Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Za miesiąc: Fotografja bez retuszu - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Za miesiąc: Fotografja bez retuszu - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 238 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

ZA MIE­SIĄC.

FO­TO­GRA­FJA BEZ RE­TU­SZU.

zdjął z na­tu­ry

Wo­ło­dy Ski­ba.

(Od­bit­ka z Kół­ka Do­mo­we­go).

WAR­SZA­WA.

w DRU­KAR­NI CZER­WIŃ­SKIE­GO I SPÓŁ­KI przy uli­cy Śto-Krzyz­kiej Ner 1325 (8).

1868.

Äîçâîäåïî Öåíçó­ðîþ.

Âàðøàâà 18 ßíâàðÿ 1868 ã.

ZA MIE­SIĄC.

Na­zy­wa­no pana Ro­cha Ka­rzel­skie­go ory­gi­na­łem, cho­ciaż w isto­cie ani w jego po­sta­ci, ani w po­stę­po­wa­niu nio tak bar­dzo ory­gi­nal­ne­go nie było.

Byt on urzęd­ni­kiem i brał sześć ty­się­cy pen­sji. Sześć ty­się­cy jest u nas pen­sją tak wy­so­ką, że o tym, kto jest tak upo­sa­żo­ny, na­pew­no pra­wie po­wie­dzieć moż­na, że nie jest mło­dy. Toż samo dało się po­wie­dzieć, o panu Ro­chu; brat sześć ty­się­cy od lat dwóch, a do­stał je po dwu­dzie­stu la­tach nie­ska­zi­tel­nej służ­by. Wi­dać ztąd, że już za­szedł w pią­ty dzie­sią­tek, co rów­nie otwar­cie jak me­try­ka albo stan służ­by, po­wia­da­la jego ły­si­na i przy­pru­sza­jij­ca reszt­ki wło­sów si­wi­zna.

I.

Nie bę­dzie­my prze­bie­ga­li ca­lej li­sty sta­nu służ­by pana Ro­cha, obo­jęt­nem jest dla nas jak pręd­ko awan­so­wa­li ja­kie zaj­mo­wał sta­no­wi­ska, zaj­rzy­my tyl­ko na chwi­lę do tej ru­bry­ki, gdzie się ste­reo­ty­po­we­mi wy­ra­za­mi ofi­cjal­ne­go sty­lu za­pi­su­ją dzie­je ro­dzin­ne, a więc i ser­decz­ne naj­czę­ściej, lu­dzi, co so­bie po­ło­ży­li za za­da­nie wdra­pać się jak naj­wy­żej po szcze­blach biu­ro­kra­tycz­nej dra­bi­ny.

W ru­bry­ce tej przez siedm lat z okła­dem znaj­do­wał się tyl­ko je­den wy­raz: „bez­żen­ny”. W ósmym roku służ­by prze­kre­ślo­no ten wy­raz i za­pi­sa­no; „żo­na­ty z Ka­ta­rzy­ną Po­ście­ką cór­ką urzęd­ni­ka,” a w rok póż­niej do­pi­sa­no jesz­cze:.,ma cór­kę Le­oka­dję, uro­dzo­ną dnia 9. grud­nia 185" roku."

Przed ślu­bem pan Roeh brał tyl­ko ty­siąc ośm­set zło­tych, w dzień ślu­bu awan­so­wał na dwa ty­sią­ce czte­ry­sta. Znać w tym było wply­wę pro­tek­cji te­ścia, któ­ry był bez­po­śred­nim na­czel­ni­kiem pana Ro­cha. Do­wo­dzi­ło to za­ra­zem, że pan Roch ser­ce swo­je w kar­bach trzy­mać po­tra­fił, i uczy­nił je zu­peł­nie ule­głem woli zwierzch­ni­ka, któ­ry nie­raz za­pra­szał go do sie­bie na fa­mi­lij­ne­go wi­sta, i pod­czas gry niby nie­chcą­cy, da­wał mu do zro­zu­mie­nia, że rad­by go mieć swo­im zię­ciem.

Tak na­przy­kład do sto­li­ka wi­sto­we­go za­sia­da­ło oprócz go­spo­da­rza i pana Ro­cha dwóch jesz­cze szwa­grów pana Po­ście­kie­go, pan Jan i pan Jó­zef, oby­dwaj rad­cy. Pan Roch mial wy­cho­dzić i wy­cho­dził tak do­brze, że na­czel­nik wy­krzy­ki­wał:

– Z ta­len­tem za­gra­ne, pa­nie Ro­chu, z ta­len­tem!… gdy­bym mial jesz­cze jed­ną sio­strę, chciał­bym cię mieć swo­im szwa­grem….

– Był­by wist praw­dzi­wie ro­dzin­ny, od­po­wia­dał na to pan Roch.

– Ale, że nic masz wię­cej siostr.za­czy­nal pan rad­ca Jan.

– Więc go mo­żesz mieć swo­im zię­ciem, do­ma­wiał pan rad­ca Jó­zef, któ­ry miał zwy­czaj koń­czyć ucin­ko­we zda­nia szwa­gra, rad­cy Jana.

Pan Roch ru­mie­nił się i wzdy­chał.

– Ka­sia jesz­cze za mło­da, de­cy­do­wał na­resz­cie na­czel­nik Po­ścic­ki.

Pan Roch czer­wie­nił się jesz­cze bar­dziej, wzdy­chał jesz­cze moc­niej.

Ro­zu­miał do­brze, iż gdy taka tyl­ko w przy­ję­ciu go za zię­cia za­cho­dzi­ła prze­szko­da, to czas nie­dłu­go ją zwy­cię­ży, a wte­dy pan na­czel­nik nie bę­dzie już miał nic do za­rzu­ce­nia my­śli za­czę­tej przez rad­cę Jana, a do­koń­czo­nej przez rad­cę Jó­ze­fa. I

Roz­mo­wa ta po­wta­rza­ła się w domu pana Po­ście­kie­go pra­wie tak czę­sto jak wist, a wist po­wta­rzał się co ty­dzień

Pan Koch nie wąt­pił, że Ka­sia prze­zna­czo­ną mu była przez na­czel­ni­ka, a na­czel­nik,to wła­dza, więc jej ani my­ślał opo­no­wać, i pa­trzył na pan­nę Ka­się, jak na swo­je, przy­szła, to jest jesz­cze nie­śmie­lej jak na wszyst­kie inne.

Tym spo­so­bem przy­szło fio lego, że raz gdy rad­ca Jó­zef do­koń­czył za­czę­te­go przez rad­cę Jana przy­pusz­cze­nia, iż pan Roch mógł­by być zię­ciem na­czel­ni­ka, na­czel­nik wes­tchnął tyl­ko, i nic nie wspo­mniał o mło­do­ści Kasi.

– Oho! na­czel­ni­ków­na już do­ro­sła, po­my­ślał pan Roch.

I nie chcąc się oka­zać nie­ule­głym w obec zwierzch­ni­ka, ośł­wiad­czył się za­raz na­za­jutrz for­mal­nie, a jesz­cze for­mal­niej zo­stał przy­ję­ty.

W mie­siąc po­tem prze­kre­śla­no w eta­nie służ­by wy­raz: „bez­żen­ny” i za­pi­sy­wa­no: „żo­na­ty.”

Wist ów, owe na­po­mnie­nia rad­cy Jana, koń­czo­ne przez rad­cę Jó­ze­fa, uwa­gi na­czel­ni­ka a na­stęp­nie jego wy­mow­ne mil­cze­nie; awans w dzień ślu­bu, zmia­na w sta­nie służ­by, po­zo­sta­ły na za­wsze dro­giem dla pana Ro­cha wspo­mnie­niem. Były to niby całe dzie­je jego mi­ło­ści, wol­ne od tych wszyst­kich epi­zo­dów, bez któ­rych mi­łość w po­wie­ści obejść się nie może, od pierw­sze­go spo­tka­nia, ro­man­so­wych spoj­rze­li, wes­tchnień, czu­łych bi­le­ci­ków, usmie chów, eg­zal­to­wa­nych roz­mów, pierw­sze­go ko­cham" wy­po­wie­dzia­ne­go na klęcz­kach, i pierw­sze­go po­ca­łun­ku po­chwy­co­ne­go w go­rą­oz­ko­wej chwi­li za­po­mnie­nia o prze­pi­sach siód­me­go przy­ka­za­nia.

Ro­mans ten cały był ory­gi­nal­nym i może przy­czy­nił się do tego, że pana Ro­cha ory­gi­na­łem na­zy­wa­no.

W po­ży­ciu mał­żeń­skiem pan Roch po­zo­stał tem, czem był przed ślu­bem, to jest pod­wład­nym urzęd­ni­kiem. Nie bę­dąc na­czel­ni­kiem w biu­rze, nie śmiał so­bie tej po­sa­dy przy­własz­czać na­wet we wła­snym domu, na-czel­ni­ków­na za­tem ob­ję­ła do­mo­we rzą­dy, do cze­go z mocy sta­no­wi­ska ojca nie­za­prze­czo­ne mia­ła pra­wo.

Kie­dy w rok po­tem do­pi­sa­no w sta­nie służ­by pana Ro­cha, świe­żo na świat przy­by­ła Lo­dzię i w dniu jej chrztu czte­rej part­ne­rzy usie­dli do ro­dzin­ne­go wi­sta, rad­ca Jan za­czął:

– Je­śli tak da­lej pej­dzie z temi do­pi­ska­mi w two­im sta­nie służ­by, pa­nie Ro­chu…

Rad­ca Jó­zef po­śpie­szył do­koń­czyć:

– To ko­niec koń­cem ru­bry­ka dzie­ci oka­że sic za szczu­płą i trze­ba bę­dzie część ich prze­nieść pod: „uwa­gi.”

Pan Roch się uśmiech­nął teść się skrzy­wił co­kol­wiek i rzekł:

– Cięż­kie cza­sy!…

To wy­ra­że­nie wie­le dało do my­śle­nia panu Ko­cho­wi, Uwa­żał, że dal­sze przy­pi­ski nie 6y­ły­by po my­śli te­ścia na­czel­ni­ka i od tuj chwi­li za­czął pra­gnąć go­rą­co, aże­by się bez nich obe­szło.

Los za­sto­so­wał się po­słusz­nie do jego pra­gnie­nia. Pan Roch po­zo­stał oj­cem je­dy­nacz­ki. Gdy­by nie­bosz­czyk Mal­thus nie był na dwa­dzie­ścia lat przed­tem, ustą­pił in­nym miej­sca na tej zie­mi, o któ­rej prze­lud­nie­nie tak bar­dzo się oba­wiał, po­win­szo­wał­by za­pew­ne panu Ro­cho­wi w imie­niu ca­łej ludz­ko­ści.,.

Je­dy­nacz­ka ro­sła i pen­sja pana Ro­cha wzra­sta­ła. Lo­dzie pie­lę­gno­wa­ła mat­ka, o wzrost pen­sji sta­rał się wszel­ki­mi wpły­wy i sto­sun­ka­mi teść-na­czel­nik. Pan Roch po­trze­bo­wał tyl­ko pil­no­wać biu­ra, resz­tę już za nie­go ro­bio­no.

Nie ma­jąc do my­śle­nia o domu i o cór­ce, pan Roch od­dał się swe­mu biu­ro­kra­tycz­ne­mu po­wo­ła­niu z całą na­mięt­no­ścią i gor­li­wo­ścią aż do pe­dan­ter­ji po­su­nię­tą.

Przy­szedł­szy z cza­som do sta­no­wi­ska na któ­rem miał pod­wład­nych, był dla nie­chte­ra, czem byli wzglę­dem nie­go wy­żsi hie­rar­chicz­nie. Do­bry lub zły hu­mor zwierzch­ni­ka z fo­to­gra­ficz­ną szyb­ko­ścią i do­kład­no­ścią por­tre­to­wał się w panu Ro­chu i da­wał się uczuć ni­żej od nie­go po­ło­żo­nym. Czyn­no­ści, któ­re miał so­bie po­wie­rzo­no wy­ko­ny­wał z drob­nost­ko­wą skru­pu­lat­no­ścią i ta­kiej sa­mej od swo­ich pod­wlad­nych wy­ma­gał Prze­ko­na­niem jego w kwe­stjach biu­ro­wych było prze­ko­na­nie zwierzch­ni­ka, na­wet w rze­czach któ­ro są zu­peł­nie do­wol­ne. Je­że­li zwierzch­nik pi­sał dy­rek­cja przez jotę, nic wol­no było pod­wład­ne­mu w prze­pi­sy­wa­niu po­ło­żyć dy­rek­cja albo dy­rek­cy­ja; je­śli zwierzch­nik się zmie­nił i na­stęp­ca jego in­nej uży­wał pi­sow­ni, zmie­nia­ła się or­to­gra­fja pod­wład­nych. Zwierzch­nik za­ży­wał ta­ba­kę,))an Roch na­tych­miast spra­wiał ta­ba­kie­rę, na­stęp­ca jego nie­na­wi­dził ta­ba­ki, pan Roch sta­wał się ta­ba­ko-fo­bem, a na­wet ta­ba­kier­ko-kla­stą.

Raz tyl­ko nie uda­ło mu się na­śla­do­wać swe­go bez­po­śred­nie­go zwierzch­ni­ka, a było to wów­czas, gdy prze­nie­sio­ny do In­ne­go wy­dzia­łu, do­stał się pod wła­dzę na­czel­ni­ku no­szą­ce­go kol­czyk w le­wem uchu. Chciał i on prze­kłuć so­bie ucho, lecz ope­ra­cja po­wtó­rzo­na kil­ka­krot­nie, nie po­wio­dła się. Wda­wa­ło się tak zwa­ne żywe mię­so i trze­ba było dać uchu za­ro­snąć.

Gdy się rana zgo­ila, pan Roch na nowo pod­da­wał się ope­ra­cji, ale na nowo bez­sku­tecz­nie. Znów trze­ba było ucho sma­ro­wać oli­wą, aż raz jej kro­pla spa­dla na re­fe­rat, któ­re­go wła­śnie za­żą­dał na­czel­nik.

Pan Roch po­dał swą pra­cę, z nie­po­ko­je­ni spo­glą­da­jąc na tłu­stą pla­mę.

– Co to za nie­po­rzą­dek, rzekł zmarsz­czyw­szy się na­czel­nik, czło­wiek so­bie ręce wa­lać musi jak w kuch­ni, albo w pie­kar­ni…

– To, pro­szę pana na­czel­ni­ka, z ucha mi nie­chcą­cy kap­nę­ło, od­rzekł nie­śmia­ło pan Roch.

Na­czel­nik spoj­rzał na ucho i zmarsz­czył się jesz­cze bar­dziej.

– Po­rzuć to, pa­nie Ka­rzel­ski, rzekł, bo ci się jesz­cze wda gan­gre­na.

Wy­raź­ne­go roz­ka­zu trud­no było nie słu­chać. Pan Roch dat so­bie po­kój z kol­czy­kiem.

Ta­kie ży­cie trwa­ło bez prze­rwy lat kil­ka­na­ście.

Gdy pan Roch ukoń­czył dwa­dzie­ścia lat urzę­do­wa­nia, za­szła nowa zmia­na w jego sta­nie służ­by, aż w dwóch ru­bry­kach od­ra­zu.

Los, któ­ry lubi plą­tać szczę­ście i nie­szczę­ście, spra­wił, że te­goż sa­me­go dnia, kie­dy w li­ście sta­nu służ­by za­pi­sy­wa­no awans na na­czel­ni­ka z sze­ścio­ma ty­sią­ca­mi pen­sji, mu­sia­no w in­nej ru­bry­ce wy­raz „żo­na­ty” prze­mie­nić na „wdo­wiec.”

Pro­sto z in­stal­la­cji swo­jej na nowy urząd, któ­rej odło­że­nia dla ża­ło­by ro­dzin­nej nie za­żą­dał, po­szedł pan Roch na Po­wąz­ki, jako „nie­utu­lo­ny w żalu.” W mo­wie nad­grob­nej szcze­gól­nie roz­czu­li­ło go na­masz­czo­ne ubo­le­wa­nie nad tem, że zmar­lej ani razu los nie po­zwo­lił na­zwać się na­czel­ni­ko­wą, któ­rą w sam dzień śmier­ci zo­sta­ią.

Smut­ny po­wra­cał pan Roch do domu, i my­śli plą­ta­ły mu się dziw­nie.

– Otoż awan­so­wa­łem od­ra­zu i na na­czel­ni­ka i na wdow­ca!… Szczę­śli­wyż ja czło­wiek! bied­ny ja czło­wiek!… Ha! cóż… zo­sta­łem na­czel­ni­kiem, to nim być mu­szę… będę nim i w biu­rze i w domu… Sio­stry umie może swa­tać będą chcia­ły… one ta­kie swat­ki za­wzię­te! Jesz­cze nie­boszcz­ka nie osty­gła, a już mi na­po­mknę­ły, że te­raz kie­dym zo­stał na­czel­ni­kiem i pan­ny i wdo­wy wyj­ście za mnie uwa­ża­ły­by za kar­je­rę… Więc mnie będą swa­ta­ły nie­za­wod­nie… Ale nie! nie oże­nię się po­wtór­nie!… Dy­rek­tor wy­dzia­łu, w któ­rym te­raz pra­cu­ję… na­czel­ni­ku­ję chcia­łem po­wie­dzieć… jest tak­że wdow­cem już od lat dzie­się­ciu i nie oże­nił się dru­gi raz… jak­żeż tuja się mam że­nić?… Trud­ne bę­dzie przej­ście z sio­stra­mi, ale już so­bie radę dam… nie na­próż­no zo­sta­łem na­czel­ni­kiem!… dam so­bie radę!… nio nie wskó­ra­ją.

Pan Roch do­brze prze­wi­dział, że bę­dzie miał nie­ma­ło tru­du po­ko­nać swa­tow­ską na­mięt­ność swo­ich sióstr. Miał ich aż dwie, Ur­szu­lę i Gier­tru­dę, obie za­męż­ne, obie nie-przy­ja­ciol­ki Mal­thu­so­wych za­sad. Gdy­by nie to, że z mał­żeństw któ­re pla­no­wa­ły, nie­wiel­ki le­d­wie pro­cent przy­cho­dził do skut­ku, w ca­łem ob­szer­nem kole ich bli­skich, dal­szych i naj­dal­szych zna­jo­mych, nie by­ło­by już ani jed­ne­go ka­wa­le­ra do wzię­cia, ani jed­ne­go wdow­ca, ani jed­nej pan­ny na wy­da­niu i ani jed­nej wdów­ki. Le­d­wie więc ubie­gło pierw­sze sześć ty­go­dni ża­ło­by, wzię­ły pana Ro­cha w krzy­żo­wy ogień ar­gu­men­tów, że po­wi­nien się oże­nić. Naj­waż­niej­szym z tych ar­gu­men, tów było, że Lo­dzia po­trze­bu­je mat­ki.

– Mat­ki, zgo­da, ale ma­co­chy? od­po­wia­dał try­um­fu­ją­co pan Roch, prze­ko­na­ny, że tego ro­dza­ju za­rzu­tu, so­fi­sty­ka na­mięt­nych swa­tek nie po­ko­na.

Sio­stry jed­nak mia­ły od­po­wiedź go­to­wą:

– Jak kogo nie stać na cze­ko­la­dę wa­ni­lio­wą, pija ra­ca­ho­ut des Ara­bes, cho­ciaż w niem wię­cej mąki niż ka­kao, rze­kła Ur­szu­la.

– Kto nie może wy­je­chać do Kars­ba­du, cho­dzi na sztucz­ny Spru­del do sa­skie­go ogro­du, do­da­ła Gier­tru­da.

Ro­zu­mo­wa­nie było sil­ne. Czem in­nem jak upo­rem pan Roch oil­po­wio­dzieć nie po­tra­fił. Uparł się tedy i rze­ki sta­now­czo:

– A otoż ja się nie oże­nię!

Sio­stry pana Ro­cha były zda­nia, że na upór nie ma in­ne­go le­kar­stwa, jak upór jesz­cze więk­szy i…nie my­śla­ły da­wać za wy­gra­ną, cie­ka­we kto kogo prze­mo­że.

Roz­po­czę­ły ze swo­im bra­tem woj­nę pod­jaz­do­wą. Nie śmie­jąc go ata­ko­wać wprost, wy­naj­do­wa­ły co­raz to nowe i co­raz to świe-tniej­szo par­tje, i wy­szu­ki­wa­ły co­raz to in­nych osób, aże­by mu je strę­czy­ty. Pan Roch opę­dzał się jak od much, aż go to znu­ży­ło na­resz­cie. Nie­któ­re z pro­jek­to­wa­nych zwiąż-, ków były tak po­nęt­ne, że trze­ba było nie­zwy­kłej siły du­cha i ener­gji, aże­by nie stra­cić z oczu przy­kła­du, jaki swo­jem wdo­wień­stwem da­wał mu dy­rek­tor wy­dzia­łu.

Wi­dząc, że w koń­cu upaść może, pan Roch… po­sta­no­wił po­zbyć się swa­tów raz na za­wsze Dłu­go szul­cał w swej gło­wie naj­sku­tecz­niej­sze­go środ­ka, aż na­resz­cie wpadł na myśl, któ­rej wy­ko­na­nie tak roz­gnie­wa­ło obie sio­stry, że i one od­tąd za­czę­ty go na­zy­wać ory­gi­na­łem.

Po­słał do Kur­je­ra ogło­sze­nie, pod­pi­sa­ne swo­jem na­zwi­skiem i ty­tu­łem, w któ­rem oświad­cza­jąc, iż nie ma za­mia­ru do koń­ca ży­cia wstę­po­wać w po­wtór­ne związ­ki mał­żeń­skie, naj­zasz­czyt­niej­szy bo­wiem i naj­do­brań­szy zwią­zek, nie był­by w sta­nie po­wró­cić mu szczę­ścia, ja­kie w swej mał­żon­ce utra­cił, pro­si i wzy­wa oso­by zna­jo­me i nie­zna­jo­mo, aże­by do­zgon­nej jego bo­le­ści pro­po­zy­cja­mi mał­żeń­skie­mi nie po­więk­sza­ły.

Wie­le osób w War­sza­wie śmia­ło się z tego ogło­sze­nia, pana Ro­cha jed­nak wo­ale nie ob­cho­dzi­ły te szy­der­stwa, miał bo­wiem su­mie­nie czy­ste, gdyż przed wy­dru­ko­wa­niem po­ra­dził się swe­go zwierzch­ni­ka i ten mu oświad­czył, że prze­ciw­ko my­śli ani re­dak­cji po­dob­nej ode­zwy, nic do nad­mie­nie­nia nic ma.

Śro­dek był tale sta­now­czym, że po uży­ciu go już ani jed­nej par­tji panu Ro­cho­wi nie za­pro­po­no­wa­no. Ogło­sze­nie tyl­ko ob­ra­zi­ło nie­zmier­nie obie sio­stry, któ­re od tego cza­su po­sta­no­wi­ły so­bie, że nig­dy w domu jego nie po­sta­ną, i po­sta­no­wie­nie to mę­żom swym do wia­do­mo­ści i za­sto­so­wa­nia się za­ko­mu­ni­ko­wa­ły.

Pan Roch przy­jął ten cios z re­zy­gna­cją. Zo­stać wdow­cem za przy­kła­dem zwierzch­ni­ka, zda­wa­ło mu się ro­dza­jem służ­bo­we­go obo­wiąz­ku, i obo­wiąz­ku tego do­peł­nił, cho­ciaż speł­nie­nie go ścią­ga­ło nań bo­le­sne nie­po­ro­zu­mie­nia fa­mi­lij­ne.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: