Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Wszyscy jesteśmy sterowani - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszyscy jesteśmy sterowani - ebook

Codziennie każdy z nas podejmuje niezliczoną ilość decyzji. Od bardzo błahych, jaki kolor bielizny założyć, do bardziej poważnych, na przykład czy oświadczyć się dzisiaj Dominice, czy może jeszcze zaczekać? Ciężko stwierdzić, czy o naszych wyborach decydujemy sami, czy też wpływa na nie ktoś inny.

Bohaterem powieści jest młody chłopiec, który stara się żyć przykładnie i porządnie. Niestety, życie postawi go wkrótce w sytuacji, która zmusi go do wybrania między dobrem a złem. A jak wiadomo, granica między tymi dwoma jest czasami bardzo niewyraźna. Co więcej, w życiu chłopca pojawią się osoby, które będą chciały podjąć te decyzje za niego…

Kategoria: Dla młodzieży
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7722-717-6
Rozmiar pliku: 816 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział I

Nick był zwyczajnym chłopcem, który wiódł zwyczajne życie w zwyczajnym miasteczku, o tak zwyczajnej nazwie, że nie ma sensu jej przytaczać. Mieszkał też w całkiem normalnym domu, chodził do normalnej szkoły i spotykał normalnych – a przynajmniej tak mu się wydawało – ludzi. Czas również spędzał normalnie, tak jak większość jego rówieśników. Poświęcał go między innymi na normalne w jego normalnym wieku – czyli takim nie ujemnym i również niezbyt dodatnim, jakim jest na przykład dwieście lat – rozrywki. Zaliczały się do nich: normalna gra na komputerze, normalne wędrowanie po internecie, normalna nauka – bo nie wynalazł żadnych rewolucyjnych metod w tej kwestii – oraz wiele innych normalnych zajęć.

Jedyną rzeczą, jaka odróżniała go od jego rówieśników, było to, że mieszkał z matką. Nie byłoby to jeszcze samo w sobie coś nienormalnego, gdyby nie fakt, że w tym domu oprócz jego i matki nie przebywał nikt. Nick nie był głupim dzieckiem, dlatego pewną normalną liczbę lat temu domyślił się, że musiał kiedyś mieć tego ojca bądź ma go nadal. Zadał więc matce pytanie, dość normalne jak na inne dzieci i dość nienormalne jak na niego, bo wcześniej o nic takiego nie pytał.

Ich rozmowa wyglądała wtedy mniej więcej tak:

– Mamusiuuu... – zaczął.

– Tak, syneczku? – zapytała mamusia, która nie spodziewała się dalszej treści wypowiedzi synusia.

– Gdzie jest tatuś? – dokończył stanowczo i bez wahania.

Klaudia Agent – bo tak nazywała się matka Nicka – była mądrą kobietą. Doskonale wiedziała i zdawała sobie sprawę z tego, że syn zorientuje się, iż model ich rodziny różni się od standardowego „dwa plus jeden”, i kiedyś poruszy tę kwestię. W związku z tym już jakiś czas temu przygotowała sobie przemówienie, które wygłosi do dziecka w wyżej wspomnianej sytuacji. Jedynym, co ją trapiło i czego nie mogła być pewna, to dzień, w którym przyjdzie jej tą przemowę wygłosić. Fakt, że stało się to dziś, tak ją zaskoczył, że doskonale dopracowany i przećwiczony monolog, który nosiła w głowie od ładnych paru lat, po prostu wystraszył się i z tej głowy uciekł. Nie było wiadomo, czy przez nos, czy przez uszy, czy też może „tylnym wyjściem awaryjnym”. Wiadomo było tylko, że go nie ma. Nie stanowiło to jednak zbyt wielkiego problemu dla tak silnej psychicznie osoby jak Klaudia, której już nieraz w życiu przyszło improwizować. Mimo drżącego serca łagodnym głosem zawołała synka, by usiadł jej na kolanach, i powiedziała:

– Nickuś... – zaczęła.

– Tak, mamo? – dopytywał zaciekawiony chłopiec.

– Jesteś już na tyle duży, że mogę ci powiedzieć. – Westchnęła. – Otóż, mój drogi syneczku... Rafał, bo tak miał na imię twój tatuś, jest tutaj z nami cały czas. Jak wiesz, na początku, zanim wybudowaliśmy ten dom, mieszkaliśmy u dziadków. Byłeś jednak wtedy jeszcze taki malutki, że nic z tamtego okresu nie pamiętasz. Tatuś przyjeżdżał z dziadkiem codziennie na budowę pomagać i nadzorować pracę robotników. Pewnego dnia, gdy dom był już prawie skończony i brakowało tylko kilku barierek na balkonach, tatuś i ja przyjechaliśmy tutaj razem z tobą. Dzień dobiegał powoli końca, a robotnicy kończyli swoją pracę. Tatuś rozglądał się po strychu i wyobrażał sobie, jak to będzie, gdy dom zostanie w pełni umeblowany i ukończony. Nagle usłyszał, że robotnicy się zbierają i gdy jeden z nich krzyknął do niego: „Do widzenia!”, tata zapytał go, czy nie wie, gdzie jesteś, bo chciałby ci pokazać twój przyszły pokój. Robotnik powiedział, że chyba bawisz się na balkonie. Tata szybko uświadomił sobie, że na kilku balkonach brakuje barierek, i ruszył w pośpiechu do najbliższego z nich. Na pierwszym, do którego dotarł, barierki nie było. Nie było tam też ciebie. Był jednak zbyt przerażony, aby spojrzeć w dół i sprawdzić, czy nie było cię na tym balkonie, zanim przybiegł. Pobiegł do następnego, tym razem z poręczą, ale znowu bez ciebie. Biegał od jednego do drugiego i z każdym następnym był coraz bardziej zestresowany i zdenerwowany. Obiegł wszystkie na pierwszym i drugim piętrze, jednak na żadnym cię nie znalazł. Nie wiedział już wtedy, co robić. Po chwili uświadomił sobie, że przecież został jeszcze jeden malutki balkon na strychu. I to właśnie tam widział cię po raz ostatni. Mimo iż wiedział, że jest tam barierka gwarantująca ci bezpieczeństwo, pędził najszybciej, jak mógł. Gdy wbiegał z wielkim impetem po schodach, potknął się i sturlał z kilku stopni. Szybko wstał i otrzepał spodnie z kurzu i pyłu, jaki gromadzi się przy budowie domu. Gdy w końcu dobiegł na strych, okazało się, że tam jesteś. Odetchnął z ulgą i wziął cię radośnie na ręce. Ja byłam tam, na tym balkonie, z tobą wtedy i przyglądałam się z zaciekawieniem, skąd u tatusia taki nagły przypływ miłości. Powiedziałam w końcu do niego coś w stylu: „No, puść go w końcu, bo mi go udusisz”. Tatuś oddał mi ciebie. Ponieważ był bardzo zdyszany i zmęczony, oparł się o poręcz. Niestety, nie opierał się zbyt długo, bo zaraz, w momencie gdy dotknął balustrady swoim ciałem, ta zaczęła przechylać się do tyłu, a on razem z nią. Trwało to może kilka sekund, zanim zaczął spadać z balkonu. Barierka zachwiała się tak nagle i tak gwałtownie, że Rafał nie był w stanie zachować równowagi. Prawdopodobnie wyszedłby z tego tylko trochę połamany, gdyby nie fakt, że spadł zaraz pod wyjeżdżającą z naszego ogrodu furgonetkę z robotnikami. Zadzwoniłam po karetkę. Niestety, kiedy przyjechała, było już za późno. Mimo wszystko wierzę, że skoro tatuś zginął tutaj, w naszym domu, to... – zatrzymała się na chwilę i otarła bardzo dużą łzę, która w tym momencie spłynęła jej po policzku – ...to jego duch ciągle gdzieś tkwi w murach i przygląda się nam, a czasami nawet pomaga. – Teraz nie wytrzymała już i zaczęła głośno płakać i krzyczeć przez łzy. – Tak bardzo mi go brakuje! Czuję się taka samotna!

Ku jej zaskoczeniu milczący podczas całej opowieści Nick przemówił.

– Nie martw się, mamusiu, przecież masz jeszcze mnie. Razem jakoś sobie poradzimy – mówił z ogromnym spokojem.

– Wiem, syneczku, wiem – powiedziała, przytulając go mocniej niż przedtem. – Mówienie o tatusiu bardzo wzrusza mamusię. Dlatego proszę, abyś mnie więcej o niego nie pytał – stwierdziła, nagle zmieniając ton głosu na bardzo stanowczy.

– Dobrze – odpowiedział spokojnie Nick.

Dzieciak zszedł jej z kolan w milczeniu i udał się do swojego pokoju. Matka, zaciekawiona, co teraz będzie robił, poszła za nim i przystawiła ucho do drzwi. Uspokoiła się, gdy usłyszała dźwięk, jaki wydawała najnowsza gra komputerowa, którą mu kupiła. Nie wiedziała jednak, że po drugiej stronie drzwi czai się mały geniusz, może nawet mądrzejszy od niej. Choć gra naprawdę wydawała dźwięki, to on, nie chcąc martwić matki, włączył ją tylko po to, aby zagłuszyć swój płacz w poduszkę.

Wyglądało na to, że Nick posłuchał prośby matki, bo od tamtego czasu słowo „ojciec” nie padło już z jego ust. Tylko raz doszło do pewnego incydentu. Nick nie mówił o ojcu przy matce, ale ona nie zabroniła mu opowiadać o nim jego kolegom. Skończyło się to tym, że kiedyś Nick zaprosił do siebie na noc grupkę przyjaciół. Około północy głosy w pokoju, w którym spali, ucichły i pani Agent wybrała się na oględziny. Znalazła ich śpiących na podłodze przy zgaszonym świetle. Nie było im potrzebne, ponieważ wszędzie stały zapalone świece. Klaudia domyśliła się szybko, co takiego robili, jeśli tylko Nick napomknął im o duchu swego taty. Postanowiła ich nie budzić, bo nie chciała znowu roztrząsać tematu ojca. Rankiem chłopcy byli wyjątkowo spokojni i nie wyglądało na to, aby po wczorajszych doznaniach było z nimi coś nie w porządku. Matka pozostawiła ten incydent bez komentarza. Od tamtej pory, gdy Nick spraszał kolegów na noc, bardziej skrupulatnie przyglądała się temu, co wyrabiają. Ku jej zaskoczeniu takie zdarzenie już nigdy nie miało miejsca.

„Może rzeczywiście coś wtedy wywołali i teraz się boją” – pomyślała. Chwilę później przyszło jej do głowy, że nawet jeśli tak było, to dobrze, bo – jak widać – nic im się nie stało, a więcej takich głupot wyprawiać nie będą.Rozdział II

Rozpoczynał się właśnie drugi semestr roku szkolnego. Większość osób w wieku Nicka nie przyjmowało tej wiadomości z entuzjazmem. W tej jednak kwestii jego reakcja na powrót do szkoły w porównaniu z reakcją innych uczniów nie była normalna. Agent, zamiast narzekać jak pozostali, był pełen radości, że skończy się już nudny czas siedzenia w domu i wreszcie zacznie się coś dziać. Na takie nastawienie z pewnością wpływało to, że dobrze się uczył, dlatego nie miał czego w tej szkole nie lubić. I tak jest zazwyczaj w szkole – że ten, kto ma problemy, narzeka, a ten, kto ich nie ma, nie narzeka, bo nie ma na co. Oczywiście zawsze mógłby się trafić jakiś wyjątkowy pesymista, ale nasz Nick takim kimś na pewno nie był. Ponieważ ferie w tym roku były wyjątkowo białe, Nick ustalił z kolegami, że jeszcze przed szkołą umówią się na własną inaugurację drugiego semestru w postaci wielkiej wojny na śnieżki. Zebrało się więc kilku śmiałków, którzy już o siódmej rano – bo rozpoczęcie miało być o ósmej – czekali przed szkołą. Nie dlatego, że byli gorliwymi uczniami i nie mogli się doczekać, tylko po prostu chcieli nacieszyć się ostatnimi wolnymi chwilami, zanim rozpocznie się okres niewoli.

Podzielili się na dwie drużyny. Wszyscy mieli zebrać się przed szkołą o umówionej godzinie i ulokować wedle przynależności do drużyny na poszczególnych pozycjach, które dzień wcześniej wybrali. Nick był w drużynie, którą razem z przyjaciółmi nazwał Zapach Bobra. Dziś dla „bobrów” był ważny dzień, ponieważ mieli zmierzyć się w drastycznej i brutalnej śniegowej wojnie z Króliczymi Bobami – nazwa zespołu wynikała z dość specyficznego poczucia humoru tamtejszych zawodników.

Nagle wszystko ucichło i na polu bitwy nie było już widać nikogo. Oznaczało to, że wszyscy zajęli strategiczne pozycje, gdzie są niewidoczni i mają ochronę przed nadlatującymi pociskami. Cisza została nagle przerwana przez wyrzuconą wysoko w górę pierwszą śnieżkę. Nie wiadomo było, do której z drużyn należała. Wiadomo było tylko, że to oznacza dla każdego, bez względu na przynależność do drużyny, sygnał do ataku, bo walka się rozpoczęła. Nagle niebo zaroiło się od białych kulek. Gdyby ktoś nie wiedział, co chłopcy wymyślili na dzisiejszy poranek, mógłby się bardzo wystraszyć, widząc niebo pełne ogromnych białych kul. Na szczęście dla osób niebiorących udziału w bitwie, nikt – jak do tej pory – nie pojawiał się na terenie szkoły.

Wizualnie walka wyglądała dość interesująco. Gdyby stanąć na środku pola bitwy, byłoby widać tylko niewiadomego pochodzenia kule, latające tam i z powrotem. Czasem można byłoby nawet zobaczyć jak na przykład zza drzewa wychyla się ręka, która sposobem, w jaki traktuje pocisk, przypomina katapultę. Z czasem śnieżki zaczęły latać coraz szybciej i szybciej. Również ręce pojawiały się znacznie częściej. Zaczęło to wyglądać dość zabawnie, gdy inne części ciała nie były widoczne. Dało się tylko zauważyć około dwudziestu ręcznych, szybko obracających się katapult. To, że wystawały tylko ręce, było oczywiste. Wszyscy wiedzieli, że wychylanie innych części ciała przy takim śnieżkowym natężeniu jest dużym ryzykiem.

W pewnym momencie jeden z „bobrów” wychylił głowę. Co prawda zaraz ją schował, jednak była już biała. Po takim ataku „bobry” postanowiły się zemścić i wybrały jedną osobę, która obejdzie szkołę i zajdzie od tyłu drużynę Króliczych Bobów. Ustalili, że będzie to Nick, ponieważ uważali, że do takiego skradania się jest najlepszy. Chłopak wyruszył bardzo ostrożnie, tak aby nikt z przeciwnej grupy nie widział, że opuszcza swoje stanowisko, i nie domyślił się, co jest grane. Gdy przechodził za szkołą, stało się coś, czego się nie spodziewał. Oto nagle usłyszał dźwięk lecącej śnieżki. Spojrzał w górę, skąd dochodził odgłos, i za chwilę nie widział już nic. Kulka spadła mu prosto na twarz. Posmutniał, bo wiedział, że zawiódł i nie wykonał powierzonego mu zadania. Szybko jednak zauważył, że nikt nie skacze z radości z powodu celnego strzału. Wiedział też, że na dachu szkoły nie ma nikogo, kto mógłby z niego rzucić śnieżkę. Doszedł więc do wniosku, że nikt nie widział tego, co zaszło, i tylko ktoś po drugiej stronie szkoły musiał tak się zamachnąć, że przerzucił tę kulkę nad dość niskim budynkiem. Pomyślał sobie, że skoro nikt tego nie zobaczył, to nikt nie musi o tym wiedzieć.

Usunąwszy z twarzy ślady postrzału, ruszył dalej, zatajając fakt, który mógł działać na niekorzyść jego drużyny. Z tyłu musiał przejść przez parking, na którym było już kilka samochodów, ale nie przejmował się tym, bo kilkoro nauczycieli mieszka w pobliżu i za zgodą pani dyrektor po prostu korzysta z niego jak z normalnego parkingu. Za pewną opłatą na rzecz szkoły z postoju mogli korzystać też zwykli ludzie. Działo się tak, ponieważ architekt planujący szkołę i teren jej przynależny przesadził ze swoją wizją artystyczną, robiąc ogromny parking dla małego budynku, bo – jak się tłumaczył – działał na zasadzie kontrastu. Samochody tylko pomogły chłopcu w lepszym skradaniu się. Był teraz nawet wdzięczny swojej pani od matematyki, na którą zawsze narzekał, bo właśnie spadł kolejny źle rzucony pocisk. Tym razem wprost na maskę auta pani magister.

Gdy minął parking, był już prawie u celu. Nagle ukazał mu się pewien widok, który przysporzył mu sporo radości. Oto widzi przed sobą kogoś, kto stoi do niego plecami i łatwo można go zajść od tyłu. Ku jego zdziwieniu ciężko mu było poznać, kto to jest i dlaczego osoba w ich wieku jest taka duża. Pomyślał szybko, że może ktoś tak wystrzelił do góry przez ferie, bo czasem takie rzeczy się zdarzają, lub po prostu ktoś z „króliczej” drużyny zabrał ze sobą do pomocy starszego brata i trzymają go z tyłu, żeby nikt go nie zauważył. Zaatakowanie tego osobnika i ujawnienie spisku przeciwników stało się dla chłopca w tej chwili sprawą honoru. Przykucnął zatem i zaczął powoli zbliżać się do swojego potencjalnego celu. Gdy był już w połowie drogi, w jego kieszeni odezwał się dzwonek telefonu. Nie był to jednak jego telefon. Dziś wyjątkowo mama pożyczyła mu swój, aby mógł po wyjściu ze szkoły zadzwonić do niej, gdyż chciała zaraz po uroczystości rozpoczęcia zabrać go na zakupy. Nick nie mógł mieć własnego telefonu, ponieważ matka uznała, że jest za mały, aby posiadać coś takiego, a poza tym jest mu niepotrzebny. Dlatego też korzystał z cudzego. Pragnienie posiadania komórki było u niego tak wielkie, że uparcie namawiał rodzicielkę do poniesienia takiego wydatku. Niełatwo zmieniająca zdanie Klaudia w końcu uległa jego namowom. Zgodziła się obdarować go tym obiektem pożądania. Postawiła mu jednak jeden malutki warunek, którego Nick do tej pory nie spełnił. Nie to było jednak w tym momencie najistotniejsze.

„Gdybym tylko miał swój telefon, wiedziałbym, jak go wyciszyć” – pomyślał.

Gdy przechodziło mu to przez myśl, siedział już bezpiecznie skulony za koszem na śmieci, za który wskoczył tak szybko, jak gdyby był wytresowany, że ma to zrobić po usłyszeniu komendy w postaci dzwonka polifonicznego Jej piękne czarne oczy. Tak, Klaudii Agent nie można było odmówić sprytu i inteligencji, ale za to z jej gustem muzycznym było znacznie gorzej. Chłopak nie był teraz w najlepszym nastroju. Jego stan można było porównać do samopoczucia osoby czekającej na egzekucję. Działo się tak dlatego, iż był święcie przekonany, że incydent, który miał miejsce przed chwilą, nie mógł ujść uwadze jego już byłej – jak twierdził – ofierze. Czekał więc tylko, aż gdzieś na swoim ciele poczuje chłód śniegu. Ku jego zdziwieniu pierwszym miejscem, w którym to odczuł, była ta część jego ciała, na której właśnie sobie usiadł, ponieważ miał zwykłe dżinsy, a nie nieprzemakalne spodnie. Otworzył powoli oczy i ostrożnie, z rękami podniesionymi do góry na znak poddania, wychylił się zza kosza. To, co zobaczył, wywołało u niego jeszcze większy szok. Oto ten, którego postrzelenie miało mu przynieść sławę i uznanie wśród rówieśników, stał dalej niewzruszony, jak gdyby nic się nie stało.

„Chyba mam dziś wielkie szczęście!” – pomyślał.

Przyjął więc znowu postawę bojową i ruszył w dalszą drogę. Gdy dzieliło go już tylko około dwóch metrów od obiektu tymczasowego zainteresowania, dojrzał, że coś wystaje mu z ucha. Szybko uświadomił sobie, że są to słuchawki, które, jeśli są włączone, zagłuszyły dźwięk dzwonka telefonu jego matki.

„A więc to nie dzięki tobie... tato”. Nick, odkąd mama opowiedziała mu o swoich przypuszczeniach, że duch ojca ich obserwuje, a czasami nawet pomaga, wiele szczęśliwych dla niego zdarzeń, które ciężko było racjonalnie wyjaśnić, przypisywał działaniu zmarłego. Tak było i tym razem.

Powoli, już bardziej spokojny o to, że nie zostanie usłyszany, ale ciągle uważny, aby nie narobić hałasu, sunął w stronę ofiary. Wiedział doskonale, że jeśli zostanie zauważony, ten ktoś, na którego czyha, odpowiednio się nim zajmie, a on, znacznie od niego niższy, nie będzie miał z nim szans. Dlatego też bardzo się bał. Stanął bezpośrednio za jego plecami, wyprostował się i delikatnie poklepał go w ramię. Wystraszony Nick po zasygnalizowaniu przeciwnikowi, że ktoś za nim stoi, zamknął oczy i z całej siły uderzył śnieżką przed siebie z przekonaniem, że za chwilę może go czekać potężny łomot. Przeciwnik wyjął słuchawkę z ucha i nim zdążył się odwrócić, został postrzelony. Po usłyszeniu odgłosu, jaki wydaje śnieżka, osiągnąwszy zamierzony cel, nasz bohater niepewnie zaczął otwierać oczy. Z radością stwierdził, że ma przed sobą osobę z twarzy przypominającą bałwana. Teraz gdy wiedział, że zadanie zostało wykonane, poczuł, że ma nad nim władzę, i zaczął z ogromną pewnością siebie przesłuchiwać jeńca.

– I co teraz, frajerze?! – krzyczał. – Mów zaraz, czyim jesteś bratem!

– Ale ja nie mam rodzeństwa – odrzekł zdziwionym głosem więzień.

W tym momencie Nick uświadomił sobie, że osoba, którą właśnie tak hojnie obdarował białym puchem, nie ma nic wspólnego z konfliktem „królików” i „bobrów”. Tym bardziej że topniejący na jego twarzy śnieg odsłonił wąsy, lekki, niedogolony zarost i dość dorosłe rysy twarzy. To znowu stało się dla Nicka jak komenda, na którą ma natychmiast zareagować. Nie pomyślawszy, że biegnie wprost do „króliczego” obozu, leciał jak szalony przed siebie, nieważne gdzie, byle jak najdalej od tamtego starszego pana. Niesamowite było zaskoczenie „królików”, gdy zobaczyli, że oto „bóbr” gania nieuzbrojony po ich terenie. Od razu zaczęli w niego celować. Nick dostał z tych emocji takiego przyspieszenia, że żadna śnieżka nie mogła go dogonić. Najgorzej było, gdy znalazł się na samym środku bitwy, gdzie w locie mijały się kule obu zespołów. Tutaj też żadna go nie dosięgła. Dla tych, którzy oglądali Matrixa, widok chłopca unikającego śnieżek musiał wyglądać znajomo. W końcu dotarł do swojej wcześniejszej kryjówki.

– Co się stało? – zapytali z zaciekawieniem i nie mniejszym zdziwieniem koledzy z drużyny.

– Nic takiego. Rzuciłem po prostu przypadkowo śnieżką w jakiegoś obcego faceta – wyjaśnił.

– Rządzisz, stary. Szacuneczek – usłyszał od Krystiana, który to jak zwykle zafascynowany kulturą rap i hip hop używał slangowych słów.

– Kończmy lepiej tę bitwę, bo dochodzi ósma – poradził Nick.

Zarówno wszyscy uczestnicy zabawy z obu drużyn, jak i pozostali członkowie społeczności szkolnej byli już na sali gimnastycznej, gdzie zawsze odbywają się apele. Nikt, kto wcześniej pojawił się przed szkołą w celu wzięcia udziału w szalonym pożegnaniu okresu wolności, nie mógł być ani smutny, ani zadowolony, ponieważ nie istniała możliwość policzenia, kto i ile razy został trafiony, a co za tym idzie, nie można było ustalić wyniku pojedynku. Nawet jeśli ktoś kogoś trafił, często sam o tym nie wiedział, bo wychylał tylko rękę, a nie głowę, by śledzić lot białej piłeczki. Nie było to dla nich ważne, gdyż członkowie obu drużyn lubili się nawzajem i od wyniku ważniejsza dla nich była po prostu biała, dobra i szalona zabawa.

Apel jak zwykle rozpoczął się od powitania przez panią dyrektor wszystkich zgromadzonych. Była to, jak wszyscy mogli się domyśleć bez zaglądania w scenariusz uroczystości, najdłuższa i najnudniejsza część całego przedsięwzięcia. Dyrektorka jak zwykle mówiła, że cieszy się, iż wszyscy wrócili cali i zdrowi z ferii, oraz że ma nadzieję, iż niby wszyscy są teraz pełni energii i zapału do nauki.

– Nadzieja matką głupich – szepnął ktoś w tłumie.

Kimkolwiek był sabotażysta, w tym akurat przypadku miał rację. Mało było takich, których ferie mobilizują do nauki po ich zakończeniu.

Przemówienie ciągnęło się i po około półgodzinie szanowna pani raczyła przestać. Zapowiedziała tylko, że teraz będzie część artystyczna.

– Choć mam nadzieję, że moje przemówienie też można do tej kategorii zaliczyć. – Uśmiechnęła się, rzucając żałosnym żartem, jak to zazwyczaj robią prowadzący podobne uroczystości.

– Chyba śnisz! – w tłumie znowu dało się słyszeć buntownicze okrzyki.

Pani dyrektor na szczęście tego delikwenta nie usłyszała. Dodała jeszcze, która klasa przygotowała przedstawienie i żeby nigdzie w czasie spektaklu nie wychodzić, bo po nim ma jeszcze dla uczniów pewną niespodziankę.

Dla Nicka ważniejszy od niespodzianki był jednak skład klasy, która miała teraz wystąpić. Wszystko dlatego, że uczyła się w niej niejaka Daria. Była to dziewczyna rok starsza od niego, jednak wzrostem znakomicie do siebie pasowali, bo nie była zbyt wysoka. Miała krótko ścięte czarne włosy, ale tylko tak, że dało się je jeszcze spiąć gumką z tyłu. Można było powiedzieć, że wszystko miała piękne od stóp do głów, gdyby nie fakt, że głowę miała tylko jedną. Nick najbardziej lubił, kiedy dziewczyna się uśmiechała, ponieważ na jej twarzy tworzyły się wtedy takie delikatne dołeczki, które bardzo go podniecały. Była po prostu dziewczyną w jego typie. Znał ją z widzenia już dość długo, ale prawdziwe zauroczenie przyszło dopiero w pierwszym semestrze tego roku szkolnego.

Los chciał, a raczej wizja pani dyrektor chciała, że raz w tygodniu ich klasy miały ze sobą razem dwie godziny pod rząd wychowania fizycznego. Na jednej z tych właśnie lekcji, gdy obie klasy grały w siatkówkę, Nick zauważył, że obserwuje go pewna dziewczyna. Była to właśnie Daria. Gdy to zobaczył, też zaczął co chwilę zerkać w jej kierunku, czy rzeczywiście to na niego patrzy. W końcu był już pewien, ponieważ nawiązali kontakt wzrokowy. Nagle blisko chłopca przeleciała piłka. Ten troszkę się wystraszył, ponieważ był zapatrzony w Darkę i nie dostrzegł nadlatującej piłki. Zareagował więc jakimś odruchem bezwarunkowym w postaci machnięcia ręką. Wyglądało to dość zabawnie. Darka uznała za ciekawe zrobić to samo i choć nie było w pobliżu żadnej piłki, zachowała się podobnie jak Nick. Najwidoczniej spodobało jej się takie naśladowanie młodszego chłopca i zaczęła to robić już z każdą czynnością, którą na tej lekcji wykonywał. On podskoczył, ona też. On odbił piłkę, ona... tak jakby odbiła. I tak dalej, i tak dalej. Gdyby Nick troszkę pomyślał, mógłby celowo zacząć robić takie ruchy, które w wykonaniu dziewczyny powinno się oglądać przyjemnie, jednak nie był tak odważny. Pod koniec lekcji cała sprawa zaczęła Nicka już trochę krępować i zastanawiał się, dlaczego ona to robi. Z jej punktu widzenia była to najwidoczniej dobra zabawa, ponieważ podczas tego małpowania niemal zataczała się ze śmiechu. Nick natomiast jak zwykle doszukiwał się w tym czegoś więcej. Po lekcji, gdy już zmienił swój strój gimnastyczny na normalne ubranie, wychodząc z szatni, zauważył stojącą w korytarzu Darię. Chwila wydawała się dość intymna, ponieważ stali w przejściu sam na sam. Chłopiec, widząc, że jest obserwowany, zaczął kroczyć powoli w stronę wyjścia i równocześnie w stronę dziewczyny. Ku jego rozczarowaniu Daria też już zmieniła strój na normalne ubranie, toteż nie wiedział, dlaczego tam stoi.

„Ach, gdyby teraz pomógł mi tata” – myślał.

Gdy był już przy niej, ona ciągle wpatrywała się w niego. Udało mu się mimo wszystko zdobyć na odwagę i wydusił z siebie jedną sylabę.

– Co? – powiedział, jakby chciał spytać: „O co ci chodzi?”, „Dlaczego się na mnie gapisz?”, ale nie starczyło mu odwagi na dłuższą wypowiedź. Dużą rolę odegrał też fakt, że w jej obecności ciężko mu było się skupić i wymyślić coś sensownego.

– Gówno – odpowiedziała równie prosto. Brzmiało to tak, jakby chciała powiedzieć: „Po to mam oczy!”, „A co cię to obchodzi?” lub po prostu „A co? Nie wolno?”, ale nie wiedzieć czemu użyła tylko krótkiej i popularnej odzywki, jaką wypowiada się zazwyczaj, by zbyć dociekliwe osoby. Być może chciała, aby przekaz był jasny, jednak Nick nie mógł nic z tego zrozumieć. Uznał to po prostu za taki moment, w których zazwyczaj mężczyźni dochodzą do wniosku, że nie rozumieją kobiet. Nie było teraz ważne, co powiedziała, tylko to, że słowa skierowała bezpośrednio do niego. To była ich własna intymna chwila, którą dzielili tylko we dwoje i nikt nie mógł im jej odebrać.

„W końcu gówno to sprawa intymna każdego człowieka, więc mam z nią intymną rozmowę na intymne tematy!” – cieszył się w myślach.

Choć było to słowo powszechnie uznawane za wulgaryzm z kategorii soft, z jej ust było to jak balsam dla jego uszu. Co z tego, że ten balsam jest brązowy i śmierdzi, kiedy to ona go nim smaruje. Mógłby tego słuchać cały dzień bez przerwy. „Gówno, gówno, gówno...” – szeptałaby mu do ucha, a on rozpływałby się w zachwycie. Nagle z tych marzeń wytrąciła go myśl, że właśnie teraz stoi naprzeciwko niej, gapi się na nią tępo i od dobrych kilku sekund nic nie mówi, a ona powiedziała już swoją kwestię, co oznaczało, że teraz jego kolej, aby coś z siebie wydobyć. Szybko zaczął rozmyślać, co jej powiedzieć. Nie musiał długo się nad tym zastanawiać, ponieważ właśnie okazało się, że Daria czeka na powolną koleżankę, która nie wiadomo co robi tyle czasu w szatni, i właśnie ma zamiar odejść razem z nią.

– Jesteś taki fajny, taki mały – rzuciła mu na pożegnanie i poszła.

Ona też na szczudłach nie chodziła, więc uznał, że to pochwała, bo jest podobnego wzrostu, a nie na przykład pół metra od niej wyższy. Przyjął ten komplement z wielką radością. Cieszył się też, że wcześniej nie widziała go nago, bo wtedy ta pochwała miałaby całkiem inne znaczenie.

Potem długo myślał o tym zdarzeniu, czy przypadkiem ona się w nim nie zakochała, skoro robi takie rzeczy. Myślał długo i bardzo intensywnie. Okazało się, że jednak zbyt intensywnie, ponieważ w końcu doszedł do wniosku, że od tego myślenia o niej sam się w niej zakochał. Teraz, bez względu na to, co ona sobie o nim myślała, czy naprawdę kochała go, czy były to tylko nastoletnie wygłupy i pastwienie się nad młodszym chłopcem mające na celu zrobienie mu nadziei, a potem porzucenie, nie było to ważne. Teraz było już za późno. Kochał ją. Po zrozumieniu tych rzeczy jego celem życiowym numer jeden stało się wyznanie wybrance uczuć. Możliwość taka przyszła dość szybko.

Oto na jednej z lekcji informatyki, gdy weszli do klasy, na tablicy widoczne były jakieś adresy e-mail. Zawierały one imiona i nazwiska, jak się domyślał, właścicieli tych skrzynek. Gdy tak je czytał, dostrzegł, że jeden z nich kryje imię i nazwisko pięknej jak wiosna Darii Marzec. Spisał go po kryjomu, tak aby nikt z kolegów tego nie zauważył, i gdy tylko przyszedł do domu, skorzystał z internetu i za pomocą jednego z serwisów internetowych z kartkami przygotował piękną pocztówkę z wyznaniem tego wszystkiego, co do niej czuł. Po jakimś tygodniu czekania zobaczył na szkolnym korytarzu Darię kroczącą w jego kierunku. Po tym, że patrzyła w jego – wyłącznie w jego – stronę, zrozumiał, że ma do niego jakąś sprawę. Domyślał się, o co chodzi. Kartka musiała zostać już dostarczona i przeczytana. Im Daria była bliżej, tym bardziej się denerwował.

– Nick... – zwróciła się do niego.

– Taaak? – zapytał drżącym i niepewnym głosem. W tym momencie chłopiec był bardzo przejęty, ponieważ wiedział, że jeśli jego wybranka przeczytała kartkę, to zaraz wszystko się wyjaśni.

– Fajną kartkę mi wysłałeś, ale chciałabym, żebyś wiedział, że założenie tego e-maila to było zadanie z informatyki i na ostatniej lekcji sprawdzaliśmy naszą pocztę przy całej klasie. Nie mogłam pominąć twojej kartki. Wszyscy się ze mnie śmiali, nie mówiąc już o reakcji mojego pana od informatyki. Masz, chłopie, szczęście, że podpisałeś się pseudonimem, bo inaczej cała szkoła by o tym wiedziała – powiedziała.

Teraz serce zaczęło mu bić tak szybko, jak jeszcze nigdy dotąd. Raz, że wplątał się w niezłe kłopoty i musiał z nich jakoś wybrnąć, a dwa, że znowu musi się do niej odezwać. Jednak jedyne, co zdołał z siebie wydusić, to ciche i niepewne:

– Ale nie gniewasz się?

– Nie, no skąd. W sumie to jak koleżanki nie wiedzą, o kogo chodzi, to nawet trochę mi zazdroszczą. Poza tym to był bardzo miły gest z twojej strony. Następnym razem, gdy będziesz chciał do mnie napisać e-mail, to zrób to na mój prawdziwy prywatny adres.

W tym momencie wyciągnęła z kieszeni karteczkę z napisanym już wcześniej tym jej prawdziwym osobistym adresem e-mail. Gdy podawała mu „wizytówkę”, zadzwonił dzwonek, przez co zaraz zerwała się i odbiegła bez słowa pożegnania. Takie punktualne stawianie się na lekcji nie należało do zwyczajów tej dziewczyny. Niestety, teraz miała ważny sprawdzian i zależało jej, aby zyskać na czasie. Nick stał tak jeszcze przez chwilę z na wpół otwartą buzią i patrzył, jak odchodzi.

„Jak ja bym tak chciał do niej mówić bez żadnych zahamowań i pełnymi zdaniami, tak jak ona do mnie” – pomyślał.

Rozmowa z Darką nie przyniosła oczekiwanego efektu. Liczył, że odpowie na tę kartkę jak na pytanie: „Czy będziesz ze mną chodzić?”. A tymczasem tutaj nie okazało się nic. Co prawda nie zerwała z nim kontaktu i dała mu szansę dalszej komunikacji z nią, ale wciąż na jego wadze niepewności nie przechyliła szali w jedną bądź w drugą stronę. Mało tego, Nick odniósł wrażenie, że ona nie myśli o tym poważnie.

– Agent!

Podskoczył, niczym śpiący po oblaniu kubłem zimnej wody, wystraszony nagłym sygnałem z rzeczywistości, od której przed chwilą się oderwał.

– Czyżbyś chciał się przede mną ukryć? – Usłyszał za plecami głos zaskoczonej jego reakcją nauczycielki.

– Ależ skąd, proszę pani – odpowiedział pośpiesznie.

– No więc, czy zaszczycisz nas dzisiaj swoją obecnością na lekcji? – ciągnęła pani magister.

– Już, już, proszę pani – potwierdził i udał się do klasy.

Przerwało to co prawda jego tępe gapienie się w korytarz, z którego już dawno odeszła jego miłość, jednak wchodząc do klasy, jego myśli ciągle pozostawały za drzwiami. Przyczyniło się to do tego, że na tej lekcji był już tylko ciałem, a duchem gdzie indziej.

Teraz gdy stał na apelu naprzeciwko niej, również nie mógł myśleć o niczym innym. Udało mu się nawet złapać od niej jeden uśmiech podczas dwudziestominutowej prezentacji, co, choć nie było niczym wielkim, bardzo go uszczęśliwiło. Nie myślał o tym, co się dzieje w tej chwili. Ważne było dla niego to, jakie ma plany na przyszłość. Ponieważ ferie mieli w tym roku bardzo wcześnie, skończyły się już trzydziestego stycznia, więc nieuchronnie zbliżały się walentynki. To właśnie o nich rozmyślał w tym momencie Nick. Wiązał z tą datą ogromne nadzieje i plany. Wiedział, że aby Daria się nim zainteresowała, musi wyznać jej uczucie w sposób, który pozwoli jej uwierzyć, że on z tą miłością to tak na poważnie.

Chciał też przy okazji troszkę podreperować swój wizerunek po ostatniej wpadce, jaka miała miejsce tydzień przed feriami. Wpadka, o której mowa, wydarzyła się zaraz po ich wspólnej lekcji wuefu. Oto gdy Nick przebierał się w szatni, stojąc tyłem do drzwi, nie widział, co dzieje się za jego plecami na korytarzu. Z tego też powodu nie zauważył, gdy Daria z koleżanką przeszły tamtędy i zajrzały na chwileczkę do środka. Gdy wyszły tylko po rzuceniu okiem, Nick usłyszał od kolegów, których wtajemniczył w swoje uczucia do tej dziewczyny, że była tutaj Daria i widziała, jak się przebiera. Sam ten fakt tak bardzo go jeszcze nie zasmucił, ponieważ nie chodził po tym pomieszczeniu goły, co oznaczało, że dziewczyny nie mogły widzieć niczego takiego specjalnego, czego wypadałoby się wstydzić. W jakiej sytuacji go przyłapały, dowiedział się dopiero, wychodząc z szatni.

– Fajne masz kalesony – usłyszał od przyjaciółki Darii, Marty.

Po takim tekście nie był w stanie nic powiedzieć. Spiekł raka i uciekł na górę, na drugie piętro, gdzie teraz miał mieć lekcje. Pewnie gdyby nie był teraz w szkole, zacząłby płakać, jednak świadomość, że tak przy ludziach to wstyd i w ogóle zbłaźniłby się jeszcze bardziej, wygrała z mającym zaraz przerwać tamę potokiem łez.

Wszyscy zaczęli bić brawo, z nim na czele, bo jak mógłby nie klaskać, gdy na scenie prezentowano takie okazy jak panna Marzec. Daria zniknęła za prowizoryczną kurtyną. Teraz, skoro nie miał możliwości już na nią patrzeć, pozostały mu tylko myśli. Nie nacieszył się nimi długo, gdyż do akcji wkroczyła ponownie pani dyrektor, mająca przedstawić swoją obiecaną wcześniej niespodziankę. Zaczęła, podobnie jak wcześniej, od dość długiego przemówienia wstępnego, aby przygotować wszystkich na to, czym będzie ta niespodzianka. Nikt, kto uczestniczył kiedykolwiek w apelu prowadzonym przez panią dyrektor, nie był zaskoczony, że po około piętnastu minutach o niespodziance było wiadomo tyle co przed częścią artystyczną.

– Ileż można! – znów rozległ się szept w publiczności.

Nick zauważył, że nie był to ten sam głos co przedtem. Tym razem był to głos damski. Słyszał go nawet blisko siebie i rozejrzał się szybko dookoła, by przyłapać dowcipną panienkę na gorącym uczynku. Jedyną osobą płci jemu przeciwnej, jaką udało mu się wypatrzyć w pobliżu, była jego pani od plastyki. Słyszał o niej już wiele dziwnych historii, jednak mimo wszystko nie sądził, że byłaby zdolna do takich obraz swojej pracodawczyni, tym bardziej że, jak głosiła plotka, miała pracę po znajomości. Uznał więc po prostu, że to nie ona, a prawdziwy sprawca zdążył się już zaszyć w tłumie.

– Jak już mówiłam, mam dla was niespodziankę – zakomunikowała pani dyrektor.

Nikt na razie nie wiązał z tym zdaniem zbyt wielkich nadziei.

– Niestety, nasza droga pani od chemii, pani magister Jarecka, musiała wyjechać z kraju. Powody były osobiste, dlatego nie mogę wam ich tutaj na forum przybliżyć – kontynuowała.

Ludzie po raz pierwszy na tym apelu zaczęli słuchać z ciekawością, co mówi dyrektorka.

– Nie oznacza to, że nie będziecie mieć chemii przez jakiś czas. Ze względu na to, że pani Jarecka wyjechała na czas nieokreślony, musiałam udzielić jej urlopu na cały drugi semestr i na zastępstwo zatrudnić nowego nauczyciela.

Stopień skupienia na słowach pani dyrektor bił rekordy wysokości.

– Powitajcie serdecznie pana magistra Grzegorza Rawickiego! – krzyknęła, delikatnie pomagając sobie oklaskami.

W tym momencie na salę wkroczył pan Grzegorz i przejął mikrofon od pani dyrektor.

– Witam serdecznie wszystkich zgromadzonych. Nazywam się, jak już wiecie, Grzegorz Rawicki. Będę waszym nowym nauczycielem chemii. Mam nadzieję, że będzie nam się razem dobrze pracowało – przemawiał, wzbudzając dość pozytywne odczucia w młodzieży. We wszystkich oprócz Nicka. Ten, gdy tylko zobaczył pana Grzegorza, zbladł jak płótno i wycofał się troszkę do tyłu z pierwszego rzędu. Jego dziwne zachowanie i blada twarz zdziwiły Krystiana, nazywanego też White Nigga, co w tłumaczeniu na polski znaczy mniej więcej tyle co „biały czarnuch”.

– Co ci jest, ziomuś, śniadanko było nie teges? – zapytał.

– Nie, nie, nie, ze śniadankiem wszystko teges – odpowiedział, zbywając kolegę.

– No to co ci tak japa zbladła? Mnie, stary, możesz wszystko powiedzieć – dociekał Krystian.

– No dobra – przełamał się Nick. – Pamiętasz, jak mówiłem ci o tym facecie, którego poczęstowałem śnieżką?

– Jasne, że tak, ziomuś! Takich akcji się nie zapomina. Jeszcze raz respect! – przytaknął znowu w swoim raperskim stylu.

– To ten facet jest właśnie przy mikrofonie – wyznał, wskazując palcem na pana Rawickiego.

– Cool! Oj, ziomuś. Czadowo! Ty to normalnie jesteś lajtowy koleś. Nie kminię tylko, czemu nie powiedziałeś o tym wcześniej. Już wtedy wychwalałbym cię pod niebiosa. Po stokroć respect – chwalił Nicka, widząc tylko powód do dumy w tym, co zrobił jego kolega.

Nick miał już z tego powodu uciekać z sali, ale zatrzymał się, gdy pan Rawicki zaczął podawać klasy, w których będzie uczył.

– Druga a, trzecia g, pierwsza c... – wymieniał Rawicki.

Błogość i spokój ducha zapanowały w jego ciele, ponieważ nazwa jego klasy nie padła, a pan Grzegorz oddał już listę pani dyrektor. Uczucie ulgi nie trwało jednak długo. Oto pani dyrektor przyjrzała się liście i podała z powrotem Rawickiemu.

– Tej klasy pan chyba nie przeczytał – stwierdziła.

– A no tak, rzeczywiście. Bez okularów słabo widzę. Więc jak wynika z listy będę jeszcze uczył w klasie... – tutaj padł numer klasy Nicka.

Biedny chłopak mało się nie przewrócił. Nie mógł znieść już dłużej tego, co dzieje się teraz w szkole, więc pomyślał o wyślizgnięciu się z budynku. Przyszło mu to łatwo, ponieważ wszyscy, którzy znajdowali się teraz w szkole, byli właśnie na sali. Oczywiście było kilka osób, które miały inne obowiązki, jak na przykład sprzątaczki, ale te jako najbardziej plotkujące osoby nie mogły sobie odpuścić zobaczenia nowego nauczyciela. A zatem, gdy tylko udało mu się wyjść z sali, droga była wolna. Mógł już spokojnym tempem i bez żadnych obaw opuścić placówkę oświatową. Nawet gdyby ktoś widział, że wychodzi z sali gimnastycznej, nie przejąłby się tym zbytnio, uznając, że zmierza do ubikacji. Co więcej, nikomu nie przyszłoby do głowy, że ktoś chce iść na wagary z apelu. No, jeszcze gdyby potem miały być lekcje, to można by było snuć podejrzenia co do wymykającego się chłopca. Natomiast tak, gdy po uroczystości wszyscy szli do domów, zachowanie Nicka nikogo nie intrygowało.

Emocje, jakie teraz się w nim nagromadziły, sprawiły, że zapomniał o wypadzie z matką do sklepu. Zatem gdy tylko wyszedł z budynku szkoły, popędził do domu.

– Co ty tu robisz? Przecież miałeś po mnie zadzwonić. A w ogóle, dlaczego jesteś tak wcześnie? – dociekliwa matka jak zwykle zadawała kilka pytań naraz.

Chłopak dopiero teraz przypomniał sobie o telefonie rodzicielki. Sam był zaskoczony, że zapomniał o czymś, co dostarczyło mu dziś rano tyle adrenaliny. Już miał powiedzieć matce, że wyleciało mu z głowy, ale postanowił skłamać, by lepiej wypaść w jej oczach. Jeszcze by powiedziała: „Jak ty chcesz mieć własny telefon, skoro zapominasz o cudzym!”.

– Pani dyrektor jest chora i nie mogła przybyć na rozpoczęcie, a to zawsze przez nią wszystko trwa tak długo, a tak, gdy jej nie było, czas uroczystości automatycznie się skrócił – wyjaśnił chłopak.

– No dobrze. Ale dlaczego nie zadzwoniłeś? – nie dawała spokoju chłopcu, który i tak już dziś przeszedł zbyt dużo jak na jeden dzień.

– Chciałem jeszcze wpaść do domu i zabrać trochę swoich pieniędzy ze skarbonki. Może uda mi się je jakoś wykorzystać – znów wyjaśnił bez większego namysłu.

– Bardzo mądrze. Nie będę musiała na ciebie wydawać tyle swoich pieniędzy. Zostanie więcej na moje potrzeby – cieszyła się matka. – A teraz leć szybko do swojego pokoju po oszczędności.

Nick z reguły słuchał poleceń matki i tak też stało się teraz. Nie mógł jednak w pełni wykonać tego nakazu, gdyż kiedy okłamywał matkę, wiedział już, że jego skarbonka jest pusta. Po prostu posiedział przez chwilę na górze i gdy tylko usłyszał: „Zaczekam w samochodzie”, od razu schował do kieszeni portfel, w którym znajdowały się jedynie legitymacja szkolna i kalendarzyk na obecny rok, i poszedł do garażu.

– No i dużo masz tych oszczędności? – zapytała niemogąca poskromić swej ciekawości Klaudia.

– Troszkę mało, ale sądzę, że mi wystarczy – zbył ją Nick.

– A tak ogólnie to jak było w szkole? Wszystko w porządku? – nie mogła przestać zadawać pytań.

– Mamo – zaczął – a co może być nie tak w dniu, w którym nie ma lekcji i nie dostaje się ocen? – Teraz zaskoczył sam siebie, bo nie sądził, że po tym, co dzisiaj przeżył, będzie w stanie tak skłamać.

– No, w sumie to masz rację – przytaknęła.

Gdy oboje wsiedli do samochodu, mama spojrzała na zegarek i powiedziała:

– Dobra! Zapinaj pasy i ruszamy! – wydała polecenie z radosnym okrzykiem. – Ale najpierw oddaj mi telefon! – dodała.

Nick znów posłuchał matczynej komendy.

Droga upływała im w milczeniu. Mama kierowała i skupiała się na drodze, a syn cały czas patrzył za okno, na przemijający za szybą świat. Ożywił się tylko na moment, gdy przejeżdżali obok szkoły, bo zobaczył tam Darię z koleżankami, co oznaczało, że apel skończył się dopiero teraz.

„Mam nadzieję, że to, co przygotowałem dla niej na walentynki, spodoba się jej” – martwił się całą drogę do sklepu. O niczym innym nie potrafił teraz myśleć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: