Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Ekonomia dobra i zła - ebook

Wydawnictwo:
Data wydania:
1 lipca 2012
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Ekonomia dobra i zła - ebook

Czy da się opowiedzieć historię myśli ekonomicznej poprzez książkę, która przebija sprzedażą Kod da Vinci i Harry’ego Pottera, a później zrobić z tego sztukę teatralną? Tomáš Sedláček udowadnia, że tak.W fascynującej książce „Ekonomia dobra i zła”, która przebojem podbiła czeski i słowacki rynek wydawniczy autor prowadzi czytelnika od eposu o Gilgameszu do myśli, które współcześnie napędzają światowe rynki. W jasny i przystępny sposób, a jednocześnie erudycyjny i angażujący czytelnika tłumaczy najważniejsze zjawiska światowej ekonomii i stawia tezę: wszystko sprowadza się do ludzkich motywacji, do ekonomii dobra i zła. Książka została wydana przez Oxford University Press, a swoje wydania przygotowują również wydawnictwa m.in. w Chinach, Niemczech i Rosji.

 

 

 

Po sukcesie wydawniczym i entuzjastycznych recenzjach nie tylko w krajowych mediach, ale także w Financial Times, The New York Times i Washington Post, książka została adaptowana jako sztuka teatralna i wystawiona ponad 100 razy, głównie w Czechach i na Słowacji i w Wielkiej Brytanii (wszystkie bilety na przedstawienia w Teatrze Narodowym w Pradze, ale też m.in. londyńskim Soho Theatre zostały sprzedane).

 

Książkę Tomáša Sedláčka miałem okazję czytać jeszcze przed publikacją i od razu zrozumiałem, że zawiera niekonwencjonalne podejście do dziedziny uchodzącej powszechnie za nadzwyczaj nudną. Lektura pochłonęła mnie i cały czas zadawałem sobie pytanie, jakie zainteresowanie wzbudzi u innych czytelników. Autor nie udziela przemądrzałych i stanowczych odpowiedzi, lecz skromnie zadaje fundamentalne pytania: Czym jest ekonomia? Co stanowi jej treść? Skąd się wzięła ta nowa religia, jak czasami jest określana? Dlaczego jesteśmy tak bardzo uzależnieni od ciągłego wzrastania wzrostu i wzrostu wzrastania wzrostu? Skąd się wzięła i dokąd nas prowadzi koncepcja postępu? Dlaczego w tak wielu dyskusjach ekonomicznych pojawiają się obsesje i fanatyzm? Człowiek myślący musi zadawać sobie te wszystkie pytania, ale ekonomiści rzadko udzielają na nie odpowiedzi.
Vaclav Havel, prezydent Czechosłowacji (1989-1992) i Republiki Czeskiej (1993-2003)

 

 

 

Kategoria: Ekonomia
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-62304-92-9
Rozmiar pliku: 5,5 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Po­zna­waj więc sie­bie, nie zaj­muj my­śli Bo­giem,

Przed­mio­tem ludz­kie­go ba­da­nia jest sam czło­wiek.

W sta­nu po­śred­nie­go cie­śni­nie po­rzu­co­ny,

Zu­chwa­ły wiel­ko­ścią, mą­dro­ścią za­mro­czo­ny

Za wie­le ma wie­dzy, by stro­nę wziąć scep­ty­ka,

Za dużo sła­bo­ści, by w dumę wpaść sto­ika.

Roz­pię­ty po­mię­dzy; wąt­pi – spo­cząć czy dzia­łać;

Nie­pew­ny – za Boga czy zwie­rzę się uzna­wać.

Nie­pew­ny, co du­sza jego i cia­ło są­dzi,

Zro­dzon po śmierć tyl­ko, ro­zu­mem jeno błą­dzi.

Tak czy owak, umysł swój w nie­wie­dzy zo­sta­wia,

Gdy my­śli za mało lub zbyt wie­le roz­pra­wia.

W cha­osie my­śli i na­mięt­no­ści zgu­bio­ny,

Raz po­chła­nia­ny przez nie, raz znów od­rzu­co­ny.

Stwo­rzo­ny, by na pół wzla­tać, na pół upa­dać,

Wiel­ki pan wszech­rze­czy, ofia­rą wszyst­kich pada.

Praw­dy sam szu­ka­jąc, ule­ga wciąż pu­łap­kom,

Dla świa­ta jest chwa­łą, drwi­ną oraz za­gad­ką.

Ale­xan­der Pope Za­gad­ka świa­ta

tłum. Da­riusz Ba­ka­larzVác­lav Ha­vel Przed­mo­wa

Książ­kę To­máša Se­dláčka, któ­ra w Cze­chach wy­szła pod tym sa­mym ty­tu­łem w 2009 roku, mia­łem oka­zję czy­tać jesz­cze przed pu­bli­ka­cją i od razu zro­zu­mia­łem, że za­wie­ra nie­kon­wen­cjo­nal­ne po­dej­ście do dzie­dzi­ny ucho­dzą­cej po­wszech­nie za nad­zwy­czaj nud­ną. Lek­tu­ra mnie po­chło­nę­ła i cały czas za­da­wa­łem so­bie py­ta­nie, ja­kie za­in­te­re­so­wa­nie wzbu­dzi u in­nych czy­tel­ni­ków. Ku zdu­mie­niu za­rów­no au­to­ra, jak i wy­daw­cy od razu osią­gnę­ła w Cze­chach ta­kie po­wo­dze­nie, że po kil­ku ty­go­dniach sta­ła się be­st­sel­le­rem i te­ma­tem roz­mów za­rów­no spe­cja­li­stów, jak i ogó­łu od­bior­ców. Przy­pad­ko­wo To­máš Se­dláček na­le­żał w tym cza­sie do ist­nie­ją­cej przy cze­skim rzą­dzie Kra­jo­wej Rady Go­spo­dar­czej, któ­rej dzia­łal­ność i per­spek­ty­wicz­ne po­glą­dy ostro kon­tra­stu­ją z kłó­tli­wym śro­do­wi­skiem po­li­tycz­nym, zwy­kle nie się­ga­ją­cym my­śla­mi da­lej niż do ter­mi­nu ko­lej­nych wy­bo­rów.

Au­tor nie udzie­la prze­mą­drza­łych i sta­now­czych od­po­wie­dzi, lecz skrom­nie za­da­je fun­da­men­tal­ne py­ta­nia: Czym jest eko­no­mia? Co sta­no­wi jej treść? Skąd się wzię­ła ta nowa re­li­gia, jak cza­sa­mi jest okre­śla­na? Dla­cze­go je­ste­śmy tak bar­dzo uza­leż­nie­ni od cią­głe­go wzra­sta­nia wzro­stu i wzro­stu wzra­sta­nia wzro­stu? Skąd się wzię­ła i do­kąd nas pro­wa­dzi kon­cep­cja po­stę­pu? Dla­cze­go w tak wie­lu dys­ku­sjach eko­no­micz­nych po­ja­wia­ją się ob­se­sje i fa­na­tyzm? Czło­wiek my­ślą­cy musi za­da­wać so­bie te wszyst­kie py­ta­nia, ale eko­no­mi­ści rzad­ko udzie­la­ją na nie od­po­wie­dzi.

Więk­szość na­szych par­tii pre­zen­tu­je bar­dzo za­wę­żo­ne, ma­te­ria­li­stycz­ne po­dej­ście i w pro­gra­mach po­li­tycz­nych na pierw­szym miej­scu sta­wia go­spo­dar­kę oraz fi­nan­se, a gdzieś na sza­rym koń­cu lo­ku­je kul­tu­rę, trak­to­wa­ną jak pią­te koło u wozu lub eks­tra­wa­gan­cję garst­ki świ­rów. Więk­szość tych par­tii, za­rów­no pra­wi­co­wych, jak i le­wi­co­wych, świa­do­mie lub nie­świa­do­mie przyj­mu­je i upo­wszech­nia mark­si­stow­ską tezę o eko­no­micz­nej ba­zie i du­cho­wej nad­bu­do­wie.

Wszyst­ko to być może wy­ni­ka stąd, że dzie­dzi­na na­uko­wa, jaką jest eko­no­mia, czę­sto bywa my­lo­na ze zwy­kłą ra­chun­ko­wo­ścią. Ale co nam po ra­chun­ko­wo­ści, je­śli to, co kształ­tu­je na­sze ży­cie, jest trud­ne lub cał­kiem nie­moż­li­we do po­li­cze­nia? Cie­ka­we, co by zro­bił taki eko­no­mi­sta-księ­go­wy, gdy­by do­stał za­da­nie opty­ma­li­za­cji pra­cy or­kie­stry sym­fo­nicz­nej. Naj­praw­do­po­dob­niej wy­eli­mi­no­wał­by wszyst­kie pau­zy z kon­cer­tów Beetho­ve­na. W koń­cu do ni­cze­go nie są przy­dat­ne i tyl­ko wszyst­ko spo­wal­nia­ją. A prze­cież nie moż­na pła­cić mu­zy­kom za to, że nie gra­ją.

Swo­imi py­ta­nia­mi au­tor pod­wa­ża ste­reo­ty­py. Sta­ra się wy­cho­dzić poza wą­ską spe­cja­li­za­cję i prze­kra­czać gra­ni­ce dys­cy­plin. W XXI wie­ku po­ko­ny­wa­nie gra­nic eko­no­mii i łą­cze­nie jej z hi­sto­rią, fi­lo­zo­fią, psy­cho­lo­gią i mi­to­lo­gią nie tyl­ko dzia­ła ożyw­czo, lecz jest wręcz nie­zbęd­ne do zro­zu­mie­nia świa­ta. Jed­no­cze­śnie książ­kę tę czy­ta się tak ła­two, że na­wet ama­tor pod­cho­dzi do eko­no­mii jak do przy­go­dy in­te­lek­tu­al­nej. Nie za­wsze znaj­du­je­my od­po­wiedź na sta­wia­ne py­ta­nia, za to czę­ściej po­ja­wia­ją się in­spi­ra­cje do głęb­szych roz­wa­żań o świe­cie i roli, jaką od­gry­wa w nim czło­wiek.

Gdy peł­ni­łem urząd pre­zy­denc­ki, To­máš Se­dláček na­le­żał do gro­na mo­ich ko­le­gów z mło­de­go po­ko­le­nia, któ­re do pro­ble­mów współ­cze­sne­go świa­ta pre­zen­to­wa­ło po­dej­ście nowe i nie­ob­cią­żo­ne czter­dzie­sto­ma la­ta­mi to­ta­li­tar­ne­go re­żi­mu ko­mu­ni­stycz­ne­go. Mam po­czu­cie, iż ta książ­ka speł­ni­ła moje ocze­ki­wa­nia, i wie­rzę, że wy tak­że ją do­ce­ni­cie.

Vác­lav Ha­vel,

były pre­zy­dent Cze­skiej Re­pu­bli­ki,

wcze­śniej Cze­cho­sło­wa­cjiPo­dzię­ko­wa­nia

W cze­skim wy­da­niu tej książ­ki na­pi­sa­łem bar­dzo krót­kie po­dzię­ko­wa­nia. To był nie­do­bry po­mysł i te­raz będę bar­dziej wy­lew­ny. Ta książ­ka doj­rze­wa­ła kil­ka lat, wy­ma­ga­ła nie­zli­czo­nych roz­mów, se­tek wy­kła­dów i dłu­gich nocy po­świę­co­nych na prze­czy­ta­nie mnó­stwa lek­tur.

Za­wdzię­czam ją moim dwóch wspa­nia­łym na­uczy­cie­lom, pro­fe­so­ro­wi Mi­la­no­wi Soj­ce (któ­ry wpro­wa­dził mnie w swo­ją pra­cę) i H.E. Mi­la­no­wi Mi­sko­vskie­mu „Mi­ke­owi” (któ­ry wie­le lat temu za­in­spi­ro­wał mnie do za­in­te­re­so­wa­nia się tym te­ma­tem). De­dy­ku­ję tę książ­kę ich pa­mię­ci. Żad­ne­go z nich nie ma już wśród nas.

Po­dzię­ko­wa­nia wi­nien je­stem mo­je­mu wspa­nia­łe­mu na­uczy­cie­lo­wi, pro­fe­so­ro­wi Lu­bo­mi­ro­wi Mlčo­cho­wi, któ­re­mu mia­łem za­szczyt asy­sto­wać na jego za­ję­ciach z ety­ki biz­ne­su. Dzię­ku­ję tak­że pro­fe­so­ro­wi Ka­re­lo­wi Ko­ubie, pro­fe­so­ro­wi Mi­cha­ło­wi Mej­stříko­wi i pro­fe­so­ro­wi Mi­la­no­wi Ża­ko­wi. Za uwa­gi i prze­my­śle­nia dzię­ku­ję moim stu­den­tom fi­lo­zo­fii eko­no­mii z 2010 roku.

Chcę po­dzię­ko­wać tak­że pro­fe­sor Ca­the­ri­ne Lan­glo­is i Stan­ley­owi Nol­le­no­wi z Geo­r­ge­town Uni­ver­si­ty za to, że na­uczy­li mnie pi­sać, a tak­że pro­fe­so­ro­wi Ho­war­do­wi Hu­soc­ko­wi z Ha­rvard Uni­ver­si­ty. Chciał­bym wy­ra­zić tak­że wdzięcz­ność Yale Uni­ver­si­ty za przy­zna­nie mi sty­pen­dium, dzię­ki któ­re­mu na­pi­sa­łem znacz­ną część tej książ­ki. Dzię­ku­ję Yale World Fel­lows i wszyst­kim z Betts Ho­use.

Dzię­ku­ję wspa­nia­łe­mu Jer­ry’emu Ro­oto­wi za to, że przy­jął nas na mie­siąc do swo­jej su­te­re­ny, aby­śmy mo­gli pra­co­wać nad tą książ­ką w ci­szy, tak­że za faj­kę i dym. Da­vi­do­wi Swe­eno­wi za to, że wszyst­ko się uda­ło, a tak­że Ja­me­so­wi Hal­te­ma­no­wi za wszyst­kie książ­ki. Dzię­ku­ję Ci Du­šan Dra­bi­na za wspar­cie w naj­trud­niej­szych chwi­lach.

Jest jesz­cze wie­lu in­nych fi­lo­zo­fów, eko­no­mi­stów i my­śli­cie­li, któ­rym mam za­szczyt po­dzię­ko­wać: pro­fe­sor Jan Švej­nar, pro­fe­sor To­máš Ha­lik, pro­fe­sor Jan So­kol, pro­fe­sor Era­zim Ko­hák, pro­fe­sor Mi­lan Ma­cho­vec, pro­fe­sor Zde­něk Neu­bau­er, Da­vid Bar­toń, Mi­rek Záme­čník i mój młod­szy brat, wiel­ki my­śli­ciel Lu­káš. Dzię­ku­ję Wam i po­dzi­wiam Was. Dzię­ku­ję tak­że mo­jej ro­dzi­nie, zwłasz­cza ma­mie i ta­cie.

A naj­więk­sze po­dzię­ko­wa­nia za spe­cy­ficz­ną po­moc przy tej książ­ce kie­ru­ję do ze­spo­łu, któ­ry współ­pra­co­wał nad cze­ską i an­giel­ską wer­sją. To­ma­so­wi Bran­dej­so­wi za po­my­sły, wia­rę i od­wa­gę. Ji­ře­mu Nádo­bie za re­dak­cję i kie­row­nic­two. Bet­ce So­čůvko­vej za cier­pli­wość i wy­trwa­łość. Mi­la­no­wi Sta­rý za ry­sun­ki, kre­atyw­ność i życz­li­wość. Do­ugo­wi Arel­la­ne­so­wi za sta­ran­ny prze­kład, a tak­że Jef­frey­owi Oster­ro­tho­wi za rze­tel­ną i dro­bia­zgo­wą re­dak­cję an­giel­ską.

I jesz­cze dwaj lu­dzie wiel­kich umy­słów, któ­rzy po­ma­ga­li i pi­sać, edy­to­wać tę książ­kę, moi part­ne­rzy in­te­lek­tu­al­ni: Mar­tin Po­spíšil i Lu­káš Tóth. Nie zdo­łam wy­ra­zić po­dzię­ko­wań za ich bły­sko­tli­we my­śli, peł­ne pa­sji dys­ku­sje i zdo­by­wa­nie ma­te­ria­łów, a tak­że za cięż­ką pra­cę przy roz­dzia­łach, któ­rych są współ­au­to­ra­mi. Chciał­bym tak­że po­dzię­ko­wać moim ko­le­gom z ČSOB, a.s. za wspar­cie i kre­atyw­ne śro­do­wi­sko pra­cy.

Moja żona Mar­kéta wy­trzy­my­wa­ła ze mną w chwi­lach, w któ­rych nie wy­trzy­ma­ła­by żad­na inna oso­ba. Dzię­ku­ję Ci za wszyst­kie uśmie­chy i my­śli (jest so­cjo­loż­ką, mo­że­cie so­bie wy­obra­zić, o czym roz­ma­wia­my przy ko­la­cji). Ta książ­ka w du­żej mie­rze na­le­ży do niej.

A naj­więk­sze po­dzię­ko­wa­nia dla tego, któ­re­go imie­nia na­wet nie znam…Wpro­wa­dze­nie Hi­sto­ria eko­no­mii – od po­ezji do na­uki

Rze­czy­wi­stość skła­da się z opo­wie­ści, a nie z ma­te­rii.

Zde­něk Neu­bau­er

Każ­da idea, choć­by naj­star­sza i naj­bar­dziej ab­sur­dal­na,

jest w sta­nie po­sze­rzyć na­szą wie­dzę…

Wszyst­ko się krę­ci…

Paul Fey­era­bend

Czło­wiek za­wsze dą­żył do zro­zu­mie­nia ota­cza­ją­ce­go go świa­ta. Po­ma­ga­ły w tym opo­wie­ści, któ­re nada­wa­ły sens jego rze­czy­wi­sto­ści. Z na­sze­go punk­tu wi­dze­nia brzmią one dzi­wacz­nie – po­dob­nie jak na­sze będą brzmia­ły dla przy­szłych po­ko­leń. Nie­mniej jed­nak za­wie­ra­ją głę­bo­ko uta­jo­ną siłę.

Jest wśród nich roz­po­czę­ta bar­dzo daw­no temu opo­wieść o eko­no­mii. Oko­ło czte­ry­stu lat przed na­szą erą Kse­no­font pi­sał, że na­wet je­śli czło­wiek ma nie­wie­le bo­gac­twa, to na­uka o eko­no­mii i tak ist­nie­je¹. W daw­nych cza­sach była to na­uka o pro­wa­dze­niu go­spo­dar­stwa do­mo­we­go². Póź­niej sta­ła się czę­ścią ta­kich dzie­dzin, jak re­li­gia, teo­lo­gia, ety­ka i fi­lo­zo­fia. Stop­nio­wo jed­nak za­czy­na­ła się wy­od­ręb­niać. Nie­kie­dy od­no­si­my wra­że­nie, że w tech­no­kra­tycz­nym świe­cie, w któ­rym wszyst­ko ma być albo czar­ne, albo bia­łe, z cza­sem tra­ci­ła wszyst­kie swo­je od­cie­nie sza­ro­ści. Ale hi­sto­ria eko­no­mii ma znacz­nie wię­cej barw.

Eko­no­mia w dzi­siej­szym kształ­cie sta­no­wi zja­wi­sko kul­tu­ro­we, pro­dukt na­szej cy­wi­li­za­cji. Ale nie pro­dukt w tym sen­sie, że zo­sta­ła ce­lo­wo wy­pro­du­ko­wa­na, tak jak ze­ga­rek albo sil­nik od­rzu­to­wy. Róż­ni­ca po­le­ga na tym, że ze­ga­rek i sil­nik od­rzu­to­wy są dla nas zro­zu­mia­łe – wie­my, skąd się wzię­ły. Po­tra­fi­my (pra­wie) roz­ło­żyć je na po­szcze­gól­ne czę­ści, a póź­niej zło­żyć z po­wro­tem. Wie­my, jak dzia­ła­ją i jak się za­trzy­mu­ją³. In­a­czej w przy­pad­ku eko­no­mii. Roz­wi­ja­ła się nie­świa­do­mie, spon­ta­nicz­nie, bez kon­tro­li, bez pla­nu, bez dy­ry­genc­kiej ba­tu­ty. Za­nim sta­ła się osob­ną dys­cy­pli­ną, cał­kiem do­brze jej się wio­dło w roli jed­nej z pod­dzie­dzin fi­lo­zo­fii – ta­kiej jak na przy­kład ety­ka – z dala od współ­cze­snej kon­cep­cji eko­no­mii poj­mo­wa­nej jako kie­ro­wa­na ma­te­ma­ty­ką na­uka, któ­ra szy­dzi z „nauk mięk­kich” z ty­po­wo po­zy­ty­wi­stycz­ną aro­gan­cją. Ale na­sza ty­siąc­let­nia „edu­ka­cja” ma głęb­sze, szer­sze i czę­sto znacz­nie so­lid­niej­sze po­sta­wy. War­to o tym wie­dzieć.

MITY, OPO­WIE­ŚCI I DUM­NA NA­UKA

Nie­mą­drze by­ło­by wy­cho­dzić z za­ło­że­nia, że do­cie­ka­nia eko­no­micz­ne po­ja­wi­ły się do­pie­ro w epo­ce na­uki. Po­cząt­ko­wo lu­dziom, któ­rzy za­da­wa­li so­bie mniej wię­cej ta­kie same py­ta­nia jak dzi­siaj, świat wy­ja­śnia­ły mity i re­li­gie. Obec­nie ich rolę prze­ję­ła na­uka. Żeby do­strzec po­wią­za­nia mię­dzy jed­nym a dru­gim, mu­si­my się­gnąć głę­bo­ko do sta­ro­żyt­nych mi­tów i fi­lo­zo­fii. I wła­śnie po to ta książ­ka po­wsta­ła – aby przyj­rzeć się my­śli eko­no­micz­nej w sta­ro­żyt­nych mi­tach i – od­wrot­nie – mi­tom we współ­cze­snej eko­no­mii.

Po­czą­tek no­wo­żyt­nej eko­no­mii da­tu­je się na rok 1776, w któ­rym uka­za­ło się Bo­gac­two na­ro­dów Ada­ma Smi­tha⁴. Jed­nak na­sza post­mo­der­ni­stycz­na epo­ka (któ­ra wy­ka­zu­je się znacz­nie więk­szą po­ko­rą niż jej po­przed­nicz­ka, era no­wo­żyt­nej na­uki)⁵ się­ga da­lej wstecz i w więk­szym stop­niu uświa­da­mia so­bie zna­cze­nie hi­sto­rii (sa­mo­wa­run­ku­ją­ca się ścież­ka roz­wo­ju), mi­to­lo­gii, re­li­gii i ba­śni. „Roz­dź­więk po­mię­dzy hi­sto­rią na­uki, jej fi­lo­zo­fią a samą na­uką za­ni­ka, po­dob­nie jak roz­gra­ni­cza­nie mię­dzy czymś, co jest na­uką i co nią nie jest”⁶. Dla­te­go się­gnie­my tak głę­bo­ko, jak tyl­ko po­zwa­la nam pi­sa­ne dzie­dzic­two na­szej cy­wi­li­za­cji. Pierw­szych śla­dów do­cie­kań eko­no­micz­nych bę­dzie­my szu­kać w epo­sie o su­me­ryj­skim wład­cy Gil­ga­me­szu, zba­da­my, jak spra­wy eko­no­micz­ne roz­pa­try­wa­li my­śli­cie­le ży­dow­scy, chrze­ści­jań­scy, kla­sycz­ni i śre­dnio­wiecz­ni. Poza tym po­sta­ra­my się sta­ran­nie prze­ana­li­zo­wać teo­rie gło­szo­ne przez tych, któ­rzy kła­dli fun­da­men­ty pod współ­cze­sną eko­no­mię.

Hi­sto­rycz­ne uję­cia róż­nych dzie­dzin na­uko­wych nie są – jak się po­wszech­nie uwa­ża – bez­u­ży­tecz­ną pre­zen­ta­cją śle­pych uli­czek ani zbio­rem re­la­cji z prób i błę­dów ro­bio­nych w ja­kiejś dys­cy­pli­nie (do­pie­ro my wy­ko­na­li­śmy to do­brze), lecz naj­peł­niej­szą ana­li­zą wszyst­kich po­zy­cji z menu, ja­kie dzie­dzi­na ma do za­ofe­ro­wa­nia. Poza hi­sto­rią nie mamy ni­cze­go. Hi­sto­ria my­śli po­ma­ga uni­kać in­te­lek­tu­al­ne­go pra­nia mó­zgu ty­po­we­go dla ja­kiejś epo­ki, wzno­sić się po­nad ak­tu­al­ne mody i zro­bić kil­ka kro­ków do tyłu.

Ba­da­nie sta­rych opo­wie­ści nie słu­ży tyl­ko hi­sto­ry­kom i nie cho­dzi w nich je­dy­nie o zro­zu­mie­nie spo­so­bu my­śle­nia na­szych przod­ków. One za­wie­ra­ją pew­ną wła­sną siłę na­wet wów­czas, gdy na ich miej­scu po­ja­wi­ły się nowe, cza­sem sprzecz­nie z nimi. Weź­my przy­kład naj­słyn­niej­szej hi­sto­rycz­nej dys­pu­ty – po­mię­dzy geo­cen­try­zmem a he­lio­cen­try­zmem. Jak wia­do­mo, w spo­rze tym wy­grał he­lio­cen­tryzm, cho­ciaż w mo­wie po­tocz­nej nadal geo­cen­tryzm prze­ja­wia się w po­wie­dze­niach: słoń­ce „wscho­dzi” lub „za­cho­dzi”. Ono nie po­ru­sza się w górę ani w dół – je­śli już, to Zie­mia (wo­kół Słoń­ca), a nie Słoń­ce (wo­kół Zie­mi). Do­wie­dzie­li­śmy się, że to Zie­mia krą­ży wo­kół Słoń­ca, ale w po­wie­dze­niach po­tocz­nych za­cho­wał się jesz­cze geo­cen­tryzm, czy­li, „słoń­ce za­cho­dzi”.

Poza tym, jak po­ka­że­my w pierw­szej czę­ści tej książ­ki, te sta­ro­żyt­ne opo­wie­ści, ob­ra­zy i ar­che­ty­py trwa­ją do dzi­siaj i wy­wie­ra­ją wpływ na na­sze po­dej­ście za­rów­no do świa­ta, jak i sie­bie sa­mych. Jak to ujął C.G. Jung: „Praw­dzi­wa hi­sto­ria du­cha nie za­wie­ra się w uczo­nych księ­gach, lecz w ży­wym or­ga­ni­zmie psy­chicz­nym każ­de­go czło­wie­ka”⁷.

PRA­GNIE­NIE PRZE­KO­NY­WA­NIA

Eko­no­mi­ści po­win­ni wie­rzyć, że opo­wie­ści mają sil­ną moc od­dzia­ły­wa­nia. Adam Smith wie­rzył. W Teo­rii uczuć mo­ral­nych na­pi­sał: „Pra­gnie­nie, by być wia­ry­god­nym, pra­gnie­nie prze­ko­ny­wa­nia, prze­wo­dze­nia i kie­ro­wa­nia in­ny­mi zda­je się jed­nym z naj­sil­niej­szych z wszyst­kich na­szych na­tu­ral­nych pra­gnień”⁸. War­to zwró­cić uwa­gę, że sło­wa te wy­szły spod pió­ra pa­tro­na twier­dze­nia, że na­szym naj­sil­niej­szym in­stynk­tem jest ego­izm. Inni dwaj zna­ko­mi­ci eko­no­mi­ści, Ro­bert J. Shil­ler i Geo­r­ge A. Aker­lof, pi­sa­li nie­daw­no: „umysł ludz­ki zbu­do­wa­ny jest w taki spo­sób, że my­śli nar­ra­cyj­nie, (…) Wie­le przy­czyn ludz­kie­go dzia­ła­nia z ko­lei po­cho­dzi z do­świad­cza­nia hi­sto­rii na­sze­go ży­cia, któ­rą so­bie opo­wia­da­my i któ­ra sta­no­wi szkie­let na­szej mo­ty­wa­cji i wia­ry w sie­bie. Ży­cie mo­gło­by być prze­cież se­rią „jed­nej rze­czy po dru­giej”, gdy­by nie było ta­lach hi­sto­rii. To samo do­ty­czy prze­ko­na­nia o war­to­ści swo­je­go kra­ju, fir­my czy in­sty­tu­cji. Wiel­cy przy­wód­cy są pierw­szy­mi i naj­waż­niej­szy­mi mi­to­twór­ca­mi tych hi­sto­rii”⁹.

Au­to­rzy od­wo­łu­ją się tam do cy­ta­tu: „Ży­cie to nie jed­na cho­ler­na rzecz po dru­giej. To ta sama cho­ler­na rzecz sta­le i na nowo”. Do­brze uję­te, a mity (na­sze wiel­kie hi­sto­rie i opo­wie­ści) to „ob­ja­wie­nia tu i te­raz do­ty­czą­ce­go tego, co za­wsze było i bę­dzie wiecz­nie”¹⁰. In­ny­mi sło­wy, na­sze mity „nig­dy się nie zda­rzy­ły w ja­kim­kol­wiek mo­men­cie, ale za­wsze są”¹¹. Na­sze no­wo­żyt­ne teo­rie eko­no­micz­ne, opar­te na ści­słych mo­de­lach, są ni­czym in­nym jak tymi sa­my­mi me­ta­nar­ra­cja­mi tyl­ko opo­wia­da­ny­mi in­nym ję­zy­kiem (ma­te­ma­ty­ki?). Trze­ba więc po­znać te opo­wie­ści od po­cząt­ku – i w szer­szym kon­tek­ście – po­nie­waż „do­brym eko­no­mi­stą nig­dy nie bę­dzie ktoś, kto jest tyl­ko eko­no­mi­stą”¹².

A po­nie­waż eko­no­mia chce ro­zu­mieć wszyst­ko, mu­si­my wy­kra­czać poza gra­ni­ce na­szej dzie­dzi­ny i pró­bo­wać zro­zu­mieć wszyst­ko. I je­śli choć czę­ścio­wo praw­dą jest, że „zba­wie­nie po­le­ga te­raz na skoń­cze­niu z nie­do­stat­kiem ma­te­rial­nym i pro­wa­dze­niu ludz­ko­ści do no­wej ery go­spo­dar­ki ob­fi­to­ści, za­tem lo­gicz­nie rzecz bio­rąc, do no­wej kla­sy ka­pła­nów po­win­ni na­le­żeć też eko­no­mi­ści”¹³, mu­si­my być świa­do­mi, jak waż­ną od­gry­wa­my rolę i brać na sie­bie więk­szą od­po­wie­dzial­ność za spo­łe­czeń­stwo.

DO­BRO I ZŁO W EKO­NO­MII

W eko­no­mii cho­dzi w grun­cie rze­czy o do­bro i zło i eko­no­mię pa­nu­ją­cych mię­dzy nimi re­la­cji. Eko­no­mia po­le­ga na tym, że lu­dzie lu­dziom opo­wia­da­ją o lu­dziach. Na­wet naj­bar­dziej skom­pli­ko­wa­ne mo­de­le ma­te­ma­tycz­ne sta­no­wią de fac­to przy­po­wieść o na­szych dą­że­niach do ra­cjo­nal­ne­go zro­zu­mie­nia ota­cza­ją­ce­go świa­ta. Po­sta­ram się po­ka­zać, że do dziś dnia opo­wie­ści za­war­te w me­cha­ni­zmach eko­no­micz­nych do­ty­czą w swej isto­cie „do­bre­go ży­cia” i są zro­dzo­ne z tra­dy­cji sta­ro­żyt­nych Gre­ków i He­braj­czy­ków. Spró­bu­ję wy­ka­zać, że ma­te­ma­tycz­ne kal­ku­la­cje, mo­de­le, rów­na­nia i sta­ty­sty­ki to za­le­d­wie wierz­cho­łek góry lo­do­wej, jaką jest eko­no­mia, a dys­ku­sje eko­no­micz­ne to nic in­ne­go tyl­ko bi­twy na opo­wie­ści i me­ta­nar­ra­cje. Współ­cze­śni lu­dzie ocze­ku­ją – jak za­wsze – że eko­no­mi­ści im po­wie­dzą, co jest do­bre, a co – złe.

My, eko­no­mi­ści, je­ste­śmy ucze­ni uni­ka­nia nor­ma­tyw­nych ocen i opi­nii su­ge­ru­ją­cych, że coś jest do­bre, a coś złe. Jed­nak wbrew temu, co gło­szą na­sze tek­sty na­uko­we, eko­no­mia jest dzie­dzi­ną w lwiej czę­ści nor­ma­tyw­ną. Nie tyl­ko opi­su­je świat, ale czę­sto mówi tak­że, jak on po­wi­nien wy­glą­dać (po­wi­nien być efek­tyw­ny, mamy ide­ał do­sko­na­łej kon­ku­ren­cji, ide­ał wy­so­kie­go wzro­stu PKB przy ni­skiej in­fla­cji, dą­że­nie do osią­ga­nia wy­so­kiej kon­ku­ren­cyj­no­ści…). W tym celu two­rzy­my mo­de­le – ta­kie no­wo­cze­sne przy­po­wie­ści – któ­re są jed­nak nie­re­ali­stycz­ne (czę­sto ce­lo­wo) i mają nie­wie­le wspól­ne­go z praw­dzi­wym świa­tem. Oto przy­kład z co­dzien­ne­go ży­cia: gdy eko­no­mi­sta w te­le­wi­zji ma od­po­wie­dzieć na po­zor­nie nie­win­ne py­ta­nie o po­ziom in­fla­cji, to na­tych­miast pada dru­gie py­ta­nie (czę­sto on sam je so­bie za­da­je) o to, czy ten po­ziom jest do­bry czy zły oraz czy in­fla­cja po­win­na być wyż­sza czy niż­sza. Na­wet w ta­kich czy­sto tech­nicz­nych kwe­stiach spe­cja­li­ści na­tych­miast po­ru­sza­ją kwe­stię do­bra i zła i przed­sta­wia­ją nor­ma­tyw­ną oce­nę: in­fla­cja po­win­na być niż­sza (albo wyż­sza).

Mimo to sta­ra­ją się – cza­sem na­wet pa­nicz­nie – uni­kać ta­kich słów jak „do­bro” i „zło”. Ale to nie­wy­ko­nal­ne, po­nie­waż „gdy­by eko­no­mia na­praw­dę nie war­to­ścio­wa­ła, za­pew­ne przed­sta­wi­cie­le tej dzie­dzi­ny zgro­ma­dzi­li­by już ogół my­śli eko­no­micz­nej”¹⁴. A do tego nie do­szło. Moim zda­niem to do­brze, ale mu­si­my w koń­cu przy­znać, że eko­no­mia jest w du­żej mie­rze dzie­dzi­ną nor­ma­tyw­ną. We­dług Mil­to­na Fried­ma­na (Es­says in Po­si­ti­ve Eco­no­mics) eko­no­mia po­win­na być na­uką po­zy­tyw­ną, nie war­to­ściu­ją­cą, lecz opi­su­ją­cą świat taki, jaki jest, a nie jaki być po­wi­nien. Ale już samo stwier­dze­nie, że „eko­no­mia po­win­na być na­uką po­zy­tyw­ną”, jest twier­dze­niem nor­ma­tyw­nym. Nie opi­su­je świa­ta ta­kie­go, jaki jest, lecz – jaki po­wi­nien być. W re­al­nym ży­ciu eko­no­mia nie jest na­uką po­zy­tyw­ną. Gdy­by była, nie mu­sie­li­by­śmy sta­rać się o to. „Oczy­wi­ście więk­szość lu­dzi na­uki i fi­lo­zo­fów uni­ka ko­niecz­no­ści roz­wa­ża­nia kło­po­tli­wych, fun­da­men­tal­nych py­tań – za­tem, mó­wiąc krót­ko, uni­ka me­ta­fi­zy­ki”¹⁵. Na­wia­sem mó­wiąc, nie­war­to­ścio­wa­nie samo w so­bie sta­no­wi war­tość, a w eko­no­mii wiel­ką war­tość. Pa­ra­dok­sal­nie dzie­dzi­na, któ­ra zaj­mu­je się ba­da­niem war­to­ści, chce być nie­war­to­ściu­ją­ca. A ko­lej­ny pa­ra­doks po­le­ga na tym, że dzie­dzi­na wie­rzą­ca w nie­wi­dzial­ną rękę ryn­ku oba­wia się kon­tak­tu z me­ta­fi­zy­ką.

Dla­te­go za­da­ję w tej książ­ce na­stę­pu­ją­ce py­ta­nie: Czy ist­nie­je eko­no­mia w re­la­cjach mię­dzy do­brem a złem? Czy opła­ca się być do­brym, czy też do­bro nie ma nic wspól­ne­go z ra­chun­kiem eko­no­micz­nym? Czy ego­izm jest wro­dzo­ną ce­chą czło­wie­ka? Czy moż­na go uspra­wie­dli­wiać, je­śli w jego wy­ni­ku po­wsta­je do­bro wspól­ne? War­to o to py­tać, bo in­a­czej eko­no­mia może za­mie­nić się w je­dy­nie me­cha­nicz­no-alo­ka­cyj­ny mo­del eko­no­me­trycz­ny, po­zba­wio­ny głęb­szych tre­ści (oraz moż­li­wo­ści za­sto­so­wa­nia).

Na­wia­sem mó­wiąc, ani sło­wa „do­bro”, ani sło­wa „zło” nie trze­ba się bać. Ich sto­so­wa­nie nie ozna­cza mo­ra­li­zo­wa­nia. Każ­dy kie­ru­je się ja­kąś swo­ją ety­ką. Na tej sa­mej za­sa­dzie każ­dy wy­zna­je ja­kąś wia­rę (ate­izm to taka sama wia­ra jak każ­da inna). Po­dob­nie z eko­no­mią, jak na­pi­sał John May­nard Key­nes: „Prak­ty­cy prze­ko­na­ni, że nie pod­le­ga­ją żad­nym wpły­wom in­te­lek­tu­al­nym, są za­zwy­czaj nie­wol­ni­ka­mi idei ja­kie­goś daw­no zmar­łe­go eko­no­mi­sty. (…) Prę­dzej czy póź­niej wła­śnie idee, a nie in­te­re­sy i przy­wi­le­je, sta­ją się groź­nym orę­żem do­brej lub złej sła­wy”¹⁶.

O CZYM JEST TA KSIĄŻ­KA: ME­TA­EKO­NO­MIA

Książ­ka ta skła­da się z dwóch czę­ści. W pierw­szej szu­ka­my eko­no­mii w mi­tach, re­li­gii, teo­lo­gii, fi­lo­zo­fii i na­uce. W dru­giej szu­ka­my mi­tów, re­li­gii, teo­lo­gii, fi­lo­zo­fii i na­uki w eko­no­mii. Szu­ka­my od­po­wie­dzi na prze­strze­ni ca­łych dzie­jów – od za­ra­nia na­szej kul­tu­ry, po współ­cze­sne cza­sy post­mo­der­ni­zmu. Na­szym ce­lem nie jest pod­da­nie ana­li­zie każ­de­go mo­men­tu, któ­ry po­mógł wpro­wa­dzić zmia­ny w eko­no­micz­nej per­cep­cji świa­ta ko­lej­nych po­ko­leń (tak­że na­sze­go), lecz przyj­rzeć się prze­sto­jom w roz­wo­ju; za­rów­no w róż­nych epo­kach hi­sto­rycz­nych (cza­sy Gil­ga­me­sza, he­braj­czy­ków, chrze­ści­jan itd.), jak i pod wpły­wem waż­nych oso­bo­wo­ści (Kar­te­zjusz, Man­de­vil­le, Smith, Hume, Mill i inni), któ­re wpły­wa­ły na roz­wój eko­no­micz­ne­go poj­mo­wa­nia świa­ta przez czło­wie­ka. Na­szym ce­lem jest przed­sta­wie­nie opo­wie­ści o eko­no­mii.

In­ny­mi sło­wy, sta­ra­my się na­kre­ślić wy­kres roz­wo­ju eko­no­micz­nej ety­ki. Za­da­je­my py­ta­nia, któ­re wy­prze­dza­ją wszel­kie eko­no­micz­ne my­śle­nie – za­rów­no py­ta­nia fi­lo­zo­ficz­ne, jak i do pew­ne­go stop­nia hi­sto­rycz­ne. Oma­wia­na tu­taj pro­ble­ma­ty­ka leży na ru­bie­żach eko­no­mii, a czę­sto wy­kra­cza poza jej gra­ni­ce. Okre­śla­my ją mia­nem pro­to­eko­no­mii (na wzór pro­to­so­cjo­lo­gii) albo – chy­ba bar­dziej pre­cy­zyj­nie – me­ta­eko­no­mii (w na­wią­za­niu do me­ta­fi­zy­ki)¹⁷. W tym sen­sie „Przed­miot nauk eko­no­micz­nych jest zbyt wą­ski, zbyt frag­men­ta­rycz­ny, by mo­gły one od­po­wie­dzieć na py­ta­nia rze­czy wi­ście waż­ne. Dla­te­go eko­no­mia musi być uzu­peł­nio­na i wzbo­ga­co­na meta-eko­no­mią”¹⁸. Waż­niej­sze ele­men­ty kul­tu­ry i ba­da­nej dzie­dzi­ny moż­na zna­leźć w fun­da­men­tal­nych za­ło­że­niach, któ­re od­zwier­cie­dla­ją róż­ne sys­te­my my­śle­nia, nie­świa­do­mie przyj­mo­wa­ne w da­nej epo­ce. Ta­kie za­ło­że­nia wy­da­ją się tak oczy­wi­ste, że wła­ści­wie ich so­bie nie uświa­da­mia­ją, bo inny spo­sób poj­mo­wa­nia rze­czy w ogó­le nie przy­cho­dzi im do gło­wy, jak za­uwa­żył Al­fred Whi­te­he­ad w Ad­ven­tu­res of Ide­as.

Co do­kład­nie ro­bi­my? I dla­cze­go? I czy z etycz­ne­go punk­tu wi­dze­nia mo­że­my ro­bić wszyst­ko to, co je­ste­śmy w sta­nie zro­bić pod wzglę­dem tech­nicz­nym?¹⁹. I co sta­no­wi isto­tę eko­no­mii? Po co te wszyst­kie sta­ra­nia? W co tak na­praw­dę wie­rzy­my i skąd się te na­sze wie­rze­nia (czę­sto nie­uświa­da­mia­ne) bio­rą? Je­śli na­uka to „sys­tem wie­rzeń, któ­rym hoł­du­je­my”, to czym te wie­rze­nia są?²⁰. Po­nie­waż we współ­cze­snym świe­cie eko­no­mia sta­ła się naj­waż­niej­szą dzie­dzi­ną wy­ja­śnia­ją­cą i zmie­nia­ją­cą świat, trze­ba so­bie za­dać te wszyst­kie py­ta­nia.

Na nie­co post­mo­der­ni­stycz­ną mo­dłę pró­bu­je­my sto­so­wać do me­ta­eko­no­mii po­dej­ście fi­lo­zo­ficz­ne, hi­sto­rycz­ne, an­tro­po­lo­gicz­ne, kul­tu­ro­we i psy­cho­lo­gicz­ne. Ta książ­ka chce uka­zać, w jaki spo­sób u czło­wie­ka roz­wi­ja­ła się per­cep­cja aspek­tu eko­no­micz­ne­go i co z tego wy­ni­ka. Pra­wie wszyst­kie kon­cep­cje przyj­mo­wa­ne przez eko­no­mię – świa­do­mie i nie­świa­do­mie – mają dłu­gą hi­sto­rię, a ich ko­rze­nie wy­kra­cza­ją poza za­kres eko­no­mii, a czę­sto tak­że zu­peł­nie poza gra­ni­ce na­uki.

Spró­buj­my te­raz prze­ana­li­zo­wać po­cząt­ki wie­rzeń eko­no­micz­nych; ich po­cho­dze­nie i wpływ na całą dzie­dzi­nę.

WSZYST­KIE BAR­WY EKO­NO­MII

Twier­dzę, że wie­le głów­nych nur­tów eko­no­mii po­zba­wia tę dzie­dzi­nę wie­lo­barw­no­ści i ob­se­syj­nie od­da­je cześć czar­no-bia­łe­mu homo eco­no­mi­cus, któ­ry igno­ru­je kwe­stie do­bra i zła. Sami so­bie za­sło­ni­li­śmy oczy i nie wi­dzi­my naj­waż­niej­szych sił na­pę­dza­ją­cych ludz­kie dzia­ła­nia.

Twier­dzę, że z mi­tów i re­li­gii i od po­etów, i od fi­lo­zo­fów mo­że­my czer­pać nie mniej mą­dro­ści niż z do­kład­nych i sztyw­nych ma­te­ma­tycz­nych mo­de­li za­cho­wań go­spo­dar­czych. Twier­dzę, że eko­no­mia po­win­na po­szu­ki­wać, od­kry­wać i oma­wiać swo­je sys­te­my war­to­ści, cho­ciaż uczo­no nas, że jest na­uką nie­war­to­ściu­ją­cą. Twier­dzę, że to nie­praw­da, a w eko­no­mii jest wię­cej mi­to­lo­gii, re­li­gii i ar­che­ty­pów niż ma­te­ma­ty­ki. Twier­dzę, że współ­cze­sna eko­no­mia zbyt duży na­cisk kła­dzie na me­to­dę, a za mały – na treść. Twier­dzę i po­sta­ram się wy­ka­zać, że za­rów­no eko­no­mi­ści, jak i ogół spo­łe­czeń­stwa sko­rzy­sta na czer­pa­niu wie­dzy z sze­ro­kie­go za­kre­su źró­deł – z epo­su o Gil­ga­me­szu, Sta­re­go Te­sta­men­tu, nauk Je­zu­sa, a tak­że Kar­te­zju­sza. Kie­dy się­ga­my do hi­sto­rycz­nych po­cząt­ków, gdy spo­so­by my­śle­nia były – rzec moż­na – bar­dziej od­sło­nię­te, le­piej ro­zu­mie­my me­cha­ni­zmy wła­sne­go my­śle­nia i ła­twiej do­strze­ga­my ich źró­dła. Tyl­ko w ten spo­sób mo­że­my do­trzeć do na­szych za­sad­ni­czych wie­rzeń (eko­no­micz­nych), któ­re w za­gma­twa­nej sie­ci współ­cze­sne­go spo­łe­czeń­stwa nadal po­zo­sta­ją bar­dzo sil­ne, cho­ciaż są nie­do­strze­ga­ne.

Twier­dzę, że aby zo­stać do­brym eko­no­mi­stą, trze­ba być albo do­brym ma­te­ma­ty­kiem, albo do­brym fi­lo­zo­fem, albo i jed­nym, i dru­gim. Twier­dzę, że prze­ce­nia­my po­dej­ście ma­te­ma­tycz­ne i nie do­ce­nia­my hu­ma­ni­stycz­ne­go. To pro­wa­dzi do two­rze­nia sztucz­nych, wy­pa­czo­nych mo­de­li, któ­re czę­sto w je­dy­nie nie­wiel­kim stop­niu moż­na wy­ko­rzy­stać do zro­zu­mie­nia rze­czy­wi­sto­ści.

Twier­dzę, że ba­da­nie me­ta­eko­no­mii jest rze­czą waż­ną. Po­win­ni­śmy wy­kra­czać poza gra­ni­ce eko­no­mii i ba­dać „za­ku­li­so­we” wie­rze­nia i idee, któ­re czę­sto sta­ją się do­mi­nu­ją­cy­mi, choć nie­ujaw­nia­ny­mi za­ło­że­nia­mi na­szych teo­rii. W eko­no­mii jest za­ska­ku­ją­co dużo tau­to­lo­gii, któ­rych eko­no­mi­ści prze­waż­nie so­bie nie uświa­da­mia­ją. Twier­dzę, że po­mi­ja­nie per­spek­ty­wy hi­sto­rycz­nej, któ­re zdo­mi­no­wa­ło współ­cze­sną eko­no­mię, to błąd. Twier­dzę, że do lep­sze­go zro­zu­mie­nia ludz­kich za­cho­wań waż­niej­sze jest ba­da­nie ewo­lu­cji idei, któ­re kształ­to­wa­ły nas na prze­strze­ni dzie­jów.

Książ­ka ta wpi­su­je się w trwa­ją­cy od daw­na spór po­mię­dzy eko­no­mią po­zy­tyw­ną a nor­ma­tyw­ną. Twier­dzę, że taką samą rolę, jaką w sta­ro­żyt­no­ści od­gry­wa­ły nor­ma­tyw­ne mity i przy­po­wie­ści, te­raz gra­ją mo­de­le na­uko­we. Nic w tym złe­go, ale po­win­ni­śmy mó­wić o tym otwar­cie.

Twier­dzę, że py­ta­nia o kwe­stie eko­no­micz­ne czło­wiek za­da­wał so­bie dłu­go przed Ada­mem Smi­them. Twier­dzę, że od nie­go nie za­czę­ło się po­szu­ki­wa­nie war­to­ści w eko­no­mii, lecz osią­gnę­ło ono pe­wien punkt kul­mi­na­cyj­ny. Współ­cze­śnie głów­ne nur­ty eko­no­mii rze­ko­mo kon­ty­nu­ują kla­sycz­ne po­dej­ście Smi­tha, ale zu­peł­nie po­mi­ja­ją ety­kę. W kla­sycz­nych spo­rach do­mi­no­wa­ły kwe­stie do­bra i zła, a dzi­siaj mó­wie­nie o nich za­kra­wa na he­re­zję. Twier­dzę tak­że, że upo­wszech­nio­ny spo­sób od­czy­ty­wa­nia Smi­tha to nie­po­ro­zu­mie­nie. Twier­dzę, że wniósł do eko­no­mii znacz­nie wię­cej niż kon­cep­cję nie­wi­dzial­nej ręki ryn­ku i homo eco­no­mi­cus kie­ru­ją­ce­go się ego­istycz­ny­mi po­bud­ka­mi – zwłasz­cza że sam Smith nie uży­wał ta­kich okre­śleń. Twier­dzę, że jego naj­waż­niej­szy wpływ na eko­no­mię do­ty­czy spraw etycz­nych. Inne jego kon­cep­cje – łącz­nie ze spe­cja­li­za­cją i nie­wi­dzial­ną ręką ryn­ku – były wy­raź­nie przed­sta­wia­ne dużo wcze­śniej. Po­sta­ram się wy­ka­zać, że za­sa­dę nie­wi­dzial­nej ręki ryn­ku za­uwa­żo­no już w sta­ro­żyt­no­ści i roz­wi­nię­to dłu­go przed Smi­them. Jej śla­dy wi­dać na­wet w epo­sie o Gil­ga­me­szu, my­śli he­braj­skiej i chrze­ści­jań­skiej, na­to­miast przez Ary­sto­te­le­sa i To­ma­sza z Akwi­nu zo­sta­ła wy­ra­żo­na expres­sis ver­bis.

Twier­dzę, że mamy obec­nie do­bry czas na zwe­ry­fi­ko­wa­nie swo­je­go po­dej­ścia do eko­no­mii, bo te­raz, w epo­ce kry­zy­su i za­dłu­że­nia, lu­dzie chęt­niej po­słu­cha­ją. Twier­dzę, że nie na­uczy­li­śmy się czer­pać wie­dzy eko­no­micz­nej z naj­prost­szych przy­po­wie­ści, przed­sta­wia­nych w nie­dziel­nych szkół­kach – na przy­kład o Jó­ze­fie i fa­ra­onie – a dys­po­nu­je­my skom­pli­ko­wa­ny­mi mo­de­la­mi ma­te­ma­tycz­ny­mi. Twier­dzę, że po­win­ni­śmy zwe­ry­fi­ko­wać swo­je po­glą­dy na te­mat nie­prze­rwa­ne­go wzro­stu. Twier­dzę, że eko­no­mia to pięk­na dzie­dzi­na, któ­ra może być atrak­cyj­na dla sze­ro­kiej rze­szy od­bior­ców.

Książ­ka ta w pew­nym sen­sie sta­no­wi stu­dium ewo­lu­cji za­rów­no homo eco­no­mi­cus, jak i – co waż­niej­sze – drze­mią­cych w nim zwie­rzę­cych in­stynk­tów. Po­dej­mu­je pró­bę ana­li­zy ewo­lu­cji za­rów­no ra­cjo­nal­ne­go, jak i emo­cjo­nal­ne­go oraz ir­ra­cjo­nal­ne­go aspek­tu isto­ty ludz­kiej.

GRA­NI­CE CIE­KA­WO­ŚCI I WY­JA­ŚNIE­NIE

Sko­ro eks­pan­sjo­ni­stycz­na eko­no­mia ośmie­li­ła się na­rzu­cić swo­je sys­te­my my­śle­nia do­me­nom pod­le­ga­ją­cym tra­dy­cyj­nie ba­da­niom re­li­gio­znaw­czym, so­cjo­lo­gicz­nym i po­li­to­lo­gicz­nym, to dla­cze­go nie od­wró­cić ról i nie przyj­rzeć się eko­no­mii z punk­tu wi­dze­nia re­li­gio­znaw­stwa, so­cjo­lo­gii i po­li­to­lo­gii? Sko­ro no­wo­żyt­na eko­no­mia po­zwa­la so­bie na tłu­ma­cze­nie dzia­łal­no­ści ko­ścio­łów i pro­wa­dzi eko­no­micz­ne ana­li­zy wię­zi ro­dzin­nych (czę­sto wy­su­wa­jąc nowe i in­te­re­su­ją­ce spo­strze­że­nia), to dla­cze­go nie prze­ana­li­zo­wać teo­rii eko­no­mii tak jak sys­te­mów re­li­gij­nych czy wię­zi ro­dzin­nych? In­ny­mi sło­wy, dla­cze­go nie spoj­rzeć na eko­no­mię z an­tro­po­lo­gicz­ne­go punk­tu wi­dze­nia?

Aby to zro­bić, naj­pierw mu­si­my na­brać do niej pew­ne­go dy­stan­su. Mu­si­my za­pu­ścić się na jej obrze­ża, a jesz­cze le­piej poza jej gra­ni­ce. W myśl me­ta­fo­ry Lu­dwi­ga Wit­t­gen­ste­ina o oku, któ­re ob­ser­wu­je oto­cze­nie, ale nig­dy nie wi­dzi sie­bie (Wit­t­gen­ste­in, Trac­ta­tus Lo­gi­co-Phi­lo­so­phi­cus, sek­cja 5.6), aby obej­rzeć ja­kiś przed­miot, trze­ba po­pa­trzeć na nie­go z boku, a je­śli jest to nie­moż­li­we, to w osta­tecz­no­ści po­pa­trzeć w lu­stro. W tej książ­ce za­sto­su­je­my zwier­cia­dło an­tro­po­lo­gicz­ne, mi­to­lo­gicz­ne, re­li­gij­ne, fi­lo­zo­ficz­ne, so­cjo­lo­gicz­ne i psy­cho­lo­gicz­ne – i każ­de inne, któ­re umoż­li­wia re­flek­sję.

W tym mo­men­cie na­le­ży prze­pro­sić za przy­najm­niej dwie rze­czy. Po pierw­sze, je­śli przy­glą­da­my się oto­cze­niu w od­bi­ciu, to czę­sto uzy­sku­je­my ob­raz po­szat­ko­wa­ny i nie­spój­ny. Ta książ­ka nie przed­sta­wia jed­no­li­te­go, mi­ster­nie uple­cio­ne­go sys­te­mu (z tego pro­ste­go po­wo­du, że taki sys­tem nie ist­nie­je). Waż­ną rze­czą jest do­da­nie, że ko­rzy­sta­my tu­taj wy­łącz­nie z za­chod­nie­go dzie­dzic­twa kul­tu­ro­we­go i cy­wi­li­za­cyj­ne­go, a po­mi­ja­my inne (na przy­kład kon­fu­cja­nizm, is­lam, bud­dyzm, hin­du­izm i po­zo­sta­łe, cho­ciaż z pew­no­ścią zna­leź­li­by­śmy tam wie­le in­spi­ru­ją­cych idei). Poza tym nie ana­li­zu­je­my na przy­kład ca­łe­go pi­śmien­nic­twa su­me­ryj­skie­go. Oma­wia­my he­braj­skie i chrze­ści­jań­skie my­śli do­ty­czą­ce eko­no­mii, ale nie pod­da­je­my stu­diom ca­łej sta­ro­żyt­nej i śre­dnio­wiecz­nej teo­lo­gii. Na­szym ce­lem bę­dzie wy­do­by­cie naj­bar­dziej wpły­wo­wych ele­men­tów i re­wo­lu­cyj­nych kon­cep­cji skła­da­ją­cych się na dzi­siej­szy eko­no­micz­ny mo­dus vi­ven­di. Ta­kie sze­ro­kie i nie­co bez­ład­ne po­dej­ście uspra­wie­dli­wia myśl Pau­la Fey­era­ben­da, któ­ry daw­no temu tłu­ma­czył, że „any­thing goes”²¹. Nig­dy nie da się prze­wi­dzieć, skąd na­uka za­czerp­nie in­spi­ra­cję do dal­sze­go roz­wo­ju.

Ko­lej­ne prze­pro­si­ny do­ty­czą ewen­tu­al­nych uprosz­czeń i wy­pa­czeń wzglę­dem dzie­dzin, któ­re au­tor uznał za waż­ne, cho­ciaż sta­no­wią zu­peł­nie od­ręb­ną dys­cy­pli­nę. Dzi­siej­sza na­uka kry­je się za mu­ra­mi z ko­ści sło­nio­wej wznie­sio­ny­mi tu przez ma­te­ma­ty­kę, tam przez ła­ci­nę i gre­kę, jesz­cze gdzie in­dziej przez hi­sto­rię, ak­sjo­ma­ty i inne po­boż­ne ry­tu­ały, aby na­ukow­cy mie­li nie­za­słu­żo­ny azyl przed kry­ty­ką opi­nii pu­blicz­nej i przed­sta­wi­cie­li in­nych dzie­dzin. Ale na­uka musi się otwo­rzyć, bo w prze­ciw­nym ra­zie – jak słusz­nie za­uwa­żył Fey­era­bend – sta­nie się eli­tar­ną re­li­gią dla wta­jem­ni­czo­nych, ema­nu­jąc to­ta­li­tar­nym bla­skiem na spo­łe­czeń­stwo. Od­wo­łu­jąc się do słów uro­dzo­ne­go w Cze­chach ame­ry­kań­skie­go eko­no­mi­sty Ja­ro­sla­va Va­ňka: „štěty lub nie­ste­ty, cie­ka­wość czło­wie­ka nie ogra­ni­cza się tyl­ko do jego wła­snej dzie­dzi­ny za­wo­do­wej”²². Je­śli książ­ka ta za­in­spi­ru­je do szu­ka­nia no­wych po­wią­zań po­mię­dzy eko­no­mią i in­ny­mi dzie­dzi­na­mi, to speł­ni swo­je za­da­nie.

Nie za­wie­ra ona jed­nak hi­sto­rii my­śli eko­no­micz­nej. Au­tor sta­wia so­bie za cel uzu­peł­nić nie­któ­re roz­dzia­ły w dzie­jach eko­no­mii o szer­szą per­spek­ty­wę i o ana­li­zy wpły­wów, któ­re uszły uwa­dze eko­no­mi­stów i ogó­ło­wi od­bior­ców.

Za­pew­ne trze­ba też do­dać, że w tek­ście zna­la­zło się wie­le cy­ta­tów. Mają one przy­bli­żać cen­ne idee z od­le­głych stu­le­ci za po­mo­cą ory­gi­nal­nych słów au­to­rów. Gdy­by­śmy po­prze­sta­li je­dy­nie na na­wią­za­niach do sta­ro­żyt­nych tek­stów, umknął­by duch ich au­ten­tycz­no­ści, co sta­no­wi­ło­by nie­po­we­to­wa­ną stra­tę. Przy­pi­sy umoż­li­wia­ją głęb­sze prze­ana­li­zo­wa­nie przed­sta­wia­nych pro­ble­mów.

TREŚĆ: SIE­DEM EPOK, SIE­DEM TE­MA­TÓW

Książ­ka ta dzie­li się na dwie czę­ści. Pierw­sza obej­mu­je całe dzie­je, za­trzy­mu­jąc się w sied­miu miej­scach i po­ru­sza­jąc sie­dem te­ma­tów, któ­re po­tem są pod­su­mo­wa­ne w czę­ści dru­giej. Dru­ga in­te­gru­je te­ma­ty opi­sa­ne w czę­ści hi­sto­rycz­nej. Pod tym wzglę­dem książ­ka przy­po­mi­na tro­chę ma­cierz. Moż­na po­dą­żyć wąt­kiem hi­sto­rycz­nym, moż­na te­ma­tycz­nym, a moż­na i jed­nym, i dru­gim. Oto sie­dem po­ru­sza­nych te­ma­tów.

Po­trze­ba chci­wo­ści. Hi­sto­ria kon­sump­cji i pra­cy

Za­czy­na­my od naj­star­szych mi­tów, w któ­rych pra­ca sta­no­wi pier­wot­ne po­wo­ła­nie czło­wie­ka, jest przy­jem­no­ścią, a póź­niej – prze­kleń­stwem. Bóg lub bo­go­wie rzu­ca­ją prze­kleń­stwo w po­sta­ci pra­cy (Księ­ga Ro­dza­ju, mity grec­kie) albo jej nad­mia­ru (Gil­ga­mesz). Prze­ana­li­zu­je­my na­ro­dzi­ny pra­gnień i żą­dzy, czy­li po­py­tu. Po­tem przyj­rzy­my się róż­nym kon­cep­cjom asce­ty­zmu. W póź­niej­szym cza­sie świat zdo­mi­no­wa­ły idee Au­gu­sty­na, gdy jed­nak ster prze­jął To­masz z Akwi­nu, więk­szą uwa­gę za­czę­to po­świę­cać świa­tu ma­te­rial­ne­mu. Wcze­śniej pra­gnie­nia i po­trze­by były zdo­mi­no­wa­ne przez du­szę, a po­trze­by cie­le­sne od­su­wa­no na mar­gi­nes. Da­lej wa­ha­dło znów zmie­ni­ło po­zy­cję i świat skło­nił się ku in­dy­wi­du­ali­stycz­ne­mu, prak­tycz­ne­mu kon­sump­cjo­ni­zmo­wi. Tak czy in­a­czej, czło­wiek od sa­me­go po­cząt­ku był isto­tą od­bie­ga­ją­cą od na­tu­ry i prze­ja­wia­ją­cą skłon­ność do ota­cza­nia się ma­jąt­kiem po­cho­dzą­cym z ze­wnętrz­ne­go świa­ta. Nie­na­sy­ce­nie ma­te­rial­ne i du­cho­we jest więc pod­sta­wo­wą, cha­rak­te­ry­stycz­ną dla czło­wie­ka me­ta­ce­chą, któ­ra prze­ja­wia się już w naj­star­szych mi­tach i przy­po­wie­ściach.

Po­stęp (na­tu­ral­ny i cy­wi­li­za­cyj­ny)

W dzi­siej­szych cza­sach odu­rza­my się ideą po­stę­pu, lecz u za­ra­nia dzie­jów ona zu­peł­nie nie ist­nia­ła²³. Czas był cy­klicz­ny, a od czło­wie­ka nikt nie ocze­ki­wał żad­ne­go hi­sto­rycz­ne­go po­stę­pu. Póź­niej he­braj­czy­cy wpro­wa­dzi­li czas li­ne­ar­ny, a chrze­ści­ja­nie prze­ka­za­li go (po­głę­bia­jąc kon­cep­cję he­braj­czy­ków) nam. Póź­niej po­stęp zla­icy­zo­wa­li kla­sycz­ni eko­no­mi­ści. Ale ja­kim cu­dem do­szli­śmy do dzi­siej­sze­go po­stę­pu i wzro­stu dla sa­me­go wzro­stu?

Do­bro i zło w eko­no­mii

Roz­pa­trzy­my tu­taj spra­wę za­sad­ni­czą: czy do­bro się opła­ca pod wzglę­dem eko­no­micz­nym. Za­cznie­my od Epo­su o Gil­ga­me­szu, w któ­rym kwe­stia mo­ral­no­ści oraz kwe­stie do­bra i zła są po­ru­sza­ne, ale nie wią­żą się ze sobą. Na­to­miast póź­niej, w fi­lo­zo­fii he­braj­skiej, ety­ka sta­no­wi­ła czyn­nik tłu­ma­czą­cy roz­wój dzie­jów. Sta­ro­żyt­ni sto­icy nie po­zwa­la­li li­czyć na ko­rzy­ści, ja­kie moż­na wy­nieść z do­bra, na­to­miast he­do­ni­ści uwa­ża­li, że co­kol­wiek się opła­ca, jest z za­sa­dy do­bre. Fi­lo­zo­fia chrze­ści­jań­ska roz­bi­ła ja­sny układ przy­czy­no­wo-skut­ko­wy do­ty­czą­cy do­bra i zła, wpro­wa­dza­jąc ła­skę bo­ską, a na­gro­dę oraz karę za do­bro i zło prze­nio­sła do ży­cia przy­szłe­go. Kul­mi­na­cja tego wąt­ku znaj­du­je się w słyn­nym spo­rze Ber­nar­da de Man­de­vil­lea i Ada­ma Smi­tha na te­mat in­dy­wi­du­al­nych wad pro­wa­dzą­cych do pu­blicz­nych ko­rzy­ści. Póź­niej na za­sa­dzie po­dob­nej do he­do­ni­stycz­nej opar­li swój uty­li­ta­ryzm John Stu­art Mill i Je­re­my Ben­tham. Cała hi­sto­ria ety­ki to dą­że­nie do stwo­rze­nia za­sad etycz­ne­go za­cho­wa­nia. W ostat­nim roz­dzia­le po­ka­zu­je­my tau­to­lo­gię w wy­ra­że­niu „mak­sy­ma­li­za­cja uży­tecz­no­ści” i oma­wia­my ter­min „mak­sy­ma­li­za­cja do­bra”.

Hi­sto­ria nie­wi­dzial­nej ręki ryn­ku i homo eco­no­mi­cus

Jak sta­ra jest kon­cep­cja nie­wi­dzial­nej ręki ryn­ku? Jak daw­no przed Ada­mem Smi­them to­wa­rzy­szy­ła ludz­ko­ści? Po­sta­ram się wy­ka­zać, że wcze­sne śla­dy nie­wi­dzial­nej ręki ryn­ku moż­na zna­leźć pra­wie wszę­dzie. Kon­cep­cja wy­ko­rzy­sty­wa­nia wro­dzo­ne­go ego­izmu oraz moż­li­wość za­sto­so­wa­nia tego zła w zboż­nych ce­lach po­ja­wia się już w sta­ro­żyt­nej fi­lo­zo­fii i mi­to­lo­gii. Przyj­rzy­my się tak­że roz­wo­jo­wi eto­su homo eco­no­mi­cus i na­ro­dzi­nom „czło­wie­ka eko­no­micz­ne­go”.

Hi­sto­ria zwie­rzę­cych in­stynk­tów – ma­rze­nia nig­dy nie ga­sną

Tu­taj omó­wi­my dru­gą stro­nę homo sa­piens – nie­prze­wi­dy­wal­ną, czę­sto ara­cjo­nal­ną i ar­che­ty­picz­ną. Na­sze zwie­rzę­ce in­stynk­ty (czy­li prze­ci­wień­stwo ra­cjo­nal­no­ści) ule­ga­ją wpły­wom ar­che­ty­pu bo­ha­te­ra i kon­cep­cji do­bra.

Ma­te­ma­ty­ka

W jaki spo­sób eko­no­mia do­szła do prze­ko­na­nia, że pod­sta­wę świa­ta sta­no­wią licz­by? Chce­my tu po­ka­zać, jak i dla­cze­go eko­no­mia sta­ła się dzie­dzi­ną me­cha­ni­stycz­no-alo­ka­cyj­ną. Dla­cze­go uwa­ża­my, że naj­lep­szym spo­so­bem na opi­sa­nie świa­ta (na­wet in­te­rak­cji spo­łecz­nych) jest ma­te­ma­ty­ka? Czy ma­te­ma­ty­ka sta­no­wi isto­tę eko­no­mii, czy też opi­su­je tyl­ko jej po­wierzch­nię i jest za­le­d­wie wierz­choł­kiem góry lo­do­wej pro­ble­ma­ty­ki ca­łej dzie­dzi­ny?

Wład­cy praw­dy

W co wie­rzy eko­no­mia? Co jest re­li­gią eko­no­mi­stów? Jaki cha­rak­ter ma praw­da? Sta­ra­nia o od­dzie­le­nie na­uki od mitu to­wa­rzy­szą nam od cza­sów Pla­to­na. Czy eko­no­mia to dys­cy­pli­na nor­ma­tyw­na czy po­zy­tyw­na? Daw­niej praw­dą zaj­mo­wa­ła się po­ezja i przy­po­wie­ści, dzi­siaj po­strze­ga­my praw­dę bar­dziej ma­te­ma­tycz­nie jako coś bar­dziej na­uko­we­go. Do­kąd uda­je się czło­wiek chcą­cy po­znać praw­dę? I kto w na­szych cza­sach „zna praw­dę”?

DE­FI­NI­CJE I SPRA­WY PRAK­TYCZ­NE

Gdy uży­wa­my w tej książ­ce sło­wa eko­no­mia, mamy na my­śli jej głów­ne nur­ty, któ­rych naj­lep­szym uoso­bie­niem jest chy­ba Paul Sa­mu­el­son. Pod po­ję­ciem homo eco­no­mi­cus ro­zu­mie­my głów­ną kon­cep­cję eko­no­mii an­tro­po­lo­gicz­nej. Do­ty­czy ona ra­cjo­nal­nej jed­nost­ki, któ­ra, kie­ru­jąc się wą­ski­mi po­bud­ka­mi eko­no­micz­ny­mi, dąży do mak­sy­ma­li­za­cji swo­ich ko­rzy­ści. Bę­dzie­my tu uni­kać roz­trzą­sa­nia, czy eko­no­mia jest czy nie jest na­uką. Dla­te­go cho­ciaż cza­sem mó­wi­my, że jest na­uką o spo­łe­czeń­stwie, jed­nak naj­czę­ściej mamy na my­śli eko­no­mię jako sze­rzej ro­zu­mia­ną dzie­dzi­nę. W po­ję­ciu „eko­no­mia” do­strze­ga­my coś wię­cej niż tyl­ko pro­duk­cję, dys­try­bu­cję i kon­sump­cję to­wa­rów oraz usług. Ro­zu­mie­my ją jako na­ukę o re­la­cjach mię­dzy­ludz­kich, któ­re je­dy­nie cza­sa­mi moż­na przed­sta­wić za po­mo­cą liczb; na­ukę zaj­mu­ją­cą się nie tyl­ko do­bra­mi zby­wal­ny­mi, lecz i nie­zby­wal­ny­mi (przy­jaźń, wol­ność, sku­tecz­ność, wzrost).

Mia­łem szczę­ście zdo­być trzy ro­dza­je do­świad­czeń. Wie­le lat pra­co­wa­łem dla licz­nych uczel­ni, po­zna­jąc i ba­da­jąc teo­rię eko­no­mii, a tak­że na­ucza­jąc jej (zma­ga­jąc się z dy­le­ma­ta­mi me­ta­eko­no­micz­ny­mi). Przez wie­le lat by­łem też do­rad­cą eko­no­micz­nym: by­łe­go pre­zy­den­ta Czech Vác­la­va Ha­vla, mi­ni­stra fi­nan­sów, a tak­że pre­mie­ra (zaj­mu­jąc się eko­no­mią od stro­ny prak­tycz­nej). Do mo­ich obo­wiąz­ków (a czę­sto i przy­jem­no­ści) na­le­ży tak­że re­gu­lar­ne ko­men­to­wa­nie na­szej co­dzien­nej eko­no­mii – pi­szę za­rów­no o prak­tycz­nych, jak i fi­lo­zo­ficz­nych aspek­tach eko­no­mii dla sze­ro­kiej rze­szy od­bior­ców (w uprosz­cze­niu pró­bu­ję do­ko­ny­wać po­łą­czeń mię­dzy róż­ny­mi dzie­dzi­na­mi ba­daw­czy­mi). Dzię­ki tym do­świad­cze­niom po­zna­łem sła­be i moc­ne stro­ny każ­de­go aspek­tu eko­no­mii. Taka po­trój­na schi­zo­fre­nia (Co jest tre­ścią eko­no­mii? Jak wy­ko­rzy­sty­wać ją w prak­ty­ce? Jak w zro­zu­mia­ły spo­sób łą­czyć ją z in­ny­mi dzie­dzi­na­mi?) to­wa­rzy­szy mi przez cały czas. Jej efek­tem – do­brym czy złym – jest pre­zen­to­wa­na tu książ­ka.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: