Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Zima - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 stycznia 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
19,99

Zima - ebook

Gdy termometr wskazuje minus 10 °C, a nam brakuje wrażeń, szkoda tracić czas na siedzenie w domu i grzanie się pod kocem! Góry, narty zjazdowe lub biegowe, zamarznięte rzeki i jeziora czekają! Tym razem Adam Wajrak przekona nas do prawdziwie szalonej misji detektywistycznej. Naszym celem będzie morderca tak okrutny, że na samą myśl o nim włosy jeżą się z przerażenia... W Puszczy Białowieskiej wprosimy się na kolację do wilczej watahy, a w Bieszczadach wyruszymy śladami jedynych w Polsce dzikich kotów – rysiów i żbików. To, co na niebie, też nie pozostanie poza naszym zasięgiem! Poznamy nowe ptaki – najinteligentniejsze, najsprytniejsze i najbardziej kolorowe – i otworzymy w mieście ptasią restaurację. Prawdziwi tropiciele, czas zatem na zimę!

Kategoria: Popularnonaukowe
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-832-680-381-9
Rozmiar pliku: 6,4 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Zima – raj dla tropicieli

Hu, hu, ha, hu, hu, ha, zima zła. Kto to wymyślił? Jaka zła? Zima to moja ulubiona pora roku! Nie wiosna, jesień i na pewno nie lato, ale właśnie zima. Co roku nie mogę się doczekać, kiedy wreszcie złapie mróz i spadnie śnieg, który przykryje wszystko białą kołdrą. Nieustannie śledzę prognozę pogody, by wiedzieć, kiedy wreszcie zacznie się taka prawdziwa, naprawdę sroga zima. A gdy w końcu przychodzi, to czuję się jak ryba w wodzie, a raczej jak niedźwiedź polarny na lodzie.

Zakładam płócienny anorak – to taka wkładana przez głowę kurtka z kapturem i kieszenią na piersi, zrobiona na wzór tych, które nosili Inuici – przypinam narty i ruszam w las. Co ja mówię! W jaki las? Nie tylko las! Zimą cały świat stoi przede mną otworem! Narty niosą mnie przez bagna i po zamarzniętych rzekach. Nad gałęziami i korzeniami, o które wiosną czy latem bym się niemiłosiernie potykał. Włażę tam, gdzie dotąd wleźć mi było bardzo trudno albo było to zupełnie niemożliwe. Połykam przestrzeń. Sami powiedzcie: czy to nie piękne?

Zimowe tropienie też jest czystą przyjemnością – zostawione na śniegu ślady to otwarta księga. Nic, tylko czytać. Wiele zwierząt jest tak zajętych walką o przeżycie, że nie zauważa nas, ludzi, i mamy okazję podejść do nich najbliżej jak się da. Zapomnijcie o tym o każdej innej porze roku. Tylko zimą możecie zobaczyć tropy rysia czy watahy wilków. Poczujecie dreszczyk emocji udzielający się każdemu tropicielowi, który wie, że tajemnicze zwierzęta są tuż-tuż.

Pamiętajcie jednak o tym, że zima to nie jest łatwa pora roku. Do lasu nie można wyjść byle jak ubranym i nieprzygotowanym. Zwierzęta też nie mają łatwo. Dla wielu z nich to czas wielkich wyzwań. Czas śmierci i głodu. Muszą sobie radzić często w bardzo ekstremalnych warunkach. Chodzi nie tylko o mróz, lecz także o krótszy dzień, głęboki śnieg i twardy lód. I wiecie co? Zwierzaki sobie z tym radzą. Tysiące lat ewolucji dały im całą masę odpowiednich narzędzi do przetrwania największych mrozów – mają futro, gęsty puch... albo po prostu niezwykłą pomysłowość. Obserwowanie ich jest nie tylko bardzo ciekawe, ale również niezwykle pouczające.

Wreszcie zima to ginąca pora roku. Ocieplający się klimat zamienia nasze cudowne mroźne i śnieżne zimy w nijakie pory roku. Coraz częściej zima jest jak deszczowa jesień lub ponura wczesna wiosna. Dlatego gdy zdarzy się tydzień lub dwa prawdziwej zimy, nie ma co narzekać jak jakieś mięczaki, co nie wychodzą z galerii handlowej i dla których pięć centymetrów śniegu i dwa stopnie poniżej zera to katastrofa! Zakładamy kurtki, czapki, dobre buty i ruszamy w teren, bo właśnie przyszedł czas dla prawdziwych tropicieli. Hu, ha!!!

Adam WajrakŁĄKI I POLA

Wszyscy chcą zjeść nornika

Zastanawiacie się, dlaczego zaczynamy zimową przygodę od tak ABSOLUTNIE nudnego miejsca jak łąki i pola? Są przecież wszędzie – na południu, wschodzie, zachodzie, za każdym miastem i wsią. Czy może być coś bardziej smutnego i przygnębiającego niż takie wczesnozimowe pole lub łąka? Przecież tam niczego nie ma. Nie słychać owadów, które pochowały się już gdzieś głęboko. Jedyne, co tu teraz gwiżdże, to wiatr, który hula po tych bezkresnych polach i zacina śniegiem. Już tylko wspomnienia zostały po zielonych ziołach oraz kwiatach i wszystko teraz porasta sucha trawa i brązowe badyle. Co jest interesującego w ogołoconych z liści krzakach? Mizernych, łysych drzewkach? Poczekajcie, poczekajcie! Właśnie, że jest! Zimą na łące będziemy tropić superzabójcę...

Pewnie myślicie, że zwariowałem, bo namawiam was do tropienia jakichś niezbyt dużych drzewek i krzaków. No więc ja zawsze wycieczkę na pole lub łąkę zaczynam właśnie od gapienia się na nie. Przyglądam się bacznie, czasami przez lornetkę. Szukam takich, które mają kolce lub coś w tym rodzaju. Mogą to być krzewy tarniny, może być po prostu dzika jabłonka. Takie jabłonki, gdy jeszcze się nie rozrosły, przypominają krzaki i mają kolce. A kiedy na takim kolczastym drzewku zobaczę coś, co przypomina zeschły listek, taki ostatni, który z nie wiadomo jakiego powodu jeszcze nie spadł, to wiem, że jestem na właściwym tropie i na właściwej łące!

Podchodzę bliżej i z każdym krokiem nabieram pewności, że to jest właśnie to, czego szukałem. Widzę coraz wyraźniej, że ten listek ma łapki, ogonek i futerko, i że nie jest żadnym listkiem, ale nadzianym na kolec gryzoniem. Tak naprawdę to najczęściej jest to tylko ciało gryzonia pozbawione głowy. Czasami już nieco zaschłe, czasami jeszcze całkiem świeże, a z miejsca, w którym kiedyś była głowa, sączy się krew. Brr, okropne! Istny horror i kryminał! Kto mógł dokonać tak zbrodniczego czynu? Kto widział, żeby urywać głowy gryzoniom i nadziewać je na kolce? Już wiem, co sobie myślicie. Że to ofiara jakiegoś sadysty albo wariata. Nic z tych rzeczy.

To robota pewnego ptaszka, który choć na to nie wygląda, jest supersprawnym zabójcą i ma swoje powody, by nadziewać gryzonie na kolce. Tym ptaszkiem jest dzierzba srokosz – srokosz, bo nieco przypomina taką minisroczkę. Zapewne gdy przyglądacie się jego ofiarom, jest gdzieś niedaleko. Jeszcze bliżej, bo tuż pod waszymi stopami, są też norniki. Od nich wypadałoby zacząć, bo niemal całe towarzystwo superzabójców zimą na łące ma tylko jeden cel – dorwać jakiegoś nornika.

Gdy przychodzi rok norników

Nornika polnego lub północnego (pojawia się na terenach nieco podmokłych), podobnie jak wiele innych gryzoni, zobaczyć dość trudno. To niewielkie zwierzątko ma zbyt wielu wrogów, żeby łazić sobie beztrosko po polach i łąkach. Polują na niego lisy, łasice, tchórze, kuny, myszołowy, sowy czy właśnie srokosze. A drapieżnikom nie ma się co dziwić, bo zimą takie 40 gramów ciepłego mięska to nie lada kąsek. Norniki są więc bardzo ostrożne.

Czasami jednak, gdy staniecie na chwilę w bezruchu, możecie dostrzec małą szarą błyskawicę śmigającą z norki do norki. Przyjrzeć mu się nie przyjrzycie, ale za to bez najmniejszych kłopotów zauważycie pozostawione przez niego ślady, na przykład nory.

Nornik, jak sama nazwa wskazuje, jest specjalistą w kopaniu. Jego nory na ogół mają głębokość około 30 centymetrów, a korytarze otaczające komorę, w której norniki śpią lub wychowują młode – nawet do 70 centymetrów długości. Komora jest wysłana siankiem lub zeschłą trawą. W innych komorach nornik gromadzi zapasy. Żywi się nasionami i miękkimi częściami roślin, i w takiej spiżarni na zimę gromadzi nawet 3 kilogramy różnego rodzaju ziaren, bulw lub korzonków.

Zimą norniki kopią korytarze między powierzchnią ziemi a śniegiem i kiedy nagle przyjdzie odwilż i śnieg stopnieje, to można dostrzec na powierzchni pól dziwaczną sieć labiryntów oraz gniazda. Duża liczba takich labiryntów to znak, że właśnie mamy rok norników. Norników albo – jak kto woli – rok gryzoni. Taki, w którym raptem pojawia się ich cała masa.

Kto zjadł króla Popiela?

Takie masowe pojawienie się gryzoni następuje co trzy–cztery lata lub co siedem lat i jest jedną z największych zagadek ekologii, czyli nauki zajmującej się zwierzętami i wpływem środowiska na ich życie. Ludzie od czasów starożytnych zastanawiają się, jak to się dzieje, że w niektórych latach gryzoni jest zatrzęsienie, a w innych – nie ma ich wcale. I jak mówię zatrzęsienie, to mam na myśli ilości naprawdę wszecholbrzymie! Zdarzają się lata, gdy na jednym hektarze można naliczyć trzy tysiące norników. Słyszeliście o natłoku lemingów? To takie trochę przypominające chomiki gryzonie w Arktyce i gdy się tak masowo pojawiają, to zawsze mówi się o tym w telewizji. W szczycie może być kilkaset lemingów na hektarze, czyli nic w porównaniu z nornikami!

Te nagłe potopy gryzoni musiały fascynować naszych przodków. Wielu specjalistów uważa, że bajka o królu Popielu, którego zjadły myszy, wcale nie musi być do końca bajką. Może właśnie w tym czasie, gdy zginął Popiel, na polach pojawiła się cała masa norników i te dwa wydarzenia ktoś ze sobą powiązał?

No dobrze, ale dlaczego raptem zalewają nas norniki? Najprostsza odpowiedź na to pytanie brzmiałaby tak: norniki potrafią rozmnażać się w wielkich ilościach. Jedna samica ma od 8 do 13 młodych, a ciąża trwa 19–21 dni. Młode norniki już po 40 dniach gotowe są do zakładania rodziny, a niektóre dane mówią nawet o 14 dniach. Rozmnażać mogą się od wczesnej wiosny do jesieni. No tak, ale gdyby to tylko od ich płodności zależało, to norników powinno być zawsze dużo. Skąd więc te różnice pomiędzy latami? Dlaczego raz jest ich dużo, a raz mało, bo tylko kilkanaście na hektarze?

Naukowcy przypuszczają, że te zmiany zależą od ilości pokarmu, wpływu drapieżników albo stresu. Tak, stresu, bo przecież żadne zwierzę nie lubi żyć w tłoku. Ostatnio pojawiła się też nowa teoria, według której przed nornikami broni się trawa. Jak to trawa się broni? Otóż tak, okazuje się, że im bardziej podgryzają ją norniki, tym więcej gromadzi w sobie substancji, która podtruwa gryzonie. Nie zabija ona norników, ale powoduje, że słabiej się rozmnażają i częściej chorują. Ale to wszystko teorie, bo tak naprawdę to nie ma jednej dobrej odpowiedzi na tajemnicze zmiany w populacji norników. To odkrycie czeka być może na was.

By nie spiekło nas słońce

Zimą jest najmniej słońca i dzień jest najkrótszy, ale to wcale nie znaczy, że jesteśmy bezpieczni. Śnieg i lód działają jak wielkie lustro i odbijają światło. To dlatego przy pełni Księżyca w śnieżne dni jest jasno jak w dzień i dlatego arktyczne morza są takie zimne, bo warstwa lodu odbija promienie słoneczne. Oczywiście lód i śnieg musi być czysty i biały. Szary, zabrudzony śnieg stopi się momentalnie, bo przestanie odbijać energię słoneczną, a zacznie ją absorbować.

Zimowe słońce działa i na nas. Po wyprawie do Arktyki byłem bardziej opalony niż mój redakcyjny kolega, który wrócił z Afryki. Oczywiście byłem opalony tylko na twarzy. Dlatego też kremy zabezpieczające twarz przed poparzeniem słonecznym trzeba stosować również zimą. Taki zimowy krem nie powinien zawierać wody. Smarowanie twarzy kremami, które zawierają wodę – a ma ją większość kremów – sprawi, że odmrozimy sobie skórę.

Z tych samych powodów, gdy świeci mocno słońce, a czeka nas wędrówka po śniegu, trzeba założyć okulary przeciwsłoneczne. Inaczej możemy sobie oparzyć nie tylko skórę, lecz także rogówkę, czyli ważną część oka. To tak zwana śnieżna ślepota. Bardzo nieprzyjemna przypadłość, bo bolesna i w niektórych przypadkach może prowadzić do utraty wzroku. Na Dalekiej Północy oraz w wysokogórskich rejonach okulary przeciwsłoneczne były używane od dawna. W dawnych czasach nie było oczywiście takich sympatycznych przyciemnianych szybek jak dziś, stosowano wtedy okopcone kawałki szkła, a jeszcze wcześniej płaskie kości z wydrążoną małą dziurką.

Puchaty zabójca w bandyckiej masce

Skoro wiemy już, kim są ofiary, to pora rozejrzeć się za zabójcą. Dzierzba srokosz to nasza największa dzierzba i jedyna, która nie odlatuje na zimę do ciepłych krajów. Aby ją znaleźć, trzeba się rozglądać po okolicy, bo zwykle siedzi sobie na czubku jakiegoś drzewa albo na drutach elektrycznych i bacznie się nam przygląda.

Wypatrzyć ją nie będzie trudno, trudno będzie za to uwierzyć, że właśnie przed wami bezwstydnie puszy się morderca. – Przepraszam, masz na myśli tego sympatycznego ptaszka? – pytają znajomi, nie wierząc, że ta szaro-biało-czarna kuleczka z długim ogonkiem nadziała nornika na kolec i jeszcze urwała mu głowę. Tak, to właśnie on – dzierzba srokosz. Puchaty zabójca.

Założę się, że większość z was nigdy nie posądziłaby srokosza o takie krwawe zwyczaje. Choć wygląda raczej na jakiegoś śpiewającego ptaszka, a nie drapieżnika, to nie ma sprawniejszego skrzydlatego zabójcy na łąkach. Jedyne, co może świadczyć o jego dość krwawych zwyczajach, to masywny dziobek z ostrym zakończeniem. Tylko żeby go zobaczyć, trzeba by się srokoszowi przyjrzeć z bliska, a to nie jest łatwe. Podejrzany też jest czarny pasek na głowie srokosza, który wygląda niczym bandycka maska. Naukowcy nie wiedzą dokładnie, czemu on służy, a ja mam swoją teorię. Uważam, że dzięki niemu ofiary nie widzą, w którą stronę spogląda myśliwy, bo gdyby przecież wiedziały, że srokosz patrzy właśnie na nie, toby natychmiast zwiały, prawda?

Zawodnik wagi lekkiej wygrywa ze wszystkimi

Srokosz poluje nie tylko na norniki, lecz czasem także na ptaki. I to całkiem spore, takie jak na przykład drozdy. Kiedyś, w średniowieczu, drozdy były przysmakiem i do polowania na nie używano właśnie srokoszy. Profesor Piotr Tryjanowski, który zajmuje się tym gatunkiem, opowiadał, jak widział srokosza atakującego większe od siebie ptaki – bekasa i samca kosa. Tego drugiego zabił. W Stanach Zjednoczonych odnotowano nawet atak tamtejszego podgatunku srokosza, delikatniejszego od naszego, na pardwę, która jest wielkości kuropatwy.

Gdy jesteście na łące, to na pewno gdzieś w pobliżu kręci się myszołów. Nasz zwyczajny lub nieco większy i jaśniej ubarwiony myszołów włochaty, który przybywa do Polski na zimę z północnych rejonów Europy. Popatrzcie, jaki jest duży – wielokrotnie większy od srokosza! On też poluje na norniki. Gdyby brać pod uwagę rozmiar ciała w porównaniu z rozmiarami ofiar, to ptaki drapieżne, dziś nazywane szponiastymi, czyli sokoły, myszołowy, jastrzębie i orły, nie mogą się nawet równać ze srokoszami. Srokosz wygrywa z nimi na puchaty łeb i szyję.

Zresztą myszołowy, orły i jastrzębie do zabijania poza dziobem mają jeszcze niezwykle silne łapy zaopatrzone w ostre i długie szpony, a srokosz ma tylko dziób. Jego łapki są słabe, zupełne nie jak u drapieżnika. Z tego właśnie powodu srokosz nadziewa swoje ofiary na kolce.

Braki w wyposażeniu srokosz uzupełnia sprytem i umiejętnościami, bo potrafi polować na kilka sposobów. Kiedyś z Andrzejem Załęskim i Krzysiem Skrokiem obserwowaliśmy srokosza, który polował na piechotę. W bruzdach świeżo przeoranej ziemi gonił za nornikami, i to z całkiem dobrym skutkiem. Innym razem, gdy na polach jakoś brakowało gryzoni, pewien srokosz usiłował polować na sikorki przy naszym karmniku. Ponieważ jednak powietrzna pogoń nie należy do mocnej strony srokosza, to udało mu się tylko wyrwać kilka piór z ogona jednej, bardzo wolnej sikorki.

Czasami widuję, jak srokosz, szybko machając skrzydłami, zawisa w powietrzu niczym ważka lub minihelikopter. Nazywam to „sposobem na pustułkę”, bo to właśnie te sokoły najdłużej potrafią tak zawisać w powietrzu podczas polowania. Nikt im w tym nie dorówna – ani srokosz, ani myszołowy, które też to robią, ale wyjątkowo niezgrabnie.

Srokosz jest za to mistrzem wyczekiwania. Czasami można zobaczyć, jak siedzi sobie na drutach i wpatruje się w bezruchu w to, co dzieje się pod nimi. Mijają długie minuty i nagle – bach! – spada na ofiarę niczym błyskawica. Może sobie tak czekać na drutach, na antenie telewizyjnej na dachu albo na czubku drzewa. To, czy siedzi wysoko, czy nisko, zależy od tego, czy jest śnieg.

Gdy łąka jest przykryta śniegiem, opłaca się siedzieć wysoko, bo norniki, które wyjdą na białą przestrzeń, są widoczne z daleka. Poza tym gryzonie na takiej równej śnieżnej tafli nie za bardzo mają gdzie się ukryć, a ucieczka do norki może im zająć trochę czasu i na to liczy srokosz. Zupełnie inaczej sprawy się mają, gdy śniegu nie ma. Wtedy szaroburego nornika ledwo widać, a do tego w okolicy jest pełno zakamarków, w których może się schować. Lepiej jest wówczas znajdować się jak najbliżej miejsca, gdzie może się pojawić ofiara, i dlatego wtedy srokosze siedzą nieco niżej.

Jak się ubrać na tropienie srokosza

Gdy planujecie spędzenie kilku godzin w ukryciu, musicie pamiętać, żeby ubrać się ciepło. Na głowę załóżcie solidną czapkę, pod spodniami cieplutkie kalesonki, na nogi grube skarpety i buty z wełnianymi albo filcowymi wkładkami. Do tego kurtka, najlepiej puchowa, a jak nie, to kilka warstw ubrań. Dobrze zabrać ze sobą koc albo śpiwór. Nawet jak jest kilka stopni powyżej zera, to pamiętajcie, że będziecie siedzieć prawie w bezruchu. Jak się ubierzecie za lekko, to po półgodzinie zrobi się wam chłodno, po godzinie zimno, a po dwóch będziecie szczękać zębami i marzyć o powrocie do domu. No i nici z oglądania srokosza.

Znakomitym pomysłem jest termos z gorącą i bardzo słodką herbatą. Zaprawcie ją dodatkowo jeszcze sokiem malinowym i odrobinką imbiru – przynajmniej ja uwielbiam taką mieszankę rozgrzewającą i bardzo mi ona umila długie godziny oczekiwania w zimowej budzie. Niestety, pyszna herbatka ma jedną wadę – chce się po niej siusiać. Ponieważ wiedza o siusianiu zimą, a szczególnie o siusianiu w ukryciu, bardzo wam się przyda, to poświęcimy jej dużo miejsca w innym miejscu tej książki.

Dlaczego srokosze lubią kolce?

Jeżeli wciąż nie wierzycie, że to właśnie srokosz nabija te wszystkie nieszczęsne gryzonie na kolce, to nie macie wyjścia i musicie zastosować sprawdzoną metodę policjantów i detektywów, czyli zaczaić się w miejscu zbrodni. Bo jak wiadomo ze wszystkich kryminałów, zbrodniarz zawsze tam wraca. W tym przypadku warto się jeszcze zaczaić, by się przekonać, że nadziewanie nie wynika wcale ze złego charakteru srokosza. Nie nadziewa przecież dlatego, że lubi się znęcać nad ofiarami!

Po pierwsze, musicie więc znaleźć drzewko z odpowiednimi kolcami. Takie, na którym regularnie pojawiają się nowe i z którego znikają kolejne srokoszowe ofiary. Może być ich w okolicy kilka. Sami musicie ocenić, z którego najczęściej korzysta srokosz. A kiedy już będziecie pewni, że to jest właśnie to drzewko, to się przy nim zaczaicie. Uwaga, musicie się odpowiednio ukryć!

Najlepszy jest jakiś namiocik do obserwacji. Taki, do którego nie przenika światło i który nie szeleści i nie będzie łopotał na wietrze. Namiocik najlepiej ustawić i wejść do niego, gdy jest jeszcze ciemno. Nie za blisko srokoszowego drzewa, ale kilkanaście metrów od niego. Oczywiście sprawdźcie wcześniej, czy gryzoń jest jeszcze nadziany na kolec, bo może się okazać, że w nocy coś go zjadło. Lis, kuna, a może nawet sroka. To się rzadko zdarza, bo żadne zwierzę nie lubi ściągać nawet najsmaczniejszych kąsków z miejsca, gdzie można się pokłuć, ale się zdarza. Pamiętajcie jednak, że nie ma co się czaić przy jakimś wyschniętym gryzoniu albo tam, gdzie został tylko kawałek z ogonkiem i łapkami. Im świeższa ofiara, tym lepiej.

Czy już się domyślacie, po co to całe srokoszowe nadziewanie? W ten sposób srokosz po prostu magazynuje jedzenie. Zjada góra dwa norniki dziennie – i to wtedy, gdy jest bardzo zimno i ma duże zapotrzebowanie na energię – a upolować może znacznie więcej, szczególnie gdy nadarza się do tego okazja. Dlaczego z niej nie skorzystać i nie zrobić zapasów? O tej porze roku pogoda zmienia się z dnia na dzień, a gdy pada śnieg lub wieje zbyt silny wiatr, norniki nie wyściubiają nosa z norek. Dlatego srokosz poluje, gdy tylko może. Te kolczaste drzewka lub krzaki to jego spiżarnia. Zresztą nie tylko krzaki, bo parę razy zdarzyło mi się znaleźć nadziane norniki na drut kolczasty. A gdy srokosz nie ma pod ręką – o, przepraszam, pod dziobem! – żadnych kolców, to może nadziać nornika nawet na złamaną gałązkę lub po prostu wcisnąć w jakieś rozwidlenie.

Co to jest czynnik wiatru?

Temperatura, którą pokazuje termometr za oknem, i to, jak może się ona dać wam we znaki, to dwie różne rzeczy. Jak zapewne wiecie, uczucie zimna potęgowane jest przez wiatr. Dlatego naukowcy wymyślili coś, co nazywamy czynnikiem wiatru, i określili, że przy wietrze wiejącym z szybkością 2,5 metra na sekundę i rzeczywistej temperaturze około 0 stopni nasz organizm będzie się czuł jak przy –2 stopniach. A gdy wiatr przy tej samej temperaturze będzie wiał z prędkością 9,5 metra na sekundę, to już tak, jakby było –14 stopni. Czynnik wiatru zawsze należy brać pod uwagę.

mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: