Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Złotek kocurek z charakterem - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
7 marca 2018
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Złotek kocurek z charakterem - ebook

Zwierzaki czekają na nowe domy

Książki z serii Kto mnie przytuli? oczarują wszystkich małych przyjaciół zwierząt. Pieski i kotki, o których opowiadamy, mieszkały kiedyś w schronisku o nazwie Przytulisko. Nadal jest w nim wiele zwierzaków, które marzą, żeby ktoś je przygarnął i pokochał! Czy uda im się znaleźć prawdziwy, ciepły dom?

W kolejnej części popularnej serii „Kto mnie przytuli?” poznacie kota Złotka. Czarny kot podobno przynosi pecha, więc Złotek nie był lubiany na podwórku kamienicy, w której mieszkał. Razem z niewidomym kotem Homerem trafił do domu sympatycznych bliźniaczek, gdzie Złotek bardzo psocił, ale zapobiegł też pewnemu zdarzeniu, które mogło się skończyć tragicznie. Przeczytajcie sami!

Kategoria: Dla dzieci
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-280-5440-0
Rozmiar pliku: 5,0 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Kot, który przynosi pecha

Złotek nie miał łatwego życia. Przyszedł na świat w zagraconej piwniczce kamienicy z niedużym dziedzińcem pośrodku. Stał na nim stary, przekrzywiony trzepak i rosło jedno wątłe drzewko, któremu zawsze brakowało słońca. Kłopoty kota zaczęły się w momencie, kiedy po raz pierwszy wystawił łebek z piwnicznego okienka. Jego rodzeństwo pod czujnym okiem mamy wyszło swawolić na podwórko. Małe kocięta Tofinki wzbudziły zachwyt mieszkańców kamienicy wyglądających z okien i dzieci bawiących się przy trzepaku. Kotki z ciekawością poznawały otoczenie, drapały pazurkami w pień drzewka, śmiesznie podskakiwały i próbowały się wspiąć na jego gałązki. Kiedy po dłuższej chwili Złotek również odważył się wyjść i chciał dołączyć do brata i siostry, spotkała go ogromna przykrość.

– Patrzcie, czarny kot! Uciekaj, sio! Bo jeszcze przyniesiesz nam pecha! – uderzył go grad nieprzyjaznych okrzyków.

Złotek cofnął się szybciutko do bezpiecznego schronienia w ciemnej piwnicy. „Tak, mam czarną sierść, no i co z tego?” – pomyślał, bo nie rozumiał, dlaczego ludzie go przepędzają. Dotąd kolor jego futerka nikomu nie przeszkadzał. Mama traktowała go tak samo jak pozostałe dzieci, mimo że tylko Złotek urodził się czarny jak smoła. Miał za to śliczne, błyszczące oczka w kolorze złota, dlatego Tofinka wymyśliła mu takie imię. Jego siostra Liza była trikolorką: miała brązowe, rude i czarne łatki, a brat Figielek był rudaskiem. Im nikt nie dokuczał z powodu wyglądu, jedynie Złotka spotykały przykrości za każdym razem, gdy tylko próbował wyjść na podwórko. Mieszkańcy kamienicy nie chcieli widzieć w pobliżu czarnego kota i zawsze go przepędzali. Nikt, nawet małe dzieci, nie miał dla koteczka dobrego słowa.

Zresztą nie tylko ludzie mu dokuczali, lecz także pewien perski kot o imieniu Szejk. Mieszkał on na parterze z panią Stefanią. Lubił przesiadywać w otwartym oknie: wylegiwał się wtedy na miękkiej, aksamitnej, czerwonej poduszce i z wyższością przyglądał się rodzinie kotów z piwnicy.

– Idź się umyj, brudasie! – wołał na widok Złotka. – Chociaż to ci niewiele pomoże. Zmykaj stąd gdzie pieprz rośnie, bo nikt cię tu nie chce. Jeszcze tego nie zrozumiałeś? – nie dawał maluchowi spokoju.

Sam wolał siedzieć w domu – za nic nie wyszedłby na brudne podwórko, jak o nim mówił. Za to przechwalał się za każdym razem, gdy wracał z wystawy z kolejnym trofeum.

– Jestem czempionem, mam mnóstwo pucharów i medali. A ty? – zaczepił kiedyś Złotka, gdy ten nieśmiało przysiadł po zmierzchu na podwórku.

– Nie mam medali – odpowiedział cichutko kotek.

– Phi, jasne, że nie masz! Jesteś zwykłym dachowcem, na dodatek czarnym jak noc! – prychnął z wyższością Szejk. – Nie to co ja! – mówił i podnosił dumnie podbródek. – Ty nawet nie masz takiej poduszki, jak moja, prawda? – Kocur wstał i znacząco zaczął ugniatać łapkami puchową podusię. – Widzisz, jaka mięciutka? A ty na czym śpisz? Co? – dopytywał się natarczywie, choć dobrze wiedział, jaką usłyszy odpowiedź, bo przecież Złotek mieszkał w piwnicy i na pewno nie miał tam wygód, do jakich są przyzwyczajone koty domowe.

Te przykre docinki zarozumiałego persa sprawiły, że Złotek czuł się coraz bardziej nieszczęśliwy. W ciągu kilku tygodni swojego życia przekonał się, że przeszkadza nie tylko ludziom. Miał wrażenie, że nie pasuje także do reszty kotów, a nawet do swojej rodziny, choć mama, brat i siostra bardzo go kochali. Przez głupi przesąd o tym, że czarne koty przynoszą pecha, wciąż go przeganiano. Widząc, jak traktują go ludzie, żaden kot nie chciał mieć z nim nic wspólnego. A drwiny Szejka stały się coraz bardziej bolesne i natarczywe.

– Ej, ty, kocmołuchu! – zawołał pers, gdy Złotek wyszedł wieczorem pobawić się przy drzewku.

– Nie jestem kocmołuchem! – bronił się kocurek.

– Może mieszkasz w kominie? He, he, he… – zaśmiewał się Szejk.

– Och, przestań już! Przestań! – przerwał mu biedny Złotek płaczliwym tonem. – Dlaczego ciągle mi dokuczasz?! Co z tego, że jestem czarny?! Jestem takim samym kotem jak ty!

– Chciałbyś! Ale nie jesteś! Wiem, że mi zazdrościsz – wymądrzał się Szejk.

– Wcale ci nie zazdroszczę! Nie mam czego – złościł się koteczek. – Tego ciągłego kąpania, czesania i suszenia? Widziałem, po kąpieli wyglądasz jak zmokła kura! – odciął się.

Szejk nieco się zmieszał. „Jak to się mogło stać, że ten przybłęda widział mnie w kąpieli?” – oburzył się. A najbardziej zezłościło go to, że czarny kocurek miał rację. Rzeczywiście mokry Szejk wyglądał dość śmiesznie, a ponieważ miał długą sierść, bardzo często musiał się kąpać, a potem suszyć suszarką, czego naprawdę nie znosił. W duchu zazdrościł temu maluchowi, że może robić, co chce i kiedy chce. Szejk tego nie mógł, bo przecież musiał o siebie dbać i zawsze się świetnie prezentować, żeby wygrywać kolejne konkursy. Właśnie dlatego pers tak niegrzecznie odnosił się do młodszego, bądź co bądź, sąsiada. A ze złości, że ktoś poznał jego sekret i zobaczył go we wstydliwej dla niego sytuacji, postanowił się zemścić na kocurku.

– Wiesz co, kocmołuchu? Najlepiej to się wynoś z naszej kamienicy! Nikt cię tu nie chce! Jesteś odmieńcem i przynosisz wszystkim pecha! – wysyczał groźnym tonem Szejk.

Złotek aż przysiadł na tylnych łapkach. Z powodu słów okrutnego kocura zrobiło mu się bardzo przykro. „A może on ma rację? Może powinienem stąd iść i poszukać sobie innego domu? Moja mama i rodzeństwo mają przeze mnie tylko kłopoty. Gdy odejdę, będzie im się żyło lepiej” – stwierdził w duchu.

Koteczek nie przemyślał zbyt dobrze swojej decyzji, nie podzielił się również z nikim swoim zmartwieniem ani kłopotami. Po prostu zwiesił łebek, spojrzał z żalem na piwniczne okienko, a potem wstał i z ciężkim sercem opuścił swoje podwórko, czyli cały świat, który znał do tej pory.

Homer

Mały Złotek długo błąkał się po mieście. Przemykał się ciemnymi zaułkami i opustoszałymi podwórkami, byleby tylko nie narazić się na kolejne drwiny i docinki. Sprawdzał piwnice i wolno stojące śmietniki, lecz najczęściej miały one czworonożnych lokatorów, którzy nie chcieli dzielić się przestrzenią z innym zwierzakiem. Aż wreszcie znalazł kąt w starej, zrujnowanej kamienicy, w której już dawno nikt nie mieszkał. Budynek czekał na generalny remont, ale jak dotąd nie pojawił się nikt, kto chciałby mu przywrócić dawną świetność. Kocurek był nieduży, więc udało mu się przecisnąć przez dziurę w parkanie otaczającym zdewastowaną posiadłość i zakraść do środka. Zwiedził wszystkie piętra, sprawdził piwnice i uznał, że dla bezdomnego małego kotka miejsca jest aż za wiele. Tak, to było doskonałe schronienie dla nielubianego zwierzaka, bo nikt na pewno tu nawet nie zaglądał.

***

Nad miastem zaczął zapadać zmrok. To była ulubiona pora koteczka – najbardziej lubił wychodzić, gdy się ściemniło, ponieważ wtedy jego czarne futerko nie rzucało się tak bardzo w oczy.

Złotek ostrożnie wyjrzał przez dziurę w płocie, i dokładnie sprawdził, czy ktoś nie nadchodzi.

– Droga wolna! – Odetchnął z ulgą.

W brzuchu burczało mu od dawna, ale dopiero teraz malec odważył się opuścić swą kryjówkę. Skradał się pod ścianami kamienic, aż postanowił się przedostać na drugą stronę ulicy. Zatrzymał się i sprawdził, czy nic nie nadjeżdża.

– Można iść – mruknął do siebie i pobiegł przez jezdnię.

Wtem usłyszał ludzkie głosy:

– A sio! Uciekaj! To czarny kot! Przyniesie nam pecha!

– Sio! Idź sobie.

– Ojej, przeszedł nam drogę! Spotka nas jakieś nieszczęście.

„O, nie, znowu to samo” – pomyślał ze smutkiem Złotek. Prędziutko umknął przed ludzkimi spojrzeniami i ze spuszczonym nosem i ogonkiem, noga za nogą podreptał nad rzekę. O tej porze rzadko tam można było spotkać człowieka. Ale też trudno było znaleźć w tej okolicy coś do jedzenia.

Złotek wszedł na mostek. W dole w słabym świetle latarni połyskiwała rzeka. Za dnia było w niej widać rybki, ale teraz, nocą, gdy woda zrobiła się prawie tak czarna jak niebo, kotek nie widział ani jednej. Zresztą i tak nie mógłby sobie żadnej złapać. Mostek był wysoko nad rzeką, a jej wybetonowane brzegi były zbyt strome, żeby w ogóle próbować dostać się do wody.

Koteczek westchnął smutno, otarł łapką łzę i ruszył dalej. Nie miał pojęcia, dokąd iść. Nagle nad brzegiem dostrzegł jakiś cień. Zatrzymał się. Jego serduszko zabiło mocniej. W każdej chwili był gotów do ucieczki. „Czy to pies?” – pomyślał z drżeniem.

Tymczasem cień zbliżał się wolno. Wreszcie Złotek się zorientował, że to nie pies, lecz kot. „Może to wrogi kocur, który zaraz mnie przegoni ze swojego rewiru?” – zastanawiał się koteczek. Przycupnął za kamieniem i obserwował nieznajomego kota, wstrzymując oddech. W blasku światła latarni dostrzegł, że zwierzak jest szary, pręgowany, ma białą szyjkę i biały pyszczek.

Duży kot wydał się Złotkowi trochę dziwny. Szedł, bardzo ostrożnie stawiając łapki, co chwila przystawał, nasłuchiwał i węszył. Raczej nie wyglądał groźnie, więc Złotek odważył się zrobić kilka kroków. Gdy bezszelestnie zbliżył się do nieznajomego kocura, on nagle odwrócił łebek w jego stronę.

– Kim jesteś? – zapytał szybko i co najdziwniejsze, mimo że Złotek stał przy nim całkiem blisko, patrzył na malca tak, jakby on był niewidzialny albo przezroczysty…

– Jestem Złotek, a ty? – przedstawił się czarny kiciuś.

– Homer – odparł krótko nieznajomy. – Muszę już lecieć, cześć! – Najwidoczniej nie zamierzał zawierać bliższej znajomości.

Złotek poczuł żal. Pewnie i ten kocur wolał się nie zadawać z czarnym kotem…

Koteczek miauknął cichuteńko, a ponieważ nadal burczało mu w brzuszku, zaczął się rozglądać za czymś nadającym się do jedzenia. Obejrzał się jeszcze za kocurem i nagle ze zgrozą dostrzegł, że Homer idzie niebezpiecznie blisko betonowego brzegu, jakby w ogóle nie widział zagrożenia!

„Co się z nim dzieje?” – zaniepokoił się Złotek, ale wolał się nie narzucać, żeby nie usłyszeć czegoś przykrego.

Już chciał wrócić do swoich spraw, gdy zobaczył, że kocur niezdarnie idzie po samej krawędzi betonowej stromizny. Nagle jego tylna łapka ześlizgnęła się z podłoża i Homer zaczął zsuwać się z brzegu wprost do wody. Złotek nie namyślał się ani chwili. Pomknął jak strzała, doskoczył zwinnie do krawędzi i w ostatniej chwili chwycił ząbkami łapkę kocura. Dzięki pomocy Złotka Homer zdołał się wspiąć z powrotem na brzeg.

– Odejdźmy stąd! Dlaczego tu wszedłeś? Nie widzisz, jak tu niebezpiecznie? – pytał zdenerwowany Złotek.

Homer nie odpowiedział. Wciąż jeszcze gwałtownie oddychał, bo najadł się strachu. Dobrą chwilę zajęło, nim doszedł do siebie i przestał się trząść z emocji. Przez cały ten czas wpatrywał się przed siebie pustym wzrokiem, nawet nie zerknął na swojego wybawiciela. Złotek dopiero teraz, gdy stanął obok kocura, zrozumiał, co się tak naprawdę stało i dlaczego.

– Ty nie widzisz… – szepnął oszołomiony kotek.

– Tak, masz rację. Jestem niewidomy – przyznał Homer. – I bardzo dziękuję za pomoc. Nie wiedziałem, że rzeka jest aż tak blisko. Czułem ją i wiem, że tu jest, ale nigdy tędy nie szedłem.

– Skoro jesteś niewidomy, dlaczego wybrałeś się na spacer tutaj? W tak niebezpieczną okolicę, nad samą rzekę? – spytał Złotek.

Kocur nie od razu odpowiedział. Dopiero po chwili rzekł:

– Nie miałem wyboru, szukam jedzenia. W mojej okolicy koty uznają mnie za dziwaka. Jestem inny, więc ciągle mnie przepędzają.

– Och, współczuję ci. – Złotek usiadł przy Homerze. Doskonale rozumiał, jak to jest być uważanym za odmieńca. – A ja podobno przynoszę pecha – wyznał.

– Pecha? – zainteresował się Homer. – A dlaczegóż to?

– Bo jestem czarny. Czarny jak noc. A czarny kot to pech.

Homer zaśmiał się dobrotliwie.

– Przecież to bzdury! Jakieś przesądy! Mnie przyniosłeś szczęście! Gdyby cię tu nie było, wpadłbym do rzeki. Źle by się to skończyło. Jesteś moim wybawcą.

– Ale ludzie mnie nie lubią – westchnął ponuro Złotek. – Mówią, że zwiastuję nieszczęście, i już. A inne koty też uważają mnie za dziwaka.

– No to dobrana z nas para. – Homer zaśmiał się ciepło.

Złotek zaczął się nad czymś zastanawiać. Przekrzywił łebek, poruszył wąsikami, a potem zapytał:

– Słuchaj, a może chciałbyś zamieszkać razem ze mną? Niedaleko stąd, w kamienicy. Jest opuszczona i nikt tam nie zagląda. Miałbyś dach nad głową, podwórze ogrodzone parkanem i mnie do towarzystwa… Mógłbym być twoim przewodnikiem.

– Hmm… Tak myślisz? – zadumał się Homer.

Tymczasem Złotek nalegał:

– Byłoby nam razem dobrze. Mógłbym ci pomagać, skoro nie widzisz. We dwóch byłoby nam milej. I nie bylibyśmy samotni.

– Chyba masz rację… – odezwał się w końcu Homer.

Po namyśle uznał, że to naprawdę świetna propozycja. Dał się przekonać, więc obaj wolnym krokiem skierowali się w stronę opuszczonej kamienicy. Złotek szedł przodem i uprzedzał starszego kolegę o niebezpieczeństwach na drodze.

Tej nocy Złotek już nie był sam. Pierwszy raz od dawna towarzystwo miał również Homer, więc nie czuł się taki osamotniony. Koty przytuliły się do siebie i zasnęły, grzejąc się nawzajem.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: