Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wstęp i pogląd ogólny na filozofią pozytywną - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wstęp i pogląd ogólny na filozofią pozytywną - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 249 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Punk­tem wyj­ścia dla pier­wot­nej fi­lo­zo­fii były zja­wi­ska na­tu­ry. Jak dziec­ko, bio­rąc do ręki nowy dla nie­go przed­miot, za­py­tu­je: "z cze­go się robi?" tak czło­wiek nie­gdyś za­py­ty­wał sam sie­bie: "z cze­go po­wsta­ło to wszyst­ko, co mnie ota­cza?" W naj­dal­szej epo­ce, o któ­rej ja­kie-ta­kie mamy wia­do­mo­ści, wy­stę­pu­je owo py­ta­nie "z cze­go?" jako pierw­sze za­gad­nie­nie fi­lo­zo­fii. Od­po­wiedź na nie sta­no­wi­ła cały sys­tem – a zbiór tych od­po­wie­dzi – ca­łość pier­wot­nej fi­lo­zo­fii.

Z po­cząt­ku, o ile sam punkt wyj­ścia był ma­te­ry­ja­li­stycz­ny, o tyle i od­po­wie­dzi na to py­ta­nie brzmia­ły czy­sto ma­te­ry­ja­li­stycz­nie. Za­czy­na­jąc do naj­grub­szych prze­ja­wów oto­cze­nia, przy­pi­sy­wa­no je jed­ne­mu z nich, temu mia­no­wi­cie, któ­ry wię­cej od in­nych ude­rzał w oczy i wię­cej prze­ma­wiał do fan­ta­zyi fi­lo­zo­fa. Na­py­ta­nie: "z cze­go świat po­wstał" Ta­les od­po­wia­dał: "z wody." Anak­sy­me­nes i Par­me­ni­des: "z po­wie­trza." He­ra­klit i Leu­cyp: "z ognia." Ale w sze­re­gu tych od­po­wie­dzi na owo za­sad­ni­cze py­ta­nie, mo­że­my już za­uwa­żyć pe­wien roz­wój, pe­wien po­stęp. Z naj­daw­niej­szej szko­ły fi­lo­zo­ficz­nej, jaką zna­my, tj. ze sta­ro­żyt­nej szko­ły joń­skiej, któ­rej za­ło­ży­cie­lem był wy­żej wspo­mnia­ny Ta­les, wy­szła już myśl płod­na w na­stęp­stwa. Za­miast po­wo­ły­wać się na to lub owo po­je­dyń­cze zja­wi­sko, na to lub owo po­je­dyń­cze cia­ło i jemu przy­pi­sy­wać ro­dzi­ciel­stwo wszyst­kich in­nych, Anak­sy­me­nes uogól­nił ten po­gląd, przy­pi­su­jąc po­czą­tek wszech­rze­czy ja­kiejś nie­ozna­czo­nej pier­wot­nej ma­te­ryi, i nie mie­sza­jąc jej już z żad­nym cia­łem dru­go­rzęd­nym.

Szko­ła Pi­ta­go­rej­czy­ków po­su­nę­ła da­lej uogól­nie­nie. Dla nich pra­wa na­tu­ry, któ­re usi­ło­wa­li wy­ra­zić w licz­bach, sta­ły się ową me­ta­fi­zycz­ną wszech­rze­czy przy­czy­ną. Cy­fry mia­ły być już nie uogól­nie­niem zja­wisk, nie ich sym­bo­lem, jak to dziś się poj­mu­je, lecz wzo­rem, albo ra­czej pier­wo­wzo­rem mi­stycz­nym, z któ­re­go wszyst­ko po­wsta­ło.

Z abs­trak­cyi prze­cho­dzo­no w abs­trak­cy­ją. Roz­wi­ja­jąc w dal­szym cią­gu uogól­nia­ją­cy pro­ces my­śli, Ele­aci, wie­lość cyfr pi­ta­go­re­so­wych spro­wa­dzi­li do jed­no­ści. Dla nich przy­czy­ną wszyst­kie­go jest jed­ność i wszyst­ko jest jed­no­ścią. Ale w po­ję­ciach ich zra­zu po­zo­stał jesz­cze grunt re­ali­stycz­ny. W dal­szym zaś roz­wo­ju abs­trak­cyj­na jed­ność wy­osob­nia się stop­nio­wo i przy­bie­ra po­stać czy­sto ro­zu­mo­wą, od świa­ta rze­czy­wi­ste­go nie­za­leż­ną, pro­stą i nie­zmien­ną. Idea ro­zu­mo­wej za­sa­dy zo­sta­je ode­rwa­ną od świa­ta zja­wisk, co wię­cej, rze­czy­wi­stość tych zja­wisk zo­sta­je po­da­ną w wąt­pli­wość.

Na­resz­cie u Anak­sa­go­ra­sa­owa ro­zu­mo­wa za­sa­da sta­je się świa­do­mą sie­bie po­za­świa­to­wą in­te­li­gen­cy­ją. Je­den prąd my­śli ludz­kiej do­się­gnął swe­go ze­ni­tu.

Gdy taka chwi­la wy­bi­je na ze­ga­rze dzie­jo­wym, pod­no­si się za­wsze nowa fala idei i wy­zy­wa po­przed­nią do wal­ki. Ale nowa taka fala wprost prze­ciw­na po­przed­niej, nie może po­wstać od­ra­zu – po­wsta­je ona zwol­na, nie­mal rów­no­le­gle z po­przed­nią, ro­snąc stop­nio­wo. Po­gląd krań­co­wy wy­wo­łu­je inny po­gląd krań­co­wy, idea prze­ciw­na, do­ra­sta, męż­nie­je i na­stę­pu­je star­cie.

Na­prze­ciw ide­ali­zmu Anak­sa­go­ra­sa sta­je do wal­ki ma­te­ry­ja­lizm De­mo­kry­ta.

Po star­ciu dwu prze­ciw­nych prą­dów, na­stę­pu­je za­wsze za­mie­sza­nie – po wal­ce dwu po­glą­dów krań­co­wych na­stę­pu­je el­dek­tyzm – po Anak­sa­go­ra­sie i De­mo­kry­cie So­fi­ści. Każ­dy eklek­tyzm musi no­sić na so­bie cha­rak­ter dy­ja­lek­tycz­ny – sub­tel­ność wy­mo­wy za­stę­pu­je jed­no­li­tość tre­ści – sprzecz­no­ści bo­wiem nie dają się zjed­no­czyć, moż­na je tyl­ko za­sło­nić. Ale i tu rola eklek­ty­zmu ma swo­je gra­ni­ce. So­fi­ści, nad­używ­szy kom­bi­na­cyj wy­ra­zo­wych, znu­ży­li umysł ba­daw­czy, nie da­jąc mu za­spo­ko­je­nia. Ta oko­licz­ność wy­wo­ła­ła re­ak­cy­ją na rzecz prak­tycz­no­ści. Sub­ty­li­zo­wa­nie ode­rwa­nych po­glą­dów prze­ja­dło się, i fi­lo­zo­fi­ja świa­ta zmu­szo­ną jest ustą­pić przed fi­lo­zo­fi­ja ży­cia. Ha wi­dow­ni dzie­jo­wej zja­wia się wiel­ki mę­drzec: So­kra­tes. Tam­ci mó­wi­li o ży­wio­łach, o by­cie i nie­by­cie – on mówi o ko­wa­lach, szew­cach i gar­ba­rzach; ży­cie i cel ży­cia są dla nie­go wy­łącz­nym przed­mio­tem za­ję­cia. Cała fi­lo­zo­fi­ja So­kra­te­sa jest na­uką ży­cia – do­cho­dzi w tym swo­im kie­run­ku do zu­peł­nej jed­no­stron­no­ści: roz­wa­ża­nie zja­wisk na­tu­ry, uwa­ża za rzecz nie­god­ną czło­wie­ka – znać sie­bie i miar­ko­wać swe na­mięt­no­ści, oto we­dług nie­go cała mą­drość.

Ta jego jed­no­stron­ność wy­ro­dzi­ła stop­nio­we po­wsta­wa­nie no­wej prze­ciw­staw­no­ści. Już tak zwa­ni: "nie­zu­peł­ni so­kra­ty­cy" usi­ło­wa­li nadać sub­jek­tyw­nej i czy­sto prak­tycz­nej jego, fi­lo­zo­fii wię­cej ob­jek­tyw­ny, ogól­niej­szy cha­rak­ter. Teo­ry­ją cno­ty uzu­peł­nia­li teo­ry­ją po­zna­nia; ale cał­ko­wi­te roz­wi­nię­cie so­kra­te­so­we­go ide­ali­zmu, ode­rwa­nie go od zja­wisk po­wsze­dnie­go ży­cia i wo­gó­le cał­kiem nowy po­lot abs­trak­cyj­nej my­śli ku nie­do­ści­głym sfe­rom po­za­świa­to­wej me­ta­fi­zy­ki – jed­nym sło­wem nowa re­ak­cy­ja krań­co­wo ide­ali­stycz­na zna­la­zła naj­wyż­szy swój wy­raz do­pie­ro w sys­te­mie wiel­kie­go He­gla sta­ro­żyt­no­ści, Ho­me­ra fi­lo­zo­fów, jak go na­zy­wał Pa­ne­tius – w Pla­to­nie.

W nim to po raz pierw­szy fi­lo­zo­fi­ja wy­stę­pu­je pod po­sta­cią skoń­czo­ne­go sys­te­mu. Jak­kol­wiek sys­te­mu tego nie po­dzie­lił on sam na ści­śle ozna­czo­ne dzia­ły – trzy jed­nak głów­ne: dy­ja­lek­ty­kę (lo­gi­kę), fi­zy­kę i ety­kę, sta­now­czo od­róż­nić mo­że­my. Zaj­mo­wa­ła go więc i sztu­ka ro­zu­mo­wa­nia wo­gó­le i świat ze­wnętrz­ny i za­sa­dy mo­ral­ne. Ale wszyst­ko to tak da­le­ce od­ska­ku­je od rze­czy­wi­sto­ści, tak da­le­ce nosi na so­bie ce­chę sub­jek­tyw­nej do­wol­no­ści i fan­ta­zyi, że na­wet w dzia­le fi­zy­ki na­próż­no­by kto do­pa­try­wał naj­mniej­szej do­świad­czal­nej za­sa­dy, naj­mniej­sze­go choć­by uwzględ­nie­nia czy­sto na­uko­wej, spo­strze­gaw­czej stro­ny zja­wisk. Wszyst­ko roz­strzy­ga się w gło­wie fi­lo­zo­fa przy za­mknię­tych oczach; – co od­po­wia­da jego umy­sło­wym upodo­ba­niom, jego przy­wi­dze­niom, co wy­da­je się mi­łym wy­obraź­ni – wszyst­ko to uwa­ża się za praw­dę, za od­kry­cie fi­lo­zo­ficz­ne. Dla nie­go fi­zy­ka, czy­li to, co dzią nosi na­zwę fi­lo­zo­fii na­tu­ry, – to tyl­ko pe­wien ro­dzaj dy­ja­lek­ty­ki. A przy­tym nie ma kwe­styi, któ­rej­by roz­wią­zać nie po­tra­fił. Świat, wszech­świat, siła twór­cza, jej wi­do­ki i ma­rze­nia, osta­tecz­ny cel i ko­niec wszech­rze­czy, wszyst­ko to tak ma być, jak się wiel­kie­mu ma­rzy­cie­lo­wi przy­wi­dzia­ło. Co cie­kaw­sze jesz­cze, to ta oko­licz­ność, że nie po­czu­wa się on do obo­wiąz­ku do­wo­dze­nie naj­dzi­wacz­niej­szych twier­dzeń – ma­gi­ster di­xit – i rzecz skoń­czo­na. Wszech­świat dzie­li się na dwa dzia­ły: gwiazd sta­łych i pla­net. Ist­nie­je sie­dem dróg pla­ne­tar­nych. Cały świat ma kształt ku­li­sty, a po­mi­mo to jest nie­skoń­czo­ny. Jest zaś ku­li­sty, po­nie­waż jest do­sko­na­ły, a do­sko­na­łą może być tyl­ko for­ma ku­li­sta. Pla­ne­ty dzie­lą się we­dług ska­li mu­zycz­nych to­nów i t… d.

Są­dził­by kto, że przy­najm­niej w sfe­rze du­cho­wych ob­ja­wów, mę­drzec ide­ali­zmu ści­ślej się wy­ra­ża. Oto przy­kład: "Każ­da du­sza ludz­ka, mówi Pla­ton, już z na­tu­ry swo­jej oglą­da­ła pier­wo­wzo­ry wszech­rze­czy, bez tego bo­wiem nie mo­gła­by Wstą­pić do tego świa­ta. Ale trud­no przy­cho­dzi każ­dej przy­po­mnieć so­bie te pier­wo­wzo­ry tu­taj na zie­mi, szcze­gól­niej zaś tym du­szom, któ­re je daw­niej przez krót­ki tyl­ko czas oglą­da­ły; lub też tym któ­re upad­szy na zie­mię, zo­sta­ły uszko­dzo­ne, albo też wresz­cie tym, któ­re, z nie­spra­wie­dli­wo­ścią, się łą­cząc, za­tra­ci­ły pa­mięć o świę­to­ściach, ja­kie wów­czas oglą­da­ły" (1).

Co o tym wszyst­kim my­śleć? Zda­wa­ło­by się, że sam spo­sób opo­wia­da­nia tych nie­do­rzecz­no­ści, brak wszel­kiej kry­tycz­nej ści­sło­ści, brak wszel­kie­go po­czu­cia po­trze­by do­wo­dów, wszyst­ko to po­win­no było skło­nić trzeź­we umy­sły do uzna­nia Pla­toń­skiej ide­olo­gii, po­mi­mo ca­łe­go uro­ku wy­mo­wy, za ma­ja­cze­nia cho­rej fan­ta­zyi; a jed­nak teo­ry­ja idej wro­dzo­nych do dziś dnia jesz­cze ko­ła­ce się po świe­cie, mą­cąc gło­wy – (1) Pho­edrus, str. 250.

i krę­pu­jąc po­stęp po­zy­tyw­nej wie­dzy. Tak zwa­na fi­zy­ka pla­toń­ska, jak zresz­tą i mnó­stwo in­nych jej po­dob­nych, znacz­nie póź­niej­szej epo­ki – to po­pro­stu gorz­ka iro­ni­ja praw­dzi­wej na­uki, szy­der­stwo z naj­prost­szych za­sad zdro­we­go roz­sąd­ku; żad­ne­go zbli­że­nia do fak­tów, do em­pi­rycz­nych da­nych wła­ści­wej wie­dzy spo­strze­gaw­czej. I nie mo­gło być in­a­czej, do­pó­ki po­mię­dzy fi­lo­zo­fi­ją a em­pi­ry­ją nie na­stą­pi­ło, nie już zbli­że­nie, ale rze­czy­wi­ste zjed­no­cze­nie. Na ta­kie zaś zjed­no­cze­nie mu­sia­no cze­kać jesz­cze 20 kil­ka wie­ków. Jak­że mógł trzeź­wo pa­trzeć na rze­czy fi­lo­zof, któ­ry jak Pla­ton są­dził, że "po­zna­nie nie może się opie­rać ani na wra­że­niach zmy­sło­wych, ani na są­dach wy­pro­wa­dzo­nych z za­pa­try­wa­nia się na rze­czy ze­wnętrz­ne, bo to wszyst­ko nie­ma żad­nej sta­łej i nie­zmien­nej pod­sta­wy, jak cały świat zmy­sło­wy, któ­ry ule­ga wiecz­nej zmia­nie – lecz wy­łącz­nie na wnik­nię­ciu ro­zu­mu w sa­me­go sie­bie i od­kry­ciu w so­bie owych idej, czy­li pier­wo­wzo­rów wszech­rze­czy" (1).

Prąd ide­ali­stycz­ny, ze szko­ły so­fi­stów wy­snu­ty, znów osią­gnął naj­wyż­szy swój wy­raz moż­li­wy w da­nej epo­ce.

Zja­wi­sko prze­ciw­staw­no­ści po­win­no było wyjść na jaw. Prze­ciw pierw­sze­mu ol­brzy­mo­wi ide­olo­gii pod­no­si się pierw­szy gie­ni­jusz re­ali­zmu – Ary­sto­te­les. Każ­dy sys­tem nowy jest za­wsze z jed­nej stro­ny prze­ciw­staw­no­ścią, po­przed­nie­go, z dru­giej dal­szym jego cią­giem. Pierw­szy wa­ru­nek daje nam po­znać wy­żej wspo­mnia­ne już zja­wi­sko prze­ciw­staw­no­ści, – dru­gi: zja­wi­sko cią­gło­ści. Wi­dzie­li­śmy już (o ile to w tak bar­dzo po­bież­nym za­ry­sie jak nasz wi­dzieć moż­na), że je­den po­gląd nie­ja­ko wy­snu­wa się z dru­gie­go i do­pie­ro gdy je­den z nich roz­wi­nie się do pew­ne­go naj­wyż­sze­go kre­su, na jaki mu ogól­ny stan oświa­ty w da­nej epo­ce po­zwa­la, wów­czas przy­go­to­wa­ny już przez hi­sto­ry­ją, rów­nież mocą, cią­gło­ści, wprost prze­ciw­ny mu prąd idei wy­stę­pu­je do wal­ki.

–- (1). The­aete­tus str. 182 – 185. Obacz bliż­sze szcze­gó­ły w Lo­gi­ce D-ra Pro­fes. Stru­ve­go. War­sza­wa 1869.

Tak więc Ary­sto­te­les jest z jed­nej stro­ny dal­szym cią­giem – z dru­giej prze­ci­wień­stwem Pla­to­na. I u nie­go fi­lo­zo­fja roz­pa­da się na trzy głów­ne dzia­ły: lo­gi­kę, fi­zy­kę i ety­kę, i u nie­go jesz­cze tu i owdzie gor­szy nas owa do­wol­ność i fan­ta­zyj­ność po­glą­dów – ale cóż za róż­ni­ca w sa­mym punk­cie wyj­ścia, w sa­mej me­to­dzie! O ile tam­ten kształ­to­wał wszech­świat we­dług wła­snej idei, o tyle ten ideę owę z uwa­ża­nia wszech­świa­ta wy­wieść pra­gnie. Zwal­cza sta­now­czo i z całą siłą teo­ry­ją wro­dzo­nych idej, nie­za­leż­nie od bytu ze­wnętrz­ne­go ist­nie­ją­cych; a w fi­zy­ce swej sta­je znacz­nie bli­żej nauk spo­strze­gaw­czych. O ile zaś przez taki re­ali­stycz­ny kie­ru­nek ca­łość jego fi­lo­zo­fii zy­ska­ła na ści­sło­ści, tego naj­le­piej do­wo­dzi jego lo­gi­ka. Ary­sto­te­les jest oj­cem lo­gi­ki; tego za­szczy­tu nikt mu nie od­ma­wia. Lo­gi­ka Pla­to­na, o ile do­ryw­cze jego uwa­gi w tym przed­mio­cie lo­gi­ką na­zwać moż­na, jest wię­cej po­ema­tem, niż na­uką. Ale łu­dził­by się, kto­by są­dził, że wiel­ki Ary­sto­te­les, któ­re­go po­tęż­ny umysł wie­kom ca­łym jak po­chod­nia mą­dro­ści przy­świe­ca, wol­nym był od do­wol­ne­go fan­ta­zy­jo­wa­nia na prze­róż­ne te­ma­ty. Naj­wy­bit­niej ta­kie nie­do­stat­ki wy­stę­pu­ją tam, gdzie je naj­ła­twiej pod­dać kry­ty­ce em­pi­rycz­nej, a więc w po­glą­dach do­ty­czą­cych na­tu­ry. I dla Ary­sto­te­le­sa fi­zy­ka jest dru­gą czę­ścią fi­lo­zo­fii, na­stę­pu­ją­cą po dy­ja­le­kly­ce; i on ów nie­szczę­śli­wy byt sam w so­bie roz­bie­ra pier­wej, za­nim do­szedł do zja­wisk em­pi­rycz­nych. Jak zaś nie­raz jesz­cze, po­mi­mo ca­łe­go re­ali­zmu, po­mi­mo ca­łej gie­ni­jal­no­ści, je­dy­nie dla swych pla­toń­skich na­ło­gów nie mógł wyjść z za­klę­te­go kół­ka dy­ja­lek­ty­ki na pole po­zy­tyw­ne­go ro­zu­mo­wa­nia, do­wie­dzie na­stę­pu­ją­cy wy­ją­tek z jego fi­zycz­nych teo­ryj:

"Ze wszyst­kich ru­chów ruch ku­li­sty jest naj­do­sko­nal­szym; świat więc tak jak w gło­wie Pla­to­na, ma kształt kuli i od­by­wa ruch ku­li­sty. Ale świat ten dzie­li się na róż­ne sfe­ry; im któ­ra bliż­sza krań­co­wej jego po­wierzch­ni, tym lep­sza, bo wię­cej ule­ga ku­li­ste­mu ru­cho­wi. Naj­gor­sza zaś ta, któ­ra w sa­mym środ­ku się mie­ści, a więc zie­mia." Po­stęp w po­wyż­szej teo­ryi po­le­ga na tym, że Ary­sto­te­les nie uwa­ża już gwiazd, na wzór Pla­to­na, za isto­ty żywe i czu­łe, lecz za mar­twą ma­te­ry­ją, cho­ciaż po­mi­mo to dal­sze sfe­ry świa­ta na­zy­wa pół­bo­skie­mi, po­nie­waż bli­żej bo­sko­ści krą­żą.

Z tym wszyst­kim w za­sa­dzie swej, w me­to­dzie, w ści­sło­ści, fi­lo­zo­fi­ja Ary­sto­te­le­sa o całą prze­paść od­ska­ku­je od swej po­przed­nicz­ki. Czy­ta­jąc głę­bo­kie jego po­glą­dy na spra­wy tego świa­ta, na ludz­ką na­tu­rę, nie po­dob­na nie uwiel­biać czło­wie­ka, któ­ry sam je­den dźwi­gnął fi­lo­zo­fi­ja z od­mę­tu pla­toń­skiej po­ezyi, któ­ry sam je­den tylu na­ukom wska­zał je­dy­ną dro­gę do praw­dy.

I znów po owym ol­brzy­mim star­ciu prze­ciw­nych so­bie prą­dów idej na­stę­pu­je za­mie­sza­nie – zle­wa­nie się jed­nych prą­dów z dru­gie­mi; to je­den to dru­gi z nich wy­cho­dzi na jaw, do­pó­ki w star­ciu tym nie zu­ży­ją się wszyst­kie ich siły, do­pó­ki nowa fala idej nie pod­ro­śnie.. Two­rzą, się przy­tym w tym eklek­tycz­nym pro­ce­sie po­je­dyń­cze prze­ciw­staw­no­ści. Prze­ciw teo­re­tycz­nym po­glą­dom Pla­to­na i Ary­sto­te­le­sa wy­stę­pu­je znów re­ak­cy­ja na rzecz prak­tycz­no­ści w szko­le Sto­ików i Epi­ku­rej­czy­ków. Ci zaś ostat­ni ze swej stro­ny są re­ak­cy­ja zmy­słów prze­ciw su­ro­wo­ści pierw­szych skie­ro­wa­ną; jed­nym sło­wem, fakt cią­gło­ści, jak­kol­wiek prze­ja­wia się wy­bit­niej, wy­twa­rza­jąc epo­kę eklek­ty­zmu, nie prze­szka­dza jed­nak wy­twa­rzać się po­je­dyn­czym prze­ciw­staw­no­ściom. Re­ak­cy­ja prak­tycz­na, o któ­rej mó­wi­my, zwró­co­na prze­ciw nie­prak­tycz­no­ści po­przed­nich sys­te­mów osią­ga naj­wyż­szy swój wy­raz w tak zwa­nej szko­le scep­ty­ków, bę­dą­cej dal­szym kon­se­kwent­nym roz­wi­nię­ciem sto­ic­kiej i epi­ku­rej­skiej. Ale szcze­gó­ło­wa prze­ciw­staw­ność po­je­dyń­czych eklek­tycz­nych usi­ło­wań za­czy­na już spro­wa­dzać wy­czer­pa­nie dwu prą­dów my­śli (Pla­to­na i Ary­sto­te­le­sa), któ­rych wal­ka wy­ro­dzi­ła epo­kę eklek­tycz­ną. Po wy­czer­pa­niu wszel­kich środ­ków dy­ja­lek­tycz­nej wal­ki obu­dza się uczu­cie bez­sil­no­ści, nie­wia­ry we wszel­kie w ogó­le po­zna­nie. Kie­ru­nek ten prze­ja­wia­ją­cy się już w Pyr­ro­nie z Eli­dy współ­cze­snym Ary­sto­te­le­so­wi – w Sek­stu­sie Em­pi­ry­ku wy­stę­pu­je wy­bit­nie, jako ów głos znie­chę­ce­nia, nie­wia­ry, zwąt­pie­nia. Prąd ten prze­ciw­sta­wia się ca­łej do­tych­cza­so­wej fi­lo­zo­fii – Sek­stus wi­dzi w niej tyl­ko czczą dy­ja­lek­fy­ke, choć na mocy tra­dy­cji, czy­li owe­go fak­tu cią­gło­ści sani ze swej stro­ny daje licz­ne jesz­cze do­wo­dy, że zu­peł­ne otrzą­śnię­cie się z dy­ja­lek­tycz­nych wię­zów le­ża­ło poza gra­ni­ca­mi roz­wo­ju ów­cze­snej epo­ki.

Nie­mniej jed­nak ów prąd scep­tycz­ny, wy­chy­la­ją­cy nie­śmia­ło gło­wę spo­śród śmia­łych orze­czeń dy­jak­ty­ki, – w owym cza­sie osią­gnął naj­wyż­szy swój roz­wój na jaki tyl­ko ogól­ny stan wie­dzy po­zwa­lał.

Fakt prze­ciw­staw­no­ści po­wi­nien się był ja­śniej ob­ja­wić. Ja­koż na­prze­ciw zim­nej nie­wia­ry scep­ty­ków wy­stę­pu­je uczu­cio­wy, wie­rzą­cy no­wo­pla­to­nizm.

Po­mi­mo ca­łej róż­ni­cy dwu wspo­mnia­nych sys­te­mów no­wo­pla­to­nizm jest pod pew­nym wzglę­dem dal­szym cią­giem sccp­ty­zmu. Scep­tyzm zwąt­pił w nie­omyl­ność ro­zu­mu; tak samo wąt­pi, no­wo­pla­to­nizm; ale w nim ta wła­ści­wie nie­wia­ra, sta­je się źró­dłem wia­ry, tyl­ko już nie na ro­zu­mie lecz na uczu­ciu opar­tej. No­wo­pla­to­nizm, po­znaw­szy, że dro­gą dy­ja­lek­tycz­ny­eh wy­cie­czek nie mo­że­my do­się­gnąć naj­wyż­szej isto­ty, któ­rą Plo­tyn jed­no­ścią na­zy­wał, po­sta­na­wia zdo­być ją, zbli­żyć do sie­bie, ob­jąć ją pro­mie­nia­mi uczu­cia. Eks­ta­za czy­li zjed­no­cze­nie z Bo­giem sta­je się dla nich je­dy­nym ce­lem fi­lo­zo­fii. Za­da­niem Chrze­ści­ja­ni­zmu w jego na­gym wzro­ście było za­ci­śnię­cie tych wę­złów nie­biań­skich. Tam, gdzie no­wo­pla­to­ni­zmo­wi bra­kło pod­sta­wy, gdzie usi­ło­wa­nie zjed­no­cze­nia się z Bo­giem było tyl­ko roz­pacz­li­wym wy­sił­kiem, tam Chrze­ścia­nizm przy­no­si za­sa­dę, któ­ra ta­kie po­łą­cze­nie z Bo­giem moż­li­wym czy­ni, za­sa­dę bo­sko­ści na­sze­go du­cha i czło­wie­czeń­stwa bo­skie­go. Czło­wiek jest stwo­rzo­ny na ob­raz i po­do­bień­stwo bo­skie, a Bóg na jego ob­raz i po­do­bień­stwo, sta­je się czło­wie­kiem, aby świat od­ku­pić.

Tak tedy na­prze­ciw scep­tycz­ne­go prą­du my­śli, sta­je prąd wia­ry.

Star­cie ich wy­ra­dza nową wal­kę, i nową epo­kę eklek­k­ty­zmu.

Po­nie­waż prą­dy były sil­ne, wal­ka trwa dłu­go, bar­dzo dłu­go. Na­stę­pu­je ol­brzy­mia epo­ka scho­la­sty­cy­zmu.

Szcze­gó­ło­we prze­ciw­staw­no­ści wy­su­wa­ją się jed­ne pod­ru­gich – wszyst­kie zaś no­szą na so­bie ce­chę epo­ki przej­ścio­wej, eklek­tycz­nej, w któ­rej za­wsze, jak już wspo­mnie­li­śmy, sło­wo gó­ru­je nad my­ślą, for­ma nad tre­ścią, dy­ja­lek­ty­ka nad fi­lo­zo­fi­ją. Z cząst­ko­wych ob­ja­wów prze­ciw­staw­no­ści naj­wy­bit­niej wy­stę­pu­je opo­zy­cy­ja no­mi­na­li­stów i re­ali­stów – wal­ka wie­rzą­cych w re­al­ne ist­nie­nie po­jęć ogól­nych, z temi, któ­rzy uwa­ża­li je tyl­ko za sło­wa (no­men) bez od­po­wied­niej re­al­nej ist­no­ści.

Wal­ka ta, jak każ­da prze­ciw­staw­ność wy­twa­rza w od­po­wied­nim za­kre­sie eklek­tyzm, prąd wy­pad­ko­wy po­śred­ni. Prąd ten prze­ja­wia się bez wszel­kiej ory­gi­nal­nej ży­wot­no­ści przez całe dwa wie­ki od Abe­lar­da do Ok­ka­ma. Po wy­czer­pa­niu się eklek­ty­zmu na­stę­pu­je za­wsze bez­wład­ność, znu­że­nie, scep­ty­cyzm (Mon­ta­igne) i wy­osob­nie­nie się prą­dów krań­co­wych. Jed­nym z nich jest prąd, re­ali­stycz­ny któ­ry zna­czą imio­na Va­ni­nie­go i Gior­da­na Bru­no. Va­ni­nie­go opo­zy­cy­ja do­gma­tycz­na ska­za­ła na wy­rwa­nie mu ję­zy­ka, ale ję­zyk ten "prze­ma­wiał póź­niej przez cały wiek XVIII" – mówi Ed­gard Qu­inet. Obaj… zgi­nę­li na sto­sie. Re­for­ma­cjya roz­sze­rza się na pole re­li­gii. Tym­cza­sem i z in­ne­go pola przy­by­wa­ją, po­sił­ki. Na­uki przy­rod­ni­cze po raz pierw­szy prze­ciw­sta­wia­ją się ca­łej do­tych­cza­so­wej fi­lo­zo­fii. Taka prze­ciw­ność musi sta­no­wić epo­kę.

Na­prze­ciw ca­łej dy­ja­lek­tycz­nej fi­lo­zo­fii od Py­ta­go­re­sa aż do św. An­zel­ma, roz­wi­jał się zwol­na nie­znacz­nie prąd em­pi­rycz­ny, któ­ry zbli­żył się do fi­lo­zo­fii w Ary­sto­te­le­sie, a po­źniej szedł cał­kiem w inną stro­nę. Prąd ten w epo­ce, o któ­rej mowa, znaj­du­je naj­wyż­szy swój wy­raz w Ba­ko­nie We­ru­lam­skim. Po­tę­pia on całą fi­lo­zo­fi­ją, jej dy­ja­lek­tyzm, mi­sty­cyzm i do­gma­tyzm, za­le­ca­jąc me­to­dę in­duk­cyj­ną i wo­gó­le zwró­ce­nie się do źró­dła wszel­kiej wie­dzy, do spo­strze­żeń i do­świad­czeń.

Śmia­ły ten po­gląd prze­ciw­sta­wia się tra­dy­cyi mi­stycz­nej, uoso­bio­nej w pra­cach Ja­kó­ba Böh­ma. Pier­wia­stek ide­al­ny, uczu­cio­wy, ma­rzy­ciel­ski pod­no­si gło­wę prze­ciw krań­co­wej re­for­mie Va­ni­nich, Bru­no­nów i Ba­ko­nów. Po­wsta­ją­cy ze star­cia prąd wy­pad­ko­wy nosi na so­bie ce­chę re­for­my, nie tra­cąc jed­nak cech ide­ali­stycz­nych. Przed­sta­wi­cie­lem jego jest Kar­te­zy­jusz (De­scar­tes),

Spo­sób, w jaki poj­mu­je­my dzie­je fi­lo­zo­fii nie po­zwa­la nam uwa­żać go za re­for­ma­to­ra. Re­for­ma­to­rem jest Ba­kon, i od nie­go roz­po­czy­nać na­le­ży epo­kę, gdyż on to pierw­szy sfor­mu­ło­wał cał­kiem od­ręb­ną od do­tych­cza­so­wej me­to­dy fi­lo­zo­ficz­nej, em­pi­rycz­ną me­to­dę ba­da­nia.

Kar­te­zy­jusz prze­ciw­nie jest tyl­ko wy­ra­zem wy­pad­ko­wym owej wal­ki, jaką Ba­kon sto­czył z ide­olo­gi­ją prze­szło­ści, od­ży­wa­ją­cą w pi­smach Böh­ma. Prze­ciw­staw­ność dwu prą­dów (któ­rych sym­bo­la­mi są Ba­kon i Böh­me), wy­da­ła w jed­nej oso­bie kar­le­zy­ja­fi­ski du­alizm Du­alizm ten, jako prąd wy­pad­ko­wy, prze­trwał wie­ki całe, uno­sząc w so­bie i Ba­ko­nów i Boh­mów. Dla tego to dal­szy roz­wój fi­lo­zo­fii ma w znacz­nej czę­ści ce­chę kar­ta­zy­jań­ską i dla tego to ogół hi­sto­ry­ków po­czy­tu­je go za re­for­ma­to­ra. Poj­mo­wa­nie ta­kie ma swo­je uspra­wie­dli­wie­nia, ale nie jest ści­słym. Re­for­ma­tor­skim słusz­nie jest na­zy­wać taki prąd idei, któ­ry wzno­si się krań­co­wo na­prze­ciw do­tych­cza­so­wych po­glą­dów, i wy­twa­rza star­cie, z któ­re­go mocą cią­gło­ści wy­snu­wa się dal­szy wy­pad­ko­wy roz­wój.

Prze­ko­naw­szy się o bez­owoc­no­ści ca­łej dy­ja­lek­tycz­nej fi­lo­zo­fii, De­scar­tes usi­łu­je z nią ze­rwać, ale mi­mo­wol­nie ule­ga na­ło­gom.

Wąt­pi o wła­snym na­wet ist­nie­niu, ale do­wo­dzi go dy­ja­lek­tycz­nie, nie po­prze­sta­jąc na po­czu­ciu oczy­wi­sto­ści, któ­re za­le­cał Ba­kon. Chce niby ze­rwać z sub­jek­ty­wi­zmem, a jed­nak wszyst­kie praw­dy wy­wo­dzi z sub­jek­tycz­nej for­muł­ki: my­ślę, więc je­stem, ma­jąc oczy rów­nie za­mknię­te na rze­czy­wi­stość zja­wisk tego świa­ta, jak nie­gdyś Pla­ton i jego ko­men­ta­to­ro­wie. Usi­łu­je ze­rwać ze czczą fra­ze­olo­gi­ją scho­la­sty­ki, a jed­nak w do­wo­dach ist­nie­nia Boga po­słu­gu­je się dy­ja­lek­ty­ką nie wy­trzy­mu­ją­cą ści­słej kry­ty­ki. Re­alizm Ba­ko­na nie po­zwa­la mu po­paść w obłęd za­świa­to­wych spe­ku­la­cyi, ale trą­dy cyje pla­to­nicz­ne w Böh­mie uoso­bio­ne, nie po­zwa­la­ją mu po­rzu­cić idej wro­dzo­nych i wszyst­kich ide­ali­stycz­nych sła­bo­stek, za­war­tych w jego du­ali­zmie. Prze­ciw­staw­ność dwu prą­dów: em­pi­rycz­ne­go i ide­al­ne­go, sku­pio­na nie­ja­ko w jego oso­bie, skła­da się wła­śnie na wy­two­rze­nie owe­go du­ali­zmu. W umy­śle De­kar­ta po jed­nej stro­nie usa­do­wił się re­alizm, po dru­giej ide­alizm – oba od­dzie­lo­ne prze­pa­ścią. Je­że­li pierw­szy był dość sil­nym, aże­by wy­two­rzyć re­for­mę w zna­cze­niu kar­te­zyj­skim to dru­gi był dość sil­nym aże­by nie­po­zwo­lić na re­for­mę w zna­cze­niu ba­koń­skim, – roz­po­czął się więc sze­reg wa­hań – roz­po­czę­ła się epo­ka eklek­ty­zmu, któ­ra, jak za­wsze, skoń­czyć się mu­sia­ła znie­chę­ce­niem, scep­ty­cy­zmem i wy­osob­nie­niem się prą­dów krań­co­wych, po­mie­sza­nych zra­zu w sztucz­nym aglo­me­ra­cie. De­kart nie mógł za­koń­czyć wal­ki dwu prą­dów, gdyż zbli­żył je tyl­ko w so­bie nie do­pusz­cza­jąc wła­ści­we­go star­cia; pra­wo cią­gło­ści utrzy­mu­je – więc wal­kę – je­den prąd chwi­lo­wo po­chła­nia dru­gi, – ale po­zor­nie tyl­ko Da­rem­nie ide­alizm Spi­no­zy usi­łu­je za­ma­sko­wać ukry­ty w nim ma­te­ry­ja­li­stycz­ny re­alizm, na­próż­no em­pi­ryzm Hob­be­sa ma­sku­je za­klę­te w nim me­ta­fi­zycz­ne na­ło­gi. Mo­nizm spi­ry­tu­ali­stycz­ny Spi­no­zy i mo­nizm ma­te­ry­ali­stycz­ny Hob­be­sa roz­wi­ja­ją się czas ja­kiś od­dziel­nie, nie spro­wa­dza­jąc ani sta­now­cze­go zwy­cię­stwa, ani sta­now­cze­go zjed­no­cze­nia.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: