Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wieczór filmowy - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
28 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wieczór filmowy - ebook

Czy przyjaźń może przerodzić się w prawdziwą miłość?

Sol i Hanna to dwoje przyjaciół z dzieciństwa, którzy niespodziewanie spotykają się po latach. Opowieść rozpoczyna się 31 grudnia, kiedy to Hannę bezceremonialnie porzuca jej chłopak Danny, jeden z najprzystojniejszych w szkole. Hanna jest zrozpaczona. Koleżanki próbują zająć jej miejsce, a jedynym przyjacielem, który stara się ją pocieszyć, jest Sol. Chłopak wpada na pomysł, żeby oboje raz w miesiącu przez cały rok oglądali wspólnie film – raz wybrany przez niego, raz przez nią. Sprawy komplikują się, gdy okazuje się, że Sol zakochuje się w dziewczynie. Czy uda mu się zdobyć jej serce?

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-5627-5
Rozmiar pliku: 2,9 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

31 grudnia Hanna

Tańczę, jestem szczęśliwa i mam czkawkę.

Zawsze tańczę w sylwestra. Już jako dziecko pląsałam o północy w rytm Macareny. Dzisiaj, dzięki niesamowitym niebieskim lampkom, które Dan rozwiesił w swoim wielkim przeszklonym salonie, czuję się jak wąż morski w akwarium, poruszający się tak miękko i płynnie, jakby nie miał kości. Jestem Panną Price i Profesorem Jakmutam z Bedbrooms and Knobsticks¹ w jednej osobie.

Biała sukienka połyskuje w świetle stroboskopu. Vashti i Laura zerkają w moją stronę, kiedy oślepiam połowę pokoju, migocząc jak choinka. Wow. Jestem świetlistym wężem morskim.

– Hanna.

– Nie teraz, skarbie – odpowiadam z zamkniętymi oczami, płynnie wymachując rękami. – Jestem w transie.

– Han, przed chwilą walnęłaś mnie w twarz.

Sol rozciera policzek i usiłuje nie dopuścić do tego, żeby stratował go roztańczony tłum. Wiem, że wolałby teraz być gdzieś indziej. Żaden z niego król parkietu.

– Uznajmy, że to było z sympatii – mówię.

– Jesteś pijana.

– Wcale nie. Jestem niesamowita. – Krążę po parkiecie, wypatrując Dana Danny’ego mojego ukochanego. Mam ochotę przesunąć dłońmi po jego umięśnionym torsie i uszczypnąć go w uszko. Najchętniej schrupałabym go w całości. Spotykamy się od czterech tygodni i mam na jego punkcie obsesję.

– Jesteś pijana – powtarza Sol.

– Wszystko w porządku, Han? – pyta Laura, wyciągając do mnie długie, pomalowane na fioletowo paznokcie; chociaż może też je wyciągać w stronę mojej sukienki, ciężko stwierdzić.

– Nic jej nie jest – odpowiada za mnie Sol. – Musi tylko zaczerpnąć świeżego powietrza.

Prowadzi mnie przez dudniący muzyką pokój do szeregu lśniących szklanych drzwi, wychodzących na taras z widokiem na ogród. Wokół trawnika stoją lampy solarne, jest też fontanna z głową lwa. Dan mieszka w najpiękniejszym domu na świecie. Dan jest najlepszym chłopakiem na świecie!

– Jestem królem świata! – mówię.

Rozkładam ramiona i próbuję wychylić się przez balustradę niczym Kate Winslet w Titanicu. Sol stawia mnie do pionu. Łapię go za nos, żeby przestał się wreszcie kręcić, ale niezależnie od tego, jak mocno go przytrzymuję, nie chce stanąć w miejscu.

– Jeśli zaraz nie przestaniesz, poleci mi krew z nosa – ostrzega.

Zabieram rękę. Nie chcę, żeby Sol zakrwawił mi sukienkę, bo wtedy goście komentowaliby rano mój strój z niewłaściwych powodów.

Zauważam sylwetkę mojego chłopaka w oknie na piętrze. Czuję przypływ dumy, po którym bardzo szybko ogarnia mnie pragnienie pobiegnięcia na górę i obsypania pocałunkami tej jego przystojnej buźki, na której widok miękną mi kolana. Ze swojego miejsca na tarasie widzę jego uroczo zmierzwione kruczoczarne włosy, piękny grecki profil i lśniące białe zęby, gdy posyła zabójczy uśmiech komuś, z kim właśnie rozmawia.

Sol klaszcze w dłonie jak ktoś usiłujący zwrócić uwagę dzieciaka skaczącego po dmuchanym zamku.

– Chodź, powinnaś napić się wody – zwraca się do mnie głosem pełnym nerwowej energii. Jego oczy są zwykle koloru bagiennej zieleni, ale teraz, dzięki wpadającym przez szklane drzwi salonu błyskom stroboskopu, płoną w nich ogniki.

– Najpierw wyjdź, teraz wejdź – mamroczę pod nosem. – Może byś się wreszcie zdecydował.

Po raz ostatni zerkam w stronę okna pokoju Dana, gdy Sol holuje mnie z powrotem do domu.

I właśnie wtedy widzę Lizzie Banks całującą się z moim chłopakiem.

Sol mówi coś do mnie tym swoim świetnie-nadającym-się-do-uspokajania-małych-zwierzątek tonem. Nie wiem dokładnie co. Głos dobiega z oddali, jakby z końca długiego tunelu. Zapieram się swoimi niebotycznymi obcasami o deski tarasu i patrzę, jak Lizzie przyciska Dana do okna, wsuwając paznokcie z poodpryskiwanym lakierem w jego idealne włosy. Lakier jest czerwony, zupełnie jak krew, która właśnie odpłynęła z mojego serca. Szok sprawił, że czkawka całkiem mi przeszła.

– Lizzie Banks całuje się z Danem – oznajmiam głosem, który brzmi dziwnie nisko, jakby wcale nie należał do mnie. – ONI SIĘ CAŁUJĄ.

– Kto się całuje? – pyta przechodząca obok Trixie. Sukienka z niebieskich cekinów wiruje wokół jej nóg, a sztuczne rzęsy są tak długie, że gdy mnie mija, czuję dodatkowy pęd powietrza na wysokości oczu.

Przeciskam się przez roztańczony tłum, mijam po drodze brata i jego dziewczynę Leah, obściskujących się jak zwykle. Muszę się przedostać do schodów, wejść na górę i zabrać Dana w bezpieczne miejsce. Lizzie… Każda inna dziewczyna, tylko nie Lizzie. Moja sukienka jest tak obcisła, że nie mogę w niej biec tak szybko, jak bym chciała. Sol mocno ściska mnie za ramię.

– Tylko nie zrób sceny, Han – prosi. – To się kiepsko skończy.

– A żebyś, cholera, wiedział! – odwarkuję. Udało mi się dotrzeć do podnóża schodów ze szkła i stali, teraz zastanawiam się, jak się na nie wspiąć w sięgającym kolan kokonie. Przydałaby się winda. – Trixie twierdzi, że Lizzie Banks ugania się za Danem od początku college’u. – Kiedy wypowiadam imię Lizzie, robi mi się gorąco. – Właściwie to żenujące. Wstyd mi za nią. To jakiś żart. Lizzie Banks jest ŻARTEM.

Sol uparcie nie chce mnie puścić, kiedy próbuję wejść na schody. Za każdym razem, gdy ktoś nas mija, kiwa głową z nonszalanckim „wszystko okej?”, co ma oddalić podejrzenia, że coś jest nie tak. Jestem mu za to dość wdzięczna, ale przede wszystkim czuję się, jakby spadło na mnie coś ciężkiego. I to z dużej wysokości.

W drzwiach salonu pojawia się Trixie. Kiedy tak przygląda się mojej trzeciej wściekłej próbie wdrapania się po schodach bez rozdzierania sukienki, coś wyraźnie zaczyna trybić pod tą swoją smolistą treską.

– Wszystko w porządku? – pyta, patrząc na Sola swoimi wielkimi, wypacykowanymi oczami.

– Tak, Trixie. Dzięki, że pytasz – odpowiada Sol. – Han, drzwi są tutaj.

Dołączają do nas Vashti i Laura, zwabione zapowiadającą się aferą.

– Wychodzisz? – dziwi się Vashti.

Nie musi nic więcej mówić. Już wszystko wiem. Tylko wariaci i frajerzy mogliby chcieć opuścić imprezę sylwestrową u Dana na pół godziny przed północą.

Sol jeszcze raz mocno ściska mnie za ramię.

– Mhm.

Nie mam innego wyboru, jak tylko odpuścić sobie wchodzenie po schodach. Cichutko dyszę, niczym zbity pies zaplątany w białą sukienkę jak w bandaż. Zaczyna mi się zbierać na płacz.

– Hanno? – zwraca się do mnie Sol. – Chodźmy już.1 stycznia Sol

Ależ ze mnie idiota. Zaczął nawet padać śnieg. Było zupełnie tak jak w tym filmie, na którego punkcie Hanna ma pewnie bzika, cholernej Bridget Jones, z Renée Zellweger w majtkach w cętki leoparda i z pozornie wyluzowanym Colinem Firthem, który okrywa ją swoim płaszczem i całuje.

Jęczę głośno. Trochę na myśl o Hannie w majtkach w leopardzie cętki, ale przede wszystkim z nienawiści do samego siebie. Tej nocy uzmysłowiłem sobie trzy rzeczy. Po pierwsze: jestem beznadziejnie zakochany w Hannie Bergdahl. Po drugie: po raz pierwszy od naszego spotkania po latach Hanna Bergdahl wydaje się nie mieć chłopaka. I po trzecie: utknąłem w podziemnym świecie demonów i trądziku, z którego nie ma ucieczki – Strefie Przyjaźni.

Przez sekundę, stojąc pośród padającego śniegu, w świetle ulicznej latarni, w miejscu, o którym już zawsze będę myślał jak o Zakątku Nieudacznika, patrzyłem na jej usta i myślałem, że może ona też patrzy na moje usta, i widziałem wyraźnie oznaczone wyjście ewakuacyjne. Wystarczyło objąć ją ramieniem, skorzystać ze starej dobrej techniki stykających się czół, i mogłem uciec. Być może dlatego, że znalazłem się tak blisko jej opuszczenia, Strefa Przyjaźni wydaje mi się teraz jeszcze gorszym więzieniem.

Gdybym jednak ją wtedy pocałował, mogłaby na mnie znowu zwymiotować. I nie wiedziałbym, czy to z powodu obrzydzenia czy resztek rumowego ponczu wypitego u Dana Dukasa. Może więc dobrze się stało.

Chociaż jakoś trudno mi w to uwierzyć.

Kiedy przekręcam zasuwkę, Nigel już na mnie czeka. Właściwie nie tyle go widzę, co wyczuwam jego diabelski wzrok obserwujący mnie spod schodów. Prawie nie reaguję, kiedy rzuca mi się do nóg i z furią atakuje przesiąkniętą wymiocinami skarpetkę.

– Jak poszło? – woła z kuchni Gareth.

Przytrzymuję się słupka u podnóża schodów i zdejmuję brudne buty. Nigel nie daje za wygraną.

– Świetnie – odpowiadam. – Najlepsza impreza mojego życia. Uwielbiam imprezy.

– Jakieś fajne dziewczyny?

– Tylko Hanna. – Nawet wymówienie jej imienia sprawia mi ból.

– A chłopaki?

Andrew wysuwa głowę przez kuchenne drzwi.

– Solomon? Właź tu i wszystko nam opowiedz.

– Nikt się mną nie interesował – mówię.

Andrew ocenia mój strój z krzywą miną.

– Nic dziwnego. W takim płaszczu?

– Daj mu spokój, Andrew – prosi Gareth.

Zdejmuję płaszcz, wsuwam nos w pognieciony materiał, żeby poczuć zapach Hanny – wtedy, gdy nie wymiotuje – a później go odwieszam.

– A co wy tu właściwie robicie? – pytam. – Wydawało mi się, że mieliście iść na imprezę.

Gareth wychodzi z kuchni ubrany w swoją ulubioną dziadkową piżamę.

– Nigel nie pozwolił nam wyjść – mówi.

Nigel nadal obgryza mi kostkę, wymachując przy tym wściekle ogonem niczym wężem ogrodowym.

– Ten cholerny kot zatrzymał nas w domu do dziewiątej – wyjaśnia Andrew. – Założyłem swoje najlepsze spodnie, a ten drań nie miał zamiaru ich oszczędzić. Zanim dał sobie spokój, obaj byliśmy zbyt pijani, żeby prowadzić. Szczęśliwego Nowego Roku.

– Żałośni z was kolesie – mówię. – Zakładnicy kota.

– Nigel potrzebuje terapii – stwierdza Gareth.

– Raczej sterylizacji – odpowiadam.

Widzę, jak Gareth odtwarza w myślach naszą rozmowę.

– Tylko Hanna? – pyta dociekliwie.

Znowu się zaczyna.

– Jesteśmy przyjaciółmi, Gareth – tłumaczę.

– To, że przyjaźniliście się w piaskownicy, nie oznacza, że już zawsze tak musi być. Przyjaźń to najlepszy fundament dla związku.

– No nie wiem – przekomarza się z nim Andrew. – Nigdy specjalnie cię nie lubiłem.

Kiedy Gareth żartobliwie mierzwi lekko przerzedzające się włosy Andrew, zaczynam żałować – zresztą nie po raz pierwszy – że poznałem Hannę Bergdahl jako czterolatek, nad kolorowym papierem i kredkami. Może gdyby było inaczej, miałbym szansę, żeby zacząć z nią wszystko od nowa. Widziałaby we mnie kogoś tajemniczego, a nie dzieciaka, którego koledzy zamknęli w toalecie, gdy miał siedem lat. Mógłbym być fajnym gościem, a nie chłopakiem, którego dziewiąte urodziny spędziliśmy na struganiu drewnianych łyżek w Muzeum Rolnictwa. Z tego miejsca nie ma powrotu.

– Złaź ze mnie, Nigel! – Strząsam go z nogi.

Nigel odskakuje jak kruczoczarna bomba i pędzi w kierunku klapki dla kota. Zamkniętej klapki dla kota. Wszyscy słyszymy dźwięk zderzenia jego czaszki ze sztywnym plastikiem.

– No i się doigrał – zauważa posępnie Andrew.

Przez chwilę wydawało mi się, że te cztery lata, kiedy się nie widzieliśmy, zadziałają na moją korzyść. No wiecie, tajemnicza przeszłość, te sprawy. Rzeczywiście wiele się może zdarzyć pomiędzy dwunastymi a szesnastymi urodzinami. Te cztery lata spędzone w Stanach nie wyposażyły mnie jednak nawet w podstawowy atrybut fajnego dzieciaka: amerykański akcent. Każda tajemnica, jaką potencjalnie mógłbym mieć, wypaliła się i zgasła niczym harcerskie ognisko.

Z kolei Hanna pięknie się przez ten czas rozwinęła. Jej zęby nie wydawały się już takie wielkie. A włosy, które dawniej nieco się puszyły, były teraz gładkie jak kostka masła. Do tego długie, mocne i przyjemne w dotyku. Zawsze miała niebieskie oczy, ale teraz jakimś cudem wydawały się jeszcze bardziej niebieskie.

Zatrzaskuję drzwi do swojej sypialni, podnoszę pudełko zasłaniające papierowe figurki na moim biurku – nie wymyśliłem jeszcze, jak je najlepiej oświetlić – i włączam komputer. Przy ikonce programu FaceTime pali się zielone światełko i widzę szczerzącego się do mnie z ekranu Franka. Po czterech latach regularnego obrywania wspólnie po tyłku wytworzył się między nami pewien rodzaj transoceanicznej telepatii.

– Szczęśliwego Nowego Roku – mówię, padając na łóżko.

Frank unosi długi, smukły palec.

– Jeszcze tylko pięć godzin, stary. Pięć godzin wysłuchiwania pytań mamy o to, czy się z kimś umówiłem albo czy nie mam ochoty obejrzeć powtórek Kocham Lucy razem z nią, tatą i psem.

Obaj się krzywimy. Lucy Shapiro to wciąż delikatny temat.

– Ironia losu – mówię.

– Ironia losu – przyznaje Frank. – Ale nie czekałem tu, aż wrócisz, żeby rozmawiać o swoim nieistniejącym życiu miłosnym. Chcę wiedzieć, czy ty i Hanna wreszcie…

Unoszę dłoń. Frank urywa w pół zdania. Przez chwilę tylko milcząco mi współczuje.

– Chciała ze mną obejrzeć film, ale odmówiłem.

– Odmówiłeś? Porąbało cię? Film plus kanapa to pewny przepis na sukces, przyjacielu, nikt ci tego nie powiedział? Pewnie w domu byli jej rodzice?

– Nie. Jej braci też nie było.

– Dałeś ciała na całej linii. – Nie może się nadziwić Frank.

Do tej pory właściwie się nad tym nie zastanawiałem. Słowa Franka trudno jednak zignorować. Mogłem spędzić dwie godziny sam na sam z Hanną, na kanapie. Zamiast tego postanowiłem wrócić do domu, padłem ofiarą kota psychopaty, odbyłem życzliwą rozmowę z rodzicami i zostałem obrażony przez najlepszego kumpla, oddalonego ode mnie o osiem tysięcy kilometrów.

– Wracaj tam i powiedz, że zmieniłeś zdanie – nakazuje mi Frank.

– Była pijana – tłumaczę. – Powiedziałem, że zrobimy to następnym razem.

– Chyba w snach, chłopie.

– Miałem na myśli wspólne oglądanie filmu. Umówiliśmy się na randkę pod koniec stycznia.

A przynajmniej wmawiam sobie, że to będzie randka. Chociaż oczywiście Hanna będzie już wtedy miała nowego chłopaka. Może nawet zejdą się z tym dupkiem Danem, chociaż jego dotychczasowe poczynania raczej na to nie wskazują. Staram się nie robić sobie złudnych nadziei. Dziewczyna taka jak Hanna nie pozostanie singielką przez cztery i pół tygodnia.

Frank tak bardzo przysunął się do monitora, że mogę policzyć wszystkie włoski w jego brwiach. Jest ich całe mnóstwo.

– Skoro będę musiał czekać na relację z twojej filmowej randki cały miesiąc, to lepiej, żeby były momenty – mówi.

– Powinieneś uporządkować własne życie uczuciowe – radzę mu. – Może wtedy moje przestałoby cię tak bardzo interesować.

– Gdyby tylko to było takie proste – wzdycha Frank.

Kiedy zamykam komputer, do głowy przychodzi mi jeszcze jedna dobra rzecz w całym tym potwornie złym wieczorze. Gdybym wrócił do domu Hanny obejrzeć z nią film – nie myśl o tym, że mogliście być sami, po prostu o tym nie myśl – musiałbym się jej wytłumaczyć z mojej wymyślonej byłej dziewczyny. Hanna jest typem, który nie poddaje się łatwo, a ja nie dostarczyłem jej dostatecznej ilości informacji, żeby zaspokoić jej ciekawość. Przegadałaby pół filmu i wierciłaby mi dziurę w brzuchu o szczegóły i szczegóły szczegółów. Nie ma mowy, żeby moje wymyślone na poczekaniu kłamstewko poradziło sobie z jej zdolnościami śledczymi. Od tej pory byłbym jej Przyjacielem z Urojeniami, a nie po prostu Przyjacielem. Mogę mieć tylko nadzieję, że zdąży o tym zapomnieć do naszego kolejnego spotkania.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: