Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W blasku nocy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
11 lipca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

W blasku nocy - ebook

Jeśli słońce ma zaświecić w środku nocy, to wyłącznie za sprawą miłości.

Siedemnastoletnia Katie cierpi na groźną chorobę: nie może mieć kontaktu ze słońcem. Dlatego na dwór wychodzi wyłącznie po zmroku. Co noc gra na gitarze w podziemiach lokalnej stacji kolejowej. Pewnego razu spotyka Charliego, w którym kiedyś skrycie się podkochiwała. Rozpoczyna się romans, a dziewczyna za wszelką cenę usiłuje ukryć przed Charliem chorobę.

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7686-716-8
Rozmiar pliku: 1,1 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

1

Mam taki powracający sen: jestem mała, siedzę z mamą na plaży na starym kocu, który nadal trzymam upchany gdzieś na dnie szafy. Mama mi śpiewa, jej głos wznosi się i opada wraz z szumem fal rozbijających się o brzeg. Czuję na skórze ciepły dotyk słońca i jej kojące objęcia.

Chciałabym zatrzymać tę chwilę na zawsze.

Kiedy się budzę, tęsknię za tym snem. Tęsknię za słońcem. Tęsknię za mamą.

Tak bardzo bym chciała, żeby sen się spełnił, ale to niemożliwe, ponieważ moja mama zmarła, kiedy miałam sześć lat.

Poza tym nie mogę wychodzić na słońce… W sensie, w ogóle nie mogę. Mam rzadką chorobę genetyczną znaną pod nazwą skóra pergaminowa, w skrócie XP, co ogólnie rzecz biorąc oznacza ekstremalną wrażliwość na światło słoneczne. Wystarczy, że mnie muśnie, a zaraz dostanę raka, moje ciało nie będzie w stanie naprawić uszkodzeń, mózg ulegnie zniszczeniu – dojdzie do utraty słuchu, problemów z poruszaniem się i przełykaniem, zaniku zdolności intelektualnych i mowy, utraty przytomności i w końcu, no tak, do śmierci.

Niezła jazda, co?

Tak więc wiodę życie w zamknięciu, spędzając czas wyłącznie w towarzystwie taty (najlepszego taty na świecie) i Morgan (najlepszej przyjaciółki na świecie).

Kiedyś udawałyśmy, że jestem jak Roszpunka z filmu Zaplątani, uwięziona w ciemnej wieży (czyli mojej sypialni). Oglądałyśmy ten film chyba ze sto razy. Roszpunka w końcu sfiksowała i zwiała z wieży z jakimś facetem. Teraz, kiedy już jestem starsza, mogę powiedzieć: doskonale cię rozumiem, dziewczyno.

Jeśli coś jeszcze łączy mnie z Roszpunką, to postanowienie, że nie stracę nadziei i będę walczyć, aż dostanę swoje „żyli razem długo i szczęśliwie”. Moje szczęśliwe zakończenie zapewne potrwa znacznie krócej niż to się dzieje w przypadku reszty ludzi – ale to nie znaczy, że nie będzie równie wspaniałe.3

Z „nocnego” snu wyrywa mnie raban za oknem: trąbienie samochodów, pokrzykiwania dzieciaków, ogólna radocha. Wiem, że w tej części mogłabym uczestniczyć – gdyby tylko Morgan lubiła kogoś z naszej klasy. Ale nie lubi. A jeśli Morgan nie wybiera się na żadną z imprez, które zapewne właśnie się zaczynają, to znaczy, że ja również nie idę.

JAK SOBIE WYOBRAŻAM KLASOWĄ IMPREZĘ, NA KTÓRĄ POSZŁABYM BEZ MORGAN

Zoe Carmichael (która, jak twierdzi Morgan, nadal jest koszmarną złośliwą dziewuchą): A ty co za jedna?

Ja: Ja… emm…

Dwórka Zoe: Ty w ogóle chodzisz do naszej klasy?

Ja: No, nie, rozumiesz, musiałam odbyć edukację w domu… okoliczności łagodzące… ale tak czy inaczej skończyłabym dzisiaj liceum…

Zoe (przyglądając mi się uważnie): Czekaj, przypominam sobie. Ty jesteś Wampirzyca, zgadza się?

Dwórka Zoe (wrzeszcząc przeraźliwie): Aaaaaaaa.

*Zapada cisza. Wszyscy zasłaniają sobie szyje, chroniąc się przed atakiem. Zmywam się do domu i w towarzystwie taty topię smutek w chińszczyźnie na wynos.*

Kurtyna.

Tak więc nie ma opcji, żebym poszła na imprezę bez Morgan. A ona jest bardzo uparta w kwestii „zadawania się z nadętymi dziewuchami i lalusiowatymi frajerami z licealnej elity, a zwłaszcza z tą śmierdzącą kiłą Zoe Carmichael”. Całkiem możliwe, że wcale bym się dobrze nie bawiła, oblewając zakończenie liceum w towarzystwie ludzi z klasy, ale może jednak zdołałybyśmy omijać Zoe i jej świtę z daleka i spędzić ten wieczór w towarzystwie sympatyczniejszych osób. No bo chyba musi być takich przynajmniej kilka, co?

Jest taki utwór australijskiej piosenkarki nazwiskiem Courtney Burnett, który idealnie podsumowuje moje życie, jeśli chodzi o imprezowanie: Chcę wyjść, ale chcę zostać w domu.

JAK SOBIE WYOBRAŻAM KLASOWĄ IMPREZĘ, NA KTÓRĄ POSZŁABYM Z MORGAN

Zoe: A ty co za jedna?

Ja: ja… emm…

Morgan: To moja najlepsza przyjaciółka, jest piękna i seksowna, a ty nigdy nie dobijesz do jej poziomu.

Dwórka Zoe: Ty w ogóle chodzisz do naszej klasy?

Ja: No, nie, rozumiesz…

Morgan (zakrywając mi usta ręką, nim zdążę powiedzieć coś więcej): Opuściłaś tyle lekcji, że ledwo zdałaś, więc lepiej się nie odzywaj.

Zoe (przyglądając mi się uważnie): Czekaj, przypominam sobie. Ty jesteś Wampirzyca, zgadza się?

Morgan (nie dając mi okazji, bym zaczęła sama się bronić): Zgadza się. Jeszcze jedno słowo i uczyni cię na wieki nieumarłą.

*Idziemy pograć w piwnego ponga, poznaję Charlie’ego Reeda, zakochujemy się w sobie do szaleństwa, a mój tata nigdy się nie dowie, że poszłam na imprezę zamiast do Morgan oglądać maraton serialowy na Netfliksie, tak jak zapowiadałam.*

Wzdycham i odrzucam kołdrę. Mój wzrok pada na nową gitarę, postanawiam pójść na stację i ją wypróbować. Sama. Tylko ja i ja. O ile tata się zgodzi, rzecz jasna.

Mam nadzieję, że rozumie, jak bardzo w tym momencie potrzebuję niezależności. Przez lata spędzałam z nim czas w miejscach, do których dzieciaki zwykle chodzą w towarzystwie kumpli, takich jak kina czy centra handlowe, kręgle albo barki z mrożonym jogurtem, co bynajmniej nie pomaga pozbyć się wrażenia, że XP czyni ze mnie bardzo dziwną osobę. Wiem, że tata robi wszystko, co w jego mocy, by zapewnić mi normalne życie, doceniam to, ale jego wysiłki nie zmienią faktu, że moje życie nie jest i nigdy nie będzie normalne. Na przykład w kinie tata idzie na inny seans, żebym nie wyszła na żałosną frajerkę, która sobotnie wieczory spędza w kinie z własnym ojcem. Efekt? Niewielki. No bo kto w sobotnie wieczory chodzi do kina sam? No właśnie. Nikt, tylko nieprzeciętnie dziwaczni frajerzy – i ja. Co większość ludzi zakwalifikowałaby do tej samej kategorii.

Dzisiaj chciałabym być normalną dziewczyną imieniem Katie, która nie cierpi na rzadką chorobę, i której ojciec nie pilnuje nerwowo na każdym kroku.

Związuję włosy w niedbały koczek, chwytam gitarę i schodzę na dół. Zaglądam do salonu, nie ma go. Potem do kuchni – może coś je. Ale nie. Została tylko jedna możliwość. Schodzę do piwnicy. Spod drzwi ciemni sączy się nieomylny blask. Pukam.

– Wejdź! – woła tata.

Otwieram drzwi. Pomieszczenie sprawia mieszane, słodko-gorzkie wrażenie. Ściany pokrywają zdjęcia z okładek magazynów, które robił w przeróżnych egzotycznych miejscach. Uboga wioska w Indiach. Lodowiec wynurzający się ze wzburzonych szarych fal. Spokojna sawanna w Afryce, a na niej samotna żyrafa. Migawki z życia, którego już nie ma. Czuję dumę z tego, kim był i co niegdyś robił tata, i smutek, ponieważ już nigdzie nie wyjeżdża z powodu mojego stanu zdrowia. Dumę, że mam tak zdolnego tatę i smutek, że marnuje swój talent w tej beznadziejnej mieścinie.

Na sznurku wisi szereg nowszych fotografii. Kilka krajobrazów i cała tona tych ze mną. Niepozowane i takie, do których musiałam specjalnie się ustawiać, po długich namowach z jego strony, i najświeższe, z dzisiaj: ja grająca na gitarze mamy. Reszta w większości budzi we mnie zażenowanie, ale akurat na tych nawet się sobie podobam.

– To jest dobre – mówię.

Tata wskazuje na mnie pochyloną nad wspaniałą gitarą.

– Ten fragment jest trochę dziwny.

Żartobliwie daję mu kuksańca w ramię. Śmieje się i odsuwa. Cieszę się, że jest taki wyluzowany, będzie łatwiej go przekonać, żeby pozwolił mi wyjść samej. Nie żeby mi przeszkadzało, że zawsze znajdzie powód, by mi towarzyszyć. Ale nie ma co liczyć na szczere reakcje na moją twórczość, kiedy obok stoi tatuś.

– Każdy baran potrafiłby zrobić dobre zdjęcie, mając taki obiekt – dodaje.

Wywracam oczami i podchodzę do jednego z moich ulubionych zdjęć, które przedstawia grupę pakistańskich uczennic w szkolnych mundurkach, stojących przed mocno podupadłym budynkiem.

– To jest piękny obiekt – odpowiadam, odwracając się w jego stronę. – Nie mów, że ci tego nie brakuje.

– Podróży? – Krzywi się. – To był koszmar.

Porusza się z gracją po ciemni. W jego wykonaniu robienie i wywoływanie zdjęć wygląda jak łatwizna. Ja wiem jednak, jak jest naprawdę. Nie zostałby jednym z najbardziej poszukiwanych fotoreporterów na świecie, gdyby był przeciętny. Dostrzega moją minę, tę, która mówi Daj spokój. Chyba nie sądzisz, że uwierzę.

– Poważnie – upiera się i ruchem głowy wskazuje zdjęcie, na które właśnie patrzę. – Na tej wyprawie ukradziono mi bagaż, musiałem przez tydzień nosić te same ciuchy. Spałem na podłodze w pokoju przewodnika, bez materaca, bez koca. Marzłem tak okropnie, że przez całą noc nie mogłem zmrużyć oka, czekałem tylko, aż wreszcie wstanie słońce.

Gadanie. Oczywiście, że tęskni za tamtym życiem. Kto by nie tęsknił? Dałabym wszystko, żeby móc pojechać do jakiegoś miejsca na świecie, kiedy tylko przyjdzie mi ochota, zobaczyć to wszystko, czego prawdopodobnie nigdy nie zobaczę.

– Wolę spać we własnym łóżku i uczyć młodszych idiotów, niech oni się brudzą – dodaje na zakończenie.

– Jesteś okropnym kłamczuchem.

Rzuca mi takie spojrzenie, jakby zamierzał zdradzić coś więcej, co kryje się za tą zawsze szczęśliwą, pozytywną fasadą, maską, którą zawsze dla mnie wkłada. Ale jednak zmienia zdanie. Pewnie niczego byśmy nie zyskali, otwierając tę puszkę Pandory, ale raz w życiu chciałabym odbyć szczerą rozmowę o tym, że XP wywróciła do góry nogami życie nas obojga. To z mojego powodu nie może już realizować marzeń, oboje doskonale zdajemy sobie z tego sprawę.

– Co jest? – pyta zamiast tego.

Biorę głęboki wdech i wypuszczam z siebie wartki strumień słów, myśląc sobie, że w ten sposób nie dam mu dojść do głosu, czyli znacząco zmniejszę ryzyko, że mi odmówi.

– Zastanawiam się, czy nie mogłabym wypróbować wieczorem na stacji mojego prezentu z okazji zakończenia liceum?

Brzmi to w ten sposób: Zastanawiamsięczyniemogłabymwypróbowaćwieczoremnastacjimojegoprezentuzokazjizakończenialiceum?

Na koniec dodaję szeroki uśmiech, który ma znaczyć: Jestem kompetentną, pewną siebie absolwentką liceum (która zdążyła zaliczyć dwadzieścia cztery punkty na poziomie studiów wyższych!). Niezaprzeczalnie mogę pokonać ten niecały kilometr dzielący mnie od stacji kolejowej i zagrać dla pasażerów wieczornych pociągów, którzy akurat będą na miejscu. To znaczy, pewnie nie będzie tam nikogo, ale co tam. Sprawdziłam, że Fred, zarządca stacji, jest dzisiaj w pracy, a wy znacie się od dzieciństwa, więc nic mi nie grozi, przysięgam. PROSZĘ, NIE PROPONUJ, ŻE ZE MNĄ PÓJDZIESZ.

Jego twarz zapada się jak nieudany suflet. Tata stuka w zegarek. Naprawdę nie wiem, jakie według niego niebezpieczeństwa mi grożą, jeśli wyjdę z domu bez jego asysty – pewnie oglądamy za dużo horrorów, skaziły mu umysł, a w naszym sennym miasteczku statystyki zbrodni wynoszą zero. Nic mi nie będzie. Wiem, że tata jest innego zdania, ale nie może wymyślić żadnego sensownego uzasadnienia, by odrzucić moją prośbę. Gra więc na zwłokę.

– Już dziesiąta. Może Morgan by wpadła? Albo zagrałabyś dla mnie, w domu.

Wprawdzie występowanie przed moim największym fanem jest bardzo przyjemne – za każdym razem dostaję entuzjastyczne recenzje w rodzaju: TO NAJLEPSZA RZECZ, JAKĄ KIEDYKOLWIEK SŁYSZAŁEM czy TEN KAWAŁEK WYLĄDUJE NA SZCZYCIE LIST PRZEBOJÓW – ale czuję, że jeśli chcę się rozwijać, powinnam grać dla większej liczby osób i, co istotne, osób, które może nie są aż tak przekonane, że mają przed sobą kolejną Taylor Swift, tyle że znacznie, znacznie lepszą.

Szczerze mówiąc, chciałabym na chwilę uciec z tego domu. I od taty. Rozdrażnienie wywołane zbyt długim przesiadywaniem w zamknięciu, stan, z którym muszę walczyć każdego dnia, w tym momencie przybiera maksymalne rozmiary.

– Jest zajęta – odpowiadam najsłodszym głosem, na jaki mnie stać. XP nauczyła mnie cierpliwości. Wiem, że nic nie zdziałam, próbując włożyć mu w usta upragnione słowa. Taka strategia w jego przypadku nigdy nie działa, w przeciwieństwie do logicznych i starannie skonstruowanych argumentów. – Uwielbiam dla ciebie grać, ale muszę zdobyć większą publiczność. Na moim fanpage’u widnieją obecnie trzy lajki: od ciebie, doktor Fleming i od Morgan. Muszę pokazać się światu. A dzisiaj zostałam absolwentką liceum, zdaje się, że zgodnie z amerykańską tradycją należy mi się późniejsza godzina powrotu?

Tata milczy. Wciąż nie jest przekonany. W najlepszym wypadku pewnie zaraz chwyci kluczyki i powie, że zawiezie mnie na stację, a na miejscu O, skoro już tu jestem, to może wysłucham przynajmniej pierwszego utworu, który oczywiście zmieni się w cały set.

Muszę podejść do sprawy z innej strony.

– Fred jest w pracy, będzie miał na mnie oko. Poza tym mam wspaniały nowy futerał stworzony do tego, by go otworzyć i czekać, aż ludzie zaczną sypać do niego drobniaki, i wiem, że przecież byś mi go nie dał, gdybyś nie chciał, żebym grała dla większej publiczności…

Tata ściąga brwi. Wiem, że chce mnie chronić. Jest opiekuńczy. A raczej nadopiekuńczy. A ja nie cierpię, kiedy się mnie traktuje jak kruchą istotkę, która nieuchronnie padnie martwa, ledwo przekroczy próg własnego domu.

– Pozwalam ci wrócić godzinę później niż zwykle. Co oznacza, że masz być z powrotem o północy…

– DZIĘKUJĘ! – piskam, zanim tata zmieni zdanie. – Dziękuję, dziękuję, jesteś najlepszym tatą na świecie, dziękuję…

Teraz nastąpi cała litania, ale przywykłam. Z powagą kiwam głową, podczas gdy tata przedstawia całą listę zasad obowiązujących podczas mojej samotnej wyprawy w świat. Ale nie słucham zbyt uważnie. Bo nie muszę. Powtarza to samo za każdym razem.

– Masz co godzina wysyłać esemes, bo inaczej nie dość, że zadzwonię do Freda, to zjawię się tam osobiście i narobię ci takiego obciachu, że ten wieczór stanie się miejską legendą o tym, dlaczego dzieci powinny przestrzegać wyznaczonej godziny powrotu do domu.

Chwytam gitarę i ruszam do wyjścia, zanim wszczepi mi pod skórę urządzenie śledzące.

– Co godzina, Katie – powtarza, nim zdążę uciec.

Posyłam mu przez ramię szeroki uśmiech i wychodzę.

– Kocham cię!

Zimne nocne powietrze wypełnia mi płuca. Minęły dwa dni (znaczy, noce), od kiedy po raz ostatni odważyłam się wyjść za próg domu. Oddycham głęboko i spoglądam na gwiazdy. Mrugają w odpowiedzi, jakby chciały mi powiedzieć, że za chwilę wydarzy się coś magicznego.

Tata staje w drzwiach, obserwuje mnie.

– Ja ciebie bardziej.

– Niemożliwe! – odpowiadam i ruszam przed siebie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: