Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

We dwoje - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
9 sierpnia 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

We dwoje - ebook

Pełna pogody ducha Karolina Tyrolska od zawsze wierzyła, że los jej sprzyja. Miała kochającego męża, satysfakcjonującą pracę, stabilizację finansową, więc mimo problemów z zajściem w ciążę, była pewna, że prędzej czy później uda się zrealizować jej marzenie.
Pewien lipcowy dzień wystawił ją na niespodziewaną próbę. Po raz pierwszy życie przestaje układać się po jej myśli i Karolina czuje, że traci grunt pod nogami. W jej świat wkraczają nowe postacie, inne schodzą na drugi plan. 
Zagubiona i przerażona pozwala, by bliscy decydowali za nią. A każdy ma inny sposób na wybawienie jej z opresji…Tylko czy to jeszcze jest jej życie?

Katarzyna Woźniczka – absolwentka Uniwersytetu Ekonomicznego w Krakowie. 
Mama, wysłuchując jej licznych dziecięcych opowieści z rozbawieniem powtarzała: „Pisz książki”. Po obronie pracy magisterskiej przyszedł w końcu na to czas.

Kategoria: Proza
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8069-729-4
Rozmiar pliku: 455 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZDZIAŁ 1

Czerwcowy dzień, bezchmurny i słoneczny, był wprost idealny na zabawę w parku. Pod koronami szumiących na lekkim wietrze drzew rodzice spędzali czas ze swoimi dziećmi. Chłopcy wspinali się na drabinki, a dziewczynki piszczały beztrosko, gdy któryś z nich je zaczepił. Zajęci rozmową o swoich pociechach, dorośli nie zastanawiali się nawet, jak mogłoby wyglądać ich życie, gdyby nie było w nim dziecięcego śmiechu.

A przynajmniej tak sądziła Karolina.

Siedząc na miejscu pasażera, z ukłuciem żalu i zazdrości patrzyła na sielski, rodzinny obrazek. Dwaj mężczyźni stojący przy drabinkach z pewnością rozmawiali o sportowych wyczynach swoich synków, bo gestykulowali żywo, naśladując ruchy kopania piłki. Nagle jeden z nich złapał się za głowę, podniósł ręce w geście tryumfu, po czym dalej wyrzucał z siebie potok słów. Później inicjatywę przejął drugi mężczyzna, wyliczał coś na palcach, a jego rozmówca kiwał głową z wyraźną aprobatą. W pewnym momencie do wyższego mężczyzny podbiegła dziewczynka i mocno pociągnęła go za nogawkę. Krzyżowała przy tym zabawnie nóżki i podskakiwała, jakby chciało jej się siku, panowie nie przerywali jednak dyskusji. Karolina doszła do wnios­ku, że źle zinterpretowała sytuację. Chociaż dziewczynki przecież też grają w nogę.

Gdy zapaliło się zielone światło, samochód ruszył, zostawiając za sobą park i beztroskie rodziny. Prowadził Krzysztof, więc bez przeszkód mogła obserwować życie toczące się na ulicach i zielonych skwerkach Warszawy. Za każdym razem, gdy stawali na czerwonym świetle, Karolina łapczywie spoglądała na szczęśliwe pary, pchające przed sobą dziecięce wózki. Oni nie mieli takiej możliwości, a przynajmniej jeszcze nie dziś. Właśnie jechali na kolejną wizytę do kliniki leczenia bezpłodności. Pokonywali tę samą trasę od ponad roku. Niektórych spotykanych po drodze rodziców już rozpoznawali, patrzyli, jak dorastają ich dzieci. Rok to szmat czasu dla małego człowieka.

Dla tych anonimowych, choć dobrze już im znanych, rodziców był to rok nowych, radosnych doświadczeń. Dla Karoliny i Krzysztofa ten sam okres owocował w niekończące się rozczarowania i narastające z każdym miesiącem poczucie niespełnienia. Usilne starania nie przynosiły im upragnionego dziecka. Dla Karoliny był to najgorszy rok w jej życiu.

Wciąż pamiętała pierwszą wizytę w klinice, tę naiwną pewność, że niebawem będzie w ciąży. Już sam fakt odbytej wizyty miał być w jej przekonaniu jakimś cudem. Z każdym kolejnym miesiącem coraz bardziej dręczyła ją myśl, że nigdy nie będzie mieć dzieci. Dziś zdawała już sobie sprawę, że to bezowocne oczekiwanie może ciągnąć się latami.

Nie tracili jednak nadziei. Kiedyś na pewno się uda, powtarzali sobie. Przecież leczyli się dopiero rok. Wierzyli, że ich cierpliwość zostanie nagrodzona w najmniej spodziewanym momencie. Tak jak w przypadku par, o których mówiono nowym pacjentom, by dodać im otuchy i rozbudzić wiarę w sukces. O parach, którym się nie udało, Karolina i Krzysztof nie wspominali, choć w głębi duszy doskonale wiedzieli, że taki scenariusz jest bardzo prawdopodobny. Karolina z natury była pozytywnie nastawiona do życia. Nie miała zwyczaju wyolbrzymiać pojawiających się problemów, raczej skłaniała się do bagatelizowania trudności. Nie z każdej czarnej chmury musi spaść deszcz – tak brzmiało jej życiowe motto. Uważała się za osobę roztropną, ale lubiącą ryzyko. Kiedy rodzice odwodzili ją od myśli o studiowaniu filologii hiszpańskiej, bojąc się o jej zawodową przyszłość, bez zawahania postawiła na swoim. Podobnie było w sprawach sercowych. Wielo­krotnie matka napominała ją, że im wcześniej zwiąże się z mężczyzną, tym spokojniejsze będzie miała życie − ale Karolina nie słuchała rad. Również wtedy, gdy po kilku latach rozstała się ze swoim chłopakiem z liceum. Skoro nie był to ten jedyny, to po co tracić z nim czas? I choć mama dramatyzowała sytuację, Karolina była przekonana, że następny chłopak będzie jej wymarzonym. Po pewnym czasie poznała Krzysztofa, skończyła studia i znalazła pracę. Jej sen się spełnił.

Krzysztof twardo stąpał po ziemi. Był realistą, zawsze ważył wszystkie za i przeciw. Dlatego teraz bardzo przeżywał każde niepowodzenie w sprawie dziecka. Nie mówił głośno o swoich obawach, by nie smucić żony i samemu nie wpędzać się w ponury nastrój, ale coraz bardziej obwiniał siebie. Zresztą wyniki badań potwierdzały jego obawy.

Zaparkowali pod kliniką i bez słowa wysiedli z samochodu. Krzysztof z udręką spojrzał na wejście główne, które tak dobrze już znali. Karolina zauważyła jego wahanie. Chwyciła męża za rękę, by dodać mu otuchy. Dostrzegł jej blady uśmiech i ze wzruszeniem odczytał jej intencje. Zawsze się tak uśmiechała, gdy słowa grzęzły jej w gardle, ale ze wszystkich sił chciała okazać swoje zrozumienie i troskę. Lekki, niemal niedostrzegalny smutny uśmiech w ostatnim czasie coraz częściej gościł na jej twarzy. Krzysztof znał go już za dobrze.

Małżeństwem byli dopiero od pięciu lat, ale bez zbędnych słów potrafili odczytać swoje potrzeby i emocje. Ten uśmiech jeszcze bardziej przygnębiał Krzysztofa. Czuł, że to jego rolą jest pocieszać żonę. Wiedział, że Karolina jest silną kobietą, choć z pozoru wydaje się zupełnie niezainteresowana rzeczywistością. Zawsze chodziła własnymi ścieżkami. Zanim poznała Krzyśka, potrafiła sobie radzić w każdej sytuacji. Nie dopuszczała myśli o kłopotach i uważała, że nie potrzebuje opieki. Tylko w jednym Krzysiek okazał się jej bezwarunkowo potrzebny – w sprawach urzędowych. Tu był jej prawdziwym guru. Do momentu zamążpójścia Karolinę wyręczał w tej kwestii ojciec, ale Krzysztof z przyjemnością przejął całkowitą kontrolę nad administracyjną stroną ich wspólnego życia. Dzięki temu czuł się dumny i dowartościowany. Choć ostatnio coraz częściej dopadały go wyrzuty, że nie do końca spisuje się w roli męża.

Pobrali się, gdy Karolina podjęła swoją pierwszą pracę – uczyła hiszpańskiego w prywatnej szkole. Krzysztof już wtedy miał zapewnioną solidną posadę w grupie IT. Obecnie miał trzydzieści dwa lata i był dobrze sytuowany. Razem z Karoliną żyli wygodnie i na pozór bez zmartwień. Do momentu, kiedy zdecydowali się na dziecko. Tu przyszło pierwsze rozczarowanie.

Czekając na wizytę, Krzysztof wpatrywał się w czubki swoich butów, a Karolina udawała, że przegląda czasopismo. Na łososiowych ścianach poczekalni wisiały zdjęcia radosnych dzieciaków oraz tablice informacyjne. Karolina i Krzysztof doskonale znali już ich treść. Bez namysłu mogli opisać też każde krzesło czy stolik na korytarzu. Zmieniali się tylko ludzie w poczekalni. Jedni opuszczali gabinet jak na skrzydłach, gnani najwspanialszą wiadomością w ich życiu, inni przemierzali korytarz, przybici goryczą.

Karolina zawsze zastanawiała się, w jaki sposób ostatecznie ona opuści to miejsce. Jeżeli okaże się, że jest w ciąży, to wyskoczy z gabinetu rozanielona, z pewnością wywołując smutek u pozostałych par. Jeśli okaże się, że nigdy nie będzie matką, nie zniesie tych wszystkich współczujących spojrzeń.

Dzisiejsza wizyta, podobnie jak poprzednie, nie dała konkretnych odpowiedzi na ich wątpliwości. Usłyszeli to, co zwykle − trzeba czekać, trzeba być dobrej myśli i próbować, próbować, próbować.

Popołudnie upłynęło im w milczeniu. Wieczorem, już w łóżku, Karolina ponownie analizowała słowa lekarki. Rozważania przerwał jej Krzysztof. Wyszedł z łazienki z zatroskaną miną. Spojrzała na niego i lód przeszył jej serce. Krzysztof nie wyglądał na stereotypowego informatyka, nie był mężczyzną zgarbionym od wielu godzin spędzonych z nosem przyklejonym do monitora. Wręcz przeciwnie − był wyprostowany, elegancki i systematycznie korzystał z karnetu na siłownię. Ku zadowoleniu Karoliny nie skończyło się tylko na zakupie i rzuceniu karty w kąt. Jego ciemnobrązowe włosy komponowały się z piwnymi, wąskimi oczami w oprawie czarnych rzęs. Od czasu do czasu pozostawiał na twarzy lekki zarost, przy którym jego pociągła twarz nabierała zmysłowego, seksownego charakteru.

Gdy Karolina go poznała, bez wahania uznała, że tak wygląda jej ideał. Zresztą sama również nie miała sobie nic do zarzucenia. Jak każda kobieta wiedziała o swoich słabościach, ale skupiała się na eksponowaniu lepszych cech. Miała smukłą sylwetkę i miękkie, brązowe włosy. Uważała się za kobietę zgrabną i zawsze z satysfakcją wysłuchiwała komplementów męża. Twarz miała pogodną, choć dumną, a jej wzrok wyrażał powagę i ukryty smutek, co kontrastowało z jej radosnym usposobieniem. Z natury była otwarta i z sympatią nastawiona do świata.

Wyraz twarzy męża, dziwny grymas niepokoju, coraz bardziej ją intrygował. Nagle doznała olśnienia. Krzysztof wyglądał tak zawsze wtedy, gdy bał się powiedzieć jej o czymś mało przyjemnym. Podskoczyła na łóżku i uprzedzając męża, zastrzegła:

– Nie idziemy do twojej matki!

Krzysiek poczuł się zbity z tropu. Odrzucił ręcznik i przysiadł przy żonie po swojej stronie łóżka.

– Skąd myśl, że jutro o siedemnastej mamy iść na obiad do mojej mamy? – próbował udobruchać żonę, siląc się na żart.

Doskonale wiedział, że Karolina i jego matka nie są ze sobą zżyte. W ich przypadku przeciwieństwa się nie przyciągały. Grażyna zawsze powtarzała, że kocha synową nad życie, a wszystkie uwagi na jej temat wynikają wyłącznie z chęci niesienia pomocy, jednak ton jej wypowiedzi świadczył o czymś zupełnie przeciwnym. Z pasją oddała się pełnej ingerencji w życie swoich dzieci i ich rodzin. W takim układzie nie mogło nie być zgrzytów.

Karolina, osoba radosna i optymistyczna, ufała, że jej rola jako pedagoga jest ambitna i odpowiedzialna. Bez sztucznej przesady twierdziła, że ma istotny wpływ na umysły młodego pokolenia. Teściowa była odmiennego zdania. Potrafiła stłumić radość Karoliny z każdej, najmniejszej rzeczy, sprowadzając synową na ziemię. Podkreślała przy tym, że robi to w dobrej wierze, by oszczędzić dziewczynie rozczarowań. Ze względu na męża Karolina nie chciała wchodzić w ostrą polemikę z Grażyną. Krzysiek rewanżował się tym samym wobec swojej teściowej.

Matka Karoliny miała podobny stosunek do życia jak Grażyna. Nie rozumiała, czemu córka nie zamartwia się o swoją przyszłość. Bała się, że przytrafi się jej coś złego, jeśli nie będzie patrzeć na świat bardziej racjonalnie. W odróżnieniu od matki Krzysztofa Irena nie wykazywała chęci niesienia pomocy swojej jedynaczce. Czasem nawet wolała udawać, że nie wie, co się dzieje w życiu córki. Nie chciała wikłać się w niewygodne sytuacje. Wystarczy, że Grażyna na siłę doradzała dzieciom za nie dwie.

Krzysztof milczał. Doskonale rozumiał, że po wizycie w klinice Karolina jest pogrążona w smutku, i wiedział, że odwiedziny u jego matki na pewno nie poprawią jej nastroju. Przysunął się bliżej i delikatnie dotknął ramienia żony. Ta jednak odepchnęła go i naciągnęła na siebie kołdrę.

– Dziś możesz sobie o mnie tylko pomarzyć – rzuciła z niechęcią.

– Ale pani doktor kazała próbować. A ja czuję, że dziś się uda – Krzysztof nie dawał za wygraną.

– Jasne. Zwłaszcza jak będziemy myśleć o twojej matce – burknęła, jeszcze bardziej naciągając kołdrę na głowę.

W głębi duszy Karolina była zła, że nie potrafi zjednać sobie teściowej. Zmęczona i targana wyrzutami do świata, w końcu zapadła w niespokojny sen. Jeszcze na granicy jawy uznała, że jutro musi być lepiej.ROZDZIAŁ 2

Karolina od rana czuła niepokój. Sama myśl o tym, że ma spędzić czas z Grażyną, przyprawiała ją o dreszcze. Pomimo że w powietrzu czuć już było przyjemne czerwcowe ciepło, ona cała się trzęsła.

Teściowa na początku ich znajomości wydawała się miłą kobietą, a jej słodki uśmiech i cienki głos maskowały prawdziwe intencje. Przy bliższym poznaniu, a już w szczególności po ślubie, bardzo szybko ujawniła swoją zaborczą naturę. Lubiła krytykować zachowanie Karoliny oraz nieustannie pouczać młodych małżonków. Karolina próbowała tłumaczyć sobie, że jest przewrażliwiona, że może jest to naturalna relacja między teściową a synową. Każda ma swój własny punkt widzenia i ciężko jest im się ze sobą zgodzić. Jednak coraz bardziej boleśnie odczuwała nadmierną ingerencję Grażyny w ich życie.

Z zamyślenia wyrwał ją niepewny dziewczęcy głos:

– Czy mamy robić następne ćwiczenia?

– Och, tak! – Karolina uświadomiła sobie, że prowadzi lekcję i to nie czas na wewnętrzne rozterki. Siedziała przy biurku, zbyt długo nie zwracając uwagi na to, co się dzieje z jej uczniami. Wsparta na dłoniach, z nieprzytomnym wzrokiem, dumała nad nieuchronnie zbliżającym się rodzinnym obiadem. – Tak, tak, róbcie następne ćwiczenia, a za chwilę wszystko razem sprawdzimy.

Chciała wyjść z twarzą przed swoimi uczniami, ale po chwili bezwiednie powróciła do analizowania swojej życiowej sytuacji. Zastanawiała się, jak długo tym razem teściowa wytrzyma, zanim zapyta, czy aby ptaszki nie ćwierkają o wnukach. No właśnie nie ćwierkają, pomyślała i chyba musiała lekko parsknąć śmiechem, bo kilka uczennic znów podniosło na nią baczny wzrok, po czym zaczęły szeptać między sobą. Gdyby tylko wiedziały, co ją czeka tego popołudnia, przestałyby żartować.

– No dobrze – odezwała się po dłuższej chwili. − Sprawdźmy, jak wam poszło. − Próbowała ocalić lekcję, problem jednak w tym, że nie miała pojęcia, co tak naprawdę robili jej podopieczni. Gorączkowo przeglądała swój zeszyt, by ostatecznie uznać, że zajęcia były absolutną klapą. Klęska, jaką poniosła, stała w sprzeczności z jej poczuciem pedagogicznego obowiązku.

Wtem rozległ się dzwonek oznajmiający koniec lekcji. Kilka sekund później na korytarzu rozległ się gwar. Uczniowie rozmawiali o zbliżających się wakacjach i upragnionym odpoczynku.

– Nie zapomnijcie o sprawdzianie – zawołała jeszcze Karolina, chcąc uratować resztki autorytetu. Chociaż sama nie wierzyła, że po tej lekcji jest to jeszcze możliwe.

– Sprawdzian...? – jęknęła jedna z dziewcząt. – Przecież są wakacje.

– Jeszcze nie ma wakacji – zastrzegła Karolina. − Muszę mieć kilka ocen. Nie będzie trudny, obiecuję. – Po krótkich negocjacjach i serii westchnień uczennice przystały na test z dziesięcioma pytaniami. − Dobrze, idźcie już, bo zmienię zdanie − zaśmiała się Karolina, która sama nie miała ochoty sprawdzać bardziej skomplikowanych sprawdzianów.

Zbierając swoje rzeczy, zastanawiała się, jak ma się skupić na następnych lekcjach. Grażyna na pewno tryumfowałaby teraz, wiedząc, że synowa straciła zapał do nauczania, i nie przyjęłaby do wiadomości, że to właśnie z jej winy Karolina nie może skupić się na prowadzeniu lekcji.

Każda kolejna lekcja była cięższa od poprzedniej. Karolina uczyła w prywatnej szkole, w której podzielono klasy na angielsko- i polskojęzyczne. W tym dniu miała jeszcze dwie lekcje z klasami anglojęzycznymi i na koniec z „prawie polskojęzyczną”. „Prawie”, bo miały do niej chodzić dzieci, które znają język polski, ale w praktyce było inaczej. Wielu ambitnych rodziców przybyłych z zagranicy zapisało tu swoje dzieci, uznając, że są dobrze przygotowane. W rzeczywistości jednak młodzież preferowała język angielski z domieszką rodzimych słów, skutecznie kalecząc język polski.

Na ostatniej lekcji Karolina nerwowo spoglądała na zegarek, odliczając godziny do nieuniknionego.

– Jeszcze dziesięć minut, niech się pani nie martwi. Kontrolujemy czas do przerwy – zabrzmiał tym razem chłopięcy głos.

– To ty się nie martw, Patryk, na pewno zdążę cię jeszcze zapytać. – Karolina starała się zachować powagę.

Jej uczniowie lubili ją i zwykle traktowali na stopie koleżeńskiej. Pewne granice były jednak przez Karolinę bezwzględnie chronione. Wiedziała, że nastolatki bardzo łatwo mogą przejąć kontrolę, a wtedy byłaby zgubiona.

– Ale ja dzisiaj nie mogę. Mam zapalenie gardła! – wykrzyczał Patryk.

– Dlatego słyszę cię z ostatniej ławki? – Gdyby nie była tak spięta, na pewno wywołałaby go do odpowiedzi. Tak dla przykładu i dla śmiechu. Patryk zawsze miał wiele do powiedzenia, tyle że mieszając wszystkie języki świata, nie zawsze osiągał zamierzony sens.

Na wspomnienie o odpytywaniu znów nawiedziła ją uporczywa myśl: czy teściowa zdąży ją przepytać z wnuków. Perspektywa ta sprawiła, że zaschło jej w gardle. Ubolewała, że w życiu nie można zgłosić choćby jednego nieprzygotowania. Byłoby cudownie mieć taką drogę ucieczki. A może da się wykręcić jakąś chorobą? Chyba coś ją drapie w gardle... Tak, zapewne zaraziła się od Patryka.

Urojonus tchórzostus – przekonana o swojej dolegliwości, zaczęła głośno kaszleć. Dźwięk odbił się echem po klasie, odrywając dzieciaki od ich spraw, bo korzystając z roztargnienia nauczycielki, nie dbały o rozwiązywanie zadanych ćwiczeń.

– Chyba jest pani chora – zauważył Patryk. − Czy to oznacza, że nie będzie klasówki?

– Nie, nie jestem chora. A klasówka się odbędzie.

– Ale pani profesor dziś chyba nie jest sobą – ciągnął dalej uczeń.

– Może ta pogoda na mnie też wpływa rozluźniająco – odparła zrezygnowana Karolina.

– To nie rozluźnienie. – Chłopak stanowczo pokręcił głową.

– Zatem co pan sugeruje, doktorze Patryku? – roześmiała się Karolina.

– Hm, wygląda mi to na gorączkę krwotoczną – powiedział z jeszcze większą powagą.

– Co?! – Zaskoczona, o mały włos nie spadła z krzesła.

– No tak. Moja mama często ma styczność z takimi pacjentami, jak leci do Afryki.

Rodzice Patryka byli lekarzami i często wyjeżdżali do Afryki pomagać potrzebującym. Syn, przepełniony dumą i od pieluch czytający wszelkie podręczniki swoich rodziców, diagnozował każdego, kogo napotkał na swojej drodze. Karolina przeszła już wiele chorób według jego rozpoznania. Gdy na nartach naciągnęła kostkę, Patryk uświadomił ją w zakresie skutków, jakie mogą się pojawić w obrębie stawu skokowego − zaczynając od zwykłej niewygody, która minie, kończąc na martwicy kości.

– A może pani przystojny mąż wyjechał? – odezwała się klasowa piękność, na co pozostałe dziewczyny zareagowały stłumionym piskiem.

Karolina znów z trudem powstrzymywała rozbawienie, które teraz mieszało się z zażenowaniem. Tak to jest, kiedy pozwala się nastolatkom na psychoterapię. Powiedzą wszystko to, co kotłuje się w ich nabuzowanych hormonami umysłach.

– Nie, mój mąż nie wyjechał. Jest w domu. I miło mi, Madziu, że uważasz, że taki starszy pan jest przystojny.

– Naprawdę – Magda z rozbrajającą szczerością chciała nadać swojemu głosowi poważny ton – wszystkie uważamy, że jest sexy.

Tym razem salę wypełniły pełne rozmarzenia westchnięcia, a na kilku twarzach nawet pojawił się rumieniec.

– Hej, dziewczęta – Karolina przywołała uczennice do porządku – to jest dla was starszy pan. Poza tym jest zajęty.

Bawiło ją, że nastolatki wciąż interesują się starszymi mężczyznami. No ale Krzysztof nawet dla osiemnastolatek jest za stary. A przede wszystkim należy do niej. Wyłącznie do niej!

– Każda z nas chciałaby przeżyć momentos de passion z kimś takim – ciągnęła Magda, popierana przez wzdychające rówieśnice.

– Nie mów tak! – Karolinę zaskoczyły śmiałe pomysły uczennic.

– No przecież mówię po hiszpańsku!

Podopieczni poprawili jej humor, ale nie zmieniało to faktu, że zobaczy dziś swoją „ukochaną” teściową. Po zajęciach wpadła do domu i zaczęła przeglądać zawartość szafy w poszukiwaniu odpowiednich ciuchów. W rezultacie zdecydowała się na wygodną, lecz nie przesadnie skromną sukienkę. Bo niby czemu miałaby ubierać się pod dyktando Grażyny? Przecież to tylko teściowa, jakby nie było − obca kobieta, i Karolinie wcale nie zależy na jej ocenie. Związała się z jej synem, a nie z nią, więc nie zamierza sztucznie nawiązywać przyjaźni. Tak naprawdę tylko i wyłącznie ze względu na Krzyśka udaje jej się tolerować zachowanie Grażyny.

Akurat gdy kończyła przygotowania, do mieszkania wszedł Krzysztof, wołając od progu:

– Kochanie, idziemy do mamusi!

– Już nie mogę się doczekać – zaświergotała Karolina.

Wzięła głęboki oddech i podążyła ku nieznanemu.

POZOSTAŁE ROZDZIAŁY DOSTĘPNE W PEŁNEJ PŁATNEJ WERSJI
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: