Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zawirowania - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
20 marca 2018
Ebook
24,00 zł
Audiobook
34,99 zł
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zawirowania - ebook

Wszystko rodzi się w bólach, także szczęście…

Marlena wiedzie dostatnie życie u boku ukochanego mężczyzny. Do pełni szczęścia brakuje jej tylko dziecka. Los nie głaszcze jej jednak po głowie i raz po raz płata kolejne figle. Na przemian pozwala cieszyć się macierzyństwem i wystawia na próby.
Zawirowania to wzruszająca opowieść o przyjaźni, miłości, zdradzie, a także o zaradności i wewnętrznej sile drzemiącej w matkach. Pokazuje piękno adopcji oraz daje wsparcie kobietom, które pragną urodzić dziecko, jednak z jakiegoś powodu ich marzenie ciągle pozostaje niezrealizowane.

„Zawirowania", debiut prozatorski Krystyny Wajdy, to książka o kondycji współczesnej rodziny, rozluźnieniu więzi, braku lojalności i dylematach moralnych. Autorka utwierdza nas w przekonaniu, że wszystko w życiu ma swoją cenę, a kompromis jest składową jej wartości. I chyba najważniejsze – jest to opowieść o niezwykle silnych kobietach, które z godnością podejmują wyzwania, jakie stawia im los. Polecam.

Beata Wieszczycka

Krystyna Wajda - urodziła się w Międzyrzeczu, mieszkała w Poznaniu, Gdańsku i Leśnej w Dolnośląskiem, by w 2008 roku osiedlić się w Koszalinie. Jest byłym członkiem Dolnośląskiej Grupy Literackiej „Nurt" w Lubaniu i Krajowego Bractwa Literackiego w Koszalinie. Zainicjowała i koordynuje Koszalińską Scenę Literacką, Literackie Odsłony KryWaj, Nocne Odsłony KryWaj i Ogólnopolską Szufladę Literacką. Założyła grupę „Literomograf”. Jest autorką siedmiu tomików poezji, zbioru fraszek „Szept liści”, baśni dla dzieci „Kraina Wodospadów”i tekstów piosenek do płyty „Hipnoza”. W 2013 roku była nominowana do tytułu Róży w plebiscycie tygodnika „Teraz Koszalin”. W roku 2014 otrzymała Nagrodę Prezydenta Miasta Koszalin za działalność w dziedzinie tworzenia, upowszechniania i ochrony kultury.

Kategoria: Romans
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8083-813-0
Rozmiar pliku: 1,7 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Rozdział 1

– Nadal myślisz o adopcji? – zapytała Marta z troską w głosie.

Właśnie z Marleną skończyły pracę i szły w kierunku parkingu, gdzie stał nieco wiekowy już, srebrny opel astra Marleny. Mikołaj, mąż Marleny od dawna nalegał na kupienie jakiegoś nowszego modelu. Ona jednak czuła niepisany sentyment do swojego auta i nie miała zamiaru, przynajmniej w najbliższej przyszłości się z nim rozstawać. Najzwyczajniej w świecie, tak po prostu kochała ten samochód. W jego wnętrzu schowanych było tyle wspomnień. Wspomnień, które tak często wywoływały uśmiech na jej i tak zazwyczaj pogodnym obliczu. Poza tym zdawała sobie sprawę, że gdyby zdecydowała się na jego sprzedaż, poczułaby się tak, jakby ktoś wydarł cząstkę jej samej. Wiedziała, że moment ten kiedyś nadejdzie, ale jak na razie droczyła się z czasem i usuwała to na dalszy plan.

Z Martą od dłuższego czasu dojeżdżały razem do przedszkola, gdzie pracowały od kilku lat jako wychowawczynie klas zerowych. Marta, podobnie jak Marlena, także była osobą zmotoryzowaną. Często jeździły na zmianę, oszczędzając w ten sposób na paliwie, ale przede wszystkim miały okazję spokojnie porozmawiać.

– Niby tak, ale to nie takie proste – odpowiedziała Marlena, nie kryjąc niezdecydowania.

– Wiem, że to nie jest łatwa decyzja, ale czas leci… – przyjaciółka nie dawała za wygraną i patrzyła wyczekująco, licząc na bardziej konkretne stanowisko koleżanki w tej sprawie.

– Praktycznie wszelkie formalności mamy załatwione, tylko nadal chyba łudzimy się, że może… – Marlena weszła jej w słowo, po chwili jednak przerwała, ponownie zamyśliwszy się.

– Tak bardzo pragniemy własnego dziecka – kontynuowała. – Tyle lat starań. I nic. Zero nadziei. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że lekarze nie potrafią podać przyczyny. Biała plama. Same przypuszczenia bez pokrycia. Tak szczerze, to powoli zaczynam mieć dość, i to tak serdecznie dość…

– Uda wam się! Zobaczysz! W końcu się uda! – przyjaciółka próbowała dodać jej wiary i wzmocnić iskierki nadziei. – Musisz w to wierzyć! Pamiętasz jak było z nami? – nadal spieszyła z pogotowiem pocieszenia.

– Pamiętam… – odpowiedziała Marlena, siląc się na uśmiech, któremu towarzyszyło ciężkie westchnienie.

– Pamiętasz…? Cztery, cztery długie lata od chwili, kiedy powiedzieliśmy sobie sakramentalne „tak”, byliśmy sami i przez ten długi czas próbowaliśmy, nie tracąc nadziei. Podobnie jak wy teraz, nie przestawaliśmy marzyć o dziecku.

– Wam w końcu się udało…

– Ale wówczas i my przeżywaliśmy gehennę. Z upływem czasu też było ciężko i powoli traciliśmy nadzieję. Tyle prób, tyle starań. Pamiętasz, jak często wyjeżdżaliśmy w różne zakątki kraju, zmienialiśmy klimat, wierząc, że to przyniesie oczekiwany efekt? Pamiętam jak wówczas z zazdrością patrzyliśmy na inne małżeństwa z dziećmi. Jak z westchnieniem spoglądaliśmy w stronę wózków z maluszkami w środku. Tego, co wówczas czułam, nie zapomnę do końca życia.

– Przedtem mieliście duży problem, teraz macie dużą gromadkę – zażartowała Marlena.

– Rzeczywiście – odpowiedziała Marta, uśmiechnąwszy się.

– Oboje marzyliśmy o licznej rodzinie i gdy już udało się po raz pierwszy, to potem dom szybko się wypełnił. W tej chwili nie wyobrażam sobie, aby mogło być inaczej. Oby tylko… – nagle urwała w pół zdania, zamyśliwszy się, i jednocześnie dziwnie posmutniała.

Marlena spojrzała na przyjaciółkę, zaniepokojona jej nagłą zmianą nastroju.

– Co się dzieje? Coś jest nie tak? – zapytała z niepokojem.

Marta milczała dłuższą chwilę. Marlena poczuła się nieco niezręcznie, ale nie chciała robić niczego na siłę.

– Nie musisz mówić, jeżeli nie chcesz – odezwała się po chwili.

– Emil… – powiedziała Marta, wymieniając imię swojego męża.

– Co z nim? Coś mu się stało? – zapytała zaniepokojona Marlena.

– On, on od jakiegoś czasu bardzo się zmienił – Marta mówiła powoli, sylabizując wyrazy.

– Nie rozumiem…?

– Problem w tym, że ja też nie.

– Ale przecież widzisz, potrafisz obserwować. Co jest inaczej? – zapytała, patrząc wyczekująco.

Marlena nie pamiętała, aby kiedykolwiek widziała Martę tak przybitą i zrezygnowaną. Marta z natury była niezwykłą śmieszką, zawsze rozpromieniona. W tej chwili to, co dusiła w sobie, nagle znalazło lukę i wypłynęło na zewnątrz, powlekając uśmiech otokiem bólu i bezsilności.

– Jakby ci to powiedzieć… Emil od jakiegoś czasu żyje obok nas… – zaczęła powoli. – Kompletnie nie interesuje go to, co dzieje się w domu. Nie ma prawie żadnego kontaktu z dziećmi. Wszystkie sprawy spadły na mnie.

– Może poczuł się odrzucony? Może za bardzo swoją uwagę skupiłaś na dzieciach i stąd takie jego zachowanie…?

– Nie, to nie może być to. Zawsze starałam się wszystko wypośrodkowywać. Cały czas też próbowałam angażować go do wszelkich obowiązków związanych z domem i wychowaniem dzieci, aby czuł się potrzebny.

– Zatem co…?

Marta ciężko westchnęła, zanim ponownie się odezwała.

– Nie wiem, po prostu nie wiem. Najgorsze w tym wszystkim jest to, że nie potrafię znaleźć złotego środka. Nie pomagają rozmowy. Nic do niego nie trafia. Powoli czuję zmęczenie. Kompletnie nie wiem co robić. Potrzebuję go. Dzieci także tęsknią za wcześniejszym tatą. One, podobnie jak ja, nie potrafią zrozumieć, dlaczego tata tak bardzo się zmienił. Dlaczego nie ma dla nich czasu.

– Od kiedy tak się dzieje? – Marlena zapytała z troską.

– Siedem, osiem miesięcy…

– Tyle czasu i nic nie wspominałaś…?

– Nie chciałam panikować. Myślałam, że to chwilowe. Liczyłam na to, że wszystko w końcu wróci do normy i będzie tak jak dawniej. Jednak miniony czas pozbawił mnie złudzeń. Powoli mam dość. Nie daję rady. Emil w ogóle nie kwapi się, aby pomóc mi w czymkolwiek. Ze względu na kręgosłup na razie nie może podjąć pracy. Jednak nie mam o to do niego pretensji, potrzebuję jedynie wsparcia z jego strony i aby po prostu był z nami.

– Może przez to, że jest skazany na siedzenie w domu, czuje się niedowartościowany? Może złapał depresję i potrzebuje pomocy?

– Też o tym myślałam, ale jak mam mu pomóc, jeżeli on nawet nie chce za bardzo rozmawiać o czymkolwiek? Zbywa mnie pod byle pretekstem… Na siłę nic nie mogę.

– Próbowałaś zasugerować mu wizytę u psychologa?

– Wspomniałam mu o tym.

– I co?

– Wyśmiał mnie… – Marta odpowiedziała z ironicznym uśmiechem.

– Naprawdę w niczym ci nie pomaga?

– Niestety… – odpowiedziała z rezygnacją w głosie. – Wszystko czeka na mnie. Przychodzę zmęczona z pracy i to ja daję dzieciom obiad. Ja zmywam gary, sprzątam. Ja myślę o tym, co ugotować na kolejny dzień, ja pomagam dzieciom w lekcjach, ja kładę je do snu. Ja robię codzienne zakupy i załatwiam wszelkie sprawy, bo on przecież jest chory, no i zgodnie z tym, jak twierdzi, mam po drodze. Tak wygląda mój każdy dzień. Ledwie sprzątnę po obiedzie, posiedzę trochę przy lekcjach z dziećmi, już zagląda widmo kolacji, potem kąpiel, położenie dziatwy do łóżek, no i obowiązkowo bajka na dobranoc. To oczywiście także ja… A później, gdy już jest cisza i niby wieczór powinien być dla mnie na wyłączność, schodzę do kuchni i biorę się za obiad na następny dzień, bo przecież dzieci wracają ze szkoły głodne jak wilki.

– Nie wytrzymasz zbyt długo na takich obrotach…

– Wiem. Już czuję się zmęczona.

– Czegoś nie rozumiem…? Co zatem robi Emil przez cały dzień?

– Długo, nawet bardzo długo śpi. Potrafi wylegiwać się w łóżku do południa, bo przecież do późna w nocy ogląda telewizję.

– A później?

– Później śniadanie, takie bez pośpiechu, z gazetką przy talerzu…

– A dalej?

– Potem zestaw wygodna kanapa i telewizor lub wygodna kanapa i gazeta. I tak każdego dnia – Marta powtórzyła pełna rezygnacji.

Marlena nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała. Cały czas postrzegała Martę i Emila jako idealną, wspierającą się i szczęśliwą parę.

– Tak właśnie ostatnimi czasy beztrosko upływa mu życie – Marta zakończyła swój wywód puentą.

Widać było, że zmęczyła się samym mówieniem o tym, co ostatnio działo się w jej życiu.

– Marto, przecież wy macie czwórkę dzieci. Dzieci też nie mają wpływu na niego…? – zapytała Marlena, próbując znaleźć rozwiązanie.

– Emil od czasu do czasu zagląda do ich pokoi, tak jakby kierowany resztkami przyzwoitości, zamienia z nimi kilka słów i na tym koniec relacji ojciec-dzieci.

– Dla dobra waszej rodziny chyba musisz nadal próbować walczyć.

– Tak, tylko powiedz, jak długo i skąd wziąć na to siły? Ile razy można wałkować ten sam temat? Co można zrobić w przypadku, gdy druga strona nie przejawia żadnej inicjatywy, chęci na cokolwiek?

– Ooooch… – tym razem Marlena westchnęła pokonana bezsilnością.

– Ostatnio próbowałam rozmawiać z nim na temat naszej sytuacji materialnej. Smutne to, ale nam zaczyna brakować środków na podstawowe rzeczy. Dzieci rosną, potrzeby wraz z nimi… Renta Emila to tyle, co nic. Któreś z nas powinno poszukać jeszcze jakiejś dodatkowej pracy. Ja jestem zdrowa, czyli chyba to któreś to ja. Nie wiem tylko jak to zrobię, jak dam radę fizycznie i czasowo. W tej chwili nie wyrabiam i padam ze zmęczenia.

– I wcale się nie dziwię. Poza tym, idąc tym tropem, w wieku trzydziestu lat będziesz wyglądała jak sześćdziesięciolatka. Stać cię na więcej. Wymyśl proszę coś mądrzejszego.

– Pomysłów mam dużo, gorzej z tym, co narzuca bezduszna codzienność. Ona ma gdzieś to, co ja sobie myślę i to, co bym chciała. Tak czy inaczej, jestem na straconej pozycji.

– Musi być jakieś wyjście!

– Musi…? Względne pojęcie – podsumowała Marta z ironią w głosie.

– Czy Emil naprawdę nie potrafi realnie ocenić potrzeb waszej rodziny, licznej rodziny? – zapytała z niedowierzaniem.

– Twierdzi, że daje mi całą swoją rentę i mam nią tak gospodarować, aby mi wystarczyło.

– Nie mogę uwierzyć! On jest niepoważny! – Marlena nie wytrzymała, reagując ironicznym śmiechem. – Zamieńcie się rolami. Niech weźmie budżet domowy w swoje ręce, zobaczymy wówczas, jaki z niego będzie kozak! To jakaś parodia! – dodała, mówiąc bardziej do siebie niż do koleżanki.

W myślach nadal rozważała nieciekawą sytuację przyjaciółki. Jednocześnie podsumowała to, co było w jej związku. Ona co prawda jako nauczyciel, podobnie jak Marta, nie zarabiała zbyt wiele, ale Mikołaj miał bardzo dobrze płatną posadę. Przy tym nie mieli dzieci. Wydatki na życie były zatem nieporównywalne. A mimo to nie żyli z nie wiadomo jakim rozmachem.

– Jak ty dajesz radę? – Marlena zapytała po chwili.

– Muszę! Chyba nie mam zbytniego wyboru – odpowiedziała pełna rezygnacji.

– I tak nie potrafię zrozumieć. Macie samochód – jego utrzymanie kosztuje, do tego wszelkie opłaty, wydatki na dzieci, szkoła, ubrania, nie mówię już o przyjemnościach.

– Nie ma mowy o tym, co zbyteczne. Każdego miesiąca dokładnie liczę na co i ile. Często, nie mając wyboru, spóźniam się z terminami opłat. Czasami jest tak, że brakuje mi na chleb. Powoli przyzwyczajam się do tego, że mój portfel tak często poza pustymi ścianami niewiele ma do pokazania.

– Dlaczego mi nie powiedziałaś? – Marlena zapytała z troską.

– Trudno przyznać się do podobnej sytuacji, mając męża u boku. Poza tym jak na razie zapożyczyłam się jedynie u swoich rodziców. Boję się innych zobowiązań. Kredyty i wszelkie pożyczki łatwo się bierze, gorzej później płacić raty.

– Potrzebujesz w tej chwili? Tylko szczerze.

– Może to dziwnie zabrzmi, ale nie ma takich dni, kiedy nie potrzebuję. Od jakiegoś czasu ciągle kupuję coś na kredyt i jakoś nie mogę wyjść na prostą. Wydatki piętrzą się, a dochody niestety nie chcą rosnąć w tym samym tempie.

– Powinnaś dostać lanie, że nie powiedziałaś. Tak nie może być. Ta sytuacja nie powinna odbijać się na waszych dzieciach, one nie są niczemu winne. Same nie pchały się na świat. Powiedz to Emilowi.

– Jak na razie robię wszystko, aby tego zbytnio nie odczuły, jednak to nie jest takie proste. Powoli czuję się bezsilna i samotna w zmaganiach z codziennością.

– Nie mogę zrozumieć postawy Emila – w dalszym ciągu analizowała Marlena.

– Emil… On obecnie na wszystko ma swoją odpowiedź. Jego dewizą jest to, że musimy zrezygnować ze wszystkiego, na co nas nie stać. Uważa, że powinniśmy sprzedać samochód. Nie myśli tylko o tym, jak wówczas ja dam radę czasowo? Nie wspomnę o przemieszczaniu się gdziekolwiek z naszą gromadką. Sprzedaż auta wiąże się z wegetacją. Najsmutniejsze w tym wszystkim jest to, że nie chce, aby dzieci chodziły na dodatkowe zajęcia. Twierdzi, że powinniśmy przyzwyczaić się do biedy.

– Ale przecież to jest inwestycja w wasze dzieci, inwestycja w ich przyszłość! – Marlena nadal nie mogła uwierzyć w to, co usłyszała z ust koleżanki. Znała Emila od dawna. Nie potrafiła zrozumieć, jak człowiek tak nagle mógł zmienić się i to aż do tego stopnia.

– Ze względu na finanse wypisałam Kamila z zajęć karate, a on tak bardzo je lubił. W przypadku Oli w odstawkę poszła gitara. Pozostały jedynie kursy języków obcych. Boję się jednak, że z czasem i z tego będziemy musieli zrezygnować. Wiesz, nie chcę tak żyć! Tak trudno się z tym pogodzić! Poza tym to boli, bardzo boli – zamilkła na moment, po chwili mówiła dalej. – Marleno, ja muszę kombinować, aby utrzymać się na powierzchni, aby przetrwać. Nie wiem tylko jak długo tak dam radę.

– Smutne to. Mogłaś powiedzieć wcześniej…

– Nie tylko dzieci nie lubią przyznawać się do biedy. Nikt z nas tego nie lubi.

– A może mam porozmawiać z Emilem?

– Nie, raczej nie. To nie jest dobry pomysł. To tylko może jeszcze bardziej pogorszyć sytuację.

– Zatem co dalej…? Co zamierzasz zrobić?

– Myślę poważnie o wyjeździe do pracy za granicę – Niemcy, Hiszpania, Irlandia… Nie wiem jeszcze. Tu niewiele jestem w stanie zdziałać. Moja wypłata z ledwością wystarcza na opłaty i część bieżących potrzeb, a gdzie cała reszta? Opłaty wyższe z roku na rok, życie coraz droższe, szkoła kosztuje, dzieci rosną, brakuje mi na odzież, buty. Zastanawiam się, czy kupić dziecku jogurt, jakiś owoc. A gdzie wyjście do kina, zakup książki czy innej rzeczy, której się ot tak po prostu pragnie? Gdzie normalny wyjazd na wakacje bez nieustannego liczenia zawartości portfela? Powoli mam dość! Mam dość wegetacji! Dość faceta, którego życie kończy się w obrębie telewizora! Muszę coś zrobić! Rozumiesz? Po prostu muszę!

– Robiłaś już coś w sprawie wyjazdu?

– Czekam na wiadomość. Znajoma obiecała mi pomóc.

– A dzieci?

– Rozmawiałam z rodzicami. Zaopiekują się nimi na czas mojej nieobecności. Rodzice potrafią patrzeć, widzą, co się dzieje. Poza tym im także będzie lżej, gdy odbiję się od dna.

– No tak… Nasza normalność… – powiedziała Marlena, zamyśliwszy się.

– Normalność…? Powoli zapominam, co to takiego i nie jestem w tym odosobniona. Bo, czy normalne jest to, że starsi ludzie, zamiast cieszyć się życiem i korzystać z ciężko zapracowanej wolności, muszą pomagać swoim dzieciom, bo brakuje pracy, bo jest jawny wyzysk prywaty albo zarobki są takie, że nie wystarcza na bieżące potrzeby? Coś jest nie tak. Przepaść pomiędzy biednymi, a bogatymi robi się coraz głębsza. To wszystko jest chore. Młodzi wyjeżdżają z kraju w poszukiwaniu pracy. Ze względu na finanse nie zakładają rodzin, bojąc się starcia z rzeczywistością albo po prostu z bezsilności. Zubożenie społeczeństwa jest coraz większe. Coraz większa liczba ludzi żyje na kredyt, nie myśląc o tym, co będzie, gdy zdolność kredytowa się wyczerpie lub nadejdzie taki dzień, że nie będzie z czego oddać. To jest życie na skraju przepaści. Czy normalne jest to, że matka pozostawia dom, dzieci i jedzie w poszukiwaniu chleba do obcego kraju? Powiem ci, że niechętnie to robię, ale cóż… Los nie pozostawia mi wyboru. Nie ukrywam, że martwię się o dzieci. Pewnych rzeczy jednak nie da się przeskoczyć. Mam tylko nadzieję, że dzieci zrozumieją moją decyzję.

– Gdy poczują zmianę standardu życia, to na pewno zrozumieją.

– Żeby to wszystko było prostsze… – odpowiedziała Marta, ciężko westchnąwszy.

Na jej twarzy malowało się zmęczenie, rezygnacja i samotność w walce o być lub nie być.

– Przepraszam, nie chciałam obarczać cię moimi problemami – dodała po chwili, siląc się na uśmiech.

– Cieszę się, że powiedziałaś.

– Mam tylko nadzieję, że przez to wszystko, czego się nasłuchałaś, nie przejdzie ci ochota na dziecko? – zapytała, zmieniając temat.

– Nie zniechęcam się tak łatwo. Jestem uparta jak osioł i jak ty.

Marta mimo woli uśmiechnęła się raz jeszcze.

– Do tego masz wspaniałego męża – dodała.

– Skłamałabym, gdybym powiedziała, że jest inaczej. Rzeczywiście, jest nam dobrze ze sobą. Wiesz, gdy tak czasami myślę o moim życiu, to mam wrażenie, że za sprawą Mikołaja wygrałam los na loterii. Naprawdę jest wspaniałym człowiekiem. Czasami tylko kpi, a właściwie żartuje sobie z moich zarobków.

Marta raz jeszcze wysiliła się na uśmiech.

– Niestety, takie są fakty – dodała.

– Ale ja lubię swoją pracę. Nie wyobrażam sobie, abym miała robić cokolwiek innego, a już w ogóle odpada siedzenie w domu. Pieniądze nie są duże, ale prawdziwie moje.

– Powiedz mi, czy w kwestii adopcji Mikołaj podziela twoje zdanie? – przyjaciółka raz jeszcze wróciła do wcześniej poruszonego tematu.

– Niby tak, ale odnoszę wrażenie, że robi to bardziej ze względu na mnie niż na sam fakt posiadania dziecka. Chce, abym była szczęśliwa i spełniona jako matka. Wie jakie to dla mnie ważne.

– Musi cię bardzo kochać.

Marlena uśmiechnęła się, promieniejąc szczęściem.

– A może zaczekajcie jeszcze z ostateczną decyzją, może…? – Marta próbowała głośno analizować sytuację.

– Jak długo można żyć złudzeniami? Chyba mam dość czekania. Poza tym nie chcę być mamą w podeszłym wieku – dodała.

– Zobacz jaki los jest przekorny. Tam, gdzie nie ma warunków, gdzie dzieci są niechciane, rodzą się jak króliki. A ci, którzy bardzo ich pragną, mają problemy.

Marlena ciężko westchnęła, słysząc słowa potwierdzające jawną niesprawiedliwość losu.

– Wiesz, Marto… Tak sobie teraz pomyślałam, że chyba najwyższy czas sfinalizować sprawę adopcji. Dziękuję, że poruszyłaś ten temat. Nie będę dłużej zwlekać z decyzją. Tak, zrobię to! Jeszcze dzisiaj porozmawiam na ten temat z Mikołajem – powiedziała zdecydowanie.

– Cieszę się i będę trzymać kciuki – Marta odpowiedziała radosnym głosem. – No i może, gdy już to zrobicie, zniknie nieznana blokada i uda ci się zajść w ciążę? Zdarzały się takie przypadki – dodała po chwili.

– Ze mną na pewno tak nie będzie – odpowiedziała Marlena, nie bardzo wierząc w taką ewentualność.

– Nigdy nie mów nigdy!

Marlena uśmiechnęła się z nutką ironii.

– Gdzie mam się zatrzymać? – zapytała, zbliżając się do ulicy, przy której stał blok, w którym mieszkała Marta.

– Jeżeli możesz, to tym razem w okolicach Rynku. Muszę jeszcze zrobić zakupy i wstąpić na pocztę.

– Proszę bardzo, jesteśmy – zagadnęła Marlena, zatrzymując się po chwili na skraju parkingu, bowiem wszystkie miejsca postojowe były zajęte.

– Dziękuję i do jutra! – powiedziała Marta, chwytając swoje rzeczy.

– Marto, zaczekaj moment – poprosiła Marlena, gdy koleżanka otworzyła już drzwi samochodu i gotowa była wysiąść.

Marta spojrzała na nią zdziwiona. Marlena szybko sięgnęła po torebkę, z której wyjęła portfel.

– Proszę! – powiedziała, wciskając w dłoń przyjaciółki plik banknotów.

– Ale…

– Żadne „ale”, gdy będziesz miała, po prostu mi oddasz – Marlena nie dała jej skończyć.

– Marleno, nie mogę…

– Przestań już, sama dobrze wiesz, że potrzebujesz, a teraz chociażby po to, aby zainwestować przed wyjazdem i w sam wyjazd. A poza tym może kiedyś ja będę w podobnej sytuacji…

– No dobrze, dziękuję – Marta wzięła pieniądze i odpowiedziała już nieco radośniej.

– A teraz wyskakuj, bo zaczną na mnie trąbić. Stanęłam nieco niefortunnie.

– Dziękuję! Do jutra! – powiedziała z wdzięcznością Marta.

– Pa! Trzymaj się! – odpowiedziała Marlena, uśmiechnąwszy się.

Ciepłym gestem próbowała dodać przyjaciółce otuchy. Gdy się rozstały, nie przestawała myśleć o swoim postanowieniu. Była pewna jak nigdy dotąd, że nie chce już swojej decyzji odwlekać. Postanowiła właśnie dzisiaj odpowiednio przygotować się na powrót Mikołaja. Chciała, aby dzisiejszy wieczór był inny, aby było wyjątkowo. Wcześniej tyle razy wałkowali ten temat. Nawet poczynili w tym kierunku pewne kroki.

Jakiś czas temu odwiedzili jeden z ośrodków adopcyjnych, gdzie zostali zarejestrowani i dość sympatyczna pani pytała ich o motywy podjęcia decyzji o adopcji. Wypytani zostali także o preferencje dotyczące dziecka i zgodnie odpowiedzieli, że chcieliby niemowlę. Poinformowani zostali szczegółowo o przebiegu procesu adopcyjnego, wypełnili ankietę z podstawowymi danymi i założono im teczkę, w której miały być gromadzone wszystkie dokumenty potrzebne do pomyślnego zakończenia procedury przysposobienia. Przeszli też pozytywnie proces kwalifikacyjny. Mieli zgodę na adopcję. Kolejnym etapem było przedstawienie im dziecka, najpierw za pośrednictwem dokumentacji, a dopiero potem na żywo. Zwykle proces adopcyjny trwał dziewięć miesięcy, a więc był zaplanowany tak, aby przypominał naturalną ciążę. Po załatwieniu tych wszystkich formalności postanowili wspólnie dać sobie jeszcze trochę czasu, aby do końca nabrać pewności co do swojej decyzji. Ciągle się łudzili, że może jednak im się uda. Rzeczywistość jednak nie była łaskawa.

W tym momencie Marlena, przepełniona pozytywną energią, zadzwoniła do Mikołaja z zapytaniem, czy może sobie kolejnego dnia załatwić wolne. Podekscytowana bez wahania zadzwoniła też do pani dyrektor przedszkola z prośbą o dzień urlopu na żądanie.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: