Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

  • Empik Go W empik go

Z estetyki i z życia - ebook

Wydawnictwo:
Rok wydania:
2011
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
, MOBI
Format MOBI
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najczęściej wybieranych formatów wśród czytelników e-booków. Możesz go odczytać na czytniku Kindle oraz na smartfonach i tabletach po zainstalowaniu specjalnej aplikacji. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Multiformat
E-booki w Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu. Oznacza to, że po dokonaniu zakupu, e-book pojawi się na Twoim koncie we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu.
(2w1)
Multiformat
E-booki sprzedawane w księgarni Virtualo.pl dostępne są w opcji multiformatu - kupujesz treść, nie format. Po dodaniu e-booka do koszyka i dokonaniu płatności, e-book pojawi się na Twoim koncie w Mojej Bibliotece we wszystkich formatach dostępnych aktualnie dla danego tytułu. Informacja o dostępności poszczególnych formatów znajduje się na karcie produktu przy okładce. Uwaga: audiobooki nie są objęte opcją multiformatu.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Z estetyki i z życia - ebook

Klasyka na e-czytnik to kolekcja lektur szkolnych, klasyki literatury polskiej, europejskiej i amerykańskiej w formatach ePub i Mobi. Również miłośnicy filozofii, historii i literatury staropolskiej znajdą w niej wiele ciekawych tytułów.

Seria zawiera utwory najbardziej znanych pisarzy literatury polskiej i światowej, począwszy od Horacego, Balzaca, Dostojewskiego i Kafki, po Kiplinga, Jeffersona czy Prousta. Nie zabraknie w niej też pozycji mniej znanych, pióra pisarzy średniowiecznych oraz twórców z epoki renesansu i baroku.

Kategoria: Klasyka
Zabezpieczenie: brak
Rozmiar pliku: 316 KB

FRAGMENT KSIĄŻKI

Z ES­TE­TY­KI I Z ŻY­CIA

przez

Wła­dy­sła­wa Ło­ziń­skie­go we Lwo­wie na­kła­dem księ­gar­ni Sey­far­tha i Czaj­kow­skie­go.

1872.

Z dru­kar­ni Za­kła­du na­rod… im. Osso­liń­skich.

Pusz­cza­jąc w świat dzieł­ko ni­niej­sze, czu­je­my po­trze­bę, uprze­dzić je kil­ku sło­wy, któ­re wy­ja­śnia­jąc spo­sób, w jaki ono po­wsta­ło, po­słu­żą mu może tem sa­mem za ro­dzaj uspra­wie­dli­wie­nia wo­bec czy­tel­ni­ków i kry­ty­ki.

Kie­dy przed ro­kiem lwow­skie To­wa­rzy­stwo Pe­da­go­gicz­ne za­pro­si­ło au­to­ra do wzię­cia udzia­łu w pu­blicz­nych od­czy­tach dla ko­biet, po­sta­no­wił ten­że wy­brać so­bie przed­miot, do­tąd rzad­ko i nie­do­sta­tecz­nie po­ru­sza­ny, a nie­za­prze­cze­nie tro­skliw­sze­go uwzględ­nie­nia god­ny.

Przed­mio­tem tym były, jak to dal­sze kar­ty tej ksią­żecz­ki świad­czą, roz­ma­ite ob­ja­wy es­te­tycz­ne w ży­ciu sa­mem, roz­ma­ite źró­dła wra­żeń pięk­nych i uszla­chet­nia­ją­cych, któ­re mimo try­wia­li­zmu po­wsze­dnie­go bytu sto­ją za­wsze otwo­rem wy­kształ­co­nym umy­słom.

Au­tor pra­gnął tedy dać po­krót­ce kry­ty­kę form spo­łecz­nych i to­wa­rzy­skich pod wzglę­dem es­te­tycz­nym i przy­kła­da­mi wska­zać spo­so­by, któ­re­mi­by pie­lę­gno­wać moż­na w ży­ciu po­wsze­dniem zmysł pięk­na i za­spo­ko­ić wyż­sze wy­ma­ga­nia umy­słu. Ce­lem głów­nym au­to­ra było po­bu­dzić swo­je sza­now­ne słu­chacz­ki do zwró­ce­nia uwa­gi na owo szla­chet­ne za­da­nie, ja­kiem dla płci pięk­nej po­zo­sta­nie za­wsze pie­lę­gno­wa­nie ide­al­niej­szych stron ży­cia.

Po za tym ce­lem au­tor nie­miał in­nych pre­ten­syj, i nie za­mie­rzał też pier­wot­nie ogła­szać od­czy­tów swo­ich dru­kiem. Czy­niąc do­pie­ro za­dość gło­som życz­li­wym, od­zy­wa­ją­cym się z gro­na sa­mych słu­cha­czek, i żą­da­niu sza­now­nych na­kład­ców, zgo­dził się au­tor na wy­dru­ko­wa­nie tych kil­ka od­czy­tów swo­ich, a jak to wy­znać musi: nie bez słusz­nej oba­wy i skru­pu­łów. Od­czy­ty te bo­wiem już przez sam po­spiech, któ­re­go wy­ma­ga­ły, a nie­mniej i w sku­tek skrom­ne­go za­ło­że­nia swe­go, nie mogą so­bie ro­ścić pra­wa ani do do­kład­no­ści i wy­czer­pa­nia ob­fi­te­go przed­mio­tu, ani do for­my tak sta­ran­nej i opra­co­wa­nej, ja­kiej kry­ty­ka i czy­tel­nik wy­ma­gać mogą słusz­nie.

Wy­po­wie­dziaw­szy tych kil­ka słów na uspra­wie­dli­wie­nie nie­do­stat­ków ni­niej­szej ksią­żecz­ki, au­tor po­cie­sza się prze­cież my­ślą, że o tyle przy­najm­niej bę­dzie po­ży­tecz­ną, o ile po­bu­dzić zdo­ła umy­sły czy­tel­ni­czek do za­sta­no­wie­nia się nad es­te­tycz­ną stro­ną po­wo­ła­nia nie­wie­ście­go, w chwi­li, kie­dy już i u nas za prze­wo­dem obłę­dów za­gra­nicz­nych, od­zy­wa­ją się gło­sy i ob­ja­wia­ją co­raz ja­skra­wiej agi­ta­cye, dą­żą­ce do ścią­gnię­cia ko­bie­ty z jej na­dob­ne­go sta­no­wi­ska, i do stry­wia­li­zo­wa­nia jej mis­syi w imię tak zwa­nej "eman­cy­pa­cyi. "

We Lwo­wie 1871.

AU­TOR.

SPIS TRE­ŚCI.

I. O sto­sun­kach wza­jem­nych ży­cia i pięk­na. – Zmysł es­te­tycz­ny jako ży­wioł to­wa­rzy­ski i spo­łecz­ny. – Pięk­no hi­sto­rycz­ne. – Cy­wi­li­za­cya i es­te­ty­ka. – O upad­ku form pięk­nych w spo­łe­czeń­stwie. – Cha­rak­te­ry­sty­ka na­szych cza­sów pod wzglę­dem es­te­tycz­nym. – Sen­ty­men­ta­lizm es­te­tycz­ny i ko­niecz­ność wie­ku.. 1

II. Przej­ścio­wość na­szej epo­ki pod wzglę­dem form es­te­tycz­nych. – Eg­zal­ta­cyą es­te­tycz­na i ry­cerz z Ia Man­szy. – O wa­run­kach uszla­chet­nie­nia form spo­łecz­nych i es­te­tycz­nych. – Na­dzie­je po­jed­na­nia wprzy­szło­ści. – O ży­ciu to­wa­rzy­skiem. – Kil­ka ry­sów to­wa­rzy­sko­ści sta­ro­pol­skiej. – Wiek XVIII… 25

III. O kon­wer­sa­cyi. – Zda­nia zna­ko­mi­tych lu­dzi o niej. – Pan­na Scu­de­ry, Pe­lis­son, La­ro­che­fo­ucauld, La Bruy­ere, Pas­cal, J. I Ro­us­se­au, pani Sta­ël. – Kon­wer­sa­cya sta­ro­pol­ska. – Szcze­gó­ły z Dwo­rza­ni­na Gór­nic­kie­go. – Swa­da i kom­ple­men­ta sta­rosz­la­choc­kie. – Przy­kład z pa­mięt­ni­ków Pa­ska… 40

IV. Sa­lon fran­cuz­ki. – Ho­tel de Ram­bo­uil­let. – So­bo­ty pan­ny de Scu­de­ry. – Sa­lon pani de Lam­bert. – Sa­lon pani de Geof­frin. – Król Sta­ni­sław Au­gust. – Sa­lon pani Du­def­fand. – Sa­lo­ny pan­ny Le­spi­nas­se, pani Nec­ker i pani Sta­ël. – Ko­ściusz­ko go­ściem pani de Sta­ël – Cop­pet. – Sa­lo­ny re­stau­ra­cyi. – Sa­lon pani Re­ca­mier. 60

V. Sta­no­wi­sko to­wa­rzy­skie ko­bie­ty. – Po­eci i ko­bie­ty. – To­wa­rzy­stwo nie­miec­kie. – Go­ethe i ży­cie we­imar­skie. – Hen­riet­ta Herz. – Ra­che­la Le­win, Varn­ha­gen)

i jej sa­lon. – Sto­su­nek Go­ethe­go do dam pol­skich… 99

VI Ogól­na cha­rak­te­ry­sty­ka cza­sów sa­skich i Sta­ni­sła­wow­skich pod wzglę­dem to­wa­rzy­skim. – To­wa­rzy­stwo za Sa­sów jako ma­te­ry­ał es­te­tycz­ny. – Ży­cie to­wa­rzy­skie przed­ro­zbio­ro­we. – Dwa świa­ty. – Reszt­ki daw­nych form spo­łecz­nych – Sa­lo­ny war­szaw­skie. – Fi­zy­ognom­ja wie­ku. – Tra­gicz­na stro­na pło­cho­ści. – O te­ma­tach es­te­tycz­nych z owej pory… 123

VII. Pu­ła­wy. – Wpływ Pu­ław na ży­cie to­wa­rzy­skie i jego for­my. – Pu­ła­wy jako ogni­sko ży­cia umy­sło­we­go. – Kniaź­nin, Wo­ro­nicz, Kar­piń­ski, De­lil­le, Niem­ce­wicz. – Pięk­ny wy­raz siel­skie­go ży­cia. – Zna­cze­nie na­ro­do­we Pu­ław. – Pa­miąt­ki… 142

VIII. Kil­ka słów o es­te­tycz­nych po­trze­bach na­sze­go oto­cze­nia. – O miesz­ka­niach i o sma­ku w ich urzą­dze­niu i ozdo­bie­niu. – Utwo­ry sztu­ki jako naj­szla­chet­niej­sza ozdo­ba miesz­kań. – Słów­ko o ubio­rach i mo­dzie. – O roz­ryw­kach i za­ję­ciach jako źró­dłach es­te­tycz­nych wra­żeń. – O tań­cu. – Lek­tu­ra. – Dy­le­tan­tyzm ar­ty­stycz­ny. – Zwią­zek es­te­tycz­ne­go po­czu­cia z mo­ral­no­ścią… 183I.

O sto­sun­kach wza­jem­nych ży­cia i pięk­na. – Zmysł es­te­tycz­ny jako ży­wioł to­wa­rzy­ski i spo­łecz­ny. – Pięk­no hi­sto­rycz­ne. – Cy­wi­li­za­cya i es­te­ty­ka. – O upad­ku form pięk­nych w spo­łe­czeń­stwie. – Cha­rak­te­ry­sty­ka na­szych cza­sów pod wzglę­dem es­te­tycz­nym. – Sen­ty­men­ta­lizm es­te­tycz­ny i ko­niecz­ność wie­ku.

Kart­kom ni­niej­szym, ofia­ro­wa­nym głów­nie płci pięk­nej, da­li­by­śmy chęt­nie ty­tuł ustę­pów z "es­te­ty­ki spo­łecz­nej", gdy­by na­zwa ta nie wy­da­ła się zbyt nową, a może po­nie­kąd i dziw­ną. Za­zwy­czaj bo­wiem poj­mu­je­my es­te­ty­kę jako umie­jęt­ność, któ­ra obzna­ja­mia nas z isto­tą pięk­na, z jego ce­cha­mi i wa­run­ka­mi, któ­ra uczy nas ro­zu­mieć sztu­kę i od­kry­wa przed nami ta­jem­ni­ce ar­ty­stycz­nej twór­czo­ści. Cóż tedy es­te­ty­ka ta, któ­ra zaj­mu­je się po­ję­ciem pięk­na i ide­ału, może mieć za zwią­zek z spo­łe­czeń­stwem, z sto­sun­ka­mi to­wa­rzy­skie­mi, z ży­ciem co­dzien­nem? Co zna­czy es­te­ty­ka, któ­ra za­miast mó­wić o utwo­rach sztu­ki, o ar­cy­dzie­łach na­tchnie­nia, pędz­la, dłu­ta lub me­lo­dyi, przy­własz­cza so­bie pole to­wa­rzy­skie­go ży­cia, jego sto­sun­ków i ob­ja­wów? Jaki jest zwią­zek mię­dzy es­te­ty­ką a ży­ciem?…. Przy­pa­trz­myż się za­raz z po­cząt­ku tym py­ta­niom.

Daw­no uzna­nym jest to fak­tem, że mię­dzy umy­sło­wem i ide­al­nem ży­ciem spo­łe­czeń­stwa a jego ży­ciem re­al­nem ist­nie­je zwią­zek nie­ustan­ny. Jak w na­tu­rze każ­dej jed­nost­ki za­cho­dzi ści­sła wza­jem­ność mię­dzy umy­sło­wą; a cie­le­sną stro­ną., tak i w na­tu­rze ludz­ko­ści ca­łej, lub po­je­dyn­cze­go na­ro­du i jego spo­łe­czeń­stwa, prze­bi­ja się za­wsze ści­sła re­la­cja mię­dzy jego ide­ałem a jego fak­tycz­ne­mi sto­sun­ka­mi, mię­dzy sztu­ką a wa­run­ka­mi re­al­ne­go bytu, mię­dzy po­ezją, a ży­ciem. Uczy nas tego hi­sto­rya sztu­ki, uczy hi­sto­rya li­te­ra­tu­ry, uczą w koń­cu dzie­je ca­łej cy­wi­li­za­cji. Nie­raz już za­pew­ne sły­szeć lub czy­tać zda­rzy­ło się na­szym czy­tel­ni­kom, jak da­le­ce sto­sun­ki na­tu­ral­ne i spo­łecz­ne ja­kie­goś na­ro­du wpły­wa­ją na jego po­ję­cia o pięk­nie, a tem sa­mem na jego li­te­ra­tu­rę i sztu­kę, i jak zno­wu li­te­ra­tu­ra i sztu­ka na od­wrót wy­wie­ra­ją wpływ na spo­łe­czeń­stwo, na kie­ru­nek j ego wy­obra­żeń, na jego urzą­dze­nia, a w koń­cu i na jego for­my. Jest to wiecz­na gra wza­jem­no­ści, wiecz­na re­ak­cya wa­run­ków.

Za­pa­tru­jąc się… z tego słusz­ne­go sta­no­wi­ska, nie trud­no po­jąć, dla­cze­go do traf­ne­go oce­nie­nia li­te­ra­tu­ry i sztu­ki ja­kie­goś na­ro­du po­trzeb­ną jest ko­niecz­nie zna­jo­mość wa­run­ków jego spo­łecz­ne­go i pu­blicz­ne­go ży­cia, dla cze­go np. now­sza szko­ła es­te­tycz­na, któ­rej jed­nym z zna­ko­mit­szych re­pre­zen­tan­tów we Fran­cji jest p. Ta­ine, tłu­ma­czy utwo­ry li­te­ra­tu­ry i sztu­ki ja­kie­goś na­ro­du kli­ma­tem, pod któ­rym leżą za­miesz­ka­łe prze­zeń zie­mie, zwy­cza­ja­mi, re­li­gją, ustro­jem po­li­tycz­nym i for­ma­mi to­wa­rzy­skie­mi; nie trud­no po­jąć, dla­cze­go nie­któ­rzy pi – sa­rze naj­now­si sta­wią nowy sys­te­mat kry­tycz­ny, i ucie­ka­ją się aż do fi­zjo­lo­gji, aby nam wy­tłu­ma­czyć do­kład­nie utwo­ry któ­re­goś z po­etów lub ar­ty­stów, jak to mia­no­wi­cie czy­nił nie­daw­no zmar­ły, zna­ko­mi­ty kry­tyk fran­cuz­ki, Sa­in­te-Beu­ve.

Je­że­li przy­pu­ści­my tedy tę bez­u­stan­ną, wza­jem­ną re­la­cję mię­dzy du­cho­wem a re­al­nem ży­ciem spo­łe­czeń­stwa, mię­dzy ide­ałem a rze­czy­wi­sto­ścią, mię­dzy po­ję­ciem pięk­na a for­ma­mi co­dzien­ne­mi – uznać tem sa­mem mu­si­my, że es­te­ty­ka nie­tyl­ko sa­mem po­ję­ciem pięk­na i jego uzmy­sło­wie­niem w li­te­ra­tu­rze i sztu­ce zaj­mo­wać się może, lecz że znaj­du­je ona bar­dzo wie­le ma­te­ry­ału do spo­strze­żeń tak­że w zwy­kłem ży­ciu i jego roz­ma­itych ob­ja­wach; że może nam być prze­wod­nicz­ką, nie­tyl­ko w ide­al­nych świa­tach twór­czo­ści ar­ty­stycz­nej, nie­tyl­ko na gwieź­dzi­stem nie­bie po­ezji, nie­tyl­ko wśród płó­cien ma­lar­skich i mar­mu­rów, oży­wio­nych dłu­tem mi­strza, ale i w co­dzien­nych sto­sun­kach na­sze­go ży­cia, w jego for­mach to­wa­rzy­skich, w ob­rę­bie na­sze­go miesz­ka­nia, na­wet w zwy­cza­jach na­szych i ubio­rach.

Owóż mó­wiąc o zmy­śle es­te­tycz­nym, jako o ży­wio­le to­wa­rzy­skim i spo­łecz­nym, do­ty­ka­my się wła­śnie tej stro­ny es­te­ty­ki, gdzie ona prze­sta­je mó­wić nam o ob­ra­zach, o rzeź­bach, o mu­zy­ce i po­ezji, a za­czy­na mó­wić o for­mach sa­me­go ży­cia, gdzie prze­sta­je oce­niać ar­ty­stów i wiesz­czów a na­to­miast na sza­li sma­ku i pięk­na waży nas sa­mych, nasz tryb ży­cia, na­sze sto­sun­ki pu­blicz­ne i to­wa­rzy­skie, na­sze zwy­cza­je.

Za­sto­so­wa­ne w ten spo­sób spo­strze­że­nia es­te­tycz­ne sta­no­wi­ły za­wsze jed­ną z wstęp­nych czę­ści es­te­ty­ki czy­li na­uki o pięk­nie. W każ­dej nie­mal es­te­ty­ce, choć­by tak zwa­nej pod­ręcz­nej tyl­ko, znaj­dą czy­tel­ni­cy dział osob­ny, trak­tu­ją­cy o pięk­nie hi­sto­rycz­nem. Czem­że jest to pięk­no hi­sto­rycz­ne, jak nie od­bi­ciem się po­jęć es­te­tycz­nych w ży­ciu na­ro­du, jak nie for­ma­mi pięk­na, wcie­lo­ne­mi w jego dzie­jach i w jego na­ro­do­wem lub spo­łecz­nem ży­ciu? Treść za­tem tych po­ga­da­nek o tyle jest po­krew­ną z na­uką o hi­sto­rycz­nem pięk­nie, o ile wkra­cza na pole form sa­me­go spo­łe­czeń­stwa, o tyle zaś od­bie­ga od niej, o ile sta­rać się bę­dzie­my, aby uwa­gi na­sze nie do sa­mej prze­szło­ści się od­no­si­ły, ale zwra­ca­ły się tak­że ku współ­cze­sne­mu ży­ciu, ku te­raź­niej­szym sto­sun­kom i for­mom.

I tu wła­śnie na­strę­cza się dla nas trud­ność nie mała! Na czem że ona po­le­ga?… Oto, na­tem, że mó­wiąc o for­mach pięk­nych w spo­łe­czeń­stwie, nie­raz bę­dzie­my mu­sie­li wy­stą­pić prze­ciw dzi­siej­szym cza­som, nie­raz przyj­dzie nam z czy­sto es­te­tycz­ne­go sta­no­wi­ska być w nie­zgo­dzie z tem, co zno­wu z sta­no­wi­ska po­stę­pu i ogól­nej cy­wi­li­za­cji na­le­ży do naj­cen­niej­szych zdo­by­czy na­sze­go wie­ku! Ale tak jest… es­te­ty­ka jest to pięk­na i ma­rzą­ca kró­lo­wa, na któ­rej ja­snem i pro­mien­nem czo­le wy­wo­łu­je nie­raz chmur­ki gnie­wu to wła­śnie, co po­stęp i ogól­na cy­wi­li­za­cja czcić nam słusz­nie każą, któ­ra ra­da­by się za­mknąć w krzysz­ta­ło­wym pa­ła­cu swo­ich ide­al­nych upodo­bań, i któ­ra żyje w wiecz­nej nie­zgo­dzie z czy­sto prak­tycz­nym po­stę­pem cy­wi­li­za­cji. Pięk­nej tej da­mie nic jed­nak nie­po­mo­gą te dąsy na nowy świat i na no­wych lu­dzi! Da­rem­nie wy­chy­la się z swych tę­czo­wych kra­in bo­gi­ni pięk­na i da­rem­nie klą­twy rzu­ca na nowy po­rzą­dek świa­ta.

– Po­stę­pie nie­zno­śny! – tak woła bo­gi­ni pięk­na – ty dło­nią świę­to­kradz­ką nie­siesz znisz­cze­nie w kra­iny moje! Tyś mi zdarł ze świa­ta cza­row­ną, osło­nę ro­man­ty­ki, tyś mi po­bu­rzył za­mczy­ska moje dum­ne, tyś moje bory ta­jem­ni­cze po­prze­rzy­nał bi­te­mi dro­ga­mi, tyś roz­kuł z zbro­ji mo­ich ry­ce­rzy, odarł z szat ma­low­ni­czych na­ro­dy, tyś wziął pod ło­kieć i mia­rę wszyst­ko, co przed­tem wrza­ło ży­ciem stu­barw­nem, tyś rzu­cił pło­wą jed­no­staj­ność na zie­mię całą, tyś zrów­nał wszyst­ko pod szy­ny że­la­zne, pod lo­ko­mo­ty­wy i fa­bry­ki two­je!

Da­rem­ne żale! Głu­szy je wir no­we­go ży­cia, świst ma­szyn, huk pa­ro­wych mło­tów – a po­stęp nie trosz­cząc się o es­te­tycz­ny sen­ty­men­ta­lizm, pę­dzi na­przód, pę­dzi z bły­ska­wicz­ną szyb­ko­ścią, by zdo­być so­bie co­raz wię­cej zie­mi – świat cały!

Ja­koż nic słusz­niej­sze­go, nad taką ko­niecz­ność rze­czy! Na pierw­szy rzut oka zda­je się nam, że es­te­ty­ka z po­stę­pem cy­wi­li­za­cji w nie­prze­jed­na­nej żyć mu­szą nie­zgo­dzie. Tym­cza­sem zo­ba­czy­my póź­niej, że przy wza­jem­nem ustęp­stwie zgo­da jest moż­li­wą, a przy­najm­niej, że to, czem czy­ni cy­wi­li­za­cja ujmę for­mom es­te­tycz­nym, wy­na­gra­dza nam ona sto­krot­nem bło­go­sła­wień­stwem swej wie­dzy, swych wy­na­laz­ków i hu­ma­ni­tar­nych zdo­by­czy. Wy­ka­że­my to bli­żej przy koń­cu tego roz­dzia­łu.

Tym­cza­sem zaś, po da­nem z góry za­strze­że­niu, stań­my na chwi­lę po stro­nie es­te­ty­ki i wraz z nią po­dą­saj­my się na ten wiek XIX, tak mą­dry, tak uczo­ny, tak wy­na­laz­czy – a tak strasz­li­wie…. nie­pięk­ny. Wiek nasz, jeź­li się nań za­pa­try­wać bę­dzie­my z sta­no­wi­ska es­te­tycz­ne­go, jeź­li w nim szu­kać bę­dzie­my form pięk­nych w ży­ciu pu­blicz­nem i spo­łecz­nem – stoi da­le­ko ni­żej od wie­ków po­przed­nich, od cza­sów śre­dnio­wiecz­nych, nie mó­wiąc już nic o sta­ro­żyt­no­ści, o tej po­rze kla­sycz­nych form pięk­na nie­tyl­ko w sztu­ce ale i w ży­ciu.

Wiek nasz po­zo­sta­wi po so­bie smut­ne kar­ty w dzie­jach hi­sto­rycz­ne­go pięk­na. Jest to wiek bez­barw­no­ści, wiek ni­we­la­cyi i try­wia­li­zmu, wiek po­zba­wio­ny nie­mal cał­ko­wi­cie form es­te­tycz­nych, odar­ty z wszel­kiej ma­low­ni­czej cha­rak­te­ry­sty­ki, wiek trzeź­wy, pro­za­icz­ny, pło­wy i bez fan­ta­zyi. Gdy­by­śmy po­je­dyń­cze stu­le­cia po­rów­nać mo­gli do cha­rak­te­rów i za­wo­dów po­je­dyn­cze­go czło­wie­ka, po­wie­dzie­li­by­śmy, że pod­czas kie­dy każ­dy z po­przed­ni­ków XIX wie­ku był albo ma­rzy­cie­lem, albo fa­na­ty­kiem na­mięt­nym, albo bo­ha­te­rem i ry­ce­rzem, albo w koń­cu, jak wiek mi­nio­ny awan­tur­ni­kiem, dwo­ra­kiem i fan­ta­stą, tak znów sam wiek XIX, w dzi­siej­szej przy­najm­niej swej do­bie, jest pro­za­icz­nym eko­no­mi­stą, fa­bry­kan­tem i me­cha­ni­kiem, gieł­dzi­stą, epi­sje­rem bez po­lo­tu fan­ta­zyi i bez ide­al­ne­go sma­ku. Nie moż­na tego wszak­że po­wie­dzieć bez przy­zna­nia pew­nych wy­jąt­ków, ale wy­jąt­ki te nie­licz­ne są, a co gor­sza, bez­sil­ne i nie­wpły­wa­ją­ce na es­te­tycz­ny roz­wój form spo­łecz­nych i to­wa­rzy­skich w po­wszech­no­ści.

Aby się prze­ko­nać, o ile wiek nasz pod wzglę­dem hi­sto­rycz­ne­go i spo­łecz­ne­go pięk­na ni­żej stoi od wie­ków daw­niej­szych, wy­star­czy kil­ka po­bież­nych po­rów­nań. Mó­wi­my po­bież­nych, al­bo­wiem szcze­gó­łow­sze po­rów­na­nie do­star­czy­ło by za­nad­to ob­fi­te­go ma­te­ry­ału, aby­śmy go zdo­ła­li ująć w skrom­ne ramy tych po­ga­da­nek.

W po­rów­na­niu ta­kiem po­mi­nąć mu­si­my mia­no­wi­cie spo­łe­czeń­stwa sta­ro­żyt­ne, po­mi­nąć mu­si­my świat grec­ki, ten nie­prze­ści­gnio­ny do­tąd ide­ał form pięk­nych w ży­ciu na­ro­do­wem. Świat sta­ro­żyt­ny, świat kla­sycz­ny, w któ­rym sztu­ka nie była wy­łącz­ną ta­jem­ni­cą kil­ku wy­bra­nych mi­strzów, ale wni­ka­ła w całe ży­cie pu­blicz­ne i pry­wat­ne, i sta­wa­ła się ży­wio­łem co­dzien­ne­go bytu każ­dej nie­mal jed­nost­ki, nie da się tu użyć za mia­rę. Mię­dzy sta­ro­żyt­nym kla­sy­cy­zmem a po­źniej­sze­mi cza­sa­mi zie­je cała prze­paść ol­brzy­mich ka­ta­strof dzie­jo­wych, leży ogrom­ny prze­wrót spo­łecz­ny i mo­ral­ny – po­rów­ny­wać go też z dzi­siej­szą dobą by­ło­by nie­sto­sow­no­ścią, a pra­gnąć, aby zno­wu po­łą­czy­ły się ro­ze­rwa­ne ogni­wa ów­cze­snych form i wy­obra­żeń, by­ło­by nie­mal sza­leń­stwem, któ­re­go się na­wet es­te­tycz­ni ma­rzy­cie­le strzedz mu­szą.

Świat ów, któ­ry reszt­ka­mi ide­al­nych swych form za­chwy­ca i za­chwy­cać bę­dzie ludz­kość całą, póki jej sta­nie na zie­mi, świat ten wy­ła­nia­ją­cy się prze­py­chem swych barw i wspa­nia­łem pięk­nem swych po­sta­ci z wie­ku­istych rap­so­dów Ho­me­ra, rzu­ca­ją­cy z gro­bu swe­go nie ga­sną­ce nig­dy pro­mie­nie du­cha, im­po­nu­ją­cy nam szcząt­ka­mi swej sztu­ki, okru­cha­mi tych mar­mu­rów, przed któ­re­mi z uwiel­bie­niem chy­lą, czo­ła ar­ty­ści – świat ten za­mknął się przed nami na za­wsze, i brzmi nam w du­szy już tyl­ko jak wspo­mnie­nie wznio­słe­go po­ema­tu…..

Nie­po­trze­ba zresz­tą, po­wta­rza­my raz jesz­cze, się­gać aż do ide­al­nych cza­sów kla­sycz­ne­go ży­cia, aby wy­ka­zać jak upo­śle­dzo­nym jest wiek nasz pod wzglę­dem form pięk­na hi­sto­rycz­ne­go i spo­łecz­ne­go. Nie po­trze­ba na­wet wra­cać się do naj­daw­niej­szych epok ro­man­ty­ki śre­dnio­wiecz­nej; dość bę­dzie wziąć tu na uwa­gę dwa lub trzy wie­ki ubie­głe. Sam na­wet wiek XVIII, jak­kol­wiek pod wzglę­dem es­te­tycz­nym był wie­kiem upad­ku, stoi prze­cież wy­żej od cza­sów dzi­siej­szych.

Po­da­jąc tu krót­ką, cha­rak­te­ry­sty­kę na­sze­go wie­ku pod wzglę­dem es­te­tycz­nym, roz­po­czy­na­my od tego, co jest jed­nym z naj­głów­niej­szych po­wo­dów try­wial­no­ści dzi­siej­szych form spo­łecz­nych, t… j… od dzi­siej­sze­go me­cha­ni­zmu pań­stwo­we­go. Ma­szy­na rzą­do­wa w tych kra­jach na­wet, któ­re za­cho­wa­ły swą na­ro­do­wą nie­za­wi­słość, cię­ży nie­tyl­ko na ca­łem spo­łe­czeń­stwie ale i na po­je­dyń­czych jed­nost­kach; sys­tem pań­stwo­wy oschło­ścią swą i pe­dan­ty­zmem za­bi­ja wszel­ką swo­bo­dę in­dy­wi­du­al­ną, za­cie­ra ostat­nie na­wet śla­dy tej ma­low­ni­czej [cha­rak­te­ry­sty­ki, któ­rą ude­rza­ły w tak es­te­tycz­ny spo­sób spo­łe­czeń­stwa daw­niej­sze. Nad wpły­wem no­wo­cze­snych sys­te­mów rzą­do­wych na for­my spo­łecz­ne nie bę­dzie­my się jed­nak dłu­żej roz­wo­dzić; mu­sie­li­by­śmy bo­wiem wkro­czyć na pole abs­trak­cyj­ne­go ro­zu­mo­wa­nia, co nie może być ce­lem po­pu­lar­ne­go wy­kła­du.

Na­to­miast przej­dzie­my do in­nych przy­kła­dów, któ­re wy­ka­żą, jak da­le­ce dzi­siaj te na­wet stro­ny ży­cia, któ­re nie­gdyś były ob­fi­tym ży­wio­łem es­te­tycz­nym, za­czy­na­ją, tra­cić wa­run­ki pięk­na. Weź­my np. woj­nę, jako te­mat es­te­tycz­ny, i po­rów­naj­my, jak ona przed­sta­wia­ła się daw­niej po­ecie i ar­ty­ście, a jak przed­sta­wia się dzi­siaj. Woj­ny, jak­kol­wiek słusz­nie ucho­dzi­ły i ucho­dzą za­wsze za strasz­li­wą klę­skę ludz­ko­ści, mia­ły w so­bie urok wy­so­ce po­etycz­nej, choć groź­nej ro­man­ty­ki, i by­wa­ły wspa­nia­łym mo­men­tem es­te­tycz­nym w spo­łecz­nem ży­ciu na­ro­dów. Nie­po­trze­ba już ko­niecz­nie od­wo­ły­wać się do wspa­nia­łych scen wo­jow­ni­czych, ja­kie nam prze­ka­za­ły dzie­je sta­ro­żyt­ne, nie­po­trze­ba przy­ta­czać he­ro­icz­nych opi­sów Ho­me­ra o bo­ha­te­rach kla­sycz­nych – do­syć jest wspo­mnieć świet­ną; ro­man­ty­kę śre­dnio­wiecz­ne­go ry­cer­stwa, lub choć­by tyle póź­niej­sze epi­zo­dy wo­jen­ne XVI, XVII a na­wet XVIII jesz­cze wie­ku.

Dzi­siej­szy spo­sób wo­jo­wa­nia nie­skoń­cze­nie jest pro­za­icz­niej­szym niź­li boje daw­niej­szych wie­ków. Nie­gdyś wal­ki roz­strzy­ga­ły się ry­cer­skiem męz­twem wo­jow­ni­ków, dziś wa­lecz­ność jed­nost­ki gi­nie w ma­sie bez­dusz­nej, ma­chi­nal­nie po­ru­sza­nej. Ry­cerz daw­niej zwie­rał się z ry­ce­rzem; za­pał szla­chet­ny, męz­two i dziel­ność oku­te­go w że­la­zo ra­mie­nia prze­wa­ża­ły sza­lę zwy­cięz­twa, a try­umf woj­ska, któ­re za­da­ło klę­skę wro­go­wi, dzie­lił się po­mię­dzy wszyst­kich szer­mie­rzy. Każ­dy nie­mal z żoł­nie­rzy li­czył na szla­chet­ny ogień oso­bi­stej swej wa­lecz­no­ści, a bi­twa każ­da sta­wa­ła się tym spo­so­bem te­ma­tem praw­dzi­wie po­etycz­nej gro­zy i praw­dzi­wie es­te­tycz­ne­go uro­ku. Póź­niej na­wet, gdy już po wy­na­le­zie­niu pro­chu strzel­ni­cze­go we­szła w uży­cie broń pal­na, nie za­tar­ła się prze­cież wo­jow­ni­cza ro­man­ty­ka. Musz­kiet, któ­re­go wy­strza­łem sła­by i nik­czem­ny na­wet czło­wiek po­wa­lić mógł naj­wa­lecz­niej­sze­go i naj­dziel­niej­sze­go ry­ce­rza z bez­piecz­nej od­da­li – ujął już wie­le uro­ku es­te­tycz­ne­go woj­nom. Zato wraz z uży­ciem pro­chu przy­by­wał wi­do­wi­sku wal­ki grzmot i huk wy­strza­łu, a ka­żąc nie­ja­ko bi­twom prze­ma­wiać ję­zy­kiem gro­mów, do­da­wał im no­wej wspa­nia­ło­ści i gro­zy. Broń pal­na nie wy­klu­cza­ła zresz­tą jesz­cze tak da­le­ce oso­bi­stej wa­lecz­no­ści, jak to czy­ni w dzi­siej­szem swem mor­der­czem wy­do­sko­na­le­niu. Przy­cho­dzi­ło jesz­cze za­wsze do zwar­cia się oso­bi­ste­go, wal­czył jesz­cze mąż prze­ciw mę­żo­wi, i krzy­żo­wa­ły się jesz­cze z sobą mar­so­we spoj­rze­nia za­pa­śni­ków.

Jak­żeż in­a­czej dzie­je się dzi­siaj! Arm­ja sta­ła się cy­frą, żoł­nierz au­to­ma­tem. W sze­re­gach za­tar­ło się wszel­kie po­czu­cie in­dy­wi­du­al­ne, a woj­ska sta­ły się ma­szy­na­mi, któ­re po­ru­sza trzeź­we, zim­ne, ma­te­ma­tycz­ne ob­li­cze­nie. Oso­bi­sta wa­lecz­ność sta­ła się pra­wie zby­tecz­ną" en­tu­zy­azm stał się szko­dli­wym, bo na­ru­sza sztyw­ną dys­cy­pli­nę mi­li­tar­ną. Gi­nąc w ol­brzy­miej ma­sie, żoł­nierz stra­cił po­czu­cie sa­me­go sie­bie, czu­je się tyl­ko śle­pem na­rzę­dziem. Nic szka­rad­niej nie cha­rak­te­ry­zu­je dzi­siej­szych sze­re­gów wal­czą­cych, jak­to, że na­zwa­no ich "che­re au ca­non" (ar­mat­nią stra­wą.) Broń pal­na za­bi­ja prę­dzej, niż po­stać nie­przy­ja­cie­la na­ry­su­je się na wid­no­krę­gu. Oso­bi­stą wa­lecz­ność za­stą­pi­ły mor­der­cze, ohyd­ne ma­szy­ny, za­pał za­stą­pi­ła me­cha­nicz­na dys­cy­pli­na. Woj­ny są, sto­kroć krwaw­sze, niż by­wa­ły daw­niej. Kro­cie lu­dzi giną od nie­wi­do­me­go po­ci­sku – a ża­den z tych, co krwią swą ser­decz­ną zlał po­bo­jo­wi­sko, nie miał na­wet spo­sob­no­ści, zmie­rzyć się z swym wro­giem, spo­tkać się z nim oko w oko, w otwar­tej, szla­chet­nej wal­ce. Woj­na prze­sta­ła być mo­men­tem es­te­tycz­nym, for­my pięk­na nie znaj­dzie w niej już ani po­eta ani ar­ty­sta. Z otwar­te­go boju, z ry­cer­skiej szer­mier­ki, z szla­chet­nej jak mó­wio­no po sta­ro­pol­sku "po­trze­by" – woj­na sta­ła się bru­tal­ną, ohyd­ną, okrop­ną rze­zią, ha­ka­tom­bą strasz­li­wą, od któ­rej się za­rów­no es­te­ty­ka jak cy­wi­li­za­cja od­wra­ca.

Kto czu­je i my­śli za tg masę bez­dusz­ną, któ­ra się ar­mią zo­wie? Kto wy­gry­wa bi­twy? Oto ma­szy­ny mor­der­cze roz­strzy­ga­ją losy boju – a mas­są zbroj­ną po­ru­sza je­den czło­wiek, wódz no­wo­żyt­ne­go kro­ju, któ­ry aby wy­grał bi­twę, wi­dzieć jej nie­po­trze­bu­je, któ­ry sie­dzieć może w cie­płym, bez­piecz­nym ką­cie, i to­czy wal­kę z pió­rem w ręku, z cyr­klem geo­me­trycz­nym i wo­bec sze­re­gu cyfr. Zwy­cięz­ka kom­pa­nia sta­ła się dziś pra­wie za­da­niem ma­te­ma­tycz­nem!… Co­raz rza­dziej wi­dzi­my po­sta­cie wo­dzów, któ­re­by ja­śnia­ły uro­kiem mar­so­wej po­ezji. Nie spo­ty­ka się już ani owej mi­stycz­nej, po­nu­rej po­sta­ci Wal­len­ste­ina, co w ta­jem­ni­czym bły­sku gwiazd szu­ka­jąc wróż­by, za­ta­piał przed bi­twą po­sęp­ny wzrok w stro­pach fir­ma­men­tu, ani owej szla­chet­nej, prze­dziw­nym uro­kiem po­etycz­ne­go bo­ha­ter­stwa owia­nej po­sta­ci Gu­sta­wa Adol­fa, co gi­nie w wal­ce zwy­cięz­kiej, ani ta­kie­go Ste­fa­na Czar­nec­kie­go, rzu­ca­ją­ce­go się na ru­ma­ku w od­męt fali mor­skiej, ani Jana III, nad któ­re­go heł­mem szu­mi pod mu­ra­mi Wied­nia szla­chet­ny ptak, orzeł sym­bo­licz­ny… Je­że­li się po­stać ta­kie­go wo­dza po­ja­wi jesz­cze za na­szych cza­sów, jak tego mie­li­śmy nie je­den przy­kład w ostat­niej woj­nie fran­cuz­ko-nie­miec­kiej, to chy­ba na to, aby być kon­tra­stem do przy­ję­te­go dziś sys­te­mu wo­jen­ne­go. A wi­dzi­my wła­śnie, że ta stro­na, któ­ra daje przy­kła­dy daw­ne­go ro­man­tycz­ne­go bo­ha­ter­stwa jed­no­stek, jest wła­śnie stro­ną zwy­cię­żo­ną…

Na­po­le­on I, jak­kol­wiek on pierw­szy dał po­czą­tek dzi­siej­szej anti-po­etycz­nej sztu­ce wo­jo­wa­nia, był prze­cież jesz­cze po­sta­cią wspa­nia­łą, peł­ną ma­je­sta­tu i pięk­na. Po­tę­ga je­niu­szu i wiel­kość czy­ni­ły zeń typ es­te­tycz­ny, a kla­sycz­ny pro­fil jego twa­rzy wy­zy­wał pę­dzel i dłu­to ar­ty­sty. On sam mógł jesz­cze na­tchnąć po­etę i wy­mu­szał wznio­sło­ścią je­niu­szu hołd na­wet u prze­ciw­ni­ków, jak tego do­wo­dem są, dwaj słyn­ni po­eci, re­pu­bli­ka­nin Be­ran­ger i Nie­miec He­ine. Jego żoł­nie­rze byli jesz­cze ty­po­we­mi, mar­so­we­mi po­sta­cia­mi o nie­za­tar­tem pięt­nie wy­bit­nej in­dy­wi­du­al­no­ści, god­ne­mi pędz­la Hora'cego Ver­ne­ta. Ale dziś!…. dziś woj­na sta­ła się sto­kroć brzyd­szą i sto­kroć krwaw­szą. Nie­chaj po­wsta­nie dziś z gro­bu Bay­ard, ry­cerz bez trwo­gi i na­ga­ny, (sans peur et sans re­pro­che) – na coż zda się lwie ser­ce jego i ra­mię dziel­ne wo­bec igli­ców­ki?… Co wię­cej, je­że­li wej­dzie w uży­cie ba­weł­na strzel­ni­cza, nie wy­da­ją­ca huku przy wy­strza­le, lu­dzie mor­do­wać się będą w strasz­li­wej, dusz­nej ci­szy, nie wi­dząc i nie sły­sząc sie­bie na­wza­jem. Do tego przyjść na­wet go­to­wo, że ar­mie całe nisz­czyć będą pro­fe­so­ro­wie chem­ji, a za – miast dział i musz­kie­tów słu­żyć będą re­tor­ty z ga­za­mi tru­ją­ce­mi!…

Ale po­rzuć­my ten przy­kład, któ­ry nam daje woj­na, ten do nie­daw­na tyle ro­man­tycz­ny ży­wioł dla po­ety i ar­ty­sty. Przejdź­my do ogól­nych, spo­łecz­nych i to­wa­rzy­skich sto­sun­ków na­sze­go cza­su, a uj­rzy­my na każ­dym nie­mal kro­ku, jak są oschłe, jak są jed­no­staj­ne, pło­we i bez­barw­ne, jak wszyst­ko po­szło pod strych po­wsze­dnio­ści i pe­dan­ty­zmu. Sto­sun­ki te roz­po­czę­ły się już z wie­kiem prze­szłym, z wie­kiem XVIII, ale w wie­ku XVIII wy­wo­ły­wa­ły one jesz­cze ze stro­ny jed­no­stek przy­najm­niej re­ak­cyę, a re­ak­cya ta do­da­wa­ła tym cza­som osob­nej bar­wy po­etycz­nej lub przy­najm­niej awan­tur­ni­czej.

W mi­nio­nym wie­ku ura­to­wa­ło ży­cie jesz­cze nie­je­den mo­ment es­te­tycz­ny z po­wo­dzi bio­rą­ce­go górę try­wia­li­zmu. Spo­łe­czeń­stwo mia­ło jesz­cze barw­ne i wy­bit­ne for­my; oby­cza­je, strój, ce­re­mon­ja­ły roz­róż­nia­ły jesz­cze sta­ny. Bun­tu­jąc się prze­ciw no­we­mu, pro­za­icz­ne­mu po­rząd­ko­wi rze­czy, wy­stę­po­wa­ły po­je­dyń­cze po­sta­cie, któ­re wio­dły wal­kę z fak­tycz­nym sta­nem sto­sun­ków. Dwo­ry mo­nar­sze nie po­pa­dły były jesz­cze pod wzglę­dem form w dzi­siej­szą oschłość – świet­niał jesz­cze dwór kró­la pol­skie­go Au­gu­sta Sasa, świet­niał póź­niej dwór Sta­ni­sła­wa Au­gu­sta nie jed­nym ry­sem ma­low­ni­czym i es­te­tycz­nym pod wzglę­dem to­wa­rzy­skie­go ży­cia. W umy­słach ludz­ko­ści ca­łej, w kie­run­ku mo­ral­nym, nie za­pa­no­wa­ła była jesz­cze ta pro­za­icz­na trzeź­wość, ta czy­sto prak­tycz­na, czy­sto re­al­na ozię­błość, jaką dziś wi­dzi­my.

Lu­dzie mie­li jesz­cze fan­ta­zyę, mie­li za­gad­ko­we, ta­jem­ni­cze ja­kieś in­stynk­ta, ja­kąś mi­stycz­ną, wia­rę, któ­ra choć by­wa­ła nie­raz prze­są­dem lub ma­rzy­ciel­stwem, do­da­wa­ła prze­cież uro­ku umy­sło­wej fi­zjo­gnom­ji wie­ku. Po­sta­cie mi­sty­ków, al­che­mi­ków, śmia­łych awan­tur­ni­ków, loże wol­no­mu­lar­skie, okry­wa­ją­ce się ta­jem­ni­czą osło­ną przed wzro­kiem pro­fa­nów, mo­gły być jesz­cze przed­mio­tem dla ar­ty­sty i źró­dłem wra­żeń es­te­tycz­nych. Był to za­wsze jesz­cze czas ory­gi­nal­nych ty­pów, czas uroz­ma­ico­nych po­dró­ży, cie­ka­wych i nie­zwy­kłych przy­gód. Przed oczy­ma na­sze­mi prze­su­wa­ją się… ta­kie za­gad­ko­we i cha­rak­te­ry­stycz­ne po­sta­cie, jak np. Ca­glio­stra, hr. Sa­int­Ger­ma­in, Swe­den­bor­ga, albo u nas w Pol­sce Dzie­rza­now­skie­go, Be­niow­skie­go, Wa­lew­skie­go, Chadź­kie­wi­cza a nie­co póź­niej Ko­biel­skie­go i in­nych. Jak świa­tło sło­necz­ne w pry­zma­cie, ła­ma­ło się jesz­cze ży­cie w tę­czo­we bar­wy i da­wa­ło roz­le­głe pole fan­ta­zyi i ima­gi­na­cyi po­ety.

Już jed­nak i w wie­ku XVIII, a mia­no­wi­cie przy sa­mym jego schył­ku spo­łe­czeń­stwo jako ca­łość nie przed­sta­wia nam mo­men­tów es­te­tycz­nych. Es­te­tycz­na stro­na owych cza­sów jest, po­wie­dział­bym, bio­gra­ficz­ną, to jest, znaj­du­je­my ją już nie w ży­ciu ogó­łu, ale wży­ciu jed­no­stek, w ich przy­go­dach i ko­le­jach losu.

Do dal­szych ob­ja­wów nie­este­tycz­no­ści na­szych cza­sów na­le­ży zu­peł­ny upa­dek form pu­blicz­nej oka­za­ło­ści, uro­czy­stych ob­cho­dów, sym­bo­licz­nych ak­tów, ce­re­mo­nia­łów i re­pre­zen­ta­cyj. Wszyst­kie te ob­cho­dy, któ­re daw­niej od­by­wa­ły się z pom­pą wspa­nia­łą, z wy­sta­wą świet­ną, z ca­łym apa­ra­tem po­etycz­nej sym­bo­li­ki, od­by­wa­ją się dziś z oschło­ścią, opła­ka­ną, z po­mi­nię­ciem wszyst­kich stron ze­wnętrz­nych, któ­re daw­niej prze­ma­wia­ły tak sil­nie do fan­ta­zji i do es­te­tycz­ne­go po­czu­cia. Nie ma już uro­czy­sto­ści pu­blicz­nych i lu­do­wych, a naj­waż­niej­sze i naj­so­len­niej­sze akta od­by­wa­ją się z kra­mar­ską, za­iste po­wszed­no­ścią. Je­den tyl­ko ko­ścioł ka­to­lic­ki za­cho­wał jesz­cze do­stoj­ną pom­pę swych form re­li­gij­nych, swe uro­czy­sto­ści i pro­ce­sye – ale i tu mod­ny in­dyf­fe­ren­tyzm sili się na ich ogra­ni­cze­nie a na­wet zu­peł­ne usu­nię­cie. Daw­niej mnó­stwo by­wa­ło po­dob­nych wi­do­wisk ce­re­mo­nial­nych. Nie mó­wiąc już nic o wspa­nia­łych ak­tach na­ro­do­we­go, pu­blicz­ne­go ży­cia, jak świet­ne ko­ro­na­cye, skła­da­nia hoł­dów, przy­się­gi pu­blicz­ne, obej­mo­wa­nie w po­sia­dłość ziem lub miast, itd. zna­leźć moż­na było przy każ­dej nie­mal waż­niej­szej spo­sob­no­ści w ży­ciu pry­wat­nem osob­ny ce­re­mo­niał i for­my zwy­cza­jem uświę­co­ne, któ­re do­star­cza­ły nie­zmier­nie wie­le es­te­tycz­ne­go ma­te­ry­ału. Dość tu na­przy­kład przy­to­czyć daw­ne ob­rzę­dy we­sel­ne i wspo­mnieć, z jaką ob­fi­to­ścią es­te­tycz­nych form i ma­low­ni­czych ce­re­mo­nij od­by­wa­ły się one np. u nas w Pol­sce, pod­czas gdy dziś wraz z in­ne­mi na­ro­do­we­mi zwy­cza­ja­mi za­tar­ła się na­wet ich tra­dy­cja.

To też z dniem każ­dym tryb ży­cia sta­je się dziw­nie jed­no­staj­nym i ja­ło­wym, odar­tym z wszel­kich form pięk­nych. Zda­je­my się si­lić for­mal­nie na to, aby za­cho­wać oschłą, pro­za­icz­ną trzeź­wość w na­szych za­ba­wach i sto­sun­kach to­wa­rzy­skich. Po­słu­chaj­my, co mówi pod tym wzglę­dym zna­ko­mi­ty es­te­tyk nie­miec­ki Vi­scher: "Przy­stę­pu­je­my do cza­sów, w któ­rych wszel­ki ruch to­wa­rzy­ski sta­je się pła­skim i kłam­li­wym, i w któ­rych wsty­dzi­my się na­wet we­so­ło­ści. For­my spo­łecz­ne upa­dły zu­peł­nie, nędz­na ku­sość, brud­na bez­barw­ność, że­bra­ni­na es­te­tycz­na sta­ły się pra­wem… Sta­ło się już wsty­dem w ży­ciu to­wa­rzy­skiem, oka­zy­wać na­mięt­ność, cha­rak­ter, po­etycz­ność, gdyż na­zwa­no­by to na­iw­no­ścią. In­do­len­cya sta­ła się to­nem mod­nym. To­wa­rzy­skość jest tyl­ko kłam­stwem. Grzecz­ność i ce­re­mo­nial­ność ubie­głe­go stu­le­cia mia­ła jesz­cze pe­wien cha­rak­ter, dziś sta­ła się ona tyl­ko na­iw­no­ścią, a wszel­ka fan­ta­zya, wszel­ka ory­gi­nal­ność w obej­ściu, wszel­ka wy­bit­niej­sza bar­wa oso­bi­sta zmie­ni­ła się w śmiesz­ność. Mó­wić już na­wet pra­wie się bo­imy, ucztu­je­my go­dzi­na­mi mil­cząc – jak by­dlę­ta. Ob­ce­go nie wy­pa­da za­gad­nąć, każ­dy za­mknię­tym jest i sa­mot­nym w so­bie. "Nie wpa­dać w oczy" oto głów­na za­sa­da – wy­glą­dać ory­gi­nal­nie jest pro­stac­twem. Naj­opła­kań­sze­mi są na­sze roz­ryw­ki; znik­nę­ły we­so­łe gry to­wa­rzy­skie, a na­to­miast wcho­dzi jako ży­wioł za­ba­wy gra w kar­ty, chy­tra, mil­czą­ca, wy­czer­pu­ją­ca do dna na­mięt­ność ludz­ką… Naj­lep­szym po­kła­dem, jak po­ża­ło­wa­nia god­nem jest na­sze to­wa­rzy­stwo – mówi da­lej wy­mie­nio­ny es­te­tyk – ile razy wmó­wić chce w sie­bie we­so­łość, jest ta­niec, któ­ry bez wszel­kie­go po­lo­tu peł­za po zie­mi, któ­ry stał się pro­stym cho­dem, i przy któ­rym tan­cerz każ­dym swym ru­chem zda­je się mó­wić: Mógł­bym so­bie dać z tem po­kój"..

Tak mówi Vi­scher, a jeź­li tak w isto­cie nie jest to przy­najm­niej do tego dą­ży­my. Spie­sząc da­lej w wy­ka­za­niu dzi­siej­sze­go upad­ku es­te­tycz­nych form w spo­łe­czeń­stwie, mu­si­my przy­to­czyć tu tak po­wszech­ny i tak po­tęż­ny dziś kie­ru­nek ko­smo­po­li­tycz­ny. Ko­smo­po­li­tyzm, to przy­ja­ciel i brat cy­wi­li­za­cyi, ale wróg i za­bój­ca form es­te­tycz­nych. Ko­smo­po­li­tyzm dzi­siej­szy, roz­no­szo­ny siłą, pary, ni­we­lu­je wszyst­kie ludy, zno­si ich cha­rak­te­ry­stycz­ne, od­ręb­ne ce­chy, tępi na­ro­do­we for­my, po­cią­ga wszyst­ko po­ko­stem jed­no­staj­no­śći, pa­ku­je w uni­form jed­na­ko­wy. Ile zaś leży ży­wio­łów pięk­na i ja­kie bo­ga­te źró­dło es­te­tycz­nych wra­żeń za­wie­ra się w od­ręb­no­ści na­ro­do­we­go ży­cia, w ory­gi­nal­no­ści jego to­wa­rzy­skiej fi­zy­ono­mii, w jego stro­jach, zwy­cza­jach, ob­rzę­dach itd., o tem mó­wić pra­wie nie­po­trze­bu­je­my.

Ko­smo­po­li­tyzm znisz­czył u nas wszyst­kie for­my ory­gi­nal­ne i pięk­ne. Wpły­nął on pod wzglę­dem es­te­tycz­nym fa­tal­nie na ży­cie na­sze co­dzien­ne. Stra­ci­li­śmy pra­wie tra­dy­cyę daw­nych pol­skich oby­cza­jo­wych i to­wa­rzy­skich sto­sun­ków, a gdy o nich czy­ta­my, to wy­da­ją się nam tak ob­ce­mi jak ży­cie Ara­bów lub zwy­cza­je Ja­poń­czy­ków. Z zdzi­wie­niem pra­wie spo­glą­da­my na ta­kie po­sta­cie na przy­kład, ja­kie nam od­ma­lo­wał Hen­ryk Rze­wu­ski w swych pa­mięt­ni­kach So­pli­cy. Naj­bar­dziej tra­dy­cy­onal­nie pol­skiem, naj­bar­dziej barw­nem i uroz­ma­ico­nem jest jesz­cze ży­cie wiej­skie, ale i ono już zrzu­ca z sie­bie ce­chy ory­gi­nal­no­ści i co prę­dzej pra­gnie zrów­nać się z ja­ło­we­mi zwy­cza­ja­mi to­wa­rzy­skie­mi sto­li­cy. Już dziś trud­no spo­tkać ta­kie ży­cie to­wa­rzy­skie, ja­kie­go dał nam prze­ślicz­ny ob­raz Mic­kie­wicz w swym "Panu Ta­de­uszu". Po­emat ten stwier­dza nie­ste­ty sło­wa Szy­le­ra, że co ma od­żyć na wie­ki w pie­śni, zgi­nąć musi w rze­czy­wi­sto­ści.

Do upad­ku form ma­low­ni­czych w wie­ku na­szym przy­czy­ni­ły się w koń­cu na­sze ubio­ry. Pod wzglę­dem ubio­rów pa­no­wał za­wsze ka­prys mody, któ­ra nie­zu­peł­nie szła w zgo­dzie z es­te­ty­ką, a nie­raz do­cho­dzi­ła do praw­dzi­wie po­twor­nych ob­ja­wów – nig­dy jed­nak ubio­ry, zwłasz­cza męz­kie, nie były tak try­wial­ne i tak odar­te z wszel­kiej fan­ta­zyi i es­te­tycz­ne­go sma­ku, jak wła­snie w wie­ku XIX. Z ob­ra­zów i ry­cin zna­ją za­pew­ne czy­tel­ni­cy nasi stro­je wie­ków daw­niej­szych. Jak po­wie­dzia­łem, ra­zi­ły one tak­że nie­raz bra­kiem mia­ry i dzi­wac­twem, ale wady te były tyl­ko wy­bry­kiem fan­ta­zyi, tej sa­mej fan­ta­zyi, któ­rej nie zna­leźć w dzi­siej­szych ubio­rach. Była w kro­ju szat daw­nych wiel­ka roz­ma­itość, wiel­ka ma­low­ni­czość, ude­rza­ły one za­wsze cha­rak­te­ry­sty­ką ja­kąś a nie­raz wzno­si­ły się one do form wy­so­ce es­te­tycz­nych.

Jesz­cze w cza­sach po­psu­te­go bar­dzo sma­ku, w cza­sach prze­sad­nej ga­lan­te­ryi i w śmiesz­ność prze­cho­dzą­cej ele­gan­cyi, ja­kie­mi były np. cza­sy Lu­dwi­ka XIV i po­źniej­sze przed­re­wo­lu­cyj­ne, było wie­le barw­no­ści, świet­no­ści i fan­ta­zyi w stro­jach i ubio­rach. Na­wet owo do ckli­wo­ści i ka­ry­ka­tu­ry do­cho­dzą­ce "Ro­co­co" mo­gło być ży­wio­łem es­te­tycz­nym dla ma­la­rza. Jesz­cze ubio­ry wów­czas prze­ma­wiać mo­gły do ima­gi­na­cyi, jesz­cze nie uni­ka­no barw ży­wych, ha­ftów zło­ci­stych i srebr­nych, a męż­czyź­ni, choć po­rzu­ci­li byli daw­no zbro­ję, no­si­li przy­najm­niej cień jej, szpa­dę sa­lo­no­wą. Od cza­sów wiel­kiej re­wo­lu­cyi fran­cuz­kiej da­tu­je się nowy krój ubio­rów, któ­re wy­rze­kły się już ma­low­ni­czo­ści i form es­te­tycz­nych.
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: