Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystkie pory uczuć. Lato - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wszystkie pory uczuć. Lato - ebook

Pełna emocji opowieść o trudnym macierzyństwie.

To miało być najpiękniejsze lato w życiu Joasi. Sen o rodzinie, o jakiej zawsze marzyła właśnie się spełnił. Razem z Maćkiem doczekali się dziecka. Jednak Joasia nie potrafi cieszyć się macierzyństwem a zamiast spodziewanego szczęścia ogarnia ją coraz większy lęk...

Czy bliscy w porę zorientują się, że młoda matka cierpi na depresję poporodową? Czy Joasia pozwoli sobie pomóc, zanim będzie za późno?

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8103-303-9
Rozmiar pliku: 1,2 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ROZ­DZIAŁ 1

Jo­asia nie była pew­na, czy naj­pierw ku­pi­ła test cią­żo­wy, czy może jed­nak po­rad­ni­ki dla ro­dzi­ców. Nie po­tra­fi­ła te­raz od­two­rzyć w pa­mię­ci, czy w pierw­szej ko­lej­no­ści wstą­pi­ła do ap­te­ki, czy do księ­gar­ni.

Do domu wró­ci­ła z te­sta­mi cią­żo­wy­mi od pię­ciu róż­nych pro­du­cen­tów, żeby mieć pew­ność, że wy­nik bę­dzie mia­ro­daj­ny, i sze­ścio­ma opa­sły­mi to­mi­ska­mi, na któ­rych grzbie­tach wy­pi­sa­no ty­tu­ły dość jed­no­znacz­nie su­ge­ru­ją­ce, ja­kiej te­ma­ty­ki do­ty­czą: Mą­drzy ro­dzi­ce, mą­dre dzie­cia­ki, Księ­ga wy­ma­ga­ją­ce­go dziec­ka, Księ­ga Ro­dzi­ciel­stwa Bli­sko­ści, Pierw­szy rok ży­cia dziec­ka, Wy­cho­wy­wa­nie chłop­ców, Se­kre­ty wy­cho­wy­wa­nia dziew­cząt. Bo prze­cież nie wie­dzia­ła, czy uro­dzi chłop­ca, czy dziew­czyn­kę. O ile w ogó­le jest w cią­ży, a nie na przy­kład wkra­cza we wcze­sną fazę me­no­pau­zy.

Wpraw­dzie nie prze­kro­czy­ła jesz­cze czter­dziest­ki, ale i tak mia­ła wra­że­nie, że jest za sta­ra na dziec­ko. W re­kla­mach i ko­lo­ro­wych pi­smach mat­ki za­wsze wy­glą­da­ły na co naj­wy­żej trzy­dzie­ści lat. Nie mia­ły ani jed­nej zmarszcz­ki, ich skó­ra była ide­al­nie gład­ka i na­prę­żo­na. Tym­cza­sem ona zde­cy­do­wa­ła się na dziec­ko w wie­ku trzy­dzie­stu ośmiu lat. Na pierw­sze dziec­ko!

I to wca­le nie dla­te­go, że ro­bi­ła ka­rie­rę i naj­zwy­czaj­niej w świe­cie za­bra­kło jej cza­su na ma­cie­rzyń­stwo.

Bo o ja­kiej ka­rie­rze może być mowa w przy­pad­ku zwy­kłej eks­pe­dient­ki w mar­ke­cie? O awan­sie z ma­ga­zy­nu na kasę?

Ma­rze­nie o dziec­ku po­ja­wi­ło się, gdy mia­ła oko­ło dwu­dzie­stu pię­ciu lat. To wła­śnie wte­dy Asia po raz pierw­szy po­my­śla­ła, że chcia­ła­by zo­stać mamą, ale re­ali­za­cja tego pla­nu oka­za­ła się moc­no pro­ble­ma­tycz­na. No bo jak zajść w cią­żę, sko­ro kan­dy­da­ta na ojca brak? A może ina­czej: kan­dy­da­tów na ojca ni­g­dy nie bra­ko­wa­ło, bo prze­cież śred­nio raz na pół roku wi­kła­ła się w ko­lej­ną skom­pli­ko­wa­ną i moc­no tok­sycz­ną zna­jo­mość, ale żeby któ­ryś z tych męż­czyzn był od­po­wied­nim kan­dy­da­tem na ojca… cóż. Tego nie mo­gła po­wie­dzieć, cho­ciaż tak bar­dzo chcia­ła wi­dzieć w nich za­le­ty, któ­rych nie do­strze­ga­ła cała resz­ta świa­ta.

Jo­an­na była kla­sycz­nym przy­kła­dem ko­bie­ty, któ­ra ko­cha za bar­dzo. Od naj­młod­szych lat na­wy­kła do stre­sów i cier­pień, więc w do­ro­słym ży­ciu pod­świa­do­mie od­twa­rza­ła do­sko­na­le zna­ny z domu sche­mat. Do­ra­sta­ła w moc­no pa­to­lo­gicz­nej ro­dzi­nie, w któ­rej za­wsze naj­waż­niej­szy był al­ko­hol. Na mi­łość, czu­łość i bli­skość po pro­stu bra­ko­wa­ło w niej miej­sca.

Mała Asia za­wsze była za­nie­dby­wa­na. Jako doj­rza­ła ko­bie­ta wzo­ro­wa­ła swo­je re­la­cje na tych, któ­re zna­ła z ro­dzin­ne­go domu. Ro­dzi­ce byli nie­przy­stęp­ni emo­cjo­nal­nie i zbyt za­ję­ci pi­ciem, żeby zwra­cać uwa­gę na cór­kę. Oj­ciec to od­cho­dził, to znów wra­cał, a mat­ka za każ­dym ra­zem przyj­mo­wa­ła go z otwar­ty­mi ra­mio­na­mi. Nie­waż­ne, że kie­dy po­szedł w dłu­gą, nie było go przez cią­gną­ce się w nie­skoń­czo­ność ty­go­dnie. W tym cza­sie Do­ro­ta jesz­cze czę­ściej za­glą­da­ła do kie­lisz­ka, za­pi­ja­jąc smut­ki. Asia była dla niej prze­zro­czy­sta. Dziew­czyn­ka cza­sem mia­ła wra­że­nie, że mat­ka nie pa­trzy na nią, a przez nią. Zu­peł­nie jak­by Asia była du­chem.

Po­tem oj­ciec wra­cał, a wraz z nim wszyst­ko po­wra­ca­ło do względ­nej nor­my. Do­ro­ta prze­sta­wa­ła pić ze smut­ku, co nie zna­czy­ło, że od­sta­wia­ła al­ko­hol w ogó­le. Zmie­niał się po pro­stu po­wód pi­cia: po­wrót mar­no­traw­ne­go męża był prze­cież do­sko­na­łą oka­zją do świę­to­wa­nia. Wie­czo­ra­mi Jo­asia nie mo­gła za­snąć przez trzesz­czą­cą w są­sied­nim po­ko­ju sta­rą wer­sal­kę. Ro­dzi­ce go­dzi­li się zde­cy­do­wa­nie zbyt gło­śno, ale kto by się tym przej­mo­wał? Nikt nie zwra­cał naj­mniej­szej uwa­gi na ku­lą­cą się ze stra­chu kil­ku­let­nią dziew­czyn­kę.

Po­tem oj­ciec prze­padł na do­bre. Ktoś wi­dział go w ja­kiejś me­li­nie, ale ślad szyb­ko po nim za­gi­nął. Do­ro­ta się wście­ka­ła i tłu­ma­czy­ła zdzi­wio­nej cór­ce, któ­ra na­gle prze­sta­wa­ła być dla niej nie­wi­dzial­na, co my­śli o męż­czy­znach. Asia była prze­cież na tyle do­ro­sła, że z bra­ku in­nych moż­li­wo­ści mo­gła stać się po­wier­nicz­ką jej pro­ble­mów.

– Oni wszy­scy są tacy sami. Wszy­scy, co do joty! Wspo­mnisz kie­dyś moje sło­wa, zo­ba­czysz… Są mili, ko­cha­ni, bo chcą do­stać dupy, a po­tem prze­sta­ją być przy­jem­ni! Już ja ich, kur­wa, znam – mam­ro­ta­ła, za­pa­la­jąc pa­pie­ro­sa.

Do­ro­ta w po­je­dyn­kę jesz­cze go­rzej ra­dzi­ła so­bie z wy­cho­wy­wa­niem dziec­ka niż ra­zem z Ja­ro­sła­wem, dla­te­go po nie­dłu­gim cza­sie dziew­czyn­ka zo­sta­ła umiesz­czo­na w domu dziec­ka. Ni­g­dy jed­nak nie od­wró­ci­ła się od mat­ki.

Jo­asia ko­cha­ła mamę ca­łym swo­im dzie­cię­cym ser­cem i wie­rzy­ła, że jest w sta­nie oca­lić ją od zgu­by swo­ją go­rą­cą mi­ło­ścią. Nie­raz zda­rza­ło się, że za­miast do szko­ły, za­glą­da­ła do miesz­ka­nia mat­ki. Mia­ła za­le­d­wie je­de­na­ście lat, kie­dy za­czę­ła jej go­to­wać. Wie­dzia­ła, że je­śli nie przy­go­tu­je mat­ce po­sił­ku, Do­ro­ta nie zje ni­cze­go, bo każ­dy grosz wyda na al­ko­hol. Szko­da jej było pie­nię­dzy na je­dze­nie, dla­te­go każ­de­go dzie­sią­te­go dnia mie­sią­ca Asia cze­ka­ła przed blo­kiem na li­sto­no­sza i od­bie­ra­ła od nie­go ren­tę, za­nim do­rwa­ła się do niej Do­ro­ta. Dziew­czyn­ka szła do skle­pu, ku­po­wa­ła mię­so, wa­rzy­wa, pie­czy­wo i ja­kąś wę­dli­nę. Po­tem wszyst­ko por­cjo­wa­ła i wkła­da­ła do za­mra­żar­ki.

– Mamo, ugo­to­wa­łam ci zupę, po­win­na wy­star­czyć na trzy dni, ale po­tem roz­mroź so­bie mię­so i zrób coś na obiad, do­brze? – pro­si­ła przed wyj­ściem do domu dziec­ka. – Wpad­nę do cie­bie w przy­szłym ty­go­dniu, w tym już nie dam rady, bo mam trzy spraw­dzia­ny w szko­le i mu­szę się uczyć. Mamo, sły­szysz mnie? Zro­zu­mia­łaś, co po­wie­dzia­łam?

Do­ro­ta tyl­ko pa­trzy­ła na nią nie­przy­tom­nie i po­ta­ki­wa­ła, nie za­sta­na­wia­jąc się nad sło­wa­mi cór­ki. Nic do niej nie do­cie­ra­ło.

– Daj mi pie­nią­dze. – Wy­cią­ga­ła rękę, a Asia z bó­lem ser­ca od­da­wa­ła jej resz­tę go­tów­ki.

– Ale nie wy­daj wszyst­kie­go na al­ko­hol, do­brze? – bła­ga­ła dziew­czyn­ka.

Cza­sem mia­ła ocho­tę już ni­g­dy tam nie wra­cać, jak wte­dy, kie­dy zo­rien­to­wa­ła się, że po za­le­d­wie trzech dniach od więk­szych za­ku­pów znik­nę­ła cała za­war­tość lo­dów­ki i za­mra­żar­ki. Chcia­ła wie­rzyć, że Do­ro­ta wszyst­ko zja­dła, ale roz­są­dek pod­po­wia­dał jej coś zu­peł­nie in­ne­go.

– Mamo, gdzie jest mię­so? – za­py­ta­ła drżą­cym gło­sem, wcho­dząc do po­ko­ju, w któ­rym mat­ka le­ża­ła na ka­na­pie, za­cią­ga­jąc się pa­pie­ro­sem. Na sto­le le­ża­ły ma­szyn­ka, bi­buł­ki i ty­toń. Do­ro­ta sama skrę­ca­ła so­bie pa­pie­ro­sy, pró­bu­jąc za­osz­czę­dzić na al­ko­hol.

– Sprze­da­łam. – Wzru­szy­ła ra­mio­na­mi.

Asia mia­ła ocho­tę ją ude­rzyć, spra­wić jej ból. Chcia­ła rzu­cić się na mat­kę, wy­szar­pać ją za wło­sy, wbić jej pa­znok­cie w oczy, uszko­dzić i tak już moc­no znisz­czo­ną twarz. Nie zro­bi­ła tego jed­nak. W jej oczach wez­bra­ły łzy. Wy­szła bez sło­wa i po­myś­lała, że już ni­g­dy nie wró­ci do miesz­ka­nia, z któ­re­go nie wie­dzieć kie­dy mat­ka zdą­ży­ła zro­bić me­li­nę.

Ale wró­ci­ła.

Oczy­wi­ście, że wró­ci­ła. Po­wo­do­wał nią strach, że mat­ka sama so­bie nie po­ra­dzi, że do­pro­wa­dzi do ja­kiejś tra­ge­dii. Asia była co­raz star­sza, co­raz le­piej zda­wa­ła so­bie spra­wę z gro­żą­cych Do­ro­cie nie­bez­pie­czeństw. An­tek z domu dziec­ka stra­cił w po­ża­rze obo­je ro­dzi­ców, bo oj­ciec za­snął z pa­pie­ro­sem. Ktoś inny opo­wia­dał, że mat­ka Ka­mi­li zo­sta­ła za­trzy­ma­na przez po­li­cję w związ­ku z ja­kąś bój­ką, cho­ciaż sama Ka­mi­la utrzy­my­wa­ła, że to bzdu­ra, a jej mama jest po­rząd­ną ko­bie­tą. Nikt jed­nak nie da­wał wia­ry jej sło­wom.

– Gdy­by była taka po­rząd­na, na pew­no by cię tu nie było!

Dzie­ci z domu dziec­ka, przy­naj­mniej te, któ­re wciąż mia­ły ro­dzi­ców, wie­dzia­ły, że nikt poza nimi nie za­trosz­czy się o mat­kę i ojca. Asia była więc wście­kła na mat­kę, ale zda­wa­ła so­bie spra­wę z tego, że musi do niej wró­cić, żeby jej przy­pil­no­wać. Czu­ła do niej obrzy­dze­nie, ale też przy­wią­za­nie. Może była wstręt­ną al­ko­ho­licz­ką, zbyt sku­pio­ną na so­bie, żeby do­strzec po­trze­by cór­ki, ale na­dal była jej mat­ką. Wy­da­ła ją na ten świat, a Asia, jak inne dzie­ci z domu dziec­ka, nie po­tra­fi­ła tak po pro­stu prze­stać jej ko­chać. Dla­te­go wra­ca­ła. Za każ­dym ra­zem wra­ca­ła. Po­ma­ga­ła Do­ro­cie się wy­ką­pać, sprzą­ta­ła i wie­trzy­ła miesz­ka­nie, włą­cza­ła pral­kę.

– Ubierz się, za­łóż na sie­bie coś czy­ste­go – wy­da­wa­ła mat­ce po­le­ce­nia, a Do­ro­ta je wy­ko­ny­wa­ła.

Nie po­tra­fi­ła speł­nić tyl­ko jed­ne­go żą­da­nia. Nie umia­ła prze­stać pić. Obie­cy­wa­ła, ale za każ­dym ra­zem koń­czy­ło się tak samo. Asia, na­ra­ża­jąc się dy­rek­cji i opie­ku­nom z domu dziec­ka, bo prze­cież znów była na wa­ga­rach, przy­cho­dzi­ła do miesz­ka­nia i z obrzy­dze­niem pa­trzy­ła na pi­ja­ną w sztok mat­kę.

– Mó­wi­łaś, że nie bę­dziesz pić. Przy­się­ga­łaś! Tyle są war­te two­je sło­wa! – wy­rzu­ca­ła Do­ro­cie ze łza­mi w oczach.

– Tyl­ko jed­no piwo, wy­pi­łam tyl­ko jed­no piwo – tłu­ma­czy­ła mat­ka, beł­ko­cząc.

Cza­sem na­wet nie si­li­ła się na tłu­ma­cze­nia. Ma­cha­ła tyl­ko ręką i od­wra­ca­ła się od cór­ki osten­ta­cyj­nie.

Kie­dy Do­ro­ta zmar­ła, ow­szem, było jej przy­kro, ale czu­ła przede wszyst­kim ulgę. Śmierć mat­ki już za­wsze mia­ła jej się ko­ja­rzyć nie tyl­ko ze stra­tą, lecz tak­że ze spo­ko­jem. Do­ro­ta nie mę­czy­ła się już z na­ło­giem, a ona nie mu­sia­ła mat­ko­wać do­ro­słej ko­bie­cie, któ­ra po­win­na za­pew­niać jej opie­kę i po­czu­cie bez­pie­czeń­stwa.

Dłu­go nie przy­zna­wa­ła się sama przed sobą, że jako do­ro­sła ko­bie­ta na­śla­du­je za­cho­wa­nia swo­jej mat­ki. Uwa­ża­ła, że po­ra­dzi­ła so­bie cał­kiem nie­źle. Ba! Po­ra­dzi­ła so­bie wspa­nia­le jak na wa­run­ki, w któ­rych do­ra­sta­ła. Nie po­szła w śla­dy ro­dzi­ców: nie piła, nie sto­czy­ła się na dno. Mia­ła ja­kąś pra­cę, może nie była to pra­ca ma­rzeń, ale jed­nak. Pró­bo­wa­ła nor­mal­nie żyć.

Nie wi­dzia­ła, a ra­czej nie chcia­ła wi­dzieć pro­ble­mu. Była od­po­wie­dzial­na, opie­kuń­cza, am­bit­na, a po­moc dru­gie­mu czło­wie­ko­wi wy­da­wa­ła jej się na­tu­ral­na. Nie za­uwa­ży­ła, że po­świę­ca­jąc się dla in­nych, za­nie­dbu­je swo­je po­trze­by.

Jo­asia kon­se­kwent­nie wpa­da­ła w si­dła de­struk­cyj­nych związ­ków. My­li­ła mi­łość z nie­zdro­wym przy­wią­za­niem do ko­lej­nych part­ne­rów. Nie chcia­ła być sama, dla­te­go wy­ba­cza­ła im zde­cy­do­wa­nie zbyt wie­le. Wciąż pod­świa­do­mie ob­wi­nia­ła sie­bie za to, że jej mat­ce nie uda­ło się wy­grać z na­ło­giem, dla­te­go chcia­ła zba­wiać rze­sze aman­tów.

Za­wsze znaj­do­wa­ła wy­tłu­ma­cze­nie dla swo­ich part­ne­rów. Pije, bo ode­szła od nie­go żona. Ma dłu­gi, bo zo­sta­wi­li mu je w spad­ku ro­dzi­ce. Bie­rze nar­ko­ty­ki, bo chce za­po­mnieć o prze­mo­cy, któ­rej do­świad­czał w ro­dzin­nym domu. Krad­nie, bo pra­co­daw­ca go wy­ko­rzy­stu­je i nie pła­ci ter­mi­no­wo za wy­ko­na­ną pra­cę. Nie pła­ci ali­men­tów, bo sam nie ma na ży­cie.

Chcia­ła być ich te­ra­peut­ką. Wie­rzy­ła, że jej mi­łość ma ma­gicz­ną moc. Roz­grze­sza­ła z bra­ku sza­cun­ku, wy­bu­chów zło­ści, kłamstw i nie­do­trzy­ma­nych obiet­nic, skła­da­jąc je na karb trud­ne­go dzie­ciń­stwa. Jak ma­gnes przy­cią­ga­ła trud­nych męż­czyzn, któ­rzy mo­gli się po­chwa­lić nie mniej­szym ba­ga­żem ży­cio­wych do­świad­czeń niż ona. Nie za­uwa­ża­ła tyl­ko, że mimo wszyst­kie­go, co prze­ży­ła, z na­tu­ry była do­bra, i taka wła­śnie po­zo­sta­ła. Oni prze­cho­dzi­li na tę dru­gą stro­nę mocy.

Ko­lej­ne związ­ki za­bu­rza­ły jej rów­no­wa­gę emo­cjo­nal­ną, ale nie po­tra­fi­ła z nich zre­zy­gno­wać. Była uza­leż­nio­na od słow­nych prze­py­cha­nek, mie­rzy­ła swo­ją mi­łość mia­rą cier­pie­nia, któ­re za­da­wa­li jej ko­lej­ni part­ne­rzy. Sta­gna­cja wy­wo­ły­wa­ła w niej lęk, bo prze­cież czło­wiek boi się tego, co nie­zna­ne. Po­trze­bo­wa­ła in­ten­syw­nych do­znań. Przy­ja­cie­le i zna­jo­mi Asi za­ła­my­wa­li ręce; tłu­ma­czy­li, pro­si­li, ale ona sama mu­sia­ła to wszyst­ko zro­zu­mieć.

Ni­g­dy nie po­rzu­ci­ła ma­rzeń o szczę­śli­wej, ko­cha­ją­cej się ro­dzi­nie. Wie­rzy­ła, że taką stwo­rzy, ale naj­pierw… mu­sia­ła od­mie­nić ak­tu­al­ne­go part­ne­ra. Spra­wić, że bę­dzie lep­szy, a prze­cież na to po­trze­ba cza­su! Nie zmie­nia się czło­wie­ka ot tak. Mu­sia­ła wło­żyć w to mnó­stwo pra­cy, a jed­nak ko­lej­ni męż­czyź­ni od­cho­dzi­li, za­nim uda­ło jej się uzy­skać za­do­wa­la­ją­cy efekt, a ci na­stęp­ni tyl­ko po­cząt­ko­wo wy­da­wa­li się lep­si od po­przed­nich.

Do­pie­ro nie­daw­no coś się zmie­ni­ło. Asia, z nie­wiel­ką po­mo­cą swo­jej przy­ja­ciół­ki, sama za­czę­ła do­strze­gać, że z Jur­kiem jest coś nie tak. Po­wo­li ro­dził się w niej we­wnętrz­ny bunt. Ju­rek chciał, żeby wzię­ła kre­dyt i spła­ci­ła jego za­dłu­że­nie.

Trzy­dzie­ści ty­się­cy zło­tych. Na tyle wy­ce­nił swo­ją mi­łość. Jo­asia była już o krok od po­peł­nie­nia tego ży­cio­we­go błę­du, ale coś (a ra­czej ktoś) ją tknę­ło, żeby spraw­dzić Jur­ka, za­nim pod­pi­sze umo­wę kre­dy­to­wą. Je­rzy utrzy­my­wał, że jego miesz­ka­nie jest za­dłu­żo­ne przez mat­kę, któ­ra la­ta­mi nie pła­ci­ła czyn­szu. Po­tem zmar­ła, a Ju­rek zo­stał sam ze spła­tą dłu­gów.

Och, jak ona go ro­zu­mia­ła! Ro­dzi­ce po­tra­fią prze­cież wszyst­ko znisz­czyć, dla­te­go po­sta­no­wi­ła mu po­móc. Zresz­tą za­pro­po­no­wał jej, żeby z nim za­miesz­ka­ła, czy­li miał wo­bec niej po­waż­ne pla­ny. Dla­cze­go więc mia­ła ta­kie opo­ry przed wzię­ciem tego kre­dy­tu? Dla­cze­go nie po­tra­fi­ła po­zbyć się wra­że­nia, że jed­nak nie tak po­wi­nien wy­glą­dać zwią­zek? Czy nie po­win­ni obo­je da­wać od sie­bie po rów­no? Nie po­tra­fi­ła od­po­wie­dzieć so­bie na py­ta­nie, co od nie­go do­sta­ła, poza szcząt­ko­wym za­in­te­re­so­wa­niem oczy­wi­ście.

Otrzeź­wie­nie przy­cho­dzi­ło stop­nio­wo. Moż­na la­ta­mi okła­my­wać in­nych, uśmie­chać się, za­pew­nia­jąc, że wszyst­ko jest w po­rząd­ku, ale naj­trud­niej oszu­ki­wać sie­bie. A ona mimo tylu prób zbu­do­wa­nia związ­ku wciąż czu­ła się prze­raź­li­wie sa­mot­na. Po­wo­li do­cie­ra­ła do niej smut­na praw­da: nie ist­nia­ła w żad­nej z tych re­la­cji. Cały czas da­wa­ła, nie otrzy­mu­jąc ni­cze­go w za­mian. Po­sta­no­wi­ła, że ow­szem, zdo­bę­dzie te pie­nią­dze dla Jur­ka, ale nie za dar­mo. Na wszyst­kie spo­so­by sta­ra­ła się uci­szyć gło­sik z tyłu gło­wy, któ­ry pod­szep­ty­wał jej, że pró­bu­je ku­pić jego mi­łość i za­in­te­re­so­wa­nie. Chcia­ła po pro­stu być waż­na, do­ce­nia­na, ko­cha­na. Ale Ju­rek naj­wy­raź­niej nie prze­wi­dział, że spła­ta dłu­gów bę­dzie kosz­to­wać go tak wie­le. Wściekł się, kie­dy Jo­asia za­czę­ła drą­żyć, do­py­ty­wać o moż­li­wość roz­ło­że­nia za­dłu­że­nia na raty. Szyb­ko oka­za­ło się, że nie był wo­bec niej uczci­wy i wie­lo­krot­nie mie­wał spo­sob­ność spła­ty dłu­gu. Z żad­nej oka­zji nie sko­rzy­stał; wo­lał pro­wa­dzić roz­ryw­ko­we ży­cie. Żył chwi­lą, nie przej­mo­wał się kon­se­kwen­cja­mi. W grun­cie rze­czy wi­szą­ca nad nim groź­ba eks­mi­sji była tym, na co so­bie za­słu­żył.

Asia prze­sta­ła wie­rzyć w to, że w koń­cu uło­ży so­bie ży­cie. Mio­ta­ła się mię­dzy wła­sny­mi pra­gnie­nia­mi a po­trze­ba­mi in­nych, szu­ka­jąc miej­sca dla sie­bie. I wte­dy po­ja­wił się Ma­ciek. Może nie ide­al­ny, ale prze­cież ży­cie to nie baj­ka, a Jo­asi da­le­ko było do współ­cze­snej kró­lew­ny, jed­nak – w koń­cu, po wie­lu nie­uda­nych pró­bach – nor­mal­ny, a Asia ni­cze­go nie łak­nę­ła tak bar­dzo jak na­miast­ki nor­mal­no­ści, ży­cia, ja­kim każ­de­go dnia żyją ty­sią­ce lu­dzi. Zwią­zek z Mać­kiem był naj­lep­szym, co ją w ży­ciu spo­tka­ło, dla­te­go ku prze­ra­że­niu przy­szłej te­ścio­wej co­dzien­nie oka­zy­wa­ła uko­cha­ne­mu wdzięcz­ność za to, że wy­brał wła­śnie ją.

– Jo­asiu, to tak nie może wy­glą­dać! – bu­rzy­ła się Re­na­ta. – Ja wiem, że Ma­ciek to cał­kiem roz­sąd­ny męż­czy­zna, w koń­cu sama go wy­cho­wa­łam, nie mo­gło­by być ina­czej, ale… – prze­wró­ci­ła ocza­mi – ża­den fa­cet nie może żyć w prze­ko­na­niu, że jest praw­dzi­wym da­rem nie­bios! To nie­zdro­we i w koń­cu od­bi­je ci się czkaw­ką.

Ale co ona mo­gła wie­dzieć?

Ma­ciek był jej da­rem nie­bios, od­po­wie­dzią na jej mo­dli­twy. W koń­cu po­zna­ła męż­czy­znę, z któ­rym za­mie­rza­ła za­ło­żyć ro­dzi­nę, a co waż­niej­sze, on też za­mie­rzał za­ło­żyć ro­dzi­nę z nią. Bo wbrew po­zo­rom to wca­le nie jest ta­kie oczy­wi­ste. Nie za­wsze obie stro­ny chcą tego sa­me­go rów­nie moc­no.

Jako że była so­bo­ta, a Ma­ciek nie pra­co­wał w week­en­dy, po po­wro­cie do domu Asia za­sta­ła go w miesz­ka­niu, co w ty­go­dniu było nie­wy­ko­nal­ne. Pra­co­wał od bla­de­go świ­tu do póź­ne­go wie­czo­ra.

Kie­dy zo­ba­czył, co jego uko­cha­na tasz­czy pod pa­chą, wy­so­ko uniósł brwi ze zdzi­wie­nia. Wie­dział o sta­ra­niach o dziec­ko, w koń­cu sam ak­tyw­nie w nich uczest­ni­czył, a Jo­asia od kil­ku dni prze­bą­ki­wa­ła, że spóź­nia jej się okres, ale nie przy­po­mi­nał so­bie, żeby po­twier­dzi­ła cią­żę, a tym­cza­sem przy­tar­ga­ła do domu chy­ba wszyst­kie książ­ki o wy­cho­wy­wa­niu dzie­ci, ja­kie do­tych­czas wy­da­no. Nie­opatrz­nie po­dzie­lił się z nią swo­imi spo­strze­że­nia­mi.

– Ty chy­ba żar­tu­jesz! To tyl­ko część tego, co zna­la­złam w księ­gar­ni – po­spie­szy­ła z wy­ja­śnie­nia­mi. – Wy­bra­łam kil­ka ty­tu­łów, żeby się wgryźć w te­mat.

Ma­ciek po­wo­li po­ki­wał gło­wą. Był wy­kształ­co­ny i uwa­żał się za oso­bę in­te­li­gent­ną, a jed­nak na­dal miał ogrom­ne pro­ble­my ze zro­zu­mie­niem ko­biet. Spra­wy nie uła­twiał na­wet fakt, że mat­ka wy­cho­wy­wa­ła go sa­mot­nie, co po­win­no spra­wić, że ko­bie­cy świat bę­dzie dla nie­go bar­dziej przy­stęp­ny. Nie­ste­ty, to tak nie dzia­ła­ło.

– Zda­ję so­bie spra­wę, że pew­nie je­stem moc­no do tyłu w kwe­stiach zwią­za­nych z wy­cho­wa­niem dzie­ci, w koń­cu nie­któ­rzy moi ko­le­dzy mają w domu już na­sto­lat­ki, a ja wciąż nie je­stem oj­cem i moja wie­dza z pew­no­ścią jest ubo­ga, ale… – prze­łknął gło­śno śli­nę – na­praw­dę uwa­żasz, że po­trze­bu­jesz tych wszyst­kich po­rad­ni­ków? Nie ma jed­nej książ­ki, w któ­rej będą wszyst­kie in­for­ma­cje? A tak w ogó­le – zre­flek­to­wał się – zro­bi­łaś już test?

Jo­asia za­sty­gła w bez­ru­chu, bo wła­śnie do­tar­ło do niej, jak idio­tycz­nie się za­cho­wa­ła. A co, je­śli jed­nak nie jest w cią­ży? Szyb­ko prze­ana­li­zo­wa­ła w my­ślach za­war­tość to­reb­ki i mo­gła­by przy­siąc, że wrzu­ca­ła do niej pa­ra­gon z księ­gar­ni. Trud­no, naj­wy­żej zwró­ci ku­pio­ne w cią­żo­wym amo­ku książ­ki.

Pod­nio­sła wy­żej re­kla­mów­kę z logo sie­cio­wej ap­te­ki, któ­rą trzy­ma­ła w dru­giej ręce.

– Jesz­cze nie, ale mam tu­taj pięć róż­nych te­stów.

– Aż pięć? – zdzi­wił się.

No pro­szę. Cią­ża Jo­asi jesz­cze nie zo­sta­ła po­twier­dzo­na, ba!, nie zo­sta­ła na­wet stwier­dzo­na, a już za­wład­nę­ły nią cią­żo­we hor­mo­ny. Jed­nym sło­wem: zwa­rio­wa­ła. Pięć te­stów?

– Wolę mieć pew­ność – bąk­nę­ła, przy­gry­za­jąc dol­ną war­gę. – No, to zo­sta­wiam cię z po­rad­ni­ka­mi, mo­żesz je so­bie przej­rzeć, a ja tym­cza­sem idę siu­siać do ku­becz­ka… – oznaj­mi­ła, po czym znik­nę­ła w to­a­le­cie.

Ma­ciek sko­rzy­stał z pro­po­zy­cji i wziął do ręki pierw­szą z brze­gu książ­kę. Spoj­rzał na ty­tuł.

Se­kre­ty wy­cho­wy­wa­nia dziew­cząt.

Wzdry­gnął się od­ru­cho­wo. Już daw­no do­szedł do wnio­sku, że świat ko­biet dia­me­tral­nie róż­ni się od tego mę­skie­go. Po ci­chu li­czył na to, że bę­dzie mieć syna, o ile, oczy­wi­ście, Jo­asia w ogó­le jest w cią­ży.

To nie tak, że nie chciał mieć cór­ki. On się jej po pro­stu bał, jak każ­dej ko­bie­ty. Szlag go tra­fiał na myśl o po­ten­cjal­nych na­sto­let­nich ad­o­ra­to­rach śli­nią­cych się na wi­dok jego có­recz­ki. Mu­siał­by wy­tłuc po­ło­wę mę­skiej po­pu­la­cji osie­dla, a na dru­gą po­ło­wę na­słać po­li­cję. Poza tym… cóż, żyli w po­krę­co­nych cza­sach. Bał­by się do­tknąć cór­ki. Dzi­siaj na­wet nie moż­na spoj­rzeć na dziec­ko z uko­sa, bo od razu w spra­wę an­ga­żu­je się rzecz­nik praw dziec­ka, a ro­dzi­nie za­kła­da się Nie­bie­ską Kar­tę.

A gdy­by był ze swo­ją po­ten­cjal­ną cór­ką na za­ku­pach i dziew­czyn­ce na­gle za­chcia­ło­by się siku? Co niby miał­by zro­bić w ta­kiej sy­tu­acji? Wejść z cór­ką do dam­skiej to­a­le­ty, na­ra­ża­jąc się na obu­rze­nie ko­biet, czy do mę­skiej, ry­zy­ku­jąc, że dziec­ko zo­ba­czy przy pi­su­arze ja­kie­goś męż­czy­znę z in­te­re­sem w dło­ni. A co je­śli oskar­żą go o mo­le­sto­wa­nie cór­ki? W tych cza­sach czwar­ta wła­dza bły­ska­wicz­nie wy­da­je wy­ro­ki. Na­wet je­śli sąd oczy­ści go z za­rzu­tów, w opi­nii spo­łe­czeń­stwa już na za­wsze zo­sta­nie pe­do­fi­lem.

Prze­łknął gło­śno śli­nę. Uznał, że tro­chę się za­ga­lo­po­wał, dla­te­go odło­żył książ­kę i się­gnął po na­stęp­ną. Pierw­szy rok ży­cia dziec­ka. Prze­czy­tał opis na okład­ce i od­krył, że Jo­asia, za­pew­ne przez nie­uwa­gę, po­mi­nę­ła pierw­szą część pu­bli­ka­cji. Pierw­szy rok ży­cia dziec­ka był kon­ty­nu­acją be­st­sel­le­ro­we­go po­rad­ni­ka W ocze­ki­wa­niu na dziec­ko. Po­my­ślał, że je­śli cią­ża się po­twier­dzi, kupi jej tę książ­kę w pre­zen­cie. A co! Wpraw­dzie przy­pusz­czał, że męż­czyź­ni na wieść o cią­ży wrę­cza­ją swo­im uko­cha­nym bar­dziej wy­szu­ka­ne upo­min­ki, ale sko­ro Jo­asia chcia­ła się do­kształ­cać, nie za­mie­rzał jej tego utrud­niać. Praw­dę mó­wiąc, nie prze­wi­dy­wał lek­tu­ry żad­ne­go z tych po­rad­ni­ków, ale może Asia po­tem streś­ci mu naj­waż­niej­sze in­for­ma­cje. Prze­cież obo­je mają po­tęż­ne bra­ki!

Tym­cza­sem Asia sie­dzia­ła na opusz­czo­nej de­sce se­de­so­wej i po omac­ku pró­bo­wa­ła tra­fić kciu­kiem do ust. Już daw­no ob­gry­zła wszyst­kie pa­znok­cie, ale prze­cież mia­ła jesz­cze skór­ki. Czu­ła strach przed otwo­rze­niem oczu. Jed­no­cze­śnie bar­dzo chcia­ła zo­ba­czyć dwie kre­ski i bar­dzo się ich bała.

Obo­je chcie­li mieć dziec­ko. Ty­ka­nie ze­ga­ra bio­lo­gicz­ne­go rze­czy­wi­ście za­czy­na­ło co­raz bar­dziej iry­to­wać Jo­asię, ale nie był to je­dy­ny po­wód ich de­cy­zji. Nie mie­li już po dwa­dzie­ścia lat, wie­dzie­li, że to ostat­ni dzwo­nek, je­śli chcą być ro­dzi­ca­mi. W po­rząd­ku, może nie wy­da­wa­ło się to zbyt ro­man­tycz­ne, ale oni na­praw­dę chcie­li mieć dziec­ko. Ze sobą. Ko­cha­li się i cho­ciaż zna­li się do­pie­ro od roku, mie­li pew­ność, że pra­gną stwo­rzyć ro­dzi­nę. To nie była de­cy­zja pod­ję­ta pod wpły­wem chwi­li. Wcze­śniej dużo roz­ma­wia­li, kon­fron­to­wa­li swo­je wi­zje ro­dzi­ciel­stwa, wy­ma­rzo­ne mo­de­le ro­dzi­ny. Nie mie­li ślu­bu, ale nie po­trze­bo­wa­li go do szczę­ścia. To zna­czy Ma­ciek nie po­trze­bo­wał, a Jo­asia mu wtó­ro­wa­ła. Jak we wszyst­kim.

Licz­ba zdol­nych do za­płod­nie­nia ko­mó­rek ja­jo­wych z roku na rok suk­ce­syw­nie ma­le­je. Jo­asia uwa­ża­ła za sza­le­nie nie­spra­wie­dli­we to, że znacz­nie więk­szą szan­sę na zo­sta­nie mat­ką ma nie­do­świad­czo­na, sama jesz­cze nie­wie­dzą­ca cze­go na­praw­dę chce od ży­cia dwu­dzie­sto­lat­ka niż sta­tecz­na ko­bie­ta w wie­ku lat trzy­dzie­stu pię­ciu, no, do­bra, trzy­dzie­stu ośmiu, ale ta­kie były fak­ty. Wprost pro­por­cjo­nal­nie do zmniej­sza­nia się licz­by ja­je­czek zwięk­sza się licz­ba cy­kli bez­owu­la­cyj­nych. Każ­da dziew­czyn­ka przy­cho­dzi na świat z okre­ślo­ną licz­bą ko­mó­rek ja­jo­wych, a ich pula zmniej­sza się z roku na rok; w wie­ku trzy­dzie­stu lat zo­sta­je­my z dwu­na­sto­ma pro­cen­ta­mi.

Z dwu­na­sto­ma pro­cen­ta­mi! Póź­niej jest już tyl­ko go­rzej. Kie­dy do­pły­wa­my, krau­lem czy też sty­lem do­wol­nym, do czter­dziest­ki, mamy już tyl­ko trzy pro­cent ja­je­czek. Dra­mat, co nie? Asia wpraw­dzie nie zna­ła szcze­gó­ło­wych da­nych i sta­ty­styk, ale wie­dzia­ła, że jej szan­se na ma­cie­rzyń­stwo dra­stycz­nie spa­dły po trzy­dzie­stym pią­tym roku ży­cia. Ten mi­stycz­ny trzy­dzie­sty pią­ty rok ży­cia prze­wi­jał się w wy­po­wie­dziach współ­pra­cu­ją­cych z te­le­wi­zją śnia­da­nio­wą eks­per­tów i w ar­ty­ku­łach pu­bli­ko­wa­nych przez pi­sma ko­bie­ce, to­też Jo­asia zda­wa­ła so­bie spra­wę, że upływ cza­su dzia­ła na jej nie­ko­rzyść. A Ma­ciek był od niej młod­szy. Niby tyl­ko o dwa lata, ale w przy­pad­ku ja­je­czek te dwa lata wy­da­wa­ły się całą wiecz­no­ścią. Cał­kiem moż­li­we, że taki czas to ich być albo nie być. A przy­naj­mniej tak się Jo­an­nie wy­da­wa­ło. Gdy­by więc Ma­ciek po­sta­no­wił za­ło­żyć ro­dzi­nę ze swo­ją ró­wie­śni­cą…

Nie. To idio­tycz­ne.

Naj­wyż­sza pora spraw­dzić wy­nik te­stu.

Otwo­rzy­ła oczy, ale na­dal nie po­tra­fi­ła się zmu­sić, żeby spoj­rzeć na pięć ka­wał­ków pla­sti­ku, któ­re uło­ży­ła na pral­ce w ide­al­nie rów­nym sze­re­gu. Szu­ka­ła po­mo­cy w nie­bio­sach, po­sy­ła­jąc tę­sk­ne spoj­rze­nia w stro­nę błę­kit­ne­go fir­ma­men­tu, ale naj­wy­raź­niej Ten Tam Na Gó­rze miał aku­rat cie­kaw­sze rze­czy do ro­bo­ty, albo po pro­stu nie był tak wszech­moc­ny, jak się wszyst­kim wy­da­wa­ło, i nie mógł do­strzec przez ko­lej­ne war­stwy szkła i be­to­nu jej bła­ga­ją­ce­go o ra­tu­nek spoj­rze­nia. Jo­asia i Ma­ciek miesz­ka­li na czwar­tym pię­trze dzie­się­cio­pię­tro­we­go blo­ku, stąd Ten W Nie­bio­sach mógł mieć utrud­nio­ne za­da­nie.

Ra­tu­nek nie nad­szedł, ale Ma­ciek za­czy­nał nie­śmia­ło do­bi­jać się do drzwi.

– Asiu, czy wszyst­ko w po­rząd­ku?

Wes­tchnę­ła gło­śno. Spoj­rza­ła na pięć uło­żo­nych w rów­nej li­nii ka­wał­ków pla­sti­ku. W su­mie do­li­czy­ła się dzie­się­ciu kre­sek.

Ze­mdla­ła.ROZ­DZIAŁ 2

Cią­ża, na­wet ta pla­no­wa­na co do mo­men­tu, po­tra­fi za­dzi­wić. Czło­wiek po­trze­bu­je na­praw­dę dużo cza­su, żeby po­jąć, że z po­łą­cze­nia nie­wi­docz­ne­go go­łym okiem plem­ni­ka i ja­jecz­ka, bę­dą­ce­go wpraw­dzie naj­więk­szą w ludz­kim or­ga­ni­zmie, dwu­dzie­sto­krot­nie więk­szą od plem­ni­ka ko­mór­ką, ale wciąż roz­mia­rów ziarn­ka pia­sku, może po­wstać… ży­cie. Wpraw­dzie Jo­asia uczy­ła się o tym na bio­lo­gii już w szko­le pod­sta­wo­wej, ale na­dal nie po­tra­fi­ła ob­jąć tego ro­zu­mem.

Była w cią­ży.

Spo­dzie­wa­ła się dziec­ka.

Dziec­ka, za któ­re­go ży­cie bę­dzie cał­ko­wi­cie od­po­wie­dzial­na. A co, je­że­li się po­gu­bi? Je­śli po­dej­mie błęd­ną de­cy­zję, a w kon­se­kwen­cji znisz­czy mu ży­cie? Ro­dzi­ciel­stwo to cał­kiem faj­na spra­wa, pod wa­run­kiem że po­zo­sta­je w sfe­rze ma­rzeń. Pro­szę bar­dzo, weź­my na przy­kład na­szą Jo­asię. Jesz­cze wczo­raj ma­rzy­ła o dziec­ku. Wy­obra­ża­ła so­bie, jak cu­dow­nie bę­dzie bie­gać po mie­ście z cią­żo­wym brzu­chem, su­ge­styw­nie głasz­cząc wy­pu­kłość i tym sa­mym sy­gna­li­zu­jąc ca­łe­mu świa­tu: „Hej, będę mat­ką! Mo­że­cie mi być wdzięcz­ni, że za­dbam o wa­sze przy­szłe eme­ry­tu­ry, spro­wa­dza­jąc na ten świat ko­lej­ne­go oby­wa­te­la, któ­ry za osiem­naś­cie lat z ma­łym ha­kiem za­cznie spon­so­ro­wać wa­szą sta­rość!”. Wy­da­wa­ło jej się, że dziec­ko w fan­ta­stycz­ny spo­sób do­peł­ni jej zwią­zek z Mać­kiem, sca­li ro­dzi­nę bar­dziej niż ja­ki­kol­wiek pa­pie­rek z pod­pi­sem ich dwoj­ga i świad­ków.

Dla­cze­go więc była prze­ra­żo­na, a wi­dok po­zy­tyw­ne­go wy­ni­ku te­stów cią­żo­wych po­zba­wił ją na mo­ment kon­tak­tu z rze­czy­wi­sto­ścią?

Ma­ciek, bo­ha­ter swo­je­go domu i przy­szły oj­ciec, czym prę­dzej po­spie­szył do kuch­ni po nóż i spraw­nym ru­chem roz­pra­wił się z zam­kiem w drzwiach do ła­zien­ki, zu­peł­nie jak­by ro­bił to każ­de­go dnia. Ostroż­nie odło­żył nóż na kosz na pra­nie, żeby nie zra­nić Jo­asi, i na­chy­lił się nad nią. Sie­dzia­ła na pod­ło­dze i dra­pa­ła się po gło­wie, spra­wia­jąc wra­że­nie, jak­by nie do koń­ca ro­zu­mia­ła, co się dzie­je.

– Ale mnie wy­stra­szy­łaś! – wes­tchnął z ulgą. – Usły­sza­łem, jak coś huk­nę­ło. Na­wet nie wiesz, jak się prze­ra­zi­łem! My­śla­łem, że coś ci się sta­ło.

– Chy­ba ze­mdla­łam – oznaj­mi­ła Asia bez­na­mięt­nym to­nem, wpa­tru­jąc się w Mać­ka.

Miał dziw­ne wra­że­nie, że na­wet nie mru­gnę­ła.

– Jak to: ze­mdla­łaś? Źle się czu­jesz? Co się dzie­je? – spa­ni­ko­wał.

Uwa­żał się za opa­no­wa­ne­go czło­wie­ka, ale z na­tu­ry uni­kał tego, cze­go nie ro­zu­miał. Nie mógł jed­nak zo­sta­wić Jo­asi sa­mej, dla­te­go prze­ła­mał swo­ją wro­dzo­ną nie­chęć do no­wych sy­tu­acji, prze­łknął gło­śno śli­nę i oznaj­mił pew­nie:

– W po­rząd­ku, je­dzie­my do szpi­ta­la. To pew­nie nic ta­kie­go, ale my­ślę, że po­win­ni­śmy to spraw­dzić. Nie znam się na tym, ale wy­da­je mi się, że czło­wiek nie tra­ci przy­tom­no­ści ot tak, po pro­stu, dla­te­go le­piej, żeby zo­ba­czył cię le­karz.

Jo­asia za­chi­cho­ta­ła ner­wo­wo.

– Ty nic nie ro­zu­miesz! Ja je­stem w cią­ży – po­wie­dzia­ła, ale za­brzmia­ło to na tyle dziw­nie, że szyb­ko do­da­ła: – To zna­czy tak wy­ni­ka z tych ka­wał­ków pla­sti­ku. – Wska­za­ła na te­sty cią­żo­we, na­dal le­żą­ce na pral­ce w rów­nym rząd­ku.

Ma­ciek na zmia­nę to bladł, to od­zy­ski­wał ko­lo­ry. Gdy­by Asia sama nie była aż tak prze­ra­żo­na, z pew­no­ścią za­żar­to­wa­ła­by, że przy­bie­ra bar­wy na­ro­do­we, ale w tam­tej chwi­li dow­cip­ko­wa­nie było ostat­nim, na co mia­ła ocho­tę.

– Je­steś pew­na? – wy­du­kał w koń­cu Ma­ciek. – Uda­ło nam się? – za­py­tał ta­kim to­nem, że Jo­asia wraz ze swo­imi ja­jecz­ka­mi mia­ła ocho­tę się ob­ra­zić.

– No, na to wy­glą­da… – wy­mam­ro­ta­ła, po­pra­wia­jąc so­bie wło­sy.

Cią­ża cią­żą, ale mu­sia­ła ja­koś się pre­zen­to­wać!

Po­wo­li wra­ca­ła do peł­ni sił umy­sło­wych. Za­czę­ła się pod­no­sić z po­zy­cji sie­dzą­cej, pod­czas gdy Ma­ciek na­dal klę­czał na pod­ło­dze i wpa­try­wał się w nią z głup­ko­wa­tym wy­ra­zem twa­rzy. Nic dziw­ne­go, do­wie­dział się o cią­ży kil­ka mi­nut po niej, dla­te­go po­trze­bo­wał te­raz nie­co wię­cej cza­su na prze­two­rze­nie tej in­for­ma­cji.

– To… wspa­nia­le! – wy­dał zdu­szo­ny okrzyk. – Asiu, bę­dzie­my mie­li dziec­ko! Bę­dzie­my mie­li dziec­ko!

Po­rwał ją w ra­mio­na i za­czął ca­ło­wać, ści­skać, obej­mo­wać, i co tyl­ko było moż­li­we. Kie­dy tak tar­mo­sił Asię bez li­to­ści, wy­bu­chła gło­śnym pła­czem, któ­ry ci­snął się jej do ust, a może ra­czej do oczu, od mo­men­tu, kie­dy zer­k­nę­ła na te­sty. Ma­ciek po­my­ślał, że pła­cze ze wzru­sze­nia, ale moc­no się po­my­lił.

Jo­asia łka­ła z prze­ra­że­nia.

My­śla­ła o naj­dziw­niej­szych uczu­ciach, ja­kich do­świad­czy­ła. Ot, choć­by wte­dy, kie­dy zo­sta­ła za­bra­na do domu dziec­ka, albo póź­niej, gdy do­wie­dzia­ła się o śmier­ci mat­ki. Po­dob­nie czu­ła się też, kie­dy jej trzy­let­ni, bar­dzo mę­czą­cy emo­cjo­nal­nie zwią­zek za­koń­czył się zdra­dą part­ne­ra. I to z kim? Ze zna­jo­mą mat­ki, któ­ra aku­rat uczest­ni­czy­ła w po­pi­ja­wie. Tak, tak, pa­to­lo­gia. Jo­asia do­ra­sta­ła w moc­no tok­sycz­nym śro­do­wi­sku, więc ta­kie spra­wy jej nie dzi­wi­ły. Przy­naj­mniej nie aż tak bar­dzo.

Wszyst­ko, co prze­ży­ła, nie mo­gło się jed­nak rów­nać z oce­anem emo­cji, któ­re za­la­ły ją mo­men­cie, gdy oka­za­ło się, że jest w cią­ży. W ża­den spo­sób nie była na to przy­go­to­wa­na. Ow­szem, gdzieś na dnie tli­ło się szczę­ście, ale była zbyt przy­tło­czo­na nad­mia­rem ne­ga­tyw­nych uczuć, aby je w so­bie od­kryć.

– Bę­dziesz naj­lep­szą mat­ką na świe­cie – wy­szep­tał jej pro­sto do ucha wzru­szo­ny Ma­ciek.

Bar­dzo chcia­ła w to wie­rzyć. Ni­cze­go nie pra­gnę­ła tak moc­no, a jed­nak strach przed upad­kiem nie po­zwo­lił jej roz­wi­nąć skrzy­deł. Ma­rzy­ła o tym, że pew­ne­go dnia jej syn czy cór­ka w wy­pra­co­wa­niu na te­mat „Kto jest two­im naj­więk­szym au­to­ry­te­tem?” opi­sze wła­śnie ją, swo­ją mat­kę, ale wie­dzia­ła, jak ła­two moż­na się po­gu­bić w tej trud­nej roli. Od te­raz mu­sia­ła być od­po­wie­dzial­na za cu­dze ży­cie i wca­le nie po­do­ba­ła jej się ta myśl.

Ma­ciek po­dał jej rękę i obo­je wsta­li z pod­ło­gi. Póź­niej, kie­dy pierw­sze emo­cje już opa­dły, wcho­dząc do ła­zien­ki, Jo­asia przy­po­mi­na­ła so­bie te chwi­le. Mimo że po­czę­li dziec­ko dwa, może trzy ty­go­dnie wcze­śniej, w ich my­ślach za­czę­ło ono żyć wła­śnie tego dnia. Wcześ­niej było ono by­tem nie­oczy­wi­stym. Na­gle na­bra­ło kształ­tów, mimo że na tym eta­pie za­pew­ne przy­po­mi­na­ło bar­dziej ziar­no fa­so­li niż czło­wie­ka. Jed­nak było, ist­nia­ło i z dnia na dzień co­raz czę­ściej da­wa­ło o so­bie znać.

Jo­asia za­wsze trak­to­wa­ła ko­bie­ty w cią­ży jako nad­lu­dzi; jak ko­goś wię­cej niż ko­bie­tę, męż­czy­znę czy dziec­ko, i kie­dy sama już była w bło­go­sła­wio­nym sta­nie, utwier­dzi­ła się w prze­ko­na­niu, że nie my­li­ła się ani tro­chę. Po­wie­dzieć, że wszyst­ko się zmie­ni­ło, to jak nie po­wie­dzieć nic. Po­cząt­ko­wy szok wy­wo­ła­ny wia­do­mo­ścią o cią­ży jesz­cze nie mi­nął, kie­dy w ser­cu przy­szłej mat­ki zro­dzi­ła się pierw­sza po­tęż­na wąt­pli­wość. Na wi­zy­tę do gi­ne­ko­lo­ga szła więc z du­szą na ra­mie­niu.

Wia­do­mo. Wiek.

Po­sił­ku­jąc się po­rad­ni­ka­mi i in­for­ma­cja­mi z sie­ci, wie­dzia­ła prze­cież, że po trzy­dzie­stym pią­tym roku ży­cia dra­stycz­nie ma­le­je nie tyl­ko licz­ba ja­je­czek, ale też ich ja­kość. I zno­wu te sta­ty­sty­ki. Dla­cze­go, no dla­cze­go zde­cy­do­wa­nie bli­żej było jej do czter­dziest­ki niż do trzy­dziest­ki? Za­kli­na­ła ze­gar, ale jego wska­zów­ki w ża­den spo­sób nie chcia­ły zmie­nić bie­gu.

Ma­ciek nie­mal na­tych­miast po wy­ko­na­niu te­stu, a wła­ści­wie te­stów, chciał ob­wie­ścić świa­tu ra­do­sną no­wi­nę, ale Jo­asia ubła­ga­ła go, żeby tego nie ro­bił. Jesz­cze nie. Po­trze­bo­wa­ła tro­chę cza­su, żeby oswo­ić się z my­ślą, że zo­sta­nie mat­ką. Do­pie­ro wte­dy mo­gła po­in­for­mo­wać Re­na­tę i przy­ja­ciół. Ona żad­nej ro­dzi­ny nie mia­ła, on z ko­lei miał tyl­ko mamę. To zna­czą­co skra­ca­ło li­stę osób do po­wia­do­mie­nia, ale Asia i tak wo­la­ła po­cze­kać. Chcia­ła po­być sama z Mać­kiem. I z go­ni­twą my­śli. Do­szło do tego, że za­czę­ła uwa­żać się za ego­ist­kę. Za­cho­dzić w pierw­szą cią­żę w wie­ku trzy­dzie­stu ośmiu lat! Była sła­ba i bała się o zdro­wie dziec­ka. A nade wszyst­ko oba­wia­ła się tego, że zu­peł­nie nie­świa­do­mie je skrzyw­dzi.

Nie­ste­ty, nie tra­fi­ła na spe­cja­li­stę, któ­ry za­ra­żał­by spo­ko­jem i prze­ko­na­niem, że bę­dzie do­brze, nie za­ra­żał w za­sa­dzie żad­ny­mi emo­cja­mi, bo w ogó­le nie­wie­le mó­wił. Ko­le­żan­ka z pra­cy po­le­ci­ła jej wła­śnie tego po­łoż­ni­ka, su­ge­ru­jąc, że jest naj­lep­szy w swo­im fa­chu.

– Jest, hm, spe­cy­ficz­ny, ale zna się na rze­czy – pod­su­mo­wa­ła.

Asia już na pierw­szej wi­zy­cie zro­zu­mia­ła, co mia­ła na my­śli Mar­ta, mó­wiąc, że dok­tor To­ma­szew­ski jest „spe­cy­ficz­ny”. Kie­dy Jo­asia usia­dła na­prze­ciw le­ka­rza i ner­wo­wo za­ci­snę­ła pal­ce na to­reb­ce, na­wet się nie ode­zwał. Wbił w nią tyl­ko py­ta­ją­ce spoj­rze­nie i cze­kał, aż ona za­cznie mó­wić.

– Yyy, przy­szłam do pana, żeby po­twier­dził pan cią­żę i ewen­tu­al­nie ją po­pro­wa­dził. – Asia za­czę­ła z ner­wów dra­pać się po dło­ni. Ten nie­zno­śny na­wyk w prze­szłoś­ci do­pro­wa­dził do po­wsta­nia trud­no go­ją­cej się rany, a na­stęp­nie do jej za­ka­że­nia. Od tam­tej pory pró­bo­wa­ła tego uni­kać, ale daw­ne przy­zwy­cza­je­nie cza­sem bra­ło górę. – Ostat­nią mie­siącz­kę mia­łam dwu­dzie­ste­go trze­cie­go wrze­śnia, zro­bi­łam kil­ka te­stów cią­żo­wych, wszyst­kie po­zy­tyw­ne. In­nych ob­ja­wów brak – wy­re­cy­to­wa­ła, wpa­tru­jąc się w le­ka­rza z wy­cze­ki­wa­niem, ale on tyl­ko ski­nął gło­wą.

Za­pa­dła ci­sza. Dok­tor po­ru­szał mysz­ką od kom­pu­te­ra, aby uru­cho­mić sys­tem.

– Pani na­zwi­sko?

– Me­te­ra. Jo­an­na Me­te­ra. – Jo­asia za­ci­snę­ła dło­nie w pię­ści, żeby się nie dra­pać. – Re­cep­cjo­nist­ka wpro­wa­dzi­ła wszyst­kie moje dane.

Le­karz ode­rwał wzrok od kom­pu­te­ra i ge­stem wska­zał Asi fo­tel gi­ne­ko­lo­gicz­ny. Po ba­da­niu za­pro­sił ją na le­żan­kę, przy któ­rej stał apa­rat ul­tra­so­no­gra­ficz­ny. Ci­sza pa­nu­ją­ca w ga­bi­ne­cie była nie do znie­sie­nia, dla­te­go Jo­asia drżą­cym gło­sem za­py­ta­ła, czy wszyst­ko jest w po­rząd­ku.

– Sko­ro nic nie mó­wię, to zna­czy, że nie mam za­strze­żeń. – Dok­tor wzru­szył ra­mio­na­mi. Już wcze­śniej Asia do­strze­gła na jego pal­cu ser­decz­nym ob­rącz­kę i po­myś­lała, że współ­czu­je jego żo­nie. Sama ra­czej nie wy­trzy­ma­ła­by z tak ma­ło­mów­nym czło­wie­kiem. A może był taki tyl­ko wo­bec pa­cjen­tek?

W koń­cu le­karz mruk­nął do Asi, że może się ubrać, i wró­cił do biur­ka. Po chwi­li Jo­asia usia­dła po dru­giej stro­nie. Tym ra­zem to ona wpa­try­wa­ła się w nie­go ze znie­cier­pli­wie­niem.

– Ma­ci­ca jest roz­pulch­nio­na, ale na USG jesz­cze nic nie wi­dać, za wcze­śnie. Zro­bi pani ba­da­nia i wró­ci do mnie za dwa ty­go­dnie. – Za­pi­sał nie­wiel­ką kart­kę drob­ny­mi li­te­ra­mi i po­dał ją Jo­an­nie.

– Ale… czy ja je­stem w cią­ży? – do­py­ty­wa­ła się Jo­asia. W koń­cu przy­szła tu po to, żeby po­twier­dzić swój od­mien­ny stan!

– No, tak – od­po­wie­dział le­karz. Spra­wiał wra­że­nie, jak­by nie ro­zu­miał za­da­ne­go przez pa­cjent­kę py­ta­nia. – Od razu dam pani skie­ro­wa­nie na ba­da­nia pre­na­tal­ne, za­dzwo­ni so­bie pani i za­re­zer­wu­je ter­min w oko­li­cach… – zmarsz­czył brwi i spoj­rzał na ka­len­darz – no, pod ko­niec roku.

Jo­an­na gło­śno prze­łknę­ła śli­nę.

– Ach, tak – mruk­nę­ła tyl­ko.

– Sama pani ro­zu­mie: wiek, ry­zy­ko. Stan­dar­do­wa pro­ce­du­ra. – To­ma­szew­ski po­ru­szył ręką w bli­żej nie­spre­cy­zo­wa­nym ge­ście i do­dał szyb­ko: – Pro­szę się nie za­mar­twiać. Mia­łem pa­cjent­ki star­sze od pani o co naj­mniej kil­ka lat i uro­dzi­ły zdro­we, sil­ne dzie­ci.

Jo­an­na wra­ca­ła do domu au­to­bu­sem i przez cały czas roz­pa­mię­ty­wa­ła sło­wa le­ka­rza. Mo­gła mieć tyl­ko na­dzie­ję, że dziec­ko bę­dzie zdro­we… Wiek. Ry­zy­ko. Stan­dar­do­wa pro­ce­du­ra. Tro­chę uspo­ko­ił ją tą ostat­nią uwa­gą, ale i tak się bała. Do­bry Boże, czy od te­raz jej ży­cie bę­dzie jed­nym wiel­kim lę­kiem i nie­wia­do­mą?

Wró­ci­ła do pu­ste­go miesz­ka­nia – Ma­ciek oczy­wi­ście był jesz­cze w pra­cy, cho­ciaż za okna­mi za­czy­na­ło już zmierz­chać. Po­trze­bo­wa­ła brat­niej du­szy, więc za­dzwo­ni­ła do przy­ja­ciół­ki.

Ha­nia była u niej po trzy­dzie­stu mi­nu­tach.

– Do­brze, że za­dzwo­ni­łaś – uśmiech­nę­ła się, ścią­ga­jąc kurt­kę. – Też sie­dzia­łam sama w domu. An­drzej dzwo­nił, że bę­dzie dziś póź­no, Da­ria wy­szła z ko­le­żan­ką, dla­te­go spa­dłaś mi z nie­ba!

Jo­asia wzię­ła od przy­ja­ciół­ki kurt­kę, po­wie­si­ła ją na wie­sza­ku i za­chę­ci­ła Ha­nię, aby się roz­go­ści­ła. Z grzecz­no­ści za­pro­po­no­wa­ła jej coś do pi­cia, ale ta tyl­ko mach­nę­ła ręką, su­ge­ru­jąc, że to nie­po­trzeb­ne.

– Mu­szę ci coś po­wie­dzieć – wy­pa­li­ła Jo­asia. – Ale jak po­wiesz Re­na­cie, to wła­sno­ręcz­nie cię udu­szę! Nie chcę, żeby do­wie­dzia­ła się od cie­bie przy­pad­kiem. Chce­my z Mać­kiem po­in­for­mo­wać ją oso­biś­cie…

Ką­ci­ki ust Hani nie­znacz­nie drgnę­ły. Chy­ba już wie­dzia­ła, co przy­ja­ciół­ka chce jej prze­ka­zać!

– Tak? – za­chę­ci­ła ją do zwie­rzeń.

– Je­stem w cią­ży – oznaj­mi­ła Asia i wy­pu­ści­ła z sie­bie gło­śno po­wie­trze.

– Tak my­śla­łam! – Ha­nia kla­snę­ła w dło­nie i po­de­rwa­ła się z fo­te­la, aby uści­skać Jo­asię. Była dla niej jak ro­dzo­na sio­stra, któ­rej ni­g­dy nie mia­ła, a przy­naj­mniej nic jej na ten te­mat nie było wia­do­mo.

Obie do­ra­sta­ły w domu dziec­ka, z tą róż­ni­cą, że mat­ka Hani po­rzu­ci­ła ją od razu po po­ro­dzie, więc nie zna­ła swo­jej ro­dzi­ny. Wpraw­dzie przed ro­kiem od­szu­ka­ła ko­bie­tę, któ­ra ją uro­dzi­ła, ale nie zde­cy­do­wa­ła się na pró­bę od­bu­do­wy re­la­cji. Nie po tym, co zo­ba­czy­ła.

– Na­wet nie wiesz, jak się cie­szę! – po­wie­dzia­ła, ści­ska­jąc przy­ja­ciół­kę. – Cza­sa­mi już się ba­łam, że ni­g­dy nie uło­żysz so­bie ży­cia, ale w koń­cu nad­szedł dzień, kie­dy mogę ode­tchnąć z ulgą i prze­stać się o cie­bie mar­twić. Mi­sja ukoń­czo­na!

– Dzię­ki – bąk­nę­ła Jo­asia, a Ha­nia, zbyt za­ofe­ro­wa­na cią­żą przy­ja­ciół­ki, nie za­uwa­ży­ła, że Asia jest dziw­nie mar­kot­na.

– A jak za­re­ago­wał Ma­ciek? Bar­dzo się cie­szy, praw­da? – kon­ty­nu­owa­ła Ha­nia. – Ale Re­na­ta bę­dzie szczę­śli­wa! Mu­si­cie jej jak naj­szyb­ciej po­wie­dzieć, bo oba­wiam się, że nie będę po­tra­fi­ła zbyt dłu­go utrzy­mać ję­zy­ka za zę­ba­mi.

Uwa­ga Hani nie była po­zba­wio­na sen­su. Mia­ła re­gu­lar­ny kon­takt z mat­ką Mać­ka, z któ­rą miesz­ka­ła po są­siedz­ku. Naj­dziw­niej­sze w tej re­la­cji było to, że ko­bie­ty miesz­ka­ły obok sie­bie przez wie­le lat, mi­ja­ły się obo­jęt­nie na uli­cy i rzu­ca­ły tyl­ko pod no­sem „dzień do­bry”, a przy­pa­dek spra­wił, że rok temu zbli­ży­ły się do sie­bie. Jo­asia spo­ty­ka­ła się wów­czas z Jur­kiem i wią­za­ła z nim jak naj­bar­dziej po­waż­ne pla­ny, cho­ciaż Ha­nia od po­cząt­ku wie­dzia­ła, co się świę­ci, i bły­ska­wicz­nie, na­wet go nie zna­jąc, wy­czu­wa­ła, że to ko­lej­na po­mył­ka przy­ja­ciół­ki. Nie mu­sia­ła go po­zna­wać. Wy­star­czy­ło, że Jo­asia przed­sta­wia­ła jej swo­ich po­przed­nich part­ne­rów. Ha­nia wie­lo­krot­nie pró­bo­wa­ła wpły­nąć na ko­le­żan­kę, ale Asia tłu­ma­czy­ła się, że ina­czej nie po­tra­fi. Że prze­cież nie robi tego spe­cjal­nie – nie wy­bie­ra­ła trud­nych męż­czyzn dla wła­snej przy­jem­no­ści, nie była prze­cież ma­so­chist­ką. A jed­nak Ha­nia wie­dzia­ła, że ko­lej­ne tok­sycz­ne związ­ki Jo­an­ny nie są dzie­łem przy­pad­ku. Asia mia­ła po pro­stu zbyt ni­skie po­czu­cie wła­snej war­to­ści, a ona sama coś na ten te­mat wie­dzia­ła… Mu­sia­ło mi­nąć wie­le lat, żeby w koń­cu od­wa­ży­ła się za­wal­czyć o sie­bie w mał­żeń­stwie.

Wy­da­rze­nia po­to­czy­ły się la­wi­no­wo. Ha­nia zbli­ży­ła się do Re­na­ty, w mię­dzy­cza­sie Jo­asia osta­tecz­nie roz­sta­ła się z Jur­kiem, a na­rze­czo­na Mać­ka, syna Re­na­ty, za­szła w cią­żę z in­nym męż­czy­zną. Przy­pa­dek zrzą­dził, że tych dwo­je zna­la­zło się w domu Hani w tym sa­mym cza­sie. Wpraw­dzie Asia była umó­wio­na z przy­ja­ciół­ką, a w tym sa­mym cza­sie Ha­nia za­pro­si­ła Re­na­tę, żeby dwie bli­skie jej ko­bie­ty mo­gły się w koń­cu po­znać, ale Mać­ka nikt się wów­czas nie spo­dzie­wał. Za­je­chał aku­rat do mat­ki, bo po­trze­bo­wał coś wziąć z piw­ni­cy, a że Re­na­ty nie było w domu, za­dzwo­nił do niej, żeby za­py­tać, gdzie jest. Przy­szedł do domu Hani, żeby wziąć od mat­ki klu­cze i… sta­ło się.

– Oczy­wi­ście, że nie­dłu­go jej o wszyst­kim po­wie­my, w koń­cu zo­sta­nie bab­cią – głos Asi ścią­gnął Ha­nię z po­wro­tem na zie­mię. – Mogę cię o coś za­py­tać?

Ha­nia wy­wró­ci­ła za­baw­nie ocza­mi.

– My­śla­łam, że po tylu la­tach przy­jaź­ni na­wet nie mu­sisz ro­bić ta­kich wstę­pów!

– Jak ty za­re­ago­wa­łaś, kie­dy do­wie­dzia­łaś się, że no wiesz… jak za­re­ago­wa­łaś, kie­dy zo­rien­to­wa­łaś się, że je­steś w cią­ży?

Ha­nia się za­wa­ha­ła.

– Wiesz, że nam jest trud­niej niż ko­bie­tom, któ­re wy­cho­wa­ły się w ko­cha­ją­cych ro­dzi­nach, mia­ły nor­mal­ne domy – przy­zna­ła ze smut­kiem. – Nie po­zwól, żeby te złe wspo­mnie­nia ze­psu­ły ci ra­dość z ma­cie­rzyń­stwa. Ja na przy­kład ba­łam się, że nie będę po­tra­fi­ła od­na­leźć w so­bie mi­ło­ści do dziec­ka. Po­ja­wia­ły się my­śli, że sko­ro moja mat­ka mnie nie chcia­ła, pew­nie je­stem taka sama jak ona.

Jo­asia drgnę­ła.

– Ja pa­nicz­nie boję się o zdro­wie dziec­ka – ode­zwa­ła się za­chryp­nię­tym gło­sem. – Nie mam już dwu­dzie­stu lat, w moim wie­ku cią­ża wią­że się z pew­nym ry­zy­kiem i na­cho­dzą mnie cza­sem ta­kie my­śli, że je­stem… ego­ist­ką – ostat­nie sło­wo wy­po­wie­dzia­ła szep­tem.

– Nic mą­dre­go ci nie do­ra­dzę, ale chy­ba zda­jesz so­bie spra­wę z tego, że w cią­żę za­cho­dzą ko­bie­ty o wie­le star­sze od cie­bie? Trzy­dzie­ści osiem lat w dzi­siej­szych cza­sach to wca­le nie jest póź­ny wiek na ma­cie­rzyń­stwo, nie wiem, co ty w ogó­le so­bie ubz­du­ra­łaś – obu­rzy­ła się Ha­nia.

– Cóż, na­wet le­karz po­wie­dział, że po­win­nam zro­bić ba­da­nia pre­na­tal­ne, bo mam już swo­je lata – Jo­asia wzru­szy­ła ra­mio­na­mi. – Więc chy­ba coś w tym jest…

Ha­nia wy­wró­ci­ła nie­cier­pli­wie ocza­mi.

– Po­dejdź do tych ba­dań jak do for­mal­no­ści, nie za­drę­czaj się, bo w ten spo­sób mo­żesz za­szko­dzić dziec­ku. Po­dej­rze­wam, że stres może być dla nie­go bar­dziej ob­cią­ża­ją­cy niż twój wiek… – za­wa­ha­ła się, po czym uśmiech­nę­ła się sze­ro­ko i aż pod­sko­czy­ła z ra­do­ści. – Aaa! Asia jest w cią­ży! Nie mogę w to uwie­rzyć!

Jo­asia nie po­tra­fi­ła się po­wstrzy­mać. Za­śmia­ła się pod no­sem.

– Wa­riat­ka!

Ha­nia może nie roz­wia­ła wszyst­kich jej wąt­pli­wo­ści, jed­nak szcze­ra roz­mo­wa po­mo­gła Jo­asi upo­rać się ze swo­imi my­śla­mi. Po­sta­no­wi­ła, że prze­sta­nie za­mę­czać się rze­cza­mi, na któ­re i tak nie ma wpły­wu, i po pro­stu za­cznie się cie­szyć od­mien­nym sta­nem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: