Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

W cieniu serca św. M. Kolbe - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

W cieniu serca św. M. Kolbe - ebook

Książka jest świadectwem nawrócenia, w której mieści pół wieku życia, porównanego do 4 pór roku, tworzących rozdziały tejże książeczki.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8104-289-5
Rozmiar pliku: 1,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Przedwiośnie (zamiast słowa wstępnego)

Nie tak dawno, na mszy św. pewien kapłan wygłosił kazanie, w którym porównał życie człowieka do czterech pór roku. Skorzystałam z tego porównania, a słowo wstępne — PRZEDWIOŚNIE — jest opisem mego niewinnego wieku, który jednak miał wielki wpływ na przeżycie kolejnych pór roku. Przyszłam na świat na Górnym Śląsku, gdzie spędziłam 10 lat z rodzicami i z dziadkami. Byłam i pozostałam jedynaczką. Czy rozpieszczoną? Trudno jednoznacznie odpowiedzieć, gdyż rodzice mnie raczej nie rozpieszczali. Jak na kilkulatka miałam wiele obowiązków, którym chcąc nie chcąc — musiałam sprostać. Będąc małą dziewczynką wydawałam się być „aniołkiem”. Potrafiłam całymi dniami stroić w domu ołtarzyki, przy czym śpiewając — bawiłam się w kościół. Bardzo lubiłam chodzić do kościoła — nie tylko w niedzielę. W dni powszednie często towarzyszyłam swej babci, która nie musiała się za mnie wstydzić. Raczej zbierała od znajomych parafian pochwały. Żal mi było jedynie, że muszę pozostać w ławce podczas, gdy inni szli przyjąć Pana Jezusa. Najbardziej przyciągał mnie różaniec, zarówno w postaci paciorków jak i nabożeństwa, na którym się nie nudziłam. Kochałam radosne oczekiwanie Świąt Bożego Narodzenia, wczesne Roraty i najzwyklejszy kalendarz adwentowy (bez czekoladek). W mojej parafii pw Wniebowzięcia NMP, adwentowy wystrój był szczególnie piękny, przepojony wielką tajemnicą. Przy bocznym ołtarzu ustawiano dosyć wysokie, 24-stopniowe schodki wyścielone błękitnym, połyskującym materiałem. Na samym dole, u stóp pierwszego stopnia, stał pusty żłóbek z siankiem. Oczywiście nie zabrakło także Dzieciątka Jezus, które każdego dnia schodziło o jeden stopień niżej. Dla mnie była to najprawdziwsza rzeczywistość! W Adwencie nie było mowy o spożywaniu słodyczy, co nie było dla mnie uciążliwe. Wierzyłam również, iż zaczerwienione niebo jest oznaką pieczenia pierników przez Aniołki. Ważną postacią był Św. Mikołaj, który zanim dał nieco łakoci, wpierw odbył szczerą rozmowę, a czasem użył swej rózgi. Trzeba było obiecywać, nieco drżącym głosem, że się poprawię. Nie byłam aż takim aniołkiem i dlatego nieco wyżej umieściłam to słowo w cudzysłów. Miałam swoje za uszami! Byłam dzieckiem bardzo upartym i zazdrosnym, a co za tym idzie — także egoistycznym. Okres Adwentu przygotowywał mnie do jak najlepszego przygotowania swego serca, aby nie było takie czarne. Gdy byłam nieposłuszna czarne serce rysowała mi na białym papierze moja matka. Starałam się więc jak tylko mogłam, aby się poprawić. Wigilia już od rana pachniała wielką tajemnicą, która po wieczerzy w pełni się odkryła w wielkiej radości — choinki, szopki i prezentów od Dzieciątka Jezus. Zresztą nie tylko Boże Narodzenia tak głęboko przeżywałam. Podobnie było z okresem Wielkiego Postu. Przy Bożym Grobie potrafiłam się bardzo wzruszyć, jak i na widok ukrzyżowanego Pana Jezusa. Mój wzrok bardzo często spoczywał na zwykłym, domowym krzyżu z postacią Syna Bożego z białego gipsu. Po tym PRZEDWIOŚNIU wcale nie zakwitły na zielonej trawie pierwsze kolorowe kwiatki, a raczej powrócił chłód zimy.Wiosna

Pierwsza klasa szkoły podstawowej zburzyła mą ufność i wiarę. Starsza wiekiem nauczycielka (wychowawczyni) już na samym początku grudnia obaliła „fakty”, że prezenty pod choinkę przynosi Dzieciątko Jezus, a Mikołaj to postać z nieba. Byłam rozczarowana i przestałam ufać swojej rodzinie, a co gorsze — upadać w wierze. Co prawda już wcześniej, od nieco starszych wiekiem dzieci coś niecoś o tym słyszałam, ale dla mnie liczyły się wówczas słowa osób dorosłych — rodziców, dziadków, krewnych i życzliwych sąsiadów. Nie znaczy to, że byłam naiwna! Już w bardzo wczesnym dzieciństwie, jako bystry obserwator przyrody, nigdy nie dałam sobie wmówić, że bocian przynosi małe dzieci. Czas leczy rany, ale po tym szkolnym wydarzeniu, z każdym dniem powoli zaczęło się coś zmieniać — i to na gorsze. Nie wyszła mi także na dobre przyjaźń jedynie z chłopakami, do których lgnęłam i z którymi „skosztowałam” papierosa. Na szczęście nie potrafiłam tak, jak oni do tego fachowo podejść i raczej wzbudziło ogromny wstręt — nigdy więcej! Wyrastały mi… rogi, których nie było widać. Ze słownictwem i typowo chłopięcymi zabawami też różnie bywało. W głębi czarnego serca toczyła się walka. Msza św. stała się odtąd jedynie przymusowym obowiązkiem, a modlitwa — bezsensowną recytacją. Pierwsza Komunia Święta, za którą kiedyś tęskniłam, nie była w głębi serca aż tak radośnie przeżyta. Radosny nastrój promieniował tylko na zewnątrz. Nawet fakt, że ze wszystkich złych czynów trzeba się dokładnie przed kapłanem wyspowiadać, wydawał się absurdalny. Toteż nie byłam do końca szczera i nie traktowałam spowiedzi całkiem na serio. Do dziś pozostał w mej pamięci dzień, gdy po ledwo odbytej spowiedzi od razu udałam się do… drugiego konfesjonału. Wypatrzyłam w nim znajomego misjonarza, który przybył z wizytą aż z Papui Nowej Gwinei. Ten „teatrzyk” obserwowało wielu świadków — cała kolejka dzieci, która na ten widok parsknęła śmiechem. Osobiście nic sobie z tego nie robiłam, byłam ciekawa jak On spowiada. Nie wypadało się jedynie przyznać, że chwilkę temu odbyłam spowiedź. Spokojnie i zdecydowanie oznajmiłam, że … miesiąc wstecz i z udawaną skruchą wyznałam grzech kłamstwa. Muszę przyznać, że otrzymałam za to długie pouczenie i niemałą pokutę. Po tej „spowiedzi” starałam się unikać kłamstwa, ale różnie to w wieku szkolnym bywało. Ta nieco wesoła scenka „z życia wzięta” jakby nieco ociepliła i zazieleniła moje wnętrze, promieniując także na otoczenie. Wiosną jedne kwiaty przekwitają, a inne rozkwitają. Tak było i w mojej WIOŚNIE życia.

Gdy miałam 10 lat przeprowadziłam się z rodzicami dalej (ok. 30 km) na południe. Chociaż nieco się lękałam przed nieznanym, dosyć prędko zaadoptowałam się w nowym środowisku. Cieszyłam się, że miałam swój własny pokój i bardzo blisko szkołę. Była to nowo otwarta szkoła, w której niemalże każdy uczeń pochodził z innego regionu Polski (podobnie grono pedagogiczne). Można rzec, iż każdy miał równy start. Przyznam, że w nowej klasie nie byłam zbyt śmiała ponieważ zdradzała mnie zanadto śląska gwara. Również nauczyciele za wszelką cenę starali się wpoić do mego słownictwa czystą polszczyznę. Miałam z tym nie lada problem! Nie pozwoliłam zagłuszyć w sobie języka, w którym wzrastałam i który wcześniej nie wzbudzał takiej sensacji. Na lekcjach starałam się jak mogłam, ale na przerwach to i ja robiłam sobie przerwę z polszczyzny. W licznej klasie było kilka dziewcząt ze śląskiej ziemi i z nimi zawarłam przyjaźń. WIOSNĄ ożywa nie tylko świat flory, ale i fauny. W siódmej klasie bardzo zżyłam się z ulubionym przedmiotem — zoologią. Świat zwierząt (bardziej aniżeli roślin) interesował mnie od wczesnego dzieciństwa. Nowy przedmiot odkrył wiele tajemnic i bardzo zafascynowała mnie teoria ewolucji Karola Darwina. Nie miałam już wątpliwości, że świat i wszystko co na nim żyje — nie jest dziełem zaledwie 6-ciu dni. Wierzyłam, że człowiek i małpa mają swego wspólnego przodka. Co za tym idzie — w poczet bajek zaliczyłam biblijny opis stworzenia świata i człowieka. Wciąż poszukiwałam nowych prawd i wnikliwie interesowałam się tym, czego umysł nie jest w stanie pojąć. Zainteresowały mnie książki typu „Życie przed życiem” i „Życie po życiu” ponieważ bardzo często wydawało mi się, że rzeczywiście żyję już po raz drugi, bo coś co czyniłam lub widziałam po raz pierwszy często, okazywało się czymś dobrze znanym. To była wielka zagadka i niezbadana tajemnica, z której się nie zwierzałam nikomu. To tym bardziej zachęciło mnie do czytania tego typu książek. Dzisiaj już tak naprawdę niewiele pamiętam z ich treści, ale na pewno nie były one odpowiednie dla niedojrzałego umysłu. Lepiej byłoby zająć się czytaniem lektur szkolnych, co do których miałam opory! A co z moją wiarą? Jakby lekko ożyła — byłam praktykującą nastolatką. Uczestniczyłam w niedzielnej mszy, każdego tygodnia bywałam na mszach szkolnych. Uczęszczałam oczywiście na lekcje religii, po których czułam się nieco rozdwojona. Co ciekawe z nastaniem października — bez jakiegokolwiek przynaglenia — chodziłam na Różaniec. Co mnie tak wiązało z tą modlitwą? Np. do uczestnictwa w nabożeństwach majowych się nie garnęłam. Ósma klasa, związana z wyborem szkoły średniej, pozostawiła po sobie jeszcze jedno wspomnienie — wycieczkę klasową do Oświęcimia. Tu bliżej poznałam postać św. o. Maksymiliana i Jego heroiczny czyn. Co prawda słyszałam o Nim wiele lat wcześniej, bo które dziecko nie zada rodzicom pytania, widząc świętą postać w pasiastej piżamie. Po dokumentalnym filmie o zbrodniach w obozie, prędko się ocknęłam. Tylko w ciemności, podczas trwania seansu, ścisnęło mi mocno serce i wypłynęły łzy na widok maltretowanego niemowlaka. Dlaczego akurat ta scena? — wówczas nie za bardzo przyciągały mnie takie małe dzieci, a nawet „umywałam ręce” od ich zabawiania. Seans się skończył, a łzy zdążyły się osuszyć. Dla pocieszenia siebie samej uznałam, że przecież nie wszystko w tym muzeum musi być szczerą prawdą! Nie żywiłam wobec Niemców negatywnych uczuć, które wpajano w szkole. Miałam tam kochanych krewnych, u których spędzałam nawet część wakacji. Znałam nieźle język niemiecki. Zarówno naród, jak ich kultura wobec obcych przybyszów, wydawała mi się być całkiem na miejscu.

Darmowy fragment
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: