Facebook - konwersja
Czytaj fragment
Pobierz fragment

Felix Baumgartner. Szturmując niebo - ebook

Wydawnictwo:
Tłumacz:
Data wydania:
16 czerwca 2015
Format ebooka:
EPUB
Format EPUB
czytaj
na czytniku
czytaj
na tablecie
czytaj
na smartfonie
Jeden z najpopularniejszych formatów e-booków na świecie. Niezwykle wygodny i przyjazny czytelnikom - w przeciwieństwie do formatu PDF umożliwia skalowanie czcionki, dzięki czemu możliwe jest dopasowanie jej wielkości do kroju i rozmiarów ekranu. Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na tablecie
Aby odczytywać e-booki na swoim tablecie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. Bluefire dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na czytniku
Czytanie na e-czytniku z ekranem e-ink jest bardzo wygodne i nie męczy wzroku. Pliki przystosowane do odczytywania na czytnikach to przede wszystkim EPUB (ten format możesz odczytać m.in. na czytnikach PocketBook) i MOBI (ten fromat możesz odczytać m.in. na czytnikach Kindle).
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
czytaj
na smartfonie
Aby odczytywać e-booki na swoim smartfonie musisz zainstalować specjalną aplikację. W zależności od formatu e-booka oraz systemu operacyjnego, który jest zainstalowany na Twoim urządzeniu może to być np. iBooks dla EPUBa lub aplikacja Kindle dla formatu MOBI.
Informacje na temat zabezpieczenia e-booka znajdziesz na karcie produktu w "Szczegółach na temat e-booka". Więcej informacji znajdziesz w dziale Pomoc.
Czytaj fragment
Pobierz fragment
Produkt niedostępny.  Może zainteresuje Cię

Felix Baumgartner. Szturmując niebo - ebook

Od zawsze uwielbiał wyzwania. Kiedy kupił pierwszy rower, nie mógł się zadowolić zwykłą przejażdżką – na swoim bmx-ie jeździł wyłącznie na tylnym kole. Jak wariat. Z czasem zaczął przed sobą stawiać coraz bardziej ryzykowne cele.

Nielegalny skok z najwyższego wówczas budynku na świecie w Kuala Lumpur. Próba oddana z pomnika Chrystusa Odkupiciela w Rio i kolejna przygoda, kiedy zdecydował się polecieć w głąb ciemnej jaskini Mamet w Chorwacji. Wszystko to było tylko preludium do największego z wyczynów: skoku z kosmosu, podczas którego przekroczył prędkość dźwięku i znalazł się na ustach całego świata. Felix Baumgartner – facet, dla którego nie ma rzeczy niemożliwych. Czego doświadczył, pędząc na oślep z wysokości blisko 39 kilometrów? Jak przez pięć lat przygotowywał się do Misji Stratos? Co go napędzało?

Historia człowieka, który nie marnuje ani sekundy swojego życia. Potężna dawka adrenaliny. Pozycja obowiązkowa dla każdego amatora mocnych wrażeń.

***

21 lipca 1969 roku Neil Armstrong, stając na powierzchni Księżyca, był pewien: „To jest mały krok człowieka, ale wielki skok dla ludzkości”. 14 października 2012 roku Felix Baumgartner dokonał rzeczy równie spektakularnej. Nie ulega wątpliwości – to był wielki skok człowieka, który skupił na sobie oczy ludzkości. Ta historia zaczyna się i kończy na Ziemi, ale sięga gwiazd.
Grzegorz Mikuła,
wydawca magazynu „Champion”

Kiedy usłyszałem o Baumgartnerze, pomyślałem, że to kolejny szaleniec. Później zrozumiałem, jak ciężko trzeba pracować, aby osiągnąć to co on. Po przeczytaniu tej książki wiem, ile jest w tym człowieku pasji i determinacji.
Łukasz Polański,
fan BASE jumpingu, siatkarz AZS Częstochowa

Zajrzyjmy w tryby mechanizmu sukcesu. Zobaczmy człowieka, który planuje i sumiennie realizuje swoje marzenia. Człowieka, który jak każdy z nas ma swoje mocniejsze i słabsze strony. Zapoznajmy się z unikatową lekcją życia, spisaną przez kogoś, kto balansuje na krawędzi śmierci. Najbardziej rozpoznawalny zawodnik marki Red Bull opisuje, jak dochodził do sukcesu, jak docierał do granic swoich możliwości. To nie tylko książka o spektakularnych wyczynach czy inspiracja dla poszukiwaczy przygód. To opowieść o tym, że za każdym sukcesem stoi człowiek, wraz ze swoją wrażliwością, siłą i słabościami.
Grzegorz „Iwan” Kucharczyk,
instruktor spadochronowy

Skok Baumgartnera był wielkim wydarzeniem. W sportach ekstremalnych można go porównać z lądowaniem na Księżycu. Warto przeczytać tę książkę, by przeżyć go jeszcze raz.
Dawid Muszyński,
redaktor naczelny magazynu „EGO”

Kategoria: Biografie
Zabezpieczenie: Watermark
Watermark
Watermarkowanie polega na znakowaniu plików wewnątrz treści, dzięki czemu możliwe jest rozpoznanie unikatowej licencji transakcyjnej Użytkownika. E-książki zabezpieczone watermarkiem można odczytywać na wszystkich urządzeniach odtwarzających wybrany format (czytniki, tablety, smartfony). Nie ma również ograniczeń liczby licencji oraz istnieje możliwość swobodnego przenoszenia plików między urządzeniami. Pliki z watermarkiem są kompatybilne z popularnymi programami do odczytywania ebooków, jak np. Calibre oraz aplikacjami na urządzenia mobilne na takie platformy jak iOS oraz Android.
ISBN: 978-83-7924-343-3
Rozmiar pliku: 21 MB

FRAGMENT KSIĄŻKI

W największym dole najwyższego skoku

Nocą, o wpół do czwartej, zrozumiałem, że chcę do domu. Jadę więc z mojego apartamentu w Santa Monica na lotnisko, organizuję sobie bilet i lecę do Salzburga. Od tygodni nie mogłem spać, ale tej nocy w ogóle nie zmrużyłem oka, bo wiedziałem jedno: jutro czeka mnie podróż do Brooks w San Antonio w Teksasie do miejsca, gdzie przetestowano wszystkie wahadłowce i wytrenowano wszystkich astronautów.

Będę musiał wytrzymać pięć godzin w kombinezonie i pokazać ekspertom z Air Force, że potrafię. A ja doskonale wiem, że nie potrafię…

Co robić? Nie ma rozwiązania. W końcu nadszedł dzień, który tak długo odwlekałem. Jest tylko jedno wyjście – ucieczka. Byle dalej stąd, dalej od kombinezonu, dalej od całego zespołu. Już dawno powinienem był się przyznać ludziom do swojego lęku. Ten olbrzymi zespół miesiącami wypruwał sobie żyły, pracował dzień i noc. Wszyscy we mnie wierzyli. A teraz zostawiam ich na lodzie za pięć dwunasta.

Czegoś takiego nigdy w życiu nie zrobiłem. Zawsze stawiałem czoła swoim demonom, nie odwlekałem spraw, brałem byka za rogi. Jeśli pojawił się jakiś problem, szukałem odpowiedniego rozwiązania. To pierwszy taki przypadek, kiedy próbuję odsunąć przeszkodę z nadzieją, że rozwiązanie znajdzie się samo. Za każdym razem, gdy uciekałem, mówiłem sobie: „Jeśli nie możesz opłacić czynszu, zapłacisz następnym razem”. Wiedziałem jednak doskonale, że następnym razem nie będzie lepiej. Kiedyś i tak trzeba będzie zapłacić. I to się właśnie teraz stało.

Powód, dla którego zacząłem przed 25 laty skakać ze spadochronem, to nieporównywalne z niczym innym uczucie wolności, którego doświadczasz, gdy spadasz w dół po odbiciu. Kiedy skakałem, to najchętniej w koszulce i dżinsach, czasami w kasku. A teraz? Ubieram się w kombinezon, na to zakładam spadochron, który jest trzykrotnie cięższy niż normalny, do tego dwie butle z tlenem, a na piersi aparatura do rejestrowania danych.

Na koniec jestem dwa razy cięższy niż zazwyczaj! Żadnej swobody. Skok jest mozolny, nie sprawia frajdy. I jeszcze musiałem się wszystkiego nauczyć od nowa, bo dodatkowy ciężar i kombinezon blokowały ruchy. Byłem jak początkujący: bez doświadczenia, bez pewności siebie. Nie wiedziałem, co mnie czeka, ale mimo to skoczyłem.

Od początku bardzo profesjonalnie radziłem sobie ze stroną techniczną kapsuły. Obsługa przycisków, niezależność w kokpicie, procedury bezpieczeństwa, które trzeba znać na pamięć… Wszystko to perfekcyjnie opanowałem w rekordowym czasie. Chwalono mnie za to, że potrafię zapamiętać tyle rzeczy i jeszcze wykonać je w tych warunkach. To właśnie stanowi moje zaplecze: zawsze potrafię w krótkim czasie prawidłowo zareagować. Do tego jestem wytrenowany. Ale ten kombinezon! Mam zaufanie do samego siebie i zawsze mogłem przywołać tę pewność, o ile byłem dobrze przygotowany. Mogłem ją przywołać niezależnie od tego, jak wielu ludzi z NASA by mi się przyglądało – to żaden problem, gdyby tylko nie ten kombinezon…

Projekt „Red Bull Stratos” ma obecnie trzy lata. Problem z kombinezonem ciśnieniowym pojawiał się u mnie podczas testów raz po raz. Bez kombinezonu ten projekt byłby dla mnie czystą przyjemnością. Kwestie bezpieczeństwa, rozwoju, techniki – to wszystko byłaby bułka z masłem. Jednak zamiast radości w oczekiwaniu na skok próbny z wysokości dziesięciu tysięcy metrów pojawiała się tylko jedna myśl: nie chcę się wbijać w ten kombinezon!

To było jak trudny egzamin, którego człowiek się boi. Stałem się przewrażliwiony, reagowałem na drobiazgi nigdy niesprawiające mi problemu. Na przykład przeszkadzało mi światło w pomieszczeniu, w którym Mike Todd – technik od kombinezonu – zawsze mnie ubierał. Nigdy wcześniej nie myślałem o świetle… I jeszcze ten zapach! Hełm ma uszczelkę okalającą twarz i ten zapach gumy zaczął mi niewiarygodnie przeszkadzać. Wszystkiemu mogłem coś zarzucić – nawet dźwiękom. Na szczęście Mike ma bardzo spokojny, miły głos. Były jednak inne osoby, które kiedy wchodziły do pomieszczenia, ich głosy zaczynały mnie drażnić.

Wszystko, co się z tym kombinezonem wiązało, z biegiem czasu zaczęło mi się źle kojarzyć. Było dla mnie oczywiste, że pewnego dnia się poddam. Poczułem się schwytany w ten kombinezon. Fakt, że miałem być bohaterem tego projektu, bo przez ostatnie 20–25 lat zawsze miałem osiągnięcia, mnie przytłaczał. Wielu osobom ze środowiska skoczków spadochronowych i BASE byłem znany jako ten, który wszystko potrafi. I nagle nie jestem w stanie przeskoczyć takiej przeszkody jak kombinezon… Zawiodę na ziemi, a nie na wysokości 39 kilometrów, skacząc z kapsuły na skraju wszechświata. Co za katastrofa!

Dwa lata oszukiwałem siebie i mój zespół. Zawsze starałem się, żebym był w kombinezonie jak najkrócej. Oczywiście lepiej by było, gdybym spędzał w nim więcej czasu, gdybym sam się do tego zmusił: dziś będę w nim godzinę, choć oficjalnie powinienem być tylko 30 minut. Jednak gnało mnie coś w drugą stronę, wymyślałem preteksty, by jak najszybciej wydostać się z kombinezonu. Zespół niczego się nie domyślał. Wychodzili z założenia, że gdyby był jakiś problem z kombinezonem, to pojawiłby się już w pierwszych pięciu minutach. Ze mną było jednak inaczej. Nie czułem się szczególnie komfortowo, ale początkowo przez dziesięć minut dało się wytrzymać. Pierwszy raz nie trwał o wiele dłużej. Potem zaś wymyślałem różne sztuczki typu: „Mogę na chwilę otworzyć wizjer, żeby lepiej nam się rozmawiało?”. Najgorszym momentem był ten, gdy zamykali hełm. Wtedy zostajesz we własnym świecie w tym kombinezonie. Z otwartym wizjerem nie tkwisz w takim zamknięciu. Myślałem, że przyjdzie taki dzień, kiedy założę kombinezon i powiem sobie: „Okej, jest dobrze”. Niestety, taki dzień nigdy nie nadszedł…

I tak pakuję rzeczy po bezsennej nocy w Santa Monica, zamykam pokój i myślę: „Zostawiasz teraz wszystko, na co pracowałeś latami”. Pośrednio przygotowywałem się do tego projektu przez 25 lat. Każdy skok był jednym z elementów większej całości. Wsiadam do samochodu. Zapewne jechałem już tędy z 50 razy na lotnisko, ale tym razem jest tak, jakby czas się zatrzymał – jadę jak w transie. Inaczej odbieram światła nocy. Lecę do domu, wszystko zostawiam za sobą. Nie mogę się cofnąć, muszę złapać trochę oddechu bez względu na to, co tym wywołam. Muszę teraz pomyśleć o sobie.

Rozmowa przez telefon. Zawsze jest łatwiej, gdy nie trzeba komuś patrzeć w oczy. Mówię: „Chłopaki, mam problem z kombinezonem. Wiem, trochę późno was informuję, ale muszę jechać z powrotem do Austrii. Potrzebuję znanego mi otoczenia: rodziców, mojej dziewczyny, ludzi, z którymi dobrze się czuję”.

Tu w międzyczasie wszyscy stali się moimi wrogami. Joe Kittinger, Art Thompson i ludzie, którzy dla mnie pracują – są wrogami, bo mają związek z moim problemem. Bo chcą, bym spędził w tym kombinezonie pięć godzin! Są jak specjaliści od tortur.

Z lotniska dzwonię do Arta, szefa projektu, i mówię mu wszystko jak na spowiedzi. Nie krzyczy i nie klnie, odpowiada tylko: „Czekaj, przyjadę”. Siedzę w kącie i ryczę. Ludzie przyglądają mi się, jakiś policjant pyta, czy wszystko jest w porządku. Nie, nie jest. Poddaję się. Jestem u kresu, w największym dole mojego najwyższego skoku.

Baumgartner na rampie startowej wyścigu Man versus Machine

Pierwszy skok próbny head downTotalna jazda bez trzymank

Byli w Australii, w USA, objechali Europę, zwiedzili Wielką Brytanię, Ukrainę i Bałkany. Dokonali tego wszystkiego bez pieniędzy na koncie, podróżując starym volkswagenem typu „ogórek”, a napędzała ich tylko i wyłącznie nieodparta chęć gonienia za marzeniami. Nieprawdopodobne?

A jednak!

Czas na historię podróży po USA ze wszystkimi tego konsekwencjami!

Szukaj w dobrych księgarniach i na

www.labotiga.pl

W obliczu śmiertelnego niebezpieczeństwa

liczy się każda sekunda

Człowiek wyjątkowy. Heros. Niezwykła osoba. Kilian Jornet jest aktualnym mistrzem świata w skyrunningu, jednej z najtrudniejszych dyscyplin sportowych na świecie. Drogę na szczyt Kilimandżaro i z powrotem pokonał szybciej niż ktokolwiek inny. Wymazał wszystkie światowe rekordy w każdym z wyzwań, jakie sobie postawił: Ultra-Trail du Mont-Blanc, Transpirenaica, wyprawa dookoła jeziora Tahoe.

Dla niego nie ma rzeczy niemożliwych.

Dziennik zwycięzcy, filozofia życia

i doskonała lekcja dla każdego z nas

Szukaj w dobrych księgarniach i na

www.labotiga.pl

Bądź na bieżąco, śledź nas na:

/WydawnictwoSQN /SQNPublishing

www.wsqn.pl

Nasza księgarnia internetowa:

www.labotiga.pl
mniej..

BESTSELLERY

Kategorie: