi, a ona otworzyła je gwałtownie i wsiadła do środka.
– Jedź! Jedź! Jedź! – zażądała. Nawet nie popatrzyła w moją stronę. Cały czas wyglądała przez okno. Spojrzałem na pobocze drogi, w które wpatrywała się w takim napięciu. Nic tam nie było… Nagle z lasu wypadł jakiś facet z grymasem wściekłości na twarzy i wszystko zrozumiałem. Nic dziwnego, że była przerażona. Facet był potężny i wyraźnie gotowy kogoś zamordować.
Wrzuciłem bieg i ruszyłem, zanim zdołał podejść bliżej.
– O mój Boże, dziękuję. Niewiele brakowało. – Dziewczyna odetchnęła z ulgą i oparła głowę o zagłówek.
– Czy powinienem zawieźć cię na policję? – spytałem, zerkając w jej stronę. Czy tamten koleś zaatakował ją, zanim mu się wyrwała?
– W żadnym wypadku. Za dziesięć minut pewnie i tak policja zacznie mnie szukać. Zawieź mnie do domu. Mama będzie mnie kryła, ale muszę dotrzeć tam jak najszybciej.
Policja zacznie jej szukać? Mama będzie ją kryła? Co?
– Nie żeby miał jakiś dowód. Zgubiłam tylko kominiarkę, ale to było takie byle co, kupione w sklepie Goodwill na Halloween parę lat temu. Nie uda mu się powiązać jej ze mną.
Zwolniłem, bo wypowiadane przez nią słowa powoli zaczynały do mnie docierać. Wyglądało na to, że nie ocaliłem dziewczyny przed napastnikiem. O ile dobrze zrozumiałem tę jej paplaninę, właśnie pomogłem w ucieczce przestępczyni.
– Dlaczego zwolniłeś? Muszę dotrzeć do mamy i to teraz, zaraz. To tylko jakieś trzy kilometry stąd. Trzeba jechać do drogi powiatowej trzydzieści cztery, skręcić w prawo, potem trochę więcej niż kilometr aż do Orange Street i w lewo. To trzeci dom po prawej.
Pokręciłem głową i zjechałem na pobocze.
– Nie pojadę ani metra dalej, jeśli mi nie wyjaśnisz, przed czym dokładnie pomagam ci uciec.
Zerknąłem na kij baseballowy, który trzymała między nogami, a potem na jej twarz. Nawet w ciemności widziałem, że to jedna z tych niedorzecznie pięknych południowych blondynek. Zupełnie jakby tutaj, na południu Stanów, istniał jakiś specjalny czynnik sprzyjający występowaniu takich ślicznotek.
Westchnęła sfrustrowana i zamrugała gwałtownie, tak że łzy napłynęły jej do oczu. Była dobra. Naprawdę dobra. Te urocze łezki były prawie wiarygodne.
– To naprawdę długa historia. Zanim wszystko ci wyjaśnię, zostaniemy złapani i będę musiała spędzić noc w areszcie. Proszę, proszę, proszę, po prostu zawieź mnie do domu. Jesteśmy tak blisko – błagała.
O tak, jej uroda zapierała dech. Szkoda, że ta dziewczyna oznaczała jednocześnie kłopoty.
– Powiedz mi jedno: po co ci ten kij baseballowy? – Musiałem coś wiedzieć. Jeśli walnęła kogoś tym kijem, nie mogłem pomagać jej w ucieczce. Ktoś mógł być ranny albo wręcz nie żyć.
Przeczesała palcami włosy i jęknęła.
– Dobra, dobra, w porządku. Ale zrozum, że zasłużył sobie na to.
Cholera. Naprawdę kogoś ogłuszyła.
– Powybijałam wszystkie szyby w pick-upie byłego chłopaka.
– Co takiego? – Byłem pewny, że się przesłyszałem. Takie rzeczy nie zdarzały się w prawdziwym życiu. W piosenkach country, owszem. Ale nie w rzeczywistości.
– Zdradzał mnie, łajdak. Należało mu się. Źle mnie traktował, więc mu się odpłaciłam. A teraz uwierz mi, proszę, i zabierz mnie stąd.
Roześmiałem się. Nie mogłem się powstrzymać. Jak żyję, nie słyszałem czegoś równie zabawnego.
– Z czego się śmiejesz? – spytała.
Pokręciłem głową i wyjechałem z powrotem na drogę.
– Bo spodziewałem się czegoś innego.
– A czego niby się spodziewałeś? Mam kij baseballowy.
Spojrzałem na nią i uśmiechnąłem się szeroko.
– Myślałem, że kogoś nim ogłuszyłaś.
Otworzyła szeroko oczy, a potem wybuchnęła śmiechem.
– Nie walnęłabym nikogo kijem baseballowym! To by było szaleństwo.
Miałem ochotę zauważyć, że wybicie szyb w wozie byłego chłopaka i ucieczka nocą przez las to też niezłe szaleństwo. Ale nic nie powiedziałem. Byłem pewny, że nie zgodziłaby się ze mną.
– O tutaj, skręć w prawo. – Wskazała drogę przed nami. Nie zawracałem sobie głowy włączaniem kierunkowskazu, bo nikogo nie było w zasięgu wzroku. – To jak masz na imię? Mam wrażenie, że gdzieś cię już widziałam, chociaż nie znam tu, u nas, nikogo, kto jeździłby porsche.
Miałem jej powiedzieć, kim jestem? Lubiłem tę prywatność, którą zapewniało Sea Breeze w stanie Alabama. W ciągu najbliższego miesiąca miałem wiele do przemyślenia i nie planowałem zawierać żadnych znajomości z miejscowymi. Mimo że ta dziewczyna była diabelnie seksowna.
– Nie jestem stąd. Odwiedzam tylko kogoś – wyjaśniłem. Powiedziałem prawdę. Zatrzymałem się w domu na plaży należącym do mojego brata, gdzie chciałem rozważyć kolejne życiowe decyzje.
– Ale już cię gdzieś widziałam. Wiem, że tak – odparła, przechylając głowę i przyglądając mi się uważnie.
Wkrótce się zorientuje. Moim bratem był Jax Stone. Już jako nastolatek został rockową gwiazdą, ale teraz w wieku dwudziestu dwóch lat był bogiem rocka. Wyglądaliśmy podobnie. A media uwielbiały mnie śledzić, jeśli nie mogły dotrzeć do Jaxa. I chociaż kochałem brata, nienawidziłem tej ciągłej uwagi. Wszyscy widzieli we mnie przedłużenie Jaxa. Nikogo, nawet rodziców, nie obchodziło, kim tak naprawdę jestem. Wszyscy dostrzegali we mnie jedynie odbicie swoich oczekiwań.
– To porsche, co? Nigdy jeszcze żadnego nie widziałam na żywo.
To była jedna z zabawek mojego brata. Nie miałem tu własnego wozu, więc korzystałem z tych pięciu, które stały w garażu. Rodzice zaczęli przywozić nas do domu w Sea Breeze na wakacje, kiedy Jax zaczął się robić sławny. Ale mój brat nie był już nastolatkiem i teraz dom należał do niego. W zeszłym miesiącu skończył dwadzieścia dwa lata. A ja skończyłem dwadzieścia miesiąc wcześniej.
– Tak, to porsche – odparłem.
– Skręć tutaj. – Znowu wskazała drogę przed nami. Skręciłem w lewo i podjechałem przed trzeci dom po prawej. – To tutaj. Dzięki Bogu, jeszcze nikogo tu nie ma. Muszę lecieć. Powinieneś się zmywać, żeby nikt cię o nic nie wypytywał. Ale bardzo ci dziękuję.
Otworzyła drzwi i popatrzyła na mnie po raz ostatni.
– A tak w ogóle jestem Jess i ocaliłeś mi dzisiaj tyłek.
Puściła do mnie oko i zatrzasnęła drzwiczki, po czym ruszyła biegiem do frontowych drzwi. W tych opiętych czarnych dżinsach jej tyłek był z pewnością wart ocalenia. Jak żyję, nie widziałem takiej ładnej pupy.
Wrzuciłem wsteczny bieg i wyjechałem z powrotem na drogę. Najwyższy czas, żebym wracał na prywatną wyspę, gdzie znajdował się dom mojego brata. Ten wieczór potoczył się trochę inaczej, niż planowałem, ale okazał się cholernie rozrywkowy.
Nagle wystraszył mnie odgłos czegoś zsuwającego się z siedzenia pasażera i uderzającego o drzwi. Spojrzałem w tamtą stronę i zobaczyłem kij baseballowy. Zapomniała o nim. Obejrzałem się na jej dom i uśmiechnąłem do siebie. Dopilnuję, żeby dostała kij z powrotem. Już nie dzisiaj, ale wkrótce.– Rozdział II –
Jess
Pozwoliłam, żeby siatkowe drzwi zatrzasnęły się za mną, zanim zdążyłam pomyśleć, co robię, po czym odwróciłam się, żeby przekręcić zasuwkę. Tak na wszelki wypadek, gdyby Hank postanowił szukać zemsty. Nie sądziłam jednak, że jest taki głupi. Wiedział, że z moją mamą lepiej nie zadzierać.
– To ty, Jess? – zawołała mama z kuchni.
Równie dobrze mogłam jej się przyznać, co zrobiłam. Jeśli gliny się tu zjawią, powinna być przygotowana.
– Tak, to ja, i obawiam się, że możemy mieć kłopoty – odparłam, przechodząc przez mały salonik do kuchni. Pięciopokojowy dom, w którym dorastałam, zbudowano z żużlobetonu – nic specjalnego, ale czynsz nie był wygórowany. Żaden facet nie musiał nam pomagać w opłacaniu rachunków. Mama zawsze sama wszystkim się zajmowała.
– Co, u diabła, znowu zmalowałaś? – spytała, kiedy weszłam do kuchni. Stała przy ekspresie do kawy, w czerwonych ustach trzymała papierosa. Miała na sobie jedynie ulubiony szlafrok z różowego atłasu. Pewnie szykowała się do pracy i postanowiła zrobić sobie przerwę na kawę.
Wysunęłam jedno z naszych pokrytych winylem kuchennych krzeseł i usiadłam.
– Zmasakrowałam pick-upa Hanka.
Mama wyjęła papierosa z ust.
– Co takiego? – zdumiała się.
– Był w Live Bay z tą zdzirą, z którą kręci. Znowu mnie okłamał. Skończyłam z nim i chciałam, żeby cierpiał.
Mama strzepnęła popiół do zlewu i kręcąc głową, sięgnęła po filiżankę. Długie jasne włosy wciąż miała ładne, ale jej twarz, niegdyś uderzająco piękną, życie naznaczyło głębokimi zmarszczkami. Byłam pewna, że palenie też się do tego przyczyniło.
– Cholera, dziewczyno. Za godzinę muszę wyjść do pracy. A jeśli zjawią się gliny?
O tym nie pomyślałam. Nie miałam alibi. Wzruszyłam ramionami.
– Może zdążą przed twoim wyjściem.
Mama nalała sobie czarnej kawy i usiadła naprzeciwko mnie.
– A czy przynajmniej zrobiłaś to porządnie? Jeśli już musimy się użerać z gliniarzami, to żeby chociaż to było tego warte. Nie mam dziś nastroju na tych nudziarzy.
Uśmiechnęłam się na wspomnienie satysfakcji, jaką czułam, rozbijając szyby jego wychuchanego wozu.
– Tak, myślę, że nieźle go załatwiłam.
Mama kiwnęła głową, zdusiła papierosa, po czym wypiła łyk kawy.
– To głupi, żałosny skurwiel, od którego powinnaś się trzymać z daleka. Masz przed sobą całe życie i niech mnie diabli, jeśli pozwolę, żebyś skończyła tak jak ja. Hank zrobił już dzieciaka jednej dziewczynie, z którą nie zamierza się ożenić. Nie chcę, żebyś została jego kolejną ofiarą. Takie życie nie jest łatwe i dobrze o tym wiesz. Masz urodę, dzięki której możesz się stąd wyrwać. Zależy mi, żeby tak się stało – powiedziała mama, opierając się na krześle i krzyżując długie nogi.
Odbywałyśmy tę rozmowę, odkąd byłam dość duża, żeby zrozumieć takie rzeczy. Czyli pewnie od czasu, jak skończyłam dziewięć lat. Kiedy twoja mama jest striptizerką, uczysz się wielu spraw dużo szybciej niż inne dzieci. Nie ma czasu na niewinność.
– Tym razem skończyłam z Hankiem już na dobre. Obiecuję – zapewniłam ją.
Mama chyba mi nie dowierzała. Nie mogłam jej za to winić. Ta historia z Hankiem ciągnęła się od lat. Naprawdę powinnam dać sobie z nim spokój. Hank oznaczał bilet w jedną stronę do takiego życia, z jakim zmagała się mama. A chociaż szanowałam ją za to, że nie uczepiła się żadnego faceta, który by nas utrzymywał, nie chciałam takiego losu. Wiedziałam, jak bardzo mama go nienawidzi.
– Uciekłam stamtąd porsche – wyznałam jej z uśmiechem. Wciąż jeszcze nie otrząsnęłam się z oszołomienia tym wozem… i chłopakiem, który go prowadził. Zdecydowanie spoza mojej ligi. Był taki bogaty, że dosłownie zionął forsą. Poza tym patrzył na mnie takim wzrokiem, jakbym była jakimś egzotycznym stworzeniem, z którym zupełnie nie wiedział, co zrobić. Prawdopodobnie śmiertelnie go wystraszyłam. Nie pochodził stąd. Odwiedzał tu tylko kogoś i pewnie już wrócił do swojej luksusowej rezydencji.
– Jakoś nie widuje się tu zbyt wielu porsche – odparła mama ze sceptyczną miną.
– To nie był nikt miejscowy. Podejrzewam, że spędza urlop na wyspie. Wyglądał mi na takiego.
Mama kiwnęła głową. Dobrze znała ten typ. Przez całe życie ostrzegała mnie przed dwoma rodzajami chłopaków: takimi jak Hank, czyli „żałosnymi gnojkami”, oraz facetami z wyspy, którzy zdaniem mamy „chcą tylko jednego, a potem znikają”.
– Ale nie przejmuj się nim. Na pewno uważa mnie za wariatkę – uspokoiłam ją.
Mama uniosła brwi i oparła się o stół, żeby na mnie popatrzeć.
– Naprawdę tak myślisz? Nie wychowałam cię chyba na kompletną naiwniaczkę. To facet, kotku. Jedynie to się liczy. Jedno spojrzenie na ciebie i wróci na pewno. Lepiej uważaj.
Próbowałam poderwać niejednego bogatego chłopaka z Sea Breeze, ale nigdy nic z tego nie wyszło. Odkąd byłam małą dziewczynką, miałam na oku Marcusa Hardy’ego. Kolegował się z moim kuzynem Rockiem, ale był inny niż my. Mieszkał w ładnym dużym domu na plaży. Tyle że Marcus nigdy nie traktował mnie poważnie. A kiedy poznał Willow, żadna inna nie miała szans. Teraz, jako mąż i ojciec, był już kompletnie nieosiągalny.
– Powinnam była nalegać, żebyś wyjechała na studia. Mogłabyś kogoś tam poznać i wyrwać się z tej dziury – powiedziała mama takim tonem, jakby Sea Breeze było najgorszym miejscem na świecie. Ja tak tego nie postrzegałam. Kochałam to nadbrzeżne miasteczko, w którym się wychowałam.
– Nie chciałam nigdzie wyjeżdżać – przypomniałam jej. Wybrałam zamiast tego lokalny dwuletni college. Nie zamierzałam opuszczać naszego miasteczka ani mamy. Przez całe moje życie byłyśmy drużyną.
Mama westchnęła, odsunęła się z krzesłem od stołu i wstała.
– Wiem, skarbie. Pozwoliłam ci zostać, bo lubię mieć cię przy sobie. Co nie zmienia faktu, że tutaj trudno ci będzie znaleźć faceta, dzięki któremu wyrwiesz się z tego życia. A niech mnie diabli, jeśli się zgodzę, żebyś skończyła tak jak ja.
Chciałam zaprotestować, ale w tym momencie ktoś załomotał do drzwi. Mama spojrzała w ich stronę, napuszyła włosy i rozchyliła jedwabny szlafrok na tyle, żeby odsłonić swój imponujący dekolt.
– Wskakuj pod prysznic. Załatwię to, maleńka. O nic się nie martw – szepnęła, wsuwając stopy w czerwone szpilki, w których jej długie nogi wydawały się jeszcze dłuższe.
Uśmiechnęłam się i popędziłam do łazienki, gdzie odkręciłam wodę w kabinie prysznicowej, ale stałam z uchem przyłożonym do drzwi.
– Ach, witam, oficerze Ben. Wie pan przecież, że nie należę do dziewczyn, które przyjmują wizyty domowe – powiedziała mama niskim, ponętnym głosem, który słyszałam u niej miliony razy.
– Dobry wieczór, Starlo. Przykro mi, że zawracam ci głowę, zanim… mhm… – odchrząknął, a ja przewróciłam oczami. Wiedziałam już, że poczciwy stary oficer Ben jest stałym bywalcem w Jugs, klubie ze striptizem na obrzeżach Sea Breeze. – …wyjdziesz do pracy. Ale odebrałem zgłoszenie w sprawie Jess i muszę je sprawdzić. Jest w domu?
– Nie wiem, kto do pana dzwonił, Ben – odparła mama, wypowiadając jego imię takim tonem, jakby zamierzała rozebrać się tylko dla niego – ale moja córeczka była tu ze mną przez cały wieczór. Bierze właśnie prysznic po tym, jak pomagała mi sprzątać. Może pan nawet sprawdzić maskę jej wozu – jest zimna. Nie jeździła nigdzie przez cały dzień. – Mama urwała i usłyszałam stukot obcasów uderzających o parkiet, gdy podeszła do Bena. – A chociaż bardzo podoba mi się myśl, że miałby pan zobaczyć mnie pod prysznicem, mam jednak całkiem inne odczucia, jeśli chodzi o przeszkadzanie w kąpieli mojej córeczce – dodała sugestywnym tonem.
Mama była w tym dobra.
– Mhm, mhm, tak, rozumiem, mhm, oczywiście. Przepraszam za to najście, Starlo, ale musiałem sprawdzić. Widziała ją tylko jedna osoba i z pewnością obejrzę wóz Jess, zanim odjadę, żeby potwierdzić, że jej, mhm, alibi jest, mhm, niepodważalne. – Jąkał się straszliwie, a ja zakryłam usta dłonią, żeby nie parsknąć śmiechem. Prawdopodobnie miał w tej chwili doskonały widok na piersi mamy. Wykorzystywała je jako siłę perswazji wobec płci przeciwnej. To zawsze działało.
Musiał mnie jeszcze zobaczyć, żeby mieć pewność, że jestem w domu. Ściągnęłam koszulkę, chwyciłam ręcznik i owinęłam się nim, po czym uchyliłam drzwi łazienki. Ben oderwał pożądliwe spojrzenie od mojej mamy i spojrzał na mnie, gdy wystawiłam głowę.
– Wszystko w porządku, mamo? Słyszałam głosy – zawołałam, starając się, żeby zabrzmiało to jak najniewinniej.
– Tak, kochanie. Wszystko w najlepszym porządku. Rozmawiam tylko z oficerem Benem – odparła, posyłając mi szeroki uśmiech.
Zamknęłam drzwi łazienki, a oficer Ben raz jeszcze przeprosił mamę za najście.
– Nic nie szkodzi, panie oficerze. Wykonuje pan tylko swoją pracę i dba o bezpieczeństwo w naszym miasteczku. Lepiej śpię w nocy, wiedząc, że mamy dzielnych i oddanych ludzi, jak pan, którzy troszczą się o nas. Szczęściara z tej Marthy, że taki ciężko pracujący mężczyzna co wieczór wraca do niej do domu.
Nie mogłam nie przewrócić oczami. To, że faceci dawali się nabrać na taką gadkę, nigdy nie przestanie mnie zdumiewać. Ben miał brzuszek piwosza i łysiejącą czachę. Nie było w nim nic dzielnego, a wiedząc, jaką część ciężko zarobionych pieniędzy wydaje w Jugs przez kilka wieczorów w tygodniu, gapiąc się na moją mamę i inne kobiety tańczące w mikroskopijnych stringach, bynajmniej nie uważałam Marthy za szczęściarę. Moja mama też nie.
– No tak… – Urwał i tak głośno przełknął ślinę, że usłyszałam go w łazience. – Cieszę się, że dzięki temu lepiej śpisz. Robię, co mogę. Czy, mhm, będziesz dzisiaj w pracy?
– Właśnie szykuję się do wyjścia. Przyjdzie pan dziś mnie zobaczyć? Mam nadzieję, że tak. Może nawet wykonam specjalny taniec tylko dla pana – odrzekła mama.
Zebrało mi się na wymioty. Myśl, że mogła tańczyć tym obleśnym facetom na kolanach i nie wyrzygać im się prosto w gębę, była dla mnie nie do pojęcia. Mówiła, że dawno temu nauczyła się wyłączać coś sobie w głowie i myślała tylko o tym, że im lepiej zatańczy, tym więcej zarobi.
– Będę tam – zapewnił oficer Ben. – W zeszłym tygodniu nie mogłem przyjść z powodu zajścia na posterunku. Dręczyło mnie to przez cały tydzień.
– Miło mi słyszeć, że jestem w pańskich myślach – rzuciła mama słodkim głosikiem.
– Zawsze – odparł Ben i odchrząknął, zdając sobie sprawę, że flirtuje otwarcie z moją prawie nagą matką na progu jej domu. – Muszę jechać i przekazać zwierzchnikom, że Jess nie była w nic zamieszana.
– Oczywiście, i do zobaczenia później – pożegnała się mama, po czym zastukała obcasami, odsuwając się od drzwi.
– Do zobaczenia – odkrzyknął Ben i drzwi się zatrzasnęły. Usłyszałam dźwięk zamykanej zasuwy, a wtedy zakręciłam prysznic i wyjrzałam z łazienki. Wszystkie drzwi w tym domu otwierały się na salon.
– Dziękuję – powiedziałam po prostu.
Mama wzruszyła ramionami i machnęła ręką.
– Ciesz się, że to był Ben. Z nim sprawa jest prosta. Gdyby przyjechał tutaj David albo Rooster, musiałabym pokazać im znacznie więcej niż dekolt i kawałek nogi, żeby dali ci spokój.
Kiwnęłam głową i żołądek mi się ścisnął, bo ogarnęły mnie wyrzuty sumienia, że zmusiłam mamę do flirtowania z żonatym gliniarzem po to, żeby wyciągnąć mnie z opałów.
– Przepraszam – szepnęłam.
Mama zatrzymała się przed drzwiami do swojego pokoju.
– Nie przepraszaj. Ktoś musiał się wreszcie rozprawić z tym gnojkiem. Cieszę się, że to zrobiłaś. – I zamknęła za sobą drzwi swojej sypialni.
Stałam tam, czując, że na moje usta wraca uśmiech. Nie miałam w życiu wielu przyjaciółek, bo inne dziewczyny mnie nie rozumiały i nie chciały się do mnie zbliżyć. Ale mama naprawdę była moją najlepszą kumpelą.
Jason
Dwa dni później nadal myślałem o tej masakrującej pick-upy blondynce. Była wyjątkowa. Niezapomniana. Trzymałem jej kij baseballowy w rogu pokoju i zastanawiałem się, co z nim zrobić. Uznałem, że na razie nie potrzebuje dowodów rzeczowych.
Zachichotałem i pokręciłem głową. Pomagałem dziewczynie odpowiedzialnej za akt wandalizmu. To było zupełnie do mnie niepodobne. Ale wywoływało uśmiech na mojej twarzy. Chyba potrzebowałem jakiegoś ożywienia. Postanowiłem odczekać jeszcze kilka dni, a potem sprawdzić, czy uda mi się zastać ją w domu. Musiałem oddać jej kij, no i chciałem ją znów zobaczyć. To była świetna wymówka.
Zszedłem na dół po schodach letniego domu brata akurat w momencie, kiedy Jax i jego dziewczyna Sadie weszli do środka. Wiedziałem, że przyjeżdżają na weekend i spodziewałem się ich.
Jax spojrzał na mnie z uśmiechem.
– Postanowiliśmy przyłączyć się do imprezy.
– Znasz mnie, impreza jest szalona. Mam nadzieję, że się nie zgorszycie – odparłem.
Mój brat potrząsnął głową i się roześmiał.
– No tak, czy to nie smutne, że chciałbym, żeby była w tym choć odrobina prawdy?
Sadie żartobliwie uszczypnęła Jaxa w rękę, po czym podeszła, by mnie uściskać.
– Nie zwracaj na niego uwagi. Uważam, że jesteś cudowny taki, jaki jesteś. Nie potrzebujesz szalonych imprez.
Dziewczyna mojego brata była oszałamiająco piękna. Miała ciało i urodę modelek, jakie widuje się na okładkach czasopism. Była jednak małomiasteczkową dziewczyną z Sea Breeze i bynajmniej nie chciała być sławna. Kochała Jaxa i nauczyła się ze spokojem przyjmować to, że jej twarz ciągle pojawiała się w mediach, ale zanim go poznała, nie lubiła znajdować się w centrum uwagi. Co było niemożliwe do uniknięcia. Ta dziewczyna wszędzie przyciągała uwagę wszystkich.
– Dzięki, Sadie. W każdej chwili możesz zrezygnować z życia z gwiazdorem rocka i wieść spokojny, zwyczajny żywot ze mną – oświadczyłem, puszczając oko do Jaxa, który łypał na mnie spode łba.
– Ręce przy sobie, braciszku – warknął, chwytając Sadie za łokieć. – To nie jest zabawne.
Nie przestawało mnie to bawić. Jax nigdy nie miał żadnych kompleksów. Zanim jeszcze stał się sławny, był najbardziej pewnym siebie chłopakiem, jakiego znałem. Wystarczyło jednak, by jakikolwiek facet spojrzał na Sadie, a on natychmiast zaczynał się denerwować. Bardzo mnie to śmieszyło.
– Daj spokój, Jax. Nie bądź głuptasem – ofuknęła go Sadie, marszcząc brwi, na co on natychmiast zrobił skruszoną minę. To było jeszcze komiczniejsze.
– Nie złość się na mnie – powiedział.
Sadie znów spojrzała na mnie.
– Co byś powiedział na małe spotkanie towarzyskie? Pomyślałam, że na wieczór zaprosimy grupkę przyjaciół. Chcę się ze wszystkimi zobaczyć, a ponieważ zostaniemy tu tylko dwa dni, łatwiej będzie skrzyknąć całą bandę za jednym zamachem. – Posłała mi promienny uśmiech.
Cholera, Sadie nie była moją dziewczyną, ale trudno było jej odmówić. Byłem pewny, że każdy, do kogo by się uśmiechnęła, zrobiłby wszystko, o co prosiła.
– Jasne – odparłem.
Jax przewrócił oczami, jakby jego nie okręciła sobie wokół małego palca. Czego się spodziewał? Byłem facetem.
– Pójdę się upewnić, czy w kuchni są przygotowani na dodatkowych gości – zwrócił się Jax do Sadie, po czym pocałował ją w policzek i ruszył w stronę kuchni.
– Dzwoniłam już i rozmawiałam z panią Mary. Jest przygotowana – zawołała za nim Sadie.
Pani Mary zarządzała personelem kuchennym. Sadie pracowała kiedyś u niej, więc dobrze ją znała. Tak właśnie zaczęła się znajomość Sadie i Jaxa. Pewnego wieczoru podawała mu kolację i jestem przekonany, że już wtedy wpadł po uszy. Chociaż bronił się, jak mógł.
Jax zatrzymał się, odwrócił i posłał jej ten uśmiech, który wszystkie magazyny określały jako zabójczo seksowny.
– To może pójdziesz ze mną do mojego pokoju i pomożesz mi się rozpakować?
Zobaczyłem, że policzki Sadie oblewa rumieniec, zacisnęła też wargi, żeby powstrzymać uśmiech.
– W porządku, jeśli potrzebujesz pomocy.
– Mnóstwa pomocy – zapewnił ją Jax. – Nie masz pojęcia, jak wielkiej pomocy potrzebuję.
– Jeśli zaraz nie pójdziecie do swojego pokoju, poleję was oboje lodowatą wodą – oznajmiłem.
Sadie pochyliła głowę, a Jax uśmiechnął się do mnie szeroko.
– Do zobaczenia później – rzucił, biorąc dziewczynę za rękę i prowadząc ją po schodach na górę.
Uznałem, że najlepiej będzie, jeśli wyjdę na trochę z domu i pójdę na plażę. Nie byłem pewny, jak długo ci dwoje zamierzają się „rozpakowywać”.
Pięć godzin później głosy na dole stawały się coraz głośniejsze, a ja stałem w mojej sypialni i patrzyłem na ogród przed domem. Wiedziałem, że muszę zejść na dół. Jax chciał, żebym do nich dołączył. Ale to nie byli moi przyjaciele. Nie chodziło o to, że ich nie lubiłem – wręcz przeciwnie. Tyle że tak naprawdę ich nie znałem. No i była jeszcze kwestia Prestona Drake’a.
Koleś za mną nie przepadał. Swego czasu bardzo się starałem zrobić wrażenie na Amandzie Hardy, ale ostatecznie straciłem ją na rzecz Prestona. Trudno jest rywalizować z niegrzecznymi chłopcami o jasnej czuprynie surfera. Nie żebym był zakochany w Amandzie. Nie szukałem miłości. Nigdy. Amanda była po prostu ładna i słodka. Podobało mi się to. Tej dziewczyny nie dało się nie lubić.
Pukanie do drzwi przerwało te rozmyślania, a kiedy się odwróciłem, zobaczyłem brata – stał w progu i trzymał ręce w przednich kieszeniach dżinsów.
– Zamierzasz się tu ukrywać przez cały wieczór?
Rozważałem to. Nie czułem się zbyt swobodnie z ludźmi, których nie znałem. Byłem raczej introwertykiem. W naszej rodzinie to Jax był lwem salonowym.
– Właśnie miałem do was zejść.
Jax uniósł brew.
– Sprawiasz takie wrażenie, jakbyś wolał być wszędzie, tylko nie tam.
Wzruszyłem ramionami.
– Nie przepadam za przebywaniem w towarzystwie osób, których nie znam dobrze. Ale zrobię to dla Sadie.
Brat wszedł do pokoju.
– Jeśli przejmujesz się Prestonem, odpuść sobie. On jest tak naprawdę luzakiem.
Zachichotałem. Jax nie znał Prestona od tej strony, co ja.
– Uwierz mi, jeśli chodzi o Amandę, nie jest zbytnim luzakiem.
– Może i nie. Ale już ją ma. Są ze sobą wystarczająco długo, by poczuł się pewnie. Spotykałeś się z dziewczyną, w której był zakochany. Potrafię zrozumieć tamto jego chwilowe szaleństwo.
No tak. Jax przeżył to samo w związku z Marcusem Hardym. Teraz byli kumplami. Marcus się ożenił i miał dziecko, więc nie stanowił już dla Jaxa zagrożenia. Amanda i Marcus są rodzeństwem, a Marcus pracował w naszym letnim domu tego samego lata, co Sadie.
– Już schodzę – powiedziałem. – Słowo. Poza tym jestem głodny.
– To dobrze, bo podejrzewam, że jeśli Sadie nie zobaczy cię tam za pięć minut, to przyjdzie tu po ciebie. Martwi się, że czujesz się pominięty.
Przypomniałem sobie, że robię to dla Sadie.
– Chodźmy – zadecydowałem.
Ruszyłem za Jaxem na schody i spojrzałem na tłum gromadzący się w holu oraz na Sadie, która właśnie otwierała drzwi, żeby wpuścić kolejnych przyjaciół.
Kiedy byłem z Amandą na przyjęciu weselnym Marcusa i Willow, poznałem kilkoro z nich. Wszyscy wydawali się bardzo mili, ale wśród nich był również Preston. Nie miałem pewności, czy zaakceptują mnie tak do końca. Kiedy po weselu wyjechałem z Sea Breeze, wszyscy rozstaliśmy się w zgodzie. Nietrudno było się zorientować, kogo tak naprawdę pragnie Amanda. Nawet nie próbowałem o nią walczyć. Serce tej dziewczyny wyraźnie należało do Prestona.
Do domu wszedł Marcus Hardy, trzymając na rękach niemowlę owinięte w czerwono-biały kocyk, na którym widniał chyba słoń. Sadie wydała pisk radości, uściskała Willow, po czym wyciągnęła ręce, żeby wziąć dziecko od Marcusa. Jeszcze dwa lata wcześniej żadnemu z nich nawet nie śniłaby się taka scena. Marcus był zdeterminowany, by przyciągnąć uwagę Sadie, nie mógł jednak konkurować z Jaxem. Zresztą z nim nikt nie mógł rywalizować. Ja nigdy się nie ośmieliłem.
– Po Sadie ja go wezmę – rozległ się znajomy głos i zobaczyłem Amandę wchodzącą do holu.
– Ty masz go cały czas – odparła Sadie, uśmiechając się do maluszka.
– On kocha ciocię Mandę – zagruchała Amanda nad bratankiem.
Nie widziałem jej od wesela Marcusa i Willow. Długie jasne włosy opadały jej na plecy, krótka spódniczka odsłaniała opalone nogi. Tuż za nią pojawił się Preston i położył jej rękę na biodrze zaborczym gestem, a ja zamarłem. Może to jednak był zły pomysł.
– Przysięgam, że dawno mu przeszło – szepnął mi do ucha Jax.
Kiwnąłem głową i ruszyłem po schodach w stronę zgromadzonych w holu osób. Nie chodziło o to, że bałem się Prestona – po prostu nie chciałem przez cały wieczór czuć się jak nieproszony gość. Nic by się nie stało, gdyby ominęła mnie ta impreza.
– Będą też Cage i Eva. Wciąż się przyzwyczajają do życia z dzieckiem – zwróciła się Willow do Sadie.
– Nie mogę się doczekać, kiedy zobaczę Bliss – odparła Sadie, wzdychając radośnie.
Jeszcze jedno dziecko? Cholera, ta banda rozmnażała się jak króliki.
– Jest prześliczna – powiedziała Willow. – Nie żartuję. Jest tak śliczna, że aż trudno w to uwierzyć. Ma takie słodkie pyzate policzki i oczy Cage’a. Eva nie może nigdzie z nią pójść, żeby zaraz nie obstąpił jej cały tłum wydający ochy i achy nad małą. – Na twarzy Willow pojawił się pogodny uśmiech.
Dotarliśmy na dolny schodek i Sadie nas zauważyła. Uśmiechnęła się promiennie. Nie nawiązywałem kontaktu wzrokowego z Amandą i nawet nie spojrzałem w kierunku Prestona. Podszedłem natomiast do Marcusa, żeby się z nim przywitać i pogratulować mu syna.
– Miło cię widzieć – rzekł Marcus z szerokim uśmiechem.
– Ciebie też. Widzę, że masz kolejnego członka rodziny – dodałem. – Gratulacje.
– Dzięki. Nie mogę przez niego spać po nocach, ale spoko. To doskonała pora na pogaduszki o futbolu. Uczę go od małego.
Roześmiałem się i odwróciłem do Sadie, która uniosła maluszka, żebym mógł mu się przyjrzeć.
– Jason, poznaj Eliego Hardy’ego – powiedziała łagodnym tonem, jakim zwykle rozmawia się z małymi dziećmi.
– Miło mi cię poznać, Eli – odparłem. Chłopczyk uśmiechnął się i włożył rączkę do buzi. Puszek na jego głowie był rudy, jak włosy jego mamy, ale malec wydał mi się podobny do Marcusa. Może z powodu oczu.
– Jestem głodny. Będziemy tu stali i gapili się na dzieci przez całą noc, czy jest też coś do żarcia? – rozległ się nowy głos, odwracając moją uwagę od malucha. Rozpoznałem przybysza, ale nie mogłem sobie przypomnieć, jak ma na imię. Miał dredy zebrane w kucyk. Tatuaże pokrywały większą część jego rąk i ramion, jeden sięgał nawet szyi. Nie przyglądałem mu się na tyle długo, żeby rozpoznać motyw. Miał przekłutą wargę, a kiedy mówił, widać też było metal w języku.
– Mamy mnóstwo jedzenia, Dewayne – zapewniła go Sadie, uśmiechając się do niego, jakby nie był przerażającym typem.
– To dobrze – odrzekł, po czym podszedł do niej i pocałował Eliego w główkę, czego zupełnie bym się po nim nie spodziewał. – Cholera, ten dzieciak jest słodki. Ale też wygląda zupełnie jak mamusia.
Marcus tylko zachichotał.
Dewayne popatrzył na mnie i znieruchomiał. Przeniósł wzrok za moje plecy, tam gdzie – jak wiedziałem – stali Amanda z Prestonem. Jego twarz wykrzywiła się w leniwym uśmiechu.
– Do diabła. Zapowiada się cholernie wesoło. Preston, będziesz się grzecznie zachowywać wobec Jasona?
Sadie otworzyła szeroko oczy, a wszyscy ucichli. Uznałem, że to dobry moment, by się odwrócić i odezwać do tamtych, żeby mieć to już z głowy.
Amanda mierzyła Dewayne’a takim wzrokiem, jakby zamierzała go uderzyć, ale na twarzy Prestona dostrzegłem rozbawienie.
– Zawsze jestem grzeczny – oświadczył Preston, leniwie przeciągając słowa, co doskonale harmonizowało z jego aparycją surfera. – Do Jasona nic nie mam. W każdym razie już nie. – Opuścił rękę, którą obejmował Amandę w pasie, i zrobiwszy krok do przodu, wyciągnął ją do mnie. – To co, zgoda? – zagadnął.
Trudno było kolesia nie lubić. Uścisnąłem mu dłoń.
– Pewnie, że tak – odparłem.
– Cieszę się – powiedział, po czym się cofnął i znów objął Amandę. – Widzisz, baranie? Wszystko w porządeczku – zwrócił się do Dewayne’a.
Ten tylko zachichotał i pokręcił głową.
– Jasne, jasne.
– Dobra, Dewayne, skończ już z tymi prowokacjami. Jesteśmy w domu Stone’ów – odezwał się Marcus, siląc się na dyplomację.
Dewayne wzruszył ramionami i spojrzał na Marcusa.
– Chciałem się tylko trochę zabawić.
Drzwi znów się otworzyły – tym razem wypełniła je zwalista sylwetka Rocka. Zza jego nóg wypadła mała dziewczynka z burzą loków na głowie, cienkim głosikiem wołająca Prestona. Odwróciłem się i zobaczyłem, że Preston się schylił i chwycił ją, gdy rzuciła mu się w objęcia. Rock i jego żona Trisha adoptowali młodszą siostrzyczkę i braci Prestona po śmierci ich matki, dzięki czemu więzi tej grupki przyjaciół zacieśniły się jeszcze bardziej.
– Tęskniłam za tobą – oznajmiła dziewczynka, głośno cmokając Prestona w policzek.
– Ja też za tobą tęskniłem – odparł.
– Przepraszamy za spóźnienie – powiedział Rock. – Trisha przywiezie chłopców po treningu futbolu. Musiałem jechać po Daisy. Jess opiekowała się nią u nas w domu, kiedy byliśmy z chłopcami na treningu.
Drgnąłem na dźwięk imienia Jess. Tak miała na imię dziewczyna, którą uratowałem tamtej nocy.
– Pozwalasz Jess opiekować się Daisy? – spytała Willow, wyraźnie zdziwiona.
Rock spojrzał na nią i zmarszczył brwi.
– To moja kuzynka. Wiem, że nie przepadasz za Jess, ale świetnie dogaduje się z Daisy.
– Ona nie jest taka zła, Low – wtrąciła Amanda. – Wiem, że miałaś z nią przykre doświadczenia, ale Jess jest lojalna aż do przesady i kocha te dzieciaki.
Moja ciekawość jeszcze wzrosła. Jeśli to była ta sama Jess, która zdemolowała wóz swojego chłopaka, mogłem zrozumieć obawy Low. Nie wyglądała jak typowa opiekunka do dziecka.
– Wydaje się taka nieodpowiedzialna – powiedziała Willow, marszcząc czoło.
Dewayne wrócił do holu z garścią chipsów.
– Nie lubisz jej, bo chciała Marcusowi zawrócić w głowie tym swoim seksownym tyłeczkiem. To jeszcze nie znaczy, że jest złą dziewczyną. Po prostu czasami ją trochę ponosi.
Amanda posłała gniewne spojrzenie w kierunku Dewayne’a.
– Nie wywlekaj tego. To stare dzieje.
– Przestań, stary. – Głos Marcusa zabrzmiał błagalnie.
– Jess robi czasem nieprzemyślane rzeczy i jest impulsywna, ale to nie zmienia faktu, że świetnie zajmuje się Daisy – bronił Rock kuzynki.
– Parę dni temu kompletnie zniszczyła Hankowi pick-upa – zauważył Marcus.
Teraz ta grupka bez reszty przykuła moją uwagę. Nie mogłem powstrzymać uśmiechu. Musiałem potrzeć usta dłonią, żeby nikt nie zauważył. Mówili o tej seksownej blondynce, której pomogłem uciec.
– Co takiego zrobiła? – spytała Sadie, wyraźnie wstrząśnięta.
Willow westchnęła i pokręciła głową.
– Ten jej chłopak, z którym ciągle zrywają i znów się schodzą, zdradzał ją, więc wzięła kij baseballowy czy coś podobnego i powybijała mu wszystkie szyby w wozie, i chyba jeszcze zdążyła powgniatać trochę karoserię z boku, zanim uciekła.
Preston parsknął rozbawiony.
– Przepraszam. Ale to cholernie zabawne. Za każdym razem, jak to słyszę, nie mogę powstrzymać się od śmiechu.
Rock pokręcił głową.
– Wariatka. Hank zasłużył sobie na to, ale nadal nie mogę uwierzyć, że naprawdę to zrobiła. Zresztą Jess mówi, że to nie ona, a jedynym dowodem przeciwko niej są słowa Hanka, który twierdzi, że widział, jak ucieka i ją gonił. Mówi, że potem wskoczyła do jakiegoś porsche i odjechała. To akurat musi być kłamstwo. W tym mieście nikt nie ma porsche. A później, kiedy gliny podjechały pod ich dom, jej mama powiedziała, że Jess cały dzień była z nią i właśnie bierze prysznic. Gliniarz potwierdził, że maska jej wozu była chłodna, więc nie mógł się spierać ze Starlą.
Poczułem na sobie wzrok Jaxa, ale się nie odwróciłem. Miałem wrażenie, że słyszę jego myśli. Wiedział, kto w Sea Breeze posiada porsche – on.
– Znając Hanka, był pijany albo naćpany. Ale tak czy owak, to wygląda na wyskok Jess. Nikt inny nie miał motywu. No i wszyscy wiemy, że Starla pewnie zabawia w Jugs niejednego gliniarza z Sea Breeze – powiedział Preston, nadal rozbawiony i uśmiechnięty.
„Jugs? Co to jest Jugs?”. Nie zapytałem. Wolałem się nie wychylać. Na szczęście Jax nie wspomniał nic o porsche, które zostawił tutaj w garażu.