Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zdrowa lekkość brzucha - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
13 kwietnia 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Zdrowa lekkość brzucha - ebook

Nieprzyjemne wzdęcia, dyskomfort, ciężkość, a czasem otyłość i zaparcia to dolegliwości, które chronicznie dokuczają milionom ludzi. Z powodów anatomicznych w szczególny sposób prześladują one kobiety. Jednocześnie tematy te należą do krępujących nawet w kontaktach z lekarzem, dlatego często cierpimy po cichu, tracąc przez to szansę na uzyskanie realnej pomocy.
Dr Chutkan prowadzi własny gabinet gastroenterologiczny, w którym spotyka się z setkami pacjentek i pacjentów skarżących się na różne, często nie bardzo sprecyzowane dolegliwości jelitowe. Przychodzą właśnie do niej, bo wiedzą, że otrzymają od niej coś więcej niż samą receptę. Dr Chutkan jest zwolenniczką podejścia integratywnego, w którym wielką rolę odgrywa sposób żywienia, zdrowe nawyki i tryb życia oraz unikanie szkodliwych czynników środowiskowych. Dopiero to wszystko w połączeniu z ewentualną terapią medyczną otwiera drogę do zdrowia.
Autorka dzieli się z nami tymi wskazaniami. Tłumaczy, jak funkcjonuje układ pokarmowy, co może wywoływać dyskomfort (m.in. hormony, flora jelitowa, nietolerancja glutenu lub pokarmowa, nadmiar cukru, niedostatek owoców, a także poważniejsze choroby), oraz nakreśla pozytywny 10-dniowy program dietetyczno-biologicznej odnowy.

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7229-570-5
Rozmiar pliku: 1,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

PODZIĘKOWANIA

Zdrowa lekkość brzucha to miała być książka o żywności. Zaniepokoiło mnie bowiem to, co zaobserwowałam w przewodzie pokarmowym wielu pacjentów oraz rosnąca liczba skarg na wzdęcia i inne dolegliwości żołądkowo-jelitowe. Według mnie spożywana żywność stanowi oczywisty, choć rzadko dostrzegany wspólny mianownik tych nieprawidłowości. Dlatego postanowiłam napisać książkę o tym, w jaki sposób nasz sposób żywienia przyczynia się do powstawania chorób. W trakcie tej pracy miałam ogromne szczęście poznać Howarda Yoona, mojego agenta wydawniczego, który pomógł mi przekształcić wywód o żywności i jelitach w szeroki dyskurs, obejmujący zagrożenia dla zdrowia przewodu pokarmowego i metody ich pokonywania. Bez względu na to, czy książka ta ci się spodoba (a liczę na to!), niewątpliwie zyskała bardzo wiele dzięki mądrości i cierpliwości Howarda oraz jego wierze, że mam coś ważnego do przekazania – a także stworzonej przez niego możliwości opowiedzenia o tym. Jestem dozgonnie wdzięczna Lucii Watson i Billowi Shinkerowi z wydawnictwa Gotham/Avery, Gabrielli Campo, która przeprowadziła mnie przez cały proces wydawniczy, oraz Toni Sciarra Poynter, która okazała bezcenną pomoc redaktorską.

Dziękuję mojemu mężowi Erikowi, który obecnie wie daleko więcej o rytmach wypróżnień i bakteriach jelitowych, niż mógłby się kiedykolwiek spodziewać, i który ani na moment nie zawahał się w udzielaniu mi wsparcia, gdy przez długie miesiące zaniedbywałam wypełnianie swoich codziennych zadań, w pełni skupiając się na pracy nad książką. Bez zachęt z jego strony oraz zajęcia się sprawami domowymi książka ta nigdy by nie powstała. Dziękuję też mojej cudownej córeczce Sydney, która uwielbia mówić o jelitach i zamieszkujących je bakteriach i która spędziła mnóstwo godzin w moim gabinecie podczas powstawania tego rękopisu. Jesteś dla mnie źródłem niegasnącego natchnienia.

Od pierwszego dnia pracy w Georgetown University Hospital w 1997 roku utrzymuję bliską znajomość z Bette Greenhause. Bez niej nie rozwinąłby się mój ośrodek Digestive Center for Women. Bez niej w ogóle nie byłabym w stanie praktykować medycyny. Podziękowania kieruję też do zmarłego dr. Henry’ego Janowitza oraz dr. Jerry’ego Waye’a, którzy odsłonili przede mną tajniki sztuki i wiedzy gastroenterologicznej. Jestem wdzięczna Genie Hamshaw, która przeszła drogę od redaktora do lekarza, w czym miałam zaszczyt uczestniczyć. Dziękuję wszystkim moim przyjaciołom, którzy ze zrozumieniem przyjmowali odwoływanie zaproszeń na obiady w trakcie pisania książki i wybaczali nieobecności na spotkaniach towarzyskich oraz motywowali mnie do wytrwałości aż do mety. Szczególne podziękowania przekazuję dr Idzie Bergstrom, Alicii Sokol, Jill Hudson i Elise Museles. Vernon Jordan, Doug Heater i Robert Raben to moi trzej mędrcy; jestem im wdzięczna za wskazywanie mi właściwego kierunku. Dziękuję także moim rodzicom za nauczenie mnie, że wraz z dobrym życiem idzie generalnie dobre zdrowie.

Wielkie dzięki dr. Mehmetowi Ozowi za danie mi szansy na propagowanie zasad zdrowia żołądkowo-jelitowego w Ameryce. A przede wszystkim moim licznym pacjentom, od których tyle się nauczyłam. Był to dla mnie zaszczyt i przywilej.WSTĘP

WIELKI, WZDĘTY I ZATKANY – ODNAJDYWANIE LEKKOŚCI BRZUCHA

„Dlaczego mam takie wzdęcia?” – to pytanie niemal codziennie słyszę w swoim gabinecie gastroenterologicznym. Na początku praktyki lekarskiej spotykałam się ze skargami na wzdęcia, ciążącą pełność i zatwardzenie nie więcej niż od kilku pacjentek tygodniowo, teraz natomiast mam wrażenie, że stykam się z istną epidemią takich dolegliwości. U wielu pacjentów występują one codziennie, są nasilone i wymuszają zmianę stylu życia, ale nawet gdy nie są tak intensywne, zawsze pozostają dokuczliwe.

Przyczyny wzdęć bywają bardzo zróżnicowane – od pospolitych i niegroźnych do chorób zagrażających życiu. Niekiedy mogą się wiązać z pewnymi nawykami, które w ogóle nie przyszłyby ci na myśl. (Czy mówisz z pełnymi ustami? Możesz wtedy połykać tyle powietrza, że aż konieczna będzie zmiana ubrania na większy rozmiar!) O niektórych powodach być może słyszałaś, ale brakuje ci bardziej szczegółowych informacji i nie jesteś pewna, czy powinnaś się martwić. (Czy celiakia to nietolerancja glutenu?) Inne przyczyny mogą cię zaskoczyć. (Zażywanie leków przeciwkwasowych dla uregulowania pracy żołądka może sprawić, że nie dopniesz dżinsów!) Z tej książki dowiesz się o tych sprawach i jeszcze wielu innych.

Twój wewnętrzny lekarz

Informacje zawarte w tej książce pochodzą zarówno z medycyny konwencjonalnej, jak i alternatywnej, składając się na intuicyjne, zdroworozsądkowe podejście do kondycji przewodu pokarmowego. Ich celem nie jest napędzenie ci stracha i skłonienie do poddania się niepotrzebnemu zabiegowi czy do zażywania zbędnych leków, tylko zachęcenie do poszukania przyczyn odczuwanych dolegliwości oraz do zastosowania kilku pożytecznych strategii, które pewnie po części są ci już znane.

Wierzę, że gdzieś głęboko pod lawiną informacji, którymi zalewa nas reklama, tkwi nasze wrodzone poczucie tego, co jest nam potrzebne do zdrowia. Nazywam to naszym „wewnętrznym lekarzem”. Książka ta pomoże ci dotrzeć do tego wewnętrznego zmysłu, dostarczając wiarygodnych informacji na temat tego, co służy, a co szkodzi zdrowiu żołądkowo-jelitowemu.

Wiele dolegliwości trawiennych, które dekadę temu traktowaliśmy jako „wytwory wyobraźni pacjentów”, dziś ma udowodnione przyczyny w zaburzeniach żołądkowo-jelitowych, takich jak przerost bakteryjny czy nietolerancja glutenu. Nie przyjmuję do wiadomości, że miliony kobiet, które cierpią na wzdęcia, bo nie postawiono im konkretnej diagnozy, są po prostu „rozstrojone emocjonalnie” albo „zestresowane”. Wielokrotnie przekonałam się, że dzięki porzuceniu schematycznego myślenia w procesie leczenia możemy uchwycić istotę problemu i znaleźć skuteczne środki zaradcze.

Pomogę ci zaufać twojemu wewnętrznemu lekarzowi. Jeśli podejrzewasz, że dzieje się z tobą coś niedobrego, prawdopodobnie masz rację. Nie należy więc ustawać w poszukiwaniach, aż znajdzie się właściwą osobę, która pomoże rozwikłać zagadkę. Osoba ta nie zawsze musi mieć biały kitel i tytuł „lek. med.” przed nazwiskiem. Wiele z tego, co obecnie wiem, nauczyłam się od pacjentów, dietetyków, specjalistów biofeedbacku, doradców zdrowia holistycznego, zielarzy, akupunkturzystów, rolników, a nawet od mojej instruktorki jogi. Mam nadzieję, że wiadomości zebrane w tej książce posłużą ci jako przewodnik, który pomoże zrozumieć, co dzieje się w twoim organizmie, i zaoferuje realne rozwiązania.

To ci obiecuję

Wiele godzin „spędziłam” w przewodzie pokarmowym różnych osób, obserwując, co się popsuło i dlaczego. W książce tej zawarłam informacje, które uważam za najważniejsze do przekazania w zwięzłych i – że tak powiem – strawnych rozdziałach. Kiedy czegoś nie będę wiedziała, otwarcie się do tego przyznam. Kiedy będę uważać, że dany sposób postępowania wygląda na podejrzany, też otwarcie to napiszę. Przedstawię wam informacje, które pomogły moim pacjentom dojść do prawdziwej poprawy kondycji żołądkowo-jelitowej – w tym 10-dniowy leczniczy plan Lekki brzuch, będący owocem dwudziestu lat mojego doświadczenia zawodowego. Pomógł on tysiącom kobiet pozbyć się wzdęć oraz dyskomfortu związanego z trawieniem. Wiele z nich mówiło również o odzyskaniu energii i podniesieniu nastroju! To łatwe do przestrzegania, kompleksowe podejście do kondycji przewodu pokarmowego pomoże ci w zdrowy sposób pożegnać się ze wzdęciami, oczyścić organizm z toksyn i pozbyć się zbędnego balastu trawiennego.

Dzisiejszy świat może sprawiać wrażenie nieprzyjaznego. Obawiamy się konsekwencji zatrucia środowiska, leki bywają niebezpieczne, a Matka Natura z trudem rozpoznałaby wiele produktów, które kupujemy w sklepie spożywczym. Jednak nasz organizm jest istnym cudem, obdarzonym zadziwiającą zdolnością do regeneracji i uzdrawiania siebie, zwłaszcza gdy szkodliwe zachowania zostaną zidentyfikowane i z nich zrezygnujemy. Mam szczerą nadzieję, że zdołasz wykorzystać podane tu informacje do doprowadzenia swojego brzucha do błogiej lekkości, a jeśli się spotkamy, to na bazarze z żywnością sprzedawaną przez indywidualnych rolników lub na macie jogicznej, a nie w moim gabinecie.

Krok w stronę mojej lekkości brzucha

W 2004 roku postanowiłam opuścić szacowne mury uczelni i założyć własny ośrodek leczniczy. Moim pierwszym miejscem zatrudnienia był szpital kliniczny Georgetown University Hospital, gdzie zostałam przyjęta do pracy w 1997 roku po studiach w Nowym Jorku. Po blisko ośmiu latach pracy przestałam jednak uważać, że praktykowana w szpitalu medycyna oferuje odpowiedzi, których poszukują moi pacjenci oraz ja sama. Dużo zawdzięczam tej instytucji. Moja kariera tam rozkwitła: miałam 16-stronicowe resumé opublikowanych artykułów naukowych, rozdziałów w książkach oraz prelekcji wygłoszonych w Stanach Zjednoczonych i Europie; uczestniczyłam w szkoleniu ponad trzydziestu gastroenterologów; otaczali mnie szanowani i podziwiani współpracownicy; satysfakcję sprawiała mi możliwość kształcenia studentów i młodych lekarzy. Również zarobki były więcej niż godziwe. Moje życie zawodowe układało się wspaniale i powinnam być z niego w pełni zadowolona, ale nie byłam. Straciłam wiarę w swoje podejście.

Z biegiem lat stopniowo zmieniały się moje priorytety – z technicznie zaawansowanych procedur diagnozy i leczenia chorób na całkowicie pozbawione techniki modyfikacje stylu życia zapobiegające chorobom. Na odczytach czy zajęciach z młodymi lekarzami coraz trudniej było mi przekazywać wiedzę o ratowaniu życia przez kolonoskopię (choć rzeczywiście je ratuje) bez jednoczesnego wskazania wartości tego, w co zaczęłam wierzyć: że w dojściu do dobrego zdrowia i utrzymaniu go ważniejsze są dieta i styl życia niż jakikolwiek zabieg, który mogłabym zlecić. Czułam, że nie pasuję do tego paradygmatu myślenia. Interesowało mnie całościowe podejście do chorób układu trawiennego i chciałam, aby znajdowało to wyraz w moim przekazie. Moi koledzy nadal fascynowali się innowacjami technicznymi. Ich misja i podejście nie zmieniły się, a moje tak.

Z biegiem lat zmienił się również sposób praktykowania gastroenterologii, stając się w moim odczuciu raczej przedsięwzięciem biznesowym, w którym pacjenci są konsumentami, a endoskopia oferowanym produktem. Wielu gastroenterologów posiadało własne zestawy do endoskopii oraz możliwość badania wycinków pobieranych podczas biopsji. Pozwalało to na wyższą jakość kontroli oraz bliższą współpracę z patologiem, ale jednocześnie stanowiło naturalną motywację dla lekarzy do częstszego wykonywania endoskopii i biopsji.

Gastroenterolodzy, których znałam, byli ludźmi szczerze oddanymi swoim pacjentom, jednak raziło mnie to, że wielu z nich tak bardzo polega na wykonywaniu procedur medycznych. Ja chciałam dostarczać pacjentom równie istotnej i ratującej życie wiedzy (takiej jak ta, że przestawienie się na dietę opartą na produktach roślinnych może o połowę zmniejszyć ryzyko raka jelita grubego albo że ruch i dieta niskotłuszczowa mogą zapobiegać kamieniom żółciowym), a nie wykonywać tylko zabiegi.

Sesja kolonoskopii przesiewowej trwa 15–30 minut. Refundacja dla lekarza za wykonanie jej we własnym gabinecie może być kilkakrotnie wyższa niż wynagrodzenie za zwykłą konsultację o podobnym wymiarze czasowym. Nietrudno zrobić odpowiednie obliczenia i stwierdzić, dlaczego zmieniła się natura praktykowania mojej specjalności. Zachęty ekonomiczne nie skłaniają do leczenia schorzeń i poszukiwania ich przyczyn metodami wykraczającymi poza obszar endoskopii.

Jednak nie wszyscy gastroenterolodzy są nastawieni na strumień pieniędzy płynący z procedur endoskopowych. Wielu prowadzi gabinety, w których stosują kompleksowe podejście – przekazując pacjentom wiedzę na temat znaczenia interwencji dietetycznych i innych środków prewencyjnych oraz przeprowadzając alternatywne badania diagnostyczne – a endoskopię wykonują odpowiedzialnie.

Jednak całościowe podejście do opieki nad zdrowiem żołądkowo-jelitowym nie zawsze jest łatwe i oczywiste. Wymaga poświęcenia dodatkowego czasu na szczegółową rozmowę z pacjentem o tym, jak się odżywia i jaki jest jego tryb życia. Ponadto zmusza do zagłębienia się w nowe obszary wiedzy oraz dopuszczenia ewentualności, że nasi koledzy praktykujący medycynę alternatywną też mogą mieć coś ciekawego do powiedzenia. Świadczenie takiego rodzaju opieki pociąga za sobą konieczność samokształcenia w zakresie zjawisk, które nie były poruszane na uczelniach medycznych oraz których nie można dotknąć ani zobaczyć przez sondę.

Dzięki internetowi niektórzy pacjenci mają więcej informacji o swoim zaburzeniu niż leczący ich gastroenterolog, choć nie dysponują instrumentami oraz rozległą wiedzą, pozwalającymi na pozbycie się dolegliwości. Z prośbą o porady medyczne zwracają się więc do instruktorów jogi, masażystów, doradców życiowych czy sieci społecznościowych. Liczba wizyt u specjalistów leczenia alternatywnego w USA czterokrotnie przewyższa te u lekarzy konwencjonalnych, mimo iż ubezpieczenie zdrowotne zwykle nie pokrywa ich kosztów. Konwencjonalna gastroenterologia, święcąca triumfy w zakresie zaawansowanych procedur i screeningu zdrowej populacji, okazuje się niewydolna w zapewnianiu ludziom tego, czego naprawdę potrzebują: wiarygodnych informacji o tym, jak przywrócić i zachowywać zdrowie przewodu pokarmowego.

Zdałam sobie sprawę, że są to ważne kwestie, które trzeba poruszać z pacjentami. Wciąż jednak poświęcałam gros czasu na wykonywanie procedur medycznych oraz przepisywanie złożonych leków wywołujących mnóstwo skutków ubocznych. Moja filozofia ewoluowała; teraz na zmianę czekała praktyka.

Podejście integratywne

W 2004 roku, będąc w ciąży z pierwszym dzieckiem i w trakcie gruntownego remontu domu, postanowiłam otworzyć własny gabinet, który będzie działał w większej zgodzie z moją filozofią integratywnego (kompleksowego) podejścia do chorób układu pokarmowego. Trzema podstawowymi zasadami, których chciałam się trzymać – oprócz służenia pacjentom źródłami informacji o żywieniu, redukcji stresu i zaletach ruchu – były:

1. Poświęcanie pacjentom czasu na szczegółową analizę ich sytuacji zdrowotnej.
2. Przyjęcie założenia, że większość ludzi nie postradała zmysłów, nawet jeśli zgłaszane przez nich objawy nie zawsze układają się w sensowny obraz.
3. Zobowiązanie się do niestereotypowego myślenia i przestrzeganie tej zasady.

Złożyłam wymówienie w Georgetown Hospital, znalazłam idealną lokalizację, wystąpiłam o rejestrację w urzędzie skarbowym i otworzyłam drzwi. Nazwałam swój ośrodek Digestive Center for Women, jednak okazało się, że nie tylko kobiety są zainteresowane holistycznymi metodami zwalczania dolegliwości trawiennych; mężczyźni stanowią około 20 procent naszych pacjentów. Na Georgetown University pozostałam nieetatowym członkiem kadry nauczycielskiej oraz przeprowadzałam zabiegi w szpitalu, choć ich liczba znacznie zmalała.

Zaczęli zgłaszać się pierwsi pacjenci. Wielu z nich już miało za sobą konsultacje u kompetentnych gastroenterologów. Nie przychodzili do mnie dlatego, że byłam mądrzejsza od ich poprzedniego lekarza. Przychodzili, żeby porozmawiać i poznać różne pomysły i metody na to, co mogą sami robić dla poprawy zdrowia. Szczegółowo omawialiśmy ich dolegliwości, wyniki badań, dotychczasowy sposób żywienia, poziom stresu oraz możliwe zależności między tymi czynnikami. Nie zawsze miałam gotowe odpowiedzi, ale zwykle wiedziałam, gdzie ich szukać.

Oferowałam opiekę opartą na podejściu wielotorowym, w dużym stopniu polegając na umiejętnościach moich wysoko wykwalifikowanych pracowników (specjalisty biofeedbacku, dietetyka integratywnego, fizjoterapeutów), a także na stałej współpracy z gabinetami doradztwa psychologicznego, akupunktury i masażu.

Nadal zgłaszali się do mnie pacjenci ze skomplikowanymi problemami zdrowotnymi, wynikającymi z choroby Leśniowskiego-Crohna lub wrzodziejącego zapalenia jelita grubego, które stanowiły obszar mojej specjalizacji w Georgetown University Hospital. Przekonałam się, że również oni odnosili duże korzyści z podejścia kompleksowego uwzględniającego interwencje żywieniowe i redukcję stresu.

Koncentrowałam się już nie na doniesieniach naukowych o roli endoskopii, ale na artykułach w czasopismach zdrowotnych, jogicznych i kobiecych o roli diety i stylu życia w zapobieganiu i leczeniu chorób układu pokarmowego. Na kongresach gastroenterologicznych zaczęłam mówić o otyłości oraz perspektywicznych wizjach naszej praktyki, w której powinno być miejsce dla kursów gotowania, biofeedbacku, warsztatów medytacyjnych i sesji gimnastycznych, a nie tylko dla technik endoskopowych.

Cieszyła mnie możliwość prowadzenia pracy zawodowej w zgodzie z osobistymi przekonaniami oraz szansa zainteresowania szerszego grona odbiorców tym, co uważałam za słuszne w podejściu do zdrowia układu pokarmowego. Postanowiłam napisać książkę, w której podzielę się zdobytą w ciągu lat wiedzą o tym, jak zapewnić sobie „lekkość brzucha”, i z entuzjazmem przystąpiłam do tworzenia pierwszego szkicu tekstu.

W ostatnim dniu mojej kadencji w zarządzie Amerykańskiego Towarzystwa Endoskopii Gastroenterologicznej (ATEG) poddałam myśl przeprowadzania akcji Gutrunners (dosł. Biegacze dla jelit), której celem byłoby podniesienie poziomu zdrowia układu pokarmowego przez szerzenie wiedzy o zaletach dobrego odżywiania się oraz ruchu. Z wielką radością przyjęłam decyzję, że ATEG zostanie sponsorem-założycielem i udzieli pożyczki na początek działalności. Gutrunners został zarejestrowany jako organizacja non-profit w stanie Maryland, a ja wylądowałam w nowych rolach dyrektora zarządzającego, dyrektora zawodów i organizatora wsparcia finansowego, aranżując biegi przy okazji krajowych konferencji gastroenterologicznych oraz spotykając się z potencjalnymi sponsorami i partnerami. Byłam bardzo zajęta, ale dni miałam wypełnione działaniami, w których widziałam głęboki sens i które dawały mi ogromną satysfakcję.

Rozregulowanie

Byłam naocznym świadkiem problemów, jakie u wielu moich pacjentów powodowało zaburzenie równowagi między życiem zawodowym a prywatnym, jednak, paradoksalnie, nie zdołałam dostrzec znaków ostrzegawczych we własnym życiu.

Choć praktyka lekarska dawała mi wielkie zadowolenie, spadek liczby wykonywanych lukratywnych procedur w stosunku do tego, co robiłam w Georgetown, oraz prowadzenie gabinetu w pojedynkę (zatem bez dzielenia kosztów) doprowadziły do skurczenia się moich dochodów.

Przyjmowałam pacjentów przez całe dnie, a wieczorami pracowałam nad książką, pisałam artykuły oraz starałam się wystartować z akcją Gutrunners. Powołanie do życia instytucji mającej na celu promowanie zasad, w które wierzę, było ekscytujące, teraz jednak byłam odpowiedzialna za bieżące jej prowadzenie oraz spłacenie w ciągu pięciu lat pożyczki udzielonej przez ATEG.

Trudno było mi podołać wymagającemu rozkładowi zajęć trwających od szóstej rano do północy. W zapomnienie poszły moje codzienne biegi relaksacyjne i regularne sesje jogi. Znajdowałam czas co najwyżej na zajęcia sztuk walki w weekend raz na parę tygodni, po których wstawałam następnego dnia obolała i które nie przyczyniały się specjalnie do podniesienia mojej sprawności. Słońcem mojego życia była moja córeczka, ale nawet z nią nie miałam możliwości spędzać dostatecznie dużo czasu.

W dzieciństwie codziennie żywiłam się świeżymi produktami z gospodarstwa dziadków oraz domowymi posiłkami i tradycję tę początkowo przeniosłam do naszego domu. Teraz jednak zdarzało się nam jadać obiady brane na wynos i nie zawsze zdrowe. Z reguły nie miałam też czasu na lunch i zjadałam zdecydowanie za dużo produktów cukrowych i skrobiowych, szybko zapewniających energię. Niekiedy połowa całodobowej dostawy kalorii pochodziła z ciasteczek. Im więcej cukru zjadałam, tym bardziej go łaknęłam, więc jego konsumpcja drastycznie wzrosła. Nie jestem fanką kawy, ale moją kofeiną stał się cukier, powodując olbrzymie wahania glikemii i nastroju, przez co byłam coraz bardziej zmęczona.

Zaczęłam też popijać wieczorami szampana, gdy pracowałam. W szkole średniej, na studiach i potem w pierwszych latach pracy nie pociągał mnie alkohol, jednak gdy życie stało się bardziej zagonione i stresujące, weszło mi w krew wypijanie jednej czy dwóch lampek po obiedzie. Zawładnął mną cukier zawarty w szampanie. Dodatkowo pobudzał on apetyt, toteż często szampanowi towarzyszył słodki deser. Nazajutrz, po pisaniu do późna w nocy i nadmiarze cukru, miałam okropne bóle głowy, mącące mi ostrość wzroku i skrajnie wyczerpujące.

Mobilizowałam pacjentów do tego, by dbali o właściwą dietę, odpoczynek, ograniczenie stresu i odpowiednią dawkę ruchu, jednak sama z trudem stosowałam się do tych zaleceń.

Zachwianie równowagi

Nigdy nie cierpiałam na żadną poważniejszą chorobę, a moje jedyne doświadczenia w roli pacjentki szpitala dotyczą porodu, toteż nie byłam gotowa na problemy zdrowotne, gdy w końcu do nich doszło. Ponieważ wciąż miałam się za zdrową i prowadzącą racjonalny tryb życia, upłynęło nieco czasu, zanim zrozumiałam, co się dzieje.

Po raz pierwszy życiu miałam wzdęcia. I zatwardzenia. Gorzej: co noc doznawałam uporczywego świądu odbytu, który doprowadzał mnie do szału. Początkowo myślałam, że to z powodu hemoroidów, ale po bliższej inspekcji okazało się, że to niewłaściwa diagnoza. Uznałam więc, że winne muszą być owsiki, dla których nocny świąd jest charakterystyczny, ale i tu się myliłam.

Dołączyły się dalsze dolegliwości i objawy, wśród nich trądzik różowaty (błędnie zdiagnozowany jako pospolity), przewlekłe zapalenie zatok, zmęczenie, zaburzenia koncentracji, podkrążenie oczu, wypadanie włosów, przybranie pięciu kilogramów na wadze, nietolerancja pokarmowa (zwłaszcza produktów mlecznych i orzechów) oraz nieprzyjemny zapach ciała. Wiem, że zapach jest sprawą w pewnym stopniu subiektywną, jednak dawniej, gdy pociłam się obficie po przebiegnięciu piętnastu kilometrów czy po półtorej godzinie ostrej jogi, pot ten był bezwonny.

Choć wyglądałam i czułam się okropnie, to pomimo mojej wiedzy – a może właśnie z jej powodu (powszechnym zjawiskiem u lekarzy jest podświadome przekonanie, że choroby zdarzają się tylko innym) – diagnozę stawiałam sobie przez wiele miesięcy. Cierpiałam na ciężkie zaburzenie równowagi bakteryjnej, zwane inaczej dysbiozą. Wysokoskrobiowa i słodka dieta, nadmiar deserów, poobiednie lampki szampana, brak ruchu i gwałtowny przyrost stresu zachwiały delikatną równowagę między „dobrymi” i „złymi” bakteriami w moich jelitach, czego konsekwencji doświadczałam. Niezdrowa dieta i niehigieniczny styl życia zmieniły odczyny chemiczne całego mojego organizmu, a rezultaty ujawniały się zarówno wewnątrz (wzdęcia i zaparcie), jak i na zewnątrz (trądzik różowaty, wypadanie włosów). Po cukrowym obżarstwie czułam, jak płoną mi podrażnione trądzikiem policzki, a świąd odbytu stawał się nieznośny, gdy w organizmie mnożyły się drożdże. Kłęby włosów zatykały odpływ w kabinie prysznicowej, a ja cały czas czułam się wyczerpana.

Pomimo zróżnicowania i pozornej przypadkowości wszystkie moje objawy były skutkiem dysbiozy – wszystkie oprócz dwóch: zaburzenia uwagi i epizody skrajnego zmęczenia okazały się przejawami nietolerancji glutenu.

Jak odnalazłam swoją lekkość brzucha

Choć utrata kontroli nad stanem własnego zdrowia była dla mnie szokiem, doświadczenie to okazało się jednak cenne. Potwierdziło słuszność trudnych decyzji, które podjęłam w związku z praktykowaniem takiej medycyny, w jaką wierzę, oraz uwypukliło wiele niedoskonałości stosowanych dziś praktyk gastroenterologicznych. Dysbiozy nie można wykryć ani wyleczyć procedurami endoskopowymi. Można ją zdiagnozować tylko dzięki szczegółowej ocenie historii zdrowia pacjenta oraz umiejętności dostrzegania relacji między wieloma pozornie niepowiązanymi sygnałami. To stan, który łatwo umyka konwencjonalnym sposobom badania i bywa przypisywany stresowi lub lękowi.

Z książki tej dowiesz się sporo o dysbiozie, jej rozpoznawaniu i sposobach reagowania na dolegliwości, które wywołuje. Poznanie tego stanu z pierwszej ręki odnowiło we mnie poczucie misji. Jeszcze bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że przyszłość medycyny zależy od lekarskich umiejętności słuchania swoich pacjentów, stosowania żywności i ruchu jako interwencji przywracających zdrowie oraz wykazywania się przez lekarza myśleniem wykraczającym poza standard recepty i zabiegu. Powiązane ze stylem życia stany takie jak dysbioza znacząco obniżają jakość życia, niemniej są niewykrywalne przy użyciu zwyczajowych procedur. Należą do nowego typu chorób układu pokarmowego, które szerzą się na skalę plagi. Dysbioza oraz takie dolegliwości, jak alergia pokarmowa, jelito nieszczelne, infekcje pasożytnicze, drożdżyca, nietolerancja glutenu i wiele innych mogą doprowadzać niezdiagnozowanego pacjenta do frustracji i zwątpienia w siebie samego, gdy po omacku stara się znaleźć odpowiedzi na nurtujące go pytania.

Nawet wtedy, gdy już zdałam sobie sprawę z przyczyny występujących u mnie objawów, potrwało to trochę, zanim zdołałam wprowadzić w życie zmiany potrzebne do poprawy samopoczucia. Pomimo dobrego fundamentu dietetycznego w postaci owoców i warzyw ujawniła się u mnie uzależniająca natura niektórych mniej zdrowych produktów, tak że trudno mi było się z nimi rozstać. Raz po raz eksperymentowałam z glutenem, unikając go przez kilka dni, a potem zjadając bajgla, by przekonać się, co będzie. Niezmiennie wracały braki koncentracji i silne zmęczenie. Dobrze szło mi unikanie deserów i alkoholu w tygodniu, ale nadal pozwalałam sobie na nie w weekendy, płacąc za to zaostrzeniem objawów i przedłużaniem słabego samopoczucia.

Strategia, która w końcu u mnie zadziałała, polegała na całkowitej eliminacji produktów, które, jak wiedziałam, wywołują moje dolegliwości i szkodzą zdrowiu. Nietrudno było je zidentyfikować: fatalnie czułam się po ich zjedzeniu i były to te same produkty, które odpowiadały za problemy żołądkowo-jelitowe moich pacjentów. Wydaje się, że łatwiej jest wprowadzać te zmiany stopniowo, a trudniej może być w nich wytrwać, bo zauważenie poprawy samopoczucia wymaga czasu, i dlatego wiele osób się poddaje. Z doświadczenia z pacjentami wiedziałam, że potrzeba około dziesięciu dni, aby odczuć fizyczne oznaki zmiany diety, a także by stała się fizjologicznie łatwiejsza do utrzymania. Objawy odstawienia cukru i innych węglowodanów są najbardziej nasilone w pierwszym tygodniu, potem zaś z reguły słabną. Dzięki osobistemu przejściu przez proces zmiany nawyków żywieniowych lepiej rozumiem pacjentów, którym go zalecam, i jestem w stanie efektywnie im pomóc.

Doszłam do swojej lekkości brzucha, gdy usunęłam GAS – gluten, alkohol i słodycze. Zwolniłam też trochę obroty w pracy i domu oraz wróciłam do zarzuconych zdrowych nawyków, które dawniej mi służyły. Wieczorami towarzystwa dotrzymywał mi świeżo wyciskany zielony sok warzywny zamiast szampana, a łakocie zastąpiło kilka kosteczek ciemnej czekolady. Miałam więcej energii rankami, mogłam więc wrócić do biegania i uprawiania jogi, a moja córeczka chętnie przyjęła rolę kuchcika, więc spędzałyśmy wspólnie czas na przyrządzaniu zdrowych potraw. Z pomocą dobrego probiotyku, jarmużu jedzonego w niewyobrażalnych ilościach, regularnego ruchu i dzięki wyeliminowaniu GAS dysbioza i związane z nią objawy zaczęły ustępować, a ja znów wyglądałam na silną i zdrową, i tak się czułam. Obecnie pozwalam sobie sporadycznie na deser, croissanta czy lampkę szampana, a zwracam baczną uwagę na to, jak się odżywiam. Moja dieta – i przewód pokarmowy – są zrównoważone i szczęśliwe.

Podróż trwa nadal – i jest wspólna

Dbanie o lekkość swego brzucha to sposób życia, a nie cel do jednorazowego osiągnięcia. Wciąż szukam, co najlepiej mi służy i jaka jest moja idealna ścieżka. Nadal jest przede mną długa lista rzeczy do zrobienia, w tym pogłębienie praktyki jogi, ukończenie całej trasy triatlonu Ironmana, eksperymentowanie z weganizmem, przeniesienie mojego gabinetu na farmę oraz nauka gry na gitarze, ale doceniam to, gdzie jestem, i zdrowie, które mi dopisuje.

Żyjemy w różny sposób, lecz chorujemy podobnie. Szczerze wierzę, że jeśli cierpisz na wzdęcia czy dowolną inną formę przeciążenia układu pokarmowego, na stronicach tej książki odnajdziesz swoją lekkość brzucha.ROZDZIAŁ 1

CO NAM BURCZY W BRZUCHU?

Przewód pokarmowy to silnik napędzający cały organizm. Byt komórek naszego organizmu jest uzależniony od dostaw środków odżywczych ze zjadanego przez nas pożywienia oraz innych niezbędnych składników, takich jak tlen i biopierwiastki potrzebne do życia. Jest to niezwykle skomplikowany i wysoko wyspecjalizowany układ, którego każdy element odgrywa niezastąpioną rolę.

W wielu miejscach tej dziesięciometrowej magistrali trawiennej coś się może popsuć. Wzdęcia należą do najwcześniejszych i najpowszechniejszych sygnałów potencjalnego zaburzenia. W rozdziale tym dokonam szybkiego przeglądu budowy układu pokarmowego oraz jego najczęstszych usterek, bo im lepiej człowiek jest zaznajomiony z tym układem, tym łatwiej jest mu ocenić, czy nie zboczył gdzieś z właściwego kursu.

Przejażdżka magistralą trawienną

Dyskomfort może wystąpić w dowolnym miejscu układu pokarmowego, od ust aż do odbytu. Górny odcinek przewodu pokarmowego obejmuje usta, przełyk, żołądek i początek jelita cienkiego, zwany dwunastnicą. Trawienie zaczyna się już w ustach, gdzie enzymy zawarte w ślinie zaczynają rozkładać cząsteczki pokarmu. Siła ciążenia oraz skurcze mięśni przesuwają kęsy pokarmu w dół rurkowatego przełyku do żołądka, w którym kwas HCl zapewnia optymalne pH dla takich enzymów trawiennych, jak pepsyna, które rozkładają białka i inne cząsteczki.

Alkohol, kofeina, nikotyna, tłusta żywność oraz przepełniony żołądek mogą powodować wypychanie kwasu żołądkowego w górę do przełyku, gdzie nie jest on mile widziany. W konsekwencji sięgamy wtedy po środki przeciwkwasowe, a nie zawsze jest to dobry pomysł. Kwas żołądkowy odgrywa istotną rolę w procesie trawienia. Przyjmowanie leków hamujących wytwarzanie go może skutkować poważnymi zaburzeniami, na przykład zmniejszeniem wchłaniania składników odżywczych oraz przerostem szkodliwych bakterii, co stanowi główne przyczyny wzdęć. Do wzdęcia może prowadzić też gastropareza, czyli spowolnienie opróżniania żołądka. Jest to stan często umykający diagnozie, a związany z nudnościami i bólem brzucha, który w ciężkich przypadkach może powodować wymioty i utratę wagi.

Nadtrawiony pokarm, zwany chymusem, przeszedłszy przez żołądek, podlega dalszemu przetwarzaniu w jelicie cienkim. To tam organizm zaczyna pozyskiwać składniki odżywcze z jedzenia. Chymus pochodzący z żołądka jest bardzo kwaśny. W związku z tym jelito cienkie wydziela cholecystokininę (CCK) – hormon, który pobudza pęcherzyk żółciowy do uwalniania do jelit zasadowej żółci, zmieniającej kwaśny odczyn. Żółć pomaga też w trawieniu tłuszczów, wywołując efekt taki jak detergenty do zmywania naczyń, czyli emulgując tłuszcze, żeby rozpuszczały się w płynach i łatwiej wchłaniały się przez wyściółkę przewodu pokarmowego. Nadmiar tłuszczu w diecie może powodować kamienie żółciowe – schorzenie, o które obwinia się pęcherzyk żółciowy i które często wymaga interwencji chirurgicznej. Choć można żyć bez pęcherzyka, jednak trawienie nigdy nie przebiega już tak samo.

W miarę jak jedzenie jest rozkładane na coraz mniejsze cząsteczki, jest przyswajane przez powierzchniową warstwę jelita cienkiego, pokrytego drobnymi palcowatymi wypustkami, tzw. kosmkami. Schorzenia takie jak celiakia (choroba trzewna) powodują zanik kosmków, co prowadzi do wzdęć, nieprawidłowego wchłaniania i wielu innych problemów. Wchłonięte środki odżywcze są przenoszone z krwią do wątroby, głównego narządu odpowiadającego w organizmie za detoksykację. Oprócz usuwania trujących składników z krwi wątroba syntetyzuje hormony, białka i żółć.

Trzustka jest gruczołem, który również wytwarza i uwalnia ważne hormony, takie jak insulina, i produkuje sok trzustkowy zawierający enzymy ważne dla procesu trawienia. Insulina pomaga w przenoszeniu glukozy z krwiobiegu do komórek organizmu, gdzie zostaje spożytkowana w celach energetycznych. Niedobór insuliny prowadzi do powstania cukrzycy, poważnej choroby cechującej się wysokim poziomem glukozy we krwi, a jej niedostatkiem w komórkach. Głównymi enzymami trawiennymi są proteazy, amylazy i lipazy, które rozkładają odpowiednio białka, węglowodany i tłuszcze. Poziom wytwarzania tych enzymów spada z biegiem lat, a dodatkowo mogą go zmniejszać chemikalia spożywane wraz z jedzeniem oraz leki, co prowadzi niekiedy do zaburzeń wchłaniania i wzdęć.

Wzdęcia – mechanizm w tle objawów

Objawy takie jak wzdęcia są mało specyficzne, co stanowi poważny problem w stawianiu diagnozy. Może je wywoływać bardzo wiele schorzeń, od najzwyklejszego zatwardzenia po nowotwór. Po zajrzeniu do internetu pod hasłem „wzdęcia” równie łatwo znajdziemy napawające strachem i mało prawdopodobne diagnozy typu rak trzustki, co bardziej realne wyjaśnienia, takie jak nietolerancja laktozy. Ten wachlarz zagrożeń wywołuje zawrót głowy i może powodować lęk poszukiwaniem odpowiedzi na pytanie, co naprawdę dzieje się w organizmie.

W przypadku wzdęć sam objaw może być mniej istotny niż stojąca w jego tle historia. Dlatego musisz zadbać o to, by lekarz otrzymał od ciebie komplet informacji ze wszystkimi szczegółami – a także by faktycznie wysłuchał tych informacji i odpowiedział na kluczowe pytania. Przede wszystkim zaś musisz być pewien, że osoba, której je przekazujesz, wierzy w twoją zdolność rzeczowej oceny, kiedy dzieje się coś niedobrego w twoim organizmie, nawet jeśli nie potrafisz dokładnie wskazać, co ci jest. Bo to zdecyduje o tym, czy otrzymasz sensowną diagnozę, która pozwoli na zastosowanie trafnych rozwiązań.

Biegnące falami skurcze jelit, zwane perystaltyką, przesuwają trawioną treść przez jelito cienkie do grubego. Jedną z głównych funkcji jelita grubego jest wchłanianie wody do krwiobiegu i formowanie stolca, kierującego się do ujścia. Jeśli wszystko działa poprawnie, woda jest pobierana w trakcie pasażu treści jelitowej w kierunku zgodnym z ruchem wskazówek zegara od prawej w lewo i w rezultacie stolec wydalany przez odbyt ma konsystencję stałą. Jelito grube jest również miejscem, w którym zachodzi bakteryjna fermentacja niewchłoniętych składników. Na czas trwania pasażu i konsystencję stolca wpływa mnóstwo czynników, które mogą prowadzić do wzdęć i zmiany rytmu wypróżnień.

Jednak jeszcze ważniejsze od tego, co widoczne w przewodzie pokarmowym, może być to, co w nim niewidoczne. Kluczową rolę w zachowaniu zdrowia tego układu odgrywają tryliony bytujących tam bakterii i innych organizmów, a także odpowiedni poziom enzymów i hormonów. Dlatego tak ważna jest świadomość, jakie produkty żywnościowe oraz zachowania zaburzają równowagę pożytecznych gatunków i niepożądanych oraz w jaki sposób można wzmacniać aktywność enzymatyczną i zoptymalizować wydzielanie hormonów.

Zatory mechaniczne, rozregulowanie hormonalne, zaburzenie równowagi bakteryjnej, niski poziom enzymów, aktywny stan zapalny, anomalie strukturalne oraz liczne inne zaburzenia mogą zakłócać rytmiczną pracę naszego trawiennego „silnika”, prowadząc do wzdęć i odczuwanego dyskomfortu. Ogromnie ważne jest, by nie ignorować informacji zwrotnych, które wysyła nam przewód pokarmowy – co mu służy, a co go podrażnia. Dowiesz się o tym więcej z kolejnych rozdziałów. A z czasem nauczysz się czytać „mapę” swojego brzucha i będziesz w stanie określić, jakie zmiany czy modyfikacje są potrzebne, by przewód pokarmowy nadal funkcjonował jak cudownie zharmonizowany system, do czego właśnie został stworzony.ROZDZIAŁ 2

JELITO WENUSJAŃSKIE

Anne wyglądała jak cień kobiety. Jak sięga pamięcią, zawsze cierpiała na dokuczliwe wzdęcia i zaparcia. Rano dwie łyżki łusek babki płesznika (rozpuszczalnego błonnika roślinnego, który powiększa objętość stolca) i łyżka siemienia lnianego, potem dwie miarki silnego osmotycznego środka przeczyszczającego (glikol polietylenowy), trzy środki zmiękczające stolec i sześć suszonych śliwek wieczorem – a mimo to z trudem dochodziło u niej do wypróżnienia. Kilkakrotnie znalazła się w oddziale ratunkowym w szpitalu, po tym jak o mało nie straciła przytomności z powodu bólu brzucha. Za każdym razem w prześwietleniu ujawniało się skrajne wypełnienie jelita grubego stolcem. Przeprowadziłam u Anne wywiad na temat jej dotychczasowej diety. Idealna – Anne była niemal wegetarianką, a jej przeciętny lunch składał się z brązowego ryżu, soczewicy i jarmużu. Brakowało jej tylko dwóch lat do wieku, w którym wykonuje się badania przesiewowe w kierunku raka jelita grubego, więc biorąc pod uwagę obraz prześwietleń, zaleciłam wykonanie u niej kolonoskopii, by upewnić się, czy w jelicie nie ma jakichś zmian powodujących obstrukcję.

W dniu zabiegu anestezjolog wprowadził Anne w miły i komfortowy stan. Po kilku minutach pacjentka zasnęła, a ja zaczęłam podróż przez jej jelito. Badanie to nie przestaje mnie fascynować mimo wykonywania go już tysiące razy, bo tak jak każdy człowiek jest niepowtarzalny, tak niepowtarzalne jest jego jelito.

Okrężnica Anne to zdumiewający labirynt serpentyn, zaułków, skrętów i pętli, po których niełatwo nawigować. Po prawie trzykrotnie dłuższym czasie niż zwykle wreszcie skończyłam kolonoskopię. Diagnoza: jelito wenusjańskie.

Fizjologia, nie psychologia

Kobiety są z Wenus, a mężczyźni z Marsa, ale czy nasze jelita też się różnią? Okazuje się, że tak. Jak nauka wielokrotnie wykazała w ostatnich latach, kobiety nie są po prostu mniejszymi wersjami mężczyzn, i obserwacja ta stosuje się również do przewodu pokarmowego. W kobiecym układzie pokarmowym występują istotne różnice anatomiczne w porównaniu do męskiego, tłumaczące, dlaczego wzdęcia stanowią dla nas tak duży problem.

W literaturze medycznej roi się od artykułów naukowych o tym, że kolonoskopia jest trudniejsza do przeprowadzania u kobiet, wymaga głębszego uśpienia oraz trwa dłużej. Różnice te przypisuje się niższemu progowi bólu u kobiet – choć trudno mi w to uwierzyć, skoro większość kobiet rodzi dzieci bez żadnego znieczulenia, a liczba ludzi na świecie wciąż rośnie. Rzeczywistym wyjaśnieniem tych różnic są rozbieżności anatomiczne między żeńskim i męskim jelitem grubym, które tłumaczą także znacznie wyższy odsetek zaparć i wzdęć u kobiet niż u mężczyzn.

Co usposabia kobiety do wzdęć?

Kobiety mają zwykle nieco dłuższe jelito grube niż mężczyźni, średnio o 10–12 cm. Pozwala to prawdopodobnie na większe wchłanianie płynów w czasie ciąży. To dodatkowe kobiece jelito, nazywane niekiedy redundantnym, znajduje się w biegnącym poprzecznie fragmencie, w esicy. Odcinek ten ma skłonność do zapętlania się nie tylko w trakcie kolonoskopii, ale również w innych sytuacjach, zwłaszcza gdy jelito jest wypełnione gazami lub stolcem. Gdy produkty trawienia utkną w takich zakamarkach, za miejscem zatoru gromadzą się gazy, co prowadzi do odczuwania ogromnego dyskomfortu i wzdęć.

Właśnie po takich epizodach Anne trafiała na oddział ratunkowy. Ból wynikający z rozciągnięcia przepełnionego segmentu jelita prowadził do tzw. reakcji wazowagalnej, w której spada częstotliwość bicia serca, ciało oblewa zimny pot, występują nudności i zawroty głowy. Reakcję tę obserwowałam u wielu osób ze skrajnym zaparciem i wzdęciem, gdy jelito grube jest nadto wypełnione stolcem lub gazami, a także niekiedy po kolonoskopii, jeśli zostaje po badaniu zbyt dużo powietrza w jelicie.

Oprócz dłuższego jelita grubego kobiety mają też bardziej zaokrągloną i głębszą miednicę niż mężczyźni. To połączenie kształtu miednicy z większą długością jelita sprawia, że jelito osadza się u kobiety głęboko w miednicy, gdzie rywalizuje o przestrzeń z jajnikami, jajowodami, macicą i pęcherzem moczowym. Może to powodować znaczne zapętlenia, stłoczenie, zaparcia i wzdęcia. W porównaniu z żeńskimi męskie narządy płciowe zajmują dużo mniej miejsca, a węższa miednica sprawia, że jelito grube rzadko lokuje się w tym rejonie. Męskie jelito grube można by porównać wyglądem do łagodnego łuku podkowy, podczas gdy kobiece byłoby wielopoziomową kolejką górską.

Nie bez znaczenia są też różnice hormonalne. Wyższy poziom testosteronu u mężczyzn zapewnia im z reguły bardziej umięśnioną i wyrzeźbioną ścianę brzucha, która napiera na jelito, zapobiegając tworzeniu się zbędnych pętli i pozwalając na efektywniejszy pasaż treści jelitowej. Nawet mężczyźni obdarzeni brzuszkiem piwnym często mają pod nim stosunkowo dobrze napiętą ścianę brzuszną, dlatego też zwykle skarżą się na otyłość, ale nie na wzdęcia. Oprócz mniejszej ilości testosteronu kobiety mają też czasem nadmiar estrogenu w organizmie. Jest to stan zwany dominacją estrogenu, łączony z powstawaniem włókniaków macicy oraz endometriozy, które mogą uciskać jelita i stanowić istotną przyczynę wzdęć. (Chirurgiczne usunięcie macicy, będące powszechną terapią włókniaków i endometriozy, również stanowi czynnik ryzyka wzdęć ze względu na tkankę bliznowatą, która może rozwinąć się po operacji w jamie brzusznej, utrudniając swobodę ruchu jelita grubego oraz tworząc dodatkowe załomy i skręty.)

Anne z ulgą dowiedziała się, że nie ma raka ani żadnych innych przerażających zmian w swoim jelicie grubym. Okazało się, że trzeba tylko nieco zmodyfikować słuszne działania, które podejmowała do tej pory, tak by zmaksymalizować pożądane skutki. Zjadała duże ilości błonnika, ale robiła to naraz. To przyczyniało się do wzdęć, gdyż pęczniejące stolce blokowały się w wąziutkich przesmykach jelita, powodując znaczny dyskomfort. Anne zmodyfikowała swój jadłospis tak, by zachować dawny poziom spożycia błonnika, ale rozdzieliła go na kilka posiłków dziennie. Ponadto podwoiła spożycie wody, aby błonnik efektywniej przesuwał się w przewodzie pokarmowym. W rezultacie na noc mogła zrezygnować ze środka zmiękczającego stolec oraz przeczyszczającego.

Poznanie diagnozy ogromnie pomogło Anne w opanowaniu dolegliwości. Gdy czuła, że jelito znowu jej się zatyka i zaczynają się wzdęcia, przechodziła na jednodniową dietę płynną, pijąc głównie zielone soki warzywne oraz bulion, niekiedy z kilkoma dawkami osmotycznego środka przeczyszczającego, by zrobić porządek w brzuchu. Wciąż musiała zwracać baczną uwagę na swoje jelita, jednak pozbyła się epizodów omdlenia z bólu i wizyt w oddziale ratunkowym.

Okazjonalnie muszę zalecać pełne oczyszczenie okrężnicy u pacjentek z jelitem wenusjańskim wypełnionym stolcem, ale zawsze zachęcam do stosowania jedno- lub dwudniowej diety płynnej zamiast masakrowania sobie jelit środkiem osmotycznym.

Dłuższe jelito grube, głębsza miednica, mniej muskularna ściana brzucha i kwestie hormonalne – wszystkie te czynniki mogą się sprzysiąc, by nas przytkać i spowodować wzdęcie. Jednak świadomość tego, co dzieje się wewnątrz organizmu, może pomóc w opanowaniu dyskomfortu, między innymi przez zastosowanie lżejszej diety, tak by poskręcane jelito miało okazję się odprężyć.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: