Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Życie jak Miłość - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
Sierpień 2016
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Życie jak Miłość - ebook

Tryptyk, składający się z trzech zbiorków: Życie jak Miłość, Widzisz, Samoukrzyżowanie. Główne tematy to: miłość, wiara, literatura; z czegóż innego, prócz pracy, winno składac się każde, może w naszych czasach — ponadprzeciętne, życie. Spełnione, niechciane marzenie.

Kategoria: Poezja
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-8104-074-7
Rozmiar pliku: 2,6 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Na końcu dnia

Dzień kończy się zanikiem

Wszystkich okołoziemskich sfer

Nie ma prądów ani wiatrów tylko

Na gałęziach moich okien ptaki

Plotkują o lecie nie jestem

Jasnowidzem ani królem nie będę

Więc niczego zmieniał ulepszenia

Potrzebuje innych czas który początek

Bierze z wierzeń o których ja dawno zapomniałem

Dzień układa się pośród moich życzeń

Bez skazy wieczności wchodzę w historię

Tej ziemi struny wiosny i jesieni

Co czynicie z nas poetów pamiętacie

Jeszcze o tych co oddali wam swe życie

Bez skargi zamieniając słowa na nadzieję

Nie chcę być błogosławionym

W trawie gubi się mój talent

Odkrywania waszych ciał

I nie mogę doczekać się nocy.

kwiecień 1988, WarszawaNowy wiersz Johna Ashberego

Całe miasto dziś zjeździłem

Na rowerze w poszukiwaniu najnowszego wydania

Literatury Na świecie mieli być sami amerykanie

Z tą swoją nigdy nie wyczerpaną dozą poczucia

Humoru i mnóstwem dziwnych wielkomiejskich

Słów tak lubię jak w swoich wierszach chodzą

Po ulicach na każdym skrzyżowaniu nawołując się

I rozmawiają o miłości która nigdy nie minęła

W ich żyłach płynie metro środkiem Manhattanu

I pewnie mają brązowe plamy na spodniach

Po rozlanych w nocy kawach rozpięte koszule

Powiewają rankiem na progu wiatru

I jestem ciekaw o czym tak naprawdę wtedy

Rozmawiają na przykład O’Hara z Riversem

Gdy ich ostatni wiersz ma z górą 30 lat

Niestety żyję w kraju na dalekim wschodzie

Gdzie przywiązanie i tradycja są ogromne

Ale nakłady wciąż mrożą krew w żyłach i wywołują

Podświadomy niepokój narkomana śpieszącego

W kierunku porannej dostawy

Ktoś taki jak ja może liczyć tylko na siebie

By móc się w to wszystko raz na kilka lat zaopatrzyć

Dziś przestałem mieć nadzieję

Gdzieś za ósmym czy dziewiątym razem

Patrząc jak dawno głęboko nie patrzyłem

Kioskarom w oczy

Teraz wciąż spragniony

Popijam z butelki zimną oranżadę

Słucham deszczu i próbuję wyobrazić sobie

Nowy wiersz Johna Ashberego.

sierpień 1987, w GdyniW obronie życia

Chyba po raz pierwszy tak ostro

Wzięliśmy się za nasze życia

Starczało odwagi ale nigdy na podobne

Przedsięwzięcie można powiedzieć że zrobiliśmy

Skok nie wiedząc na jaką wysokość nas stać

Wszystko zniosę byle nie te nagłe napady

Nieodwzajemnionego przeżycia pełni

Uczucie z jakim stajesz przy materacu

I patrzysz jakbyś się zastanawiała

Którą część mojego ciała objąć najpierw

Jest dla mnie od pewnego czasu ważniejsze

Od Ciebie

Czy nie za wiele ryzykujesz?

Nie chcesz o tym nie zawracaj mi głowy mówisz

Jest tyle możliwości planów niemożliwych

Do spełnienia ale przecież równie ważne jest podniecenie

Duchem jak i ciałem twoje mieszka w gwieździe

Mojego szaleństwa gdy nie mam już sił a nie czuję

Przesytu myśl moja mieszka w głowie starożytnego

Mędrca który przez siebie osiągnął spokój

Tak na mnie działasz

I do tego ta Twoja łatwość przekraczania

W nocnej koszuli progów nieskończoności

Świadomość tak często przeszkadza żyć

Więc pozwolisz że dorównam Tobie

Bo muszę się w razie czego obronić

Swoim życiem.

lipiec 1987, w GdyniPorozumienie

Gdy odchodzę od pisania

Które znowu daje tyle

Płynnie jak światło

Rozchodzącej się satysfakcji

Odpoczywam i blisko trwam

O tobie

Nie czuję że jesteś daleko

A wychodząc na pierwszą tego dnia

Przechadzkę w pełni czerpię

Z twojego ukrytego jeszcze

Istnienia

Wiem przecież jak niewiele trzeba

I ptaki znowu wracają na szczyty drzew

Teraz i ja podnoszę głowę

Nie zazdroszcząc im jesteś przecież

Poważna i to mnie uspokaja tak dobrze

Nieznana i to znowu oddala mnie

W nadzieję że wystarczy miłości

Na ten jeden jeszcze raz

Ostrożnie wyglądasz pragnieniem na wiatr

Ja otwieram nocne okno i czuję powietrze

Jak wchodzi we mnie

Cichą jedynie oczekiwaną

Odpowiedzią.

13 kwietnia 1987 roku, w GdyniList do pisarza przy pracy

Czy w końcu odgrzebałeś mnie

Spod swoich strumieniem świadomości

Wzburzonych myśli zmęczenie rozbudowuje

Swoje poziomy piętra zapomnianych zdarzeń

Obsypujesz je następną zimą czasu

W związku z tym wysłałem do ciebie kilkanaście

Listów twoje zagmatwane odpowiedzi

Hausty niedorzecznych myśli wystarczy ci

Odpisać byś wiedział o czym nie potrafisz myśleć

Gdy piszesz mówisz że nadchodzi nowa fala

Współczesnego nadrealizmu i władza entropii

Bezhołowie czystego rozumu i słowa jak plamy

Rzucane na płótno

Mój list nawet gdyby miał w szczegółach

Przypomnieć większość naszych wspólnych wypraw

Lub wznieść się ponad oceanem

Nic nie znaczących teraz wymówek

I tak nie odwróci biegu wypadków

Twojego rozejścia ze światem

Wszystkiego najlepszego

Po tamtej stronie.

1988, WarszawaHistoria nie do opowiedzenia

Nad ciemno zastawionym stołem

Twój głos płynie do mnie niepewnie

Jak do nieokreślonego zawczasu brzegu

Mówisz że bywają i takie chwile

Historia twojego życia zna takie przypadki

Że spada ci przed oczy jak odruchowo popełniona

Zbrodnia teraz w jasnym świetle dnia przenika cię

Pewność że znalazłeś się tam przypadkowo

I zacząłeś się bronić jak w poszarpanej sieci

Niepewny przeszyty głębokością nocy ruch dłoni

Zakończonej ostrzem życia przerażony zostałeś sam

O trzeciej nad ranem jak mówisz nie było innego wyjścia

A życie jakie zawsze chciałeś prowadzić nic nie miało

Do rzeczy twój żądny zrozumienia głos jak nigdy

Potrzebny ci akt przebaczenia ja jestem

Zbyt blisko i jak ty wiem że wszystko odbyło się

Tak jakby nas w ogóle nie było

Teraz tylko nieznośnie przeciągająca się potrzeba

Wydostania odwrotu za wszelką cenę odwrócenia

Biegu wypadków jeszcze jeden utajony zaniechaniem dzień

Nie ma winy tylko w nas zakodowana historia przodków

Nieustannego trwania podświadomie namacalna przyszłość

Och mówisz że mimo wszystko wiersz

Nie działa na ciebie jak maska

Że po tylu razach nawet wciąż tak samo

Potrafi zadziałać i doprowadzić do zawarcia pokoju

Nieustannie przechowywany dar

Otrzymywany w kruchej formie

Ostrożnie rysującej się przyszłości.

kwiecień 1988, w WarszawiePoemat o słońcu w końcu marca

To takie logiczne na wiosnę albo

Już w połowie marca wprowadzam się

W stany pradawne jak do kiedyś wynajmowanych pokoi

Od progu nie mieszcząc się z walizkami

W szczelinie między szafką na buty a szafą na płaszcze

Utknęła mi maszyna i nie mogę przez sekundę pisać

W tym pokoju pachnie lipcem a może i sierpniem

Kiedy to słońce świdruje skórę a ja po cichu otwieram spiżarnię

Lokując w niej niezbędne na zimę pokłady ciepła

To takie logiczne w styczniu wszystkim jest zimno

Jak na biegunie wynoszą na plecach niedźwiedzie skóry

Z nieufnością spoglądając na pędzące w śniegu pługi

Gdy ja odkręcam pierwszy słoik z napisem

Promienie słoneczne sierpień ale teraz znowu

Feria wschodzącego słońca promieniuje żywa kula

I spokojnie jak na stole leżąca nisza ziemi

Napełnia się całymi dniami pragnień wymyślanych

Po kolana w śniegu na nie odśnieżonych plażach

Dopełnia się również ufność w fenomen przebaczenia

I dar długiego dnia podtrzymuje wszystkie zamiary

Którymi chcemy oszołomić i wedrzeć się do księgarń

O jakże jestem całym sercem przy tobie! mówi Twoja miłość

A ja się czerwienie ze wstydu na myśl jak mało zrobiłem

Wystarcza mi zapach ptak i zamglony ciemny dotyk

Na moich półprzymkniętych oczach

By nabrać pewności że nie poprowadzi mną żaden

Ciemny grudniowy marsz

bo

zaczynam się powoli nagrzewać

Jak wystawiona na gorący blaszany blat studni butelka

Rozszerzają się pragnienia pęcznieją odczucia

Chciałbym tak leżeć na słońcu przez wszystkich zapomniany

Jak skórka od banana albo stary korsarski but

Na dnie jakiegoś morza

To tylko nam ludziom z północy tak źle się powodzi

Że musimy płacić za słońce dwudziesto-stopniowym mrozem

I przechowywać je pod skórą jak foczy tłuszcz

Ale teraz czuję się jak na największym lotnisku świata

Tuż po bezpiecznym lądowaniu słońca i wszystko mi jedno

Darmowy fragment
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: