Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zakorzenione w miłości - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
3 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
29,90

Zakorzenione w miłości - ebook

Ta radosna i pełna duchowej mądrości książka powstała, „aby pocieszyć kobiece serca”.

Przytłoczone nadmiarem obowiązków, zmaganiami, działaniami i zmartwieniami, tracimy nieraz kontakt z Bogiem. Tymczasem On jest zawsze z nami, a ponadto obdarzył nas wspaniałą godnością bycia kobietą, powołaniem do czynienia dobra, mocą zmieniania świata.

Autorka z empatią i poczuciem realizmu, nie przemilczając trudności, podpowiada, jak możemy odkryć w Chrystusie swoją pełnię i realizować chrześcijańską miłość w praktyce, być kobietą dla bliźnich. Znajdziemy tu wiele inspirujących przemyśleń, wskazówek, przytaczane są też wypowiedzi licznych świętych (zwłaszcza Jana Pawła II i Matki Teresy).

Książka ujmuje bezpośredniością, szczerością i poczuciem humoru, obfituje w anegdoty, emanuje energią działania.

Donna-Marie Cooper O’Boyle – uhonorowana nagrodami poczytna amerykańska pisarka i dziennikarka, mówczyni oraz twórca i gospodyni jednego z programów w znanej katolickiej telewizji EWTN. Przez dziesięć lat przyjaźniła się z Matką Teresą i sama została świecką misjonarką miłości. Dla swoich książek i dzieł otrzymała błogosławieństwo papieży – Jana Pawła II i Benedykta XVI.

Kategoria: Poradniki
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8065-001-5
Rozmiar pliku: 811 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Don­na-Ma­rie Co­oper O’Boy­le po­sia­da nie­zwykłą zdol­ność prze­ma­wia­nia do serc swo­ich czytel­ni­ków i na­wią­zywa­nia z nimi du­cho­wej łącz­no­ści.

Doug Keck, Go­spo­darz EWTN Bo­ok­mark

Książ­ka uka­zuje nie­po­wta­rzal­ny styl Don­ny-Ma­rie, ofe­rują­cy wspar­cie i kie­row­nic­two du­cho­we. Aneg­do­ty z życia prze­żywa­ne­go w do­bry spo­sób, pyta­nia do re­flek­sji i mo­dli­twy oraz jesz­cze wię­cej przy­dat­nych na­rzę­dzi po­zwa­la­ją­cych peł­niej po­zna­wać i ko­chać Boga oraz służyć Mu każ­de­go dnia.

Lisa M. Hen­dey, au­tor­ka „Księ­gi świę­tych dla ka­to­lic­kich mam”

Nie­za­leż­nie od tego, czy je­steś wol­na czy za­męż­na, pro­wa­dzisz tęt­nią­cy życiem dom pe­łen roz­bryka­nych dzie­ci czy do­stra­jasz się do ci­szy puste­go gniaz­da, książ­ka Za­ko­rze­nio­ne w mi­ło­ści do­star­czy ci du­cho­wej in­spi­ra­cji oraz prak­tycz­nych na­rzę­dzi, któ­rych po­trze­bu­jesz, aby przy­jąć swo­je po­wo­ła­nie ka­to­lic­kiej ko­bie­ty.

Mary De­Tur­ris Po­ust, au­tor­ka książ­ki „Za­chcian­ki: jak ka­to­lik zma­ga się z je­dze­niem, ob­ra­zem sa­me­go sie­bie i Bo­giem”

Przy­wra­ca zdro­wy roz­są­dek na na­leż­ne mu miej­sce! Prak­tycz­na mą­drość Don­ny-Ma­rie po­ma­ga ko­bie­tom do­strzec ich wznio­słe po­wo­ła­nie i zre­ali­zo­wać je w bar­dzo prak­tycz­ny spo­sób.

Ks. Leo Pa­ta­lin­ghug, au­tor „Ła­ski przed po­sił­ka­mi”

Moż­na li­czyć na Don­nę-Ma­rie, je­śli ocze­kuje się afir­ma­cji, za­chę­ty, uświa­do­mie­nia pew­nych rze­czy i mo­ral­nie bu­du­ją­cych przy­kła­dów. Za­ko­rze­nio­ne w mi­ło­ści uka­zują pod­sta­wo­wą praw­dę, któ­ra mówi, że na­szym po­wo­ła­niem jako ka­to­li­czek jest od­kryć, kim je­ste­śmy w Chrystusie, a na­stęp­nie stać się Jego apo­stoł­ka­mi, zgod­nie z na­szym prze­zna­cze­niem.

Ka­ren Ed­mi­sten, au­tor­ka „Po po­ro­nie­niu”

Cu­dow­na książ­ka dla każ­dej ka­to­licz­ki. Pięk­na i za­chę­ca­ją­ca, jak rów­nież rze­tel­na, wy­wa­żo­na i prak­tycz­na.

Ron­da Che­rvin, współ­au­tor­ka „Co świę­ci mó­wi­li o nie­bie”Po­dzię­ko­wa­nia

Z wdzięcz­nym ser­cem zwra­cam się do wszyst­kich nie­zwykłych ko­biet mo­je­go życia: dzię­kuję wam za prze­wod­nic­two, mi­łość i to­wa­rzysze­nie mi na mo­jej dro­dze!

Dzię­kuję mo­jej mat­ce, Ale­xan­drze Mary Uzwiak Co­oper za to, że – wbrew za­le­ce­niom le­ka­rza – wy­da­ła mnie na ten świat, i za to, że z mi­ło­ścią na­uczyła mnie da­wać, nie oglą­da­jąc się na kosz­ty. Mo­jej bab­ci, Ale­xan­drze The­re­sie Ka­ra­sie­wicz Uzwiak, za jej nie­wy­czer­pa­ną mi­łość, prze­wod­nic­two i in­spi­ra­cję. Mo­jej mat­ce chrzest­nej, cio­ci Ber­th­cie Uzwiak Ba­ro­sky, za jej mi­łość i za­raź­li­wy optymizm. Mo­jej cio­ci Mary Uzwiak Buch­man za szcze­gól­ną mi­łość oka­zywa­ną mi, gdy do­ra­sta­łam. Moim trzem cór­kom, Chal­dei, Jes­si­ce oraz Mary-Ca­the­ri­ne, za ich mi­łość i bło­go­sła­wień­stwo, ja­kim są w moim życiu. Moim sio­strom, Ali­ce Jean Co­oper Do­rio­co­urt oraz Bar­ba­rze Ja­net Co­oper Scho­nert, za ich sio­strza­ną mi­łość.

Ogrom­ną wdzięcz­ność czuję do mo­jej in­nej mat­ki, przy­ja­ciół­ki i men­tor­ki, ko­cha­nej bło­go­sła­wio­nej Mat­ki Te­re­sy, za udzie­la­ne mi bez­in­te­re­sow­nie lek­cje mi­ło­ści oraz jej nie­prze­rwa­ne kie­row­nic­two i mo­dli­twy z nie­ba. Dzię­kuję uko­cha­nej Mat­ce Ma­ryi, na­szej Naj­święt­szej Mat­ce za to, że jest mi mat­ką, chro­ni mnie i po­ma­ga na dro­dze do zba­wie­nia!

Go­rą­ce po­dzię­ko­wa­nia kie­ruję do wszyst­kich, któ­rzy mnie pro­wa­dzi­li, mo­dli­li się za mnie i oka­zywa­li mi mi­łość przez całe moje życie; dzię­kuję ro­dzi­nie i przy­ja­cio­łom, a zwłasz­cza ro­dzi­com, Eu­ge­ne’owi Jo­se­pho­wi oraz Ale­xan­drze Mary Uzwiak Co­oper, oraz moim bra­ciom i sio­strom: Ali­ce, Jean, Gene, Gary’emu, Bar­ba­rze, Ti­mo­wi, Mi­cha­elo­wi oraz Da­vi­do­wi. Je­stem rów­nież bar­dzo wdzięcz­na mo­je­mu przy­ja­cie­lo­wi i kie­row­ni­ko­wi du­cho­we­mu, ojcu Bil­lo­wi C. Smi­tho­wi za jego mi­łość i nie­prze­rwa­ne kie­row­nic­two oraz mo­je­mu przy­ja­cie­lo­wi, kie­row­ni­ko­wi du­cho­we­mu i ojcu chrzest­ne­mu mo­jej cór­ki, słudze Bo­że­mu ojcu Joh­no­wi A. Har­do­no­wi SJ, za jego cu­dow­ną mą­drość oraz nie­prze­rwa­ne kie­row­nic­two i mo­dli­twy płyną­ce z nie­ba. Za­wsze będę wa­szą dłuż­nicz­ką.

Moje dzie­ci były za­wsze moim naj­wyż­szym po­wo­ła­niem i życiem. Ko­cham was: Justi­nie, Chal­deo, Jes­si­co, Jo­se­phie i Mary Ca­the­ri­ne! Da­vi­dzie, mój mężu – je­steś jak wiatr uno­szą­cy moje skrzydła; dzię­kuję ci za two­ją mi­łość i wspar­cie! Z ser­ca płyną­ce po­dzię­ko­wa­nia kie­ruję do Ro­ber­ta Ham­my’ego, Tho­ma­sa Gra­dy’ego oraz wspa­nia­łe­go ze­spo­łu wy­daw­nic­twa Ave Ma­ria Press za ich współ­pra­cę przy wy­da­niu tej książ­ki. Na ko­niec, prze­sy­łam ser­decz­ne wy­ra­zy wdzięcz­no­ści oraz peł­ną mi­ło­ści mo­dli­twę wszyst­kim, z któ­rymi je­stem zwią­za­na po­przez moje książ­ki i kon­fe­ren­cje. Dzię­kuję wam za to­wa­rzysze­nie mi w po­dró­ży, któ­ra wie­dzie do ŻYCIA! Niech was wszyst­kich Bóg bło­go­sła­wi!Wstęp

Wszyst­ko jest mar­no­ścią prócz po­zna­nia i mi­ło­wa­nia Boga oraz służe­nia Mu. To wy­star­czy, by wpro­wa­dzić po­kój do mo­jej du­szy.

św. Ka­ta­rzyna Ma­rie Dre­xel

Dzi­siej­sze ka­to­licz­ki wca­le nie mu­szą czuć się ska­za­ne na osa­mot­nie­nie albo znie­chę­ce­nie. Wia­ra ka­to­lic­ka kryje w so­bie nie­sa­mo­wi­te bo­gac­two, któ­re tyl­ko cze­ka, by je od­kryć i za­sto­so­wać w swo­im życiu. Ka­to­lic­ka ko­bie­cość za­nurzo­na jest w nie­wia­rygod­nej mi­ło­ści, prze­mie­nia­ją­cej ła­sce i ra­do­ści, któ­ra przy­no­si speł­nie­nie. Na­sza mi­sja i po­wo­ła­nie za­ko­rze­nio­ne są w mi­ło­ści Boga, któ­ry na­praw­dę zni­ża się, by służyć nam, Jego stwo­rze­niom, na­wet wte­dy gdy my wy­si­la­my się, by służyć Jemu. Zdu­mie­wa­ją­ce!

Ko­ściół ka­to­lic­ki stoi na stra­ży god­no­ści ko­biet. Po­twier­dze­nie tego fak­tu od­naj­dzie­my w wie­lu do­kumen­tach Ko­ścio­ła, w tym w Li­ście apo­stol­skim Mu­lie­ris di­gni­ta­tem (O god­no­ści i po­wo­ła­niu ko­bie­ty). Świę­ty Jan Pa­weł II, wspie­ra­jąc nas w na­szej wznio­słej roli, przy­po­mniał, że „świa­dec­two i dzie­ła chrze­ści­jań­skich nie­wiast wy­war­ły duży wpływ za­rów­no na życie Ko­ścio­ła, jak i spo­łe­czeń­stwa” (MD 27).

W na­szych cza­sach ka­to­lic­kie ko­bie­ty, wy­raź­niej niż kie­dykol­wiek, prą śmia­ło do przo­du, za­głę­bia­jąc się co­raz bar­dziej w swo­ją wia­rę i czując się w więk­szym stop­niu uzna­wa­ne za in­te­gral­ną część Ko­ścio­ła. Świę­ty Jan Pa­weł II po­wie­dział:

Rów­nież w na­szych cza­sach Ko­ściół nie prze­sta­je ubo­ga­cać się świa­dec­twem wie­lu ko­biet, któ­re re­ali­zują swo­je po­wo­ła­nie do świę­to­ści. Świę­te ko­bie­ty są uo­so­bie­niem ide­ału ko­bie­co­ści, ale są tak­że wzo­rem dla wszyst­kich chrze­ści­jan, wzo­rem „na­śla­do­wa­nia Chrystusa”, przy­kła­dem, jak Ob­lu­bie­ni­ca win­na od­po­wia­dać na mi­łość Ob­lu­bień­ca (MD 27).

W jaki spo­sób mo­że­my ubo­ga­cić nasz Ko­ściół i wy­peł­nić na­sze ko­bie­ce po­wo­ła­nie do świę­to­ści? W jaki spo­sób ka­to­licz­ki mo­głyby wy­wrzeć zna­czą­cy wpływ na życie Ko­ścio­ła i spo­łe­czeń­stwa, jak po­stulo­wał świę­ty Jan Pa­weł II? Je­stem pra­wie pew­na, że zna­la­złam roz­wią­za­nie tej, wy­da­wa­ło­by się, nie­moż­li­wej do roz­wi­kła­nia ta­jem­ni­cy, kie­dy byłam w pierw­szej kla­sie!

Wiem, że to mnie po­sta­rza, ale pa­mię­tam bar­dzo wy­raź­nie, jak sie­dzia­łam w swo­jej ma­łej ław­ce w szko­le St. Mary, a sio­stra Mary The­re­se pyta­ła kla­sę: „Dla­cze­go Pan Bóg cię stwo­rzył?”. Od­po­wie­dzie­li­śmy chó­rem: „Bóg stwo­rzył mnie, że­bym Go znał, ko­chał i służył Mu w tym świe­cie, a w przy­szłym był ra­zem z Nim szczę­śli­wy na wie­ki”. To, oczywi­ście, de­fi­ni­cja wzię­ta pro­sto ze sta­re­go Ka­te­chi­zmu z Bal­ti­mo­re. Mimo że wie­le z nas jest zbyt mło­dych, żeby to pa­mię­tać, te sta­ro­daw­ne sło­wa mą­dro­ści mogą roz­brzmie­wać w na­szych ser­cach rów­nież i dziś. Są one od­po­wie­dzią, na któ­rą cze­ka­my, ab­so­lut­nym klu­czem do na­sze­go wiecz­ne­go szczę­ścia!

Rzecz ja­sna, po­zna­wa­nie i ko­cha­nie Boga oraz służe­nie Mu nie za­wsze jest ła­twe. Do­świad­czyłam już w swo­im życiu wie­lu trud­nych chwil i je­stem pew­na, że bę­dzie ich wię­cej. Wiem, jak to jest być na mar­gi­ne­sie życia i mar­twić się o dach nad gło­wą dla swo­ich dzie­ci. Oso­bi­ście do­świad­czyłam bólu zwią­za­ne­go z roz­wo­dem i wiem, co czuje sa­mot­na mat­ka. Byłam fał­szywie oskar­ża­na. Stra­ci­łam tro­je dzie­ci przez po­ro­nie­nie. Pa­dłam ofia­rą fi­zycz­nej na­pa­ści (wię­cej niż raz). Jako sa­mot­na mat­ka mu­sia­łam wpła­cić kau­cję, żeby wy­pusz­czo­no z wię­zie­nia mo­je­go syna, po tym jak za­bra­no go z domu w kaj­dan­kach (za prze­stęp­stwo, któ­re­go nie po­peł­nił), pod­czas gdy jego młod­sza sio­stra mo­gła tyl­ko bez­rad­nie się temu przy­glą­dać.

Stra­ci­łam obo­je ro­dzi­ców, mo­je­go bra­ta Gary’ego oraz sio­strę Bar­ba­rę. O mało co nie umar­łam pod­czas ope­ra­cji. Mia­łam strasz­ny wy­pa­dek sa­mo­cho­do­wy, w wy­ni­ku któ­re­go do­zna­łam trwa­łych ob­ra­żeń cia­ła i do dziś od­czuwam z tego po­wo­du cią­gły ból. Nie­raz czułam się prze­cią­żo­na, sta­ra­jąc się wy­peł­niać na bie­żą­co wszyst­kie moje obo­wiąz­ki. Cier­pia­łam na po­waż­ną cho­ro­bę. Jest tego wię­cej, ale pi­szę o tym dla­te­go, aby za­pew­nić cię, że po­tra­fię po­sta­wić się na two­im miej­scu, wiem, czym jest ból, i zda­ję so­bie spra­wę, jak ta nie­pew­ność, zwią­za­na z ogro­mem sto­ją­cych przed tobą wy­zwań, może ob­cią­żać two­je ser­ce i za­przą­tać umysł. Na kar­tach tej książ­ki po­dzie­lę się z tobą nie­któ­rymi z mo­ich trud­nych do­świad­czeń. Po­sta­ram się dać ci tro­chę na­dziei; pod­po­wiem też, co to zna­czy – moim zda­niem – dla nas, ka­to­li­czek: znać i ko­chać Boga oraz służyć Mu w tym świe­cie, na­wet po­śród trud­no­ści i zma­gań.

No­szę w swo­im ser­cu te pro­ste, a za­ra­zem głę­bo­kie sło­wa pew­nej wspa­nia­łej ko­bie­ty, świę­tej Kla­ry z Asy­żu, któ­ra po­wie­dzia­ła – „Ko­chaj Boga, służ Bogu: w tym jest wszyst­ko”. Po­przez tę książ­kę bę­dzie­my od­krywać, w jaki spo­sób mo­że­my pro­wa­dzić nad­zwy­czaj­ne, szczę­śli­we i peł­ne sen­su życie, przy­stę­pując do po­zna­wa­nia, ko­cha­nia Boga i służe­nia Mu na­szymi ko­bie­cymi umysła­mi, ser­ca­mi i rę­ka­mi. Bę­dzie­my rów­nież czer­pać z pod­sta­wo­wych za­so­bów Ko­ścio­ła, w tym z Ka­te­chi­zmu Ko­ścio­ła Ka­to­lic­kie­go oraz in­nych, nie­daw­no wy­da­nych ksią­żek za­wie­ra­ją­cych na­ucza­nie pa­pie­ża Be­ne­dyk­ta XVI oraz świę­te­go Jana Paw­ła II. Czę­sto wspo­mi­nam tu o bło­go­sła­wio­nej Mat­ce Te­re­sie z Kal­kuty oraz o je­zuic­kim uczo­nym, słudze Bo­żym Joh­nie A. Har­do­nie SJ, po­nie­waż zna­łam ich obo­je oso­bi­ście, a oj­ciec Har­don był przez pe­wien czas moim kie­row­ni­kiem du­cho­wym. Chcę po­dzie­lić się z tobą bło­go­sła­wień­stwa­mi, któ­re mia­łam szczę­ście po­przez nich otrzymać.

Po każ­dym roz­dzia­le umie­ści­łam pyta­nia do re­flek­sji, tak abyś mo­gła prze­myśleć pro­po­no­wa­ne prze­ze mnie spo­so­by, któ­re mogą po­móc ci le­piej po­znać Boga, bar­dziej Go ko­chać i służyć Mu w każ­dej sy­tua­cji.

Książ­ka ta może być rów­nież studio­wa­na w gru­pie; su­ge­ruję wspól­ne czyta­nie każ­de­go roz­dzia­łu, a na­stęp­nie dzie­le­nie się re­flek­sja­mi nad punk­ta­mi koń­czą­cymi każ­dy z nich. Kie­dy ko­bie­ty zbie­ra­ją się ra­zem – drżyj­cie na­ro­dy! Bóg w swo­jej ła­sce dał nam moc zmie­nia­nia świa­ta. To moż­li­we – wie­rzą­ce ko­bie­ty, wy­ko­rzystując swój wpływ na oto­cze­nie, mogą zmie­niać świat, du­sza po du­szy, i to rów­nież na więk­szą ska­lę. Przyj­rzymy się temu bli­żej w dal­szych czę­ściach książ­ki.

Pew­ne­go dnia prze­ma­wia­łam do uro­czej gru­py ko­biet w No­wym Jor­ku, któ­re po­wie­dzia­ły mi, że z przy­jem­no­ścią prze­dłu­ży­łyby spo­tka­nie, or­ga­ni­zując bab­ski wie­czór w pi­ża­mach. Ja też bar­dzo chcia­łam zo­stać z nimi dłu­żej – były na­praw­dę ko­cha­ne. Przy­po­mnia­ło mi to, że my, ko­bie­ty, uwiel­bia­my spę­dzać ze sobą czas i dzie­lić się na­szą wia­rą. Czę­sto jed­nak brak nam cza­su i oka­zji.

Urządź­my więc so­bie na­sze wła­sne „pi­ża­ma par­ty” na kar­tach tej książ­ki i spró­buj­my od­kryć to „wszyst­ko”, o czym mó­wi­ła świę­ta Kla­ra. Ciesz­my się na­szą ka­to­lic­ką ko­bie­co­ścią!

Léo­pold (de Chéran­cé), St. Cla­re of As­si­si, tłum. Ro­ber­ta Fran­cis O’Con­nor, Birns & Oates, Lon­dyn 1927, s. 198.Roz­dział 1
Kim je­stem?

Oto na grun­cie od­wiecz­ne­go za­mie­rze­nia Bo­że­go, ko­bie­ta jest tą, w któ­rej znaj­du­je pierw­sze za­ko­rze­nie­nie po­rzą­dek mi­ło­ści w stwo­rzo­nym świe­cie osób.

Mu­lie­ris di­gni­ta­tem 29

Był to zim­ny, choć po­god­ny i sło­necz­ny zi­mo­wy dzień. Mia­łam na so­bie prze­pięk­ną su­kien­kę z fal­ban­ka­mi, sa­tyno­we bu­ci­ki i ko­ron­ko­we skar­pet­ki. Całą w bie­li, owi­nię­tą w ko­cyk, za­wie­zio­no mnie do ko­ścio­ła. Byłam za­wi­niąt­kiem o dość po­kaź­nych roz­mia­rach – dwa­dzie­ścia pięć dni wcze­śniej, przy na­ro­dzi­nach, wa­żyłam czte­ry i pół kilo, i byłam roz­kosz­nie pulch­nym dziec­kiem. Wiem o tym wszyst­kim, bo po­ka­zywa­no mi zdję­cia i opo­wia­da­no szcze­gó­ły. Moi ro­dzi­ce, Eu­ge­ne i Ale­xan­dra Co­oper, oraz moi ro­dzi­ce chrzest­ni, Al­fred Uzwiak i Ber­tha Ba­ro­sky, z uwa­gą uczest­ni­czyli w uro­czysto­ści, skła­da­jąc przy­rze­cze­nia w moim imie­niu, tak abym mo­gła stać się czę­ścią Ko­ścio­ła, gdy 18 grud­nia 1955 roku moją głów­kę po­la­no wodą chrzciel­ną w ko­ście­le St. Mary w Stam­ford, w sta­nie Con­nec­ti­cut.

Po­dob­no w ogó­le nie pła­ka­łam. Cie­szy mnie myśl, że pod­czas tej sa­kra­men­tal­nej uro­czysto­ści byłam ide­al­nie szczę­śli­wa. Bar­dzo moż­li­we, że na­wet nie pi­snę­łam, bo mój mały brzuszek był peł­ny i smacz­nie so­bie spa­łam! Moja bab­cia, Ale­xan­dra Uzwiak, rów­nież była tam obec­na, po­dob­nie jak wie­lu in­nych krew­nych i sze­ścio­ro star­sze­go ro­dzeń­stwa. Wszyscy zgro­ma­dze­ni byli wo­kół chrzciel­ni­cy, nie­któ­rzy sta­li na pal­cach, by móc le­piej wi­dzieć. Póź­niej wszyscy uda­li się do na­sze­go domu przy Loc­kwo­od Ave­nue na wiel­kie przy­ję­cie, aby świę­to­wać fakt, że oto „ofi­cjal­nie” sta­łam się ka­to­licz­ką.

Roz­po­czyna­jąc od chrztu

Nie je­ste­śmy ka­to­licz­ka­mi dla­te­go, że po­sia­da­my wie­dzę na te­mat na­szej wia­ry. I na­wet nie dla­te­go, że żyje­my nią i uczest­ni­czymy w życiu Ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go, uczęsz­cza­jąc na mszę świę­tą. Je­ste­śmy ka­to­licz­ka­mi przede wszyst­kim dla­te­go, że zo­sta­łyśmy ochrzczo­ne. Chrzest to wiel­ka rzecz! To coś wię­cej niż tyl­ko ład­na tra­dycja. To sa­kra­ment, na mocy któ­re­go do­ko­nuje się na­sza ini­cja­cja w Ko­ście­le przez duże „K”. Bycie ochrzczo­nym jako ka­to­lik to coś na­praw­dę nie­zwykłe­go. Mimo że więk­szość z nas nie pa­mię­ta ab­so­lut­nie ni­cze­go z tej uro­czysto­ści, po­nie­waż byłyśmy wte­dy ma­lut­ki­mi dzieć­mi, zde­cydo­wa­nie war­to za­sta­no­wić się dziś nad tym, co tak na­praw­dę sta­ło się z nami w mo­men­cie chrztu. Te z nas, któ­re zo­sta­ły ochrzczo­ne jako mło­de dziew­czyny lub oso­by do­ro­słe, z pew­no­ścią mają fan­ta­stycz­ne hi­sto­rie do opo­wie­dze­nia.

Chrzest jest praw­dzi­wą bra­mą do życia w Du­chu, vi­tae spi­ri­tua­lis ia­nua, jak mówi Ka­te­chizm (KKK 1213). Chrzest uwal­nia nas od grze­chu i otwie­ra nam dro­gę do in­nych sa­kra­men­tów, po­nie­waż wy­ci­ska na nas pięt­no praw­dzi­wych człon­ków Chrystusa, wcie­la­jąc nas do Ko­ścio­ła. Świę­ty Grze­gorz z Na­zjan­zu do­sko­na­le opi­sał ten sa­kra­ment:

Chrzest jest naj­pięk­niej­szym i naj­wspa­nial­szym da­rem Boga… Na­zywa­my go da­rem, ła­ską, na­masz­cze­niem, oświe­ce­niem, sza­tą nie­znisz­czal­no­ści, ob­myciem od­ra­dza­ją­cym, pie­czę­cią i wszyst­kim, co może być naj­cen­niej­sze. „Da­rem”, po­nie­waż jest udzie­la­ny tym, któ­rzy nic nie przy­no­szą; „ła­ską” – po­nie­waż jest da­wa­ny, na­wet tym, któ­rzy za­wi­ni­li; „chrztem” – ponieważ grzech zo­sta­je po­grze­ba­ny w wo­dzie; „na­masz­cze­niem” – po­nie­waż jest świę­ty i kró­lew­ski (a kró­lów się na­masz­cza); „oświe­ce­niem” – po­nie­waż jest ja­śnie­ją­cym świa­tłem; „sza­tą” – po­nie­waż za­krywa nasz wstyd; „ob­myciem” – po­nie­waż oczysz­cza; „pie­czę­cią” – po­nie­waż strze­że nas i jest zna­kiem pa­no­wa­nia Boga (KKK 1216).

Pa­pież Be­ne­dykt XVI po­wie­dział: „W sa­kra­men­cie chrztu otwie­ra się nad nami nie­bo. Im bar­dziej żyje­my w wię­zi z Je­zusem w rze­czywi­sto­ści na­sze­go chrztu, tym wię­cej nie­ba się nad nami otwo­rzy” (Ho­mi­lia, 7 stycz­nia 2007). Chrzest roz­po­czyna się od na­zna­cze­nia dziec­ka zna­kiem krzyża, któ­ry ozna­cza ła­skę od­kupie­nia zdo­bytą przez Chrystusa. Wy­po­wia­da­ne są mo­dli­twy eg­zor­cyzmu, uwal­nia­ją­ce nas z mocy grze­chu i Złe­go. Chrzest jest tak nie­zbęd­nym, po­tęż­nym sa­kra­men­tem! Po­wo­du­je od­pusz­cze­nie wszyst­kich grze­chów (pier­wo­rod­ne­go i oso­bi­stych), jak rów­nież za­cią­gnię­tych za nie kar.

Na mocy tego sa­kra­men­tu udzie­la­na jest nam ła­ska uświę­ca­ją­ca, ob­da­rza­ją­ca nas życiem nad­przyro­dzo­nym i otwie­ra­ją­ca na Trój­cę Świę­tą. Chrzest wy­ci­ska na nas nie­za­tar­te pięt­no; moż­na po­wie­dzieć, że opie­czę­to­wuje na­szą du­szę i dla­te­go wła­śnie nie moż­na go po­wta­rzać. Ta pie­częć jest nie­zmywal­na; nie zo­sta­nie­my jej po­zba­wio­ne nig­dy, na­wet gdybyśmy stra­ci­ły wia­rę. Woda chrztu świę­te­go, jak rów­nież krzyż­mo świę­te (mie­sza­ni­na oli­wy i bal­sa­mu po­świę­co­na przez bi­skupa), używa­ne do na­masz­cze­nia pod­czas tego ob­rzę­du, w po­łą­cze­niu ze sło­wa­mi ka­pła­na wpro­wa­dza­ją nas w peł­ni do Ko­ścio­ła. Po­przez chrzest mocą Du­cha Świę­te­go na sta­łe „przy­oble­ka­my się w Chrystusa”. Bez tego pod­sta­wo­we­go sa­kra­men­tu nie mo­głybyśmy też otrzymać po­zo­sta­łych.

Sam Je­zus, aby dać nam przy­kład, przy­jął chrzest z rąk Jana, mimo że chrzest Ja­no­wy był prze­zna­czo­ny dla grzesz­ni­ków. Usta­no­wił rów­nież sa­kra­ment chrztu, na­ka­zując apo­sto­łom gło­sze­nie Ewan­ge­lii wszyst­kim na­ro­dom oraz chrzcze­nie ich (Mt 28,19).

Bło­go­sła­wio­na Mat­ka Te­re­sa nie mia­ła wąt­pli­wo­ści co do tego, że chrzest jest wy­jąt­ko­wym sa­kra­men­tem, zdol­nym wpro­wa­dzić czło­wie­ka pro­sto do nie­ba. Mat­ka Te­re­sa służyła cho­rym i umie­ra­ją­cym w Kal­kucie, w In­diach, jak rów­nież w in­nych miej­scach. Pro­po­no­wa­ła umie­ra­ją­cym to, co czę­sto na­zywa­ła „bi­le­tem do nie­ba”. Nig­dy nie na­rzuca­ła ni­ko­mu tego prze­mie­nia­ją­ce­go życie sa­kra­men­tu, ale za każ­dym ra­zem pyta­ła umie­ra­ją­cych, czy chcie­li­by go otrzymać, za­nim za­mkną swo­je oczy na tym świe­cie. Jak sama wy­zna­ła, nig­dy nie spo­tka­ła się z od­mo­wą, dla­te­go też moż­na so­bie wy­obra­zić, że za­lud­ni­ła nie­bo wiel­ką licz­bą dusz!

Moja mat­ka, któ­ra przy swo­ich na­ro­dzi­nach wa­żyła za­le­d­wie sie­dem­set gra­mów (w cza­sach, gdy nie było in­kuba­to­rów w każ­dym szpi­ta­lu), w dniu swo­je­go chrztu nie była ubra­na rów­nie stylo­wo jak ja, po­nie­waż zo­sta­ła na­tych­miast ochrzczo­na w szpi­ta­lu, tuż po uro­dze­niu. Naj­praw­do­po­dob­niej po pro­stu za­wi­nię­to ją w szpi­tal­ny ko­cyk, a po­sługują­cy tam ka­pe­lan po­pro­wa­dził ce­re­mo­nię szyb­kie­go włą­cze­nia jej do Ko­ścio­ła po­przez wodę chrztu. Moja bab­cia nie chcia­ła ryzyko­wać, że mama umrze bez tego cen­ne­go sa­kra­men­tu. Mimo że nasz Pan z pew­no­ścią jest mi­ło­sier­ny, bab­cia chcia­ła mieć pew­ność, że w ra­zie cze­go mama bez­piecz­nie do­trze do nie­ba.

Tek­turo­we pudeł­ko na buty, ba­weł­na i bu­tel­ka z go­rą­cą wodą, utrzymu­ją­ce ma­leń­kie ciał­ko mo­jej mamy w cie­ple, na­praw­dę ura­to­wa­ły jej życie, jak rów­nież oczywi­ście mi­łość, opie­ka i mo­dli­twy jej mamy. Tam w szpi­ta­lu, kie­dy woda chrzciel­na zo­sta­ła wy­la­na na ma­lut­ką głów­kę mo­jej mat­ki Ale­xan­dry, sta­ła się ona człon­kiem Cia­ła Chrystusa i otrzyma­ła udział w życiu Trój­cy Świę­tej. Dzię­ki Bogu, mama, mimo swo­jej bar­dzo ma­łej wagi uro­dze­nio­wej, nie tyl­ko prze­żyła, ale też wy­ro­sła na ko­bie­tę, wy­szła za mąż i uro­dzi­ła ośmio­ro dzie­ci.

Mój były kie­row­nik du­cho­wy i dro­gi przy­ja­ciel (już nie­żyją­cy), oj­ciec Bill C. Smith, na­uczał, że na­sze świa­dec­twa chrztu po­win­ny być opra­wio­ne i wy­sta­wio­ne na sta­ły wi­dok w na­szych do­mach. Jego zda­niem, dzień chrztu jest szcze­gól­ną oka­zją do świę­to­wa­nia; więk­szą na­wet niż dzień uro­dzin. Być może czas więc wy­cią­gnąć te świa­dec­twa z sza­fy, od­kurzyć je i po­wie­sić na ścia­nie! Je­śli je­steś mamą lub bab­cią, opraw każ­de ze świa­dectw two­ich dzie­ci i wnuków i po­wieś je w ich po­ko­jach albo na­wet we wspól­nej prze­strze­ni wa­sze­go domu. Bę­dziesz wte­dy le­piej pa­mię­tać o szcze­gól­nych da­tach, któ­re na­le­ży świę­to­wać. Mo­żesz skon­tak­to­wać się z pa­ra­fią, w któ­rej two­je dziec­ko lub dzie­ci zo­sta­ły ochrzczo­ne, aby otrzymać nową ko­pię świa­dec­twa z ofi­cjal­ną pie­czę­cią pa­ra­fii.

Moje świa­dec­two chrztu wisi opra­wio­ne w ślicz­ną bia­łą ram­kę w moim po­ko­ju, przy­po­mi­na­jąc mi sta­le o tym pięk­nym, świę­tym dniu. W rocz­ni­cę chrztu sta­ram się zna­leźć czas na roz­wa­ża­nie, mo­dli­twę i me­dyta­cję. Pro­szę Boga, aby ob­sy­pał mnie wie­lo­ma ła­ska­mi na pa­miąt­kę tego naj­waż­niej­sze­go dnia. Rocz­ni­ca chrztu każ­de­go z człon­ków ro­dzi­ny jest fan­ta­stycz­ną oka­zją do świę­to­wa­nia. Przy­go­tuj do­brą ko­la­cję albo de­ser, za­pal świe­ce, za­dbaj o wy­jąt­ko­wą opra­wę tego dnia i po­dzię­kuj Bogu za bło­go­sła­wień­stwo do­łą­cze­nia do gro­na Jego dzie­ci i do Ko­ścio­ła ka­to­lic­kie­go.

Pod­czas ostat­nie­go orę­dzia na Anioł Pań­ski w okre­sie bo­żo­na­ro­dze­nio­wym 2011–2012, pa­pież Be­ne­dykt XVI po­wie­dział: „Chrzest sta­no­wi nowe na­ro­dzi­ny, po­prze­dza­ją­ce na­sze dzia­ła­nia. Mo­że­my iść z wia­rą na spo­tka­nie Chrystusa, ale tyl­ko On może uczynić nas chrze­ści­ja­na­mi i dać na­szej woli, na­szym pra­gnie­niom, od­po­wiedź, god­ność, moc sta­nia się dzieć­mi Bo­żymi”. Za­koń­czył mo­dli­twą do Mat­ki Bo­żej, przy­po­mi­na­jąc nam wszyst­kim, że po otrzyma­niu chrztu po­win­ni­śmy po­ka­zywać, kim je­ste­śmy w sło­wach i uczyn­kach. „Naj­święt­szą Dzie­wi­cę, Mat­kę Chrystusa i wszyst­kich, któ­rzy w Nie­go wie­rzą, pro­si­my o po­moc, byśmy praw­dzi­wie żyli jako dzie­ci Boga, nie sło­wem, albo nie tyl­ko sło­wem, ale też i czynem” (9 stycz­nia 2012). To, w jaki spo­sób mo­że­my żyć „czynem” jako chrze­ści­jan­ki, bę­dzie­my od­krywać wła­śnie na kar­tach tej książ­ki.

Two­ja god­ność jako ko­bie­ty

Gdzieś pod po­wierzch­nią na­sze­go życia kryje się wspa­nia­ła, po­tęż­na, dana nam od Boga god­ność ko­bie­ty. Mó­wię, że jest ona ukryta, po­nie­waż dla wie­lu ko­biet, któ­re od­krywa­ją swo­ją praw­dzi­wą god­ność, sta­no­wi to czystą przy­jem­ność, a być może na­wet ogrom­ną nie­spo­dzian­kę. Na prze­strze­ni wie­ków ko­bie­ty mu­sia­ły zma­gać się na dzie­siąt­ki spo­so­bów z wiel­ki­mi trud­no­ścia­mi. Wie­lo­krot­nie w dzie­jach świa­ta dys­krymi­no­wa­no je i spycha­no na mar­gi­nes spo­łe­czeń­stwa. Dla­te­go też tak wie­lu ko­bie­tom trud­no jest trzymać gło­wę unie­sio­ną wy­so­ko po­śród róż­ne­go ro­dza­ju do­świad­czeń, ni­skie­go po­czucia wła­snej war­to­ści, po­czucia bycia gor­szymi od męż­czyzn albo po pro­stu nie­od­czuwa­nia swo­je­go bo­skie­go po­wo­ła­nia jako ko­bie­ty.

Ob­ja­śnia­jąc wiel­ką mi­łość Je­zusa do ko­biet, świę­ty Jan Pa­weł II w swo­im Li­ście do ko­biet na­pi­sał: „ czcił w ko­bie­cie ową god­ność, któ­rą ma ona od po­cząt­ku w pla­nie i mi­ło­ści Boga”. Klu­czo­we w tym opi­sie na­szej god­no­ści w oczach Boga są sło­wa: „ma od po­cząt­ku”. Wię­cej po­wiem o tym za chwi­lę, tym­cza­sem jed­nak przyj­rzyj­my się nie­któ­rym pro­ble­mom i źró­dłom nie­po­ro­zumień wo­kół ko­bie­cej god­no­ści.

Świat, pro­pa­gując swo­je an­ty­war­to­ści, pró­bu­je na­rzucić ko­bie­tom fał­szywą toż­sa­mość. Więk­szość z tych kłamstw przy­cho­dzi do nas na skutek zma­so­wa­ne­go ata­ku me­diów i kul­tury, przed któ­rym nie spo­sób uciec. W na­tural­ny spo­sób po­wo­du­je to po­wsta­wa­nie na­pię­cia po­mię­dzy Bo­giem a świa­tem, z któ­rym my, ko­bie­ty, zmu­szo­ne je­ste­śmy wal­czyć.

Jak wie­my, re­wo­lu­cja sek­sual­na i ra­dykal­ny fe­mi­nizm lat sześć­dzie­sią­tych po­ja­wi­ły się w czę­ści dla­te­go, że ko­bie­ty zbun­to­wa­ły się, chcąc zdo­być te same pra­wa, któ­rymi cie­szyli się męż­czyź­ni. Więk­szość z nich chcia­ła po pro­stu wy­zwo­lić się z opre­sji bycia nie­ustan­nie wy­ko­rzystywa­ną. Nie­ste­ty, od­bi­ło się to na ko­bie­tach ryko­sze­tem.

Ko­bie­ty po­czuły się zmu­szo­ne do przy­ję­cia wy­jąt­ko­wo skrzywio­nej wer­sji ko­bie­co­ści. Całe rze­sze ko­biet „kupi­ły” idee ra­dykal­ne­go fe­mi­ni­zmu i z za­pa­łem rzuci­ły się w wir pra­cy za­wo­do­wej, po­zo­sta­wia­jąc swo­je małe dzie­ci w pla­ców­kach opie­ki, pod­czas gdy same skupi­ły się na udo­wad­nia­niu świa­tu swo­jej war­to­ści. Co­raz wię­cej ko­biet za­czę­ło cier­pieć na de­pre­sję; u wie­lu po­ja­wi­ły się za­bu­rze­nia od­żywia­nia. In­stytucja ro­dzi­ny za­czę­ła się chwiać. Por­no­gra­fia zdra­dziec­ko wtar­gnę­ła w życie ro­dzin­ne, a wskaź­nik roz­wo­dów po­szybo­wał w górę, w mia­rę jak przed­mio­to­we trak­to­wa­nie ko­biet za­czę­ło być co­raz bar­dziej po­wszech­ne. Pod złud­ną przy­kryw­ką wol­no­ści wy­bo­ru, w ob­li­czu nie­zli­czo­nych abor­cji, z któ­rych krwią do kie­sze­ni abor­te­rów płynę­ły mi­lio­ny do­la­rów, życie ludz­kie prze­sta­ło być po­strze­ga­ne jako coś cen­ne­go i nie­po­wta­rzal­ne­go.

Pa­pież Pa­weł VI w 1968 roku pro­ro­czo ostrze­gał przed tym za­gro­że­niem w swo­jej en­cykli­ce Hu­ma­nae vi­tae (O życiu ludz­kim). Wska­zał na po­ten­cjal­ne nie­bez­pie­czeń­stwa czyha­ją­ce na czło­wie­ka, je­że­li spo­łe­czeń­stwo bę­dzie w dal­szym cią­gu wy­zna­wa­ło men­tal­ność an­ty­kon­cep­cyj­ną, wy­wo­dzą­cą się z ra­dykal­ne­go fe­mi­ni­zmu i re­wo­lu­cji sek­sual­nej, we­dług któ­rych abor­cja i an­ty­kon­cep­cja na­le­żą do ob­sza­ru praw i swo­bód. Po­wie­dział wte­dy:

Niech uprzytom­nią so­bie przede wszyst­kim, jak bar­dzo tego ro­dza­ju po­stę­po­wa­nie otwie­ra sze­ro­ką i ła­twą dro­gę za­rów­no nie­wier­no­ści mał­żeń­skiej, jak i ogól­ne­mu upad­ko­wi obycza­jów. Nie trze­ba też dłu­gie­go do­świad­cze­nia, by zdać so­bie spra­wę ze sła­bo­ści ludz­kiej i zro­zu­mieć, że lu­dzi – zwłasz­cza mło­dych, tak bar­dzo po­dat­nych na wpływy na­mięt­no­ści – po­trze­ba ra­czej po­bu­dzać do za­cho­wa­nia pra­wa mo­ral­ne­go, a prze­to wprost nie­go­dzi­wo­ścią jest uła­twiać im samo na­rusza­nie tego pra­wa. Na­le­ży rów­nież oba­wiać się i tego, że męż­czyź­ni, przy­zwycza­iw­szy się do sto­so­wa­nia prak­tyk an­ty­kon­cep­cyj­nych, za­tra­cą sza­cu­nek dla ko­biet i lek­ce­wa­żąc ich psy­cho­fi­zycz­ną rów­no­wa­gę, spro­wa­dzą je do roli na­rzę­dzia, służą­ce­go za­spo­ka­ja­niu swo­jej ego­istycz­nej żą­dzy, a w kon­se­kwen­cji prze­sta­ną je uwa­żać za god­ne sza­cun­ku i mi­ło­ści to­wa­rzysz­ki życia (HV, 17).

Owe pra­wa i swo­bo­dy, o któ­re ko­bie­ty tak agre­syw­nie wal­czyły, oka­za­ły się do­kład­nie tym, co do­pro­wa­dzi­ło do ich uprzed­mio­to­wie­nia. Abyś jed­nak nie myśla­ła, że je­stem czar­no­wi­dzem, przy­po­mnę, co na­pi­sa­łam nie­co wcze­śniej: Gdzieś pod po­wierzch­nią na­sze­go życia kryje się nie­zwykła, po­tęż­na, dana nam od Boga god­ność ko­bie­ty. Są­dzę, że roz­wią­za­niem pro­ble­mów uprzed­mio­ta­wia­nia, wy­ko­rzystywa­nia i ma­so­we­go sia­nia za­mę­tu wśród ko­biet jest szcze­re i prze­pro­wa­dzo­ne w at­mos­fe­rze mo­dli­twy po­szuki­wa­nie przez nas praw­dzi­wej god­no­ści ko­bie­ty, ra­do­sne jej od­krycie, a na­stęp­nie oka­za­nie po­mo­cy in­nym ko­bie­tom w od­krywa­niu tej god­no­ści da­nej im przez Boga.

Od cze­go jed­nak za­cząć? Dla mnie oso­bi­ście bar­dzo po­cie­sza­ją­ce i uzdra­wia­ją­ce jest wsłuchi­wa­nie się w sło­wa mą­dro­ści na­sze­go Ko­ścio­ła, a zwłasz­cza we wspa­nia­łe i czułe sło­wa świę­te­go Jana Paw­ła II z Mu­lie­ris di­gni­ta­tem oraz jego Li­stu do ko­biet. W li­ście tym ubo­le­wał on nad wiel­kim złem nie­rów­no­ści, prze­mo­cy, dys­krymi­na­cji i wy­ko­rzystywa­nia ko­biet, a na­wet otwar­cie za nie prze­pra­szał. Wie­dział, że złe trak­to­wa­nie, ja­kie ko­bie­ty mu­sia­ły zno­sić przez całe wie­ki, nie było zgod­ne z na­ucza­niem Je­zusa. Do­sko­na­le zda­wał so­bie spra­wę z wznio­słej god­no­ści ko­bie­ty i wy­ra­ził to w spo­sób nie­zwykle elo­kwent­ny, jed­no­cze­śnie wska­zując na wiel­kie dzie­ła ko­biet i ich nie­za­stą­pio­ną rolę w hi­sto­rii zba­wie­nia.

Oso­bi­ście wi­dzia­łam, jak oczy wie­lu ko­biet za­cho­dzi­ły mgłą, gdy po­przez szcze­re, bez­po­śred­nie i czułe sło­wa na­sze­go pa­pie­ża do­cie­ra­ła do nich praw­da o da­nej im przez Boga god­no­ści.

Je­ste­śmy, nie­ste­ty, spad­ko­bier­ca­mi dzie­jów peł­nych uwa­run­ko­wań, któ­re we wszyst­kich cza­sach i na każ­dej sze­ro­ko­ści geo­gra­ficz­nej utrud­nia­ły życio­wą dro­gę ko­bie­ty, za­po­zna­nej w swej god­no­ści, po­mi­ja­nej i nie­do­ce­nia­nej, nie­rzad­ko spycha­nej na mar­gi­nes, a wresz­cie spro­wa­dza­nej do roli nie­wol­ni­cy. Nie po­zwa­la­ło jej to być w peł­ni sobą i po­zba­wia­ło całą ludz­kość praw­dzi­wych bo­gactw du­cho­wych. Z pew­no­ścią nie­ła­two usta­lić do­kład­nie od­po­wie­dzial­ność za ten stan rze­czy, z uwa­gi na głę­bo­ki wpływ wzor­ców kul­turo­wych, któ­re w cią­gu wie­ków kształ­to­wa­ły men­tal­ność i in­stytucje. Ale je­śli, zwłasz­cza w okre­ślo­nych kon­tek­stach hi­sto­rycz­nych, obiek­tyw­ną od­po­wie­dzial­ność po­nie­śli rów­nież licz­ni sy­no­wie Ko­ścio­ła, szcze­rze nad tym ubo­le­wam. Niech to ubo­le­wa­nie sta­nie się w ca­łym Ko­ście­le bodź­cem do od­no­wy wier­no­ści wo­bec du­cha Ewan­ge­lii, któ­ra wła­śnie w od­nie­sie­niu do kwe­stii wy­zwo­le­nia ko­biet spod wszel­kich form uci­sku i do­mi­na­cji gło­si za­wsze ak­tual­ne orę­dzie płyną­ce z po­sta­wy sa­me­go Chrystusa. On bo­wiem, prze­zwycię­ża­jąc obo­wią­zują­ce w kul­turze swej epo­ki wzo­ry, przyj­mo­wał wo­bec nie­wiast po­sta­wę otwar­to­ści, sza­cun­ku, zro­zu­mie­nia i ser­decz­no­ści. W ten spo­sób czcił w ko­bie­cie ową god­ność, któ­rą ma ona od po­cząt­ku w pla­nie i mi­ło­ści Boga. Gdy u schył­ku drugie­go ty­siąc­le­cia pa­trzymy na Chrystusa, na­suwa się pyta­nie: w ja­kiej mie­rze Jego orę­dzie zo­sta­ło przy­ję­te i urze­czywist­nio­ne? (List do ko­biet, 3)

Czy to nie przy­jem­ne, słyszeć tak afir­mu­ją­ce sło­wa ze stro­ny na­sze­go Ko­ścio­ła? Po­win­nyśmy za­dać so­bie na mo­dli­twie to pyta­nie, któ­re po­sta­wił świę­ty Jan Pa­weł II: ile z prze­sła­nia Chrystusa do­tar­ło do słucha­czy i ile zo­sta­ło wcie­lo­ne w życie? Wy­da­wa­ło­by się, że nie­wie­le. Oprócz dys­krymi­na­cji, wy­ko­rzystywa­nia i uprzed­mio­ta­wia­nia ko­biet ist­nie­ją jesz­cze róż­ne­go ro­dza­ju, sie­ją­ce za­męt i znie­chę­ce­nie, sprzecz­ne ko­mu­ni­ka­ty po­pula­ryzo­wa­ne przez mass me­dia i wy­ce­lo­wa­ne w ko­bie­ty. Wie­le z nas czuje po­trze­bę za­spo­ka­ja­nia ocze­ki­wań spo­łe­czeń­stwa, któ­re do­ma­ga się per­fek­cji, czy to je­śli cho­dzi o wy­gląd, styl życia, czy co­kol­wiek in­ne­go. Ko­bie­ty nie­ustan­nie znaj­du­ją się pod ostrza­łem – to żad­na ta­jem­ni­ca. Mo­że­my za­tem śle­po po­dą­żać za nor­ma­mi wy­zna­cza­nymi nam przez spo­łe­czeń­stwo, za­miast pa­trzeć głę­biej w swo­je ser­ce oraz spo­glą­dać w górę, by roz­wa­żać to, cze­go ocze­kuje od nas Bóg. Bar­dzo dużo pi­szę i mó­wię o tym kło­po­tli­wym po­ło­że­niu, w ja­kim zna­la­zły się ko­bie­ty. Wie­le mo­ich czytel­ni­czek i słucha­czek mówi mi po­tem, że samo na­zwa­nie po imie­niu wy­zwań, z któ­rymi się zma­ga­ją, spra­wia, że czują się do­ce­nio­ne. Po­ma­ga im to rów­nież roz­po­znać ob­sza­ry, na któ­re trze­ba zwró­cić szcze­gól­ną uwa­gę oraz zna­leźć od­po­wied­ni spo­sób, aby sta­wić czo­ła tym pro­ble­mom w at­mos­fe­rze mo­dli­twy.

Mimo że mo­że­my czuć się oto­czo­ne ze wszyst­kich stron przez pe­sy­mizm, znie­chę­ce­nie i fał­szywe ob­ra­zy ide­al­nych ko­biet, wie­rzę, że mamy dziś do czynie­nia z wiel­kim prze­bu­dze­niem. Wie­le osób, a zwłasz­cza ko­biet, po­głę­bia swo­ją wia­rę, aby po­znać Praw­dę. Ko­bie­ty chęt­nie dzie­lą się tym, co mają w ser­cu, i spo­tyka­ją się, za­rów­no w cyber­prze­strze­ni, jak i na żywo, żeby doj­rze­wać w swo­jej wie­rze i wy­mie­niać się spo­strze­że­nia­mi z in­nymi ko­bie­ta­mi.

Bóg daje ko­bie­tom kon­kret­ne dary, któ­re po­ma­ga­ją im speł­niać role có­rek, żon, ma­tek, sióstr, sio­strze­nic, bra­ta­nic, cioć, babć, sin­gie­lek, wdów i osób kon­se­kro­wa­nych. Nie cho­dzi o to, że­byśmy te­raz „pom­po­wa­ły” swo­je ego do nie­bo­tycz­nych roz­mia­rów, ale myślę, że do­brze jest przy­po­mnieć so­bie od cza­su do cza­su, że ko­bie­ty otrzyma­ły dary czynią­ce je od­waż­nymi, sil­nymi, ko­cha­ją­cymi, tro­skli­wymi, po­ucza­ją­cymi, za­chę­ca­ją­cymi… Li­sta nie ma koń­ca. Czy wy­ko­rzystuje­my dane nam od Boga dary? Czy ich używa­my?

Bar­dzo po­do­ba mi się to, co sługa Boży ar­cy­bi­skup Ful­ton She­en (któ­re­go pro­ces be­atyfi­ka­cyj­ny nie­daw­no się roz­po­czął) po­wie­dział na te­mat siły ko­bie­ty. Mimo że mó­wił o mi­ło­ści po­mię­dzy ko­bie­tą a męż­czyzną, ostat­nie zda­nie jest tu klu­czo­we:

Kie­dy męż­czyzna ko­cha ko­bie­tę, musi stać się jej wart. Im bar­dziej jest cno­tli­wa, im bar­dziej szla­chet­ny ma cha­rak­ter, im bar­dziej jest od­da­na praw­dzie, spra­wie­dli­wo­ści i do­bro­ci, tym wy­żej musi wznieść się męż­czyzna, żeby być jej wart. Tak na­praw­dę hi­sto­rię cywi­li­za­cji moż­na by na­pi­sać, od­no­sząc się do po­zio­mu wy­stę­pują­cych w niej ko­biet.

Wy­obraź­cie to tyl­ko so­bie!

Ar­cy­bi­skup dał nam cał­kiem nie­zły ma­te­riał do prze­myśleń. Na­praw­dę po­win­nyśmy za­sta­no­wić się nad po­zio­mem na­szych oso­bi­stych cnót i na­szym od­da­niem dla Praw­dy. Je­śli śred­nio so­bie ra­dzi­my w tej sfe­rze, na­sze spo­łe­czeń­stwo też bę­dzie śred­nie. Je­śli po­stę­puje­my nie­mo­ral­nie – no cóż, cią­gnie­my spo­łe­czeń­stwo w dół. Myślę, że wiesz, o co cho­dzi. Czas się obu­dzić i uznać, że jako ko­bie­ty fak­tycz­nie po­sia­da­my wła­dzę, by skie­ro­wać wszyst­ko na wła­ści­we tory.

Na­le­żę

Kie­dy je­ste­śmy jesz­cze małe, wszyscy pyta­ją nas nie­ustan­nie: „Kim chcesz być, gdy do­ro­śniesz?”. Zwykle mamy wszel­kie­go ro­dza­ju na­dzie­je i ma­rze­nia do­tyczą­ce przy­szło­ści, nie­któ­re z nich być może sza­lo­ne, inne – peł­ne optymi­zmu. Pa­mię­tam, jak kie­dyś prze­glą­da­łam pudła z ro­dzin­nymi pa­miąt­ka­mi i zna­la­złam rysunek na­ma­lo­wa­ny przez mo­je­go naj­star­sze­go syna Justi­na, ra­zem ze śmia­łym, en­tuzja­stycz­nym pod­pi­sem: „Jak będę duży, to będę na­ukow­cem!”. Po­tra­fię wy­obra­zić go so­bie z pro­mien­ną twa­rzycz­ką, jak gor­li­wie two­rzy swo­je małe dzie­ło, ba­zgrząc tę de­kla­ra­cję naj­lep­szym cha­rak­te­rem pi­sma, na jaki było go stać.

Zupeł­nie za­po­mnia­łam o tym jego dzie­cię­cym ma­rze­niu, ale ucie­szyło mnie, że tego dnia przy­pad­ko­wo się na nie na­tknę­łam. Ka­za­ło mi to za­trzymać się na chwi­lę wśród kar­to­nów wy­peł­nio­nych naj­roz­ma­it­szymi rze­cza­mi i za­du­mać się nad ma­rze­niem ma­łe­go Justi­na. Justin, obec­nie trzydzie­sto­pię­cio­let­ni męż­czyzna, był i jest bar­dzo bystrym fa­ce­tem – co do tego nie ma wąt­pli­wo­ści. Nig­dy jed­nak nie po­szedł w stro­nę na­uki; za­miast tego za­jął się tech­no­lo­gią, mu­zyką i sztuką.

Świę­ta Te­re­sa z Li­sieux wy­krzyk­nę­ła śmia­ło: „W koń­cu od­na­la­złam swo­je po­wo­ła­nie. Moim po­wo­ła­niem jest mi­łość”. Ła­ciń­skie sło­wo vo­ca­re ozna­cza „wzywać”. Głów­nym po­wo­ła­niem każ­de­go czło­wie­ka jest świę­tość i wy­do­sko­na­le­nie się w mi­ło­ści. W ja­kim­kol­wiek sta­nie życia znaj­du­je­my się jako ka­to­licz­ki – nie­za­leż­nie od tego, czy je­ste­śmy mę­żat­ka­mi, sin­giel­ka­mi, mat­ka­mi czy oso­ba­mi kon­se­kro­wa­nymi – każ­dy z tych sta­nów wy­ma­ga, abyśmy wzno­si­ły się ku świę­to­ści i mi­ło­ści.

Świę­ty Jan Pa­weł II po­wie­dział:

W ukrytej głę­bi ludz­kie­go ser­ca ła­ska po­wo­ła­nia przy­bie­ra for­mę dia­lo­gu. Jest to dia­log po­mię­dzy Chrystusem i oso­bą, w któ­rym do­cho­dzi do oso­bi­ste­go za­pro­sze­nia. Chrystus wzywa oso­bę po imie­niu i mówi: „Chodź, pójdź za Mną”. To we­zwa­nie, ten ta­jem­ni­czy, we­wnętrz­ny głos Chrystusa, słychać naj­wyraź­niej w ci­szy i mo­dli­twie. Jego przy­ję­cie jest ak­tem wia­ry” (Ho­mi­lia, 10 lu­te­go 1986).

Być może pyta­nie, któ­re nie­raz za­da­je­my so­bie gdzieś na na­szej dro­dze wia­ry, brzmi: „Jak i kie­dy mogę usłyszeć moje oso­bi­ste i kon­kret­ne po­wo­ła­nie od Boga, tak abym wie­dzia­ła, co po­win­nam ro­bić w swo­im życiu?”. Świę­ta Te­re­sa z Avi­la po­wie­dzia­ła, że prak­tycz­nie zmu­si­ła się do tego, żeby zo­stać za­kon­ni­cą, bo wie­dzia­ła, że było­by to dla niej do­bre. Spo­sób, w jaki dana oso­ba może usłyszeć swo­je oso­bi­ste we­zwa­nie, z pew­no­ścią zmie­nia się w mia­rę upływu lat. Kie­dy je­ste­śmy młod­sze, mo­że­my za­da­wać so­bie pyta­nia typu: „Czy po­win­nam wyjść za mąż? Czy po­win­nam wy­brać ten czy inny za­wód?”. Póź­niej we­zwa­nie, któ­re słyszymy, może po pro­stu do­tyczyć po­zo­sta­nia wier­ną swo­im obo­wiąz­kom w co­dzien­nym życiu (nie za­wsze jest to tak pro­ste, jak się wy­da­je). Mo­że­my na­wet nie czuć wiel­kiej po­trze­by ro­ze­zna­nia kon­kret­nej dro­gi, tak dłu­go, do­pó­ki je­ste­śmy pew­ne, że jest to pro­sta i wą­ska dro­ga, któ­ra pro­wa­dzi
do nie­ba.

Czę­sto na­sze życie ukła­da się w spo­sób, któ­re­go nig­dy byśmy nie prze­wi­dzia­ły. Na przy­kład mę­żat­ka może pra­gnąć du­żej ro­dzi­ny, ale nie­ste­ty po ślu­bie oka­zuje się, że jest fi­zycz­nie nie­zdol­na do po­czę­cia lub do­no­sze­nia cią­ży. Inna mę­żat­ka może ma­rzyć o ide­al­nym i szczę­śli­wym życiu, jed­nak jej sny pryska­ją jak bań­ka mydla­na wśród kłót­ni za­koń­czo­nych roz­wo­dem, gdy oka­zuje się, że po­ślu­bi­ła męż­czyznę z po­waż­nymi pro­ble­ma­mi. Jesz­cze inna ko­bie­ta może nie pla­no­wać pod­ję­cia kon­kret­nej pra­cy lub po­wo­ła­nia, by póź­niej, zupeł­nie nie­ocze­ki­wa­nie, za­chwycić się swo­ją praw­dzi­wą mi­sją, któ­rą od­krywa po­przez se­rię nie­prze­wi­dzia­nych do­świad­czeń, wy­da­rzeń i otwie­ra­ją­cych się przed nią drzwi. Na­sze życie wy­da­je się osnute mgłą wiel­kiej ta­jem­ni­cy, kie­dy uda­je­my się w po­dróż z jed­ne­go dnia w ko­lej­ny, nie­świa­do­me ca­łe­go tego wzo­ru, któ­ry tka­my na­szym życiem. Te­raz wi­dzi­my tyl­ko małą – ma­lut­ką jego część.

Kie­dy byłam dziew­czyn­ką, moja bab­cia czę­sto po­wta­rza­ła mi z błyskiem w oku: „Don­na-Ma­rie, je­śli zo­sta­niesz za­kon­ni­cą, pój­dziesz pro­sto do nie­ba!”. W tak uro­czy spo­sób sia­ła w moim ser­cu du­cha za­chę­ty – du­cha pra­gnie­nia świę­te­go życia. Jej sło­wa za­in­trygo­wa­ły mnie i czę­sto za­sta­na­wia­łam się, czy fak­tycz­nie zo­sta­nę za­kon­ni­cą. Moje po­wo­ła­nie ujaw­ni­ło się, kie­dy wy­szłam za mąż i zo­sta­łam mat­ką. Moja mi­sja na każ­dy dzień od­sła­nia­ła się przede mną w spo­sób na­tural­ny, po­przez za­da­nia zwią­za­ne ze służe­niem in­nym w imię mi­ło­ści, nie­ro­ze­rwal­nie złą­czo­ne z życiem lu­dzi, któ­rych Bóg po­wie­rzył mo­jej opie­ce. Boże ła­ski, czę­sto głę­bo­ko ukryte w zwykłych czyn­no­ściach, sta­ły się dla mnie bar­dziej wi­docz­ne po­przez bło­go­sła­wień­stwa, któ­rych ob­fi­cie do­świad­cza­łam w pięk­nych i trud­nych aspek­tach mo­je­go po­wo­ła­nia do bycia mat­ką – za­rów­no wte­dy, gdy życie to­czyło się gład­ko, jak i wów­czas, gdy sta­ło się dla mnie, jako sa­mot­nej mat­ki, cięż­kie i żmud­ne.

Jako ochrzczo­na ka­to­licz­ka mogę mieć pew­ność, że na­le­żę do ro­dzi­ny, spo­łecz­no­ści, Ko­ścio­ła i świa­ta! Nie­za­leż­nie od tego, jak wy­glą­da moja sy­tua­cja i w ja­kim kie­run­ku roz­wi­ja się moje życie, na­praw­dę ist­nie­je ta­kie miej­sce, do któ­re­go na­le­żę! Nasz Pan po­wie­dział: „Pójdź za Mną”. W Bogu i w Ko­ście­le mam swo­ją cu­dow­ną toż­sa­mość. A ta wznio­sła toż­sa­mość po­zwa­la mi czuć grunt pod sto­pa­mi; po­ma­ga mi za­cho­wać po­kój ser­ca nie­za­leż­nie od tego, co akurat dzie­je się w moim życiu. W ak­cie wia­ry od­po­wia­dam na Boże we­zwa­nia skie­ro­wa­ne do mo­je­go ser­ca.

Świę­ty Jan Pa­weł II przy­po­mi­na nam: „Każ­de po­wo­ła­nie jest głę­bo­kim, oso­bi­stym do­świad­cze­niem praw­dy tych słów: «Ja będę z tobą»” (Wj 3,12; Ho­mi­lia, 13 stycz­nia 1995). On na­praw­dę z nami jest!

W dal­szej czę­ści książ­ki przyj­rzymy się bli­żej za­gad­nie­niu na­szej toż­sa­mo­ści. W ko­lej­nym roz­dzia­le roz­wa­żać bę­dzie­my, co to zna­czy być ko­bie­tą w peł­ni. Przyj­rzymy się wie­lu wy­mia­rom na­sze­go czło­wie­czeń­stwa – umysło­wi, ser­cu, du­szy i cia­łu.

Chwi­la re­flek­sji

Świę­ty Jan Pa­weł II na­uczał:

Pan mówi pro­ro­ko­wi Je­re­mia­szo­wi, że jego po­wo­ła­nie sta­no­wi­ło część Bo­że­go pla­nu jesz­cze za­nim pro­rok się na­ro­dził… Sło­wa te przy­po­mi­na­ją nam, że każ­da oso­ba ma swo­je miej­sce w Bo­żym pla­nie i że każ­dy z nas po­wi­nien z uwa­gą wsłuchi­wać się w Boży głos na mo­dli­twie, aby od­kryć szcze­gól­ne po­wo­ła­nie, któ­re otrzyma­li­śmy w Chrystusie (Ho­mi­lia, 2 wrze­śnia 1990).

Bycie ka­to­licz­ką to ogrom­ny dar! Jako dzie­ci lub bar­dziej doj­rza­łe oso­by na mocy chrztu sta­je­my się czę­ścią Ko­ścio­ła i sta­ra­my się osią­gnąć na­sze zba­wie­nie, prze­żywa­jąc dzień za dniem, po­śród drob­nych szcze­gó­łów dro­gi życia, któ­rej do­świad­cza­my jako ko­bie­ty. A je­śli w tym wszyst­kim słucha­my Bo­że­go gło­su, mo­dląc się, mo­że­my stać się wspa­nia­łym przy­kła­dem dla ko­biet wo­kół nas, któ­re być może mają pro­ble­my z po­czuciem wła­snej toż­sa­mo­ści. Mo­że­my mo­dlić się o ła­skę, aby Bóg dał nam siłę do wy­peł­nia­nia na­szych obo­wiąz­ków i bycia nie­sa­mo­wi­tym świa­tłem dla in­nych.

Umysł, któ­rym Go po­zna­ję

1. 1. Czy sta­wiasz so­bie za cel, aby do­wia­dywać się wię­cej o swo­jej wie­rze, tak aby bar­dziej po­zna­wać Boga i prze­ka­zywać tę wie­dzę in­nym?
2. 2. Czy dużo cza­su po­świę­casz środ­kom ma­so­we­go prze­ka­zu, przez co bra­kuje ci go na po­zna­wa­nie swo­jej wia­ry? Je­śli tak, w jaki spo­sób mo­gła­byś ogra­ni­czyć ko­rzysta­nie z me­diów spo­łecz­no­ścio­wych, te­le­wi­zji, In­ter­ne­tu, itp.?
3. 3. Czy mo­żesz zna­leźć czas na po­zna­wa­nie swo­jej ka­to­lic­kiej wia­ry i bar­dziej grun­tow­ną du­cho­wą lek­turę?

Ser­ce, któ­rym Go ko­cham

1. 1. Czy re­gular­nie mó­wisz Bogu, że Go ko­chasz? Czy znaj­du­jesz kon­kret­ne spo­so­by, aby Mu to oka­zać?
2. 2. Czy za­sta­na­wia­łaś się ostat­nio nad swo­ją mo­dli­twą? Czy mo­żesz coś zro­bić, aby ją uczynić lep­szą?
3. 3. Czy masz czas dla Boga? Czy za­trzymu­jesz się, aby Go po­słuchać? Czy mo­żesz choć odro­bi­nę na­giąć swój har­mo­no­gram dnia, żeby zro­bić wię­cej miej­sca dla Boga w swo­im życiu?

Dło­nie, któ­rymi Mu służę

1. 1. Czy mo­dlisz się, aby Bóg wska­zał ci, jak mo­żesz Mu służyć w bar­dziej kon­kret­ny spo­sób? Czy mo­żesz po­świę­cić czas na taką mo­dli­twę w nie­da­le­kiej przy­szło­ści?
2. 2. Zrób li­stę osób z two­je­go oto­cze­nia, co do któ­rych masz prze­czucie, że Bóg chciał­by, abyś im służyła. Czy to moż­li­we, że o kimś za­po­mnia­łaś?
3. 3. Czy jest coś, co mo­gła­byś zro­bić już dziś lub jutro, w bar­dzo pro­sty spo­sób, aby po­dzie­lić się z kimś mi­ło­ścią?

Szuka­jąc Boga

Do­bry Boże, spraw, bym otwo­rzyła Ci ser­ce na oścież, tak bym do­świad­czyła w peł­ni wszyst­kie­go, co mi da­jesz i od­kryła swo­ją peł­nię w To­bie. Amen.

Jan Pa­weł II, List do ko­biet, 29 czerw­ca 1995 (ogło­szo­ny w związ­ku z IV mię­dzyna­ro­do­wą kon­fe­ren­cją ONZ na te­mat ko­biet); http://www.va­ti­can.va.

Gre­go­ry Jo­seph Ladd, Ful­ton J. She­en: A Man for All Me­dia, Igna­tius Press, San Fran­ci­sco 2001, s. 123.

Św. Te­re­sa od Dzie­ciąt­ka Je­zus, Dzie­je du­szy, Wy­daw­nic­two Kar­me­li­tów Bo­sych, Kra­ków 2007.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: