Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Wyniosłe wieże - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Seria:
Data wydania:
18 kwietnia 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Wyniosłe wieże - ebook

Kiedy w 1979 roku wojska radzieckie najechały Afganistan, w obronie kraju stanęły wspierane przez Stany Zjednoczone grupy miejscowych partyzantów zwanych mudżahedinami. W wojnę zaangażował się także saudyjski milioner Osama bin Laden ze swoją grupą słabo wyszkolonych i źle zorganizowanych idealistycznych bojowników. Lawrence Wright na podstawie setek relacji, dokumentów i przeprowadzonych osobiście wywiadów opowiada, jak chaotyczna początkowa organizacja Bin Ladena z czasem przekształciła się w najskuteczniejszą grupę terrorystyczną w historii. Rysuje równocześnie szeroki kontekst historyczny, wyjaśnia, jak rozwijał się islamski fundamentalizm, i przedstawia jego ideologów. Podąża też śladem Johna O’Neilla – agenta FBI zajmującego się walką z terroryzmem – który jako jeden z pierwszych zdał sobie sprawę z rosnącego zagrożenia, jakim stała się Al-Kaida w latach dziewięćdziesiątych XX wieku, i usiłował temu niebezpieczeństwu zapobiec. Książka Wrighta to wyczerpująca relacja na temat długiego ciągu zdarzeń, które doprowadziły do zamachów z 11 września.

„Wyniosłe wieże” otrzymały Nagrodę Pulitzera, Nagrodę Dziennikarską im. Helen Bernstein, Nagrodę im. Lionela Gelbera oraz Nagrodę Literacką „Los Angeles Times”. Weszły również do finału Nagrody Literackiej im. Arthura Rossa i były wymieniane wśród najlepszych książek roku w rankingach takich pism, jak „Time”, „Newsweek”, „The Washington Post”, „Chicago Tribune”, „The New York Times Book Review”, „San Francisco Chronicle”, „The New York Sun”, „The Economist”, „Newsday”, „Salon”, „New York”, „Los Angeles Times” i „Houston Chronicle”.

„Wyczerpująca i pasjonująca relacja, która przez wiele lat będzie stanowić najpełniejszą wersję historii Al-Kaidy. [...] Niezwykłe dzieło.” „Associated Press”

„„Wyniosłe wieże” Wrighta to nie tylko popis niezrównanego warsztatu pisarskiego i reporterskiego, ale też bezcenna analiza sposobu myślenia grupy nieprzystosowanych społecznie i wiecznie niezadowolonych fanatyków uparcie dążących do zniszczenia Stanów Zjednoczonych oraz grupy nieprzystosowanych społecznie i wiecznie niezadowolonych przedstawicieli amerykańskich struktur państwowych, którzy próbują ich powstrzymać.” „The Kansas City Star”

„Zbiór książek na temat Al-Kaidy jest już dość obszerny, żadnej z nich jednak nie udało się tak dobrze przybliżyć niesłychanej historii ani uchwycić tajemniczego charakteru organizacji. [...] Doskonale skonstruowana opowieść Wrighta bije wszystkie inne na głowę.” „New Statesman”

„Genialna! [...] To nie tylko fascynująca opowieść o losach jednostek, ale też opis zjawiska charakteryzującego część muzułmanów, którzy w wyniku przedziwnych akrobacji intelektu potrafią wykorzystywać świętą księgę (potępiającą przecież samobójstwa i zabijanie niewinnych osób) do usprawiedliwiania terroryzmu o katastrofalnych skutkach.” „Financial Times”

„Wright doskonale objaśnia niepokoje, urazy, aspiracje oraz ideały napędzające i definiujące radykalny islamizm.” „Los Angeles Times”

„Precyzyjna, trzymająca w napięciu relacja o współpracy pomiędzy terrorystami oraz rywalizacji pomiędzy agentami CIA i FBI.” „The New York Review of Books”

„Mistrzowska analiza Wrighta jest zarazem niepokojąca i fascynująca. [...] „Wyniosłe wieże” są niczym kubeł zimnej wody, pozwalający „wielkiemu szatanowi”, za jakiego uchodzi Ameryka, zorientować się, jak niewiele wciąż wie o kulturze radykalnego islamizmu, która stworzyła kogoś takiego jak Osama bin Laden wraz z jego globalną siatką terrorystyczną o nazwie Al-Kaida Al-Dżihad.” „Texas Monthly”

„Reportaż, od którego nie sposób się oderwać [...], obejmujący kwestie religijne, polityczne, ekonomiczne i wiele innych. Jeśli chcecie lepiej zrozumieć ciąg zdarzeń, który doprowadził do ataku na World Trade Center, może się okazać, że Wright napisał książkę, na jaką czekaliście.” „San Francisco Chronicle”

Kategoria: Literatura faktu
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8049-681-1
Rozmiar pliku: 4,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

SERIA AMERYKAŃSKA

Bob Dylan Kroniki. Tom pierwszy

William S. Burroughs Jack Kerouac A hipopotamy żywcem się ugotowały

Lawrence Wright Droga do wyzwolenia.

Scjentologia, Hollywood i pułapki wiary

Charlie LeDuff Detroit. Sekcja zwłok Ameryki

S. C. Gwynne Imperium księżyca w pełni. Wzlot i upadek Komanczów

David Ritz Respect. Życie Arethy Franklin

Alysia Abbott Tęczowe San Francisco. Wspomnienia o moim ojcu

Jon Krakauer Pod sztandarem nieba. Wiara, która zabija

Kim Gordon Dziewczyna z zespołu

Dennis Covington Zbawienie na Sand Mountain. Nabożeństwa z wężami w południowych Appalachach

Rick Bragg Jerry’ego Lee Lewisa opowieść o własnym życiu

Scott Carney Śmierć na Diamentowej Górze.

Amerykańska droga do oświecenia

Hampton Sides Krew i burza. Historia z Dzikiego Zachodu

James Grissom Szaleństwa Boga. Tennessee Williams i kobiety z mgły

Patti Smith Pociąg linii M

Billie Holiday William Dufty Lady Day śpiewa bluesa

Dan Baum Dziewięć twarzy Nowego Orleanu

Jill Leovy Wszyscy wiedzą. O zabójstwach czarnych w Ameryce

Tom Clavin Bob Drury Serce wszystkiego, co istnieje. Nieznana historia
Czerwonej Chmury, wodza Siuksów

Brendan I. Koerner Niebo jest nasze. Miłość i terror w złotym wieku piractwa powietrznego

Hampton Sides Ogar piekielny ściga mnie. Zamach na Martina Luthera Kinga
i wielka obława na jego zabójcę

Paul Theroux Głębokie Południe. Cztery pory roku na głuchej prowincji

S.C. Gwynne Wrzask rebeliantów. Historia geniusza wojny secesyjnej

Jon Krakauer Missoula. Gwałty w amerykańskim miasteczku uniwersyteckim

James McBride Załatw publikę i spadaj. W poszukiwaniu Jamesa Browna,
amerykańskiej duszy i muzyki soul

Dan Baum Wolność i spluwa. Podróż przez uzbrojoną Amerykę

Legs McNeil Gillian McCain Please kill me. Punkowa historia punka

David McCullough Bracia WrightProlog

17 marca 1996 roku, w Dzień Świętego Patryka, Daniel Coleman – agent nowojorskiego oddziału Federalnego Biura Śledczego (FBI) zajmującego się wywiadem zagranicznym – udał się w okolice Waszyngtonu, do miejscowości Tysons Corner, gdzie miał objąć nową posadę. Na chodnikach wciąż zalegały szare zaspy pozostawione przez śnieżycę sprzed kilku tygodni. Coleman wszedł do niepozornego biurowca zajmowanego przez agencje rządowe i wjechał windą na czwarte piętro, gdzie mieściła się nowo utworzona jednostka o nazwie Alec Station.

Stacje Centralnej Agencji Wywiadowczej (CIA) przeważnie znajdują się w krajach, w których prowadzi się operacje. Alec Station była pierwszą stacją „wirtualną”, położoną ledwie kilka kilometrów od kwatery głównej CIA w Langley. Ten pododdział Centrum Antyterrorystycznego CIA w schemacie organizacyjnym agencji figurował pod nazwą „Powiązania finansowe terrorystów”, ale w rzeczywistości skupiał się na tropieniu działań jednego człowieka – Osamy Bin Ladena – którego uznano za czołowego sponsora międzynarodowego terroryzmu. Daniel Coleman usłyszał o nim po raz pierwszy w 1993 roku, gdy pewne zagraniczne źródło wspomniało o „saudyjskim księciu” wspierającym komórkę radykalnych islamistów zamierzających wysadzić w powietrze kilka ważnych miejsc w Nowym Jorku, między innymi siedzibę główną Organizacji Narodów Zjednoczonych (ONZ), tunele Lincolna i Hollanda, a nawet zajmowany przez FBI biurowiec przy Federal Plaza 26, gdzie pracował Coleman. Teraz, trzy lata później, w końcu wysłano go do Tysons, żeby przyjrzał się zebranym tam informacjom i sprawdził, czy stanowią one podstawę do wszczęcia dochodzenia.

W Alec Station zgromadzono już trzydzieści pięć tomów akt na temat Bin Ladena – w tym głównie zapisy rozmów telefonicznych zarejestrowanych przez urządzenia podsłuchowe Narodowej Agencji Bezpieczeństwa (NSA). Colemanowi wydały się one mało urozmaicone i nieprowadzące do konkretnych wniosków. Mimo to na wszelki wypadek nadał sprawie bieg, w razie gdyby się okazało, że ów „sponsor” jest kimś więcej, niż się z pozoru zdaje.

Podobnie jak wielu innych agentów Daniel Coleman został przeszkolony do działań podejmowanych w czasie zimnej wojny. Do FBI wstąpił w 1973 roku i początkowo wykonywał prace biurowe. Jego dociekliwość i zacięcie badawcze w naturalny sposób pokierowały go w stronę kontrwywiadu. W latach osiemdziesiątych koncentrował się na rekrutowaniu szpiegów spośród licznego grona komunistycznych dyplomatów poruszających się w kręgach ONZ – jego szczególnym osiągnięciem było zwerbowanie pewnego wschodnio­niemieckiego attaché. W 1990 roku, zaraz po zakończeniu zimnej wojny, został przydzielony do zespołu zajmującego się problemem terroryzmu na Bliskim Wschodzie. Te doświadczenia nie przygotowały go zbyt dobrze na nowy zwrot akcji – to samo dotyczyło zresztą całego zespołu FBI, który uważał terroryzm za pewną uciążliwość, ale raczej nie poważne zagrożenie. Podczas pogodnych dni po upadku muru berlińskiego nikomu nie chciało się wierzyć, że Ameryka w ogóle może jeszcze mieć jakichś wrogów.

Wówczas jednak, w sierpniu 1996 roku, Osama Bin Laden ukryty w jaskini w Afganistanie wypowiedział Stanom Zjednoczonym wojnę, jako powód podając obecność amerykańskich sił zbrojnych w Arabii Saudyjskiej pięć lat po zakończeniu wojny w Zatoce Perskiej. „Terroryzowanie was, którzy na naszych ziemiach nosicie broń, jest naszym prawem oraz moralnym obowiązkiem” – twierdził, wypowiadając się rzekomo w imieniu wszystkich muzułmanów. Fragment swojej długiej fatwy skierował bezpośrednio do Williama Perry’ego, amerykańskiego sekretarza obrony: „Ci młodzieńcy kochają śmierć tak samo, jak wy kochacie życie. Nie będą was prosić o wyjaśnienia. Ich pieśń wam powie, że między nami nie ma nic, co wymagałoby wyjaśnień – tylko zabijanie i uderzanie mieczem po szyi”1.

Poza Danielem Colemanem mało kto w Ameryce – nawet w samym FBI – wiedział cokolwiek o tym saudyjskim dysydencie. Trzydzieści pięć tomów akt zebranych w Alec Station ukazywało obraz mesjanistycznego miliardera pochodzącego z bardzo licznej i wpływowej rodziny blisko powiązanej z władcami Królestwa Arabii Saudyjskiej. Nazwisko wyrobił sobie podczas świętej wojny przeciwko sowieckim okupantom w Afganistanie. Coleman na tyle orientował się w historii, żeby rozpoznać w jego zawołaniach wojennych odniesienia do epoki krucjat i dawnych walk islamu. Czytając deklarację wojny Bin Ladena, miało się wrażenie powrotu do świata sprzed tysiąca lat, jakby czas się zatrzymał, jakby między tamtym okresem a współczesnością nie wydarzyło się nic nowego i wciąż odbywały się wyprawy krzyżowe. Coleman nie mógł zrozumieć, skąd bierze się tak wielki gniew po tamtej stronie. „Co myśmy mu takiego zrobili?” – zastanawiał się.

Daniel Coleman pokazał fatwę Bin Ladena prawnikom z prokuratury federalnej Południowego Okręgu Nowego Jorku. Treść dokumentu była z pewnością dziwaczna i niecodzienna, ale czy stanowiła przestępstwo? Prokuratorzy głowili się nad użytym w nim językiem, aż w końcu wyszperali rzadko przywoływaną ustawę z czasów wojny secesyjnej, mówiącą o „spiskowej działalności wywrotowej” i zabraniającą podżegania do przemocy oraz podejmowania prób obalenia amerykańskich władz. Stosowanie jej do pozbawionego obywatelstwa Saudyjczyka przesiadującego w jakiejś jaskini w afgańskich górach wydawało się naciągane, jednak na podstawie tych nikłych przesłanek Coleman – który wciąż pracował w pojedynkę – założył sprawę kryminalną przeciwko człowiekowi mającemu wkrótce stać się najbardziej poszukiwaną jednostką w historii FBI.

Kilka miesięcy później, w listopadzie 1996 roku, Daniel Cole­man udał się do amerykańskiej bazy wojskowej w Niemczech w towarzystwie dwóch prokuratorów federalnych: Kennetha Karasa i Patricka Fitzgeralda. W odpowiednio zaaranżowanej kryjówce czekał tam na nich roztrzęsiony sudański informator Dżamal al-Fadl, który twierdził, że pracował dla Osamy Bin Ladena w Chartumie. Coleman miał ze sobą zestaw zdjęć zidentyfikowanych współpracowników Bin Ladena – większość z nich Fadl natychmiast rozpoznał. Przedstawiał oczywiście swoją wersję zdarzeń, ale najwyraźniej znał rozgrywających. Tyle że ewident­nie okłamywał śledczych i wyraźnie ubarwiał swoją opowieść, przedstawiając samego siebie jako bohatera zawsze idącego słuszną drogą.

– Dlaczego więc pan uciekł? – dopytywali prokuratorzy.

Fadl odparł, że kocha Amerykę. Mieszkał wcześniej na Brooklynie i znał angielski. Potem zeznał, że uciekł, żeby napisać bestseller. Wyraźnie się denerwował i nie potrafił spokojnie usiedzieć w miejscu. Nietrudno było poznać, że ma coś więcej do powiedzenia. Dopiero po kilku długich dniach udało się go nakłonić, żeby przestał zmyślać, i wtedy przyznał, że uciekł, zabierając ze sobą ponad sto tysięcy dolarów należących do Osamy Bin Ladena. Po tych słowach zaniósł się szlochem i nie mógł się uspokoić. Był to punkt zwrotny w całym śledztwie. Fadl zgodził się zostać świadkiem koronnym, w razie gdyby doszło do procesu, co na razie wydawało się mało prawdopodobne, zważywszy na wątłe podstawy aktu oskarżenia brane pod uwagę przez prokuratorów federalnych.

Wówczas jednak Fadl z własnej woli zaczął mówić o organizacji zwanej Al-Kaidą. Przesłuchujący go Amerykanie po raz pierwszy usłyszeli tę nazwę. Fadl opisywał obozy szkoleniowe i uśpione komórki. Opowiadał, że Osama Bin Laden interesuje się pozyskaniem broni nuklearnej i chemicznej. Twierdził, że to właśnie Al-Kaida odpowiada za zamach bombowy w Jemenie w 1992 roku i za szkolenie bojowników, którzy potem zestrzelili amerykański helikopter w Somalii. Podawał nazwiska i rozrysowywał schematy organizacji. Śledczy słuchali tego wszystkiego zdumieni. Przez dwa tygodnie przez sześć lub siedem godzin dziennie wielokrotnie pytali go o te same szczegóły, żeby sprawdzić, czy jego zeznania pozostaną spójne. Nie stwierdzili w nich rozbieżności.

Gdy Daniel Coleman wrócił do swojego biura, nikt się tymi rewelacjami szczególnie nie zainteresował. Wszyscy zgadzali się, że zeznania Dżamala al-Fadla mrożą krew w żyłach, ale czy można polegać na słowach złodzieja i notorycznego kłamcy? FBI zajmowało się poza tym innymi ważnymi śledztwami.

Coleman przez półtora roku samotnie prowadził dochodzenie w sprawie Osamy Bin Ladena. Ponieważ pracował w Alec Station, w siedzibie FBI prawie o nim zapomniano. Dzięki podsłuchom założonym w firmach Bin Ladena udało mu się rozrysować mapę siatki powiązań Al-Kaidy, obejmującą Bliski Wschód, Afrykę, Europę i Azję Centralną. Z przerażeniem stwierdził, że wielu współpracowników Al-Kaidy ma powiązania ze Stanami Zjednoczonymi. Doszedł do wniosku, że jest to ogólnoświatowa organizacja terrorystyczna dążąca do zniszczenia Ameryki – nie potrafił jednak skłonić swoich przełożonych choćby do tego, żeby odpowiadali na jego telefony w tej sprawie.

Pozostawało mu samotne głowienie się nad kwestiami, które później miały zafrapować wszystkich: Skąd wziął się cały ten ruch? Dlaczego na cel ataków wybrał właśnie Amerykę? Co można zrobić, żeby go powstrzymać? Daniel Coleman działał niczym laborant oglądający pod mikroskopem nieznany wcześniej wirus. Śmiercionośne właściwości Al-Kaidy zaczynały pomału się uwidaczniać. Organizacja była niewielka – w owym czasie liczyła ledwie dziewięćdziesięciu trzech członków – ale stanowiła część większego ruchu radykałów, który w całym świecie islamskim rósł w siłę, zwłaszcza w krajach arabskich. Zaraza mogła rozprzestrzenić się błyskawicznie. Członkowie grupy byli doskonale wyszkoleni i zaprawieni w bojach. Najwyraźniej nie brakowało im też środków. Co więcej, pozostawali fanatycznie oddani sprawie i nabrali przekonania, że zwyciężą. Łączyła ich idea tak dla nich istotna, że byli gotowi z pełnym entuzjazmem oddać za nią życie, przy okazji zabijając możliwie jak najwięcej ludzi.

Najbardziej przerażające było jednak to, że prawie nikt tego zagrożenia nie traktował poważnie. Zdawało się ono zbyt dziwaczne, zbyt prymitywne i egzotyczne. Przeciwstawiało się amerykańskiemu przekonaniu, że nowoczesność wraz ze zdobyczami technologii i demokratycznymi wartościami to wystarczające zabezpieczenie przed groźnymi zakrętami historii. Z tej perspektywy aroganckie gesty Bin Ladena i jego wyznawców wydawały się absurdalne i całkiem żałosne. Tymczasem Al-Kaida wcale nie stanowiła reliktu przeszłości. Umiała się posługiwać nowoczesną technologią i współczesnymi ideami, co właściwie nie powinno nikogo dziwić, ponieważ historia tej organizacji miała swój początek właśnie w Ameryce, i to wcale nie tak dawno temu.2

Klub sportowy

Ajman az-Zawahiri, człowiek, który miał stanąć na czele forpoczty, o której mówił Sajjid Kutb, dorastał w Al-Ma’adi, na zamieszkanym przez klasę średnią spokojnym przedmieściu Kairu, około dziesięciu kilometrów od hałaśliwego centrum stolicy104. Nie była to bynajmniej typowa wylęgarnia rewolucjonistów. W pierwszej dekadzie XX wieku konsorcjum stworzone przez grupę egipskich finansistów żydowskiego pochodzenia zaczęło sprzedawać działki położone na wschodnim brzegu Nilu, pośród plantacji mango i guaw oraz osad Beduinów, z zamiarem stworzenia miasteczka w stylu angielskim. Wszystko zostało ściśle uregulowane: od wysokości ogrodowych parkanów aż po kolor okiennic pięknych willi budowanych wzdłuż alej. Podobnie jak Nathan Meeker, założyciel Greeley, ojcowie miasta marzyli o stworzeniu utopijnej społeczności – zamieszkującej przestrzeń nie tylko czystą, uporządkowaną i bezpieczną, ale też przepełnioną duchem tolerancji i naturalnie dostosowaną do standardów nowoczesnego świata. Sadzili drzewa eukaliptusowe, żeby odstraszać muchy i komary, zakładali ogrody, żeby w powietrzu unosiła się woń róż, jaśminu i bugenwilli. Wielu spośród pierwotnych mieszkańców miasteczka stanowili brytyjscy oficerowie oraz pracownicy służby cywilnej, których żony zakładały kluby ogrodnicze i salony literackie. Następnie pojawiły się rodziny żydowskie – pod koniec II wojny światowej stanowiły już niemal jedną trzecią miejscowej populacji. Po wojnie miasteczko zamieszkiwała swoista mieszanina Europejczyków, amerykańskich biznesmenów oraz misjonarzy, a także szczególnej klasy Egipcjan – przeważnie takich, którzy z uwagą śledzili mecze krykieta, a przy kolacji zwykli rozmawiać po francusku.

Centrum życia tej kosmopolitycznej społeczności stanowił miejscowy klub sportowy, założony jeszcze w czasach brytyjskiej okupacji. Na tle innych tego typu przybytków klub wyróżniał się tym, że wstęp do niego mieli nie tylko obcokrajowcy, ale też Egipcjanie. Wiele spraw omawiano na piaszczystym osiemnastodołkowym polu golfowym, skąd rozciągał się widok na piramidy w Gizie oraz palmy rosnące w dolinie Nilu. Podczas gdy w sali klubowej Brytyjczykom serwowano podwieczorek, między paszami i księżniczkami opalającymi się przy basenie uwijali się nubijscy kelnerzy roznoszący szklanki z mrożoną kawą. Flamingi dostojnie kroczyły pośród lilii rosnących w stawie. Klub sportowy w Al-Ma’adi stanowił wcielenie wizji Egiptu, o jakim marzyli jego założyciele – kraju wyrafinowanego, świeckiego, zróżnicowanego etnicznie, ale też czerpiącego inspirację z brytyjskiego pojęcia klasy.

Staranne regulacje wprowadzone przez założycieli nie wytrzymały jednak naporu gwałtownie rozrastającej się populacji Kairu, w związku z czym w latach sześćdziesiątych XX wieku u boku tej egzotycznej społeczności, po drugiej stronie torów kolejowych i drogi numer 9, powstała w Al-Ma’adi druga dzielnica, zwana baladi . Zamieszkiwali ją zwykli Egipcjanie żyjący w nędzy już od wieków niezmiennie naznaczającej ich kraj. Po niebrukowanych ulicach jeździły wózki zaprzężone w osiołki, mijające sprzedawców orzeszków ziemnych i batatów oraz tusze na stanowiskach rzeźników, gdzie roiło się od much. W tej części miasta mieszkała też garstka osób reprezentujących klasę średnią – nauczycieli i urzędników państwowych średniego szczebla – których do Al-Ma’adi przyciągały lepsze powietrze oraz niemal nieziszczalne marzenia o przekroczeniu torów i zostaniu przyjętym w poczet członków klubu.

W 1960 roku do Al-Ma’adi przenieśli się z Heliopolis doktor Muhammad Rabi az-Zawahiri i jego żona Umajma105. Oboje należeli do najbardziej znaczących egipskich rodów. Klan Zawahirich już niemal tworzył medyczną dynastię. Rabi był profesorem farmacji na Uniwersytecie Ajn Szams w Kairze, a jego brat – wielce poważanym dermatologiem oraz ekspertem od chorób wenerycznych. Zapoczątkowaną przez nich tradycję miały kontynuować kolejne pokolenia: nekrolog opublikowany w kairskiej gazecie w 1995 roku z okazji śmierci Kaszifa az-Zawahiriego, inżyniera, wymienia czterdziestu sześciu członków rodziny, z czego trzydziestu jeden jest lekarzami, chemikami lub farmaceutami rozproszonymi po świecie arabskim i Stanach Zjednoczonych (pośród pozostałych osób są ambasador, sędzia i poseł).

Nazwisko Zawahirich kojarzono jednak przede wszystkim z religią. W 1929 roku wuj Rabiego Muhammad al-Ahmadi az-Zawahiri został rektorem Uniwersytetu Al-Azhar, tysiącletniej muzułmańskiej uczelni teologicznej położonej w sercu Starego Kairu, którą wciąż uważa się za jeden z najważniejszych ośrodków islamskiej oświaty na Bliskim Wschodzie. W świecie muzułmańskim status przywódcy owej instytucji jest porównywalny z pozycją papieża. Imama Muhammada wspomina się dziś jako wielkiego reformatora uczelni, choć w swojej epoce miał on wielu przeciwników, aż w końcu musiał pożegnać się z posadą w wyniku strajków studentów i pracowników protestujących przeciwko jego reformom106. Ojciec i dziadek Rabiego także pracowali na tej samej uczelni.

Żona Rabiego Umajma Azzam pochodziła natomiast z klanu równie zacnego, ale znacznie bardziej zamożnego i zaangażowanego politycznie. Jej ojciec, doktor Abd al-Wahhab Azzam, był rektorem Uniwersytetu Kairskiego oraz założycielem Uniwersytetu Króla Sauda w Rijadzie. Miał liczne obowiązki akademickie, pełnił też funkcję egipskiego ambasadora w Pakistanie, Jemenie i Arabii Saudyjskiej. W swoim czasie należał do najważniejszych intelektualistów w całym świecie arabskim. Jego wuj był założycielem i jednym z pierwszych sekretarzy generalnych Ligi Państw Arabskich.

Pomimo tak znakomitego pochodzenia profesor Zawahiri i jego żona zamieszkali w dzielnicy baladi za torami, przy ulicy numer 100. Później zaś wynajęli bliźniak pod numerem 10 przy ulicy numer 154, w pobliżu dworca kolejowego. Przynależność do śmietanki towarzyskiej Al-Ma’adi nie bardzo ich nęciła. Byli religijni, ale nie obnosili się ze swoją pobożnością. Umajma wychodziła z domu z odkrytą głową, co zresztą należało wtedy do dość powszechnych zwyczajów. Publiczne okazywanie żarliwości religijnej było wówczas w Egipcie rzadkie, a w Al-Ma’adi nawet o takich zachowaniach się nie słyszało. W okolicy znajdowało się więcej kościołów niż meczetów, prężnie działała też żydowska synagoga.

W domu Zawahirich szybko zaroiło się od dzieci. Najstarsi – Ajman i jego siostra bliźniaczka Umnja – urodzili się 19 czerwca 1951 roku. Oboje należeli potem do czołówki najlepszych studentów na Akademii Medycznej. Ich młodsza o trzy lata siostra Hiba również została lekarką. Pozostała dwójka – Muhammad i Husajn – uczyła się na architektów.

Otyły, łysy i nieco zezujący ojciec Ajmana słynął z ekscentryzmu i roztargnienia, ale i tak uwielbiali go zarówno studenci, jak i okoliczna dzieciarnia. Większość czasu spędzał w laboratorium lub w swojej prywatnej klinice107. W związku z pracą naukową zdarzało mu się jeździć do Czechosłowacji, choć podróże nie były wówczas dla Egipcjan łatwo dostępne ze względu na ograniczenia walutowe. Zawsze wracał obładowany zabawkami. Chętnie zabierał dzieci do kina pod chmurką, które trzy razy w tygodniu organizowano na terenie klubu sportowego, przy tych okazjach dostępnego dla osób niebędących członkami. Mały Ajman uwielbiał bajki Disneya i inne kreskówki. Latem cała rodzina jeździła na plażę w Aleksandrii. ­Życie na profesorskiej pensji nie dawało jednak swobody finansowej, zwłaszcza jeśli się miało pięcioro ambitnych dzieci, którym należało zapewnić odpowiednią edukację. Pierwszy samochód w rodzinie pojawił się, gdy Ajman był już dorosły. Podobnie jak wielu innych egipskich naukowców, profesor Zawahiri musiał na kilka lat wyjechać z kraju (do Algierii), żeby nieco zwiększyć swoje zarobki. W ramach oszczędności rodzina hodowała za domem kury i kaczki, a profesor kupował całe skrzynki pomarańczy i mango, które wciskał dzieciom jako naturalne źródło witaminy C. Choć był z wykształcenia farmaceutą, sprzeciwiał się faszerowaniu organizmu środkami chemicznymi.

Wśród mieszkańców Al-Ma’adi w latach pięćdziesiątych i sześćdziesiątych XX wieku istniał tylko jeden wyznacznik statusu społecznego: przynależność do klubu sportowego. Całe życie towarzyskie miasta kręciło się właśnie wokół niego. Ponieważ rodzina Zawahirich tego zaszczytu nie dostąpiła, Ajman zawsze czuł się odcięty od tego ośrodka władzy i wysokiego statusu. Jego rodzina uchodziła za dość konserwatywną i nieco zacofaną. Nazywano ich sa’idi – tym pogardliwym określeniem sugerującym prostactwo obdarzano mieszkańców Górnego Egiptu (po arabsku As-Sa’id).

W lepszej części miasta, w otoczeniu zielonych boisk i kortów tenisowych znajdował się oddział sławnej brytyjskiej prywatnej szkoły dla chłopców o nazwie Victoria College. Jej uczniowie chodzili na zajęcia w krawatach i marynarkach. Do najbardziej znanych jej absolwentów należał zdolny krykiecista Michel Chalhub, który później został aktorem filmowym znanym jako Omar ­Sharif108. Uczęszczał też do niej palestyński intelektualista i autor wielu prac krytycznych Edward Said, jak również przyszły król Jordanii Husajn I.

Ajman az-Zawahiri chodził jednak do zwykłej państwowej szkoły średniej, mieszczącej się w skromnym, niskim budynku za zieloną bramą, w gorszej części miasta. Uczniowie tych dwóch szkół żyli w zupełnie różnych światach i nigdy się nie spotykali, nawet na imprezach sportowych. Podczas gdy w Victoria College poziom edukacji dostosowywano do europejskich standardów, w szkole państwowej nie zważano na zachodnie trendy. Za zieloną bramą w klasach i na boisku rządzili szkolni tyrani. Słaby fizycznie chłopiec taki jak Ajman musiał tam wypracować sobie odpowiednie strategie przetrwania.

Ajman w dzieciństwie miał okrągłą buzię, nieufne spojrzenie i usta nieskore do uśmiechu. Był molem książkowym, świetnie się uczył i nie znosił agresywnych sportów, które określał jako „nieludzkie”109. Już w młodym wieku uchodził za bardzo pobożnego i często go widywano na modlitwach w meczecie Husajna Sidkiego (była to skromna przybudówka przy dużym bloku mieszkalnym; jej nazwa upamiętniała sławnego aktora, który porzucił swój zawód, uznając go za bezbożny). Zważywszy na znaczną liczbę ważnych muzułmańskich uczonych w rodzinie Ajmana, jego zainteresowanie religią z pewnością nikogo nie dziwiło – potęgowało jednak jego wizerunek osoby delikatnej i trochę nie z tego świata.

Świetnie się uczył, a nauczyciele darzyli go wielką estymą. Koledzy z klasy uważali go za geniusza110, choć często bywał zamyślony i zdawał się nieobecny. Dyrektor szkoły napisał raz do jego ojca, że Ajman nie stawił się na sprawdzianie. Profesor odpisał: „Już od jutra będzie Pan miał zaszczyt nadzorować jego naukę. W przyszłości będzie miał Pan powody do dumy”111. I rzeczywiście, niewielkim nakładem sił Ajman zdobywał najlepsze oceny.

Choć poza domem Ajman niemal cały czas sprawiał wrażenie bardzo poważnego, wśród bliskich ukazywał swą nieco weselszą naturę. „Kiedy się śmiał, cały aż się trząsł – tak naprawdę prosto z serca” – wspominał jego wuj Mahfuz Azzam, pracujący w Al-Ma’adi jako prawnik.

Ojciec Ajmana zmarł w 1995 roku. Jego matka Umajma Azzam wciąż mieszka w Al-Ma’adi, w wygodnym mieszkaniu położonym nad sklepem z artykułami AGD. Doskonale gotuje; wielką sławą cieszy się jej kunafa – deser z nitek ciasta filo przełożonych masą serową z orzechami i nasączonych syropem z kwiatów pomarańczy. Jako dziecko posiadaczy ziemskich z wyższych sfer odziedziczyła po swoim ojcu kilka żyznych pól uprawnych w Gizie oraz oazie Fajum, dzięki czemu miała zapewnione skromne źródło własnych przychodów. Z Ajmanem łączyła ją wspólna pasja literacka. Matka uczyła się na pamięć wierszy przysyłanych przez syna, które często były odami do niej samej.

Wuj Mahfuz, patriarcha rodu Azzamów, zauważył, że choć Ajman kontynuował tradycje medyczne Zawahirich, w istocie bliżej mu było do pasji politycznych rodziny ze strony matki. Od stu pięćdziesięciu lat – czyli od czasu powstania pierwszego egipskiego parlamentu – przedstawiciele rodu Azzamów odgrywali znaczące role w polityce, ale zawsze po stronie opozycji. Mahfuz kontynuował tę rodzinną tradycję stawiania oporu: już jako piętnastolatek został uwięziony za spiskowanie przeciwko władzom. W 1945 roku aresztowano go ponownie, podczas łapanki na bojowników po zabójstwie premiera Ahmada Mahira. „Sam miałem zamiar zrobić to, czego dokonał Ajman” – przechwalał się.

Sajjid Kutb uczył Mahfuza Azzama arabskiego w trzeciej klasie szkoły średniej (w 1936 roku) i bardzo się ze swoim młodym podopiecznym zaprzyjaźnił. Później Azzam publikował swoje teksty w piśmie Bractwa Muzułmańskiego, wydawanym przez Kutba w początkowych latach po rewolucji. Następnie zaś został jego osobistym prawnikiem i był jedną z osób, które się z nim widziały przed egzekucją. Azzam przyszedł do szpitala więziennego, gdzie Kutb spędzał ostatnie chwile życia. Skazaniec był bardzo spokojny. Podpisał pełnomocnictwo dające Azzamowi prawo do dysponowania jego majątkiem, a potem podarował mu swój osobisty egzemplarz Koranu, w którym umieścił specjalną dedykację – była to niezwykle cenna pamiątka po męczenniku.

Młody Ajman az-Zawahiri wielokrotnie słyszał opowieści ukochanego wujka Mahfuza o czystości charakteru Kutba i o cierpieniach doznawanych przez niego w więzieniu. Miarą wpływu, jaki wywarły na nim te historie, może być zdarzenie z połowy lat sześćdziesiątych, kiedy to Ajman i jego brat Muhammad wracali pieszo do domu z meczetu po wieczornej modlitwie. Zatrzymał się koło nich samochód, którym jechał Husajn asz-Szafi’i, ówczesny wiceprezydent Egiptu. Zaoferował chłopcom, że ich podwiezie. Asz-Szafi’i był jednym z sędziów wydających wyroki na islamskich fundamentalistów w 1954 roku. Dzieci z rodziny Zawahirich nie miały zbyt często okazji przejechać się samochodem, zwłaszcza w towarzystwie wiceprezydenta kraju. Ajman jednak odrzucił ofertę, mówiąc: „Nie chcemy, żeby nas podwoził ktoś, kto wydawał wyroki skazujące muzułmanów na śmierć”112.

Uparty sprzeciw wobec władz już w tak młodym wieku pokazuje wielką odwagę Zawahiriego i jego głębokie przekonanie o słuszności własnych poglądów – czyli pewną nieustępliwość, z której miał później słynąć i która powodowała, że koniec końców popadał w konflikt z każdym, kogo spotkał na swojej drodze. Co więcej, jego pogarda dla autorytarnych świeckich rządów czyniła z niego wiecznego politycznego wyrzutka. Te buntownicze cechy charakteru, które u kogoś mniej zdyscyplinowanego mog­łyby powodować wewnętrzny chaos, jemu akurat nie wymykały się spod kontroli, ponieważ były podporządkowane jednemu celowi, ­stanowiącemu jego życiową misję: wprowadzaniu wizji Kutba w życie.

„Reżim Nasera sądził, że dla ruchu islamistycznego egzekucja Sajjida Kutba i jego towarzyszy stanowiła śmiertelny cios – pisał później. – Jednak pod widocznymi na powierzchni pozorami spokoju idee propagowane przez Kutba tworzyły w Egipcie zaczątek nowoczesnego islamskiego ruchu dżihadu”113. I rzeczywiście, w tym samym roku, w którym Sajjid Kutb trafił na szubienicę, Ajman az-Zawahiri przyczynił się do utworzenia podziemnej komórki mającej na celu obalenie władz i wprowadzenie islamskich rządów w całym kraju. Miał wtedy piętnaście lat.

„Byliśmy grupką uczniów szkoły średniej w Al-Ma’adi i innych” – zeznawał później Zawahiri. Członkowie jego komórki spotykali się zwykle w domach, czasem w meczetach. Często przenosili się potem do parku albo do ustronnego miejsca na bulwarach nad Nilem. Początkowo było ich pięciu, a Zawahiri szybko stał się wśród nich emirem, czyli przywódcą. Nadal dyskretnie rekrutował nowych członków gotowych do walki o sprawę, która właściwie nie miała szans powodzenia i łatwo mogła skazać ich wszystkich na śmierć. „Posiadane przez nas środki nijak się miały do naszych aspiracji” – przyznawał. A jednak ani przez chwilę nie kwestionował raz podjętej decyzji.

Względna zamożność i odpowiednio wysoka pozycja społeczna mieszkańców Al-Ma’adi, która wcześniej chroniła ich przed politycznymi kaprysami dworu królewskiego, teraz czyniła z nich potencjalne ofiary rewolucyjnych rządów. Rodzice bali się wyrażać poglądy nawet przed własnymi dziećmi114. Jednocześnie w całym kraju zawiązywały się potajemne grupki takie jak ta, do której należał Zawahiri. Tworzyli je głównie zbuntowani, wyalienowani studenci. Początkowo były one niewielkie, słabo zorganizowane i przeważnie wzajemnie nieświadome swojego istnienia. Później jednak, w 1967 roku, wybuchła wojna z Izraelem.

Po wielu latach ataków werbalnych na Izrael Naser zażądał wycofania z Synaju sił pokojowych ONZ, a następnie wprowadził blokadę Cieśniny Tirańskiej dla statków zapewniających Izraelowi dostawy. Izrael odpowiedział oszałamiającym atakiem wyprzedzającym, który w dwie godziny niemal unicestwił egipskie siły powietrzne. Jeszcze tego samego popołudnia, gdy do wojny z Izraelem przyłączyły się Jordania, Irak i Syria, siły powietrzne tych krajów również zostały błyskawicznie zniszczone. W ciągu kilku następnych dni Izrael zajął cały półwysep Synaj, Jerozolimę, Zachodni Brzeg Jordanu oraz Wzgórza Golan, miażdżąc przy tym siły zbrojne pierwszej linii państw arabskich. Był to psychologiczny punkt zwrotny we współczesnej historii Bliskiego Wschodu. Nagłe i zdecydowane zwycięstwo Izraela w wojnie sześciodniowej stanowiło upokorzenie dla wielu muzułmanów, którzy dotąd wierzyli, że Bóg sprzyja raczej ich stronie sporu. Porażka ich armii i utrata części terytoriów oznaczały dla nich również kres wiary we własnych przywódców, swoje kraje i w siebie samych. Pojawiający się w Egipcie i innych państwach potężny odzew na ideę islamskiego fundamentalizmu zrodził się właśnie podczas tej szokującej porażki militarnej. W meczetach podniósł się wówczas nowy, surowy głos. Można było tam usłyszeć, że muzułmanie zostali pokonani przez siłę znacznie potężniejszą od maleńkiego Izraela – to sam Bóg się przeciwko nim zwrócił. Jedynym sposobem powrotu na Jego łono było zatem odbudowanie dawnej, czystej religii. Głos ten w odpowiedzi na ludzką rozpacz oferował bardzo prostą formułę: wszystkie problemy miał rozwiązać właściwie praktykowany islam.

Podstawą tego rozumowania było ukryte przekonanie, że Bóg stanął po stronie Żydów. W świecie islamskim aż do końca II wojny światowej nie pojawiały się szczególne zwiastuny antysemityzmu, który teraz przenikał politykę i stosunki społeczne w krajach arabskich. Żydzi przez tysiąc dwieście lat żyli całkiem bezpiecznie pod panowaniem muzułmańskich władców. Choć musieli być wobec nich ulegli, to cieszyli się pełną swobodą wyznania. Dopiero w latach trzydziestych XX wieku w wyniku nazistowskiej propagandy w arabskojęzycznych audycjach na falach krótkich oraz oszczerstw rzucanych przez chrześcijańskich misjonarzy w okolicy pojawiły się uprzedzenia znane już od dawna na Zachodzie. Po wojnie zaś Kair stał się schronieniem dla nazistów, którzy pełnili nawet funkcje doradcze w wojsku i administracji państwowej. Ruch islamistyczny narodził się w okresie, gdy faszyzm akurat zanikał – ale w Egipcie obie te tendencje przez jakiś czas występowały jednocześnie, przez co wirus antysemityzmu został przekazany nowemu nosicielowi.

Powstanie państwa Izrael oraz oszałamiający wzrost jego potęgi militarnej stanowiły spore wyzwanie dla arabskiej tożsamości. Widząc własną niską pozycję, Arabowie patrzyli na Izrael i wspominali czasy, gdy prorok Mahomet rozprawił się z Żydami z Medyny. Rozmyślali o wielkiej fali muzułmańskich podbojów, o nieposkromionych rzeszach swoich przodków uzbrojonych w miecze i włócznie – i czuli się upokorzeni kontrastem między dumną wojowniczą przeszłością a nędzną codziennością. Bieg historii właśnie się odwrócił, a oni byli tak podzieleni, zdezorganizowani i zmarginalizowani jak w czasach dżahilii. Nawet Żydzi mieli nad nimi przewagę. W meczetach głoszono, że Arabowie utracili jedyną broń dającą im prawdziwą siłę – bronią tą była ich wiara; wystarczy więc odbudować tamten pierwotny zapał i czystość religii, która dała im wielkość, a Bóg znów będzie po ich stronie.

Pierwotnym celem ataku egipskich fundamentalistów stał się świecki reżim Nasera. W świetle nauk dżihadu należało przede wszystkim poskromić „bliskiego wroga”, czyli oczyścić społeczność muzułmańską. „Dalszy wróg”, czyli Zachód, mógł zaczekać, aż islam sam się zreformuje. Dla Zawahiriego i jego kolegów oznaczało to co najmniej konieczność wprowadzenia w Egipcie prawa muzułmańskiego.

Zawahiri zamierzał również przywrócić kalifat, czyli rządy muzułmańskich duchownych, które formalnie zniesiono w 1924 roku po upadku imperium osmańskiego, choć tak naprawdę już od XIII wieku kalifowie nie mieli realnej władzy. Zawahiri żywił przekonanie, że gdy w Egipcie ustanowiony zostanie kalifat, kraj ten stanie się ośrodkiem działań dla całej reszty świata muzułmańskiego i poprowadzi go na dżihad przeciw Zachodowi. „Wówczas, z Bożą pomocą, w historii dokona się nowy zwrot – pisał później – w stronę przeciwną do kierunku obranego przez imperium Stanów Zjednoczonych oraz światowe rządy Żydów”115.

*

W 1970 roku Gamal Abdel Naser niespodziewanie zmarł na zawał serca. Jego następca Anwar as-Sadat tak bardzo pragnął ugruntować swoją pozycję, że natychmiast zaczął podejmować próby pojednania z fundamentalistami. Obwołał się „wierzącym prezydentem” oraz „pierwszym mężem islamu”, zaproponował też Bractwu Muzułmańskiemu pewien układ: w zamian za ich wsparcie w walce z lewicą i zwolennikami zmarłego prezydenta miał im zezwolić na głoszenie swoich nauk, o ile wyrzekną się stosowania przemocy116. Powypuszczał z więzień wielu radykałów, nie zdając sobie sprawy, jak wielkie stanowią oni zagrożenie dla jego własnego obozu władzy – zwłaszcza młodsi członkowie ruchu, którzy się zradykalizowali pod wpływem lektury pism Sajjida Kutba.

W październiku 1973 roku, podczas ramadanu, miesiąca postu, Egipt i Syria zaskoczyły Izrael, dokonując jednoczesnych ataków na położone za Kanałem Sueskim okupowane tereny półwyspu Synaj oraz Wzgórza Golan. Choć siły syryjskie szybko zostały odparte, a egipska Trzecia Armia została ocalona tylko dzięki interwencji ONZ, w Egipcie atak ten uznano za wielkie zwycięstwo przywracające honor krajom arabskim. Dla prezydenta Sadata był to zarazem wielki triumf polityczny, którego bardzo potrzebował.

Podziemna organizacja Ajmana az-Zawahiriego wciąż jednak rosła w siłę – w 1974 roku liczyła już czterdziestu członków. Sam Zawahiri był teraz szczupłym, wysokim mężczyzną noszącym wielkie okulary w czarnych oprawkach oraz wąsik biegnący nad równą linią jego ust. Włosy nieco mu się przerzedziły, a na czole robiły się zakola. Studiował na wydziale medycyny Uniwersytetu Kairskiego, gdzie aż kipiało od nastrojów fundamentalistycznych – on jednak nie przejawiał wyraźnych cech fanatyka. Ubierał się w stylu zachodnim (przeważnie nosił marynarkę i krawat), a jego zaangażowanie w sprawy polityczne pozostawało wtedy zupełnie utajone – nawet przed rodziną117. Nielicznym osobom, które wiedziały o jego ukrytej działalności, tłumaczył, że jej celem nie jest rewolucja, w swej istocie zbyt krwawa, lecz raczej nagły przewrót wojskowy mający całkowicie zaskoczyć rządzących i odebrać im władzę.

Nie całkiem jednak ukrywał swoje przekonania. W Egipcie od zawsze istniała silna tradycja obracania kiepskiej sytuacji politycznej w żart. Jeden z dowcipów, które wedle rodzinnych wspomnień Ajman w owym okresie opowiadał, brzmiał następująco: Pewna biedna kobieta ze swoim „pączuszkiem” na ręku poszła zobaczyć jadący przez miasto orszak królewski. „Daj Bóg, żeby i ciebie ludzie kiedyś oglądali w takiej chwale” – mówiła do dziecka. Jej modły usłyszał oficer, który oburzył się na te słowa i spytał ją, czy całkiem oszalała, że mówi takie bzdury. Lecz dwadzieścia lat później ten sam oficer patrzył, jak przez miasto jedzie wspaniały orszak Sadata. „Och, pączuszku, jednak ci się udało!” – zawołał na widok prezydenta118.

Na ostatnim roku medycyny Ajman az-Zawahiri oprowadzał po kampusie Abdallaha Schleifera – dziennikarza z USA, który miał później wykładać medioznawstwo na Uniwersytecie Amerykańskim w Kairze. Pojawienie się Schleifera w życiu Zawahiriego stanowiło dla tego ostatniego spore wyzwanie. Niemal dwumetrowy chudzielec o mocno skręconych włosach i z kozią bródką, którą nosił od lat pięćdziesiątych, gdy fascynował się ruchem bitników, z wyglądu bardzo przypominał amerykańskiego poetę Ezrę Pounda. Wychował się (jako Marc Schleifer) w rodzinie niereligijnych Żydów na Long Island. Po młodzieńczej fascynacji marksizmem i zawiązaniu przyjaźni z członkami Partii Czarnych Panter oraz Che Guevarą, podczas podróży do Maroka w 1962 roku przypadkiem natrafił na islamską tradycję suficką. Słowo „islam” w języku arabskim oznacza „poddanie się woli Boga”, i to właśnie przydarzyło się Schleiferowi. Nawrócił się, zmienił imię na Abdallah i resztę swojego zawodowego życia spędził na Bliskim Wschodzie. W 1974 roku, gdy po raz pierwszy udał się do Kairu, żeby pełnić tam funkcję szefa biura stacji telewizyjnej NBC, wujek Zawahiriego Mahfuz Azzam – który dla Schleifera był postacią fascynującą – w pewnym sensie się nim opiekował. Amerykański Żyd nawrócony na islam stanowił nie lada ciekawostkę. Schleifer wkrótce nabrał przekonania, że opiekuje się nim cała rodzina Azzamów.

Schleifer szybko wyczuł przemiany ruchów studenckich w Egipcie. Na kampusach zaczynali się pojawiać młodzi islamscy aktywiści – najpierw na południu kraju, a potem również w Kairze. Tworzyli oni grupę o nazwie Al-Dżama’a al-Islamijja (Grupa Islamska). Zachęceni do działania ugodową postawą Sadata, który potajemnie wyposażał ich w broń, żeby mogli się bronić przed atakami marksistów i zwolenników Nasera119, zaczęli się aktywnie przyczyniać do radykalizacji nastrojów na większości egipskich uczelni. Organizowali się, podobnie jak Bractwo Muzułmańskie, w małe komórki zwane unkud (l. mn. anakid – winne grona)120. W ciągu zaledwie czterech lat grupa ta całkowicie zdominowała kampusy uniwersyteckie. Studenci nagle przestali strzyc brody, a studentki zaczęły nosić chusty, co dla większości Egipcjan stanowiło całkiem nowy widok.

Schleifer potrzebował kogoś, kto pomógłby mu lepiej zrozumieć, co się dzieje. Za pośrednictwem Mahfuza poznał Ajmana az-Zawahiriego, który zgodził się oprowadzić go po kampusie w ramach wycieczki poznawczej bez kamery. „Był bardzo chudy i miał ogromne okulary – wspominał później Schleifer, któremu Zawahiri przypominał radykałów spotykanych wcześniej w USA. – Odnosiłem wrażenie, że tak właśnie wyglądali nowojorscy lewicowi intelektualiści trzydzieści lat wcześniej”. Przyglądał się studentom przygotowującym plakaty wzywające na demonstracje oraz młodym pobożnym muzułmankom w hidżabach. Później wraz z Zawahirim przeszli się bulwarem prowadzącym przez kairskie zoo aż do mostu Uniwersyteckiego. Stojąc nad potężnym, leniwie płynącym Nilem, Zawahiri powiedział z dumą, że grupy fundamentalistów najwięcej członków zrekrutowały na dwóch najbardziej elitarnych wydziałach: medycznym i inżynierskim. „Czy to nie imponujące?” – spytał.

Schleifer protekcjonalnym tonem odparł, że jeszcze w latach sześćdziesiątych te same wydziały stanowiły przyczółek młodzieżówki marksistowskiej, a ruch islamistyczny jest po prostu najnowszym sposobem wyrażania młodzieńczego buntu. „Widzisz, Ajman, sam byłem marksistą. Kiedy opowiadasz, mam wrażenie, że znów jestem na wiecu. Nie czuję, że rozmawiam z muzułmaninem wyznającym tradycyjne wartości”. Zawahiri grzecznie wysłuchał swojego gościa, ale zdawał się mocno zdziwiony jego krytycznym spojrzeniem.

Wkrótce potem obaj panowie znów się spotkali. Obchodzono właśnie Id al-Fitr, czyli doroczne święto dziękczynienia, najradośniejszy dzień w roku. W pięknym ogrodzie meczetu Faruka w Al-Ma’adi odbywały się modły na świeżym powietrzu. Gdy Schleifer tam dotarł, zauważył Zawahiriego w towarzystwie brata. W wielkim skupieniu rozkładali na ziemi plastikowe modlitewniki i ustawiali mikrofon. Czas refleksji, podczas której wszyscy wierni mieli razem recytować Koran, zmienił się w nierówną rywalizację między całym zgromadzeniem a braćmi wyposażonymi w mikrofon. „Zdałem sobie wówczas sprawę, że oni wprowadzają formułę salafizmu, która nie uznaje żadnych islamskich tradycji powstałych po czasie Proroka – wspominał później. – W rezultacie ginie cała poezja i powstaje chaos”.

Po zakończeniu modłów Schleifer podszedł do Zawahiriego i powiedział: „Ajman, postępujesz niewłaściwie”. Zawahiri zaczął się tłumaczyć, ale Schleifer nie chciał go słuchać. „Nie będę się z tobą kłócić. Ja mam podejście sufickie, a ty salafickie. Ale popełniasz fitnę, a skoro tak, powinieneś założyć swój własny meczet i tam robić, co chcesz” – odparł Schleifer, nawiązując do występującego w Koranie zakazu wprowadzania zamętu i nieporządku. Zawahiri odpowiedział potulnie: „Masz rację, Abdallah”.

Koniec końców rozproszone podziemne grupki zaczęły się wzajemnie odkrywać. W samym Kairze istniało pięć czy sześć komórek, z których większość nie liczyła więcej niż dziesięciu członków121. Cztery z nich – w tym grupa Ajmana az-Zawahiriego, należąca do najliczniejszych – połączyły się i utworzyły Dżama’at al-Dżihad, czyli Grupę Dżihadu, w skrócie Al-Dżihad122. Choć cele mieli podobne do idei propagowanych przez główny nurt fundamentalistów zrzeszonych w Bractwie Muzułmańskim, nie zamierzali prowadzić mozolnej pracy politycznej, żeby je osiągnąć. Zawahiri uważał, że tego rodzaju wysiłek zatruwa czystą ideę państwa islamskiego. Z czasem zaczął gardzić członkami Bractwa Muzułmańskiego właśnie z powodu ich skłonności do szukania kompromisów.

Zawahiri ukończył medycynę w 1974 roku, a potem przez trzy lata w ramach służby wojskowej pracował jako chirurg w bazie poza granicami Kairu. Później założył własną klinikę w bliźniaku, który zajmował wraz z rodzicami. Zbliżał się już do trzydziestki, co oznaczało, że powinien się ożenić. Do tej pory nigdy nie miał żadnej sympatii. Zgodnie z egipską tradycją przyjaciele i krewni zaczęli mu proponować odpowiednie kandydatki. Zawahiriego nie interesowała romantyczna miłość – szukał kobiety, która dzieliłaby z nim radykalne przekonania i byłaby gotowa cierpliwie znosić wszelkie trudności, jakie mógł na nich ściągnąć jego dogmatyzm. Jedną z potencjalnych narzeczonych, które mu zaproponowano, była Azza Nuwajr – córka wieloletniego przyjaciela rodziny.

Podobnie jak rodzina Zawahirich i Azzamów, Nuwajrowie również stanowili znaczący kairski klan. Azza dorastała w zamożnym domu w Al-Ma’adi. Była wyjątkowo drobna, jak dziewczynka, a zarazem niesłychanie stanowcza. Gdyby urodziła się w innym miejscu i innej epoce, mogłaby zostać wysokiej klasy specjalistką lub w inny sposób służyć społeczeństwu, ale już na drugim roku studiów na Uniwersytecie Kairskim zaczęła nagle nosić hidżab i przejawiać potężną żarliwość religijną, która przeraziła jej rodzinę. Jak wspominał jej starszy brat Isam: „wcześniej ubierała się w najmodniejsze ciuchy. Nie chcieliśmy, żeby stała się aż tak religijna. Zaczęła dużo się modlić i czytać Koran. I tak krok po kroku całkiem się zmieniła”123. Niedługo potem poszła jeszcze dalej i zaczęła nosić też nikab, czyli zasłonę na twarz, pozostawiającą na widoku tylko oczy. Jak twierdził jej brat, całymi nocami ślęczała nad Koranem. Gdy budził się rano, zastawał ją siedzącą na ­modlitewniku ze ­świętą księgą w dłoniach, pogrążoną w głębokim śnie.

Noszenie nikabu stanowiło barierę ograniczającą perspektywę zamążpójścia, zwłaszcza w społeczeństwie, które wciąż aspirowało do nowoczesnego zachodniego świata. Dla większości rówieśników Azzy jej decyzja o zasłanianiu twarzy stanowiła szokujący akt wyrzeczenia się przynależności do własnej klasy społecznej. Odmowa porzucenia tego zwyczaju stale była zaś konfrontowana z presją, aby to jednak zrobiła. „O jej rękę starało się wielu mężczyzn posiadających majątek i wysoką pozycję społeczną, należących do elity – wspominał jej brat. – Niemal wszyscy jednak żądali, żeby przestała nosić nikab. Ona zaś bardzo spokojnie odpowiadała, że nie przestanie. Chciała, żeby ktoś ją zaakceptował. Właśnie takiej osoby szukał Ajman”.

Zgodnie z obowiązującym zwyczajem podczas pierwszego spotkania Azzy i Ajmana dziewczyna na kilka minut odsłoniła twarz. „Ajman zobaczył jej twarz, a potem wyszedł” – relacjonował Isam. Potem młodzi jeszcze raz ze sobą rozmawiali, ale właściwie wymienili tylko grzeczności. Ajman nie widział już twarzy narzeczonej, musiał zaczekać, aż zakończy się ceremonia ślubna.

Na rodzinie Nuwajrów zrobił pozytywne wrażenie – imponował im jego szacowny rodowód, ale pewien niepokój wywoływała żarliwa pobożność. Choć Ajman był mężczyzną uprzejmym i miłym w obyciu, to nie witał się z kobietami i nie chciał nawet na nie patrzeć, jeśli miały na sobie spódnice. Z rodziną Azzy nigdy nie rozmawiał o polityce i nie wiadomo, jak wiele zdradził jej samej. W każdym razie Azza z pewnością pochwalała jego działania w podziemiu. Zwierzyła się przyjaciółce, że jej największym marzeniem jest zostać męczennicą124.

Ślub odbył się w lutym 1978 roku w położonym przy placu Opery w Kairze hotelu Continental-Savoy – dawniej oazie anglo-egipskiego luksusu, a teraz nieco już zaniedbanym, choć wciąż dość szacownym przybytku. Zgodnie z życzeniem pary młodej nie grała muzyka i nie robiono zdjęć. „To była taka udawana tradycja – wspominał Schleifer. – Musieliśmy pozostawać w sektorze dla mężczyzn, gdzie panowała bardzo ciężka, poważna atmosfera, wciąż wypijano kolejne filiżanki kawy i nikomu nie dopisywał dobry humor”.

„Mój związek z Afganistanem rozpoczął się latem 1980 roku od szczególnego zrządzenia losu” – pisał Zawahiri w krótkich wspomnieniach zatytułowanych Fursan taht rajat an-Nabi 125. Podczas gdy zastępował innego lekarza w klinice Bractwa Muzułmańskiego, jej dyrektor spytał go, czy zechciałby mu towarzyszyć w podróży do Pakistanu, gdzie miałby się zająć uchodźcami z Afganistanu, których setki tysięcy uciekały za granicę w wyniku niedawno rozpoczętej sowieckiej interwencji. Zawahiri od razu się zgodził. Od dawna zastanawiał się nad znalezieniem bezpiecznej przystani dla dżihadu, co wydawało się prawie niemożliwe w Egipcie. „Rzeka Nil płynie wąską doliną między dwiema pustyniami, gdzie nie ma wody ani roślin – pisał. – Na takim terenie nie da się prowadzić walk partyzanckich, przez co mieszkańcy tej doliny muszą się podporządkowywać władzy centralnej, która ich wykorzystuje jako siłę roboczą lub wciela do armii”. Chciał zatem sprawdzić, czy przypadkiem w Pakistanie lub Afganistanie nie znajdzie się miejsce na bazę dla armii radykalnych islamistów, którzy w odpowiednim czasie będą mogli wrócić do Egiptu i przejąć tam władzę.

Zawahiri udał się do Peszawaru w towarzystwie anestezjologa i chirurga plastycznego. „Byliśmy pierwszymi trzema Arabami, którzy przyjechali tam w ramach pomocy humanitarnej” – twierdził potem. W Pakistanie spędził cztery miesiące, podczas których pracował dla Stowarzyszenia Czerwonego Półksiężyca – islamskiego odpowiednika Czerwonego Krzyża.

Nazwa „Peszawar” podobno pochodzi od słowa „puszpapura”, które w sanskrycie oznacza „miasto kwiatów”. Może była ona adekwatna w czasach buddyjskich, ale od tamtej pory wszelkie bardziej wyrafinowane ozdoby już z tego miejsca poznikały. Miasto leży po wschodniej stronie Przełęczy Chajberskiej, gdzie od czasów Aleksandra Wielkiego oraz Czyngis-chana zbierały się armie najeźdźców, które zostawiały tu swoje ślady genetyczne, przejawiające się w rysach twarzy tutejszej bardzo różnorodnej populacji. Peszawar stanowił ważny przyczółek dla imperium brytyjskiego – był ostatnią przystanią cywilizacji, za którą aż do Moskwy ciągnęły się tereny całkiem dzikie. Gdy w 1947 roku Brytyjczycy opuścili swoje garnizony, Peszawar stał się skromnym, ale nieposkromionym ośrodkiem rolniczym. Wojna nieco ożywiła to starożytne miasto; kiedy przybył do niego Ajman az-Zawahiri, nie brakowało tam przemytników, handlarzy bronią czy sprzedawców opium.

Sporym wyzwaniem okazał się nagły napływ bezdomnych, głodujących Afgańczyków. Pod koniec 1980 roku w Pakistanie znajdowało się już 1,4 miliona afgańskich uchodźców, a w następnym roku liczba ta się niemal podwoiła. Większość trafiała początkowo właśnie do Peszawaru, szukając schronienia w obozach położonych w okolicy. Wielu ucierpiało od min zakładanych przez Sowietów lub w wyniku intensywnych bombardowań miast i wiosek, potrzebowało więc pomocy medycznej. Warunki panujące w szpitalach i przychodniach były jednak poniżej wszelkich standardów, zwłaszcza na początku wojny. Zawahiri pisał do domu, że czasem musi dezynfekować rany miodem126.

W listach do matki skarżył się na samotność i prosił, żeby pisała do niego częściej. Czasem zdarzało mu się wyrażać swoją rozpacz za pomocą poezji:

Na me występki dobrem odpowiadała,

O nic mnie w zamian nie prosząc…

Niech Bóg wybaczy nieporadność moją

I me przewiny jej wynagrodzi…

Och, Boże, zlituj się nad przyjezdnym,

Który za matki widokiem tak tęskni127.

Reszta tekstu dostępna w regularniej sprzedaży.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: