Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Emigracya polska: 1860-1890 - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Emigracya polska: 1860-1890 - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 307 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

EMI­GRA­CYA OD 1860 r. DO 1890.

Dzie­je emi­gra­cyi prze­pla­ta­ją to upra­gnio­ne przez nią prze­wro­ty eu­ro­pej­skie, to cięż­kie za­wo­dy. Co kil­ka lat wy­pad­ki zda­ją się otwie­rać jej wro­ta oj­czy­zny. Wy­chodź­cy chwy­ta­ją po­spiesz­nie za kij piel­grzy­mi i ze szczy­tu naj­pięk­niej­szych na­dziei spa­da­ją znów w ot­chłań naj­sroż­szej nie­do­li. Po każ­dej pró­bie wyj­ścia z zie­mi wy­gna­nia, emi­gra­cya wra­ca do daw­nych prac za­pew­nia­ją­cych byt na ob­czyź­nie, do roz­wi­ja­nia in­sty­tu­cyi przez nią za­ło­żo­nych i do daw­nych ro­ko­wań po­li­tycz­nych. W przed­dzień wy­pad­ków, stron­nic­twa pró­bu­ją po­stę­po­wać zgod­nie, w cią­gu dzia­ła­nia ście­ra­ją się gwał­tow­nie, po każ­dej prze­gra­nej znów za­bie­ra­ją się do wspól­nych ro­bót. By­wa­ją pe­ry­ody ta­kie­go uci­sku, że wszyst­kim opa­da­ją ręce; przy naj­mniej­szym ob­ja­wie zwro­tu ku lep­sze­mu oży­wia­ją się na­dzie­je ogó­łu.

Rok 1860 na­le­żał do lat bło­gich prze­czuć. Upo­ko­rzo­na Ro­sya trak­ta­tem pa­ry­skim mu­sia­ła zro­bić Pol­sce pew­ne ulgi, z któ­rych kraj ko­rzy­stał. Ob­ja­wy prze­bu­dze­nia się kra­ju przy­spie­sza­ły puls emi­gra­cyj­ne­go ży­cia.

Emi­gran­ci dłu­go uwa­ża­li za cel swój głów­ny wy­na­le­zie­nie naj­do­sko­nal­szej for­my rzą­du dla przy­szłej Pol­ski. Jed­ni upa­try­wa­li zba­wie­nie w po­wie­rze­niu lo­sów oj­czy­zny wy­bra­nej na wy­gna­niu dy­na­styi, dru­dzy w ogło­sze­niu za­sad de­mo­kra­tycz­nych, ma­ją­cych je­dy­nie moc wskrze­sze­nia Pol­ski. Par­tye emi­gra­cyj­ne nie od­stę­po­wa­ły od raz wy­tknię­tych so­bie dróg, a że żad­na nie do­pro­wa­dzi­ła ich do celu, da­wa­ła się z cza­sem czuć mniej­sza za­cie­kłość po­mię­dzy nie­mi.

Poza szer­mie­rza­mi walk o for­my po­li­tycz­ne, odłam emi­gra­cyi znu­żo­ny czczo­ścią po­dob­nych spo­rów, wziął się do udo­sko­na­le­nia jed­no­stek. Wy­nikł stąd zwrot i do ka­to­li­cy­zmu i do mi­sty­cy­zmu. Je­że­li pró­by te przy­nio­sły nie małe mo­ral­ne ko­rzy­ści jed­nost­kom, to nie do­ko­na­ły spo­dzie­wa­ne­go cudu i nie po­rwa­ły za sobą więk­szo­ści emi­gra­cyi.

Tym­cza­sem w 1860 r. głów­ni przy­wódz­cy emi­gra­cyi albo zni­kli albo sto­ją nad gro­bem. Trzej wiesz­cze nie po­zo­sta­wi­li na­stęp­ców swej mia­ry, wy­chodź­two po­sia­da tyl­ko uta­len­to­wa­nych za­miast ge­nial­nych po­etów. Ksią­że Adam Czar­to­ry­ski, Jo­achim Le­le­wel, są już na schył­ku dni swo­ich. Skrzy­nec­ki umie­ra na sa­mym po­cząt­ku tego roku. Hen­ryk Dem­biń­ski nie chwy­ci już za miecz. Ka­rol Ró­życ­ki prze­wod­ni­czy ro­bo­tom uczniów An­drze­ja To­wiań­skie­go. Ksią­że Wła­dy­sław Czar­to­ry­ski i je­ne­rał Wła­dy­sław Za­moy­ski kie­ru­ją stron­nic­twem za­cho­waw­czem, Lu­dwik Mie­ro­sław­ski i Jó­zef Wy­soc­ki par­tyą re­wo­lu­cyj­ną. Se­we­ryn Ga­łę­zow­ski i Jó­zef Or­dę­ga two­rzą to, coby w Izbie fran­cu­skiej na­zwa­no le­wem cen­trum. De­si­de­ra­ta kra­ju tłu­ma­czą co­raz licz­niej­si przy­by­sze, młod­sze po­ko­le­nie wcho­dzi na sce­nę.

Przy­kład Wło­chów, dźwi­gnię­tych z nie­wo­li przez Fran­cyę, bu­dzi na­dzie­ję, że ko­lej może przyjść i na Pol­skę, że Na­po­le­on III, pa­nu­ją­cy w brew trak­ta­tom 18l5 roku, zni­we­czy je osta­tecz­nie przez od­bu­do­wa­nie Pol­ski.

Na­po­le­on III ze­tknął się nie­raz na wy­gna­niu z wy­chodź­ca­mi pol­ski­mi; wia­do­mo, że je­den z nich Du­nin, zgi­nął w wy­pra­wie bu­loń­skiej. Na tro­nie nie prze­stał oka­zy­wać, przy oso­bi­stej życz­li­wo­ści dla Po­la­ków, oba­wy ob­ra­że­nia ich cie­mięż­ców. Jak naj­go­rzej oto­czo­ny, co­raz bar­dziej sprze­nie­wie­rzał się tra­dy­cyi na­po­le­oń­skiej i ule­gał wpły­wom or­le­ani­zmu. Roz­wią­złych oby­cza­jów, tra­cił stop­nio­wo ener­gię mo­ral­ną wśród wiru dwor­skich za­baw. Ce­sarz wy­so­ko po­wa­żał księ­cia Ada­ma Czar­to­ry­skie­go, z nim tyl­ko chciał trak­to­wać o spra­wie pol­skiej, pew­ny, że ksią­że zbyt da­le­ko nie za­pę­dzi się i na­wet po­wstrzy­ma swo­ich ro­da­ków. Wzglę­dy oka­zy­wa­ne w Tu­ile­riach nie­któ­rym człon­kom ary­sto­kra­cyi pol­skiej, wzmian­ki o Pol­sce Ce­sa­rza lub Ce­sa­rzo­wej, śmia­łe uję­cie się za kra­jem na balu dwor­skim ro­dacz­ki do­brze wi­dzia­nej przez pa­nu­ją­cych, żywo zaj­mo­wa­ły umy­sły; po­cie­sza­ją­ce wia­do­most­ki obie­ga­ły sa­lo­ny emi­gra­cyj­ne i w bra­ku po­waż­niej­szych wska­zó­wek, prze­sad­ną przy­pi­sy­wa­no im wagę.

Po do­zna­nych za­wo­dach, Pol­ska po­są­dzi­ła Na­po­le­ona III o złą wia­rę i to nie słusz­nie. Nig­dy for­mal­nie zbroj­ne­go po­par­cia jej nie obie­cał. Je­że­li przez czas ja­kiś za­chę­cał do prze­dłu­że­nia wal­ki, to dla­te­go, że sam spo­dzie­wał się, iż ta zwło­ka po­zwo­li dy­plo­ma­cyi jego coś wskó­rać dla Pol­ski; złu­dze­nia te po­dzie­lał Czar­to­ry­ski, rząd na­ro­do­wy i więk­sza część wy­chodź­twa. Ile razy lu­dzie nie czu­ją się zdol­ni do wiel­kich przed­się­wzięć, to chwy­ta­ją się spo­so­bi­ków i for­te­lów, wma­wia­jąc w sie­bie, że temi wy­bie­ga­mi osią­gną bez na­ra­że­nia wła­snej oso­by ten sam sku­tek co bo­ha­ter­ski­mi czy­na­mi.

Cho­ciaż wy­chodź­two na­rze­ka­ło na nie­do­sta­tecz­ność udzie­lo­nej mu za­po­mo­gi, trze­ba przy­znać, że ża­den rząd tyle Po­la­kom nie świad­czył. Ce­sar­stwo, oprócz że hoj­niej­sze, było też sym­pa­tycz­niej­sze emi­gra­cyi od po­przed­nich rzą­dów z po­wo­du źle uta­jo­nej nie­na­wi­ści dlań mo­carstw Świę­te­go przy­mie­rza i nie­ustan­nej dąż­no­ści Na­po­le­ona III do oba­le­nia ich prze­wa­gi w Eu­ro­pie. Na­po­le­on III wy­po­wie­dział ko­lej­no woj­nę trzem mo­car­stwom, któ­re Pol­skę po­dzie­li­ły. Dwa pierw­sze zwy­cię­żył, nie po­ko­naw­szy ich osta­tecz­nie, a trze­cie go po­bi­ło. Je­że­li za­sta­no­wi­my się nad tem, że trze­cie to Pru­sy i że gdy­by ich po­tę­gę skru­szył, Pol­ska i świat nie mo­gły­by dużo nie zy­skać, czu­je się dla ce­sa­rza pew­ną po­błaż­li­wość, po­mi­mo, że wa­ha­niem na po­cząt­ku po­wsta­nia a cof­nię­ciem się na koń­cu strasz­ny cios Pol­sce za­dał.

Mi­ni­stro­wie Na­po­le­ona III byli wszy­scy jak­naj­go­rzej uspo­so­bie­ni dla Pol­ski, któ­ra wiecz­nie gro­zi­ła za­kłó­ce­niem po­ko­ju eu­ro­pej­skie­go, a im szło je­dy­nie o za­cho­wa­nie wła­dzy i ko­rzy­ści z niej spły­wa­ją­cych. Na­po­le­on I ma­wiał na wy­spie świę­tej He­le­ny do swych to­wa­rzy­szów, że on je­den był kie­dyś re­pu­bli­ka­ni­nem. Na­po­le­on III mógł po­wie­dzieć żo­nie, mi­ni­strom i dwo­rza­ni­nom, że on je­den był kie­dyś na­po­le­oni­stą, lecz pod­da­wał się na­mo­wom nie­prze­jed­na­nych prze­ciw­ni­ków swych. Wia­do­mo, że ce­sa­rzo­wa ota­cza­ła się pa­miąt­ka­mi Ma­ryi An­to­ni­ny i lu­bo­wa­ła się w tra­dy­cy­ach Tria­no­nu. Hra­bia Wa­lew­ski, je­den z trzy­na­stu pierw­szych za­ło­ży­cie­li to­wa­rzy­stwa li­te­rac­kie­go pol­skie­go w Pa­ry­żu, zo­sta­wał w pew­nej za­ży­ło­ści z nie­któ­re­mi wy­bit­ne­mi oso­bi­sto­ścia­mi emi­gra­cyi, ale nie śni­ło mu się na­ra­żać dla Pol­ski swej teki mi­ni­ste­ry­al­nej lub sta­no­wi­ska pre­ze­sa cia­ła pra­wo­daw­cze­go.

Sto­sun­ki z kra­jem co dzień się wię­cej roz­wi­ja­ły. Prze­jezd­ni mniej zwie­dza­li te­atry pa­ry­skie a czę­ściej zgła­sza­li się do emi­gran­tów, ra­dzi­li się ich, opo­wia­da­li o prze­bu­dze­niu Pol­ski, przy­zna­wa­li, że wy­chodź­twu za­wdzię­cza­ją, iż nie upa­dli na du­chu pod prze – śla­do­wa­niem Mi­ko­ła­ja, na­peł­nia­jąc ser­ca we­te­ra­nów z 1831 r. dumą i na­dzie­ją. Uspo­so­bie­nie to prze­bi­ja w sło­wach sta­re­go fi­lo­zo­fa, wi­ta­ją­ce­go z ra­do­ścią zo­rzę dni lep­szych.

Bro­ni­sław Tren­tow­ski prze­mó­wił w to­wa­rzy­stwie hi­sto­rycz­no­li­te­rac­kim pod­czas ob­cho­du dwu­dzie­sto­dzie­wię­cio­let­niej rocz­ni­cy 29-go li­sto­pa­da (1). Tren­tow­ski wy­ra­żał prze­ko­na­nie, że "wzmó­gł­szy się du­szą do we­wnętrz­nej, wszyst­ko w koń­cu prze­zwy­cię­ża­ją­cej mocy i wy­zdro­wiaw­szy z cho­ro­by, któ­ra nas po­wa­li­ła, przy ła­sce bo­żej i spo­sob­no­ści da­nej sta­nie­my sami na no­gach". Wy­mie­niw­szy na­zwi­ska po­etów, hi­sto­ry­ków, ma­te­ma­ty­ków i ar­ty­stów na­szych, z dumą po­wia­da: "Pa­trząc na ten rys ogól­ny, któ­ry wy­pa­da tak bo­ga­to i świet­nie, za­wo­łać moż­na do przy­ga­nia­czów i nie­przy­ja­ciół na­szych: i cze­go wię­cej go­dzi się żą­dać od tak roz­bro­jo­ne­go i obez­wład­nio­ne­go po­li­tycz­nie jak my na­ro­du?" Pol­sce Tren­tow­ski przy­pi­su­je po­wszech­ne uzna­nie za­sa­dy na­ro­do­wo­ścio­wej: "Ani w po­li­ty­ce, pi­sze on, ani na­wet w li­te­ra­tu­rze i sztu­kach pięk­nych nie ba­czo­no na za­cho­dzie Eu­ro­py na na­ro­do­wość. Do­pie­ro tu­ła­cze nasi, wi­dząc w oj­czyź­nie na­ro­do­wość za­gro­żo­ną, krzyk­nę­li o nią z roz­dar­te­go ser­ca tak gło­śno jak tyl­ko mo­gli i bro­ni­li jej wszyst­kie­mi si­ła­mi. Wy­da­wa­no pi­sma fran­cu­skie i an­giel­skie w tym celu, a roz­pra­wia­no po do­mach, ka­wiar­niach i mi­tyn­gach. Na­stą­pi­ły i pre­lek­cye Mic­kie­wi­cza. Skła­nia­no par­la­ment pa­ry­ski i lon­dyń­ski do co­rocz­ne­go uj­mo­wa­nia się za spra­wą pol­ską. Były to pra­ce trud­ne, nie­raz i upo­ka­rza­ją­ce, któ­rych ksią­że Adam do­ko­ny­wał z bez­przy­kład­nem wy­rze­cze­niem się sa­me­go sie- – (1) Trzy wska­zów­ki dą­żeń i usi­ło­wań mo­ich w Pa­ry­żu 1860.

bie… Wsku­tek wszyst­kich tych za­bie­gów, po­czę­to na­ko­niec, naj­przód na dole, póź­niej i na gó­rze poj­mo­wać, że na­ro­do­wo­ści są dzie­le­ni sa­me­go Boga, je­dy­nie świę­tem i trwa­łem: że do każ­dej z nich przy­wią­zu­je się pew­na myśl wie­ku­ista, wy­ma­ga­ją­ca urze­czy­wist­nie­nia swe­go dla szczę­ścia ludz­ko­ści. Ob­łu­dą to ha­nieb­ną uj­mo­wać się w imię chrze­ściań­stwa za gar­ścią ne­grów wie­zio­nych na sprze­daż do Ame­ry­ki, gdy ma się w ło­nie chrze­ściań­skiej Eu­ro­py całe na­ro­dy ta­kich ne­grów bia­łych. Ce­sarz Fran­cyi, bę­dąc sam tu­ła­czem, ocie­rał się o nich i słu­chał skarg na­szych. Ze Na­po­le­on III po­dał szla­chet­ne i po­tęż­ne swe ra­mię księ­stwom nad­du­naj­skim i Wło­chom, a pier­wia­stek na­ro­do­wo­ści, dłu­go po­mię­dzy uro­je­nia i sza­ły za­pa­lo­nych głów li­czo­ny, wpro­wa­dził do po­li­ty­ki eu­ro­pej­skiej i tym spo­so­bem uczy­nił krok pierw­szy do jej umo­ral­nie­nia i uchrze­ściańsz­cze­nia, to w koń­cu koń­ców, dzie­ło du­cha pol­skie­go, a ol­brzy­mia, waż­na za­słu­ga na­sze­go tu­łac­twa".

Nie same na­sze tu­łac­two pra­co­wa­ło nad "prze­twa­rza­niem", jak się wy­ra­ża Tren­tow­ski, "pra­wa na ro­dów i otwar­ciem świa­tu ery od­ku­pie­nia?" Ale tu­łac­two na­sze i licz­bą i wpły­wem o wie­le prze­wyż­sza­ło inne emi­gra­cye i w chwi­li kie­dy zda­wa­ło się, że wy­chodź­cy nasi ko­ści swo­je zło­żą w wol­nej pol­skiej zie­mi, Tren­tow­ski im przy­pi­sy­wał za­słu­gę wy­pad­ków za­po­wia­da­ją­cych po­myśl­ne zmia­ny w Eu­ro­pie i na schył­ku dni swo­ich "ko­rzę, mó­wił, me czo­ło przed wiel­ko­ścią na­ro­do­we­go i tu­ła­cze­go du­cha".

Urok emi­gra­cyi był tak wiel­ki, że każ­de stron­nic­two w kra­ju uda­wa­ło się po­kor­nie o wska­zów­ki, jed­ni do Czar­to­ry­skie­go, dru­dzy do Mie­ro­sław­skie­go. Tu­ła­cze uwa­ża­li się za re­pre­zen­ta­cyą za­gra­nicz­ną Pol­ski a Pol­ska mia­ła wy­so­kie o nich wy­obra­że­nie; przy­pusz­cza­ła po pierw­szych ma­ni­fe­sta­cy­ach war­szaw­skich, że wy­chodź­two oświe­ci dal­szą jej dro­gę.

Ksią­że Adam Czar­to­ry­ski wie­rzył, że po­wrót do zie­mi obie­ca­nej nie da­le­ki, czuł, że do niej nie wej­dzie, ale nie wąt­pił, iż jego pa­ry­scy po­wier­ni­cy i war­szaw­scy przy­ja­cie­le od­po­wie­dzą po­trze­bom chwi­li.

Przez dłu­gie lata ksią­że Adam Czar­to­ry­ski roz­wi­jał po­li­tycz­ne swo­je za­pa­try­wa­nia na po­sie­dze­niach to­wa­rzy­stwa hi­sto­rycz­no­li­te­rac­kie­go w Pa­ry­żu w pa­mięt­nych da­tach bądź 3-go maja bądź 29-go li­sto­pa­da. Sę­dzi­wa jego po­stać i wy­mo­wa prze­no­si­ły słu­cha­cza do ze­szłe­go wie­ku i do roz­praw sej­mu czte­ro­let­nie­go. Ksią­żę Adam Czar­to­ry­ski w prze­mo­wie 1860 r. ze­zna­wał, że jest "ko­niecz­na so­li­dar­ność, któ­ra łą­czy mię­dzy sobą uci­śnio­ne na­ro­dy. Po­la­cy więc z unie­sie­niem wi­dzie­li jak ludy Ita­lii obce kru­szy­ły kaj­da­ny i ra­do­wa­li się ich po­wo­dze­niem. Do­da­wał, że "za­ra­zem z głę­bo­kim ża­lem i bo­le­ścią sły­sze­li o trud­no­ściach i cier­pie­niach, na któ­re na­ra­żo­ny był naj­wyż­szy ka­płan chrze­ściań­stwa". Ksią­że cie­szył się z "za­pro­sze­nia Po­la­ków do for­mo­wa­nia we Wło­szech le­gii za­gra­nicz­nej" za­chę­cał do sko­rzy­sta­nia z tej spo­sob­no­ści "za­wsze z za­strze­że­niem i rę­koj­mią, że Po­la­cy we­zwa­ni będą do wal­ki je­dy­nie z wro­ga­mi Pol­ski". Czar­to­ry­ski wi­tał usta­le­nie się w Ga­li­cyi au­to­no­mii, pew­ny, że "ży­cie jed­nej pro­win­cyi ogrze­je są­sied­nie". Koń­czył Po­cie­sza­ją­cem oświad­cze­niem: "Od daw­na nie uj­rze­li­śmy, mó­wił tyle po­wo­dów do na­dziei, opar­tej i na wła­snem po­krze­pie­niu i na wro­gów na­szych nie­mo­cy".

3-go maja 1861 r. ksią­że Adam Czar­to­ry­ski za­brał głos po­raz ostat­ni na po­sie­dze­niu to­wa­rzy­stwa hi­sto – rycz­no-li­te­rac­kie­go. Mowa ta była hym­nem ra­do­ści: "Na­ród nasz w jed­nym dniu pod­niósł się od razu do wy­so­ko­ści du­cha, do po­tę­gi mo­ral­nej, do któ­rej ża­den inny nie był do­tąd do­szedł, ani dojść nig­dy nie za­my­ślał. Moż­na bo­wiem po­jąć, iż je­den czło­wiek, po­rwa­ny my­ślą wiel­ką, do niej na chwi­lę się wznie­sie, ale żeby cała masa ludu zgod­nie jak je­den czło­wiek, opro­mie­ni­ła się na­raz siłą i świa­tłem do­sko­na­ło­ści mo­ral­nej, a co wię­cej, żeby na tej wy­so­ko­ści po­sta­no­wi­ła wy­trwać i utrzy­mać się; praw­dzi­wie taki oso­bli­wy nad wy­raz fakt, nie da się in­a­czej wy­tłu­ma­czyć jak tyl­ko przez uży­czo­ną wyż­szą ła­skę Opatrz­no­ści, przez ja­kieś opie­kuń­cze z nie­ba na­tchnie­nie. Dzię­kuj­my Bogu za Jego dla nas nie­prze­wi­dzia­ną a oczy­wi­stą ła­skę, mó­dl­my się, bła­gaj­my go, aby ra­czył nas nie od­stą­pić i utrzy­mać nasz na­ród w tym nad­ludz­kim na­stro­ju, w któ­rym, nie tra­cąc z oka od­da­lo­nej mety, do niej przez cięż­kie ale nie próż­ne po­świę­ce­nia, cią­gle krok po kro­ku, zbli­żać się może Ksią­że Adam, któ­ry przez lat tyle ko­ła­tał za Pol­ską do za­gra­nicz­nych dwo­rów, na­cisk kładł na to, "że siła, któ­rą kraj się dźwi­ga, jest w nim sa­mym, w po­tę­dze jego du­cha; ob­cej po­mo­cy w tej chwi­li nie spo­dzie­wa się, nie żąda. Z zu­peł­ną nie­za­wi­sło­ścią od bie­żą­cych w Eu­ro­pie prą­dów po­stę­pu­je on na­przód", więc nie go­dzi­ło się w ta­kiej chwi­li "pod­usz­czać nie­cier­pli­wych do za­wi­chrzeń". Ksią­że Adam po­etycz­nie przy­po­mi­nał, że Bóg mu do­zwo­lił dłu­giem ży­ciem ob­jąć całą hi­sto­ryę cier­pień Pol­ski, być świad­kiem po­ni­żeń o któ­rych słu­cha­cze jego wie­dzie­li tyl­ko z tra­dy­cyi, a wśród któ­rych od­ra­dzał się i prze­twa­rzał duch na­ro­do­wy, Nie wie­dząc czy mu bę­dzie znów dane z tego miej­sca do nich prze­mó­wić, za­no­sił bła­ga­nie do Pol­ski: "Nie schodź o na­ro­dzie mój z wy­so­kiej stre­fy, na któ­rej cię lu­dzie i mo­ca­rze mu­szą sza­no­wać".

Ksią­że Adam Czar­to­ry­ski 14-go lip­ca 1861 r. po­że­gnał emi­gra­cyę ode­zwą, któ­ra była jego te­sta­men­tem po­li­tycz­nym. Sy­no­wi Wła­dy­sła­wo­wi prze­ka­zy­wał pro­wa­dze­nie da­lej dzie­ła, któ­re­mu się tyle lat po­świę­cał "bez wi­do­ków oso­bi­stych lub ro­dzin­nych"; wy­zna­czał mu za głów­ne­go po­moc­ni­ka je­ne­ra­ła Za­moy­skie­go. Po­nie­waż "kraj wziął na sie­bie ster spra­wy", emi­gra­cyi na­le­ża­ło "tłu­ma­czyć czyn­no­ści kra­ju, bro­nić praw na­ro­do­wych przed opi­nią i rzą­da­mi Eu­ro­py, oraz za­wią­zy­wać i roz­wi­jać tę z ob­ce­mi pań­stwa­mi sto­sun­ki, któ­re Pol­sce do­po­módz mogą i do jej wy­do­by­cia się z nie­wo­li i do jej nie­pod­le­głe­go w przy­szło­ści ży­cia i dzia­ła­nia".

Na­za­jutrz po tej ode­zwie, 15-go lip­ca 1861 r. ksią­że Adam Czar­to­ry­ski zgasł w Mont­fer­me­il. Uprzy­tom­niał po­ko­le­niu go­tu­ją­ce­mu się do no­we­go po­wsta­nia całe po­roz­bio­ro­we dzie­je. 3-o maja 1843 r. Adam Mic­kie­wicz wy­rzekł w obec­no­ści księ­cia Ada­ma: "gdy­by Pol­ska zba­wio­na być mo­gła przez wy­trwa­łość, przez ro­zum i po­li­ty­kę, gdy­by byt jej przy­wią­za­ny był do nauk spe­cy­al­nych i dy­plo­ma­cyi, do­stoj­na ro­dzi­na Czar­to­ry­skich daw­no­by ją zba­wi­ła".

Wia­ra w od­bu­do­wa­nie Pol­ski za po­mo­cą mo­carstw, któ­re ją po­dzie­li­ły, bez­u­stan­ne od­wo­ły­wa­nie się do su­mie­nia na wskroś sa­mo­lub­nych rzą­dów; przy­pusz­cze­nie, że in­te­res do­brze zro­zu­mia­ny może stać się po­bud­ką do wy­rze­cze­nia się ol­brzy­mich zdo­by­czy, uda­rem­nia­ły ską­di­nąd god­ne po­dzi­wu wy­si­le­nia męża sta­nu, któ­re­go po­win­ny za­zdro­ścić nam inne na­ro­dy. Ale opie­ku­no­wie i wy­zy­ski­wa­cze sta­re­go po­rząd­ku eu­ro­pej­skie­go tak go pod­ko­pa­li po­dzia­łem Pol­ski, że on wprzód upaść musi, aby Pol­ska po­wsta­ła na jego gru­zach.

Naj­ru­chliw­szą, naj­wie­lo­mów­niej­szą i naj­bar­dziej wpły­wo­wą oso­bi­sto­ścią w prze­ciw­nym obo­zie był je­ne­rał Mie­ro­sław­ski. Je­ne­rał Mie­ro­sław­ski w 1860 roku rej wo­dził wśród mło­dzie­ży pol­skiej w Pa­ry­żu i uwa­ża­ny był przez stron­nic­two de­mo­kra­tycz­ne za wo­dza przy­szłe­go po­wsta­nia. Uro­dzo­ny w 1813 r. w Ne­mo­urs z mat­ki Ka­mil­li Not­té, fran­cu­ski, syn ad­ju­tan­ta Da­vo­ust'a, wy­cho­wa­ny po czę­ści we Fran­cyi, wiecz­ny kan­dy­dat do na­czel­ne­go do­wódz­twa, za­wsze nie­for­tun­ny kie­row­nik po­wie­rzo­nych mu wy­praw, li­czył, że kie­dyś oko­licz­no­ści za­stą­pią dary, któ­rych brak po­kry­wał po­to­kiem swo­jej nie­wy­czer­pa­nej, bły­sko­tli­wej, prze­sad­nej aż do śmiesz­no­ści wy­mo­wy. Od pierw­sze­go pu­blicz­ne­go wy­stą­pie­nia odu­rzał sie­bie i dru­gich re­to­ry­ką, przy­po­mi­na­ją­cą zu­peł­nie ton klu­bów z po­cząt­ku wiel­kiej re­wo­lu­cyi fran­cu­skiej. Przy­to­czy­my ustęp z prze­mó­wie­nia jego w Be­san­con 29-go li­stop. 1832 r., w ni­czem nie róż­nią­cy się od póź­niej­szych jego im­pro­wi­za­cyi: "Feu­da­lizm, mó­wił Mie­ro­sław­ski, pierw­szy ru­nie pod na­sze­mi cio­sa­mi i gło­wy zim­nych sa­mo­lu­bów, któ­rzy w XIX-ym wie­ku nie umie­ją jesz­cze ru­mie­nić się na samą na­zwę ary­sto­kra­cyi, po­słu­żą za pod­nóż­ki bo­ha­te­rom ple­be­ju­szow­skim. Zbu­rzy­my na­wet cmen­ta­rze dla zna­le­zie­nia sa­le­try; strza­ska­my płu­gi dla prze­ro­bie­nia ich na broń. Klej­no­ty ko­cha­nek do­da­ne do bo­gactw na­gro­ma­dzo­nych przez dzie­sięć wie­ków fa­na­ty­zmu na oł­ta­rzach Boga chrze­ścian za­peł­nią nasz skarb. He­ba­no­we war­ko­cze sióstr na­szych uwią­żą ru­ma­ka schwy­co­ne­go wśród rze­zi a dla skru­sze­nia pęt na­szych we­zwie­my sa­nie pie­kło".
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: