Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wszystko, czego nie pamiętam - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
26 kwietnia 2017
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wszystko, czego nie pamiętam - ebook

Wszystko, czego nie pamiętam to wielogłosowa powieść o pamięci i jej niedoskonałości, o miłości i przyjaźni.

Młody mężczyzna o imieniu Samuel ginie w wypadku samochodowym. Jak to się stało? I dlaczego? Anonimowy autor stara się odtworzyć ostatni dzień życia Samuela. Z rozmów z przyjaciółmi, rodziną i sąsiadami wyłania się jego portret – ale komu możemy wierzyć? I co kryje się za tym, czego nie pamiętamy?

Jonas Hassen Khemiri napisał niezwykłą powieść o miłości, o naszych szaleńczo szybkich czasach i o cenie, jaką płacimy za to, by móc ze sobą żyć.

Jonas Hassen Khemiri, ur. 1978 w Sztokholmie (matka Szwedka, ojciec Tunezyjczyk), jest jednym z najbardziej uznanych i poczytnych młodych szwedzkich pisarzy i dramaturgów. Jego dwie wcześniejsze powieści zostały przetłumaczone na kilkanaście języków, a jego debiutancka sztuka Invasion! była wystawiana w USA, gdzie przyznano jej nagrodę Obie Award za najlepszy scenariusz. Khemiri był nominowany do szwedzkiej Augustpriset za powieść Montecore, otrzymał nagrodę za najlepszy debiut przyznawaną przez dziennik „Borås Tidning”, nagrodę Szwedzkiego Radia za najlepszą powieść roku, Aniarapriset oraz nagrodę imienia P.P. Enquista dla młodych pisarzy. W 2015 roku otrzymał nagrodę literacką Augustpriset za powieść Wszystko, czego nie pamiętam. Jego sztuka Pięć razy Bóg była publikowana w „Dialogu”.

Kategoria: Literatura piękna
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8015-417-9
Rozmiar pliku: 967 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

dom

Sąsiad wystawia głowę zza żywopłotu i pyta, kim jestem i co tu robię.

* * *

Witaj. Usiądź. Odpręż się. Zapewniam, że nie masz się czego obawiać. Wystarczy wcisnąć alarm, a zjawią się w ciągu trzydziestu sekund.

* * *

Sąsiad przeprasza, tłumaczy, że po tym, co się wydarzyło, to chyba zrozumiałe, że ludzie są bardziej podejrzliwi wobec tych, których nie znają.

* * *

Miałem bardzo konkretny obraz tego, jak takie miejsce wygląda. Jakbym oglądał je na filmie. Grube stalowe kraty, obrzydliwe toalety gdzieś w kącie, piętrowe łóżka i parujące kabiny prysznicowe, w których trzeba uważać, żeby nie upuścić mydła. Myślałem, że w takim miejscu trzeba chodzić z żyletką w ustach dwadzieścia cztery na siedem i cały czas być czujnym. Ale sam widzisz. To przypomina raczej jakieś schronisko. Ludzie są mili. Toalety czyste. Jest nawet warsztat, gdzie można robić różne rzeczy z drewna. Miałem szczęście, że tu trafiłem.

* * *

Sąsiad zaprasza na kawę, ruszamy razem zboczem wzgórza. Zamyka drzwi do gabinetu i nastawia ekspres w kuchni. Taka tragedia, mówi i kręci głową. To straszne. To, co się stało.

* * *

Dwa miesiące i trzy dni do końca. Jestem spokojny. Staram się o tym nie myśleć. Jest w porządku. No dobrze, przyznaję, to kawał czasu. Ale przynajmniej nie muszę się martwić, jak zapłacę czynsz. Co chcesz wiedzieć? Mam zacząć od tego, jak poznałem Samuela? Chcesz długą czy krótką wersją? Wybieraj. Mam czas.

* * *

Sąsiad stawia na stole małe białe filiżanki, kładzie na talerzu herbatniki z marmoladą. Z kim już rozmawiałeś? – pyta. Ludzie w okolicy plotkują. Niektórzy twierdzą, że Samuel był przygnębiony, że od dawna to planował. Inni, że to był wypadek. Niektórzy obwiniają o wszystko tę dziewczynę, z którą był. Jak ona ma na imię? Laida? Saida? Właśnie, Laide. Jeszcze inni twierdzą, że to wina tego przerośniętego kumpla Samuela, tego, który siedzi w więzieniu. Podobno za pieniądze był w stanie zrobić wszystko.

* * *

Pierwszy raz spotkaliśmy się w lutym dwa tysiące dziewiątego roku. Wybrałem się z Hamzą na miasto. Ktoś mu powiedział, że w Liljeholmen jest jakaś prywatna impreza. Pojechaliśmy tam, zadzwoniliśmy do drzwi i zanim dziewczyna, która nam otworzyła, zdążyła je zamknąć, Hamza zablokował je nogą i zaczął gadkę o tym, że zna tu kogoś, a w ogóle to przyjechaliśmy oblać jej nowe mieszkanie. W końcu wpuściła nas do środka.

* * *

Sąsiad nalewa kawę do filiżanek, podsuwa mi talerz z ciasteczkami i mówi, że nie znał Samuela jakoś szczególnie dobrze. Co innego jego babcię. Babcię znałem, mówi. Jeśli dwadzieścia lat mieszka się po sąsiedzku, to poznaje się ludzi. To nie do uniknięcia. Mówiliśmy sobie dzień dobry, kiedy spotykaliśmy się przy skrzynkach na listy. Pytaliśmy, co słychać, rozmawialiśmy o pogodzie. Kiedyś rozmawialiśmy dłużej, o tym, czy warto zainwestować w naturalne źródła ciepła. Była dobrą kobietą. Szczerą i prostą, upartą i silną. Naprawdę przykro, że to się tak skończyło.

* * *

Wszedłem z Hamzą do luksusowego apartamentu. Chodziliśmy od pokoju do pokoju, skinieniem głowy witaliśmy się z ludźmi, którzy zamiast odpowiedzieć, wpatrywali się w parkiet. Zastanawiałem się, o co chodzi, bo ludzie nie wyglądali na takich, którzy robiliby interesy z Hamzą. Faceci byli w garniturach, laski w czółenkach, lodówka miała cyfrowy wyświetlacz i funkcję robienia lodu. Sądziłem, że wszystko odbędzie się szybko: Hamza znajdzie właściwą osobę, zrobi to, co ma zrobić, a ja będę stać w pobliżu, żeby w razie czego zasygnalizować, że sytuacja się zmieniła i nie czas na rozmowy.

* * *

Sąsiad wypija łyk kawy, odwraca głowę i patrzy w sufit. Przełyka. Kiedy po raz ostatni widziałem Samuela? Kiedy przyszedł po samochód. Pamiętam, jakby to było wczoraj. Był czwartkowy poranek, w nocy padało, ale nad ranem przestało. Siedziałem i słuchałem radia, kiedy zobaczyłem, że ktoś krąży przy skrzynkach na listy. Wstałem i podszedłem do okna, żeby lepiej widzieć.

* * *

W salonie grała muzyka. Ludzie tańczyli, grzecznie jak manekiny. Uśmiechali się jak ludziki lego. Gdzieś wśród nich był Samuel. W pierwszej chwili pomyślałem, że facet dostał ataku padaczki. Wibrował w takt cichej muzyki, po czym zgiął nogi w kolanach i zaczął podskakiwać jak gitarzysta. A potem zaczął rzucać głową na boki, niczym dzwon kościelny. Do północy zostały jeszcze dwie godziny, Samuel tańczył, jakby właśnie leciała ostatnia ukośnik najlepsza płyta świata.

* * *

Sąsiad wstaje i podchodzi do okna. Tu właśnie stałem. Dokładnie w tym miejscu. Była za dwadzieścia dziewiąta. Spoglądałem na skrzynki na listy. W ręku trzymałem komórkę. Mam taki specjalny numer, pod który w każdej chwili mogę zadzwonić, gdybym zobaczył kogoś obcego. Ale po chwili zobaczyłem, że to Samuel. Szedł pod górę. W jednym ręku trzymał miejscową gazetę i jakieś broszurki reklamowe. Miał rozpięty płaszcz, pod nim marynarkę i koszulę. Szedł powoli, ze spuszczoną głową, patrzył w ziemię.

* * *

Hamza krążył po mieszkaniu. A ja z nim. Znaleźliśmy właściwą osobę, odbyliśmy krótką rozmowę, wszystko poszło szybko i gładko. Kiedy skończyliśmy, postanowił ugasić pragnienie. Ruszyliśmy w stronę kuchni. Hamza przygotował dwa drinki dla siebie i jeden dla mnie. Wypił pierwszą szklankę jednym haustem i otrząsnął się jak postaci na filmach rysunkowych. Potem staliśmy w milczeniu. Nikt z nami nie rozmawiał, my też się do nikogo nie odzywaliśmy. Od czasu do czasu do kuchni wpadała gospodyni, żeby sprawdzić, czy czegoś nie kradniemy.

* * *

Sąsiad wskazuje coś krogulczym palcem. Widzisz tamtą brzozę? Tam się zatrzymał. Patrzy na spalone korony drzew i zgliszcza domu. Pamiętam, że pomyślałem, że wygląda bladziej niż zwykle. Uniósł rękę, uderzył się lekko w policzek, jakby chciał się obudzić, a może pocieszyć.

* * *

Po kilku minutach do kuchni wszedł Samuel z dziewczyną z delikatnym meszkiem nad wargą. Miał pod pachami plamy potu, laska narzuciła na siebie czerwony koc, bez otworów na ręce. Mówiła coś o planach na wieczór. W Resien był jakiś klub i jakiś DJ zapisał ich na listę do Grodan, a potem ktoś, jakiś napalony Karro, urządzał przyjęcie w Midsommarkransen. Samuel pokiwał głową i napełnił szklankę. Pomyślałem, że ma mięśnie jak strzała łuku. Hamza poszedł do łazienki, ja zostałem. Sytuacja sprzyjała kontaktom. Można było wyciągnąć rękę i się przedstawić, jak ludzie zwykle robią na imprezach. Co słychać, mogłem powiedzieć. Co nowego? Skąd znacie laskę, która wydaje przyjęcie? Wiesz może, który DJ gra w Reisen? Masz adres Karro? Ale ja się nawet nie odezwałem. Stałem i denerwowałem się, że powinienem coś powiedzieć. Bo wtedy nie przywykłem jeszcze do słuchania swojego głosu. Teraz to co innego.

* * *

Sąsiad siada i dolewa kawy. Minął kwadrans. Samuel wyszedł z domu z foliową torbą w ręku, tak pełną, że bałem się, że zaraz się urwie. Wrzucił ją na tylne siedzenie i już miał zająć miejsce za kierownicą, kiedy zobaczył mnie. Uniósł rękę i pomachał.

* * *

Kumpel Samuela wyszedł na papierosa. Samuel chodził po kuchni, otwierał i zamykał szuflady.

– Nie wiesz, gdzie są noże? – spytał.

Wskazałem na stojak na noże.

– Dzięki.

Wziął z półmiska arbuza, przekroił go na pół i spytał, czy chcę kawałek. Skinąłem głową. Potem przeszedł się po kuchni, częstując wszystkich kawałkami arbuza.

– Superimpreza – oświadczył, kiedy wrócił.

Skinąłem głową.

– Ruszamy dalej?

Wzruszyłem ramionami.

– Chcesz spróbować czegoś fajnego? Masz, włóż tu rękę.

Trzymał przed sobą przekrojonego na pół arbuza. Zacząłem się zastanawiać, czy wszystko z nim w porządku.

– No, śmiało. Zrób to.

– Dlaczego?

– Będziesz to długo pamiętać.

Nie bardzo wiedząc dlaczego, wyciągnąłem rękę i włożyłem w arbuza.

– I jak? Dziwne uczucie, no nie? Ale fajne. Teraz moja kolej.

Nic szczególnego nie czułem. Było mokro. I jakoś delikatnie. Wyjąłem rękę, Samuel włożył swoją. Pozostali przyglądali się nam, jakbyśmy się odlali do zlewu. Samuel zaczął się śmiać. Spytał, czy może ktoś jeszcze ma ochotę spróbować.

– Nie pożałujecie – zachęcał, ale wszyscy pokręcili głowami.

* * *

Sąsiad wzdycha. Stał tam. Obok opla babci. Z ręką uniesioną w geście powitania. Niewiele brakowało, a też byłbym mu pomachał. Ale nagle mój wzrok padł na pokryty sadzą ogród i resztki tego, co kiedyś było strychem domu jego babci, na czarne ślady ognia na dachu mojego garażu. Uświadomiłem sobie, że gdyby wiatr powiał z innej strony, wszystko mogłoby się skończyć naprawdę źle. Odwróciłem głowę. Ale było mi trudno. Musiałem walczyć ze sobą, żeby ręka nie pomachała mu sama z siebie (chwyciłem lewą rękę prawą). Pewne odruchy tkwią w nas tak głęboko, że nie możemy ich powstrzymać. Jeśli robimy coś całe życie, to to w nas zostaje. To tak jak z seksualnością.

* * *

Samuel wytarł rękę i się przedstawił. Nie wiedziałem, co powiedzieć, bo kiedy ruszam na miasto z Hamzą, nigdy nie podaję swojego prawdziwego imienia. Kiedyś przedstawiłem się Örjan. Innym razem Travolta. Pewnego razu, kiedy szukając sióstr bliźniaczek, które pożyczyły ode mnie pieniądze, żeby ratować swój salon fryzjerski, wślizgnęliśmy się na prywatną w imprezę w Jakobsbergu, przedstawiłem się Holabandola. Mogłem wybierać dowolnie, bo jeśli ktoś wygląda tak jak ja, nikt nie ośmieli się zaprotestować. Ale kiedy Samuel mi się przedstawił, podałem prawdziwe imię. No i czekałem na pytania, które zwykle wtedy padały: Co powiedziałeś? Vamdad? Vanbab? Van Damme? Aha, Vandad. Co to za imię? Coś znaczy? Skąd pochodzą twoi rodzice? Przyjechali tu jako imigranci polityczni? Urodziłeś się tutaj? Czujesz się Szwedem? W jakim stopniu? Jadasz wieprzowinę? A właśnie, jak bardzo czujesz się Szwedem? Możecie wrócić do siebie? Byłeś już tam? Jakie to uczucie? Może jest tak, że tu czujesz się obco, ale kiedy jesteś tam, to czujesz się Szwedem? Kiedy ludzie wyczuwali, że nie chcę rozmawiać o swoim pochodzeniu, zaczynali pytać, czy coś trenuję, czy lubię napoje proteinowe albo co sądzę o MMA.

* * *

Sąsiad odsuwa filiżankę i odchrząkuje. Teraz, z perspektywy czasu, myślę sobie, że równie dobrze mogłem mu pomachać. Jakie to by miało znaczenie? Może żadnego. Po prostu dzień zacząłby się dla niego nieco bardziej przyjemnie. Włączając się do ruchu, byłby w lepszym nastroju. Ale przecież nie mogłem wiedzieć, że to był ostatni raz, kiedy się widzieliśmy.

* * *

Samuel był inny. Samuel nie próbował rozmawiać o pochodzeniu ani o treningach. Samuel powiedział po prostu:

– Vandad? Jak ten szach, który walczył z Dżyngis-chanem?

Trudny początek.

Potem przez dziesięć minut opowiadał o Mongołach. Twierdził, że pół procent mężczyzn na świecie ma DNA Dżyngis-chana, bo uprawiał seks z wieloma kobietami/ gwałcił je. Powiedział też, że kraina Dżyngis-chana była największą w historii świata i że Mongołowie uśmiercili około czterdziestu milionów ludzi. Mówił, że skąpych władców osad karali, wlewając im płynne złoto w otwory ciała, aż zaczynało skwierczeć. Nie miałem pojęcia, dlaczego ten chudy osobnik rozmawia ze mną o Mongołach, nie pojmowałem też, dlaczego go słucham. Sposób, w jaki rozmawialiśmy, był jakiś inny. Nie mówiliśmy o pracy, o ważnych adresach czy pochodzeniu. Rozmawialiśmy o broni Mongołów, o technikach walki, lojalności i koniach. Tak było. Mówił głównie on, ja słuchałem. Ale kiedy laska, która wydawała przyjęcie, weszła do kuchni i zobaczyła nas zatopionych w rozmowie, to zaczęła na mnie patrzeć jakby inaczej. Podobało mi się jej spojrzenie.

– Skąd to wszystko wiesz? – spytałem. Pomyślałem, że może jest nauczycielem historii.

– Nie mam pojęcia – powiedział i się roześmiał. – Chyba z jakiejś gry komputerowej. Mam cholernie dobrą pamięć. Pewne rzeczy po prostu mi zostają.

– Niestety większość znika – dodała jego ubrana w czerwony koc koleżanka, która właśnie wróciła z balkonu w chmurze dymu papierosowego.

* * *

Sąsiad zgarnia okruchy z ceraty i mówi, że nie jest taki jak niektórzy w okolicy. Nie jestem uprzedzony do ludzi pochodzących z innych krajów. Nigdy nie rozumiałem, dlaczego ludzie różnych kultur mieliby się izolować. Uwielbiam podróże. Od kiedy przeszedłem na emeryturę, pół roku spędzam za granicą. Indyjskie jedzenie jest znakomite. W dziale rybnym w Konsumie pracuje chłopak z Erytrei, jest przemiły. Nie miałem nic przeciwko temu, że do domu babci Samuela zaczęli się sprowadzać nowi ludzie. Nie obchodziło mnie, że niektóre kobiety miały zasłonięte twarze. Nie podobało mi się natomiast to, że grillują na werandzie i wyrzucają śmieci do mojego pojemnika. Ale to przecież nie miało żadnego związku z ich pochodzeniem.

* * *

Kiedy wrócił Hamza, nastrój w kuchni się zmienił. Ludzie przysunęli swoje drinki bliżej siebie.

– Gotów? – spytałem.

– Pieprzyć pedzi w lesie? – odpowiedział.

– Dlaczego pedzie pieprzą się w lesie? – spytał Samuel.

– Tak się mówi – powiedział Hamza. – Zacznij czytać, to przestaniesz błyszczeć niewiedzą.

Wyszliśmy, Hamza i ja. Język jego ciała mówił mi, że czeka nas długa noc. I miałem rację. Zanim wieczór dobiegł końca, doszło do kilku incydentów. Nie mogę zdradzić jakich, ale wspierałem go, nie zawiodłem. Powiedziałem, że będę z nim od początku do końca – i tak było. Stałem za nim, lojalny jak Mongoł. W drodze do domu postanowiłem odpuścić i spróbować znaleźć inny sposób na zapłacenie czynszu.

* * *

Sąsiad podaje mi rękę i życzy powodzenia. Zamierzam zrekonstruować ostatni dzień życia Samuela. Jeśli miałbym ci coś doradzić, to to, żebyś nie komplikował sprawy. Opowiedz po prostu, co się stało. Czytałem fragmenty twoich książek i mam wrażenie, że czasem niepotrzebnie wszystko sobie utrudniasz.dom opieki

Pielęgniarka na parterze oświadcza mi, że nie chce, żeby w książce pojawiło się jej prawdziwe imię. Mogę być Mikaelą. Zawsze chciałam mieć na imię Mikaela. Jak koleżanka z przedszkola. Zazdrościłam jej, że kiedy się przedstawiała, nigdy nie padały żadne dodatkowe pytania. Napisz, że w ogóle nie znałam Samuela. Spotkałam go w pracy, kilka razy zdarzyło się, że otwierałam mu drzwi, kiedy przychodził odwiedzić babcię. Kiedy był tu ostatnim razem, usłyszałam pukanie do drzwi, ostry dźwięk, który drażnił uszy. Otworzyłam i zobaczyłam, że stoi i kluczem od samochodu uderza w szybę. Miał kod, sama mu go kiedyś dałam i podpowiedziałam, jak można go łatwo zapamiętać, a on stał i pukał w szybę. Kiedy mnie zobaczył, uśmiechnął się, nieco zawstydzony. Wyglądał, jakby dopiero co się obudził. Miał ze sobą wypełnioną po brzegi torbę, zauważyłam obłoczek pary wokół jego ust, pamiętam, że zaczęłam się nawet zastanawiać, jak długo tam stoi, usiłując przypomnieć sobie kod.

* * *

Nic szczególnego. Możesz mi wierzyć. Gdyby to miało w całej tej historii jakieś znaczenie, powiedziałbym ci. Takie tam drobiazgi, chłopięce wyskoki. Hamza spotkał kolesia, który był mu winien forsę, okazało się, że różnie zapamiętali sumę. Musieliśmy go zaciągnąć do toalety i mu ją przypomnieć. Nic takiego się nie stało, mam wrażenie, że nawet tego nie zgłosił. Zwykły wieczór zakończony telefonem do zaprzyjaźnionego taksówkarza, który szybko, bez zbędnych pytań i bez rachunku, odwiózł nas do domu. Hamza chichotał na tylnym siedzeniu, zadowolony z zebranej sumy. Odliczył kilka banknotów dla mnie i jak zwykle dodał, że powinniśmy działać razem, stworzyć coś własnego, zamiast harować dla innych. Ja jednak uznałem, że skończyłem z takimi interesami.

* * *

Mikaela uśmiecha się, kiedy pytam, jak sobie radzi z zapamiętaniem kodu. Brzmi kretyńsko, mówi, jak wszystkie takie podpowiedzi. Im głupsze, tym lepsze. Czternaście siedemdziesiąt dwa, tak brzmiał kod. Mnie kojarzył się z wojną światową: czternaście, i porwaniem w miasteczku olimpijskim: siedemdziesiąt dwa. Dwa razy podawałam go Samuelowi, bo miałam dosyć otwierania mu drzwi, a teraz musiałam zrobić to ponownie. No więc otworzyłam i spytałam, czy nie pamięta mojej podpowiedzi.

– Podpowiedzi? – zdziwił się.

A ja pomyślałam sobie: no dobrze, można zapomnieć kod, ale zapomnieć podpowiedź? A potem pomyślałam, że trudno, pewnie ma to w genach i wobec tego za kilka lat się tu spotkamy.

* * *

Później, jeszcze w tym samym tygodniu, skontaktowałem się z firmą zajmującą się przeprowadzkami. Ktoś mi powiedział, że znalazł tam pracę niemal z dnia na dzień. Kiedy wszedłem, Blomberg siedział ze słuchawkami na uszach i żółtej czapce, obłożony skoroszytami. Przedstawiłem się, a on spojrzał na mnie, na moje bary.

– Masz prawo jazdy?

Skinąłem głową.

– Jest obywatelem Szwecji?

Skinąłem głową.

– Kiedy możesz zacząć?

* * *

Opiekun na piętrze nie ma żadnych problemów z podaniem swojego prawdziwego imienia. Mam na imię Gurpal, ale wszyscy mówią do mnie Guppe. Nazwisko też ci podać? Napisz, że mam trzydzieści osiem lat, jestem singlem, lubię spacery, filmy o kosmosie i R. Kelly’ego, ale nie te kawałki, które brzmią jak porno. Pracuję tu od dwóch, już prawie trzech lat, ale to zajęcie tylko na chwilę, bo tak naprawdę jestem muzykiem, w domu mam niewielkie studio, w przebudowanej garderobie, nagrywam w nim własne płyty, współczesny soul, ale po szwedzku, smyczki i pianino z elementami bhangra, rytmicznego hip-hopu i z melodyjnymi refrenami. Kumpel opisał to jako szybki tri-hop przepuszczony przez filtr jazzującego soulu, muzyka miejska zamarynowana w klasycznym bebopie z elementami jungle. Brzmi słabo, kiedy próbuję to opisać, ale chętnie wyślę ci kilka płyt, jeśli chciałbyś posłuchać.

* * *

Zanim zaczniemy rozmawiać o tym, co się wydarzyło, chciałbym się dowiedzieć czegoś więcej o tobie. Skąd ten pomysł? Dlaczego chcesz opowiedzieć akurat o Samuelu? Z kim jeszcze rozmawiałeś?

* * *

Guppe mówi, że właśnie kończył zmianę, kiedy Samuel wysiadł z windy. Było wpół do dziesiątej, ale jego babcia była na nogach od siódmej i pytała o niego co dziesięć minut. A kiedy w końcu się zjawił, zasnęła.

– Co z nią? – spytał Samuel, usiłując powstrzymać ziewnięcie.

– To chyba był dobry dzień – odpowiedziałem. – Wprowadzasz się?

Roześmiał się i spojrzał na torbę, która wyglądała jak torba na śmieci.

– Nie, to tylko parę rzeczy z jej domu. Takie sentymentalne drobiazgi. Pomyślałem, że może dobrze by było, żeby je tu miała.

– Dobrze dla ciebie czy dla niej?

– I dla mnie, i dla niej. Słyszałeś tego klasyka?

Samuel wyjął z torby CD. Na okładce był przezroczysty fortepian zabawka, pełen cukierków.

– Örongodis Sju?

Samuel przytaknął.

– Lars Roos. Örongodis przyniosło mu popularność. Kiedy byłem mały, babcia słuchała go na okrągło.

Samuel podszedł do babci, siedziała i spała w pokoju telewizyjnym. Miała na sobie białe buty, cienki beżowy żakiet i spódnicę, nie pamiętam w jakim kolorze. Obok stała walizka. Próbowałem jej tłumaczyć, że nie jest jej potrzebna, że jedzie do szpitala, ale zaraz wróci. Nie chciała mnie słuchać. Twierdziła, że musi mieć ją przy sobie, a ja wiedziałem, że skoro już podjęła decyzję, nie ma sensu próbować jej przekonać, żeby ją zmieniła. Nie jestem uparta, mówiła, ale nigdy się nie poddaję.

* * *

Okej. Spokojnie. Schowaj swoje CV. Mam gdzieś, jakie wydawnictwo cię wydało. Nie obchodzi mnie, co wcześniej napisałeś. Jestem ciekaw, co sprawia, że to właśnie ty powinieneś opowiedzieć tę historię. Dlaczego chcesz pisać akurat o Samuelu?

* * *

Guppe twierdzi, że Samuel, zanim obudził babcię, stał i przyglądał jej się chwilę. Chrapała. Siedziała z otwartymi ustami, o tak (ziewa, otwierając szeroko usta, jakby chciał opalić sobie gardło). Obok niej stała walizka. Kiedy Samuel ją otworzył, wypadły z niej latarki, łopatka do tortu i dwa piloty do telewizora. Poklepał babcię po policzku (dotyka dwa razy własnego policzka, zamyka oczy), wzdrygnęła się i zaczęła trzeć oczy. Spojrzała na wnuka. W pierwszym momencie chyba go nie poznała. Potem roześmiała się i zawołała (rozkłada ręce, które teraz wyglądają jak skrzydła samolotu):

– Nareszcie!

A po chwili:

– Co za niespodzianka!

Poszli do jej pokoju. Kiedy wyszli, Samuel miał na głowie zmierzwioną brązową futrzaną czapkę. W jednej ręce trzymał foliową torbę i walizkę, drugą podpierał babcię.

– Jedziemy! – zawołała starsza pani i pomachała ręką. – Miło było pana poznać.

Wyglądała na szczęśliwą, jak rzadko (sprawia wrażenie smutnego).

* * *

Okej. Rozumiem. Przykro mi. Nie bardzo wiem, co powiedzieć.

* * *

Guppe mówi, że gdy tylko babcia Samuela tu zamieszkała, natychmiast oskarżyła wszystkich ciemnoskórych mężczyzn o kradzież. Była przekonana, że w nocy któryś z nas wślizgnął się do jej pokoju i zabrał jej naszyjnik z pereł. Nie miało znaczenia, że dzieci i wnuki tłumaczyły jej, że jej perły są bezpieczne w sejfie w banku. Nie mam pojęcia, czy w ogóle miała jakieś perły, ale chowała metalową szkatułkę z biżuterią pod łóżkiem, a dwie godziny później wciskała guzik alarmowy i skarżyła się, że po raz kolejny padła ofiarą napaści. Rodzina przepraszała, starsza pani podobno nigdy tak się nie zachowywała. Pracowała jako nauczycielka w biednej dzielnicy, a w swojej parafii zorganizowała zbiórkę pieniędzy na budowę szkół w krajach afrykańskich. Sprzedawała różne rzeczy na pchlich targach i darła prześcieradła, żeby mogły służyć jako opatrunki w rumuńskich szpitalach. Nawiązała kontakt z domem dziecka na Łotwie. Kiedy nie była w stanie znaleźć kierowcy gotowego pojechać i zawieźć tam odzież zimową, którą udało jej się zebrać, namówiła swojego najstarszego syna, żeby pojechali razem i dostarczyli kartony. Po jakimś czasie nie mogliśmy już słuchać, jak kolejni członkowie rodziny w kółko opowiadają te same historie. Jakby chcieli nam coś zrekompensować, jakby nie rozumieli, że przecież jesteśmy zawodowcami. Przywykliśmy. Mamy swoje zasady. W każdym pokoju mamy zwariowane babcie albo dziadków. Kiedy wciskają guzik alarmowy, a potem mówią, że w łazience grasuje jakiś podejrzany typ, to po prostu zasłaniamy lustro prześcieradłem. Kiedy mówią, że jakiś starzec zagląda przez okno i ich szpieguje, zaciągamy firanki. Nie pozwalamy, żeby staruszkowie sami się golili, bo mogłoby się zdarzyć, że na porannej kawie któryś zjawiłby się bez brwi. Nie zostawiamy nigdzie buteleczek ze spirytusem, bo zaraz ktoś by je opróżnił. Babcia Samuela wcale nie należała do tych najbardziej kłopotliwych. Ale rzeczywiście miewała nagłe zmiany nastroju.

* * *

Kiedy to się stało? Byliście sobie bliscy? Masz kontakt z rodziną?

* * *

Guppe po raz kolejny opowiada, jak kiedyś, kiedy babcia Samuela była w wyjątkowo złym nastroju, matka Samuela usiłowała dać mu hojny napiwek. Trzymając w ręku stówę, powiedziała, że przykro jej, że muszę wysłuchiwać wszystkich tych rzeczy. Spojrzałem jej w oczy i powiedziałem grzecznie, ale stanowczo:

– Proszę przestać.

Bo chociaż słuchanie, jak wyzywają cię od turbanów i beżowych, nie jest przyjemne, to jeszcze gorsze jest, kiedy ktoś próbuje dać ci pieniądze za dobrze wykonaną pracę. Kiedy wróciłem do domu i powiedziałem żonie, co się stało, stwierdziła, że jestem idiotą, bo nie przyjąłem pieniędzy. Właśnie kupiliśmy segment, bliźniaki miały półtora roku, a pieluchy, smoczki i chusteczki higieniczne nie były za darmo. Wieczorem w łóżku długo się zastanawiałem, czy jednak nie powinienem był wziąć tych pieniędzy. Ale dzisiaj postąpiłbym tak samo jak wtedy. Powiedziałem: żona? Powinienem był powiedzieć: była żona.

* * *

Rozumiem. Zastanawiam się tylko, czemu tracisz tyle czasu. Dlaczego nie przyszedłeś tu wcześniej? Dlaczego, zanim przyszedłeś do mnie, rozmawiałeś z Laide i z Panterą, kumpelą Samuela jeszcze ze szkoły? Dlaczego sądziłeś, że personel domu opieki, w którym przebywała babcia Samuela, może ci pomóc zrozumieć, co się stało? Co sąsiad jego babci ma z tym wspólnego? Jeśli mam w tym uczestniczyć, chcę to wiedzieć, bo nikt nie znał Samuela lepiej ode mnie.

* * *

Guppe mówi, że przygotował poranną kawę i zadzwonił na śniadanie. Potem wyjrzałem przez okno i zobaczyłem, że Samuel i jego babcia jeszcze nie odjechali. Byli w drodze do samochodu. Starsza pani trzymała go za rękę. Dokuśtykała do wozu i najwyraźniej zamierzała zająć miejsce za kierownicą. Samuel zaprowadził ją na drugą stronę i posadził na miejscu pasażera. Pomógł jej zapiąć pasy, a kiedy zamknął drzwi i wrzucił walizkę i torbę na tylne siedzenie, westchnął. Dobrze znałem takie westchnienia. Pomyślałem, że stoi i zbiera siły przed drugą połową. Po długim dniu pracy też się tak zachowywałem. On robił to po spędzeniu dwudziestu minut z własną babcią. Potem zdjął futrzaną czapkę, uderzył się lekko w policzki i usiadł za kierownicą.

* * *

A tak przy okazji… o którego sąsiada chodzi? Tego spod trzydzieści dwa? Co roku zimą jeździ do Tajlandii posuwać tamtejsze panienki. Przysięgam. Młode laski, kurwy. Płaci i chce, żeby mówiły, że mają po dwanaście lat, bo tylko wtedy ten jego nędzny emerycki chujek mu staje. Każdej zimy tam jedzie, zamyka dom na cztery spusty, włącza wszystkie lampy i nie ma go trzy miesiące. A potem wraca ze zdjęciami dziwek, które przeleciał, drukuje fotki i przyczepia do tablicy w swoim pokoju. Że niby takie pocztówki. To wszystko prawda, zaglądaliśmy do niego przez okno. Samuel mówił, że to jego wall of shame. Podejrzewam, że to on podłożył ogień. Nienawidzi wszystkich, którzy tam mieszkali. Kiedy zjawili się strażacy, wcale nie wyglądał na zdziwionego.

* * *

Guppe mówi, że samochód ruszył, pojechał kawałek do przodu, potem do tyłu. I znów do przodu, i do tyłu. Chyba dopiero za piątym razem Samuelowi udało się wyjechać z parkingu i skręcić w stronę mostu. Potem dodał gazu i zjechał ze wzgórza. Zdecydowanie za szybko. Czy pamiętałbym to, gdybym następnego dnia nie dowiedział się, co się stało? Nie wiem. Nie sądzę. Wtedy widziałem go po raz ostatni (sprawia wrażenie dziwnie poruszonego, jeśli wziąć pod uwagę, że prawie go nie znał). Jeśli chcesz porozmawiać z babcią Samuela, musisz poczekać, aż dojdzie do siebie. Ale nie sądzę, żeby mogła dodać coś istotnego. Coraz bardziej zapada się w mgłę.korespondencja

W pierwszym e-mailu matka Samuela przeprasza, że odpowiada dopiero teraz.

W końcu, po dokładnym rozważeniu wszystkich okoliczności, postanowiłam, że nie przyjdę. Nie jestem osobą publiczną. Nie przywykłam, żeby ktoś przeprowadzał ze mną wywiady. Nigdy nie lubiłam, kiedy ktoś dokumentował moje poczynania. Nawet kiedy moja córka wyjmuje komórkę i filmuje mnie z wnuczkiem, czuję się skrępowana. Dlatego mam nadzieję, że uszanujesz naszą prośbę. Piszę: naszą, bo obie podjęłyśmy taką decyzję, ja i siostra Samuela. Wiem, że z nią też się kontaktowałeś. Próbujemy iść dalej. Chcemy zostawić to wszystko za sobą. Życzę ci powodzenia w pracy nad książką. Żegnaj.

* * *

Minęły trzy miesiące, zanim znów zobaczyłem Samuela. Zerwałem z Hamzą. To znaczy nie zerwałem, ale przestałem uczestniczyć w jego wyprawach na miasto. Odrzucałem jego telefony. Wynajdywałem usprawiedliwienia, dlaczego nie mogę z nim iść. Nakręcałem sobie budzik i każdego ranka stawiałem się u Blomberga, gdzie dobierano mi partnera, z którym przez cały dzień miałem nosić komody, szafki nocne i kuchenne ławy. Kartony na środku, potem podwójne łoża małżeńskie, a potem doniczki z kwiatami, dywany i owinięte w koce telewizory.

* * *

W drugim e-mailu mama Samuela napisała, że docenia to, że się nie poddaję.

Upór to zaleta. Kiedy byliśmy dziećmi, wszyscy nam to powtarzali. Wszyscy z wyjątkiem mamy, która się upierała, że w ogóle nie jest uparta. Ale ponawiam swoją prośbę: nie chcę uczestniczyć w wywiadzie. Proszę, nie odbieraj tego osobiście. Nie chodzi o to, że boję się „powrotu do pewnych wspomnień”. Ani o to, że wątpię w ciebie jako pisarza. Nawet jeśli to, co piszesz, jest dalekie od literatury, którą cenię. Nie, to nie z tego powodu ci odmawiam (po raz kolejny). I nie ma znaczenia, że nie będziesz mnie filmował. Sama świadomość, że ktoś nagrywa mój głos, wystarczy, żebym zaczęła się zacinać. Zawsze lepiej mi się mówi, kiedy nikt mnie nie słucha. Albo kiedy słucha mnie ktoś, kto mnie zna. Dlatego muszę odmówić. Znów. Jeśli potrzebujesz konkretnych danych albo chciałbyś coś sprawdzić, chętnie pomogę drogą mailową. Wszystkiego dobrego.

* * *

Moje życie toczyło się dalej. Zmieniłem niektóre przyzwyczajenia. Zacząłem żyć odpowiednio do nowych zarobków. Zamiast jechać do miasta, znalazłem Spicy House. Zamiast kupować nowe ciuchy, zacząłem bardziej dbać o te, które miałem. Pewnego dnia zostaliśmy wysłani do Nacka, żeby przewieźć rzeczy z jednej willi do drugiej, stojącej zaledwie pięćdziesiąt metrów dalej.

– Dlaczego się przeprowadzacie? – spytał Luciano.

– Na pewno nie z powodów podatkowych – odparł mężczyzna, który właśnie podpisywał z nami umowę. Roześmiał się, jakby opowiedział dobry dowcip.

Opróżniliśmy mieszkanie po zmarłym na Lilla Essingen. Pomagaliśmy się spakować facetowi, który rozwiódł się z żoną i przeprowadzał się do ciasnej kawalerki przy Thorildsplan.

* * *

W trzecim e-mailu mama Samuela napisała, że postanowiła odpowiedzieć na moje pytania w punktach:

1. Dwadzieścia sześć. Skończyłby dwadzieścia siedem.

2. Dość często. Raz, dwa razy dziennie. Zwykle to ja dzwoniłam, ale czasem dzwonił on.

3. Nie, nie mogę powiedzieć, że znałam Vandada. Ale wiedziałam, kto to jest. Spotkaliśmy się kilka razy. Widać było, że życie nie obeszło się z nim łagodnie.

4. Tak, oczywiście, że miał też innych przyjaciół. Ale byli to raczej znajomi. Samuel zwykle utrzymywał bliskie kontakty z jedną, dwiema osobami. Dlatego było go tak łatwo zranić.

* * *

Jakaś starsza pani postanowiła się przenieść z Östermalm na Söder. Jej mieszkanie przypominało muzeum. Należała do tych, co to życzą sobie, żeby wszystko owijać dwoma kocami i folią z bąbelkami. Zakurzone lustra były antykami, a zniszczone biurko należało traktować tak, jakby było ze złota. Początkowo robiliśmy wszystko tak, jak chciała, ale po jakimś czasie stało się to niemożliwe. Jeśli mieliśmy skończyć w ciągu jednego dnia, a nie tygodnia, musieliśmy mocno przyspieszyć. I tak zrobiliśmy. Pakowaliśmy wszystko w kartony, szybko, bo czas uciekał, a kiedy dotarliśmy pod nowy adres, gdzie winda zgodnie z opisem miała być duża, okazało się, że ma góra trzy metry kwadratowe i zaciąganą kratę, tak że ani serwantka, ani łóżko, ani stara kanapa z rzeźbionymi w kwiaty podłokietnikami się w niej nie zmieściły.

* * *

Mama Samuela pisała dalej:

5. Laide była pierwszą dziewczyną, którą Samuel mi przedstawił. Chodzili ze sobą jakiś rok. To był bardzo burzliwy związek. Często się kłócili. Laide ciągle miała mu coś za złe. Samuel się dusił. Mam wrażenie, że odetchnął z ulgą, kiedy się rozstali.

6. Nie, nie powiedziałabym, że był tajemniczy. Chyba wszyscy mamy swoje tajemnice? Nikt nie mówi wszystkim wszystkiego. Powiedziałabym raczej, że był ciekawy. Pełen entuzjazmu. I może czasem nieco niespokojny.

7. Tak. Niewątpliwie. Czy ktoś twierdził coś innego?

8. Nie, to się zaczęło, kiedy jeszcze był mały. Zdarzało się, kiedy miał siedem lat, że wracał z jakiegoś przyjęcia i był zdziwiony, że nie jest w stanie przypomnieć sobie smaku lodów, które podano na deser. I wtedy te lody stawały się jakby mniej warte. Kiedy teraz to opisuję, można pomyśleć, że filozofował, zachowywał się jak stary malutki. Wtedy uważałam po prostu, że chce w ten sposób wymusić kolejną porcję lodów.

9. Nie w mojej rodzinie. Ojciec Samuela miewał melancholijne nastroje. Nie posunęłabym się jednak do tego, żeby twierdzić, że był depresyjny.

10. Samuel miał dziewięć lat, a Sara jedenaście. Rozwód był skomplikowany. Ich ojciec poczuł się bardzo zraniony i przez wiele lat spotykał się z nimi jedynie sporadycznie. Potem kontakt w ogóle się urwał.

11. Tak. Samuel i ja rozmawialiśmy ze sobą tego ostatniego dnia. Jeśli chcesz wiedzieć coś więcej, musisz powiedzieć, o co ci dokładnie chodzi.

Pozdrawiam serdecznie.

* * *

Zrobiła się trzecia, czwarta, piąta, szósta. Walczyliśmy, żeby zdążyć wszystko wnieść, i o dziewiątej skończyliśmy. Ostatnim kursem przyjechały lampy stojące i obrazy, i niewielki taboret z brązowego drewna. Zaniosłem go na górę, postawiłem w holu i sięgnąłem po umowę, żeby klientka poświadczyła, ilu ludzi pracowało i jak długo. Starsza pani miała już podpisać umowę, kiedy nagle zauważyła taboret i wydała taki dźwięk, jakby ktoś wbił jej nóż w serce. Podniosła taboret i wtedy zobaczyłem, że to wcale nie taboret, tylko niewielkie krzesło dla dziecka i że straciło oparcie. Marre zbiegł na dół, do wozu, żeby sprawdzić, czy coś przeoczyliśmy, ale znalazł tylko kilka drewnianych patyków, które być może kiedyś były oparciem krzesełka. Starsza pani siedziała z krzesełkiem w objęciach i gładziła je, jakby trzymała w rękach kota. Bogdan i Luciano starali się stłumić śmiech, a ja próbowałem dać im znać, że staruszka zwariowała. Chciałem tylko zdobyć jej podpis i w końcu mi się udało. Starsza pani podpisała umowę, wskoczyliśmy do wozu i wróciliśmy do firmy. Później, wieczorem, długo o niej myślałem, o tym jak siedziała sama w mieszkaniu ze stołkiem, który jeszcze niedawno był krzesłem. Nie wiem, dlaczego akurat teraz mi się przypomniała.

* * *

W czwartym e-mailu mama Samuela napisała, że jest skonfundowana, słysząc, że chciałbym się dowiedzieć, jak wyglądał ostatni dzień Samuela.

Naprawdę chcesz wiedzieć, co sobie wtedy mówiliśmy? No dobrze, pamiętam naszą pierwszą rozmowę. Zadzwoniłam do niego na komórkę, odebrał, był kwadrans po dziesiątej, byli w drodze do szpitala.

– Jak idzie? – spytałam.

– Dobrze.

– Odebrałeś ją?

– Mm…

– Gdzie teraz jesteście?

– Zaraz będziemy na miejscu.

– Wszystko w porządku?

– Mm…

– Śpi?

– Nie, siedzi obok mnie.

Był zniecierpliwiony, jakbym spytała, czy umył rano zęby. Gdzieś w tle słyszałam jakąś melodię graną na pianinie, ale nie potrafię powiedzieć jaką.

– Jak ona się czuje?

– Dobrze.

– A ty?

– Doooobrze.

Powiedział to wyraźnie poirytowany, jakbym przeciągała rozmowę w nieskończoność.

– No to do usłyszenia – powiedziałam.

– Cześć.

To cała rozmowa. Trwała może minutę. Góra. Po każdej jednosylabowej odpowiedzi milkł, jakby chciał dać mi do zrozumienia, że nie ma mi już nic do powiedzenia. Rozłączyliśmy się. Po kwadransie zadzwoniłam ponownie.

– Jesteście już na miejscu?

– Szukam miejsca na parkingu.

– Pamiętasz, jaki to oddział, czy mam ci przesłać SMS-a?

– Wszystko wiem, dzięki.

– Zatankowaliście?

– Nie było potrzeby.

– W jakim ona jest stanie?

– W dobrym.

– Zdenerwowana?

– Trochę.

Milczeliśmy kilka sekund.

– Możemy się zdzwonić później? – spytał.

Nasze rozmowy nigdy nie były dłuższe. Poprosiłam, żeby zadzwonił po wizycie u lekarza, i rozłączyliśmy się. Wtedy słyszałam jego głos po raz ostatni.

Serdecznie pozdrawiam.

* * *

W któryś wtorek podjechaliśmy na uniwersytet i zaczęliśmy ładować na ciężarówkę kartony z książkami, rzeczy zostawione przez sponsorów, rzutniki i dużą żółtą plastikową kanapę. Odbywały się tam jakieś targi. Klient twierdził, że wszystko da się zrobić w ciągu kilku godzin. Było już po lunchu, a my wciąż nie ruszyliśmy z miejsca. Świeciło słońce, studenci leżeli na trawnikach, gdzieś w oddali zauważyłem szczupłą postać z plecakiem, idącą w stronę metra. To był Samuel. Na pewno. Nigdy nie zapominam twarzy.

* * *

W piątym e-mailu matka Samuela napisała, że nie zgadza się z uproszczoną charakterystyką Samuela.

Nie zgadzam się, że nie dojadał, a wydawał pieniądze, żeby „doświadczać życia”. Jeśli chcesz wiedzieć, jaki był naprawdę, to powiem ci, że był wspaniałym dzieckiem i bardzo samotnym nastolatkiem, chciał zmieniać świat, miał wielkie plany, kiedy zaczął studiować politologię. Zrobienie dyplomu kosztowało go dużo wysiłku i bardzo przeżywał to, że potem przez jedenaście miesięcy nie mógł znaleźć pracy. W końcu trafił do urzędu do spraw migracji. Nie o tym marzył. Co jeszcze powinieneś o nim wiedzieć? Że miał jaszczurkę, którą nazwał Mushimushi i którą zgubiliśmy podczas wakacji na Krecie? Że jako dziecko bał się wycia syren? I że zaczynał płakać, kiedy słuchał melancholijnej muzyki? Mówił, że coś go boli w środku. Że jeszcze w podstawówce zbierał plastikowe opakowania-figurki po prostokątnych cukierkach PEZ? Że uwielbiał chodzić do gimnazjum, ale nie znosił liceum? Że po naszym rozwodzie przestał zwracać się do swojego ojca tato, tylko mówił mu po imieniu? Kto decyduje o tym, co jest ważne, a co nie? Wiem tylko tyle, że im więcej szczegółów zdradzam, tym więcej pomijam, a przynajmniej takie mam wrażenie. Dlatego zaczynam wątpić w cały ten projekt.

Pozdrowienia.

* * *

Zeskoczyłem z wozu i podszedłem się przywitać. Samuel miał na uszach słuchawki, zielone z pałąkiem, więc kiedy zauważyłem, że mnie nie słyszy, poklepałem go po ramieniu. Wzdrygnął się, jakby pomyślał, że chcę go pchnąć. Potem uśmiechnął się i skinął głową.

– Sorka, nie usłyszałem.

– Spoko.

Milczeliśmy kilka sekund. Przyglądał mi się ze zmarszczonym czołem. Jego mózg pracował na wzmożonych obrotach, próbował sobie coś przypomnieć.

– Jesteś kumplem Felixa?

Pokręciłem głową.

– Już wiem, graliśmy razem w kosza, prawda? Chociaż nie, chodziłeś do równoległej klasy, z Sarą?

– Spotkaliśmy się w Liljeholmen. Na takiej sztywnej imprezie.

– Jasne! U Tessan.

Pokiwał głową, jakby rzeczywiście sobie przypomniał. Podałem mu prawą rękę.

– Vandad – przedstawiłem się.

– Samuel.

– Co u ciebie?

Powiedziałem to w sposób, który przećwiczyłem w domu przed lustrem. Setki razy słyszałem, jak ludzie zadają to pytanie na imprezach, na filmach czy w autobusach, kiedy wpadają na dawnych kumpli z klasy. Ale kiedy sam wypowiadałem te słowa, zawsze brzmiały nie tak.

Zapraszamy do zakupu pełnej wersji książki
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: